26 kwietnia 2014

11. Propozycje nie do odrzucenia

– Maddie, pozwolisz na chwilkę?
Gdy w czwartek rano, jeszcze przed pierwszą lekcją, panna Clayton zatrzymała mnie na korytarzu, byłam w nastroju, który nie zachęcałby do konwersacji ze mną, gdyby tylko był widoczny na mojej twarzy. Pomijając wszystkie rzeczy, z których powinnam się była cieszyć – między innymi ruszenie samochodem Aidena, po raz pierwszy od trzech miesięcy! – była jedna, która irytowała mnie bardziej niż cała reszta cieszyła.
Szlaban.
Oczywiście nie ten zasądzony mi przez ojca, bo elastyczności tego nie miałam jeszcze okazji sprawdzić. Chodziło mi o karę wymyśloną dla mnie i Lucasa przez dyrektora szkoły. Od dwóch dni zostawałam po szkole na dodatkowych zajęciach, które nie dawały mi kompletnie nic, bo ich jedynym zadaniem było ukaranie uczniów, którzy pozwolili sobie na zbyt wiele, i nie dość, że się na nich śmiertelnie nudziłam, to jeszcze musiałam wytrzymywać towarzystwo Lucasa, którego coraz trudniej było mi ignorować.
Musiałam to sama przed sobą przyznać. Chciałam mu wybaczyć. Całe jego zachowanie po imprezie, włącznie z wzięciem na siebie całej winy za incydent na lekcji angielskiego, sugerowały, że było mu naprawdę przykro. I że faktycznie żałował tego, co zrobił. Nie bałam się już tak bardzo w jego obecności, bo momentami wciąż miałam wrażenie, że może wtedy w sobotę trochę przesadziłam z reakcją; poza tym, musiałam to przyznać, Lucas momentami naprawdę mnie bawił. Kiedy nie bawił się w podrywacza i aroganckiego dupka, był naprawdę zabawny. Pod tym względem Carrie na pewno miała rację.
Z drugiej jednak strony, wcale nie chciałam, żeby wszystko między nami było w porządku. Podejrzewałam, że wszystko, co obecnie robił Lucas, żeby z powrotem mnie do siebie przekonać, robił, bo miał nadzieję jednak mnie poderwać, ja natomiast z każdym dniem myślami byłam coraz dalej od niego, a coraz bliżej… Ach, nieważne. Ważne, że byłam daleka od choćby wzięcia pod uwagę wyjścia z nim na randkę, do czego najwyraźniej dążył, zmienił tylko taktykę na niego bardziej długofalową. Konieczność radzenia sobie z nim na szlabanach i całkowita nuda, która tam panowała, sprawiły, że chodziłam po szkole naprawdę rozdrażniona i nawet jak zwykle roześmiana i ożywiona Carrie nie potrafiła tego za bardzo zmienić.
– Oczywiście. – Rzuciłam pannie Clayton nieco podejrzliwe, a nieco zdziwione spojrzenie, po czym weszłam za nią do pokoju nauczycielskiego, który, o dziwo, był o tej porze pusty. W rękach dźwigałam książki na najbliższą lekcję, które natychmiast przypomniały mi o moich zobowiązaniach. – Nie mam dużo czasu. Za chwilę zaczyna się moja biologia.
– Tak, oczywiście. – Panna Clayton, o dziwo, wyglądała na nieco zakłopotaną. Usiadła przy jednym ze stolików w tym skromnie urządzonym, choć całkiem przytulnym pomieszczeniu, gdzie wszędzie walało się mnóstwo papierów i rzeczy nauczycieli, po czym wskazała mi miejsce naprzeciwko siebie. Po chwili wahania przysiadłam na samym brzeżku krzesła, a książki położyłam na blacie przed sobą. – Wiesz, zastanawiałam się, czy o tym z tobą porozmawiać, ale w końcu uznałam, że warto spróbować. Na ostatnim angielskim zauważyłam, że rysowałaś coś w zeszycie.
Cholera jasna, pomyślałam z lekką paniką. Czyżby kolejna nagana?!
– Masz bardzo dobrą rękę do rysunków – ciągnęła tymczasem panna Clayton, jakby nie zauważając mojego niepokoju. Może i rzeczywiście nie było się czego bać: z tymi zaczesanymi do góry blond włosami w lokach, łagodną twarzą i ciepłym uśmiechem, ubrana w idealnie nijaką, beżową marynarkę i spódnicę, wyglądała po prostu niegroźne. – Nie myślałaś nigdy o lekcji rysunku?
Skrzywiłam się, prychając mimowolnie. Nie chciałam potraktować jej jakoś protekcjonalnie, w końcu była moją nauczycielką, ale to wszystko, co miała do powiedzenia? Naprawdę myślała, że nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy?
– Nie chcę się chwalić, ale naprawdę sądzi pani, że tutaj, w szkole w Elizabethtown, ktoś mógłby nauczyć mnie czegoś, czego jeszcze nie wiem?
– Może nie w kwestii talentu, bo to się albo ma, albo nie, a ty najwyraźniej to masz – odpowiedziała panna Clayton spokojnie, zupełnie niezrażona moją odpowiedzią. – Ale w kwestii techniki. I ćwiczenia wyobraźni. To właśnie mogłabym ci zaoferować, bo to ja prowadzę zajęcia z rysunku tutaj, w Elizabethtown.
Uuups. No dobrze, może mogłam nie wypowiadać się tak lekceważąco o zajęciach z rysunku w Elizabethtown. No, ale skąd mogłam wiedzieć?
– Twój tata wie, że rysujesz? – zapytała jeszcze. Pokręciłam głową.
– Nie i nie chcę, żeby się dowiedział – odparłam twardo. – Tata uważa, że artyści to darmozjady, a ci, którym się mniej poszczęściło, to bezdomni. Rysowanie to tylko hobby, nie wiążę z tym mojej przyszłości.
– Tym bardziej nie zawadziłoby, gdyby się dowiedział.
– A po co? – prychnęłam. – Co to niby miałoby mi dać? Jeśli już musi pani wiedzieć, wybieram się na studia. Na psychologię. Nie zamierzam rozwijać się w kwestii rysunku, więc dziękuję, ale takie zajęcia nie są mi potrzebne.
W Austin, może. W Austin w końcu w wolnym czasie zarabiałam, rysując na ulicy karykatury. Ale przecież nie w Elizabethtown!
Zaczęłam się zbierać, uznając tę rozmowę za skończoną, zwłaszcza że z korytarza dobiegł mnie już dzwonek obwieszczający koniec przerwy. W następnej chwili jednak panna Clayton wytoczyła kontrargument, któremu mogłam się oprzeć.
– Przyjdź na zajęcia w tym tygodniu i w przyszłym, a nie będziesz musiała więcej zostawać po szkole – usłyszałam bowiem, gdy już zdążyłam odwrócić się do wyjścia. Zatrzymałam się w pół kroku, po czym do niej odwróciłam. – Tylko o tyle proszę. To chyba uczciwa wymiana? Dwa spotkania na zajęciach z rysunku za półtora tygodnia zostawania po lekcjach.
– Jest pani w stanie to załatwić? – zapytałam ostrożnie. Panna Clayton pokiwała głową.
– Oczywiście. A co, jesteś zainteresowana?
Zawahałam się jeszcze, ale tylko na chwilę. Ostatecznie co mi szkodziło? Nikt nie zmuszał mnie, żeby po tych dwóch zajęciach nie odejść. Chodziło tylko o przetrwanie szlabanów. A jeśli w tym celu miałam iść na zajęcia z czegoś, co tak bardzo lubiłam robić…
– Tak – odpowiedziałam więc, nie pozwalając sobie na dłuższe wahanie. – Jestem zainteresowana. Możemy się tak umówić.
– Świetnie. – Panna Clayton również wstała z krzesła, żeby odprowadzić mnie do wyjścia. – Zajęcia odbywają się w każdy piątek o piętnastej. Nie masz wtedy żadnych innych zajęć, prawda?
Niestety nie miałam. Oznajmiłam jej to, pomijając oczywiście to pierwsze słowo.
– W takim razie do zobaczenia na zajęciach z rysunku. Sala dwanaście. – Otworzyła przede mną drzwi, ale nie wypuściła mnie, bo w ostatniej chwili się zawahała i nie odsunęła ręki. – A twoja decyzja, Maddie, nie ma nic wspólnego z faktem, że na te same zajęcia po lekcjach uczęszcza też Lucas Thorne, prawda?
Zapowietrzyłam się nieco, bo absolutnie nie spodziewałam się tych słów. Na moje usprawiedliwienie musiałam jednak dodać, że bardzo szybko się pozbierałam.
– Oczywiście, że nie – odparłam więc ze zdziwieniem po prawie niezauważalnej pauzie. – Lucas jest jedynym jasnym punktem tej kary. Jest zabawny i dzięki niemu przynajmniej się tak śmiertelnie nie nudzę. A teraz, przepraszam, ale spieszę się na lekcje…
Nie zatrzymywała mnie już, kiedy opuściłam pokój nauczycielski, kierując się pod salę biologiczną. Rany, ta kobieta była po prostu upierdliwa. Jak długo jeszcze zamierzała trzymać się tych urojeń, które w całości były prawdą?
Pytanie retoryczne. Mimo całej łagodności, wyglądała na równie upartą co ja.
Gdy dobiegłam wreszcie do sali biologicznej, lekcja już trwała w najlepsze. Przeprosiłam za spóźnienie, na szczęście nie dostało mi się tym razem, i z impetem usiadłam w ławce obok Brianny, jak zwykle pochłoniętej lekturą jakiejś książki. Rzuciła mi niechętne spojrzenie znad okularów, po czym zatrzasnęła ją, mimo że był to, jak się okazało, podręcznik do biologii.
Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam notować, dopiero po chwili orientując się, że coś było nie tak. Zerknęłam w lewo, żeby stwierdzić ze zdziwieniem, że Brianna zupełnie nie była zainteresowana tematem lekcji, za to wpatrywała się we mnie uparcie, z niezadowoleniem. Ciekawe, o co chodziło jej tym razem? Bo miałam wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobiła, jej i tak by się to nie podobało.
Po prostu super. Jeszcze tylko brakowało mi konfliktu z koleżanką z zajęć.
Rzuciłam ołówek na zeszyt i posłałam jej podirytowane spojrzenie.
– Mam coś na twarzy? – zapytałam, siląc się na spokój. Brianna wywróciła oczami.
– Myślisz, że nie wiem, co próbujesz robić? – syknęła, na co wywróciłam oczami. Boże, co za drama queen. – Mnie nie oszukasz tymi niebieskimi oczkami, rozumiesz?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odpowiedziałam z pewnym znudzeniem. Aż dziwne, że dopiero teraz coś takiego mnie tu spotkało, w zasadzie spodziewałam się podobnej reakcji od samego przyjazdu do Elizabethtown. Moje szczęście by do tego pasowało.
– Och, jasne. – W zielonych oczach Brianny błysnęła złość. – Słuchaj, nie mam nic przeciwko tobie, Maddie. Ale jeśli planujesz go skrzywdzić… Uważaj, bo może nie ma wielu osób, które by się za nim wstawiły, ale ja na pewno jestem jedną z nich.
Zmarszczyłam brwi. Nie no, to się nie trzymało kupy. Kogo niby miałam krzywdzić?!
– Zaraz. Ale o kim ty mówisz? – szepnęłam, widząc, że nauczycielka już zaczynała się nami interesować. Musiałam jednak dowiedzieć się, co Brianna miała na myśli.
Wywróciła oczami, jakby nie wierzyła, że naprawdę nie miałam pojęcia.
– O Aidenie, oczywiście – syknęła znowu. – Wiesz, przyjaźnię się z nim praktycznie od piaskownicy i nie obchodzi mnie, co o nim mówią. A jeśli chcesz wyciąć mu jakiś numer, to ostrzegam, osobiście wydrapię ci oczy.
O. Mój. Boże.
Przez moment przyglądałam się jej bez słowa, zdumiona, z otwartymi ustami, chociaż musiałam wyglądać idiotycznie. No, musiałam przyznać, że tego się nie spodziewałam.
No dobrze, więc Brianna najwyraźniej przyjaźniła się z Aidenem.
Serio?
– Niby dlaczego miałabym chcieć go skrzywdzić? – wykrztusiłam z siebie, gdy w końcu byłam już do tego zdolna. Brianna wzruszyła ramionami, poprawiając równocześnie rękawy zielonego sweterka, który na sobie miała.
– A skąd ja mam to wiedzieć? – prychnęła. – Skoro prowadzasz się z Carrie Sutton i Thornem… Kto cię tam wie. Ja tylko ostrzegam, co cię czeka, jeśli coś mu zrobisz.
– Nie zamierzam nic mu robić – odparłam już spokojnie, niemalże łagodnie. Pozwoliłam sobie nawet na odrobinę rozbawienia. Ostatecznie wyglądało na to, że Brianna po prostu, jak prawdziwa kwoka, próbowała bronić Aidena niczym swoich kurcząt. Kim byłam, żeby się z nią o to kłócić? Mogłam tylko zapewnić, że nie mam złych zamiarów. – Lubię go. Naprawdę. Jest miły i mi pomaga. Nie widzę w tym niczego złego.
Brianna nie odpowiedziała, przyglądając mi się niepewnie, z niechęcią. Nie wiedziałam, czy ją przekonałam, ale co miałam powiedzieć innego? I tak zaskoczeniem był dla mnie fakt, że to ona zaczęła tę rozmowę i że właśnie tak ona wyglądała. Siłą rzeczy nie przygotowałam sobie żadnego wiarygodnego przemówienia.
– Może to dlatego, że nie wiesz o nim wszystkiego – szepnęła, jednak już nieco łagodniej, jakby znudził jej się atak na mnie. Albo jakby uznała, że jednak na niego nie zasługiwałam. – Pogadamy, jak się dowiesz.
– Ale czego? – próbowałam się dowiedzieć, jednak w tej samej chwili nauczycielka wreszcie uznała, że należy nas uciszyć, zadała nam więc jakieś sto tysięcy pytań na aktualnie przerabiany temat i nie miałam już okazji zapytać Brianny, o co jej właściwie chodziło.
Również gdy już zabrzmiał dzwonek na przerwę, nie udało mi się jej dorwać. Wybiegła z klasy jako pierwsza, nawet się na mnie nie oglądając, jakby ta dziwna rozmowa, którą odbyłyśmy na lekcji, w ogóle nie miała miejsca. Gdybym miała numer telefonu do Aidena, natychmiast bym do niego zadzwoniła i o to zapytała, ale nie miałam, a absolutnie nie miałam czasu na szukanie go po całej szkole.
Zwłaszcza że pod salą biologiczną stała Carrie, wyraźnie na mnie czekając.
– Co za głupi rudzielec – mruknęła na mój widok, witając się ze mną buziakiem w policzek. Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
– Kto? – zapytałam, ruszając koło niej w drogę na stołówkę. Machnęła lekceważąco ręką.
– A, nie wiem, jakiś rudzielec z szopą włosów, w okularach. Potrąciła mnie, gdy wychodziła z twojej klasy, i przysięgłabym, że zrobiła to specjalnie. Znasz ją?
– Dzielę z nią ławkę – roześmiałam się. – To Brianna Hamilton. Faktycznie, czasami ma dziwne humory.
I najwyraźniej nie przepadała za Carrie, sądząc po jej słowach. Ciekawe, co takiego jej zrobiła? Przecież Carrie nie wyglądała na zdolną do najmniejszej złośliwości.
Chyba że po prostu jeszcze niewystarczająco dobrze ją poznałam.
– Nieważne. O której kończysz dzisiaj lekcje? – zapytała, porzucając temat Brianny. Przystałam na to z ulgą.
– O drugiej – odparłam, z satysfakcją porzucając dodatkową godzinę, która miała stanowić moją karę. Ostatecznie byłam umówiona z panną Clayton, nie?
– To świetnie, bo Harper i ja też! – Carrie klasnęła w dłonie, nie kryjąc się ze swoim entuzjazmem. – Wybierzesz się z nami w takim razie do centrum handlowego, prawda? Chcemy sobie kupić jakieś kiecki na bal.
Na bal. Carrie znowu mnie tym zabiła. Jaki znowu bal?
– Pewnie – zgodziłam się z roztargnieniem, porzucając szybko temat szablonu danego mi przez ojca. Przecież on nie wiedział, że nie zostawałam już dłużej po lekcjach, co więcej, nie dałby nawet rady sprawdzić, o której wracałam do domu, o ile nie robiłam tego całkiem po ciemku. – Ale muszę być w domu przed szóstą. Mam jeszcze szlaban za tę imprezę u Lucasa.
– Boże, Lucas jest niereformowalny – jęknęła Carrie, doskonale już wiedząc, że winien tej sytuacji był alkohol, który dolał mi wtedy Lucas do soku. – A twój ojciec też mógłby trochę wyluzować. Ostatecznie co się stanie, jeśli raz na jakiś czas wypijesz jednego drinka?
Wzruszyłam ramionami, nie podnosząc tematu. Carrie nie wiedziała wszystkiego na temat mojej rodziny i nie zamierzałam jej w ten temat wtajemniczać.
– Słuchaj, a o jaki bal właściwie chodzi? – zapytała wobec tego, zmieniając temat. Carrie przystała na to bez protestów, śmiejąc się z mojej niewiedzy.
Naprawdę nic nie słyszałaś?! – prychnęła z rozbawieniem. – Przecież w całej szkole wiszą plakaty! To oficjalny szkolny bal upamiętniający datę założenia Elizabethtown. Wiesz coś może na ten temat? Tysiąc siedemset pięćdziesiąty trzeci? Kapitan Barnabas Hughes?
Potrząsnęłam głową, bo prawdę mówiąc, nie miałam o tym bladego pojęcia. Carrie westchnęła na moją ignorancję.
– No nieważne, w każdym razie w tym roku ubieramy się współcześnie – wyjaśniła, wchodząc do stołówki. Przepuściłam jakąś wychodzącą grupkę uczniów i weszłam za nią. – W zeszłym roku były stroje z epoki, ale to totalnie nie wypaliło, więc w tym dyrektor postawił na klasykę. To będzie typowy szkolny bal, z jedną różnicą. To panie zapraszają panów.
Och, świetnie. Przynajmniej z tego byłam autentycznie zadowolona. Dzięki temu może przynajmniej oszczędzę sobie uciekania przed Lucasem, bo jakoś nie miałam wątpliwości, że chciałby mnie zaprosić. Chyba że, oczywiście, wszyscy już dawno zdążyli poustawiać się w pary, a mnie nie będzie się chciało iść na żaden bal. A jeżeli odbędzie się w przeciągu najbliższego miesiąca…
– I kiedy ten bal ma się odbyć?
– W sobotę za trzy tygodnie.
…to nadal będę miała szlaban.
– Wybierzesz się z nami? – zapytała Carrie z nadzieją. – Ja nie mam żadnego chłopaka, a Harper próbowała zaprosić tylko Lucasa, który jej wtedy odmówił. Więc postanowiłyśmy, że idziemy same, we dwie. Spokojnie możesz do nas jeszcze dołączyć.
– Dzięki, ale, jak wspominałam, mam szlaban. – Skrzywiłam się. – Bardzo wątpię, żeby ojciec mnie puścił.
– Daj spokój, Maddie. Masz siedemnaście lat! – Podeszłyśmy wspólnie do lady, za którą pani ze stołówki wydawała jedzenie. W zasadzie było mi obojętne, co dostałam, bo przyglądałam się cały czas Carrie, której taca nawet po odejściu w stronę stolików była niemalże pusta. – Chyba możesz mu się postawić, nie? Ostatecznie nie jesteś już dzieckiem.
Wtedy właśnie nabrałam przekonania, że w tej kwestii z Carrie się nie dogadamy. Najwidoczniej ona miała zupełnie inne poglądy na sprawy rodzinne.
– Wiesz, to nie jest kwestia postawienia się – spróbowałam jednak. – Ostatecznie tata mnie utrzymuje. Płaci za mnie. Żyję na jego rachunek. Chyba może się spodziewać, że będę za to przestrzegać kilku jego zasad, nie sądzisz?
– Bez przesady może – prychnęła Carrie, siadając przy stoliku, który zwykle zajmowała jej paczka. Na szczęście był jeszcze pusty. – Jeśli zasady są bezsensowne, należy je zmienić.
– Może one są bezsensowne tylko dla ciebie.
– A dla ciebie mają sens, tak? – Tym pytaniem zamknęła mi usta, zajęłam się więc swoim lunchem. Nie twierdziłam, że tak było. Przecież sama uważałam, że szlaban, który dał mi ojciec, by bez sensu. I pewnie gdyby chodziło o coś innego, o jakąś inną imprezę, na której bardziej mi zależało, bardziej bym o to walczyła. Jednak bal założycieli Elizabethtown, na którym w dodatku miałam się bawić z Carrie i Harper, jakoś mnie nie ciągnął.
Nie zamierzałam jej jednak o tym mówić. Zamierzałam zasłonić się szlabanem, żeby dała mi spokój i więcej mnie nie męczyła, to wszystko. Co nie zmieniało faktu, że zamierzałam wybrać się z nimi na zakupy. Może, jeśli jednak znajdę jakaś super kieckę, zmienię plany odnośnie do tej soboty. W końcu jestem kobietą, wolno mi zmieniać zdanie.
Wkrótce potem do naszego stolika dołączyła reszta paczki Carrie, nasza rozmowa więc się urwała, z czego byłam dość zadowolona. Miałam serdecznie dość tłumaczenia się.
Jakoś przetrwałam resztę lekcji, a punktualnie o drugiej znalazłam się na szkolnym parkingu, gdzie Carrie zostawiła swoje auto. Miałyśmy pojechać nim do centrum handlowego, postanowiłam więc nie żywić żadnych uprzedzeń co do stylu jazdy Carrie. Ostatecznie sama nie byłam lepsza. Gdy Aidenowi w końcu udało się wsadzić mnie za kółko jego chevroleta, najpierw o mało go nie rozbiłam, a potem jechałam ulicą z prędkością dwudziestu mil na godzinę. Aiden jednak przyjmował to cierpliwie i nie powiedział na temat mojego stylu jazdy ani jednego słowa, za co byłam mu wdzięczna. Wobec tego postanowiłam zrobić to samo ze stylem jazdy Carrie, nawet jeżeli zamierzała zakończyć tę wycieczkę na którymś z pobliskich drzew.
Sama wycieczka do centrum handlowego stanowiła jednak dla mnie przyjemną rozrywkę i odciągnęła mnie nieco od szarej codzienności, dlatego byłam zadowolona, że się na nią zgodziłam, nieważne, co mógłby na ten temat powiedzieć tata. Po drodze słuchałyśmy głośno radia i żartowałyśmy, a Harper prawie nie była już na mnie obrażona, chociaż wcześniej deklarowała, że nic przeciwko mnie nie miała. Najwyraźniej jednak brak postępu w sprawach między nią a Lucasem podczas jego imprezy kazał jej podejrzewać, że jednak coś było na rzeczy i miałam w tym swój udział, dlatego od początku tygodnia traktowała mnie jak powietrze. Najwyraźniej jednak Carrie, będąca naszym mediatorem, coś jej w tej sprawie szepnęła, bo podczas tej podróży Harper była dużo bardziej łaskawa względem mnie. Ludzki pan.
Nie, żeby mnie to ruszało, ale dużo przyjemniej robiło się zakupy w przyjemnej atmosferze. Także mimo wszystko byłam wdzięczna Carrie za interwencję.
Szybko jednak przekonałam się, jak uciążliwe było robienie zakupów z tymi dwoma dziewczynami. Im nie wystarczył jeden sklep z ciuchami. Nie wystarczyło im nawet pięć. Uparły się przejść absolutnie całe centrum handlowe, zanim cokolwiek wybrały, i przymierzyć przy tym sto tysięcy ciuchów. Nigdy nie byłam dobra w robieniu zakupów i nigdy za tym nie przepadałam, nic dziwnego więc, że w końcu się trochę zniecierpliwiłam.
– Przymierz też coś – poradziła mi w piątym sklepie Carrie, też nieco zniecierpliwiona moim marudzeniem. – Szybciej będzie ci płynął czas.
Początkowo nie chciałam się zgodzić, ostatecznie jednak uległam, uznając, że wszystko będzie lepsze oprócz czekania, aż obydwie wyjdą z przymierzalni. Nie byłam żadną cholerną Bellą Swan.
Po co ja właściwie czytałam tę idiotyczną książkę?
Kiedy w końcu opuściłyśmy ostatni sklep (ani Carrie, ani Harper oczywiście nie kupiły nic) było już dosyć późno. Postanowiłyśmy jednak wpaść jeszcze na kawę przed opuszczeniem centrum handlowego i udaniem się do domów – moje towarzyszki najwyraźniej nie miały tam żadnych ciekawych zajęć. Usiadłyśmy więc przy jednym ze stolików w Starbucksie, mając doskonały widok na główną aleję sklepu, i zamówiłyśmy sobie cappuccino.
– Naprawdę chcecie iść na bal bez partnerów? – zagadnęłam je, gdy Carrie wróciła już z naszą kawą. Chwyciłam mieszadełko i odruchowo zamieszałam nim w kubku z napojem. – Przecież gdybyście tylko chciały, każdy facet by z wami poszedł.
Dziewczyny wymieniły rozbawione spojrzenia, zanim Harper zwróciła się do mnie z godnością:
– Nie chodzi o to, żeby poszedł z tobą ktokolwiek, Maddie. Chodzi o to, żeby poszła ta osoba, którą chcesz.
– A jeśli ta konkretna osoba nie może? – drążyłam temat. – Lepiej wtedy narazić się na plotki w szkole i iść z koleżanką zamiast znaleźć sobie gorące zastępstwo?
– Gorące zastępstwo ma to do siebie, że zazwyczaj na imprezie staje się zbyt zaborcze albo uciążliwe, a najczęściej obydwa. – Carrie wzruszyła ramionami. – Przerabiałyśmy to już. Ty nie?
No… Jakby to powiedzieć. Nie.
Rozproszyłam się, zanim zdążyłam odpowiedzieć, bo byłam pewna, że w tłumie ludzi przemierzających centrum handlowe dostrzegłam znajomą twarz. Tych przydługich, ciemnych włosów i czekoladowych oczu nie pomyliłabym z nikim innym. Gdy nasz wzrok spotkał się ponad głowami innych osób, uśmiechnęłam się do niego i podniosłam dłoń w geście powitania. Na ten widok Carrie i Harper zgodnie podążyły wzrokiem za moim spojrzeniem, a Aiden…
No właśnie. Aiden nie dość, że nie odpowiedział na pozdrowienie, to jeszcze odwrócił się i po prostu uciekł.
Mina mi zrzedła i w jednej chwili opuściłam dłoń, bo najwyraźniej znowu robiłam z siebie idiotkę. Carrie i Harper jednak najwyraźniej zdążyły go zobaczyć, bo odwróciły się do mnie ze zgrozą wymalowaną na ich ładnych obliczach.
– Błagam, Maddie – jęknęła Carrie. – Nie mów, że go znasz.
– No jasne, że go znam. – Ze zdziwieniem wzruszyłam ramionami. – Przecież to mój sąsiad. Aiden.
Dziewczyny znowu wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, których całkiem nie rozumiałam. W końcu odezwała się z kolei Harper:
– No tak, w końcu ona mieszka na Sun Valley Drive.
– No i co z tego? – prychnęłam. Dopiero wtedy Carrie chwyciła się za głowę, jakby niedowierzając mojej niedomyślności.
Już wtedy wiedziałam, że coś było na rzeczy. I że chyba miało to coś wspólnego ze słowami Brianny, które wcześniej tego dnia usłyszałam od niej na lekcji biologii.
– Jak to „co z tego”, Maddie? – syknęła Carrie, rozglądając się dookoła, jakby bała się, że ktoś nad podsłucha. – Ty naprawdę nie rozumiesz, co znaczy znajomość z Aidenem Montgomery?!
No proszę, nie wiedziałam nawet, że tak właśnie się nazywał. Wzruszyłam ramionami.
– Niby co to znaczy? – zdziwiłam się. – Powtarzam, to mój sąsiad. Trudno, żebym go nie znała.
– Fajne masz sąsiedztwo – prychnęła Harper. Rzuciłam jej pełne niezrozumienia spojrzenie.
– To znaczy?
– To znaczy, że mieszkasz koło rodziny wielokrotnego mordercy – wyrzuciła z siebie w końcu Carrie przyciszonym głosem.
Zamarłam, mocno ściskając w dłoni kubek z kawą. Przez moment wydawało mi się, że się przesłyszałam, że one próbowały zrobić sobie mi jakiś idiotyczny dowcip. Jednak ich poważne, zszokowane nieco twarze powiedziały mi, że to nie był żart. One mówiły całkiem poważnie. Nawet jeśli nie mieściło mi się to w głowie.
– Zaraz, moment. – Odstawiłam kubek z kawą na blat stolika, marszcząc brwi. – Nic z tego nie rozumiem. Jak to: rodziny? Jakiego wielokrotnego mordercy?!
– Ona naprawdę nic nie wie – prychnęła Carrie do Harper, a do mnie dodała: – Dobrze, że zauważyłyśmy to, zanim jakaś plotka rozniosła się po szkole. Byłabyś tu skończona!
Rozłożyłam bezradnie ręce, nadal nic z tego nie pojmując. W końcu to Harper westchnęła niecierpliwie i wyjaśniła mi to, w co tak usilnie nie chciałam wierzyć.
– Carrie mówiła ci o tym uczniu, który zabił w szkole osiem osób z broni ojca? – Z trudem kiwnęłam głową. – No właśnie. To był David Montgomery. Aiden jest jego młodszym bratem.

15 komentarzy:

  1. Bardzo lubie to opowiadanie, ale Carrie i Harper strasznie działają mi na nerwy. Pewnie taki ich "urok" i musi być jakaś przeciwwaga dla Maddie, ale za każdym razem, gdy się pojawiają, mam ochotę czymś rzucić, a to może być niebezpieczne dla otoczenia ;) Mocno zaniepokoiłam się po przeczytaniu zapowiedzi. Pominę kwestię towarzyskiego samobójstwa, bo naprawdę, szkoda słów. To nie jest komfortowa sytuacja i Maddie może poczuć lekki niepokój, w końcu jej psiapsióły robią z Aidena potwora, ale mam nadzieję, że nie da się złamać i udowodni, że ma swój rozum. Aiden zawsze był w stosunku do niej w porządku, zresztą sam ostrzegał, że nie powinni być razem widywani. Maddie, wierzę w Ciebie i siłę zdrowego rozsądku, a nie tego, co podpowiadają koleżanki. Myślę, że Aiden już sporo przeszedł, bo chyba nie ma nic gorszego niż publiczny ostracyzm i ponoszenie konsekwencji czyjegoś zachowania.
    Aha, i nie podoba mi się pomysł lekcji rysunku odkąd nauczycielka wspomniała o Lucasie. Ugh, buuurn!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, to mnie wcale nie dziwi, mam podobnie, gdy o nich piszę. Taki już urok moich tekstów, że nie zawsze da się lubić wszystkich bohaterów, zazwyczaj mam przynajmniej jednego takiego upierdliwca. Tutaj niestety akurat trafiło się więcej ;> spokojnie, Maddie ma swój rozsądek i na pewno nie da się dziewczynom przekabacić, bo przecież sama też uważa, że Aiden nie jest niczemu winien. Jak zareaguje sam zainteresowany, to już inna para kaloszy;)
      Haha, no niestety sprawy z Lucasem też jeszcze do końca rozwiązane nie są;)

      Usuń
  2. "W następnej chwili jednak panna Clayton wytoczyła kontrargument, któremu mogłam się oprzeć." - a nie raczej "NIE mogłam się oprzeć"?


    Dam, dam, DAAAAAM! Uuuu, czuję się taka niedomyślna, ale może to i dobrze, czuję, jakbym dzięki temu miała odrobinę więcej frajdy z lektury. ^^ łooo, zrobiło się gorąco, podoba mi się, niach! Tylko teraz: skoro z Brianny taka przyjaciółka Aidena, to czemu z nią też się nie pokazuje?
    Zaraz mi zamkną bibliotekę, więc kończę tutaj, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, zawsze jakiś taki głupi błąd strzelę xd

      Haha, czyli wniosek, że lepiej nie rozkminiać xd nie pokazuje się pewnie z tego samego powodu, z którego nie chce się pokazywać z Maddie, tylko że Aiden z Brianną mieli lata na wytworzenie jakiegoś sposobu, a Mads niekoniecznie może na to pójść;)

      No to mam nadzieję, że jednak zdążyłaś xd całuję!

      Usuń
  3. O mój Boże...
    Nie mialam pojęcia ze to Aiden jest bratem tego mordercy. Teraz to ja się nie dziwię ze ludzie go nie lubią, sama pewnie przeraźliwie bym się go bała. Co z tego ze to brat a nie on, ale jednak jednak rodzina... Ahhh

    Lucas na jakiś czas odpuścił? Trochę mi smutno, bo to on wprowadzał dużo ironicznego humoru do tego opowiadania. Mam nadzieje ze niedługo ponownie się pojawi...

    Bal, bal, bal. Blagam tylko żeby Maddie nie zaprosiła na niego Aidena (co jest przecież bardzo prawdopodobne, tak?) bo całkowicie straci 'przyjaciół' których tak naprawdę jeszcze nie ma;c

    Super, ze będzie chodziła na lekcje rysunku. Sama dużo się tym interesuje i będzie mi milo o tym czytać. Nie wiem dlaczego jestem tak strasznie źle nastawiona do Aidena, ale przepraszam cię za to...:)

    Całuje i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie;) to znaczy rozumiem, że rodziny zamordowanych mogłyby nie chcieć mieć z nim nic wspólnego, ale żeby zaraz cała szkoła, całe miasteczko? Ja jednak sama do końca nie rozumiem, chociaż to napisałam;) ale to przecież nie znaczy, że muszę rozumieć moich bohaterów xd

      Nie no, powinien się niedługo znowu pojawić. To jeszcze nie koniec z Lucasem, tyle mogę obiecać;)

      Spokojnie, raczej go nie zaprosi;)

      Ja niestety nie bardzo - do rysunków mam dwie lewe ręce - i mam tylko nadzieję, że się za bardzo nie skompromituję, pisząc o tym xd spokojnie, nie masz za co przepraszać, każdy ma swoje typy przy czytaniu i swoje sympatie i na pewno nie chcę nikomu niczego narzucać;) to wręcz fajnie, jak czytelniczki opowiadają się po różnych stronach, to znaczy, że udało mi się nie podzielić bohaterów na czarno-białych, a to zawsze na plus:)

      Całuję! ;*

      Usuń
  4. Jak ja nienawidzę oceniania ludzi po ich rodzinie, czy innych bliskich osobach! Nie sądze żeby dziesięcio, czy tam jedenastoletni Aiden miał coś wspólnego z morderstwami brata. Owszem, może być to trochę przerażające dla innych, ale to po prostu...
    Co do balu, to wątpię, żeby Maddie zaprosiła Lucasa (albo przynajmniej mam taką nadzieję), Aidena też raczej nie zaprosi, ale to może i lepiej, żeby oboje nie wystawili się na świecznik.
    Oby Maddie posłuchałam Brianny! Nie Carrie i Harper (przy okazji: to imię, jak i sam charakter tej postaci kojarzy mi się z harpiami :P)
    Sama go już przecież trochę poznała i raczej polubiła, a on wie o niej więcej niż taka Carrie i Harper i źle byłoby zaprzepaścić taką znajomość. Pomimo, że to brat mordercy, bo ten fakt wcale nie definiuje tego, kim jest.
    A jeżeli Maddie wybierze Carrie (co za tym idzie i Harper), to mam wrażenie, że ostro się na niej przejedzie. I niekoniecznie z powodu Harpii.
    Lekcje rysunku! Hmmm... Gdyby u mnie była taka fajna nauczycielka plastyki (stara wiedźma się nie liczy) to chętnie bym chodziła! Panna Clayton jest dosyć bystra i coś mi się zdaje, że razem z ojcem Maddie będą czuli do siebie miętę. Ale to na razie tylko taki wymysł... :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Przeczytałam zapowiedź własnie i nabiłam sobie siniaka na czole przez waleniem głową w blat biurka. Jeszcze przez chwilę byłam wyrozumiała dla Carrie, myślałam, że może się jeszcze ogarnąć, ale zdecydowanie to cofam. Geny?! O Boziu... Nawet tego nie skomentuję.
      Tak przez chwile główkowałam o tym, że rodzeństwo niektórych zamordowanych wciąż chodzi do szkoły i pomyślałam o Lucasie... Ale to znowu tylko takie moje domysły... :)
      Pozdrawiam ponownie! :)

      Usuń
    2. Carrie nigdy się nie ogarnie, taki charakter i już xd a Lucas... Lucas jest jedynakiem, nie wiem, czy to gdzieś padło, ale tak właśnie jest;)

      No ba, oczywiście, że nie miał. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma brata/siostrę, którzy wtedy zginęli, trochę się nie dziwię, że nie chciałby mieć z Aidenem nic wspólnego. Co innego całe miasteczko, oczywiście...

      Masz rację;) raczej rzeczywiście żadnego z nich nie zaprosi.

      Haha, porównanie do harpii genialne! xd

      Spokojnie, Mads ma swój rozsądek i na pewno nie posłucha Carrie i Harper. Co nie znaczy, że już teraz z Aidenem będzie prosto i sielankowo, przeciwnie, teraz właśnie będzie trudno.

      Haha, całkiem niezły ten Twój wymysł... ;>

      Całuję!

      Usuń
  5. W jakimś sensie jestem zadowolona.tak mi sie wydawało ze aiden mieszka w tym wlasnie domu,choc do kwestii brata nie doszłam. Ale spodziewałam sie tez ze to carrie i harper jej powiedzą,skoro sa takimi plotkarami,wiec nie jest zle z moja dedukcja. Zdziwiłas mnie najbardziej tym,ze brianna przyjaźni sie z aidenem,ale na plus,to potwierdza moja teorie,ze mimo iż trudno do niej dotrzeć jest warta zainteresowania na pewno bardziej niz carrie. Wlasciwie dziwie sie Mads,ze jeszcze sie z nimi trzyma; tebdziewczhny sa miłe,dopóki daje im to zysk, żyją intrygami.... No i lucas-ja nie miałabym żadnych skrupułów xD czy dobrze zrozumiałam,ze Mads zrezygnowała z lekcji rysunki,by pójść na zakupy? Mam nadzieje,ze za drugi. Razem tego nie zrobi... Moze jednak pani Clayton by ja czegoś nauczyła?ni wiem,po co ai przed tym broni,.. Zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nie jest źle, jest nawet bardzo dobrze;) ale tak to właśnie bywa, że najciekawsze znajomości to te, które nie jest łatwo zawrzeć. Tak właśnie jest z Aidenem i tak jest z Bree;) a co do Carrie... Ona po prostu zainteresowała się żywo Maddie, w przeciwieństwie choćby do Brianny, która ją jedynie toleruje na zajęciach i w związku z Aidenem, jak dla mnie, trudno ją winić. Co do Lucasa natomiast, tutaj już będzie jej dużo łatwiej - po drodze jeszcze jeden zakręt, ale potem już tylko prosta;) hmm, musiałabym zajrzeć do tekstu, ale spokojnie, na rysunek będzie chodzić. A panna Clayton też się jej jeszcze przyda;) całuję!

      Usuń
  6. Aiden nikogo nie zamordował, więc uh, to tylko durne uprzedzenia, które swoją drogą są bardzo powszechne w małych miasteczkach. Zawsze fascynowało mnie to, jak niewiele trzeba zrobić, żeby odrazu społeczeństwa wydało wyrok. No ale, tak to już po prostu bywa.
    w ogóle czytając o życiu Mads w Austin zrobiło mi się jej żal. Jakoś nigdy nie zagłębiałam się w to, co mogła tam robić, ale po tej wzmiance o rysunku, zrozumiałam, że zachowanie Maddie (które czasami potrafi być okropnie irytujące) wiąże się właśnie z tym. Prawie każdy zachowywałby się podobnie, gdyby stracił wszystko to, co dotychczas wydawało mu się pewnie i niezmienialne. Będę teraz bardziej wyrozumiała (o ile o tym oczywiście nie zapomnę :D).
    Uwielbiam Bri, zawsze będę to pisać, a po dzisiejszej próbie chronienia Aidena stałam się chyba jeszcze jej większą fanką. Trudno o prawdziwego przyjaciela, a ona wydaje się być przykładem świetnego kompana, który jest gotowy zrobić wiele, by cię ochronić. Maddie powinna poważnie pomyśleć o zmianie znajomych xd
    Ciekawa też jest jak to w końcu będzie z tym balem i, pomimo iż pewnie zechcą ją ukamieniować, zaprosi Aidena? Nadal strasznie mi go szkoda, jak myślę, że przez coś takiego ludzie go odtrącili.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, i też mi się właśnie wydawało, że to bardzo prawdopodobne, taka reakcja ludzi. Maddie w każdym razie nie zamierza przejść nad tym do porządku dziennego;)

      Haha, wcale mnie nie dziwi, że zachowanie Mads bywa irytujące, w końcu to nieco nadpobudliwa nastolatka z syndromem niezrozumienia;) ale jasne, coś w tym na pewno jest, zwłaszcza że tę frustrację o utratę dotychczasowego życia mogła też przelać wyłącznie na ojca, który ją z Austin zabrał. Także mam nadzieję, że może nie zawsze, ale przynajmniej momentami dasz jej fory;)

      Pewnie pomyśli, ale to jeszcze nie na tym etapie, na tym etapie nie jest wciąż gotowa iść na wojnę ;> a z Bree to taka bardziej naturalna znajomość, co to się będzie sama po troszku rozwijała;)

      Spoiler alert? Nie zaprosi xd chyba że mi się jeszcze po drodze koncepcja zmieni, ale wątpię ;>

      Całuję!

      Usuń
  7. Wiedziałam! Wiedziałam od początku, że on ma powiązania z tamtą sprawa! Cieszę się, że Maddie wreszcie się o tym dowiedziała, ponieważ jestem ciekawa, jak potoczy się teraz znajomość naszej dwójki. Wierzę, że nie porzuci Aidena, bo to nie byłoby w jej stylu, prawda? Obawiam się za to, że zostanie okrutnie wykluczona. Naprawdę nie mogę zrozumieć, jak ludność może obwiniać niewinnego człowieka, bo przecież, gdy to się stało, Aiden był dzieckiem. To okropnie niesprawiedliwe. Panna Clayton to mądra kobieta, wie jak podstępem nakłonić kogoś do rozwijania pasji. Tak rozumiem jej pomysł z zamienieniem kary :) Jestem stanowczo za tym, żeby Maddie rozwijała rysunek. Nawet, jeżeli pójdzie na psychologię, to co szkodzi jej robić postępy również w rysunku?
    Aha, i jestem zadowolona, że Brianna przyjaźni się z Aidenem. Miło jest wiedzieć, że ma on przyjazną dusz w tym toksycznym środowisku.

    Świetny rozdział! Przepraszam, że wiecznie z poślizgiem się zjawiam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. O cholera :o
    Kompletne zaskoczenie.
    Rozdział świetny ,3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.