– Czego chcesz? – mruknęłam, odwracając się z
powrotem do lustra. – Powiedziałam przecież, że zajęte, prawda?
– Tak, poznałem twój głos i właśnie dlatego
wszedłem – odparł, podchodząc bliżej. Stanął za mną, bardzo blisko, a mój wzrok
spotkał się z jego w lustrze. Z jego oczu zniknęło całe rozbawienie, zamiast
tego dostrzegłam w nich coś na kształt poczucia winy. Chyba jednak było mu
głupio. I dobrze mu tak. – Chciałem cię przeprosić, Maddie. Nie powinienem był
dolewać ci wódki. Zachowałem się jak palant.
Prychnęłam, nie odwróciłam się jednak, żeby nie
dać po sobie poznać, że po tych słowach w zasadzie przestałam być na niego zła.
Jak mogłabym, skoro nawet ton głosu miał taki, jakby czuł się z tym źle? I w
dodatku patrzył na mnie tak błagalnie spod tych swoich długich rzęs. Chyba
każda mu wybaczała, gdy tylko rzucał takim spojrzeniem! Nie mogłam być
wyjątkiem i wcale nie chciałam.
Nie chciałam tylko, żeby tak szybko się o tym
dowiedział.
– Owszem, zachowałeś się jak palant – mruknęłam
więc. Lucas wywrócił oczami, po czym położył mi ręce na ramionach. Spięłam się,
ale oprócz tego nie zrobiłam żadnego ruchu.
– Może przestań już być dla mnie taka ostra, co?
– Żeby to powiedzieć, pochylił się nad moim uchem. Nawet gdybym nie widziała
tego w lustrze, poznałabym po jego oddechu, który owionął moją skórę. –
Przecież przeprosiłem. I obiecuję, że więcej tego nie zrobię. Czego jeszcze
chcesz?
Ukryłam zniecierpliwienie, które powoli
zaczynałam odczuwać. Ostatecznie przyszłam tu na imprezę. Przyszłam integrować
się z ludźmi. A nie siedzieć w łazience na piętrze z Lucasem!
– Niczego – odparłam więc. – Pytanie brzmi
raczej, czego ty chcesz ode mnie.
– Bliżej cię poznać. – Błysnął zębami w kolejnym
uśmiechu, a z jego oczu natychmiast zniknęły resztki poczucia winy. Tym razem
to ja wywróciłam oczami.
– Ale po co, na litość boską?!
Jego dłonie zacisnęły się mocniej na moich
ramionach i w następnej chwili Lucas szarpnął mnie, odwracając do siebie
przodem. Nie powiedział ani słowa, tylko zanim zdążyłam otworzyć usta, żeby
zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu, po prostu pochylił się i mnie
pocałował.
Zamarłam, nie bardzo wiedząc, co robić. Nigdy
wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło! Lucas tymczasem jedną ręką objął
mnie w pasie, przyciągając do siebie bliżej, a drugą położył mi na karku, nie
przerywając pocałunku. Dotyk jego ciepłych warg nie był nieprzyjemny, ale w
zasadzie sama nie wiedziałam, czego chciałam. W końcu położyłam mu ręce na
klatce piersiowej i odsunęłam od siebie nieco, spoglądając na niego z lekką
paniką.
– Lucas, co ty robisz? Przestań – syknęłam, z
każdą chwilą nabierając przekonania, że to była słuszna decyzja. Lucas
niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę.
– Daj spokój, Austin. Wiem, że chcesz tego tak
samo, jak ja.
Prychnęłam. Czy ten facet mógł być jeszcze
bardziej zarozumiały?!
– Nie, nie chcę – zaprotestowałam twardo. – Nie mam
zwyczaju całować się z chłopakami, których w zasadzie w ogóle nie znam. I nadal
nie wiem, dlaczego…
Nie udało mi się dokończyć, bo Lucas znowu mnie
pocałował. Tym razem zaskoczył mnie w chwili, gdy miałam otwarte usta, więc
natychmiast pogłębił pocałunek, wsuwając mi język między wargi. Spięłam się,
ale nie dał mi ani chwili na reakcję: chwycił moje nadgarstki, kładąc je na
marmurowym blacie za moimi plecami, i naparł na mnie, ograniczając pole
manewru.
Panika jeszcze we mnie wzrosła, ale ponad nią
wybiła się złość. Ostatecznie nie sądziłam, mimo wszystko, żeby ten idiota miał
mi zrobić coś złego.
Uciekłam ustami, aż jego wargi zsunęły się na
moją szyję, po czym spróbowałam go odepchnąć. Kiedy nie dało to pożądanego
rezultatu, użyłam również perswazji słownej.
– Puść mnie, słyszysz? Nie rozumiesz, co znaczy
słowo „nie”?!
– Wyluzuj trochę, Austin…
– Idiota! – Wreszcie udało mi się uwolnić rękę z
jego uścisku i natychmiast wymierzyłam mu nią siarczysty policzek. W zasadzie
chciałam go walnąć pięścią, ale obawiałam się, że mogłabym sobie przy tym
połamać palce, więc zrezygnowałam. Kiedy Lucas zamarł, wyraźnie zdumiony takim
obrotem spraw, wyszarpnęłam drugą rękę i ponownie go odepchnęłam, tylko
mocniej.
Sama przed sobą nie chciałam się przyznać, jak
bardzo trzęsły mi się ręce. Niby nie wierzyłam, żeby Lucas miał mi zrobić
krzywdę, ale jednak… Adrenalina jednak robiła swoje.
– Uderzyłaś mnie – stwierdził z niedowierzaniem.
Miałam ochotę roześmiać się histerycznie, więc po prostu ruszyłam w stronę
drzwi, pilnując kroków, bo nogi też mi się trochę trzęsły. Musiałam się stamtąd
jak najszybciej wydostać. – Uderzyłaś mnie!
– A czego się spodziewałeś, palancie?! –Ten
epitet miał do niego chyba na stałe przylgnąć, przynajmniej jeśli chodziło o
mnie. Położyłam dłoń na klamce i spojrzałam na niego przez ramię. –
Powiedziałam „nie” głośno i wyraźnie! Co, zamierzałeś mnie może zgwałcić?!
Uciekłam, zanim zdążył pozbierać jakąś
odpowiedź. Było mi niedobrze i czułam, że jeśli jeszcze chwilę spędzę w jego
towarzystwie, zwymiotuję mu na buty.
Wypadłam na ciemny korytarz i nie oglądając się
za siebie, zbiegłam w dół po schodach, o mało nie tratując po drodze kilku par.
Rozejrzałam się po salonie, nie dostrzegłam jednak nigdzie znajomych twarzy
Harper i Carrie; zrobiło mi się za to duszno i ponownie niedobrze, gdy przepychałam
się w tłumie gości. Poza tym wydało mi się, że gdzieś ponad dudniącą na cały
dom muzyką usłyszałam, jak ktoś wołał moje imię, więc zrobiłam pierwszą rzecz,
która przyszła mi do głowy.
Przepchnęłam się do drzwi wyjściowych, po czym
opuściłam dom Lucasa, niemalże wybiegając na zewnątrz. Zatrzasnęłam za sobą
drzwi i stanęłam na chwilę na podjeździe, szybko jednak ruszyłam przed siebie,
w zasadzie nie patrząc nawet, dokąd szłam. Najważniejsze było, żeby stamtąd uciec,
nieważne, kto mnie wołał.
Na zewnątrz było ciemno i chłodno, wiał
przenikliwy wiatr, a zimno przenikało do szpiku kości. Zwłaszcza że miałam na
sobie jedynie cienką ramoneskę i jeszcze cieńsze rajstopy na gołe nogi, bo
przecież nie planowałam żadnych spacerów po nocy. Gdy dotarłam do ulicy,
rozejrzałam się dookoła, powstrzymując czające się gdzieś pod powiekami łzy.
Ostatecznie nie chciałam zepsuć sobie makijażu, skoro już robiłam go raz na sto
lat.
Do domu miałam ponad dwie mile piechotą, w
dodatku nocą, przez miasto, którego praktycznie nie znałam i tę jego
niezamieszkaną część, rozciągającą się pomiędzy centrum a moją okolicą. Po
prostu świetnie. Zawahałam się na moment, ale ostatecznie nie miałam innego
wyjścia. Nie mogłam tam wrócić i poprosić Carrie, żeby odwiozła mnie do domu.
Od razu poznałaby, że coś się stało, a nie miałam najmniejszego zamiaru
opowiadać jej o Lucasie.
Cholera jasna.
Ruszyłam przed siebie chodnikiem, wkładając ręce
do kieszeni szortów. Ostatecznie nie mogło być tak źle. To tylko jakaś godzina
marszu, w dodatku oświetlonymi przez latarnie ulicami. Tata mówił, że
Elizabethtown to było porządne miasto i na pewno nic mi tu o tej porze nie
groziło. Prawda?
Przekonywałam się tak, dopóki z ulicy, na której
stał dom Lucasa, nie wyszłam na główną, po której, w przeciwieństwie do Plum
Street, jeździły jakieś samochody. Pomimo późnej godziny, przynajmniej odbywał
się tam jakikolwiek ruch. Trochę podniosło mnie to na duchu i poczułam się ciut
lepiej, chociaż nadal było mi lekko niedobrze. Ale świeże powietrze pomagało mi
z każdą chwilą, sprawiając, że powoli wracałam do swojego zwykłego stanu. Gdy wreszcie
wyszłam na South Spruce Street, ręce już prawie mi się nie trzęsły.
Ciągle miałam przed oczami tę przystojną twarz
Lucasa o bezczelnym, pewnym siebie uśmiechu i nie mogłam się go pozbyć z głowy,
chociaż bardzo chciałam, a przydałoby się, bo miałam w niej prawdziwy mętlik.
Faktycznie był palantem czy jednak trochę przesadziłam z reakcją? Może powinnam
to była po prostu zbyć śmiechem, zamiast uciekać? Nie uważałam wprawdzie, żeby
dawanie mu na coś takiego przyzwolenia było właściwe, ale przecież on na pewno
nie chciał mnie skrzywdzić. Po prostu się trochę zagalopował. Może więc nie
powinnam zachowywać się jak przerażona dziewica?
A może powinnam mu była mocniej przyłożyć.
Podskoczyłam, gdy z zamyślenia wyrwał mnie
klakson samochodu. Ktoś wyraźnie na mnie trąbił. Spojrzałam w stronę jezdni i
wrosłam w chodnik, zatrzymując się w pół kroku. No jasne. Takie już moje
pieskie szczęście.
Obok mnie zatrzymywał się właśnie niebieski chevrolet,
a zza jego kierownicy Aiden przyglądał mi się nieodgadnionym spojrzeniem tych
jego czekoladowych oczu.
Nie ruszyłam się ani na krok w jego stronę, więc
po chwili przechylił się nad fotelem pasażera i otworzył drzwi. Kiedy nadal nie
oderwałam nóg od chodnika, podniósł do góry brew.
– Wsiadasz czy nie? Chyba że jesteś fanką
nocnych spacerów przez pół miasta.
Westchnęłam z rezygnacją.
– A skąd wiesz, że idę do domu? – mruknęłam,
pakując mu się do auta. Odpowiedział, dopiero kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi
i poszukałam pasa bezpieczeństwa. Podchwyciłam jego uważne spojrzenie, którym
mnie obrzucił, zanim wrzucił jedynkę i ruszył w dalszą drogę.
– Bo widzę, jak jesteś ubrana – odparł tym samym
tonem. – W tej okolicy była dziś tylko jedna impreza. A biorąc pod uwagę twój
kierunek, właśnie wracasz z domu Thorne’a do siebie.
Pieprzony Sherlock Holmes. Po co w ogóle
pytałam? Mogłam winić tylko siebie.
– Ale ty chyba nie wracasz z tej imprezy? –
Obrzuciłam go sceptycznym spojrzeniem: Aiden jak zwykle był ubrany byle jak, w
szary T–shirt i sprane, jasne dżinsy. Zaśmiał się w dziwny sposób, zupełnie
tak, jakby naprawdę wcale go to nie bawiło.
– Nie, oczywiście, że nie. – No cóż, dla mnie to
nie było takie oczywiste. W końcu miałam wrażenie, że na tej imprezie
znajdowała się absolutnie cała
szkoła. – Czasami, kiedy nie mogę spać, wybieram się na przejażdżki po mieście.
Akurat miałaś szczęście.
Jasne. Albo pecha.
Chociaż, z drugiej strony, chyba nie powinnam
być taka niewdzięczna, skoro zaoferował mi podwózkę, chociaż wcale nie musiał.
– Dzięki – mruknęłam wobec tego, chociaż
obydwoje z pewnością słyszeliśmy, jak bardzo to było wymuszone. Aiden rzucił mi
kolejne spojrzenie i to już było autentycznie nieco rozbawione.
– Dlaczego właściwie wracasz piechotą? Nie masz
przypadkiem własnego auta, żeby pojechać nim na imprezę? Czy alkohol jest aż
tak ważny?
– Nie trafiłeś za żadnym razem – zaprzeczyłam,
zdziwiona, że w ogóle wdał się w tak skomplikowaną konwersację. Ostatecznie gdy
podwoził mnie poprzednim razem, był zdeterminowany, by mówić do mnie zdaniami
prostymi. – Nadal nie znalazłam kluczyków do mojego Nissana. Carrie Sutton
zaoferowała się, że mnie podwiezie, ale potem… – zająknęłam się. – Gdzieś mi
zniknęła, a chciałam już wracać.
– W to akurat jestem skłonny uwierzyć –
prychnął. Zmarszczył brwi.
– W co, że chciałam wracać do domu?
– Nie. Że zgubiłaś kluczyki – sprostował. –
Mogłabyś zajrzeć do tego schowka przy twoim fotelu? Spokojnie, nie wyskoczy z
niego nic, co mogłoby ci odgryźć palec.
Wywróciłam oczami, że tak dobrze zinterpretował
moje spojrzenie. Nie odpowiedziałam jednak, tylko posłusznie otworzyłam schowek
i zaczęłam w nim grzebać. Nie trwało to długo: na samym wierzchu znalazłam to,
co miał na myśli Aiden. Moje kluczyki do Nissana.
– Musiały wypaść ci z kieszeni, gdy poprzednim
razem cię podwoziłem. – Właściwie powinnam czuć ulgę, że kluczyki się znalazły,
a jednak tak nie było. Nic dziwnego, w końcu to oznaczało, że Aiden przyłapał
mnie na kłamstwie. Nie podobało mi się to. – Ile czasu masz prawo jazdy,
Maddie?
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie. A co to miało
do rzeczy?
– Pół roku – odpowiedziałam jednak, bo bardzo
nie lubiłam, gdy ktoś odpowiadał pytaniem na pytanie. Aiden tymczasem
kontynuował to dziwne przesłuchanie.
– Lubisz prowadzić?
– No pewnie – prychnęłam, czując się niezbyt
pewnie i jeszcze mniej komfortowo w tej sytuacji. Zwłaszcza że Aiden prowadził
praktycznie jedną ręką, jednym okiem zerkając na jezdnię, a resztę uwagi
poświęcając mnie. Ja nie widziałam nawet dobrze, gdzie byliśmy, a jemu mimo to
udawało się prowadzić! – Prawo jazdy zdałam pół roku temu, ale zaczęłam jeździć
dużo wcześniej, jeszcze przed moimi szesnastymi urodzinami. Nigdy nie miałam z
tym problemów.
Do czasu, oczywiście.
– Więc dlaczego boisz się wsiąść do własnego
auta? – No proszę, nie mówiłam, że to pieprzony Sherlock Holmes? No i niby co
miałam mu teraz odpowiedzieć?!
Zawahałam się, już z otwartymi ustami, przez co
musiałam bardzo głupio wyglądać. Aiden jednak na szczęście nie widział, bo
akurat odwrócił wzrok do jezdni. Wolną ręką założył za ucho długie pasmo
ciemnych włosów, bez słowa więcej czekając na odpowiedź.
Zebrałam się więc w sobie i postanowiłam brnąć w
zaparte.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Wcale się nie
boję. Dzięki za kluczyki, szukałam ich wszędzie, a musiałam przeoczyć
najbardziej oczywiste miejsce.
– Jasne, bo przecież wcale ich nie czułaś,
siedząc na nich – prychnął z niedowierzaniem. Z irytacją zacisnęłam szczęki.
Czego ten facet właściwie ode mnie chciał?! – Nie wciskaj mi kitu, Maddie, nie
urodziłem się wczoraj. Kiedy podjechałem, bałaś się wsiąść do auta i wymyśliłaś
pierwszą lepszą bajeczkę, żebym się nie dowiedział. Dlaczego się boisz?
A co go to właściwie obchodziło?!
To była pierwsza sensowna myśl, jaka przyszła mi
do głowy. Drugą był nieco zaskakujący wniosek, że w zasadzie fajnie byłoby
komuś zwierzyć się z moich problemów z prowadzeniem auta, miałam jednak
nieodparte wrażenie, że Aiden nie był właściwą osobą.
Z drugiej strony… Czy tu, w Elizabethtown, w
ogóle istniała właściwa osoba?
– To nie twoja sprawa – mruknęłam, ostatecznie
rezygnując z udawania, że nie wiedziałam, o czym mówił. Ostatecznie
najwyraźniej żadne z nas nie było głupie i Aiden doskonale by wiedział, że
zaprzeczałam faktom.
Miałam nadzieję, że odpuści. Naprawdę w to
wierzyłam. W końcu ostatnim razem przecież wcale nie miał ochoty na rozmowy,
prawda? Wyszłam więc z założenia, że i tym razem odetchnie z ulgą, że nie chcę
z nim o tym rozmawiać, i da sobie spokój, powracając do ciszy, którą
najwyraźniej wolał. Chyba jednak tylko wydawało mi się, że zdążyłam się
czegokolwiek o nim dowiedzieć, bo wcale nie postąpił tak, jak się spodziewałam.
Niestety.
– Okej, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz –
odparł bowiem lekko, po czym ku mojemu zaskoczeniu dodał: – Ale jeśli masz z
tym problem, powinnaś z nim walczyć, a nie się poddawać. Szukanie wymówek jest
dobre tylko na krótką metę.
Nie odpowiedziałam, odwracając wzrok do okna.
Miałam ogromną ochotę powiedzieć mu, że właśnie to robiłam, gdy tamtego poranka
przydybał mnie na moim podjeździe – walczyłam ze sobą – nie chciałam jednak,
żeby pomyślał, że się tłumaczę. Nie zamierzałam mu niczego wyjaśniać. Po co w
ogóle to drążył?
– Mogę ci pomóc – ciągnął, niezrażony brakiem
odpowiedzi. Dopiero tymi słowami sprawił, że gwałtownie odwróciłam głowę w jego
stronę. Zaraz. Że co?! – Na początek wsadzę cię za kierownicę. Zobaczymy, jak
ci pójdzie.
Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. O co tu
właściwie chodziło?
– A niby dlaczego miałbyś to robić? – zapytałam
i nie potrafiłam pozbyć się przekąsu z głosu. Wzruszył ramionami.
– Bo się nudzę? – poddał. – Bo nie mogę patrzeć,
jak się z tym męczysz? Wybierz sobie, co chcesz.
– A potem rozgłosisz po całej szkole, że
wariatka Maddie Monroe boi się prowadzić auto, tak? – mruknęłam. Aiden roześmiał
się, odrzucając głowę do tyłu.
– W ogóle mnie nie znasz, a już wyciągasz takie
wnioski – zauważył z rozbawieniem, po czym spoważniał nieco i dodał: – Maddie,
wystarczy, że poprosisz, żebym nikomu nie mówił, a tego nie zrobię. Obiecuję.
Wahałam się przez chwilę, bijąc się z myślami.
Nie chciałam się przed nim odsłaniać. Zazwyczaj to inni odsłaniali się przede
mną i dobrze mi było w ten sposób. Zwłaszcza że w ogóle go nie znałam i nie
wiedziałam, czy mogłam na nim polegać. Czy jednak aby trochę nie przesadzałam?
Skąd właściwie brała się we mnie ta nieufność, bo przecież mama na pewno mnie
tego nie nauczyła?
Ale w końcu zaufałam Lucasowi i proszę, jakie
były tego skutki.
– Więc nie mów nikomu. Proszę – odpowiedziałam w
końcu, uznając, że nie miałam przecież powodu, żeby mu nie zaufać. W
przeciwieństwie do Lucasa, jeszcze nie próbował mnie skrzywdzić.
Aiden kiwnął lekko głową, po czym zatrzymał
samochód na poboczu. Dopiero wtedy rozejrzałam się dookoła i z trudem
rozpoznałam okolicę: znajdowaliśmy się gdzieś w połowie Mill Road, tej
niezamieszkanej, otoczonej lasem drogi prowadzącej do Sun Valley Drive.
Zorientowałam się dopiero po chwili pewnie dlatego, że wokół było ciemno i dość
ponuro.
– Nie powiem – obiecał, po czym odpiął pas
bezpieczeństwa. – Wysiadaj. Wsadzę cię za kierownicę.
Spłoszyłam się nieco. Spojrzałam na niego
niepewnie, przygryzając wargę. Musiał zobaczyć coś w mojej twarzy, bo sięgnął
po moją rękę, ale odsunęłam ją szybko.
– To chyba nie jest dobry pomysł –
odpowiedziałam pospiesznie. – Poza tym nie chciałabym uszkodzić ci samochodu… Musiał
kosztować majątek…
– Należał do mojego ojca – uciął, przerywając na
szczęście ten mój idiotyczny bełkot. – Daj spokój, Maddie, nic mu się nie
stanie. Tobie też nie. Musisz tylko uwierzyć, że możesz to zrobić. Potem będzie
już dobrze. A teraz wysiądź z auta.
Niczym robot, posłusznie odpięłam pas, chociaż
wcale tego nie chciałam. Jego spokojny, nieco hipnotyzujący ton głosu podziałał
jednak na mnie tak, że nie mogłam mu odmówić. Widząc mój ruch, Aiden wysiadł z
auta i zanim zdążyłam podjąć ostateczną decyzję, już był przy moich drzwiach i
otwierał je od zewnątrz. Nie byłam pewna, czy świadczyło to o jego
dżentelmeńskich odruchach, czy raczej przeczuciu, że gdyby go tam nie było,
spróbowałabym uciec. Jeżeli chodziło o to ostatnie, to było to cholernie dobre
przeczucie.
– No dalej. – Aiden wyciągnął w moją stronę
rękę, stojąc nade mną niczym sęp. – To naprawdę nic trudnego, Maddie. Jestem
pewien, że sobie poradzisz.
Kiedy ujęłam w końcu jego dłoń, oddech mi
przyspieszył i niewiele to miało wspólnego z jego dotykiem. Wysiałam, a on
popchnął mnie lekko przed siebie, rękę kładąc mi nisko na plecach. Praktycznie
prowadził mnie ku siedzeniu kierowcy, jakby czując, w jakim stanie się
znajdowałam. Ja tymczasem skupiłam się na kontroli oddechu, bo znowu miałam
wrażenie, jakbym się dusiła, a nogi miała z ołowiu. I jeszcze ten pot na czole.
Co ze mną było nie tak?!
– To nie był dobry pomysł – mruknęłam, ze
zdziwieniem stwierdzając, że mój głos był lekko zachrypnięty. Zatrzymałam się
tuż przed samochodem, wpatrzona w fotel kierowcy, nie mogąc zrobić kolejnego
kroku. Uspokój oddech, poleciłam sobie nieco histerycznie, kolejne próby
niewiele jednak dały. Dłoń Aidena pieszczotliwie przesunęła się w górę moich
pleców, jakby chłopak chciał dodać mi otuchy.
– To jedyny możliwy pomysł, Maddie –
odpowiedział cicho. Słyszałam go bez trudu, bo droga o tej porze była nie tylko
ciemna, ale również pusta i cicha. Jedynym dźwiękiem oprócz naszych głosów był
ten wydawany przez pracujący cicho silnik chevroleta. – Musisz się w końcu
przemóc. Nie można tak żyć w nieskończoność.
O rany, przecież wcale nie zamierzałam! Dlaczego
on właściwie tak się tym zainteresował? Dużo prościej byłoby, gdyby nie
wnikając w szczegóły, po prostu odwiózł mnie do domu i tam zostawił. Po co to
wszystko drążył?!
– Zdradzić ci mój sekret? – dodał po chwili,
znowu nie doczekawszy się odpowiedzi. Gardło miałam ściśnięte ze strachu, więc
tylko pokiwałam głową. – Ja też mam coś takiego. Coś, czego boję się panicznie,
co przyprawia mnie o mdłości i wypiera z głowy wszystkie racjonalne myśli.
Czy to dlatego mnie rozumiał? Dlatego uznał, że
potrzebowałam pomocy?
– Co to? – wydusiłam z siebie, kładąc drżącą
dłoń na otwartych drzwiach chevroleta. Dotyk ciepłej dłoni Aidena na moich plecach
działał na mnie dziwnie uspokajająco.
– Ciasnota – wyjaśnił. – Boję się ciasnych
miejsc, wiesz? Gdybyś kiedyś chciała się na mnie zemścić w najokrutniejszy z
możliwych sposób, powinnaś zakopać mnie w trumnie pod ziemią. Umarłbym ze
strachu.
Roześmiałam się histerycznie, bo chociaż na
początku mówił jeszcze poważnie, przy ostatnich dwóch zdaniach wyraźnie
usłyszałam w jego głosie rozbawienie. Wzięłam głęboki oddech, żeby nieco się
uspokoić, i w końcu mi się udało. Po chwili ręka przestała mi tak bardzo drżeć.
– Więc walczysz z moim lękiem, chociaż wcale nie
pozbyłeś się swojego? – zapytałam zaskakująco trzeźwo. Aiden popchnął mnie
lekko przed siebie.
– Nie miałem nikogo, kto by mi z tym pomógł –
wyjaśnił. – Może dlatego ja chcę pomóc tobie.
A co z jego bliskimi? Nikt nie zauważył, co się
z nim działo?
Szybko odsunęłam od siebie te myśli, bo wreszcie
udało mi się uwolnić nogi, dotąd jakby przytwierdzone do asfaltu, i zrobić ten
jeden krok naprzód. Już po chwili siedziałam za kierownicą chevroleta, czując
przyspieszone bicie serca, które najwyraźniej miało coś przeciwko temu miejscu.
Niepewnie chwyciłam kierownicę, bo jakoś pewniej się czułam, trzymając się
czegokolwiek. Aiden bez słowa zatrzasnął za mną drzwi i zanim pomyślałam choćby
o ucieczce z tego miejsca, już siedział obok mnie w fotelu pasażera.
– Widzisz? Nie było tak źle. – Uśmiechnął się
półgębkiem, co dostrzegłam kątem oka, nie mogłam mu jednak przytaknąć. Czułam,
że pociły mi się ręce i byłam okropnie zdenerwowana. Chciałam powiedzieć
cokolwiek, ale o tym, co wyrwało mi się z ust, wcale nie powinien był wiedzieć.
– Parę miesięcy temu miałam wypadek – wyrzuciłam
z siebie, żeby tylko nie myśleć, że siedziałam właśnie za kierownicą samochodu.
– Jechałam z mamą, ona prowadziła. Zderzyłyśmy się z drugim samochodem… Tylko
ja przeżyłam. To dlatego…
– Przykro mi. – Miałam wrażenie, że mówił
szczerze i nie zdziwiłoby mnie to. W końcu chyba wiedział, co to znaczy,
stracić rodziców. Tak przynajmniej przypuszczałam, biorąc pod uwagę, że
mieszkał z ciotką. Niezależnie, co się z nimi stało, nie było ich z nim i to
chyba wystarczyło. – Ale tym bardziej powinnaś jak najszybciej ponownie usiąść
za kółkiem. To jak z jazdą konną. Jak raz zrzuci cię koń, musisz natychmiast z
powrotem na niego wsiąść. W przeciwnym razie możesz już nigdy się nie przemóc.
Wiedziałam, że miał rację. Niestety. Wpatrzyłam
się w kierownicę, ponownie próbując uspokoić oddech. Potrzebowałam dłuższej
chwili, żeby nieco rozluźnić uścisk dłoni, bo trzymałam kierownicę tak mocno,
że aż zaczęły mnie boleć. Aiden czekał cierpliwie, nie mówiąc już nic więcej,
po prostu patrzył na mnie i dawał mi czas, żebym się z tym oswoiła. W końcu, po
nieskończenie długim czasie, oddech nieco mi sie uspokoił i trochę się
rozluźniłam, co objawiło się przede wszystkim ustąpieniem skurczy w nogach i dłoniach.
– Chcesz ruszyć? – zapytał w końcu, widząc
chyba, że nieco rozluźniłam szczęki. Stanowczo pokręciłam głową, odrywając
wreszcie dłonie od kierownicy.
– Nie, raczej nie. Jestem zbyt roztrzęsiona,
mogłabym obić ci auto o najbliższe drzewo. Zawieziesz mnie do domu?
Na szczęście nie zmuszał mnie do niczego; kiwnął
głową, po czym ponownie wysiadł z auta. Wcale nie chciałam czekać, aż otworzy
mi drzwi, ale po prostu nie mogłam zebrać w sobie sił, żeby ruszyć się z miejsca.
Dlatego wysiadłam dopiero wtedy, gdy Aiden otworzył drzwi i stanął nade mną,
czekając, aż się podniosę.
Kiedy z powrotem stanęłam na asfalcie, w głowie
aż zakręciło mi się od ulgi. Ciężar, który czułam na piersi przez cały czas,
gdy siedziałam za kierownicą, zniknął w jednym momencie. Zachwiałam się, więc
Aiden odruchowo położył mi dłoń na ramieniu, by mnie podtrzymać. Ścisnęłam jego
ramię i odetchnęłam głęboko, nieco drżąco, ale już spokojniej i swobodniej. O
rany.
Naprawdę nie myślałam, że to będzie takie
trudne. Że będę się czuła tak, jakbym tonęła. Jakby przygniatała mnie toń
lodowatej wody.
– Wszystko w porządku?
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i wreszcie
zobaczyłam w nich coś więcej, niż zazwyczaj mi się udawało. Zobaczyłam troskę. Uśmiechnęłam
się trochę wymuszenie, cofając dłoń i odsuwając się od niego, chociaż tak
naprawdę wcale nie chciałam tego zrobić.
– Dziękuję – odpowiedziałam tylko, nie
precyzując, za co konkretnie. Nie dopytywał się i byłam mu za to wdzięczna.
Wyminęłam go, żeby przejść na swoją stronę i
zająć miejsce na siedzeniu pasażera. Chociaż na niego nie patrzyłam, wiedziałam
doskonale, że nie ruszył się z miejsca, dopóki nie znalazłam się w samochodzie.
Chociaż nadal byłam nieco roztrzęsiona, poczułam się tam dużo pewniej i dużo… bezpieczniej.
W samochodzie chłopaka, którego widziałam
czwarty raz w życiu. Chyba coś musiało jednak być ze mną nie tak.
Myślenie zostawiałam sobie jednak na później, bo
wiedziałam, że będę mieć o to do siebie ogromne pretensje. O otwarcie się przed
osobą, której kompletnie nie znałam, o wyciągnięcie przed nim na wierzch moich
największych lęków i zwierzenie się z rzeczy, o których w Elizabethtown nie
wiedział nikt poza ojcem. Dlaczego właśnie on? Dlaczego Aiden? Zupełnie tego
nie rozumiałam.
Wyglądało jednak na to, że moje pierwsze
wrażenie co do niego było błędne. Z nas dwójki najwidoczniej to ja bardziej
potrzebowałam pomocy od niego.
Było to dla mnie coś nowego.
Pierwsza ! Zaraz wracam ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jest fantastyczny. Zachowanue Lycasa...było mega nachalne i niewłaściwe,może to ten alkohol?
UsuńAiden jest cudowny ^^ Taki pomocny i troskliwy :D Dobra, ja sobie czytam nie wiadomo skąd te epitety.... Ale co mi tam. Niech mnie zastrzelą. Aiden zmienił swoje zachowanie ? lbo miał dzień dobroci.
Pozdrawiam ! :)
Częściowo pewnie tak, ale tylko częściowo, bo Lucas nie był aż tak pijany. Co najwyżej na tyle, żeby alkohol dodał mu pewności siebie i odebrał nieco zdolność dostrzegania, co się wokół niego dzieje;)
UsuńNie no, ok, pewnie, że był pomocny i troskliwy;) a w kolejnych rozdziałach będzie nawet bardziej xd powiedzmy, że zmienił zachowanie, ale to jest bardziej w jego stylu;)
Całuję!
"Że będę się czuła tak, jakby tonęła." - jakbym.
OdpowiedzUsuńNie, Mads, wcale nie przereagowałaś po sytuacji z Lucasem. I tak, powinnaś mu przywalić mocniej, żeby został mu jakiś ślad - bez śladu może sobie rozpowiadać dowolne kłamstwa, a jakby miał przynajmniej podbite oko czy cokolwiek, to jeszcze musiałby się tłumaczyć. Pewnie i tak by wymyślił jakiś bardziej "męski" powód obitej twarzy, ale przynajmniej dostałby cios w ego. Bo "nie" znaczy "nie" i już. ^^
A Aiden... No, no, nooo, robi się coraz ciekawiej. Nasz Tajemniczy Don Pedro jest bardzo tajemniczy, a jak jeszcze pokazał teraz na moment swoje miłe oblicze, to w ogóle. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał wianuszek adorujących go panien łażących za nim po szkole przez cały czas. :P
Pozdrawiam cieplutko,
Dziękuję, zaraz poprawię:)
UsuńNo właśnie! Masz rację, i przynajmniej musiałby się jeszcze potem tłumaczyć xd ale Mads tak już ma, że jej się wydaje, że może nie powinna i może powinna tę sytuację raczej jakoś wyjaśnić, zamiast uciekać. Na szczęście instynkt wziął górę;)
Haha, i jeszcze przez pewien czas będzie tajemniczy, ale wkrótce się wszystko wyjaśni;) wianuszek to może nie, ale znajdzie się na pewno przynajmniej jedna, która go będzie broniła xd
Całuję!
Cześć!;D co sie dziejeeeee?????!
OdpowiedzUsuńPolubilam Aidena! Boże, już sama się siebie boje, bo ostatnio przyrzekałam ze kocham Lucasa, który dzisiaj przestał mieć u mnie dobre wrażenie.
Jak on mógł ja pocałować? Dobra, rozumiem, jest typem chlopaka który chce zaliczyć wszystko co sie rusza, ale Maddie? Przesadził. Zdecydowanie powinna przywalic mu mocniej;D
Aiden mnie intryguje. Jest dziwnie miły dla Maddie, a do innych nawet się pewnie nie odzywa. I caly czas siedzi w tym aucie...ehhh. Czekam na to co wyniknie z tej pomocy Aidena, bo jestem ciekawa czy jej to pomoże, czy bardziej zniechęci;)
Czekam na ciąg dalszy;*
Całuje<3
Haha, to chyba dobrze xd spokojnie, Lucas się jeszcze zrehabilituje, ale Aiden też pokaże się z bardziej ludzkiej strony, więc ciekawe, którego ostatecznie będziesz wolała;)
UsuńNo to fakt, do innych się raczej nie odzywa. I tak, sporo czasu spędza w aucie, no ale po szkole też chodzi xd pewnie pomoże, ale to dopiero przy dłuższej terapii ;>
Całuję!;*
Maddie zdecydowanie powinna mu mocniej przywalić. I to może nawet dwa razy. Nie nawidzę takich aroganckich typków, którzy uważają, że są tacy wspaniali, żadna im się nie oprze i traktują dziewczyny, jak przedmioty. No okej, lubię czasem poczytać o aroganckich typkach, ale takich sympatyczniejszych i bardziej szanujących innych ludzi. Lucas jest na mój gust raczej takim złym charakterem. Może przesadziłam, ale wątpię, żeby też był dobry.
OdpowiedzUsuńZa to Aiden... Nie wiem nawet, co napisać! Widać, że chłopak chociaż miał jakieś wątpliwości co do Maddie, to jednak potrafi wykazać się jakimś współczuciem, empatią czy czymś. Jestem ciekawa jak wątek z jego pomocą z samochodem dalej się rozwinie.
Jak widać, Lucasowi zwróciła się karma na komisariacie i dobrze mu tak!
Pozdrawiam!
No właśnie, też jestem tego zdania i zupełnie nie rozumiem, dlaczego ona się wahała XDD hmm... Lucas może i nie jest taki zły, tylko trochę się zagalopował właśnie dlatego, że jest taki pewny siebie. Spróbuje się potem zrehabilitować, ale czy mu wyjdzie, to już inna kwestia;)
UsuńA Aiden ma raczej wątpliwości co do siebie, ale o tym później. A Maddie rozumie, jak najbardziej, bo jak wspominał, sam ma taką traumę związaną z jego przeszłością.
Komisariat i nie tylko ;>
Całuję!
Och, Aiden jest taki uroczy, jak tutaj go nie kochać? :D Najbardziej mnie rozczula, że po prostu zajął się Maddy, kiedy tego potrzebowała. Kurcze, takiego faceta to ze świecą szukać, a on się zjawił w odpowiednim momencie. Mogłabym powiedzieć, że tacy faceci na ulicy nie leżą, ale jakby na to nie patrzeć w jego przypadku jest odwrotnie ;P
OdpowiedzUsuńNo i? No i słusznie nie polubiłam Lucasa! Moim zdaniem Mads powinna mu tak przyłożyć, że zakręciłby się z bólu i upadł na podłogę. Jeju, co za palant! Naprawdę pasuje do niego to określenie xD Coś czuję, że to go w ogóle niczego nie nauczy, tylko będzie dalej próbował swoich "sztuczek", żeby "poznać bliżej" Maddy.
Pozdrawiam! <3
Prawda? xd Aiden, wbrew temu, co widać na pierwszy rzut oka, nie jest wcale taki zły ;> no i właśnie, a Mads go akurat na ulicy znalazła! Ślepy traf, no xd
UsuńAno słusznie;) czy nauczy, tego przesądzać nie chcę, ale jego sztuczek ta sytuacja na pewno nie zakończy, to pewne ;>
Całuję!
Aiden <3 Z rozdziału na rozdział coraz bardziej go lubię, choć właściwie od początku zapałałam do niego sympatią, ale pewnie ich znajomość nie przejdzie ot tak na jakiś wyższy poziom ;< Całkowicie urocze było to, jak jej pomógł i przy tym do niczego nie zmuszał. Co do Lucasa, to wiedziałam, że nie będzie on tak miły i uroczy. Można tłumaczyć jego zachowanie alkoholem, ale, litości, jeżeli zależy mu na Maddie, nie powinien przenigdy czegoś na niej wymuszać, a tym bardziej czegoś takiego. Sama nie wiem, czy by ją zgwałcił, ale sam fakt tego, że zaczął tak się zachowywać, sprawia, że umieściłam go na czarnej liście. I co on teraz zrobi, o ile oczywiście będzie o tym pamiętał.
OdpowiedzUsuńTwoje szablony są przepiękne. Jeden od drugiego wydaje się być piękniejszy! :) Pozdrawiam!
Ot tak to może i nie, ale w końcu kiedyś, może... ;> nie zmuszał, Aiden już taki jest, zwłaszcza że sam, jak wspominał, ma podobne problemy. A Lucas... No tak, moim zdaniem też nie ma go po co ani jak usprawiedliwiać. Pewnie nie zrobiłby jej krzywdy, ale nic dziwnego, że Maddie nie miała ochoty zostać, by to sprawdzić;) pamiętał będzie, aż tyle nie wypił. A co zrobi? O tym w następnym rozdziale ;>
UsuńBardzo dziękuję:) staram się, jak mogę;)
Całuję!
Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś nie mogłam się czasowo zgrać z pozostawieniem tu komentarza. Wierz mi, że nie zapomniałam o cudownym "Czystym sumieniu". Dobra, a teraz do konkretów!
OdpowiedzUsuńNa Lucasa szkoda mi słów, ale trzeba jakoś skomentować jego zachowanie - ohydne, swoją drogą. Całkowicie popieram Maddie. Ode mnie blondas w takiej sytuacji dostałby z liścia ze dwa razy. Alkohol, w moim mniemaniu, nic nie usprawiedliwia, a wręcz pogarsza jego uczynek. Um, oby szybko zaczął się rehabilitować, bo zaczynam go poważnie nie znosić! Zwłaszcza, że tak ciężko cokolwiek do niego dociera. Najgorsza cecha z możliwych!
Za to Aiden był rekompensatą dla duszy. Nie mogę się doczekać, gdy w końcu odsłoni wszystkie karty. To, jak troskliwie i z wielkim zaangażowaniem podszedł do problemu dziewczyny świadczy, że nie jest kolejnym, pustogłowym nastolatkiem, któremu tylko ładne dupy w głowie. Mam bowiem dziwne wrażenie, że na tym świecie wymiera gatunek mężczyzny, który nie srałby w portki jak ma przed sobą jakiś problem :D:D Nie wiem, czy czujesz to samo, ale ja powoli tracę wiarę w męski gatunek :D E, ale o czym ja gadam? Chyba nafaszerowałam się Aidenem i teraz nie mogę wrócić na ziemie :P Rozbijam namiot w twoim Elizabethtown!
Dobra, trochę bzdur ci zaserwowałam w tym komentarzu, ale mam nadzieje, że chociaż wyszły pozytywne :D
Pozdrawiam ciepło :*
Absolutnie nie mam nic przeciwko, cieszy mnie, że w ogóle wpadłaś;) i że o nim nie zapomniałaś ;P
UsuńNo widzisz, to dobrze, że wszystkie stajecie po stronie Maddie! Czyli jej pierwsza, ta odruchowa, reakcja nie była zła xd zgadzam się z tym, że alkohol to żadne usprawiedliwienie. Zacznie, spokojnie, nawet bardzo szybko, bo w następnym rozdziale, ale jakie będą tego konsekwencje... tego nie zdradzę ;>
To jeszcze trochę trzeba poczekać, ale może nie aż tak długo. Oczywiście, że nie jest! I zgadzam się z Tobą, sensownych facetów obecnie na świecie to ze świecą szukać;) ale po co namiot, jakiś zgrabny domek niedaleko Aidena na pewno się znajdzie^^
No oczywiście, że nie, bo to wcale nie były bzdury xd
Całuję! ;*