Chociaż bardzo próbowałam to zrozumieć,
kompletnie nie mieściło mi się to w głowie.
Aiden nigdy mi o tym nie wspomniał. Mówił mi
przecież o śmierci rodziców, a nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby powiedzieć
mi, że zabił ich jego własny brat?! No dobrze, może i krótko się znaliśmy, ale
to przecież nie była żadna tajemnica! Po co trzymał mnie w niewiedzy? Dlaczego
do wszystkiego wprost się nie przyznał?
– Naprawdę dobrze, że wcześniej dowiedziałyśmy
się, że znasz Aidena, Maddie – westchnęła Carrie, gdy po pospiesznie skończonej
kawie szłyśmy do samochodu. – Rozumiesz teraz, co musisz zrobić?
Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa,
dlatego zareagowałam z pewnym opóźnieniem.
– Niby co? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie
wykrztusić.
– Jak to, co?! – prychnęła Harper, która nie
miała dla mnie tyle cierpliwości, co Carrie. – Rany boskie, ty naprawdę tego
nie pojmujesz, Monroe?! Wiesz, czym taka znajomość jest w naszej szkole?!
Towarzyskim samobójstwem! Przecież to brat wariata, psychicznie chorego
człowieka, który zastrzelił w szkole osiem
osób! Rodzeństwo części z nich ciągle się tutaj uczy!
– Przecież Aiden nie jest żadnym wariatem –
zaprotestowałam słabo. Carrie zaśmiała się, otwierając samochód.
– Jasne, a David wyglądał na wariata, zanim to
zrobił? Tak myślisz? Otóż oświecę cię, nie, był normalnym nastolatkiem, jak ty
czy ja! Geny to geny, Maddie. Jeśli jeden z nich zrobił coś takiego, widać
każdy z ich rodziny mógłby to zrobić. Lepiej po prostu trzymać się od niego z
daleka, bo on na pewno nie jest do końca normalny. Zresztą, kto by był, mając
taką rodzinę i takie przeżycia z dzieciństwa?!
Nie miałam pojęcia, że David w ogóle miał jakieś
rodzeństwo. Usłyszałam tylko o powrocie do domu i zabiciu rodziców, nie było
tam ani słowa o młodszym bracie. Jednak nawet jeśli dziewczyny nie potrafiły mi
tego wyjaśnić, to nie miało znaczenia. Próbowałam to sobie poukładać w głowie
przez całą drogę do domu, szło mi to jednak opornie. Nic z tego nie rozumiałam.
Więc Aiden był młodszym bratem Davida. Pewnie
dlatego jadł lunche na strychu szkoły i tak rzadko widywałam go na korytarzach.
W szkole, w której jego brat zabił osiem osób, musiano go nienawidzić. Dlaczego
jednak w takim razie został w tej szkole? Dlaczego został w tym mieście?
Dlaczego dalej mieszkał w domu, w którym David zabił ich rodziców?! Przecież to
było kompletnie bez sensu!
W zasadzie tylko jedno miało sens. Wreszcie
zrozumiałam, dlaczego Aiden postanowił trzymać się ode mnie z daleka.
– Zrozum, Maddie, naprawdę miałaś szczęście –
rzuciła do mnie Harper z przedniego siedzenia, gdy ruszyłyśmy już w drogę do
domu. Jej słowa docierały do mnie tylko częściowo, bo nadal byłam pogrążona we
własnych myślach, za wszelką cenę próbowałam jednak wrócić do rzeczywistości i
nawiązać z dziewczynami jakikolwiek kontakt. W końcu im więcej uzyskam
informacji na temat Aidena, tym lepiej! – Carrie złapała cię od razu, gdy tylko
wkroczyłaś do naszej szkoły, i praktycznie wciągnęła w nasze towarzystwo.
Uwierz, lepszego nie mogłabyś tu znaleźć! Dostałaś się praktycznie do elity. My
potrafimy zrozumieć pewne błędy, zwłaszcza jeśli popełniłaś je nieświadomie.
Inni jednak nie będą tak wyrozumiali, musisz to zrozumieć. Jeśli ktoś usłyszy,
że znasz się z Aidenem Montgomery, będziesz skończona w tej szkole i nawet my
ci wtedy nie pomożemy. Rozumiesz?!
– Ale dlaczego?
– zdołałam z siebie wykrztusić. Carrie wywróciła oczami, co dostrzegłam
w tylnym lusterku jej samochodu.
– Dlaczego? Dlaczego?! – powtórzyła z
niedowierzaniem. – Czy ty sama siebie słyszysz, Maddie?! Myślisz, że kto w naszej szkole chce zadawać się z
bratem mordercy?! Nikt, do diabła! Jeśli szukasz w naszym otoczeniu wyrzutków,
to jego najczystszą definicją jest Aiden Montgomery. Jeżeli spróbujesz się z
nim zaprzyjaźnić, w szkole nie dadzą ci żyć, uwierz. Będziesz trędowata
zupełnie jak on!
Zamarłam, słysząc te słowa. To po prostu nie
mieściło mi się w głowie. Może… Może po prostu źle coś zrozumiałam? Może coś mi
się pomyliło, może wcale nie chodziło o to, o czym myślałam? Nie, musiałam to
jak najszybciej sprostować, bo przecież to nie trzymał się kupy…
– Zaraz – zaczęłam, próbując jakoś sensownie
poukładać chaos moich myśli. – Twierdzicie, że Aiden jest w szkole wyrzutkiem z
powodu tego, co osiem lat temu zrobił jego starszy brat?!
– No ba – prychnęła Harper, potwierdzając tym
moje najgorsze przypuszczenia. Dobrze, że z przedniego siedzenia nie widziały
mojego wyrazu twarzy, bo gdyby tak było, pewnie wysadziłyby mnie na ulicy, którą akurat jechałyśmy, w połowie
drogi do mojego domu.
– Dlaczego?!
– Przecież ci tłumaczyłyśmy. Geny –
odpowiedziała Carrie takim tonem, jakby było to oczywiste. No cóż, dla mnie nie
było. – Nikt nie chce mieć do czynienia z bratem mordercy, zwłaszcza, że Aiden
może być taki sam. To wyrzutek, czarna owca, skaza na naszym szkolnym
społeczeństwie. Teraz rozumiesz?
Z impetem oparłam się o oparcie tylnej kanapy
jej samochodu, nadal nie mogąc pozbyć się z twarzy niedowierzania. To po prostu
nie mieściło mi się w głowie.
– Rozumiem – odparłam i były to ostatnie słowa,
które wypowiedziałam do nich podczas tej podróży.
Dziewczyny uznały temat za skończony i przez
resztę drogi dyskutowały o sukienkach, które przymierzyły w kolejnych stu
pięćdziesięciu sklepach w galerii handlowej, a ja już nie włączałam się do tej
rozmowy, o co zresztą mnie nie prosiły. Próbowałam jakoś zanalizować ich słowa,
nawet jeśli mi to nie wychodziło, i robiłam to nadal, gdy około godziny piątej
dziewczyny odstawiły mnie wreszcie pod moim domem. Z trudem wykrzesałam wtedy z
siebie uśmiech, pomachałam im na pożegnanie i poszłam do domu, kątem oka
rejestrując nieobecność niebieskiego chevroleta na sąsiednim podjeździe.
Stanowczo musiałam porozmawiać z Aidenem. Znałam
go przecież. Może nie jakoś bardzo dobrze, ale wystarczająco, by wiedzieć, że
nie był złym człowiekiem. Trudno powiedzieć, może jego starszy brat też nie
był, ale najwidoczniej miał jakieś problemy psychiczne, z którymi nie potrafił
sobie poradzić, a które dręczyły go wystarczająco, by zdecydował się na tak
desperacki krok, jakim było wniesienie broni do szkoły.
Ale Aiden przecież taki nie był. Aiden był
rozsądny, miał w sobie mnóstwo empatii i dobra. Aiden nie był swoim bratem,
więc dlaczego szkoła w Elizabethtown nie chciała tego dostrzec?
A może to szkoła miała rację, a nie ja, i po
prostu nie znałam go wystarczająco dobrze? Skąd mogłam być pewna?
Gdy przyrządzałam kolację dla mnie i dla ojca,
nadal pewna nie byłam i nadal o tym myślałam. Nie mogłam mu darować, że nie
powiedział mi prawdy, ale równocześnie trochę mu się nie dziwiłam. Ostatecznie
ja też nie byłam w stu procentach z nim szczera, więc dlaczego wymagałam, żeby
on był wobec mnie? Może nie chciał, żebym się uprzedzała ze względu na jego brata
albo uciekła od niego z krzykiem?
I czy to dlatego kazał mi odejść, gdy
pocałowałam go na strychu szkoły?
Gdy około siódmej tata wrócił do domu, udało mi
się już w miarę uspokoić i nie wywołać swoim wyglądem żadnych zbędnych pytań.
Może byłam trochę za bardzo milcząca, ale w towarzystwie ojca zazwyczaj byłam,
więc nie zdziwiło go to za bardzo. Poczekałam na niego z obiadem, bo w ogóle
nie byłam głodna, a kiedy tata nałożył sobie zapiekankę, ja zadowoliłam się
sałatką. Nie umknęło to jego uwadze.
– Czy ty przypadkiem nie za mało jesz, Mads? –
zapytał, przerywając ciszę, jaka trwała w domu, odkąd do niego wrócił. Do tej
pory jedynymi dźwiękami była cicho przeze mnie puszczona muzyka. – Powinnaś
dobrze się odżywiać.
Wywróciłam oczami.
– Nie bój się, tato, nie zamierzam się głodzić –
mruknęłam, bez entuzjazmu grzebiąc widelcem w sałatce. – Nie mam kompleksów na
swoim punkcie. Po prostu… jadłam w szkole.
Zająknęłam się, bo nie potrafiłam sobie nawet
przypomnieć, co jadłam na lunch, tata jednak na szczęście to zignorował.
– Czyli… – Wyglądało na to, że był zbyt zajęty
własnymi myślami, by odpowiednio zwracać uwagę na moje słowa. – Nie odchudzasz
się… dla jakiegoś chłopaka? Lucasa Thorne’a na przykład?
Westchnęłam niecierpliwie, rzucając widelec na
talerz. Cholera jasna.
– Tato, odbywaliśmy już tę rozmowę, prawda? –
powiedziałam z lekkim rozdrażnieniem. – Tłumaczyłam ci, że nic nie ma między
mną a Lucasem.
– Teraz nie… – Tata zawahał się. – Wiem, że w
Austin zostawiłaś chłopaka. Ale… może za jakiś czas…?
– To porozmawiamy o tym za jakiś czas –
mruknęłam, wstając od stołu ze swoim talerzem. – Mam sporo lekcji do odrobienia
i muszę się jeszcze pouczyć. Pójdę już do siebie.
Tata wyglądał na zawiedzionego i przez moment
poczułam nawet wyrzuty sumienia. Ostatecznie próbował nawiązać ze mną jakiś
kontakt, zbliżyć się do mnie, dowiedzieć się, co działo się w moim życiu, a ja
naprawdę mu tego nie ułatwiałam. Ale po prostu nie potrafiłam.
Włączyłam światło w sypialni i sięgnęłam po
notatnik, bo zawsze dobrze mi się myślało podczas szkicowania. Zajęłam swoje
miejsce na parapecie, chwyciłam ołówek i westchnęłam, pozwalając palcom
niemalże bezwiednie prowadzić ołówek po papierze.
Powinnam z nim porozmawiać. To jedno nie ulegało
wątpliwościom. Sporo zawdzięczałam Aidenowi – ostatecznie ostatnio dzięki niemu
po raz pierwszy od trzech miesięcy prowadziłam samochód – i należała mu się
odrobina kredytu zaufania. Zwłaszcza że, w przeciwieństwie do Carrie i Harper,
nie widziałam nic złego w fakcie, że osiem lat temu jego brat zrobił nawet coś
tak okropnego. To przecież nie był on.
Strasznie musiało mu się mieszkać w mieście,
gdzie wszyscy mieli o nim takie zdanie. Gdzie wszyscy widzieli w nim Davida.
Przez moment jeszcze szkicowałam bezmyślnie, aż
w końcu odruchowo zerknęłam w lewo, w stronę okna pokoju Aidena, i porzuciłam
notatnik, żeby wstać i podejść do włącznika światła.
Wyłączyłam je, a następnie ponownie włączyłam.
Zero reakcji.
Światło w pokoju Aidena się świeciło, więc
musiał tam być. Może po prostu nie zauważył. Ponowiłam więc czynność,
zwiększając trochę tempo.
Wyłączyłam.
Włączyłam.
I tak jeszcze raz.
Aiden podszedł do okna, gdy już traciłam
nadzieję. Przydługie włosy miał związane w kucyk z tyłu głowy i wyglądał na
lekko rozbawionego. Zapewne miał z tym coś wspólnego mój sygnał świetlny.
Uśmiechnęłam się do niego z trudem i palcem
wskazałam kierunek, w którym znajdowało się moje tylne wyjście na ogród. Kiwnął
głową i już po chwili go nie było.
O rany. Teraz w dodatku rozumieliśmy się bez
słów!
Wybiegłam z pokoju, po drodze chwytając
cieplejszą kurtkę, którą trzymałam u siebie. Zrobiłam to chyba trochę za
głośno, bo z sypialni ojca wysunęła się jego głowa.
– Dokąd idziesz? – zapytał, uważnie lustrując
wzrokiem kurtkę w mojej ręce. Cholera. Gdybym przynajmniej jej ze sobą nie
wzięła, mogłabym skłamać cokolwiek innego!
– Na spacer – wyrwało mi się. Tata podniósł
pytająco brew.
– O tej porze?
– O tej porze – potwierdziłam. – Muszę się
trochę przewietrzyć, bo nauka mi nie idzie.
– I idziesz sama? – dopytywał. O rany. Serio,
tato?!
– Tak, idę sama – skłamałam z irytacją. –
Siedzisz w pokoju obok, na pewno słyszałbyś, gdybym umawiała się z kimś przez
telefon. SMS też byś usłyszał, w końcu ma głośny sygnał, nie sądzisz?
– Chyba tak – przyznał tata niechętnie; chciał
już się cofnąć, ale zawahał się w ostatniej chwili i dodał: – Nie siedź długo,
nie znamy jeszcze za dobrze tej okolicy.
– Spokojnie, nie odejdę daleko – obiecałam, po
czym zbiegłam po schodach, nie czekając już na jego odpowiedź. Znowu go zbywałam,
to prawda. Nie mogłam mu jednak powiedzieć o Aidenie.
Gdy wybiegłam do ogrodu, już na mnie czekał.
Opierał się o ścianę mojego domu, przyglądając się miejscu, z którego wyszłam,
z nieco ironicznym uśmieszkiem. Nawet nie włożył na siebie kurtki, nadal miał
na sobie tylko T–shirt i dżinsy, jakby nie spodziewał się, że ta rozmowa potrwa
długo.
– Teraz mamy dla siebie jakieś tajne, specjalne
znaki? – zapytał.
Zrobiłam się czujna. Zamknęłam za sobą drzwi, bo
skoro tata i tak wiedział, że wyszłam, nie musiałam przecież ukrywać się z
powrotem przez główne wejście. Podeszłam do niego, próbując odgadnąć, w jakim
był nastroju. Nie podobał mi się ton, jakiego wobec mnie użył. Cała jego
postawa sugerowała jakiś dystans, rezerwę w stosunku do tego, jak zachowywał się
wobec mnie wcześniej. Domyślił się, że już wiedziałam? Spodziewał się jakiejś
konkretnej reakcji?
– Sam z tym zacząłeś, pamiętasz? – odparłam,
zakładając ramiona na piersi. Kiwnął głową i oderwał się od ściany, żeby
podejść do mnie bliżej.
– Więc również ja powinienem z tym skończyć –
stwierdził, czym strasznie mnie zirytował.
– Bo masz tu, w Elizabethtown, za dużo przyjaciół
i nie masz czasu dla kolejnego, tak? – warknęłam. Wywrócił oczami i dzięki temu
zrozumiałam, czemu ojca tak denerwowało, gdy ja robiłam to przy nim.
– Po co właściwie chciałaś, żebym tu przyszedł,
Maddie?
– Widziałam cię dzisiaj w centrum handlowym –
podjęłam, ignorując kompletnie jego pytanie. – Uciekłeś, gdy tylko chciałam się
przywitać. Dlaczego?
– Naprawdę musisz o to pytać? – Mówiąc to,
spojrzał mi prosto w oczy. Z jego twarzy wyczytałam złość i frustrację, od
których ścisnęło mi się serce. – Przecież widziałem, z kim byłaś. Sutton i
Delany, dwie najpopularniejsze laski w szkole. Jestem idiotą, Maddie, jestem
naiwnym kretynem. Wiedziałem, że będę miał odrobinę twojego czasu i uwagi,
dopóki któraś z nich nie dowie się, że mnie znasz, i dopóki nie poznasz prawdy.
Nie mówiłem ci o niczym, bo dobrze było mi tak, jak było, i łudziłem się, że
może się nie dowiesz.
– O czym, że David Montgomery był twoim bratem?
– Zacisnął mocniej szczęki, gdy to powiedziałam. Zrobiłam jeszcze krok w jego
kierunku i znalazłam się tuż przy nim. – Że twój starszy brat zabił w szkole
osiem osób, a potem także twoich rodziców, zanim popełnił samobójstwo? Tak, dziewczyny
powiedziały mi o tym, gdy zauważyły, że cię znam. I tak, masz rację, jesteś
idiotą.
Złość sprawiła, że zacisnął dłonie w pięści,
chciał odejść, ale chwyciłam go za ramię i nie pozwoliłam, chociaż wiedziałam,
że gdyby tylko chciał, zrzuciłby moją rękę bez problemu. Z jakiegoś jednak
powodu zastygł w bezruchu.
– Jesteś idiotą – powtórzyłam uparcie. –
Uważasz, że patrzę teraz na ciebie ze wstrętem? Że się ciebie boję? Że, no nie
wiem, odsuwam się od ciebie z niesmakiem? Tak? Uważasz, że taka właśnie
jestem?!
Rzucił mi uważne spojrzenie spod zmarszczonych
brwi. Złość natychmiast z niego uleciała, rysy jego twarzy wygładziły się trochę.
W jednej chwili stał się nieco zagubionym, bezradnym chłopcem.
– Nie rozumiem, do czego dążysz, Maddie –
mruknął, chociaż doskonale wiedział. Prychnęłam.
– Na litość boską, Aiden, nie ma dla mnie
znaczenia, kim był twój brat! – wykrzyknęłam, nie mogąc powstrzymać się od
porzucenia spokoju, z którym początkowo zamierzałam załatwić tę sprawę. –
Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego pozwoliłeś, żeby to odbyło się w taki
sposób? Co, wolałeś, żeby dziewczyny powiedziały mi, jakim jesteś złym
człowiekiem, żeby przedstawiły cię w złym świetle, żebym nie chciała mieć z
tobą nic więcej do czynienia? Tego właśnie chciałeś?
– Nie – zaprotestował ze złością. – Po prostu
nie chciałem ci o tym mówić.
– Ale było wiadomo, że prędzej czy później się
dowiem! To było kompletnie bez sensu, Aiden. Mam takie wrażenie, jakbyś… jakbyś
naprawdę nie chciał, żebym spędzała z tobą czas. Żebym miała z tobą cokolwiek
wspólnego. Jakby prawdziwe były te pierwsze słowa, które usłyszałam od ciebie
wtedy w damskiej przebieralni, a cała reszta to były jakieś twoje wybryki,
wbrew twojej naturze…
– Wiesz, że tak nie było – mruknął, przerywając
mi.
– Nie, właśnie nie wiem! – wykrzyknęłam znowu. –
Przecież gdyby naprawdę ci zależało, żebym dobrze o tobie myślała, uprzedziłbyś
mnie o tym wszystkim. Nie trzymałbyś mnie w niewiedzy. Nie odpychałbyś mnie od
siebie, nie dając nawet po temu powodu! Wiesz… Dla mnie naprawdę nie ma
znaczenia, kim był twój brat. Uważam, że jesteś dobrym człowiekiem, Aiden.
Tylko z jakiegoś pokrętnego, nieznanego mi powodu, uparłeś się, żeby mnie
skrzywdzić.
Odwróciłam się, chcąc odejść, bo nie byłam
pewna, czy nie powiedziałam za dużo; nie pozwolił mi się jednak wycofać,
chwycił mnie za ramię, pociągnął do siebie i oparł o ścianę domu, w drugiej
ręce zamykając drugie moje ramię. Próbowałam je wyrwać, ale nie pozwolił mi na
to, trzymając mnie bardzo mocno.
– Ty naprawdę tego nie rozumiesz, co? – syknął,
przybliżając swoją twarz do mojej. Z trudem przełknęłam ślinę. – Cokolwiek
powiedziały ci Sutton i Delany, miały rację. Tak, mój brat osiem lat temu zabił
w szkole osiem osób. Tak, mam przez to tutaj naprawdę kiepskie życie. Wszyscy
uważają, że mnie prędzej czy później też odbije, że jestem taki sam jak David.
Nikt nie chce mieć ze mną nic wspólnego, wszyscy się ode mnie odwracają. Nie
winię ich za to. I rozumiem, że zbliżyłaś się do mnie, bo o tym nie wiedziałaś.
Ale to dla ciebie będzie lepiej, jeśli na tym skończymy. Trafiłaś między tych
popularnych ludzi, Maddie. Zapraszają cię na imprezy do Thorne’a i wspólne
zakupy w centrum handlowym! Nie chcę, żebyś sobie to zepsuła znajomością ze
mną, rozumiesz?
Chwyciłam go za łokcie, z niedowierzaniem
słuchając jego słów. On był nienormalny. Faktycznie musiał mieć więcej ze
swojego brata, niż początkowo myślałam, skoro mówił takie rzeczy. Przecież on
nie mógł naprawdę tak myśleć!
– Czy ty kompletnie zwariowałeś? – zapytałam
więc z niesmakiem, gdy wreszcie skończył tę niedorzeczną przemowę. Rzucił mi
zdezorientowane spojrzenie.
– Co masz na myśli?
– Naprawdę uważasz, że to, jak oni się wobec
ciebie zachowują, jest w porządku?! – To po prostu nie mieściło mi się w
głowie. Aiden chyba za długo tutaj mieszkał, za bardzo wrósł w to miasto i za
bardzo uwierzył, że tak właśnie powinno być. Bo to przecież nie było normalne.
– Naprawdę uważasz, że to jest normalne, że każą cię za coś, co osiem lat temu
zrobił twój brat?! Na litość boską, Aiden! Nie jesteś niczemu winien! To oni
powinni się wstydzić, nie ty! A jeżeli myślisz, że chcę się przyjaźnić z
ludźmi, którzy tak traktują kogoś niewinnego, kto nie zrobił absolutnie nic
złego, to chyba masz nierówno pod sufitem!
Puścił mnie i odsunął się, odwrócił do mnie tyłem,
a jego dłonie automatycznie powędrowały do włosów. Zostałam w miejscu,
oddychając szybko, bo obawiałam się, że nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa,
gdybym za nim poszła. Czułam się okropnie. Czułam się tak, jakbym wpadła do
króliczej nory i nie potrafiła się z niej wydostać.
Z jednej strony żałowałam, że w ogóle przyjęłam
to zaproszenie na wspólne zakupy. W końcu jakaś naiwna część mnie myślała, że
gdyby nie to, o niczym bym się nie dowiedziała i nie byłoby problemu. A
równocześnie wiedziałam, że problem nie powstał wcale w tamtym momencie, a
raczej dużo wcześniej. Nie byłam pewna, kiedy, ale chyba już wtedy, gdy Aiden
zatrzymał się pod moim domem, proponując podwiezienie do szkoły. Gdybym wtedy
nie zostawiła w jego aucie kluczyków, może nie dowiedziałby się o moim
problemie, może nie postanowiłby mi pomóc i może nie spędzilibyśmy ze sobą ani
minuty więcej. Może.
Chociaż tego też nie byłam pewna, bo
równocześnie wydawało mi się, że przynajmniej z mojej strony ten problem
powstał już wtedy, gdy zaraz po przyjeździe pomachałam mu ręką przez okno, a on
mi nie odmachał.
Tak czy inaczej, problem istniał już dużo
wcześniej i wiedziałam, że prędzej czy później musiałabym się z nim zmierzyć.
Może to i dobrze, że dowiedziałam się wcześniej, nawet jeśli obecnie czułam się
tak źle. Ta rozmowa musiała się odbyć. Nic nie mogłam na to poradzić.
– Nie możesz walczyć z wiatrakami, Maddie –
odpowiedział w końcu Aiden spokojnie, przyciszonym głosem, z powrotem się do
mnie odwracając. Założył ramiona na piersi i wpatrzył się we mnie z frustracją
wyraźnie widoczną w czekoladowych oczach. – Za parę miesięcy skończę tę szkołę
i wyjadę stąd raz na zawsze. Dla mnie to już bez różnicy. Ale ty… Ty musisz
spędzić tu jeszcze półtora roku. Nie warto dla mnie zrażać do siebie całej
szkoły, a tak będzie, jeśli publicznie przyznasz się do znajomości ze mną,
uwierz mi. Zacznij na chwilę myśleć głową zamiast sercem, proszę. Tak będzie
dla ciebie lepiej.
Boże, co za pieprzony męczennik. Ktoś chyba
powinien go wreszcie mocno walnąć w głowę!
– Nie chcę przyjaźnić się z ludźmi, którzy tak
cię traktują – odparłam uparcie. Aiden cofnął się o krok.
– Więc znajdź sobie innych przyjaciół. Ale to
nie powinienem być ja, bo wtedy cała szkoła się od ciebie odsunie. Uwierz mi,
przerabiam to od wielu lat. Myślisz, że dlaczego nigdy nie jadam lunchu na
stołówce? Dlaczego do szatni na WF wchodzę dopiero po dzwonku? Dlaczego nigdy
nie widzisz mnie na szkolnym korytarzu? Bo unikam tego, jak tylko mogę, Maddie.
Nauczyłem się tego w ciągu ostatnich lat, opanowałem to do perfekcji. Ale ty…
Jesteś ładna, bystra, możesz być w tej szkole popularna, mieć wielu przyjaciół.
Nie spieprz sobie tego.
Znajomością z nim. To właśnie miał na myśli,
żebym sobie tego nie spieprzyła znajomością z nim.
– I teraz mi to mówisz? – prychnęłam, nie mając
zamiaru poddać się w tej rozmowie. – Teraz? Naprawdę? A może trzeba było o tym
pomyśleć, gdy uparłeś się, że wsadzisz mnie za kierownicę swojego Camaro? Albo
kiedy zabrałeś mnie na strych szkoły? Albo kiedy wcale nie protestowałeś, gdy
cię tam pocałowałam?!
– Oczywiście, że protestowałem – żachnął się. –
Wycofałem się…
– Och, tak, bohaterze, po tym, jak zdążyłeś nie
tylko odpowiedzieć na pocałunek, ale nawet zrobić mi malinkę na szyi –
prychnęłam. – Można powiedzieć, że broniłeś się zębami i pazurami.
– Co mam ci powiedzieć, Maddie? Jestem tylko
facetem. – Rzucił mi ironiczne spojrzenie, którym wcale się nie przejęłam.
– Oczywiście, bo przecież każdy facet pomógłby
mi zacząć znowu jeździć samochodem – zadrwiłam. – Wiem, co próbujesz zrobić,
Aiden, i ostrzegam, że ci się nie uda. Chciałeś mnie trzymać na dystans? Więc
trzeba było to zrobić od pierwszej chwili, powiedzieć mi, kim jesteś, kiedy
pierwszy raz wsiadłam do twojego auta, zamiast czekać, aż ktoś inny to zrobi.
Czemu tego nie zrobiłeś?
– Bo nie zwierzam się dopiero co napotkanym
dziewczynom – syknął. Tym razem to ja wywróciłam oczami.
– Ach tak? A może po prostu nie chciałeś, żebym
się od ciebie odsunęła? Bałeś się, że pomyślę tak jak inni?!
Nie odpowiedział, spoglądając na mnie z
frustracją. Wiedziałam, że miałam rację, nie byłam głupia. On najwyraźniej też
nie potrafił się tego za bardzo wyprzeć. Cała ta rozmowa sprawiła, że zaczęły
trząść mi się ręce, czułam się źle, bo wcale nie chciałam się z nim kłócić.
Przecież wyszłam tu tylko po co, żeby go zapewnić, że nie obchodziło mnie, co o
nim myśleli inni. Dlaczego musiał z tego robić taki problem?
– To nie ma teraz znaczenia, co myślałem –
mruknął, znowu się odsuwając. – Masz rację, źle zrobiłem, nie powinienem był w
ogóle się do ciebie zbliżać. I tak, masz rację, nie chciałem, żebyś się
dowiedziała, bo dobrze czułem się w twoim towarzystwie i nie chciałem tego
zmieniać. Dawno nie czułem się przy nikim taki… taki wolny. Nie oceniałaś mnie,
nie patrzyłaś tak, jak patrzą na mnie wszyscy inni. Ale teraz… Teraz już za
późno.
Zrobiło mi się przykro. Więc nie chodziło o
mnie, tylko o to, że nie wiedziałam, kim był. Aidenowi nie zależało na mnie.
Zależało mu na osobie, która nie znała go od tej strony, z jakiej widziało go
całe miasto: jako młodszego brata wielokrotnego mordercy. Moim jedynym atutem
była niewiedza.
A teraz tego atutu już nie miałam. Przestałam
być kimś, kto nie wiedział o jego przeszłości. Nawet jeśli go nie oceniałam,
nawet jeśli nie miałam nic przeciwko temu, Aiden mógł myśleć, że nie będzie
mógł być w mojej obecności tak swobodny, jak był wcześniej. Chociaż było mi z
tego powodu przykro, nawet go rozumiałam.
– Wiesz co? Masz rację – mruknęłam, odrywając
się wreszcie od ściany. – Nie powinieneś był się do mnie zbliżać.
Wyminęłam go i wyszłam na dróżkę, żeby wrócić do
domu głównym wejściem. Irracjonalnie miałam nadzieję, że Aiden jednak mnie
zatrzyma, że zapewni, że to wszystko nie miało znaczenia, ale tego nie zrobił.
Nie obejrzałam się za siebie, więc nie wiedziałam, co robił, ale na pewno nie
pobiegł za mną.
Gdy weszłam do domu, miałam już ochotę się
rozpłakać, obiecałam sobie jednak, że nie będę więcej ryczeć z byle powodu. Tym
bardziej, że na schodach usłyszałam kroki; czym prędzej spróbowałam zmusić
twarz do beztroskiego uśmiechu, a chociaż miałam wrażenie, jakby zupełnie mnie
nie słuchała, w końcu udało mi się chyba nie wyglądać bardzo źle, bo gdy tata
spojrzał na mnie ze schodów, niczego nie zauważył.
– Jakiś krótki ten spacer – zauważył,
przechodząc do kuchni. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i wzruszyłam ramionami.
– To było głupie, że wyszłam – mruknęłam. – Mam
dużo lekcji.
Idąc do swojego pokoju, zrozumiałam, że tym
razem wreszcie powiedziałam mu prawdę.
To było głupie, że wyszłam.
Dobra, ja rozumiem, że ludzie się boją, w końcu nie wiedzą, czy Aiden pójdzie śladami brata czy nie, ale Carrie z Harper (i reszta szkoły, jak zgaduję) trochę przesadzają w tym demonizowaniu. Zastanawiam się, co na to nauczyciele. Nic nie robią, tylko stoją biernie i pozwalają na wyalienowanie jednego z uczniów przez dosłownie całą szkołę, bo dopóki go nie krzywdzą fizycznie, mają niby związane ręce? (I, bardzo głupia myśl, ale czy w każdej klasie, w której Aiden ma zajęcia starcza ławek, by nikt nie musiał siedzieć obok niego? I czy wtedy nauczyciele również biernie patrzą, zamiast powiedzieć "Och, no nie bądź głupi/głupia, tylko siadaj!"?)
OdpowiedzUsuńA co do Maddie wdającej się w kłótnię, kiedy chciała tylko porozmawiać... Przykre to, ale rozumiem sytuację. Zresztą, oboje z Aidenem mogliby trochę spuścić z tonu, trudne, fakt, kiedy oboje są tak emocjonalnie zaangażowani w temat (Aiden bo tyle lat żyje jako odrzutek, a Maddie bo poczuła się skrzywdzona), wyszłoby im to na dobre. No ale, co się stało, to się nie odstanie. Nie wątpię, że jeszcze jakoś wrócą na przynajmniej przyjacielskie tory i strasznie mnie ciekawi, jak do tego dojdzie.
Pozdrawiam cieplutko,
Oj tam, pewnie zdarza mu się z kimś siedzieć w ławce xd ale tylko w ekstremalnych przypadkach, jak już całkiem nie ma miejsc xd a nauczyciele, cóż, na pewno nad tym nie panują, nawet gdyby chcieli, nie byliby w stanie, a poza tym trzeba pamiętać, że wtedy nie zginęli tylko uczniowie, ale nauczyciel też.
UsuńPierwsza reakcja rzeczywiście była emocjonalna, ale jeszcze będą mieli okazję porozmawiać na spokojnie (choć może w nieco dziwnych okolicznościach...) i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić. Ale to już niedługo;)
Całuję!
Ja niestety nie miałam niespodzianki, bo od razu się domyśliłam, że to dziwne zachowanie Aidena ma jakiś związek z tą strzelaniną w szkole :P Dobrze, że teraz Maddie jest uświadomiona, Aiden natomiast (mimo szczerej sympatii do niego :P) mnie tym swoim wycofaniem zaczyna nieco irytować. Co za zmiana ról, zwykle to jednak irytują kobiety, prawda? ;P
OdpowiedzUsuńZawsze mnie to dziwi... Dlaczego niektórzy uważają, że ktoś będzie się czuł lepiej, kiedy ktoś inny za nich zdecyduje? Aiden jest albo uparty albo coś mu w mózgu nie styka, że nie zauważył, że przecież jego brat i ta cała strzelanina nie ma wpływu na jego relacje z Maddy. Chociaż z drugiej strony... pewnie trochę się wycierpiał. Nie zmiana to jednak faktu, że Mads może sama zdecydować, czy chce się z nim utrzymywać kontakty, czy nie. Postawa Maddy bardzo mi się podoba. Pewnie niejedna osoba zrobiłaby to, co powiedziałaby jej nowe przyjaciółki. Widać, że Maddy woli najpierw sama sobie o kimś wyrobić zdanie, a później może ocenić. Wow, Maddy, brawo! :)
Pozdrawiam! <3
Oj tam, pewnie zdarza mu się z kimś siedzieć w ławce xd ale tylko w ekstremalnych przypadkach, jak już całkiem nie ma miejsc xd a nauczyciele, cóż, na pewno nad tym nie panują, nawet gdyby chcieli, nie byliby w stanie, a poza tym trzeba pamiętać, że wtedy nie zginęli tylko uczniowie, ale nauczyciel też.
UsuńPierwsza reakcja rzeczywiście była emocjonalna, ale jeszcze będą mieli okazję porozmawiać na spokojnie (choć może w nieco dziwnych okolicznościach...) i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnić. Ale to już niedługo;)
Całuję!
Nie wiem kogo mi w tym przypadku bardziej szkoda: czy Mads, która bądź co bądź poczuła nie już niepotrzebna i odrzucona czy Aidena, który zapomniał o byciu szczęśliwym i poddał się surowości społeczeństwa. Oni obydwoje są zranieni i każde z innego powodu. No i jestem przekonana, że Aiden chce Maddie w swoim życiu i nie była ona tylko interesująca przez fakt, że nic nie wiedziała. W końcu spodziewał się, że to najdejdzie, więc nie pasuje mi do niego tylko to. Pieprzony męczennik, musiał okłamać M. dla jej własnego dobra. Jakby nie widział, że dla niej nie ma żadnego znaczenia, co wydarzyło się osiem lat temu. Zyskał przyjaciela i pewnie kogoś więcej, kto byłby przy nim i tak po prostu to oddaje. Strach zawsze jest najgorszym życiowym doradcą i poniekąd nie dziwię się Aidenowi, z tym, że rani on tym okropnie Mads i w tu jest pies pogrzebany.
OdpowiedzUsuńHarper i Carrie - nawet nie wiem, jak to skomentować. To takie typowe przedstawicielki licealnej elity, które nie mają za grosz własnego rozumu. I chyba już teraz wiem, kogo najbardziej mi z nich wszystkich szkoda. Ciekawi mnie, co by było, gdyby którąś z nich spotkała podobna historia (oczywiście nie życzę tego, ale kto wie, co przyniesie los xd).
Mads musi się zebrać w swobie i udowodnić Aidenowi, że zasługuje on na akceptację ludzi. Pewnie jest to trudno, tym bardziej, że z urażoną dumą trudno cokolwiek zrobić, ale ona w tym 'zwiazku' jest, wbrew pozorom, sileniejsza i tylko ona może dokonać cudu. A z pomocą Brianny pewnie będzie w stanie zdziałać wiele.
I już na koniec muszę napisać, że jestem szalenie dumna z Maddie za to, że olała te głupie pindy.
Pozdrawiam! :)
No ba;) to chyba nie jest tajemnicą dla nikogo oprócz Maddie;) rzecz w tym, że Aiden nie chce, żeby przez jego towarzystwo Maddie stała się jakaś pariaską;) Chyba ciężko mimo wszystko było mu się zdobyć na powiedzenie jej prawdy, zwłaszcza że pewnie zakładał, że jak już Mads się wszystkiego dowie, to sama się od niego odwróci i korzystał z chwili. Ale spokojnie, jeszcze się to wszystko wyjaśni;)
UsuńNo pewnie! Nigdy nie twierdziłam, że one okażą się inne ;> myślę, że może się jeszcze nawet przekonają. A przynajmniej jedna z nich;)
Dokładnie, tym razem to Mads jest silniejsza, nawet biorąc pod uwagę jej lęki i śmierć matki. Ale myślę, że mimo wszystko sobie poradzi:)
Haha, ja też;)
Całuję!
Geny, geny!?? Co to za pokręceni ludzie są? Mój Boże, chyba im brakuje piątej klepki. Maddie ma racje, że to oni są źli a nie Aiden. Rozumiem predyspozycje do urodzenia chorego dziecka, gdy już w rodzinie taki problem zaistniał, a co to ma wspólnego ze zdrowym człowiekiem? Czy brat osoby z zespołem Dovna powinien trzepać portkami, że sam jest niezdrowy na umyśle? Co za logika.
OdpowiedzUsuńŁatwo jest znaleźć kozła ofiarnego, bo skoro winowajca zabrał się na tamten świat, to najwygodniej obarczyć nienawiścią jego brata. Ludzie są parszywi. Podziwiam Aidena, że wytrzymał w miasteczku tyle lat. Powinien się był z tamtą wynieść lata temu. To smutne, że odsuwa od siebie Maddie, ale rozumiem tok jego myślenia. Wiedząc, że wyjadę, pewnie też nie chciałabym narażać drugiego człowieka na kłopoty. Ale coś czuje, że taki obrót spraw wcale nie sprawi, że Maddie będzie łatwiej. Przecież ona go kocha...
Już dawno żaden rozdział nie wywołał we mnie takiej lawiny emocji. Brawo! :)
Pozdrawiam!
No jasne, że nie, ale pewnego rodzaju myślenia nie wykorzenisz. Dla nich jeden zły brat oznacza drugiego złego brata, niezależnie, jaki on faktycznie jest, tak na wszelki wypadek.
UsuńDokładnie! Chociaż myślę, że sprawy nie ułatwia też fakt, że Aiden nie zdecydował się na wyprowadzkę z Elizabethtown. (No dobrze, nie od niego to zależało wtedy, ale mimo wszystko). On pewnie myśli, że tak byłoby racjonalniej, ale co z tego wyjdzie, to już zupełnie inna sprawa.
Cieszę się, że się podobał:) całuję!
O matko... Niech Maddie wreszcie wypnie się na Carrie i ma ją gdzieś! Błagam! Wiem, jestem okropna i w ogóle, ale ona mnie do szału doprowadza. Może dlatego, że za wielu takich ludzi chodzi po tej ziemi? Powtórzę się i powiem, że nie rozumiem co do tego wszystkiego mają geny...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że związek z Aidenem się jakoś zagłębi, nie tyle na tle romantycznym, co po prostu tak po przyjacielsku. To znaczy... romantyczność zawsze spoko, ale im obojgu na razie raczej potrzeba zwykłego zrozumienia. Tym bardziej, że o Maddie mało wiemy, jeżeli chodzi o jej matke i wypadek, bo sama nie chce o tym nikomu mówić...
Pozdrawiam cieplutko! :D
Wcale nie jesteś okropna, Carrie jest, ja widocznie w każdym tekście muszę mieć taką irytującą bohaterkę, nawet w SEC ją mam xd ten romans nie tak od razu się rozwinie, spokojnie, najpierw muszą się z Mads lepiej poznać, najpierw muszą się jakoś dogadać;) o Aidenie zresztą też nie wiemy jeszcze wszystkiego... ale o tym wkrótce ;>
UsuńCałuję!
Wkurzyło mnie najbardziej zakończenie tej kłótni. Naprawde, zeby tak zinterpretować słowa chłopaka...to chyba trzeba byc tylko Mads. Ej, łatwiej by było,gdyby po prostu spróbowali zrozumieć punkt widzenia drugiej strony. To,ze ktoś ma takiego brata, moze wywoływać pewna rezerwę i chyba nie da sie na to nic poradzić, ale mimo wszystko-jesli zobaczy sie,ze ktoś jest inny, niz mozna by sie spodziewać, oowinni sie dać szans.e aiden powinien zrozumieć,ze Mads to lubi takiego, jakim jest. Faktycznie, jest to dosc dziwne,ze nie przeprowadził sie z ciotka (moze ona jednak nie do konca istnieje,co?xd), ale pewnie sa ku temu powody... Ludzkie szufkladkowanie nie zna granic. Błagam,zeby Mads przestała sie kumplowac z carrie..za to moze niech pogada wiecej z ruda i to ni tylko na tematy aidena... Fajnie by było, jakby dziewczyna spróbowała naprawić swoje relacje z ojcem. Przynajmniej raz, na koncu, go nie oklamala... Ale wierze w nia. Swietnie pisałas rozmowę z aidenem. Genialne pokazanie dwoch roznych punktów widzenia tej samej sprawy. Tego,ze chcą sie dogadać, ale nie wiedza jak, tego jak pewne schematy nieświadomie wplywaja na to, co robimy czy jak mówimy...a szkoda, ale wierze, ze razem pokonają kłody, jakie stawia im życie (ale to zabrzmiało gornolotniexd). W początkowych opisach gdzieś powtórzyłas praktycznie sens całego zdania, ale nadto było super. Zaparszam na nowosc na zapiski-condawiramurs, opowiadanie wojenne
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że Aiden to widzi, wie, że Maddie mimo wszystko chce utrzymywać z nim kontakt, ale za nią uznał, że tak będzie lepiej, jeśli przez znajomość z nim nie zrazi do siebie całego środowiska. Ciotka istnieje, spokojnie;) po prostu rzadko bywa w domu i siłą rzeczy jeszcze mniej zajmuje się Aidenem, stąd też między innymi wziął się brak przeprowadzki po całym zajściu z bratem Aidena. Niestety z przyjaźnią to nie jest taka prosta sprawa;) jeszcze trochę wody w rzece upłynie, zanim Mads tak całkiem odwróci się od Carrie, jeśli kiedykolwiek to nastąpi. Co do ojca, to niestety Mads jeszcze nie raz zdarzy się go okłamać, ale w końcu te ich stosunki pewnie się nieco ocieplą;) cieszę się też, że podobała Ci się rozmowa z Aidenem, bo moim zdaniem osobiście argumenty obydwu stron są równie ważkie i ja bym tu żadnego z nich nie niedoceniała;) Tak pewnie właśnie będzie, że w końcu wspólnie zaczną te kłopoty pokonywać, ale do tego niestety jeszcze kawałek czasu.
UsuńDziękuję za odwiedziny i całuję!
W 100% zgadzam się z:DEANA WINCHESTER.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;)