29 marca 2014

7. Nić porozumienia

– Czego chcesz? – mruknęłam, odwracając się z powrotem do lustra. – Powiedziałam przecież, że zajęte, prawda?
– Tak, poznałem twój głos i właśnie dlatego wszedłem – odparł, podchodząc bliżej. Stanął za mną, bardzo blisko, a mój wzrok spotkał się z jego w lustrze. Z jego oczu zniknęło całe rozbawienie, zamiast tego dostrzegłam w nich coś na kształt poczucia winy. Chyba jednak było mu głupio. I dobrze mu tak. – Chciałem cię przeprosić, Maddie. Nie powinienem był dolewać ci wódki. Zachowałem się jak palant.
Prychnęłam, nie odwróciłam się jednak, żeby nie dać po sobie poznać, że po tych słowach w zasadzie przestałam być na niego zła. Jak mogłabym, skoro nawet ton głosu miał taki, jakby czuł się z tym źle? I w dodatku patrzył na mnie tak błagalnie spod tych swoich długich rzęs. Chyba każda mu wybaczała, gdy tylko rzucał takim spojrzeniem! Nie mogłam być wyjątkiem i wcale nie chciałam.
Nie chciałam tylko, żeby tak szybko się o tym dowiedział.
– Owszem, zachowałeś się jak palant – mruknęłam więc. Lucas wywrócił oczami, po czym położył mi ręce na ramionach. Spięłam się, ale oprócz tego nie zrobiłam żadnego ruchu.
– Może przestań już być dla mnie taka ostra, co? – Żeby to powiedzieć, pochylił się nad moim uchem. Nawet gdybym nie widziała tego w lustrze, poznałabym po jego oddechu, który owionął moją skórę. – Przecież przeprosiłem. I obiecuję, że więcej tego nie zrobię. Czego jeszcze chcesz?
Ukryłam zniecierpliwienie, które powoli zaczynałam odczuwać. Ostatecznie przyszłam tu na imprezę. Przyszłam integrować się z ludźmi. A nie siedzieć w łazience na piętrze z Lucasem!
– Niczego – odparłam więc. – Pytanie brzmi raczej, czego ty chcesz ode mnie.
– Bliżej cię poznać. – Błysnął zębami w kolejnym uśmiechu, a z jego oczu natychmiast zniknęły resztki poczucia winy. Tym razem to ja wywróciłam oczami.
– Ale po co, na litość boską?!
Jego dłonie zacisnęły się mocniej na moich ramionach i w następnej chwili Lucas szarpnął mnie, odwracając do siebie przodem. Nie powiedział ani słowa, tylko zanim zdążyłam otworzyć usta, żeby zaprotestować przeciwko takiemu traktowaniu, po prostu pochylił się i mnie pocałował.
Zamarłam, nie bardzo wiedząc, co robić. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło! Lucas tymczasem jedną ręką objął mnie w pasie, przyciągając do siebie bliżej, a drugą położył mi na karku, nie przerywając pocałunku. Dotyk jego ciepłych warg nie był nieprzyjemny, ale w zasadzie sama nie wiedziałam, czego chciałam. W końcu położyłam mu ręce na klatce piersiowej i odsunęłam od siebie nieco, spoglądając na niego z lekką paniką.
– Lucas, co ty robisz? Przestań – syknęłam, z każdą chwilą nabierając przekonania, że to była słuszna decyzja. Lucas niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę.
– Daj spokój, Austin. Wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja.
Prychnęłam. Czy ten facet mógł być jeszcze bardziej zarozumiały?!
– Nie, nie chcę – zaprotestowałam twardo. – Nie mam zwyczaju całować się z chłopakami, których w zasadzie w ogóle nie znam. I nadal nie wiem, dlaczego…
Nie udało mi się dokończyć, bo Lucas znowu mnie pocałował. Tym razem zaskoczył mnie w chwili, gdy miałam otwarte usta, więc natychmiast pogłębił pocałunek, wsuwając mi język między wargi. Spięłam się, ale nie dał mi ani chwili na reakcję: chwycił moje nadgarstki, kładąc je na marmurowym blacie za moimi plecami, i naparł na mnie, ograniczając pole manewru.
Panika jeszcze we mnie wzrosła, ale ponad nią wybiła się złość. Ostatecznie nie sądziłam, mimo wszystko, żeby ten idiota miał mi zrobić coś złego.
Uciekłam ustami, aż jego wargi zsunęły się na moją szyję, po czym spróbowałam go odepchnąć. Kiedy nie dało to pożądanego rezultatu, użyłam również perswazji słownej.
– Puść mnie, słyszysz? Nie rozumiesz, co znaczy słowo „nie”?!
– Wyluzuj trochę, Austin…
– Idiota! – Wreszcie udało mi się uwolnić rękę z jego uścisku i natychmiast wymierzyłam mu nią siarczysty policzek. W zasadzie chciałam go walnąć pięścią, ale obawiałam się, że mogłabym sobie przy tym połamać palce, więc zrezygnowałam. Kiedy Lucas zamarł, wyraźnie zdumiony takim obrotem spraw, wyszarpnęłam drugą rękę i ponownie go odepchnęłam, tylko mocniej.
Sama przed sobą nie chciałam się przyznać, jak bardzo trzęsły mi się ręce. Niby nie wierzyłam, żeby Lucas miał mi zrobić krzywdę, ale jednak… Adrenalina jednak robiła swoje.
– Uderzyłaś mnie – stwierdził z niedowierzaniem. Miałam ochotę roześmiać się histerycznie, więc po prostu ruszyłam w stronę drzwi, pilnując kroków, bo nogi też mi się trochę trzęsły. Musiałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. – Uderzyłaś mnie!
– A czego się spodziewałeś, palancie?! –Ten epitet miał do niego chyba na stałe przylgnąć, przynajmniej jeśli chodziło o mnie. Położyłam dłoń na klamce i spojrzałam na niego przez ramię. – Powiedziałam „nie” głośno i wyraźnie! Co, zamierzałeś mnie może zgwałcić?!
Uciekłam, zanim zdążył pozbierać jakąś odpowiedź. Było mi niedobrze i czułam, że jeśli jeszcze chwilę spędzę w jego towarzystwie, zwymiotuję mu na buty.
Wypadłam na ciemny korytarz i nie oglądając się za siebie, zbiegłam w dół po schodach, o mało nie tratując po drodze kilku par. Rozejrzałam się po salonie, nie dostrzegłam jednak nigdzie znajomych twarzy Harper i Carrie; zrobiło mi się za to duszno i ponownie niedobrze, gdy przepychałam się w tłumie gości. Poza tym wydało mi się, że gdzieś ponad dudniącą na cały dom muzyką usłyszałam, jak ktoś wołał moje imię, więc zrobiłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy.
Przepchnęłam się do drzwi wyjściowych, po czym opuściłam dom Lucasa, niemalże wybiegając na zewnątrz. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i stanęłam na chwilę na podjeździe, szybko jednak ruszyłam przed siebie, w zasadzie nie patrząc nawet, dokąd szłam. Najważniejsze było, żeby stamtąd uciec, nieważne, kto mnie wołał.
Na zewnątrz było ciemno i chłodno, wiał przenikliwy wiatr, a zimno przenikało do szpiku kości. Zwłaszcza że miałam na sobie jedynie cienką ramoneskę i jeszcze cieńsze rajstopy na gołe nogi, bo przecież nie planowałam żadnych spacerów po nocy. Gdy dotarłam do ulicy, rozejrzałam się dookoła, powstrzymując czające się gdzieś pod powiekami łzy. Ostatecznie nie chciałam zepsuć sobie makijażu, skoro już robiłam go raz na sto lat.
Do domu miałam ponad dwie mile piechotą, w dodatku nocą, przez miasto, którego praktycznie nie znałam i tę jego niezamieszkaną część, rozciągającą się pomiędzy centrum a moją okolicą. Po prostu świetnie. Zawahałam się na moment, ale ostatecznie nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam tam wrócić i poprosić Carrie, żeby odwiozła mnie do domu. Od razu poznałaby, że coś się stało, a nie miałam najmniejszego zamiaru opowiadać jej o Lucasie.
Cholera jasna.
Ruszyłam przed siebie chodnikiem, wkładając ręce do kieszeni szortów. Ostatecznie nie mogło być tak źle. To tylko jakaś godzina marszu, w dodatku oświetlonymi przez latarnie ulicami. Tata mówił, że Elizabethtown to było porządne miasto i na pewno nic mi tu o tej porze nie groziło. Prawda?
Przekonywałam się tak, dopóki z ulicy, na której stał dom Lucasa, nie wyszłam na główną, po której, w przeciwieństwie do Plum Street, jeździły jakieś samochody. Pomimo późnej godziny, przynajmniej odbywał się tam jakikolwiek ruch. Trochę podniosło mnie to na duchu i poczułam się ciut lepiej, chociaż nadal było mi lekko niedobrze. Ale świeże powietrze pomagało mi z każdą chwilą, sprawiając, że powoli wracałam do swojego zwykłego stanu. Gdy wreszcie wyszłam na South Spruce Street, ręce już prawie mi się nie trzęsły.
Ciągle miałam przed oczami tę przystojną twarz Lucasa o bezczelnym, pewnym siebie uśmiechu i nie mogłam się go pozbyć z głowy, chociaż bardzo chciałam, a przydałoby się, bo miałam w niej prawdziwy mętlik. Faktycznie był palantem czy jednak trochę przesadziłam z reakcją? Może powinnam to była po prostu zbyć śmiechem, zamiast uciekać? Nie uważałam wprawdzie, żeby dawanie mu na coś takiego przyzwolenia było właściwe, ale przecież on na pewno nie chciał mnie skrzywdzić. Po prostu się trochę zagalopował. Może więc nie powinnam zachowywać się jak przerażona dziewica?
A może powinnam mu była mocniej przyłożyć.
Podskoczyłam, gdy z zamyślenia wyrwał mnie klakson samochodu. Ktoś wyraźnie na mnie trąbił. Spojrzałam w stronę jezdni i wrosłam w chodnik, zatrzymując się w pół kroku. No jasne. Takie już moje pieskie szczęście.
Obok mnie zatrzymywał się właśnie niebieski chevrolet, a zza jego kierownicy Aiden przyglądał mi się nieodgadnionym spojrzeniem tych jego czekoladowych oczu.
Nie ruszyłam się ani na krok w jego stronę, więc po chwili przechylił się nad fotelem pasażera i otworzył drzwi. Kiedy nadal nie oderwałam nóg od chodnika, podniósł do góry brew.
– Wsiadasz czy nie? Chyba że jesteś fanką nocnych spacerów przez pół miasta.
Westchnęłam z rezygnacją.
– A skąd wiesz, że idę do domu? – mruknęłam, pakując mu się do auta. Odpowiedział, dopiero kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi i poszukałam pasa bezpieczeństwa. Podchwyciłam jego uważne spojrzenie, którym mnie obrzucił, zanim wrzucił jedynkę i ruszył w dalszą drogę.
– Bo widzę, jak jesteś ubrana – odparł tym samym tonem. – W tej okolicy była dziś tylko jedna impreza. A biorąc pod uwagę twój kierunek, właśnie wracasz z domu Thorne’a do siebie.
Pieprzony Sherlock Holmes. Po co w ogóle pytałam? Mogłam winić tylko siebie.
– Ale ty chyba nie wracasz z tej imprezy? – Obrzuciłam go sceptycznym spojrzeniem: Aiden jak zwykle był ubrany byle jak, w szary T–shirt i sprane, jasne dżinsy. Zaśmiał się w dziwny sposób, zupełnie tak, jakby naprawdę wcale go to nie bawiło.
– Nie, oczywiście, że nie. – No cóż, dla mnie to nie było takie oczywiste. W końcu miałam wrażenie, że na tej imprezie znajdowała się absolutnie cała szkoła. – Czasami, kiedy nie mogę spać, wybieram się na przejażdżki po mieście. Akurat miałaś szczęście.
Jasne. Albo pecha.
Chociaż, z drugiej strony, chyba nie powinnam być taka niewdzięczna, skoro zaoferował mi podwózkę, chociaż wcale nie musiał.
– Dzięki – mruknęłam wobec tego, chociaż obydwoje z pewnością słyszeliśmy, jak bardzo to było wymuszone. Aiden rzucił mi kolejne spojrzenie i to już było autentycznie nieco rozbawione.
– Dlaczego właściwie wracasz piechotą? Nie masz przypadkiem własnego auta, żeby pojechać nim na imprezę? Czy alkohol jest aż tak ważny?
– Nie trafiłeś za żadnym razem – zaprzeczyłam, zdziwiona, że w ogóle wdał się w tak skomplikowaną konwersację. Ostatecznie gdy podwoził mnie poprzednim razem, był zdeterminowany, by mówić do mnie zdaniami prostymi. – Nadal nie znalazłam kluczyków do mojego Nissana. Carrie Sutton zaoferowała się, że mnie podwiezie, ale potem… – zająknęłam się. – Gdzieś mi zniknęła, a chciałam już wracać.
– W to akurat jestem skłonny uwierzyć – prychnął. Zmarszczył brwi.
– W co, że chciałam wracać do domu?
– Nie. Że zgubiłaś kluczyki – sprostował. – Mogłabyś zajrzeć do tego schowka przy twoim fotelu? Spokojnie, nie wyskoczy z niego nic, co mogłoby ci odgryźć palec.
Wywróciłam oczami, że tak dobrze zinterpretował moje spojrzenie. Nie odpowiedziałam jednak, tylko posłusznie otworzyłam schowek i zaczęłam w nim grzebać. Nie trwało to długo: na samym wierzchu znalazłam to, co miał na myśli Aiden. Moje kluczyki do Nissana.
– Musiały wypaść ci z kieszeni, gdy poprzednim razem cię podwoziłem. – Właściwie powinnam czuć ulgę, że kluczyki się znalazły, a jednak tak nie było. Nic dziwnego, w końcu to oznaczało, że Aiden przyłapał mnie na kłamstwie. Nie podobało mi się to. – Ile czasu masz prawo jazdy, Maddie?
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie. A co to miało do rzeczy?
– Pół roku – odpowiedziałam jednak, bo bardzo nie lubiłam, gdy ktoś odpowiadał pytaniem na pytanie. Aiden tymczasem kontynuował to dziwne przesłuchanie.
– Lubisz prowadzić?
– No pewnie – prychnęłam, czując się niezbyt pewnie i jeszcze mniej komfortowo w tej sytuacji. Zwłaszcza że Aiden prowadził praktycznie jedną ręką, jednym okiem zerkając na jezdnię, a resztę uwagi poświęcając mnie. Ja nie widziałam nawet dobrze, gdzie byliśmy, a jemu mimo to udawało się prowadzić! – Prawo jazdy zdałam pół roku temu, ale zaczęłam jeździć dużo wcześniej, jeszcze przed moimi szesnastymi urodzinami. Nigdy nie miałam z tym problemów.
Do czasu, oczywiście.
– Więc dlaczego boisz się wsiąść do własnego auta? – No proszę, nie mówiłam, że to pieprzony Sherlock Holmes? No i niby co miałam mu teraz odpowiedzieć?!
Zawahałam się, już z otwartymi ustami, przez co musiałam bardzo głupio wyglądać. Aiden jednak na szczęście nie widział, bo akurat odwrócił wzrok do jezdni. Wolną ręką założył za ucho długie pasmo ciemnych włosów, bez słowa więcej czekając na odpowiedź.
Zebrałam się więc w sobie i postanowiłam brnąć w zaparte.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Wcale się nie boję. Dzięki za kluczyki, szukałam ich wszędzie, a musiałam przeoczyć najbardziej oczywiste miejsce.
– Jasne, bo przecież wcale ich nie czułaś, siedząc na nich – prychnął z niedowierzaniem. Z irytacją zacisnęłam szczęki. Czego ten facet właściwie ode mnie chciał?! – Nie wciskaj mi kitu, Maddie, nie urodziłem się wczoraj. Kiedy podjechałem, bałaś się wsiąść do auta i wymyśliłaś pierwszą lepszą bajeczkę, żebym się nie dowiedział. Dlaczego się boisz?
A co go to właściwie obchodziło?!
To była pierwsza sensowna myśl, jaka przyszła mi do głowy. Drugą był nieco zaskakujący wniosek, że w zasadzie fajnie byłoby komuś zwierzyć się z moich problemów z prowadzeniem auta, miałam jednak nieodparte wrażenie, że Aiden nie był właściwą osobą.
Z drugiej strony… Czy tu, w Elizabethtown, w ogóle istniała właściwa osoba?
– To nie twoja sprawa – mruknęłam, ostatecznie rezygnując z udawania, że nie wiedziałam, o czym mówił. Ostatecznie najwyraźniej żadne z nas nie było głupie i Aiden doskonale by wiedział, że zaprzeczałam faktom.
Miałam nadzieję, że odpuści. Naprawdę w to wierzyłam. W końcu ostatnim razem przecież wcale nie miał ochoty na rozmowy, prawda? Wyszłam więc z założenia, że i tym razem odetchnie z ulgą, że nie chcę z nim o tym rozmawiać, i da sobie spokój, powracając do ciszy, którą najwyraźniej wolał. Chyba jednak tylko wydawało mi się, że zdążyłam się czegokolwiek o nim dowiedzieć, bo wcale nie postąpił tak, jak się spodziewałam. Niestety.
– Okej, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz – odparł bowiem lekko, po czym ku mojemu zaskoczeniu dodał: – Ale jeśli masz z tym problem, powinnaś z nim walczyć, a nie się poddawać. Szukanie wymówek jest dobre tylko na krótką metę.
Nie odpowiedziałam, odwracając wzrok do okna. Miałam ogromną ochotę powiedzieć mu, że właśnie to robiłam, gdy tamtego poranka przydybał mnie na moim podjeździe – walczyłam ze sobą – nie chciałam jednak, żeby pomyślał, że się tłumaczę. Nie zamierzałam mu niczego wyjaśniać. Po co w ogóle to drążył?
– Mogę ci pomóc – ciągnął, niezrażony brakiem odpowiedzi. Dopiero tymi słowami sprawił, że gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę. Zaraz. Że co?! – Na początek wsadzę cię za kierownicę. Zobaczymy, jak ci pójdzie.
Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. O co tu właściwie chodziło?
– A niby dlaczego miałbyś to robić? – zapytałam i nie potrafiłam pozbyć się przekąsu z głosu. Wzruszył ramionami.
– Bo się nudzę? – poddał. – Bo nie mogę patrzeć, jak się z tym męczysz? Wybierz sobie, co chcesz.
– A potem rozgłosisz po całej szkole, że wariatka Maddie Monroe boi się prowadzić auto, tak? – mruknęłam. Aiden roześmiał się, odrzucając głowę do tyłu.
– W ogóle mnie nie znasz, a już wyciągasz takie wnioski – zauważył z rozbawieniem, po czym spoważniał nieco i dodał: – Maddie, wystarczy, że poprosisz, żebym nikomu nie mówił, a tego nie zrobię. Obiecuję.
Wahałam się przez chwilę, bijąc się z myślami. Nie chciałam się przed nim odsłaniać. Zazwyczaj to inni odsłaniali się przede mną i dobrze mi było w ten sposób. Zwłaszcza że w ogóle go nie znałam i nie wiedziałam, czy mogłam na nim polegać. Czy jednak aby trochę nie przesadzałam? Skąd właściwie brała się we mnie ta nieufność, bo przecież mama na pewno mnie tego nie nauczyła?
Ale w końcu zaufałam Lucasowi i proszę, jakie były tego skutki.
– Więc nie mów nikomu. Proszę – odpowiedziałam w końcu, uznając, że nie miałam przecież powodu, żeby mu nie zaufać. W przeciwieństwie do Lucasa, jeszcze nie próbował mnie skrzywdzić.
Aiden kiwnął lekko głową, po czym zatrzymał samochód na poboczu. Dopiero wtedy rozejrzałam się dookoła i z trudem rozpoznałam okolicę: znajdowaliśmy się gdzieś w połowie Mill Road, tej niezamieszkanej, otoczonej lasem drogi prowadzącej do Sun Valley Drive. Zorientowałam się dopiero po chwili pewnie dlatego, że wokół było ciemno i dość ponuro.
– Nie powiem – obiecał, po czym odpiął pas bezpieczeństwa. – Wysiadaj. Wsadzę cię za kierownicę.
Spłoszyłam się nieco. Spojrzałam na niego niepewnie, przygryzając wargę. Musiał zobaczyć coś w mojej twarzy, bo sięgnął po moją rękę, ale odsunęłam ją szybko.
– To chyba nie jest dobry pomysł – odpowiedziałam pospiesznie. – Poza tym nie chciałabym uszkodzić ci samochodu… Musiał kosztować majątek…
– Należał do mojego ojca – uciął, przerywając na szczęście ten mój idiotyczny bełkot. – Daj spokój, Maddie, nic mu się nie stanie. Tobie też nie. Musisz tylko uwierzyć, że możesz to zrobić. Potem będzie już dobrze. A teraz wysiądź z auta.
Niczym robot, posłusznie odpięłam pas, chociaż wcale tego nie chciałam. Jego spokojny, nieco hipnotyzujący ton głosu podziałał jednak na mnie tak, że nie mogłam mu odmówić. Widząc mój ruch, Aiden wysiadł z auta i zanim zdążyłam podjąć ostateczną decyzję, już był przy moich drzwiach i otwierał je od zewnątrz. Nie byłam pewna, czy świadczyło to o jego dżentelmeńskich odruchach, czy raczej przeczuciu, że gdyby go tam nie było, spróbowałabym uciec. Jeżeli chodziło o to ostatnie, to było to cholernie dobre przeczucie.
– No dalej. – Aiden wyciągnął w moją stronę rękę, stojąc nade mną niczym sęp. – To naprawdę nic trudnego, Maddie. Jestem pewien, że sobie poradzisz.
Kiedy ujęłam w końcu jego dłoń, oddech mi przyspieszył i niewiele to miało wspólnego z jego dotykiem. Wysiałam, a on popchnął mnie lekko przed siebie, rękę kładąc mi nisko na plecach. Praktycznie prowadził mnie ku siedzeniu kierowcy, jakby czując, w jakim stanie się znajdowałam. Ja tymczasem skupiłam się na kontroli oddechu, bo znowu miałam wrażenie, jakbym się dusiła, a nogi miała z ołowiu. I jeszcze ten pot na czole.
Co ze mną było nie tak?!
– To nie był dobry pomysł – mruknęłam, ze zdziwieniem stwierdzając, że mój głos był lekko zachrypnięty. Zatrzymałam się tuż przed samochodem, wpatrzona w fotel kierowcy, nie mogąc zrobić kolejnego kroku. Uspokój oddech, poleciłam sobie nieco histerycznie, kolejne próby niewiele jednak dały. Dłoń Aidena pieszczotliwie przesunęła się w górę moich pleców, jakby chłopak chciał dodać mi otuchy.
– To jedyny możliwy pomysł, Maddie – odpowiedział cicho. Słyszałam go bez trudu, bo droga o tej porze była nie tylko ciemna, ale również pusta i cicha. Jedynym dźwiękiem oprócz naszych głosów był ten wydawany przez pracujący cicho silnik chevroleta. – Musisz się w końcu przemóc. Nie można tak żyć w nieskończoność.
O rany, przecież wcale nie zamierzałam! Dlaczego on właściwie tak się tym zainteresował? Dużo prościej byłoby, gdyby nie wnikając w szczegóły, po prostu odwiózł mnie do domu i tam zostawił. Po co to wszystko drążył?!
– Zdradzić ci mój sekret? – dodał po chwili, znowu nie doczekawszy się odpowiedzi. Gardło miałam ściśnięte ze strachu, więc tylko pokiwałam głową. – Ja też mam coś takiego. Coś, czego boję się panicznie, co przyprawia mnie o mdłości i wypiera z głowy wszystkie racjonalne myśli.
Czy to dlatego mnie rozumiał? Dlatego uznał, że potrzebowałam pomocy?
– Co to? – wydusiłam z siebie, kładąc drżącą dłoń na otwartych drzwiach chevroleta. Dotyk ciepłej dłoni Aidena na moich plecach działał na mnie dziwnie uspokajająco.
– Ciasnota – wyjaśnił. – Boję się ciasnych miejsc, wiesz? Gdybyś kiedyś chciała się na mnie zemścić w najokrutniejszy z możliwych sposób, powinnaś zakopać mnie w trumnie pod ziemią. Umarłbym ze strachu.
Roześmiałam się histerycznie, bo chociaż na początku mówił jeszcze poważnie, przy ostatnich dwóch zdaniach wyraźnie usłyszałam w jego głosie rozbawienie. Wzięłam głęboki oddech, żeby nieco się uspokoić, i w końcu mi się udało. Po chwili ręka przestała mi tak bardzo drżeć.
– Więc walczysz z moim lękiem, chociaż wcale nie pozbyłeś się swojego? – zapytałam zaskakująco trzeźwo. Aiden popchnął mnie lekko przed siebie.
– Nie miałem nikogo, kto by mi z tym pomógł – wyjaśnił. – Może dlatego ja chcę pomóc tobie.
A co z jego bliskimi? Nikt nie zauważył, co się z nim działo?
Szybko odsunęłam od siebie te myśli, bo wreszcie udało mi się uwolnić nogi, dotąd jakby przytwierdzone do asfaltu, i zrobić ten jeden krok naprzód. Już po chwili siedziałam za kierownicą chevroleta, czując przyspieszone bicie serca, które najwyraźniej miało coś przeciwko temu miejscu. Niepewnie chwyciłam kierownicę, bo jakoś pewniej się czułam, trzymając się czegokolwiek. Aiden bez słowa zatrzasnął za mną drzwi i zanim pomyślałam choćby o ucieczce z tego miejsca, już siedział obok mnie w fotelu pasażera.
– Widzisz? Nie było tak źle. – Uśmiechnął się półgębkiem, co dostrzegłam kątem oka, nie mogłam mu jednak przytaknąć. Czułam, że pociły mi się ręce i byłam okropnie zdenerwowana. Chciałam powiedzieć cokolwiek, ale o tym, co wyrwało mi się z ust, wcale nie powinien był wiedzieć.
– Parę miesięcy temu miałam wypadek – wyrzuciłam z siebie, żeby tylko nie myśleć, że siedziałam właśnie za kierownicą samochodu. – Jechałam z mamą, ona prowadziła. Zderzyłyśmy się z drugim samochodem… Tylko ja przeżyłam. To dlatego…
– Przykro mi. – Miałam wrażenie, że mówił szczerze i nie zdziwiłoby mnie to. W końcu chyba wiedział, co to znaczy, stracić rodziców. Tak przynajmniej przypuszczałam, biorąc pod uwagę, że mieszkał z ciotką. Niezależnie, co się z nimi stało, nie było ich z nim i to chyba wystarczyło. – Ale tym bardziej powinnaś jak najszybciej ponownie usiąść za kółkiem. To jak z jazdą konną. Jak raz zrzuci cię koń, musisz natychmiast z powrotem na niego wsiąść. W przeciwnym razie możesz już nigdy się nie przemóc.
Wiedziałam, że miał rację. Niestety. Wpatrzyłam się w kierownicę, ponownie próbując uspokoić oddech. Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby nieco rozluźnić uścisk dłoni, bo trzymałam kierownicę tak mocno, że aż zaczęły mnie boleć. Aiden czekał cierpliwie, nie mówiąc już nic więcej, po prostu patrzył na mnie i dawał mi czas, żebym się z tym oswoiła. W końcu, po nieskończenie długim czasie, oddech nieco mi sie uspokoił i trochę się rozluźniłam, co objawiło się przede wszystkim ustąpieniem skurczy w nogach i dłoniach.
– Chcesz ruszyć? – zapytał w końcu, widząc chyba, że nieco rozluźniłam szczęki. Stanowczo pokręciłam głową, odrywając wreszcie dłonie od kierownicy.
– Nie, raczej nie. Jestem zbyt roztrzęsiona, mogłabym obić ci auto o najbliższe drzewo. Zawieziesz mnie do domu?
Na szczęście nie zmuszał mnie do niczego; kiwnął głową, po czym ponownie wysiadł z auta. Wcale nie chciałam czekać, aż otworzy mi drzwi, ale po prostu nie mogłam zebrać w sobie sił, żeby ruszyć się z miejsca. Dlatego wysiadłam dopiero wtedy, gdy Aiden otworzył drzwi i stanął nade mną, czekając, aż się podniosę.
Kiedy z powrotem stanęłam na asfalcie, w głowie aż zakręciło mi się od ulgi. Ciężar, który czułam na piersi przez cały czas, gdy siedziałam za kierownicą, zniknął w jednym momencie. Zachwiałam się, więc Aiden odruchowo położył mi dłoń na ramieniu, by mnie podtrzymać. Ścisnęłam jego ramię i odetchnęłam głęboko, nieco drżąco, ale już spokojniej i swobodniej. O rany.
Naprawdę nie myślałam, że to będzie takie trudne. Że będę się czuła tak, jakbym tonęła. Jakby przygniatała mnie toń lodowatej wody.
– Wszystko w porządku?
Spojrzałam w jego czekoladowe oczy i wreszcie zobaczyłam w nich coś więcej, niż zazwyczaj mi się udawało. Zobaczyłam troskę. Uśmiechnęłam się trochę wymuszenie, cofając dłoń i odsuwając się od niego, chociaż tak naprawdę wcale nie chciałam tego zrobić.
– Dziękuję – odpowiedziałam tylko, nie precyzując, za co konkretnie. Nie dopytywał się i byłam mu za to wdzięczna.
Wyminęłam go, żeby przejść na swoją stronę i zająć miejsce na siedzeniu pasażera. Chociaż na niego nie patrzyłam, wiedziałam doskonale, że nie ruszył się z miejsca, dopóki nie znalazłam się w samochodzie. Chociaż nadal byłam nieco roztrzęsiona, poczułam się tam dużo pewniej i dużo… bezpieczniej.
W samochodzie chłopaka, którego widziałam czwarty raz w życiu. Chyba coś musiało jednak być ze mną nie tak.
Myślenie zostawiałam sobie jednak na później, bo wiedziałam, że będę mieć o to do siebie ogromne pretensje. O otwarcie się przed osobą, której kompletnie nie znałam, o wyciągnięcie przed nim na wierzch moich największych lęków i zwierzenie się z rzeczy, o których w Elizabethtown nie wiedział nikt poza ojcem. Dlaczego właśnie on? Dlaczego Aiden? Zupełnie tego nie rozumiałam.
Wyglądało jednak na to, że moje pierwsze wrażenie co do niego było błędne. Z nas dwójki najwidoczniej to ja bardziej potrzebowałam pomocy od niego.
Było to dla mnie coś nowego.

15 komentarzy:

  1. Pierwsza ! Zaraz wracam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest fantastyczny. Zachowanue Lycasa...było mega nachalne i niewłaściwe,może to ten alkohol?
      Aiden jest cudowny ^^ Taki pomocny i troskliwy :D Dobra, ja sobie czytam nie wiadomo skąd te epitety.... Ale co mi tam. Niech mnie zastrzelą. Aiden zmienił swoje zachowanie ? lbo miał dzień dobroci.


      Pozdrawiam ! :)

      Usuń
    2. Częściowo pewnie tak, ale tylko częściowo, bo Lucas nie był aż tak pijany. Co najwyżej na tyle, żeby alkohol dodał mu pewności siebie i odebrał nieco zdolność dostrzegania, co się wokół niego dzieje;)

      Nie no, ok, pewnie, że był pomocny i troskliwy;) a w kolejnych rozdziałach będzie nawet bardziej xd powiedzmy, że zmienił zachowanie, ale to jest bardziej w jego stylu;)

      Całuję!

      Usuń
  2. "Że będę się czuła tak, jakby tonęła." - jakbym.

    Nie, Mads, wcale nie przereagowałaś po sytuacji z Lucasem. I tak, powinnaś mu przywalić mocniej, żeby został mu jakiś ślad - bez śladu może sobie rozpowiadać dowolne kłamstwa, a jakby miał przynajmniej podbite oko czy cokolwiek, to jeszcze musiałby się tłumaczyć. Pewnie i tak by wymyślił jakiś bardziej "męski" powód obitej twarzy, ale przynajmniej dostałby cios w ego. Bo "nie" znaczy "nie" i już. ^^

    A Aiden... No, no, nooo, robi się coraz ciekawiej. Nasz Tajemniczy Don Pedro jest bardzo tajemniczy, a jak jeszcze pokazał teraz na moment swoje miłe oblicze, to w ogóle. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał wianuszek adorujących go panien łażących za nim po szkole przez cały czas. :P

    Pozdrawiam cieplutko,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zaraz poprawię:)

      No właśnie! Masz rację, i przynajmniej musiałby się jeszcze potem tłumaczyć xd ale Mads tak już ma, że jej się wydaje, że może nie powinna i może powinna tę sytuację raczej jakoś wyjaśnić, zamiast uciekać. Na szczęście instynkt wziął górę;)

      Haha, i jeszcze przez pewien czas będzie tajemniczy, ale wkrótce się wszystko wyjaśni;) wianuszek to może nie, ale znajdzie się na pewno przynajmniej jedna, która go będzie broniła xd

      Całuję!

      Usuń
  3. Cześć!;D co sie dziejeeeee?????!
    Polubilam Aidena! Boże, już sama się siebie boje, bo ostatnio przyrzekałam ze kocham Lucasa, który dzisiaj przestał mieć u mnie dobre wrażenie.

    Jak on mógł ja pocałować? Dobra, rozumiem, jest typem chlopaka który chce zaliczyć wszystko co sie rusza, ale Maddie? Przesadził. Zdecydowanie powinna przywalic mu mocniej;D

    Aiden mnie intryguje. Jest dziwnie miły dla Maddie, a do innych nawet się pewnie nie odzywa. I caly czas siedzi w tym aucie...ehhh. Czekam na to co wyniknie z tej pomocy Aidena, bo jestem ciekawa czy jej to pomoże, czy bardziej zniechęci;)
    Czekam na ciąg dalszy;*

    Całuje<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to chyba dobrze xd spokojnie, Lucas się jeszcze zrehabilituje, ale Aiden też pokaże się z bardziej ludzkiej strony, więc ciekawe, którego ostatecznie będziesz wolała;)

      No to fakt, do innych się raczej nie odzywa. I tak, sporo czasu spędza w aucie, no ale po szkole też chodzi xd pewnie pomoże, ale to dopiero przy dłuższej terapii ;>

      Całuję!;*

      Usuń
  4. Maddie zdecydowanie powinna mu mocniej przywalić. I to może nawet dwa razy. Nie nawidzę takich aroganckich typków, którzy uważają, że są tacy wspaniali, żadna im się nie oprze i traktują dziewczyny, jak przedmioty. No okej, lubię czasem poczytać o aroganckich typkach, ale takich sympatyczniejszych i bardziej szanujących innych ludzi. Lucas jest na mój gust raczej takim złym charakterem. Może przesadziłam, ale wątpię, żeby też był dobry.
    Za to Aiden... Nie wiem nawet, co napisać! Widać, że chłopak chociaż miał jakieś wątpliwości co do Maddie, to jednak potrafi wykazać się jakimś współczuciem, empatią czy czymś. Jestem ciekawa jak wątek z jego pomocą z samochodem dalej się rozwinie.
    Jak widać, Lucasowi zwróciła się karma na komisariacie i dobrze mu tak!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, też jestem tego zdania i zupełnie nie rozumiem, dlaczego ona się wahała XDD hmm... Lucas może i nie jest taki zły, tylko trochę się zagalopował właśnie dlatego, że jest taki pewny siebie. Spróbuje się potem zrehabilitować, ale czy mu wyjdzie, to już inna kwestia;)

      A Aiden ma raczej wątpliwości co do siebie, ale o tym później. A Maddie rozumie, jak najbardziej, bo jak wspominał, sam ma taką traumę związaną z jego przeszłością.

      Komisariat i nie tylko ;>

      Całuję!

      Usuń
  5. Och, Aiden jest taki uroczy, jak tutaj go nie kochać? :D Najbardziej mnie rozczula, że po prostu zajął się Maddy, kiedy tego potrzebowała. Kurcze, takiego faceta to ze świecą szukać, a on się zjawił w odpowiednim momencie. Mogłabym powiedzieć, że tacy faceci na ulicy nie leżą, ale jakby na to nie patrzeć w jego przypadku jest odwrotnie ;P

    No i? No i słusznie nie polubiłam Lucasa! Moim zdaniem Mads powinna mu tak przyłożyć, że zakręciłby się z bólu i upadł na podłogę. Jeju, co za palant! Naprawdę pasuje do niego to określenie xD Coś czuję, że to go w ogóle niczego nie nauczy, tylko będzie dalej próbował swoich "sztuczek", żeby "poznać bliżej" Maddy.

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? xd Aiden, wbrew temu, co widać na pierwszy rzut oka, nie jest wcale taki zły ;> no i właśnie, a Mads go akurat na ulicy znalazła! Ślepy traf, no xd

      Ano słusznie;) czy nauczy, tego przesądzać nie chcę, ale jego sztuczek ta sytuacja na pewno nie zakończy, to pewne ;>

      Całuję!

      Usuń
  6. Aiden <3 Z rozdziału na rozdział coraz bardziej go lubię, choć właściwie od początku zapałałam do niego sympatią, ale pewnie ich znajomość nie przejdzie ot tak na jakiś wyższy poziom ;< Całkowicie urocze było to, jak jej pomógł i przy tym do niczego nie zmuszał. Co do Lucasa, to wiedziałam, że nie będzie on tak miły i uroczy. Można tłumaczyć jego zachowanie alkoholem, ale, litości, jeżeli zależy mu na Maddie, nie powinien przenigdy czegoś na niej wymuszać, a tym bardziej czegoś takiego. Sama nie wiem, czy by ją zgwałcił, ale sam fakt tego, że zaczął tak się zachowywać, sprawia, że umieściłam go na czarnej liście. I co on teraz zrobi, o ile oczywiście będzie o tym pamiętał.
    Twoje szablony są przepiękne. Jeden od drugiego wydaje się być piękniejszy! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ot tak to może i nie, ale w końcu kiedyś, może... ;> nie zmuszał, Aiden już taki jest, zwłaszcza że sam, jak wspominał, ma podobne problemy. A Lucas... No tak, moim zdaniem też nie ma go po co ani jak usprawiedliwiać. Pewnie nie zrobiłby jej krzywdy, ale nic dziwnego, że Maddie nie miała ochoty zostać, by to sprawdzić;) pamiętał będzie, aż tyle nie wypił. A co zrobi? O tym w następnym rozdziale ;>

      Bardzo dziękuję:) staram się, jak mogę;)

      Całuję!

      Usuń
  7. Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś nie mogłam się czasowo zgrać z pozostawieniem tu komentarza. Wierz mi, że nie zapomniałam o cudownym "Czystym sumieniu". Dobra, a teraz do konkretów!
    Na Lucasa szkoda mi słów, ale trzeba jakoś skomentować jego zachowanie - ohydne, swoją drogą. Całkowicie popieram Maddie. Ode mnie blondas w takiej sytuacji dostałby z liścia ze dwa razy. Alkohol, w moim mniemaniu, nic nie usprawiedliwia, a wręcz pogarsza jego uczynek. Um, oby szybko zaczął się rehabilitować, bo zaczynam go poważnie nie znosić! Zwłaszcza, że tak ciężko cokolwiek do niego dociera. Najgorsza cecha z możliwych!
    Za to Aiden był rekompensatą dla duszy. Nie mogę się doczekać, gdy w końcu odsłoni wszystkie karty. To, jak troskliwie i z wielkim zaangażowaniem podszedł do problemu dziewczyny świadczy, że nie jest kolejnym, pustogłowym nastolatkiem, któremu tylko ładne dupy w głowie. Mam bowiem dziwne wrażenie, że na tym świecie wymiera gatunek mężczyzny, który nie srałby w portki jak ma przed sobą jakiś problem :D:D Nie wiem, czy czujesz to samo, ale ja powoli tracę wiarę w męski gatunek :D E, ale o czym ja gadam? Chyba nafaszerowałam się Aidenem i teraz nie mogę wrócić na ziemie :P Rozbijam namiot w twoim Elizabethtown!
    Dobra, trochę bzdur ci zaserwowałam w tym komentarzu, ale mam nadzieje, że chociaż wyszły pozytywne :D

    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie mam nic przeciwko, cieszy mnie, że w ogóle wpadłaś;) i że o nim nie zapomniałaś ;P

      No widzisz, to dobrze, że wszystkie stajecie po stronie Maddie! Czyli jej pierwsza, ta odruchowa, reakcja nie była zła xd zgadzam się z tym, że alkohol to żadne usprawiedliwienie. Zacznie, spokojnie, nawet bardzo szybko, bo w następnym rozdziale, ale jakie będą tego konsekwencje... tego nie zdradzę ;>

      To jeszcze trochę trzeba poczekać, ale może nie aż tak długo. Oczywiście, że nie jest! I zgadzam się z Tobą, sensownych facetów obecnie na świecie to ze świecą szukać;) ale po co namiot, jakiś zgrabny domek niedaleko Aidena na pewno się znajdzie^^

      No oczywiście, że nie, bo to wcale nie były bzdury xd

      Całuję! ;*

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.