2 maja 2014

12. Persona non grata

Chociaż bardzo próbowałam to zrozumieć, kompletnie nie mieściło mi się to w głowie.
Aiden nigdy mi o tym nie wspomniał. Mówił mi przecież o śmierci rodziców, a nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby powiedzieć mi, że zabił ich jego własny brat?! No dobrze, może i krótko się znaliśmy, ale to przecież nie była żadna tajemnica! Po co trzymał mnie w niewiedzy? Dlaczego do wszystkiego wprost się nie przyznał?
– Naprawdę dobrze, że wcześniej dowiedziałyśmy się, że znasz Aidena, Maddie – westchnęła Carrie, gdy po pospiesznie skończonej kawie szłyśmy do samochodu. – Rozumiesz teraz, co musisz zrobić?
Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa, dlatego zareagowałam z pewnym opóźnieniem.
– Niby co? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić.
– Jak to, co?! – prychnęła Harper, która nie miała dla mnie tyle cierpliwości, co Carrie. – Rany boskie, ty naprawdę tego nie pojmujesz, Monroe?! Wiesz, czym taka znajomość jest w naszej szkole?! Towarzyskim samobójstwem! Przecież to brat wariata, psychicznie chorego człowieka, który zastrzelił w szkole osiem osób! Rodzeństwo części z nich ciągle się tutaj uczy!
– Przecież Aiden nie jest żadnym wariatem – zaprotestowałam słabo. Carrie zaśmiała się, otwierając samochód.
– Jasne, a David wyglądał na wariata, zanim to zrobił? Tak myślisz? Otóż oświecę cię, nie, był normalnym nastolatkiem, jak ty czy ja! Geny to geny, Maddie. Jeśli jeden z nich zrobił coś takiego, widać każdy z ich rodziny mógłby to zrobić. Lepiej po prostu trzymać się od niego z daleka, bo on na pewno nie jest do końca normalny. Zresztą, kto by był, mając taką rodzinę i takie przeżycia z dzieciństwa?!
Nie miałam pojęcia, że David w ogóle miał jakieś rodzeństwo. Usłyszałam tylko o powrocie do domu i zabiciu rodziców, nie było tam ani słowa o młodszym bracie. Jednak nawet jeśli dziewczyny nie potrafiły mi tego wyjaśnić, to nie miało znaczenia. Próbowałam to sobie poukładać w głowie przez całą drogę do domu, szło mi to jednak opornie. Nic z tego nie rozumiałam.
Więc Aiden był młodszym bratem Davida. Pewnie dlatego jadł lunche na strychu szkoły i tak rzadko widywałam go na korytarzach. W szkole, w której jego brat zabił osiem osób, musiano go nienawidzić. Dlaczego jednak w takim razie został w tej szkole? Dlaczego został w tym mieście? Dlaczego dalej mieszkał w domu, w którym David zabił ich rodziców?! Przecież to było kompletnie bez sensu!
W zasadzie tylko jedno miało sens. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego Aiden postanowił trzymać się ode mnie z daleka.
– Zrozum, Maddie, naprawdę miałaś szczęście – rzuciła do mnie Harper z przedniego siedzenia, gdy ruszyłyśmy już w drogę do domu. Jej słowa docierały do mnie tylko częściowo, bo nadal byłam pogrążona we własnych myślach, za wszelką cenę próbowałam jednak wrócić do rzeczywistości i nawiązać z dziewczynami jakikolwiek kontakt. W końcu im więcej uzyskam informacji na temat Aidena, tym lepiej! – Carrie złapała cię od razu, gdy tylko wkroczyłaś do naszej szkoły, i praktycznie wciągnęła w nasze towarzystwo. Uwierz, lepszego nie mogłabyś tu znaleźć! Dostałaś się praktycznie do elity. My potrafimy zrozumieć pewne błędy, zwłaszcza jeśli popełniłaś je nieświadomie. Inni jednak nie będą tak wyrozumiali, musisz to zrozumieć. Jeśli ktoś usłyszy, że znasz się z Aidenem Montgomery, będziesz skończona w tej szkole i nawet my ci wtedy nie pomożemy. Rozumiesz?!
– Ale dlaczego?  – zdołałam z siebie wykrztusić. Carrie wywróciła oczami, co dostrzegłam w tylnym lusterku jej samochodu.
– Dlaczego? Dlaczego?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – Czy ty sama siebie słyszysz, Maddie?! Myślisz, że kto w naszej szkole chce zadawać się z bratem mordercy?! Nikt, do diabła! Jeśli szukasz w naszym otoczeniu wyrzutków, to jego najczystszą definicją jest Aiden Montgomery. Jeżeli spróbujesz się z nim zaprzyjaźnić, w szkole nie dadzą ci żyć, uwierz. Będziesz trędowata zupełnie jak on!
Zamarłam, słysząc te słowa. To po prostu nie mieściło mi się w głowie. Może… Może po prostu źle coś zrozumiałam? Może coś mi się pomyliło, może wcale nie chodziło o to, o czym myślałam? Nie, musiałam to jak najszybciej sprostować, bo przecież to nie trzymał się kupy…
– Zaraz – zaczęłam, próbując jakoś sensownie poukładać chaos moich myśli. – Twierdzicie, że Aiden jest w szkole wyrzutkiem z powodu tego, co osiem lat temu zrobił jego starszy brat?!
– No ba – prychnęła Harper, potwierdzając tym moje najgorsze przypuszczenia. Dobrze, że z przedniego siedzenia nie widziały mojego wyrazu twarzy, bo gdyby tak było, pewnie wysadziłyby mnie  na ulicy, którą akurat jechałyśmy, w połowie drogi do mojego domu.
– Dlaczego?!
– Przecież ci tłumaczyłyśmy. Geny – odpowiedziała Carrie takim tonem, jakby było to oczywiste. No cóż, dla mnie nie było. – Nikt nie chce mieć do czynienia z bratem mordercy, zwłaszcza, że Aiden może być taki sam. To wyrzutek, czarna owca, skaza na naszym szkolnym społeczeństwie. Teraz rozumiesz?
Z impetem oparłam się o oparcie tylnej kanapy jej samochodu, nadal nie mogąc pozbyć się z twarzy niedowierzania. To po prostu nie mieściło mi się w głowie.
– Rozumiem – odparłam i były to ostatnie słowa, które wypowiedziałam do nich podczas tej podróży.
Dziewczyny uznały temat za skończony i przez resztę drogi dyskutowały o sukienkach, które przymierzyły w kolejnych stu pięćdziesięciu sklepach w galerii handlowej, a ja już nie włączałam się do tej rozmowy, o co zresztą mnie nie prosiły. Próbowałam jakoś zanalizować ich słowa, nawet jeśli mi to nie wychodziło, i robiłam to nadal, gdy około godziny piątej dziewczyny odstawiły mnie wreszcie pod moim domem. Z trudem wykrzesałam wtedy z siebie uśmiech, pomachałam im na pożegnanie i poszłam do domu, kątem oka rejestrując nieobecność niebieskiego chevroleta na sąsiednim podjeździe.
Stanowczo musiałam porozmawiać z Aidenem. Znałam go przecież. Może nie jakoś bardzo dobrze, ale wystarczająco, by wiedzieć, że nie był złym człowiekiem. Trudno powiedzieć, może jego starszy brat też nie był, ale najwidoczniej miał jakieś problemy psychiczne, z którymi nie potrafił sobie poradzić, a które dręczyły go wystarczająco, by zdecydował się na tak desperacki krok, jakim było wniesienie broni do szkoły.
Ale Aiden przecież taki nie był. Aiden był rozsądny, miał w sobie mnóstwo empatii i dobra. Aiden nie był swoim bratem, więc dlaczego szkoła w Elizabethtown nie chciała tego dostrzec?
A może to szkoła miała rację, a nie ja, i po prostu nie znałam go wystarczająco dobrze? Skąd mogłam być pewna?
Gdy przyrządzałam kolację dla mnie i dla ojca, nadal pewna nie byłam i nadal o tym myślałam. Nie mogłam mu darować, że nie powiedział mi prawdy, ale równocześnie trochę mu się nie dziwiłam. Ostatecznie ja też nie byłam w stu procentach z nim szczera, więc dlaczego wymagałam, żeby on był wobec mnie? Może nie chciał, żebym się uprzedzała ze względu na jego brata albo uciekła od niego  z krzykiem?
I czy to dlatego kazał mi odejść, gdy pocałowałam go na strychu szkoły?
Gdy około siódmej tata wrócił do domu, udało mi się już w miarę uspokoić i nie wywołać swoim wyglądem żadnych zbędnych pytań. Może byłam trochę za bardzo milcząca, ale w towarzystwie ojca zazwyczaj byłam, więc nie zdziwiło go to za bardzo. Poczekałam na niego z obiadem, bo w ogóle nie byłam głodna, a kiedy tata nałożył sobie zapiekankę, ja zadowoliłam się sałatką. Nie umknęło to jego uwadze.
– Czy ty przypadkiem nie za mało jesz, Mads? – zapytał, przerywając ciszę, jaka trwała w domu, odkąd do niego wrócił. Do tej pory jedynymi dźwiękami była cicho przeze mnie puszczona muzyka. – Powinnaś dobrze się odżywiać.
Wywróciłam oczami.
– Nie bój się, tato, nie zamierzam się głodzić – mruknęłam, bez entuzjazmu grzebiąc widelcem w sałatce. – Nie mam kompleksów na swoim punkcie. Po prostu… jadłam w szkole.
Zająknęłam się, bo nie potrafiłam sobie nawet przypomnieć, co jadłam na lunch, tata jednak na szczęście to zignorował.
– Czyli… – Wyglądało na to, że był zbyt zajęty własnymi myślami, by odpowiednio zwracać uwagę na moje słowa. – Nie odchudzasz się… dla jakiegoś chłopaka? Lucasa Thorne’a na przykład?
Westchnęłam niecierpliwie, rzucając widelec na talerz. Cholera jasna.
– Tato, odbywaliśmy już tę rozmowę, prawda? – powiedziałam z lekkim rozdrażnieniem. – Tłumaczyłam ci, że nic nie ma między mną a Lucasem.
– Teraz nie… – Tata zawahał się. – Wiem, że w Austin zostawiłaś chłopaka. Ale… może za jakiś czas…?
– To porozmawiamy o tym za jakiś czas – mruknęłam, wstając od stołu ze swoim talerzem. – Mam sporo lekcji do odrobienia i muszę się jeszcze pouczyć. Pójdę już do siebie.
Tata wyglądał na zawiedzionego i przez moment poczułam nawet wyrzuty sumienia. Ostatecznie próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, zbliżyć się do mnie, dowiedzieć się, co działo się w moim życiu, a ja naprawdę mu tego nie ułatwiałam. Ale po prostu nie potrafiłam.
Włączyłam światło w sypialni i sięgnęłam po notatnik, bo zawsze dobrze mi się myślało podczas szkicowania. Zajęłam swoje miejsce na parapecie, chwyciłam ołówek i westchnęłam, pozwalając palcom niemalże bezwiednie prowadzić ołówek po papierze.
Powinnam z nim porozmawiać. To jedno nie ulegało wątpliwościom. Sporo zawdzięczałam Aidenowi – ostatecznie ostatnio dzięki niemu po raz pierwszy od trzech miesięcy prowadziłam samochód – i należała mu się odrobina kredytu zaufania. Zwłaszcza że, w przeciwieństwie do Carrie i Harper, nie widziałam nic złego w fakcie, że osiem lat temu jego brat zrobił nawet coś tak okropnego. To przecież nie był on.
Strasznie musiało mu się mieszkać w mieście, gdzie wszyscy mieli o nim takie zdanie. Gdzie wszyscy widzieli w nim Davida.
Przez moment jeszcze szkicowałam bezmyślnie, aż w końcu odruchowo zerknęłam w lewo, w stronę okna pokoju Aidena, i porzuciłam notatnik, żeby wstać i podejść do włącznika światła.
Wyłączyłam je, a następnie ponownie włączyłam.
Zero reakcji.
Światło w pokoju Aidena się świeciło, więc musiał tam być. Może po prostu nie zauważył. Ponowiłam więc czynność, zwiększając trochę tempo.
Wyłączyłam.
Włączyłam.
I tak jeszcze raz.
Aiden podszedł do okna, gdy już traciłam nadzieję. Przydługie włosy miał związane w kucyk z tyłu głowy i wyglądał na lekko rozbawionego. Zapewne miał z tym coś wspólnego mój sygnał świetlny.
Uśmiechnęłam się do niego z trudem i palcem wskazałam kierunek, w którym znajdowało się moje tylne wyjście na ogród. Kiwnął głową i już po chwili go nie było.
O rany. Teraz w dodatku rozumieliśmy się bez słów!
Wybiegłam z pokoju, po drodze chwytając cieplejszą kurtkę, którą trzymałam u siebie. Zrobiłam to chyba trochę za głośno, bo z sypialni ojca wysunęła się jego głowa.
– Dokąd idziesz? – zapytał, uważnie lustrując wzrokiem kurtkę w mojej ręce. Cholera. Gdybym przynajmniej jej ze sobą nie wzięła, mogłabym skłamać cokolwiek innego!
– Na spacer – wyrwało mi się. Tata podniósł pytająco brew.
– O tej porze?
– O tej porze – potwierdziłam. – Muszę się trochę przewietrzyć, bo nauka mi nie idzie.
– I idziesz sama? – dopytywał. O rany. Serio, tato?!
– Tak, idę sama – skłamałam z irytacją. – Siedzisz w pokoju obok, na pewno słyszałbyś, gdybym umawiała się z kimś przez telefon. SMS też byś usłyszał, w końcu ma głośny sygnał, nie sądzisz?
– Chyba tak – przyznał tata niechętnie; chciał już się cofnąć, ale zawahał się w ostatniej chwili i dodał: – Nie siedź długo, nie znamy jeszcze za dobrze tej okolicy.
– Spokojnie, nie odejdę daleko – obiecałam, po czym zbiegłam po schodach, nie czekając już na jego odpowiedź. Znowu go zbywałam, to prawda. Nie mogłam mu jednak powiedzieć o Aidenie.
Gdy wybiegłam do ogrodu, już na mnie czekał. Opierał się o ścianę mojego domu, przyglądając się miejscu, z którego wyszłam, z nieco ironicznym uśmieszkiem. Nawet nie włożył na siebie kurtki, nadal miał na sobie tylko T–shirt i dżinsy, jakby nie spodziewał się, że ta rozmowa potrwa długo.
– Teraz mamy dla siebie jakieś tajne, specjalne znaki? – zapytał.
Zrobiłam się czujna. Zamknęłam za sobą drzwi, bo skoro tata i tak wiedział, że wyszłam, nie musiałam przecież ukrywać się z powrotem przez główne wejście. Podeszłam do niego, próbując odgadnąć, w jakim był nastroju. Nie podobał mi się ton, jakiego wobec mnie użył. Cała jego postawa sugerowała jakiś dystans, rezerwę w stosunku do tego, jak zachowywał się wobec mnie wcześniej. Domyślił się, że już wiedziałam? Spodziewał się jakiejś konkretnej reakcji?
– Sam z tym zacząłeś, pamiętasz? – odparłam, zakładając ramiona na piersi. Kiwnął głową i oderwał się od ściany, żeby podejść do mnie bliżej.
– Więc również ja powinienem z tym skończyć – stwierdził, czym strasznie mnie zirytował.
– Bo masz tu, w Elizabethtown, za dużo przyjaciół i nie masz czasu dla kolejnego, tak? – warknęłam. Wywrócił oczami i dzięki temu zrozumiałam, czemu ojca tak denerwowało, gdy ja robiłam to przy nim.
– Po co właściwie chciałaś, żebym tu przyszedł, Maddie?
– Widziałam cię dzisiaj w centrum handlowym – podjęłam, ignorując kompletnie jego pytanie. – Uciekłeś, gdy tylko chciałam się przywitać. Dlaczego?
– Naprawdę musisz o to pytać? – Mówiąc to, spojrzał mi prosto w oczy. Z jego twarzy wyczytałam złość i frustrację, od których ścisnęło mi się serce. – Przecież widziałem, z kim byłaś. Sutton i Delany, dwie najpopularniejsze laski w szkole. Jestem idiotą, Maddie, jestem naiwnym kretynem. Wiedziałem, że będę miał odrobinę twojego czasu i uwagi, dopóki któraś z nich nie dowie się, że mnie znasz, i dopóki nie poznasz prawdy. Nie mówiłem ci o niczym, bo dobrze było mi tak, jak było, i łudziłem się, że może się nie dowiesz.
– O czym, że David Montgomery był twoim bratem? – Zacisnął mocniej szczęki, gdy to powiedziałam. Zrobiłam jeszcze krok w jego kierunku i znalazłam się tuż przy nim. – Że twój starszy brat zabił w szkole osiem osób, a potem także twoich rodziców, zanim popełnił samobójstwo? Tak, dziewczyny powiedziały mi o tym, gdy zauważyły, że cię znam. I tak, masz rację, jesteś idiotą.
Złość sprawiła, że zacisnął dłonie w pięści, chciał odejść, ale chwyciłam go za ramię i nie pozwoliłam, chociaż wiedziałam, że gdyby tylko chciał, zrzuciłby moją rękę bez problemu. Z jakiegoś jednak powodu zastygł w bezruchu.
– Jesteś idiotą – powtórzyłam uparcie. – Uważasz, że patrzę teraz na ciebie ze wstrętem? Że się ciebie boję? Że, no nie wiem, odsuwam się od ciebie z niesmakiem? Tak? Uważasz, że taka właśnie jestem?!
Rzucił mi uważne spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Złość natychmiast z niego uleciała, rysy jego twarzy wygładziły się trochę. W jednej chwili stał się nieco zagubionym, bezradnym chłopcem.
– Nie rozumiem, do czego dążysz, Maddie – mruknął, chociaż doskonale wiedział. Prychnęłam.
– Na litość boską, Aiden, nie ma dla mnie znaczenia, kim był twój brat! – wykrzyknęłam, nie mogąc powstrzymać się od porzucenia spokoju, z którym początkowo zamierzałam załatwić tę sprawę. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego pozwoliłeś, żeby to odbyło się w taki sposób? Co, wolałeś, żeby dziewczyny powiedziały mi, jakim jesteś złym człowiekiem, żeby przedstawiły cię w złym świetle, żebym nie chciała mieć z tobą nic więcej do czynienia? Tego właśnie chciałeś?
– Nie – zaprotestował ze złością. – Po prostu nie chciałem ci o tym mówić.
– Ale było wiadomo, że prędzej czy później się dowiem! To było kompletnie bez sensu, Aiden. Mam takie wrażenie, jakbyś… jakbyś naprawdę nie chciał, żebym spędzała z tobą czas. Żebym miała z tobą cokolwiek wspólnego. Jakby prawdziwe były te pierwsze słowa, które usłyszałam od ciebie wtedy w damskiej przebieralni, a cała reszta to były jakieś twoje wybryki, wbrew twojej naturze…
– Wiesz, że tak nie było – mruknął, przerywając mi.
– Nie, właśnie nie wiem! – wykrzyknęłam znowu. – Przecież gdyby naprawdę ci zależało, żebym dobrze o tobie myślała, uprzedziłbyś mnie o tym wszystkim. Nie trzymałbyś mnie w niewiedzy. Nie odpychałbyś mnie od siebie, nie dając nawet po temu powodu! Wiesz… Dla mnie naprawdę nie ma znaczenia, kim był twój brat. Uważam, że jesteś dobrym człowiekiem, Aiden. Tylko z jakiegoś pokrętnego, nieznanego mi powodu, uparłeś się, żeby mnie skrzywdzić.
Odwróciłam się, chcąc odejść, bo nie byłam pewna, czy nie powiedziałam za dużo; nie pozwolił mi się jednak wycofać, chwycił mnie za ramię, pociągnął do siebie i oparł o ścianę domu, w drugiej ręce zamykając drugie moje ramię. Próbowałam je wyrwać, ale nie pozwolił mi na to, trzymając mnie bardzo mocno.
– Ty naprawdę tego nie rozumiesz, co? – syknął, przybliżając swoją twarz do mojej. Z trudem przełknęłam ślinę. – Cokolwiek powiedziały ci Sutton i Delany, miały rację. Tak, mój brat osiem lat temu zabił w szkole osiem osób. Tak, mam przez to tutaj naprawdę kiepskie życie. Wszyscy uważają, że mnie prędzej czy później też odbije, że jestem taki sam jak David. Nikt nie chce mieć ze mną nic wspólnego, wszyscy się ode mnie odwracają. Nie winię ich za to. I rozumiem, że zbliżyłaś się do mnie, bo o tym nie wiedziałaś. Ale to dla ciebie będzie lepiej, jeśli na tym skończymy. Trafiłaś między tych popularnych ludzi, Maddie. Zapraszają cię na imprezy do Thorne’a i wspólne zakupy w centrum handlowym! Nie chcę, żebyś sobie to zepsuła znajomością ze mną, rozumiesz?
Chwyciłam go za łokcie, z niedowierzaniem słuchając jego słów. On był nienormalny. Faktycznie musiał mieć więcej ze swojego brata, niż początkowo myślałam, skoro mówił takie rzeczy. Przecież on nie mógł naprawdę tak myśleć!
– Czy ty kompletnie zwariowałeś? – zapytałam więc z niesmakiem, gdy wreszcie skończył tę niedorzeczną przemowę. Rzucił mi zdezorientowane spojrzenie.
– Co masz na myśli?
– Naprawdę uważasz, że to, jak oni się wobec ciebie zachowują, jest w porządku?! – To po prostu nie mieściło mi się w głowie. Aiden chyba za długo tutaj mieszkał, za bardzo wrósł w to miasto i za bardzo uwierzył, że tak właśnie powinno być. Bo to przecież nie było normalne. – Naprawdę uważasz, że to jest normalne, że każą cię za coś, co osiem lat temu zrobił twój brat?! Na litość boską, Aiden! Nie jesteś niczemu winien! To oni powinni się wstydzić, nie ty! A jeżeli myślisz, że chcę się przyjaźnić z ludźmi, którzy tak traktują kogoś niewinnego, kto nie zrobił absolutnie nic złego, to chyba masz nierówno pod sufitem!
Puścił mnie i odsunął się, odwrócił do mnie tyłem, a jego dłonie automatycznie powędrowały do włosów. Zostałam w miejscu, oddychając szybko, bo obawiałam się, że nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa, gdybym za nim poszła. Czułam się okropnie. Czułam się tak, jakbym wpadła do króliczej nory i nie potrafiła się z niej wydostać.
Z jednej strony żałowałam, że w ogóle przyjęłam to zaproszenie na wspólne zakupy. W końcu jakaś naiwna część mnie myślała, że gdyby nie to, o niczym bym się nie dowiedziała i nie byłoby problemu. A równocześnie wiedziałam, że problem nie powstał wcale w tamtym momencie, a raczej dużo wcześniej. Nie byłam pewna, kiedy, ale chyba już wtedy, gdy Aiden zatrzymał się pod moim domem, proponując podwiezienie do szkoły. Gdybym wtedy nie zostawiła w jego aucie kluczyków, może nie dowiedziałby się o moim problemie, może nie postanowiłby mi pomóc i może nie spędzilibyśmy ze sobą ani minuty więcej. Może.
Chociaż tego też nie byłam pewna, bo równocześnie wydawało mi się, że przynajmniej z mojej strony ten problem powstał już wtedy, gdy zaraz po przyjeździe pomachałam mu ręką przez okno, a on mi nie odmachał.
Tak czy inaczej, problem istniał już dużo wcześniej i wiedziałam, że prędzej czy później musiałabym się z nim zmierzyć. Może to i dobrze, że dowiedziałam się wcześniej, nawet jeśli obecnie czułam się tak źle. Ta rozmowa musiała się odbyć. Nic nie mogłam na to poradzić.
– Nie możesz walczyć z wiatrakami, Maddie – odpowiedział w końcu Aiden spokojnie, przyciszonym głosem, z powrotem się do mnie odwracając. Założył ramiona na piersi i wpatrzył się we mnie z frustracją wyraźnie widoczną w czekoladowych oczach. – Za parę miesięcy skończę tę szkołę i wyjadę stąd raz na zawsze. Dla mnie to już bez różnicy. Ale ty… Ty musisz spędzić tu jeszcze półtora roku. Nie warto dla mnie zrażać do siebie całej szkoły, a tak będzie, jeśli publicznie przyznasz się do znajomości ze mną, uwierz mi. Zacznij na chwilę myśleć głową zamiast sercem, proszę. Tak będzie dla ciebie lepiej.
Boże, co za pieprzony męczennik. Ktoś chyba powinien go wreszcie mocno walnąć w głowę!
– Nie chcę przyjaźnić się z ludźmi, którzy tak cię traktują – odparłam uparcie. Aiden cofnął się o krok.
– Więc znajdź sobie innych przyjaciół. Ale to nie powinienem być ja, bo wtedy cała szkoła się od ciebie odsunie. Uwierz mi, przerabiam to od wielu lat. Myślisz, że dlaczego nigdy nie jadam lunchu na stołówce? Dlaczego do szatni na WF wchodzę dopiero po dzwonku? Dlaczego nigdy nie widzisz mnie na szkolnym korytarzu? Bo unikam tego, jak tylko mogę, Maddie. Nauczyłem się tego w ciągu ostatnich lat, opanowałem to do perfekcji. Ale ty… Jesteś ładna, bystra, możesz być w tej szkole popularna, mieć wielu przyjaciół. Nie spieprz sobie tego.
Znajomością z nim. To właśnie miał na myśli, żebym sobie tego nie spieprzyła znajomością z nim.
– I teraz mi to mówisz? – prychnęłam, nie mając zamiaru poddać się w tej rozmowie. – Teraz? Naprawdę? A może trzeba było o tym pomyśleć, gdy uparłeś się, że wsadzisz mnie za kierownicę swojego Camaro? Albo kiedy zabrałeś mnie na strych szkoły? Albo kiedy wcale nie protestowałeś, gdy cię tam pocałowałam?!
– Oczywiście, że protestowałem – żachnął się. – Wycofałem się…
– Och, tak, bohaterze, po tym, jak zdążyłeś nie tylko odpowiedzieć na pocałunek, ale nawet zrobić mi malinkę na szyi – prychnęłam. – Można powiedzieć, że broniłeś się zębami i pazurami.
– Co mam ci powiedzieć, Maddie? Jestem tylko facetem. – Rzucił mi ironiczne spojrzenie, którym wcale się nie przejęłam.
– Oczywiście, bo przecież każdy facet pomógłby mi zacząć znowu jeździć samochodem – zadrwiłam. – Wiem, co próbujesz zrobić, Aiden, i ostrzegam, że ci się nie uda. Chciałeś mnie trzymać na dystans? Więc trzeba było to zrobić od pierwszej chwili, powiedzieć mi, kim jesteś, kiedy pierwszy raz wsiadłam do twojego auta, zamiast czekać, aż ktoś inny to zrobi. Czemu tego nie zrobiłeś?
– Bo nie zwierzam się dopiero co napotkanym dziewczynom – syknął. Tym razem to ja wywróciłam oczami.
– Ach tak? A może po prostu nie chciałeś, żebym się od ciebie odsunęła? Bałeś się, że pomyślę tak jak inni?!
Nie odpowiedział, spoglądając na mnie z frustracją. Wiedziałam, że miałam rację, nie byłam głupia. On najwyraźniej też nie potrafił się tego za bardzo wyprzeć. Cała ta rozmowa sprawiła, że zaczęły trząść mi się ręce, czułam się źle, bo wcale nie chciałam się z nim kłócić. Przecież wyszłam tu tylko po co, żeby go zapewnić, że nie obchodziło mnie, co o nim myśleli inni. Dlaczego musiał z tego robić taki problem?
– To nie ma teraz znaczenia, co myślałem – mruknął, znowu się odsuwając. – Masz rację, źle zrobiłem, nie powinienem był w ogóle się do ciebie zbliżać. I tak, masz rację, nie chciałem, żebyś się dowiedziała, bo dobrze czułem się w twoim towarzystwie i nie chciałem tego zmieniać. Dawno nie czułem się przy nikim taki… taki wolny. Nie oceniałaś mnie, nie patrzyłaś tak, jak patrzą na mnie wszyscy inni. Ale teraz… Teraz już za późno.
Zrobiło mi się przykro. Więc nie chodziło o mnie, tylko o to, że nie wiedziałam, kim był. Aidenowi nie zależało na mnie. Zależało mu na osobie, która nie znała go od tej strony, z jakiej widziało go całe miasto: jako młodszego brata wielokrotnego mordercy. Moim jedynym atutem była niewiedza.
A teraz tego atutu już nie miałam. Przestałam być kimś, kto nie wiedział o jego przeszłości. Nawet jeśli go nie oceniałam, nawet jeśli nie miałam nic przeciwko temu, Aiden mógł myśleć, że nie będzie mógł być w mojej obecności tak swobodny, jak był wcześniej. Chociaż było mi z tego powodu przykro, nawet go rozumiałam.
– Wiesz co? Masz rację – mruknęłam, odrywając się wreszcie od ściany. – Nie powinieneś był się do mnie zbliżać.
Wyminęłam go i wyszłam na dróżkę, żeby wrócić do domu głównym wejściem. Irracjonalnie miałam nadzieję, że Aiden jednak mnie zatrzyma, że zapewni, że to wszystko nie miało znaczenia, ale tego nie zrobił. Nie obejrzałam się za siebie, więc nie wiedziałam, co robił, ale na pewno nie pobiegł za mną.
Gdy weszłam do domu, miałam już ochotę się rozpłakać, obiecałam sobie jednak, że nie będę więcej ryczeć z byle powodu. Tym bardziej, że na schodach usłyszałam kroki; czym prędzej spróbowałam zmusić twarz do beztroskiego uśmiechu, a chociaż miałam wrażenie, jakby zupełnie mnie nie słuchała, w końcu udało mi się chyba nie wyglądać bardzo źle, bo gdy tata spojrzał na mnie ze schodów, niczego nie zauważył.
– Jakiś krótki ten spacer – zauważył, przechodząc do kuchni. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i wzruszyłam ramionami.
– To było głupie, że wyszłam – mruknęłam. – Mam dużo lekcji.
Idąc do swojego pokoju, zrozumiałam, że tym razem wreszcie powiedziałam mu prawdę.
To było głupie, że wyszłam.

13 komentarzy:

  1. Dobra, ja rozumiem, że ludzie się boją, w końcu nie wiedzą, czy Aiden pójdzie śladami brata czy nie, ale Carrie z Harper (i reszta szkoły, jak zgaduję) trochę przesadzają w tym demonizowaniu. Zastanawiam się, co na to nauczyciele. Nic nie robią, tylko stoją biernie i pozwalają na wyalienowanie jednego z uczniów przez dosłownie całą szkołę, bo dopóki go nie krzywdzą fizycznie, mają niby związane ręce? (I, bardzo głupia myśl, ale czy w każdej klasie, w której Aiden ma zajęcia starcza ławek, by nikt nie musiał siedzieć obok niego? I czy wtedy nauczyciele również biernie patrzą, zamiast powiedzieć "Och, no nie bądź głupi/głupia, tylko siadaj!"?)
    A co do Maddie wdającej się w kłótnię, kiedy chciała tylko porozmawiać... Przykre to, ale rozumiem sytuację. Zresztą, oboje z Aidenem mogliby trochę spuścić z tonu, trudne, fakt, kiedy oboje są tak emocjonalnie zaangażowani w temat (Aiden bo tyle lat żyje jako odrzutek, a Maddie bo poczuła się skrzywdzona), wyszłoby im to na dobre. No ale, co się stało, to się nie odstanie. Nie wątpię, że jeszcze jakoś wrócą na przynajmniej przyjacielskie tory i strasznie mnie ciekawi, jak do tego dojdzie.
    Pozdrawiam cieplutko,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, pewnie zdarza mu się z kimś siedzieć w ławce xd ale tylko w ekstremalnych przypadkach, jak już całkiem nie ma miejsc xd a nauczyciele, cóż, na pewno nad tym nie panują, nawet gdyby chcieli, nie byliby w stanie, a poza tym trzeba pamiętać, że wtedy nie zginęli tylko uczniowie, ale nauczyciel też.

      Pierwsza reakcja rzeczywiście była emocjonalna, ale jeszcze będą mieli okazję porozmawiać na spokojnie (choć może w nieco dziwnych okolicznościach...) i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić. Ale to już niedługo;)

      Całuję!

      Usuń
  2. Ja niestety nie miałam niespodzianki, bo od razu się domyśliłam, że to dziwne zachowanie Aidena ma jakiś związek z tą strzelaniną w szkole :P Dobrze, że teraz Maddie jest uświadomiona, Aiden natomiast (mimo szczerej sympatii do niego :P) mnie tym swoim wycofaniem zaczyna nieco irytować. Co za zmiana ról, zwykle to jednak irytują kobiety, prawda? ;P
    Zawsze mnie to dziwi... Dlaczego niektórzy uważają, że ktoś będzie się czuł lepiej, kiedy ktoś inny za nich zdecyduje? Aiden jest albo uparty albo coś mu w mózgu nie styka, że nie zauważył, że przecież jego brat i ta cała strzelanina nie ma wpływu na jego relacje z Maddy. Chociaż z drugiej strony... pewnie trochę się wycierpiał. Nie zmiana to jednak faktu, że Mads może sama zdecydować, czy chce się z nim utrzymywać kontakty, czy nie. Postawa Maddy bardzo mi się podoba. Pewnie niejedna osoba zrobiłaby to, co powiedziałaby jej nowe przyjaciółki. Widać, że Maddy woli najpierw sama sobie o kimś wyrobić zdanie, a później może ocenić. Wow, Maddy, brawo! :)
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, pewnie zdarza mu się z kimś siedzieć w ławce xd ale tylko w ekstremalnych przypadkach, jak już całkiem nie ma miejsc xd a nauczyciele, cóż, na pewno nad tym nie panują, nawet gdyby chcieli, nie byliby w stanie, a poza tym trzeba pamiętać, że wtedy nie zginęli tylko uczniowie, ale nauczyciel też.

      Pierwsza reakcja rzeczywiście była emocjonalna, ale jeszcze będą mieli okazję porozmawiać na spokojnie (choć może w nieco dziwnych okolicznościach...) i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić. Ale to już niedługo;)

      Całuję!

      Usuń
  3. Nie wiem kogo mi w tym przypadku bardziej szkoda: czy Mads, która bądź co bądź poczuła nie już niepotrzebna i odrzucona czy Aidena, który zapomniał o byciu szczęśliwym i poddał się surowości społeczeństwa. Oni obydwoje są zranieni i każde z innego powodu. No i jestem przekonana, że Aiden chce Maddie w swoim życiu i nie była ona tylko interesująca przez fakt, że nic nie wiedziała. W końcu spodziewał się, że to najdejdzie, więc nie pasuje mi do niego tylko to. Pieprzony męczennik, musiał okłamać M. dla jej własnego dobra. Jakby nie widział, że dla niej nie ma żadnego znaczenia, co wydarzyło się osiem lat temu. Zyskał przyjaciela i pewnie kogoś więcej, kto byłby przy nim i tak po prostu to oddaje. Strach zawsze jest najgorszym życiowym doradcą i poniekąd nie dziwię się Aidenowi, z tym, że rani on tym okropnie Mads i w tu jest pies pogrzebany.
    Harper i Carrie - nawet nie wiem, jak to skomentować. To takie typowe przedstawicielki licealnej elity, które nie mają za grosz własnego rozumu. I chyba już teraz wiem, kogo najbardziej mi z nich wszystkich szkoda. Ciekawi mnie, co by było, gdyby którąś z nich spotkała podobna historia (oczywiście nie życzę tego, ale kto wie, co przyniesie los xd).
    Mads musi się zebrać w swobie i udowodnić Aidenowi, że zasługuje on na akceptację ludzi. Pewnie jest to trudno, tym bardziej, że z urażoną dumą trudno cokolwiek zrobić, ale ona w tym 'zwiazku' jest, wbrew pozorom, sileniejsza i tylko ona może dokonać cudu. A z pomocą Brianny pewnie będzie w stanie zdziałać wiele.
    I już na koniec muszę napisać, że jestem szalenie dumna z Maddie za to, że olała te głupie pindy.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba;) to chyba nie jest tajemnicą dla nikogo oprócz Maddie;) rzecz w tym, że Aiden nie chce, żeby przez jego towarzystwo Maddie stała się jakaś pariaską;) Chyba ciężko mimo wszystko było mu się zdobyć na powiedzenie jej prawdy, zwłaszcza że pewnie zakładał, że jak już Mads się wszystkiego dowie, to sama się od niego odwróci i korzystał z chwili. Ale spokojnie, jeszcze się to wszystko wyjaśni;)

      No pewnie! Nigdy nie twierdziłam, że one okażą się inne ;> myślę, że może się jeszcze nawet przekonają. A przynajmniej jedna z nich;)

      Dokładnie, tym razem to Mads jest silniejsza, nawet biorąc pod uwagę jej lęki i śmierć matki. Ale myślę, że mimo wszystko sobie poradzi:)

      Haha, ja też;)
      Całuję!

      Usuń
  4. Geny, geny!?? Co to za pokręceni ludzie są? Mój Boże, chyba im brakuje piątej klepki. Maddie ma racje, że to oni są źli a nie Aiden. Rozumiem predyspozycje do urodzenia chorego dziecka, gdy już w rodzinie taki problem zaistniał, a co to ma wspólnego ze zdrowym człowiekiem? Czy brat osoby z zespołem Dovna powinien trzepać portkami, że sam jest niezdrowy na umyśle? Co za logika.
    Łatwo jest znaleźć kozła ofiarnego, bo skoro winowajca zabrał się na tamten świat, to najwygodniej obarczyć nienawiścią jego brata. Ludzie są parszywi. Podziwiam Aidena, że wytrzymał w miasteczku tyle lat. Powinien się był z tamtą wynieść lata temu. To smutne, że odsuwa od siebie Maddie, ale rozumiem tok jego myślenia. Wiedząc, że wyjadę, pewnie też nie chciałabym narażać drugiego człowieka na kłopoty. Ale coś czuje, że taki obrót spraw wcale nie sprawi, że Maddie będzie łatwiej. Przecież ona go kocha...
    Już dawno żaden rozdział nie wywołał we mnie takiej lawiny emocji. Brawo! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, że nie, ale pewnego rodzaju myślenia nie wykorzenisz. Dla nich jeden zły brat oznacza drugiego złego brata, niezależnie, jaki on faktycznie jest, tak na wszelki wypadek.

      Dokładnie! Chociaż myślę, że sprawy nie ułatwia też fakt, że Aiden nie zdecydował się na wyprowadzkę z Elizabethtown. (No dobrze, nie od niego to zależało wtedy, ale mimo wszystko). On pewnie myśli, że tak byłoby racjonalniej, ale co z tego wyjdzie, to już zupełnie inna sprawa.

      Cieszę się, że się podobał:) całuję!

      Usuń
  5. O matko... Niech Maddie wreszcie wypnie się na Carrie i ma ją gdzieś! Błagam! Wiem, jestem okropna i w ogóle, ale ona mnie do szału doprowadza. Może dlatego, że za wielu takich ludzi chodzi po tej ziemi? Powtórzę się i powiem, że nie rozumiem co do tego wszystkiego mają geny...
    Mam nadzieję, że związek z Aidenem się jakoś zagłębi, nie tyle na tle romantycznym, co po prostu tak po przyjacielsku. To znaczy... romantyczność zawsze spoko, ale im obojgu na razie raczej potrzeba zwykłego zrozumienia. Tym bardziej, że o Maddie mało wiemy, jeżeli chodzi o jej matke i wypadek, bo sama nie chce o tym nikomu mówić...
    Pozdrawiam cieplutko! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie jesteś okropna, Carrie jest, ja widocznie w każdym tekście muszę mieć taką irytującą bohaterkę, nawet w SEC ją mam xd ten romans nie tak od razu się rozwinie, spokojnie, najpierw muszą się z Mads lepiej poznać, najpierw muszą się jakoś dogadać;) o Aidenie zresztą też nie wiemy jeszcze wszystkiego... ale o tym wkrótce ;>

      Całuję!

      Usuń
  6. Wkurzyło mnie najbardziej zakończenie tej kłótni. Naprawde, zeby tak zinterpretować słowa chłopaka...to chyba trzeba byc tylko Mads. Ej, łatwiej by było,gdyby po prostu spróbowali zrozumieć punkt widzenia drugiej strony. To,ze ktoś ma takiego brata, moze wywoływać pewna rezerwę i chyba nie da sie na to nic poradzić, ale mimo wszystko-jesli zobaczy sie,ze ktoś jest inny, niz mozna by sie spodziewać, oowinni sie dać szans.e aiden powinien zrozumieć,ze Mads to lubi takiego, jakim jest. Faktycznie, jest to dosc dziwne,ze nie przeprowadził sie z ciotka (moze ona jednak nie do konca istnieje,co?xd), ale pewnie sa ku temu powody... Ludzkie szufkladkowanie nie zna granic. Błagam,zeby Mads przestała sie kumplowac z carrie..za to moze niech pogada wiecej z ruda i to ni tylko na tematy aidena... Fajnie by było, jakby dziewczyna spróbowała naprawić swoje relacje z ojcem. Przynajmniej raz, na koncu, go nie oklamala... Ale wierze w nia. Swietnie pisałas rozmowę z aidenem. Genialne pokazanie dwoch roznych punktów widzenia tej samej sprawy. Tego,ze chcą sie dogadać, ale nie wiedza jak, tego jak pewne schematy nieświadomie wplywaja na to, co robimy czy jak mówimy...a szkoda, ale wierze, ze razem pokonają kłody, jakie stawia im życie (ale to zabrzmiało gornolotniexd). W początkowych opisach gdzieś powtórzyłas praktycznie sens całego zdania, ale nadto było super. Zaparszam na nowosc na zapiski-condawiramurs, opowiadanie wojenne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że Aiden to widzi, wie, że Maddie mimo wszystko chce utrzymywać z nim kontakt, ale za nią uznał, że tak będzie lepiej, jeśli przez znajomość z nim nie zrazi do siebie całego środowiska. Ciotka istnieje, spokojnie;) po prostu rzadko bywa w domu i siłą rzeczy jeszcze mniej zajmuje się Aidenem, stąd też między innymi wziął się brak przeprowadzki po całym zajściu z bratem Aidena. Niestety z przyjaźnią to nie jest taka prosta sprawa;) jeszcze trochę wody w rzece upłynie, zanim Mads tak całkiem odwróci się od Carrie, jeśli kiedykolwiek to nastąpi. Co do ojca, to niestety Mads jeszcze nie raz zdarzy się go okłamać, ale w końcu te ich stosunki pewnie się nieco ocieplą;) cieszę się też, że podobała Ci się rozmowa z Aidenem, bo moim zdaniem osobiście argumenty obydwu stron są równie ważkie i ja bym tu żadnego z nich nie niedoceniała;) Tak pewnie właśnie będzie, że w końcu wspólnie zaczną te kłopoty pokonywać, ale do tego niestety jeszcze kawałek czasu.

      Dziękuję za odwiedziny i całuję!

      Usuń
  7. W 100% zgadzam się z:DEANA WINCHESTER.
    Rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.