– Maddie, pozwolisz na chwilkę?
Gdy w czwartek rano, jeszcze przed pierwszą
lekcją, panna Clayton zatrzymała mnie na korytarzu, byłam w nastroju, który nie
zachęcałby do konwersacji ze mną, gdyby tylko był widoczny na mojej twarzy.
Pomijając wszystkie rzeczy, z których powinnam się była cieszyć – między innymi
ruszenie samochodem Aidena, po raz pierwszy od trzech miesięcy! – była jedna,
która irytowała mnie bardziej niż cała reszta cieszyła.
Szlaban.
Oczywiście nie ten zasądzony mi przez ojca, bo
elastyczności tego nie miałam jeszcze okazji sprawdzić. Chodziło mi o karę
wymyśloną dla mnie i Lucasa przez dyrektora szkoły. Od dwóch dni zostawałam po
szkole na dodatkowych zajęciach, które nie dawały mi kompletnie nic, bo ich
jedynym zadaniem było ukaranie uczniów, którzy pozwolili sobie na zbyt wiele, i
nie dość, że się na nich śmiertelnie nudziłam, to jeszcze musiałam wytrzymywać
towarzystwo Lucasa, którego coraz trudniej było mi ignorować.
Musiałam to sama przed sobą przyznać. Chciałam
mu wybaczyć. Całe jego zachowanie po imprezie, włącznie z wzięciem na siebie
całej winy za incydent na lekcji angielskiego, sugerowały, że było mu naprawdę
przykro. I że faktycznie żałował tego, co zrobił. Nie bałam się już tak bardzo
w jego obecności, bo momentami wciąż miałam wrażenie, że może wtedy w sobotę
trochę przesadziłam z reakcją; poza tym, musiałam to przyznać, Lucas momentami
naprawdę mnie bawił. Kiedy nie bawił się w podrywacza i aroganckiego dupka, był
naprawdę zabawny. Pod tym względem Carrie na pewno miała rację.
Z drugiej jednak strony, wcale nie chciałam,
żeby wszystko między nami było w porządku. Podejrzewałam, że wszystko, co
obecnie robił Lucas, żeby z powrotem mnie do siebie przekonać, robił, bo miał
nadzieję jednak mnie poderwać, ja natomiast z każdym dniem myślami byłam coraz
dalej od niego, a coraz bliżej… Ach, nieważne. Ważne, że byłam daleka od choćby
wzięcia pod uwagę wyjścia z nim na randkę, do czego najwyraźniej dążył, zmienił
tylko taktykę na niego bardziej długofalową. Konieczność radzenia sobie z nim
na szlabanach i całkowita nuda, która tam panowała, sprawiły, że chodziłam po
szkole naprawdę rozdrażniona i nawet jak zwykle roześmiana i ożywiona Carrie
nie potrafiła tego za bardzo zmienić.
– Oczywiście. – Rzuciłam pannie Clayton nieco
podejrzliwe, a nieco zdziwione spojrzenie, po czym weszłam za nią do pokoju
nauczycielskiego, który, o dziwo, był o tej porze pusty. W rękach dźwigałam
książki na najbliższą lekcję, które natychmiast przypomniały mi o moich
zobowiązaniach. – Nie mam dużo czasu. Za chwilę zaczyna się moja biologia.
– Tak, oczywiście. – Panna Clayton, o dziwo,
wyglądała na nieco zakłopotaną. Usiadła przy jednym ze stolików w tym skromnie
urządzonym, choć całkiem przytulnym pomieszczeniu, gdzie wszędzie walało się
mnóstwo papierów i rzeczy nauczycieli, po czym wskazała mi miejsce naprzeciwko
siebie. Po chwili wahania przysiadłam na samym brzeżku krzesła, a książki
położyłam na blacie przed sobą. – Wiesz, zastanawiałam się, czy o tym z tobą
porozmawiać, ale w końcu uznałam, że warto spróbować. Na ostatnim angielskim
zauważyłam, że rysowałaś coś w zeszycie.
Cholera jasna, pomyślałam z lekką paniką. Czyżby
kolejna nagana?!
– Masz bardzo dobrą rękę do rysunków – ciągnęła
tymczasem panna Clayton, jakby nie zauważając mojego niepokoju. Może i
rzeczywiście nie było się czego bać: z tymi zaczesanymi do góry blond włosami w
lokach, łagodną twarzą i ciepłym uśmiechem, ubrana w idealnie nijaką, beżową
marynarkę i spódnicę, wyglądała po prostu niegroźne. – Nie myślałaś nigdy o
lekcji rysunku?
Skrzywiłam się, prychając mimowolnie. Nie
chciałam potraktować jej jakoś protekcjonalnie, w końcu była moją nauczycielką,
ale to wszystko, co miała do powiedzenia? Naprawdę myślała, że nigdy wcześniej
nie przyszło mi to do głowy?
– Nie chcę się chwalić, ale naprawdę sądzi pani,
że tutaj, w szkole w Elizabethtown, ktoś mógłby nauczyć mnie czegoś, czego
jeszcze nie wiem?
– Może nie w kwestii talentu, bo to się albo ma,
albo nie, a ty najwyraźniej to masz – odpowiedziała panna Clayton spokojnie,
zupełnie niezrażona moją odpowiedzią. – Ale w kwestii techniki. I ćwiczenia
wyobraźni. To właśnie mogłabym ci zaoferować, bo to ja prowadzę zajęcia z
rysunku tutaj, w Elizabethtown.
Uuups. No dobrze, może mogłam nie wypowiadać się
tak lekceważąco o zajęciach z rysunku w Elizabethtown. No, ale skąd mogłam
wiedzieć?
– Twój tata wie, że rysujesz? – zapytała
jeszcze. Pokręciłam głową.
– Nie i nie chcę, żeby się dowiedział – odparłam
twardo. – Tata uważa, że artyści to darmozjady, a ci, którym się mniej
poszczęściło, to bezdomni. Rysowanie to tylko hobby, nie wiążę z tym mojej
przyszłości.
– Tym bardziej nie zawadziłoby, gdyby się dowiedział.
– A po co? – prychnęłam. – Co to niby miałoby mi
dać? Jeśli już musi pani wiedzieć, wybieram się na studia. Na psychologię. Nie
zamierzam rozwijać się w kwestii rysunku, więc dziękuję, ale takie zajęcia nie
są mi potrzebne.
W Austin, może. W Austin w końcu w wolnym czasie
zarabiałam, rysując na ulicy karykatury. Ale przecież nie w Elizabethtown!
Zaczęłam się zbierać, uznając tę rozmowę za
skończoną, zwłaszcza że z korytarza dobiegł mnie już dzwonek obwieszczający
koniec przerwy. W następnej chwili jednak panna Clayton wytoczyła
kontrargument, któremu mogłam się oprzeć.
– Przyjdź na zajęcia w tym tygodniu i w
przyszłym, a nie będziesz musiała więcej zostawać po szkole – usłyszałam
bowiem, gdy już zdążyłam odwrócić się do wyjścia. Zatrzymałam się w pół kroku,
po czym do niej odwróciłam. – Tylko o tyle proszę. To chyba uczciwa wymiana?
Dwa spotkania na zajęciach z rysunku za półtora tygodnia zostawania po
lekcjach.
– Jest pani w stanie to załatwić? – zapytałam
ostrożnie. Panna Clayton pokiwała głową.
– Oczywiście. A co, jesteś zainteresowana?
Zawahałam się jeszcze, ale tylko na chwilę.
Ostatecznie co mi szkodziło? Nikt nie zmuszał mnie, żeby po tych dwóch
zajęciach nie odejść. Chodziło tylko o przetrwanie szlabanów. A jeśli w tym
celu miałam iść na zajęcia z czegoś, co tak bardzo lubiłam robić…
– Tak – odpowiedziałam więc, nie pozwalając
sobie na dłuższe wahanie. – Jestem zainteresowana. Możemy się tak umówić.
– Świetnie. – Panna Clayton również wstała z
krzesła, żeby odprowadzić mnie do wyjścia. – Zajęcia odbywają się w każdy
piątek o piętnastej. Nie masz wtedy żadnych innych zajęć, prawda?
Niestety nie miałam. Oznajmiłam jej to,
pomijając oczywiście to pierwsze słowo.
– W takim razie do zobaczenia na zajęciach z
rysunku. Sala dwanaście. – Otworzyła przede mną drzwi, ale nie wypuściła mnie,
bo w ostatniej chwili się zawahała i nie odsunęła ręki. – A twoja decyzja,
Maddie, nie ma nic wspólnego z faktem, że na te same zajęcia po lekcjach
uczęszcza też Lucas Thorne, prawda?
Zapowietrzyłam się nieco, bo absolutnie nie
spodziewałam się tych słów. Na moje usprawiedliwienie musiałam jednak dodać, że
bardzo szybko się pozbierałam.
– Oczywiście, że nie – odparłam więc ze
zdziwieniem po prawie niezauważalnej pauzie. – Lucas jest jedynym jasnym
punktem tej kary. Jest zabawny i dzięki niemu przynajmniej się tak śmiertelnie
nie nudzę. A teraz, przepraszam, ale spieszę się na lekcje…
Nie zatrzymywała mnie już, kiedy opuściłam pokój
nauczycielski, kierując się pod salę biologiczną. Rany, ta kobieta była po
prostu upierdliwa. Jak długo jeszcze zamierzała trzymać się tych urojeń, które
w całości były prawdą?
Pytanie retoryczne. Mimo całej łagodności,
wyglądała na równie upartą co ja.
Gdy dobiegłam wreszcie do sali biologicznej,
lekcja już trwała w najlepsze. Przeprosiłam za spóźnienie, na szczęście nie
dostało mi się tym razem, i z impetem usiadłam w ławce obok Brianny, jak zwykle
pochłoniętej lekturą jakiejś książki. Rzuciła mi niechętne spojrzenie znad
okularów, po czym zatrzasnęła ją, mimo że był to, jak się okazało, podręcznik
do biologii.
Wyciągnęłam zeszyt i zaczęłam notować, dopiero
po chwili orientując się, że coś było nie tak. Zerknęłam w lewo, żeby
stwierdzić ze zdziwieniem, że Brianna zupełnie nie była zainteresowana tematem
lekcji, za to wpatrywała się we mnie uparcie, z niezadowoleniem. Ciekawe, o co
chodziło jej tym razem? Bo miałam wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobiła, jej i
tak by się to nie podobało.
Po prostu super. Jeszcze tylko brakowało mi
konfliktu z koleżanką z zajęć.
Rzuciłam ołówek na zeszyt i posłałam jej
podirytowane spojrzenie.
– Mam coś na twarzy? – zapytałam, siląc się na
spokój. Brianna wywróciła oczami.
– Myślisz, że nie wiem, co próbujesz robić? –
syknęła, na co wywróciłam oczami. Boże, co za drama queen. – Mnie nie oszukasz tymi niebieskimi oczkami,
rozumiesz?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz –
odpowiedziałam z pewnym znudzeniem. Aż dziwne, że dopiero teraz coś takiego
mnie tu spotkało, w zasadzie spodziewałam się podobnej reakcji od samego
przyjazdu do Elizabethtown. Moje szczęście by do tego pasowało.
– Och, jasne. – W zielonych oczach Brianny
błysnęła złość. – Słuchaj, nie mam nic przeciwko tobie, Maddie. Ale jeśli
planujesz go skrzywdzić… Uważaj, bo może nie ma wielu osób, które by się za nim
wstawiły, ale ja na pewno jestem jedną z nich.
Zmarszczyłam brwi. Nie no, to się nie trzymało
kupy. Kogo niby miałam krzywdzić?!
– Zaraz. Ale o kim ty mówisz? – szepnęłam,
widząc, że nauczycielka już zaczynała się nami interesować. Musiałam jednak
dowiedzieć się, co Brianna miała na myśli.
Wywróciła oczami, jakby nie wierzyła, że
naprawdę nie miałam pojęcia.
– O Aidenie, oczywiście – syknęła znowu. –
Wiesz, przyjaźnię się z nim praktycznie od piaskownicy i nie obchodzi mnie, co
o nim mówią. A jeśli chcesz wyciąć mu jakiś numer, to ostrzegam, osobiście
wydrapię ci oczy.
O. Mój. Boże.
Przez moment przyglądałam się jej bez słowa,
zdumiona, z otwartymi ustami, chociaż musiałam wyglądać idiotycznie. No,
musiałam przyznać, że tego się nie spodziewałam.
No dobrze, więc Brianna najwyraźniej przyjaźniła
się z Aidenem.
Serio?
– Niby dlaczego miałabym chcieć go skrzywdzić? –
wykrztusiłam z siebie, gdy w końcu byłam już do tego zdolna. Brianna wzruszyła
ramionami, poprawiając równocześnie rękawy zielonego sweterka, który na sobie
miała.
– A skąd ja mam to wiedzieć? – prychnęła. –
Skoro prowadzasz się z Carrie Sutton i Thornem… Kto cię tam wie. Ja tylko
ostrzegam, co cię czeka, jeśli coś mu zrobisz.
– Nie zamierzam nic mu robić – odparłam już
spokojnie, niemalże łagodnie. Pozwoliłam sobie nawet na odrobinę rozbawienia.
Ostatecznie wyglądało na to, że Brianna po prostu, jak prawdziwa kwoka,
próbowała bronić Aidena niczym swoich kurcząt. Kim byłam, żeby się z nią o to
kłócić? Mogłam tylko zapewnić, że nie mam złych zamiarów. – Lubię go. Naprawdę.
Jest miły i mi pomaga. Nie widzę w tym niczego złego.
Brianna nie odpowiedziała, przyglądając mi się
niepewnie, z niechęcią. Nie wiedziałam, czy ją przekonałam, ale co miałam
powiedzieć innego? I tak zaskoczeniem był dla mnie fakt, że to ona zaczęła tę
rozmowę i że właśnie tak ona wyglądała. Siłą rzeczy nie przygotowałam sobie
żadnego wiarygodnego przemówienia.
– Może to dlatego, że nie wiesz o nim
wszystkiego – szepnęła, jednak już nieco łagodniej, jakby znudził jej się atak
na mnie. Albo jakby uznała, że jednak na niego nie zasługiwałam. – Pogadamy,
jak się dowiesz.
– Ale czego? – próbowałam się dowiedzieć, jednak
w tej samej chwili nauczycielka wreszcie uznała, że należy nas uciszyć, zadała
nam więc jakieś sto tysięcy pytań na aktualnie przerabiany temat i nie miałam
już okazji zapytać Brianny, o co jej właściwie chodziło.
Również gdy już zabrzmiał dzwonek na przerwę,
nie udało mi się jej dorwać. Wybiegła z klasy jako pierwsza, nawet się na mnie
nie oglądając, jakby ta dziwna rozmowa, którą odbyłyśmy na lekcji, w ogóle nie
miała miejsca. Gdybym miała numer telefonu do Aidena, natychmiast bym do niego
zadzwoniła i o to zapytała, ale nie miałam, a absolutnie nie miałam czasu na
szukanie go po całej szkole.
Zwłaszcza że pod salą biologiczną stała Carrie,
wyraźnie na mnie czekając.
– Co za głupi rudzielec – mruknęła na mój widok,
witając się ze mną buziakiem w policzek. Rzuciłam jej pytające spojrzenie.
– Kto? – zapytałam, ruszając koło niej w drogę
na stołówkę. Machnęła lekceważąco ręką.
– A, nie wiem, jakiś rudzielec z szopą włosów, w
okularach. Potrąciła mnie, gdy wychodziła z twojej klasy, i przysięgłabym, że
zrobiła to specjalnie. Znasz ją?
– Dzielę z nią ławkę – roześmiałam się. – To
Brianna Hamilton. Faktycznie, czasami ma dziwne humory.
I najwyraźniej nie przepadała za Carrie, sądząc
po jej słowach. Ciekawe, co takiego jej zrobiła? Przecież Carrie nie wyglądała
na zdolną do najmniejszej złośliwości.
Chyba że po prostu jeszcze niewystarczająco
dobrze ją poznałam.
– Nieważne. O której kończysz dzisiaj lekcje? –
zapytała, porzucając temat Brianny. Przystałam na to z ulgą.
– O drugiej – odparłam, z satysfakcją porzucając
dodatkową godzinę, która miała stanowić moją karę. Ostatecznie byłam umówiona z
panną Clayton, nie?
– To świetnie, bo Harper i ja też! – Carrie
klasnęła w dłonie, nie kryjąc się ze swoim entuzjazmem. – Wybierzesz się z nami
w takim razie do centrum handlowego, prawda? Chcemy sobie kupić jakieś kiecki
na bal.
Na bal. Carrie znowu mnie tym zabiła. Jaki znowu
bal?
– Pewnie – zgodziłam się z roztargnieniem,
porzucając szybko temat szablonu danego mi przez ojca. Przecież on nie
wiedział, że nie zostawałam już dłużej po lekcjach, co więcej, nie dałby nawet
rady sprawdzić, o której wracałam do domu, o ile nie robiłam tego całkiem po
ciemku. – Ale muszę być w domu przed szóstą. Mam jeszcze szlaban za tę imprezę
u Lucasa.
– Boże, Lucas jest niereformowalny – jęknęła
Carrie, doskonale już wiedząc, że winien tej sytuacji był alkohol, który dolał
mi wtedy Lucas do soku. – A twój ojciec też mógłby trochę wyluzować.
Ostatecznie co się stanie, jeśli raz na jakiś czas wypijesz jednego drinka?
Wzruszyłam ramionami, nie podnosząc tematu.
Carrie nie wiedziała wszystkiego na temat mojej rodziny i nie zamierzałam jej w
ten temat wtajemniczać.
– Słuchaj, a o jaki bal właściwie chodzi? –
zapytała wobec tego, zmieniając temat. Carrie przystała na to bez protestów,
śmiejąc się z mojej niewiedzy.
– Naprawdę
nic nie słyszałaś?! – prychnęła z rozbawieniem. – Przecież w całej szkole wiszą
plakaty! To oficjalny szkolny bal upamiętniający datę założenia Elizabethtown.
Wiesz coś może na ten temat? Tysiąc siedemset pięćdziesiąty trzeci? Kapitan
Barnabas Hughes?
Potrząsnęłam głową, bo prawdę mówiąc, nie miałam
o tym bladego pojęcia. Carrie westchnęła na moją ignorancję.
– No nieważne, w każdym razie w tym roku ubieramy
się współcześnie – wyjaśniła, wchodząc do stołówki. Przepuściłam jakąś
wychodzącą grupkę uczniów i weszłam za nią. – W zeszłym roku były stroje z
epoki, ale to totalnie nie wypaliło, więc w tym dyrektor postawił na klasykę.
To będzie typowy szkolny bal, z jedną różnicą. To panie zapraszają panów.
Och, świetnie. Przynajmniej z tego byłam
autentycznie zadowolona. Dzięki temu może przynajmniej oszczędzę sobie
uciekania przed Lucasem, bo jakoś nie miałam wątpliwości, że chciałby mnie
zaprosić. Chyba że, oczywiście, wszyscy już dawno zdążyli poustawiać się w
pary, a mnie nie będzie się chciało iść na żaden bal. A jeżeli odbędzie się w
przeciągu najbliższego miesiąca…
– I kiedy ten bal ma się odbyć?
– W sobotę za trzy tygodnie.
…to nadal będę miała szlaban.
– Wybierzesz się z nami? – zapytała Carrie z
nadzieją. – Ja nie mam żadnego chłopaka, a Harper próbowała zaprosić tylko
Lucasa, który jej wtedy odmówił. Więc postanowiłyśmy, że idziemy same, we dwie.
Spokojnie możesz do nas jeszcze dołączyć.
– Dzięki, ale, jak wspominałam, mam szlaban. –
Skrzywiłam się. – Bardzo wątpię, żeby ojciec mnie puścił.
– Daj spokój, Maddie. Masz siedemnaście lat! –
Podeszłyśmy wspólnie do lady, za którą pani ze stołówki wydawała jedzenie. W
zasadzie było mi obojętne, co dostałam, bo przyglądałam się cały czas Carrie,
której taca nawet po odejściu w stronę stolików była niemalże pusta. – Chyba
możesz mu się postawić, nie? Ostatecznie nie jesteś już dzieckiem.
Wtedy właśnie nabrałam przekonania, że w tej
kwestii z Carrie się nie dogadamy. Najwidoczniej ona miała zupełnie inne
poglądy na sprawy rodzinne.
– Wiesz, to nie jest kwestia postawienia się –
spróbowałam jednak. – Ostatecznie tata mnie utrzymuje. Płaci za mnie. Żyję na
jego rachunek. Chyba może się spodziewać, że będę za to przestrzegać kilku jego
zasad, nie sądzisz?
– Bez przesady może – prychnęła Carrie, siadając
przy stoliku, który zwykle zajmowała jej paczka. Na szczęście był jeszcze
pusty. – Jeśli zasady są bezsensowne, należy je zmienić.
– Może one są bezsensowne tylko dla ciebie.
– A dla ciebie mają sens, tak? – Tym pytaniem
zamknęła mi usta, zajęłam się więc swoim lunchem. Nie twierdziłam, że tak było.
Przecież sama uważałam, że szlaban, który dał mi ojciec, by bez sensu. I pewnie
gdyby chodziło o coś innego, o jakąś inną imprezę, na której bardziej mi
zależało, bardziej bym o to walczyła. Jednak bal założycieli Elizabethtown, na
którym w dodatku miałam się bawić z Carrie i Harper, jakoś mnie nie ciągnął.
Nie zamierzałam jej jednak o tym mówić.
Zamierzałam zasłonić się szlabanem, żeby dała mi spokój i więcej mnie nie
męczyła, to wszystko. Co nie zmieniało faktu, że zamierzałam wybrać się z nimi
na zakupy. Może, jeśli jednak znajdę jakaś super kieckę, zmienię plany odnośnie
do tej soboty. W końcu jestem kobietą, wolno mi zmieniać zdanie.
Wkrótce potem do naszego stolika dołączyła
reszta paczki Carrie, nasza rozmowa więc się urwała, z czego byłam dość
zadowolona. Miałam serdecznie dość tłumaczenia się.
Jakoś przetrwałam resztę lekcji, a punktualnie o
drugiej znalazłam się na szkolnym parkingu, gdzie Carrie zostawiła swoje auto.
Miałyśmy pojechać nim do centrum handlowego, postanowiłam więc nie żywić
żadnych uprzedzeń co do stylu jazdy Carrie. Ostatecznie sama nie byłam lepsza.
Gdy Aidenowi w końcu udało się wsadzić mnie za kółko jego chevroleta, najpierw
o mało go nie rozbiłam, a potem jechałam ulicą z prędkością dwudziestu mil na
godzinę. Aiden jednak przyjmował to cierpliwie i nie powiedział na temat mojego
stylu jazdy ani jednego słowa, za co byłam mu wdzięczna. Wobec tego postanowiłam
zrobić to samo ze stylem jazdy Carrie, nawet jeżeli zamierzała zakończyć tę
wycieczkę na którymś z pobliskich drzew.
Sama wycieczka do centrum handlowego stanowiła
jednak dla mnie przyjemną rozrywkę i odciągnęła mnie nieco od szarej
codzienności, dlatego byłam zadowolona, że się na nią zgodziłam, nieważne, co
mógłby na ten temat powiedzieć tata. Po drodze słuchałyśmy głośno radia i
żartowałyśmy, a Harper prawie nie była już na mnie obrażona, chociaż wcześniej
deklarowała, że nic przeciwko mnie nie miała. Najwyraźniej jednak brak postępu
w sprawach między nią a Lucasem podczas jego imprezy kazał jej podejrzewać, że
jednak coś było na rzeczy i miałam w tym swój udział, dlatego od początku
tygodnia traktowała mnie jak powietrze. Najwyraźniej jednak Carrie, będąca
naszym mediatorem, coś jej w tej sprawie szepnęła, bo podczas tej podróży
Harper była dużo bardziej łaskawa względem mnie. Ludzki pan.
Nie, żeby mnie to ruszało, ale dużo przyjemniej
robiło się zakupy w przyjemnej atmosferze. Także mimo wszystko byłam wdzięczna
Carrie za interwencję.
Szybko jednak przekonałam się, jak uciążliwe
było robienie zakupów z tymi dwoma dziewczynami. Im nie wystarczył jeden sklep
z ciuchami. Nie wystarczyło im nawet pięć. Uparły się przejść absolutnie całe
centrum handlowe, zanim cokolwiek wybrały, i przymierzyć przy tym sto tysięcy
ciuchów. Nigdy nie byłam dobra w robieniu zakupów i nigdy za tym nie
przepadałam, nic dziwnego więc, że w końcu się trochę zniecierpliwiłam.
– Przymierz też coś – poradziła mi w piątym
sklepie Carrie, też nieco zniecierpliwiona moim marudzeniem. – Szybciej będzie
ci płynął czas.
Początkowo nie chciałam się zgodzić, ostatecznie
jednak uległam, uznając, że wszystko będzie lepsze oprócz czekania, aż obydwie
wyjdą z przymierzalni. Nie byłam żadną cholerną Bellą Swan.
Po co ja właściwie czytałam tę idiotyczną
książkę?
Kiedy w końcu opuściłyśmy ostatni sklep (ani
Carrie, ani Harper oczywiście nie kupiły nic) było już dosyć późno.
Postanowiłyśmy jednak wpaść jeszcze na kawę przed opuszczeniem centrum handlowego
i udaniem się do domów – moje towarzyszki najwyraźniej nie miały tam żadnych
ciekawych zajęć. Usiadłyśmy więc przy jednym ze stolików w Starbucksie, mając
doskonały widok na główną aleję sklepu, i zamówiłyśmy sobie cappuccino.
– Naprawdę chcecie iść na bal bez partnerów? –
zagadnęłam je, gdy Carrie wróciła już z naszą kawą. Chwyciłam mieszadełko i
odruchowo zamieszałam nim w kubku z napojem. – Przecież gdybyście tylko
chciały, każdy facet by z wami poszedł.
Dziewczyny wymieniły rozbawione spojrzenia,
zanim Harper zwróciła się do mnie z godnością:
– Nie chodzi o to, żeby poszedł z tobą ktokolwiek, Maddie. Chodzi o to, żeby
poszła ta osoba, którą chcesz.
– A jeśli ta konkretna osoba nie może? –
drążyłam temat. – Lepiej wtedy narazić się na plotki w szkole i iść z koleżanką
zamiast znaleźć sobie gorące zastępstwo?
– Gorące zastępstwo ma to do siebie, że
zazwyczaj na imprezie staje się zbyt zaborcze albo uciążliwe, a najczęściej
obydwa. – Carrie wzruszyła ramionami. – Przerabiałyśmy to już. Ty nie?
No… Jakby to powiedzieć. Nie.
Rozproszyłam się, zanim zdążyłam odpowiedzieć,
bo byłam pewna, że w tłumie ludzi przemierzających centrum handlowe dostrzegłam
znajomą twarz. Tych przydługich, ciemnych włosów i czekoladowych oczu nie
pomyliłabym z nikim innym. Gdy nasz wzrok spotkał się ponad głowami innych
osób, uśmiechnęłam się do niego i podniosłam dłoń w geście powitania. Na ten
widok Carrie i Harper zgodnie podążyły wzrokiem za moim spojrzeniem, a Aiden…
No właśnie. Aiden nie dość, że nie odpowiedział
na pozdrowienie, to jeszcze odwrócił się i po prostu uciekł.
Mina mi zrzedła i w jednej chwili opuściłam
dłoń, bo najwyraźniej znowu robiłam z siebie idiotkę. Carrie i Harper jednak
najwyraźniej zdążyły go zobaczyć, bo odwróciły się do mnie ze zgrozą wymalowaną
na ich ładnych obliczach.
– Błagam, Maddie – jęknęła Carrie. – Nie mów, że
go znasz.
– No jasne, że go znam. – Ze zdziwieniem
wzruszyłam ramionami. – Przecież to mój sąsiad. Aiden.
Dziewczyny znowu wymieniły porozumiewawcze
spojrzenia, których całkiem nie rozumiałam. W końcu odezwała się z kolei
Harper:
– No tak, w końcu ona mieszka na Sun Valley
Drive.
– No i co z tego? – prychnęłam. Dopiero wtedy
Carrie chwyciła się za głowę, jakby niedowierzając mojej niedomyślności.
Już wtedy wiedziałam, że coś było na rzeczy. I
że chyba miało to coś wspólnego ze słowami Brianny, które wcześniej tego dnia
usłyszałam od niej na lekcji biologii.
– Jak to „co z tego”, Maddie? – syknęła Carrie,
rozglądając się dookoła, jakby bała się, że ktoś nad podsłucha. – Ty naprawdę
nie rozumiesz, co znaczy znajomość z Aidenem Montgomery?!
No proszę, nie wiedziałam nawet, że tak właśnie
się nazywał. Wzruszyłam ramionami.
– Niby co to znaczy? – zdziwiłam się. –
Powtarzam, to mój sąsiad. Trudno, żebym go nie znała.
– Fajne masz sąsiedztwo – prychnęła Harper.
Rzuciłam jej pełne niezrozumienia spojrzenie.
– To znaczy?
– To znaczy, że mieszkasz koło rodziny
wielokrotnego mordercy – wyrzuciła z siebie w końcu Carrie przyciszonym głosem.
Zamarłam, mocno ściskając w dłoni kubek z kawą.
Przez moment wydawało mi się, że się przesłyszałam, że one próbowały zrobić
sobie mi jakiś idiotyczny dowcip. Jednak ich poważne, zszokowane nieco twarze
powiedziały mi, że to nie był żart. One mówiły całkiem poważnie. Nawet jeśli
nie mieściło mi się to w głowie.
– Zaraz, moment. – Odstawiłam kubek z kawą na
blat stolika, marszcząc brwi. – Nic z tego nie rozumiem. Jak to: rodziny?
Jakiego wielokrotnego mordercy?!
– Ona naprawdę nic nie wie – prychnęła Carrie do
Harper, a do mnie dodała: – Dobrze, że zauważyłyśmy to, zanim jakaś plotka
rozniosła się po szkole. Byłabyś tu skończona!
Rozłożyłam bezradnie ręce, nadal nic z tego nie
pojmując. W końcu to Harper westchnęła niecierpliwie i wyjaśniła mi to, w co
tak usilnie nie chciałam wierzyć.
– Carrie mówiła ci o tym uczniu, który zabił w
szkole osiem osób z broni ojca? – Z trudem kiwnęłam głową. – No właśnie. To był
David Montgomery. Aiden jest jego młodszym bratem.
Bardzo lubie to opowiadanie, ale Carrie i Harper strasznie działają mi na nerwy. Pewnie taki ich "urok" i musi być jakaś przeciwwaga dla Maddie, ale za każdym razem, gdy się pojawiają, mam ochotę czymś rzucić, a to może być niebezpieczne dla otoczenia ;) Mocno zaniepokoiłam się po przeczytaniu zapowiedzi. Pominę kwestię towarzyskiego samobójstwa, bo naprawdę, szkoda słów. To nie jest komfortowa sytuacja i Maddie może poczuć lekki niepokój, w końcu jej psiapsióły robią z Aidena potwora, ale mam nadzieję, że nie da się złamać i udowodni, że ma swój rozum. Aiden zawsze był w stosunku do niej w porządku, zresztą sam ostrzegał, że nie powinni być razem widywani. Maddie, wierzę w Ciebie i siłę zdrowego rozsądku, a nie tego, co podpowiadają koleżanki. Myślę, że Aiden już sporo przeszedł, bo chyba nie ma nic gorszego niż publiczny ostracyzm i ponoszenie konsekwencji czyjegoś zachowania.
OdpowiedzUsuńAha, i nie podoba mi się pomysł lekcji rysunku odkąd nauczycielka wspomniała o Lucasie. Ugh, buuurn!
A, to mnie wcale nie dziwi, mam podobnie, gdy o nich piszę. Taki już urok moich tekstów, że nie zawsze da się lubić wszystkich bohaterów, zazwyczaj mam przynajmniej jednego takiego upierdliwca. Tutaj niestety akurat trafiło się więcej ;> spokojnie, Maddie ma swój rozsądek i na pewno nie da się dziewczynom przekabacić, bo przecież sama też uważa, że Aiden nie jest niczemu winien. Jak zareaguje sam zainteresowany, to już inna para kaloszy;)
UsuńHaha, no niestety sprawy z Lucasem też jeszcze do końca rozwiązane nie są;)
"W następnej chwili jednak panna Clayton wytoczyła kontrargument, któremu mogłam się oprzeć." - a nie raczej "NIE mogłam się oprzeć"?
OdpowiedzUsuńDam, dam, DAAAAAM! Uuuu, czuję się taka niedomyślna, ale może to i dobrze, czuję, jakbym dzięki temu miała odrobinę więcej frajdy z lektury. ^^ łooo, zrobiło się gorąco, podoba mi się, niach! Tylko teraz: skoro z Brianny taka przyjaciółka Aidena, to czemu z nią też się nie pokazuje?
Zaraz mi zamkną bibliotekę, więc kończę tutaj, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam cieplutko!
Kurcze, zawsze jakiś taki głupi błąd strzelę xd
UsuńHaha, czyli wniosek, że lepiej nie rozkminiać xd nie pokazuje się pewnie z tego samego powodu, z którego nie chce się pokazywać z Maddie, tylko że Aiden z Brianną mieli lata na wytworzenie jakiegoś sposobu, a Mads niekoniecznie może na to pójść;)
No to mam nadzieję, że jednak zdążyłaś xd całuję!
O mój Boże...
OdpowiedzUsuńNie mialam pojęcia ze to Aiden jest bratem tego mordercy. Teraz to ja się nie dziwię ze ludzie go nie lubią, sama pewnie przeraźliwie bym się go bała. Co z tego ze to brat a nie on, ale jednak jednak rodzina... Ahhh
Lucas na jakiś czas odpuścił? Trochę mi smutno, bo to on wprowadzał dużo ironicznego humoru do tego opowiadania. Mam nadzieje ze niedługo ponownie się pojawi...
Bal, bal, bal. Blagam tylko żeby Maddie nie zaprosiła na niego Aidena (co jest przecież bardzo prawdopodobne, tak?) bo całkowicie straci 'przyjaciół' których tak naprawdę jeszcze nie ma;c
Super, ze będzie chodziła na lekcje rysunku. Sama dużo się tym interesuje i będzie mi milo o tym czytać. Nie wiem dlaczego jestem tak strasznie źle nastawiona do Aidena, ale przepraszam cię za to...:)
Całuje i pozdrawiam;*
No właśnie;) to znaczy rozumiem, że rodziny zamordowanych mogłyby nie chcieć mieć z nim nic wspólnego, ale żeby zaraz cała szkoła, całe miasteczko? Ja jednak sama do końca nie rozumiem, chociaż to napisałam;) ale to przecież nie znaczy, że muszę rozumieć moich bohaterów xd
UsuńNie no, powinien się niedługo znowu pojawić. To jeszcze nie koniec z Lucasem, tyle mogę obiecać;)
Spokojnie, raczej go nie zaprosi;)
Ja niestety nie bardzo - do rysunków mam dwie lewe ręce - i mam tylko nadzieję, że się za bardzo nie skompromituję, pisząc o tym xd spokojnie, nie masz za co przepraszać, każdy ma swoje typy przy czytaniu i swoje sympatie i na pewno nie chcę nikomu niczego narzucać;) to wręcz fajnie, jak czytelniczki opowiadają się po różnych stronach, to znaczy, że udało mi się nie podzielić bohaterów na czarno-białych, a to zawsze na plus:)
Całuję! ;*
Jak ja nienawidzę oceniania ludzi po ich rodzinie, czy innych bliskich osobach! Nie sądze żeby dziesięcio, czy tam jedenastoletni Aiden miał coś wspólnego z morderstwami brata. Owszem, może być to trochę przerażające dla innych, ale to po prostu...
OdpowiedzUsuńCo do balu, to wątpię, żeby Maddie zaprosiła Lucasa (albo przynajmniej mam taką nadzieję), Aidena też raczej nie zaprosi, ale to może i lepiej, żeby oboje nie wystawili się na świecznik.
Oby Maddie posłuchałam Brianny! Nie Carrie i Harper (przy okazji: to imię, jak i sam charakter tej postaci kojarzy mi się z harpiami :P)
Sama go już przecież trochę poznała i raczej polubiła, a on wie o niej więcej niż taka Carrie i Harper i źle byłoby zaprzepaścić taką znajomość. Pomimo, że to brat mordercy, bo ten fakt wcale nie definiuje tego, kim jest.
A jeżeli Maddie wybierze Carrie (co za tym idzie i Harper), to mam wrażenie, że ostro się na niej przejedzie. I niekoniecznie z powodu Harpii.
Lekcje rysunku! Hmmm... Gdyby u mnie była taka fajna nauczycielka plastyki (stara wiedźma się nie liczy) to chętnie bym chodziła! Panna Clayton jest dosyć bystra i coś mi się zdaje, że razem z ojcem Maddie będą czuli do siebie miętę. Ale to na razie tylko taki wymysł... :)
Pozdrawiam!
PS. Przeczytałam zapowiedź własnie i nabiłam sobie siniaka na czole przez waleniem głową w blat biurka. Jeszcze przez chwilę byłam wyrozumiała dla Carrie, myślałam, że może się jeszcze ogarnąć, ale zdecydowanie to cofam. Geny?! O Boziu... Nawet tego nie skomentuję.
UsuńTak przez chwile główkowałam o tym, że rodzeństwo niektórych zamordowanych wciąż chodzi do szkoły i pomyślałam o Lucasie... Ale to znowu tylko takie moje domysły... :)
Pozdrawiam ponownie! :)
Carrie nigdy się nie ogarnie, taki charakter i już xd a Lucas... Lucas jest jedynakiem, nie wiem, czy to gdzieś padło, ale tak właśnie jest;)
UsuńNo ba, oczywiście, że nie miał. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma brata/siostrę, którzy wtedy zginęli, trochę się nie dziwię, że nie chciałby mieć z Aidenem nic wspólnego. Co innego całe miasteczko, oczywiście...
Masz rację;) raczej rzeczywiście żadnego z nich nie zaprosi.
Haha, porównanie do harpii genialne! xd
Spokojnie, Mads ma swój rozsądek i na pewno nie posłucha Carrie i Harper. Co nie znaczy, że już teraz z Aidenem będzie prosto i sielankowo, przeciwnie, teraz właśnie będzie trudno.
Haha, całkiem niezły ten Twój wymysł... ;>
Całuję!
W jakimś sensie jestem zadowolona.tak mi sie wydawało ze aiden mieszka w tym wlasnie domu,choc do kwestii brata nie doszłam. Ale spodziewałam sie tez ze to carrie i harper jej powiedzą,skoro sa takimi plotkarami,wiec nie jest zle z moja dedukcja. Zdziwiłas mnie najbardziej tym,ze brianna przyjaźni sie z aidenem,ale na plus,to potwierdza moja teorie,ze mimo iż trudno do niej dotrzeć jest warta zainteresowania na pewno bardziej niz carrie. Wlasciwie dziwie sie Mads,ze jeszcze sie z nimi trzyma; tebdziewczhny sa miłe,dopóki daje im to zysk, żyją intrygami.... No i lucas-ja nie miałabym żadnych skrupułów xD czy dobrze zrozumiałam,ze Mads zrezygnowała z lekcji rysunki,by pójść na zakupy? Mam nadzieje,ze za drugi. Razem tego nie zrobi... Moze jednak pani Clayton by ja czegoś nauczyła?ni wiem,po co ai przed tym broni,.. Zapraszam na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie jest źle, jest nawet bardzo dobrze;) ale tak to właśnie bywa, że najciekawsze znajomości to te, które nie jest łatwo zawrzeć. Tak właśnie jest z Aidenem i tak jest z Bree;) a co do Carrie... Ona po prostu zainteresowała się żywo Maddie, w przeciwieństwie choćby do Brianny, która ją jedynie toleruje na zajęciach i w związku z Aidenem, jak dla mnie, trudno ją winić. Co do Lucasa natomiast, tutaj już będzie jej dużo łatwiej - po drodze jeszcze jeden zakręt, ale potem już tylko prosta;) hmm, musiałabym zajrzeć do tekstu, ale spokojnie, na rysunek będzie chodzić. A panna Clayton też się jej jeszcze przyda;) całuję!
UsuńAiden nikogo nie zamordował, więc uh, to tylko durne uprzedzenia, które swoją drogą są bardzo powszechne w małych miasteczkach. Zawsze fascynowało mnie to, jak niewiele trzeba zrobić, żeby odrazu społeczeństwa wydało wyrok. No ale, tak to już po prostu bywa.
OdpowiedzUsuńw ogóle czytając o życiu Mads w Austin zrobiło mi się jej żal. Jakoś nigdy nie zagłębiałam się w to, co mogła tam robić, ale po tej wzmiance o rysunku, zrozumiałam, że zachowanie Maddie (które czasami potrafi być okropnie irytujące) wiąże się właśnie z tym. Prawie każdy zachowywałby się podobnie, gdyby stracił wszystko to, co dotychczas wydawało mu się pewnie i niezmienialne. Będę teraz bardziej wyrozumiała (o ile o tym oczywiście nie zapomnę :D).
Uwielbiam Bri, zawsze będę to pisać, a po dzisiejszej próbie chronienia Aidena stałam się chyba jeszcze jej większą fanką. Trudno o prawdziwego przyjaciela, a ona wydaje się być przykładem świetnego kompana, który jest gotowy zrobić wiele, by cię ochronić. Maddie powinna poważnie pomyśleć o zmianie znajomych xd
Ciekawa też jest jak to w końcu będzie z tym balem i, pomimo iż pewnie zechcą ją ukamieniować, zaprosi Aidena? Nadal strasznie mi go szkoda, jak myślę, że przez coś takiego ludzie go odtrącili.
Pozdrawiam! :)
No niestety, i też mi się właśnie wydawało, że to bardzo prawdopodobne, taka reakcja ludzi. Maddie w każdym razie nie zamierza przejść nad tym do porządku dziennego;)
UsuńHaha, wcale mnie nie dziwi, że zachowanie Mads bywa irytujące, w końcu to nieco nadpobudliwa nastolatka z syndromem niezrozumienia;) ale jasne, coś w tym na pewno jest, zwłaszcza że tę frustrację o utratę dotychczasowego życia mogła też przelać wyłącznie na ojca, który ją z Austin zabrał. Także mam nadzieję, że może nie zawsze, ale przynajmniej momentami dasz jej fory;)
Pewnie pomyśli, ale to jeszcze nie na tym etapie, na tym etapie nie jest wciąż gotowa iść na wojnę ;> a z Bree to taka bardziej naturalna znajomość, co to się będzie sama po troszku rozwijała;)
Spoiler alert? Nie zaprosi xd chyba że mi się jeszcze po drodze koncepcja zmieni, ale wątpię ;>
Całuję!
Wiedziałam! Wiedziałam od początku, że on ma powiązania z tamtą sprawa! Cieszę się, że Maddie wreszcie się o tym dowiedziała, ponieważ jestem ciekawa, jak potoczy się teraz znajomość naszej dwójki. Wierzę, że nie porzuci Aidena, bo to nie byłoby w jej stylu, prawda? Obawiam się za to, że zostanie okrutnie wykluczona. Naprawdę nie mogę zrozumieć, jak ludność może obwiniać niewinnego człowieka, bo przecież, gdy to się stało, Aiden był dzieckiem. To okropnie niesprawiedliwe. Panna Clayton to mądra kobieta, wie jak podstępem nakłonić kogoś do rozwijania pasji. Tak rozumiem jej pomysł z zamienieniem kary :) Jestem stanowczo za tym, żeby Maddie rozwijała rysunek. Nawet, jeżeli pójdzie na psychologię, to co szkodzi jej robić postępy również w rysunku?
OdpowiedzUsuńAha, i jestem zadowolona, że Brianna przyjaźni się z Aidenem. Miło jest wiedzieć, że ma on przyjazną dusz w tym toksycznym środowisku.
Świetny rozdział! Przepraszam, że wiecznie z poślizgiem się zjawiam. Pozdrawiam!
O cholera :o
OdpowiedzUsuńKompletne zaskoczenie.
Rozdział świetny ,3