15 listopada 2014

27. Beztroski poranek

Zmarszczyłam brwi, po czym odsunęłam się o krok, żeby przyjrzeć się im obydwu uważnie. Aiden był lekko uśmiechnięty, za to pies spoglądał na mnie prosząco, od czego natychmiast stopniało mi serce. Zaczęłam podejrzewać, że Aiden specjalnie przyprowadził go ze sobą, żeby stanowił jego kartę przetargową. Wiedział, że psu nie odmówię.
Niechętnie pokiwałam głową.
– Wejdźcie. Tylko, Aiden! Błagam, zdejmij buty – poprosiłam, wskazując na jego paskudnie ubłocone buty. – Ojciec mnie zabije, jak zobaczy ślady na podłodze, a w dodatku będzie wypytywał, kto u mnie był.
Skrzywił się nieco, ale posłusznie zdjął buty, po czym obaj z psem – pies zrobił to trochę bardziej niepewnie i podejrzliwie od Aidena – weszli do środka. Rzuciłam się do kanapy, w ostatniej chwili sobie przypominając, że została na niej cała kupa moich ciuchów. Aiden taktownie przeczekał w oddali, aż je usunę, z rękami w kieszeniach spodni rozglądając się dookoła. Za to pies nie pojmował takich konwenansów i od razu się zbliżył, żeby polizać mnie po twarzy.
– Psie, błagam – jęknęłam, odsuwając się od psiego pyska. Zwierzak w odpowiedzi tylko pomerdał ogonem.
– Nazwałem go Dżihad – pochwalił się Aiden, na co sapnęłam z zaskoczeniem. – Jakoś musiałem na niego mówić.
– Ale dlaczego akurat Dżihad?!
– Nawet nie wiesz, jaką wywołał w moim domu świętą wojnę – odparł z rozbawieniem. – Gdyby nie fakt, że to ty go przyniosłaś, ciotka już dawno wyrzuciłaby go na zbity pysk. Ten pies ciągle za tobą piszczy.
– Taa, jasne – prychnęłam, ale mimo to spojrzałam z niepokojem na psa. Wcale nie chciałam, żeby się do mnie przesadnie przywiązał, to nie byłoby dobre. Ani dla niego, ani dla mnie. – Akurat uwierzę, że twoja ciotka pozwoliła ci go zatrzymać ze względu na mnie. Po tym, co jej powiedziałam, na pewno nie ma o mnie dobrego zdania.
– I tu się mylisz – zaprotestował z zadowoleniem, rozsiadając się wreszcie na kanapie i wskazując mi miejsce obok siebie. Usiadłam, a Aiden natychmiast przyciągnął mnie bliżej. – Joan bardzo dobrze o tobie myśli. Cieszy się, że znalazłem sobie dziewczynę, która nie chowa głowy w piasek, tylko jest gotowa o mnie walczyć. Jesteś pierwszym takim przypadkiem, więc Joan była pod wrażeniem.
Jakoś nie mogłam w to uwierzyć, ale miałam nadzieję, że faktycznie tak było. Wcale nie chciałam, żeby ciotka Aidena źle o mnie myślała, nawet jeśli powiedziałam jej parę słów za dużo. Po prostu mi się chlapnęło.
– No dobrze – zgodziłam się w końcu. – A dlaczego właściwie tu jesteś?
– Siedziałem u siebie, sam, z Dżihadem, i nie mogłem znieść tego jego jęczenia – odparł, otaczając mnie ramieniem. Bez namysłu się do niego przytuliłam, plecami opierając się o jego klatkę piersiową. – Pomyślałem, że twoje towarzystwo na pewno dobrze mu zrobi. I nie tylko jemu. Jak widać, nie myliłem się.
Pies położył się na podłodze pod kanapą i natychmiast zasnął; najwidoczniej czuł się w moim domu bezpiecznie. Uśmiechnęłam się mimo woli.
– Dzięki, że go przygarnąłeś – westchnęłam. – Inaczej to ja toczyłabym świętą wojnę z moim ojcem.
Aiden przytaknął mi z roztargnieniem.
– Tak, pewnie. Mads… Możemy porozmawiać o tym, co zaszło dzisiaj na tej szkolnej zabawie?
Nie odpowiedziałam, bo Aiden nie dał mi dość długiej chwili na sformułowanie właściwej odpowiedzi. No bo o czym on tak naprawdę chciał rozmawiać?
– Okłamałaś mnie – dodał po chwili, na co zareagowałam zdziwieniem.
– Ja? Ciebie? Niby w czym?!
– Powiedziałaś mi, że nic się nie stało wtedy, na imprezie u Lucasa – powiedział Aiden cicho, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej. Jego ramię objęło mnie w pasie, więc bez namysłu oplotłam je obydwoma rękami. – To nie była prawda. Coś się wtedy jednak wydarzyło, nie? Coś poza dolaniem alkoholu do drinka. Coś w stylu tego, co próbował zrobić dzisiaj na imprezie.
– Aiden, to nic takiego – westchnęłam. – Naprawdę. Tylko dlatego ci nie mówiłam…
– Chcę tylko wiedzieć, czy ten dupek cię nie skrzywdził – przerwał mi stanowczo, twardym tonem głosu. – Bo jeśli tak, to przysięgam, że wrócę do niego i go zabiję.
Przestraszyłam się trochę tej pewności, jaka biła z jego głosu. Nie wierzyłam jednak, by Aiden był zdolny zabić kogokolwiek. Jego brat, owszem, ale on? Aiden nie był taki jak jego brat. Był dobrym człowiekiem.
– Nie skrzywdził mnie, przysięgam – odpowiedziałam więc, po czym podniosłam się na kolana i odwróciłam do niego przodem, żeby mógł zobaczyć w mojej twarzy, że nie kłamałam. Zachwiałam się, więc ręce położyłam mu na ramionach i wpatrzyłam się w jego czekoladowe oczy. – To… Dobrze. Lucas wszedł wtedy za mną do łazienki i próbował mnie pocałować. Przez moment nie chciał mnie puścić, kiedy próbowałam się uwolnić, ale potem się zreflektował i jeszcze mnie przepraszał. To naprawdę nic takiego.
– Ale dzisiaj mówił, że żałuje, że wtedy tego nie dokończył. – Dłoń Aidena zacisnęła się boleśnie na moim ramieniu. Skrzywiłam się, ale w żaden sposób tego nie skomentowałam.
– Był pijany – odpowiedziałam za to. – Na pewno wiesz, że w takim stanie mówi się różne rzeczy, których potem się żałuje. Lucas na pewno tak nie myślał. Ale cieszę się, mimo wszystko, że tam byłeś, bo w tym stanie, w jakim był, naprawdę mógł zrobić mi krzywdę.
– Nie pozwolę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę, Mads – odparł Aiden zaskakująco poważnie, wolną dłonią gładząc moje włosy. – Nigdy. Przysięgam.
Pochylił się, żeby mnie pocałować, i syknął, kiedy moje wargi dotknęły jego. Zachichotałam tuż przy jego ustach.
– Rany wojenne, co? – Palcem dotknęłam miejsca, w którym Aiden rozciął sobie wargę, a gdy się skrzywił, polizałam to miejsce. Aiden przesunął się nieco, napierając na mnie i kładąc ręce na kanapie za moimi plecami, aż musiałam się trochę wygiąć do tyłu. – To mnie naprawdę kręci, że tak bardzo chcesz bronić mojego honoru…
Jęknęłam, gdy Aiden, zamiast odpowiedzieć, zaczął całować moją szyję. Schylał się coraz bardziej do szyi i obojczyków, aż wreszcie dotarł do miejsca, gdzie dekolt mojej koszulki się kończył. A potem poczułam na piersi dotyk jednej z jego ciepłych dłoni, który parzył mnie mimo osłony w postaci materiału T–shirtu, służącego mi za górę od piżamy. O rany.
Aiden znowu na mnie naparł i tym razem już nie protestowałam. Opuściłam się na kanapę, aż pod plecami poczułam jej miękkie poduszki. Aiden pochylił się nade mną, a jego dłoń wślizgnęła się pod moją koszulkę, pieszcząc nagi brzuch i powoli posuwając się coraz wyżej. Po chwili w tych samych miejscach poczułam jego usta. Wygięłam się w łuk, gdy język Aidena zaczął penetrować mój pępek.
– Maddie… – wyszeptał, gdy jego mokre pocałunki zaczęły znaczyć ścieżkę w górę, w kierunku moich piersi. – Gdybyś tylko chciała przestać…
– Nie chcę przestać – przerwałam mu stanowczo. Aiden oparł się łokciem o poduszkę kanapy obok mojej głowy.
– Bo po tym, co zrobił Thorne…
– Możemy nie rozmawiać o Lucasie? Nie teraz – poprosiłam go, objęłam za szyję i przyciągnęłam do siebie, żeby mnie pocałował. Po chwili oderwał się ode mnie, by przez głowę ściągnąć mi T–shirt.
Powinnam chyba czuć jakieś skrępowanie, ale o dziwo nie czułam. Nie przeszkadzało mi, gdy Aiden dotykał mojego nagiego ciała, wręcz przeciwnie; gdy zaczął pieścić moje piersi, najpierw dłońmi, a potem także językiem, jęknęłam i przyciągnęłam go do siebie bliżej.
– Aiden… zaczekaj. – Język mi się trochę plątał i z trudem składałam zdania, udało mi się jednak podnieść na chwilę na łokciach i wydusić z siebie kilka słów. Aiden spojrzał na mnie pytająco, a oczy błyszczały mu jak w gorączce. – Może… może nie powinniśmy…
– Jednak chcesz, żebym przestał? – Zmusił się do uśmiechu, ale był jeszcze bardziej krzywy niż zwykle. Potrząsnęłam głową.
– Nie… Zastanawiałam się tylko, czy nie byłoby nam wygodniej w mojej sypialni.
Krzywy uśmiech zniknął z jego twarzy; Aiden spoważniał, a w jego oczach zobaczyłam napięcie.
– Jesteś… jesteś pewna, Mads?
– Jestem cholernie pewna. – Tym razem to ja się uśmiechnęłam i wyszło mi to o wiele naturalniej. Dłonią dotknęłam jego policzka. – Po prostu… zabierz mnie do łóżka, dobrze?
Aiden nie protestował. Byłby idiotą, gdyby to zrobił.

***

Obudziłam się i z trudem rozkleiłam powieki, czując na twarzy promienie słońca. Wtuliłam twarz w poduszkę, bo wcale nie miałam ochoty wstawać, spróbowałam się jednak poruszyć, żeby zmienić bok, i wtedy dopiero poczułam ciało za sobą i przypomniałam sobie, że nie byłam w łóżku sama.
Aiden spał przytulony do moich pleców; obejmował mnie ramieniem, jego dłoń spoczywała na moim brzuchu. W tej pozycji nie bardzo miałam możliwość poruszenia się, bo leżałam bardzo blisko niego, a ramię Aidena uniemożliwiało mi odsunięcie się do przodu. Lewą ręką objęłam więc jego ramię, uśmiechając się do siebie pod nosem. O kurczę. Naprawdę spędziłam noc z Aidenem!
Chociaż odczuwałam niewielki ból, nie martwiłam się w ogóle. Owszem, na początku mieliśmy pewne problemy z dopasowaniem się, ale potem było już dużo lepiej i mogłam z czystym sumieniem przyznać, że mój pierwszy raz był naprawdę udany. I duża w tym była zasługa Aidena.
Ponieważ nie mogłam się odsunąć, zaczęłam się wiercić, aż w końcu udało mi się odwrócić do niego przodem. Spodziewałam się, że nadal spał, ale gdy już na niego spojrzałam, ze zdziwieniem stwierdziłam, że był przytomny. Miał otwarte oczy, uśmiechał się i patrzył prosto na mnie.
– Jak ci się spało? – zapytał, nie puścił mnie jednak. Pochyliłam się i pocałowałam go przelotnie.
– Wykończyłeś mnie, to jasne, że spałam potem jak kamień – zażartowałam. – O rany, wiesz, że jest niedziela? Chodź, zrobimy jakieś śniadanie…
– Poczekaj. – Chwycił mnie za ramię i z powrotem do siebie przyciągnął, gdy już chciałam się odsunąć. – Właśnie, jest niedziela. Chyba nigdzie się nam nie spieszy, prawda? Możemy poleżeć jeszcze chwilę. Albo zająć się przyjemniejszymi rzeczami. Kiedy wraca twój tata?
– Nie wiem, dzisiaj wieczorem albo jutro rano. – Wzruszyłam ramionami. Aiden odsunął mi z czoła kosmyk włosów. – Dlaczego właściwie wczoraj przyszedłeś, Aiden? To nie był pierwszy raz, kiedy miałam wolny dom i mogliśmy…
– Mads, z tego, co stało się wczoraj w szkole, nie da się już wycofać – przerwał mi z rozbawieniem. – W poniedziałek cała szkoła będzie wiedzieć, że się spotykamy, możesz być pewna. Wszyscy już się tego domyślili. Uznałem, że… zachowywanie dystansu naprawdę nie ma już sensu. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, żebym kiedykolwiek tego chciał… Raczej o to, że ze względu na ciebie…
– Tak, rozumiem, nie musisz kończyć – przerwałam mu litościwie, bo widziałam, że zaczynał się plątać. – Słuchaj, nie mam o to do siebie pretensji, nie musisz się tłumaczyć. A w szkole… po prostu musisz przestać mnie unikać. Jeśli będziesz przy mnie, to cała reszta naprawdę nie będzie miała znaczenia.
Spróbowałam poruszyć nogami i dopiero wtedy stwierdziłam, że leżało na nich coś ciężkiego. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w dół łóżka, by ze zdziwieniem zobaczyć leżącego nam na nogach Dżihada. Nie no, ten pies był niereformowalny!
Następnie kilka minut spędziliśmy na wyganianiu psa z łóżka, bo chociaż nie zachowywał się agresywnie, absolutnie nie miał ochoty na zmianę miejscówki. Jeżeli była między nami po tej nocy jakaś niezręczność, te czynności całkowicie ją wyeliminowały. Namawianie Dżihada, że wygodniej mu będzie na podłodze niż na nas i mojej pościeli, okazało się całkiem zabawne i pomogło nam w wytworzeniu wspólnego frontu.
Który to, byłam tego pewna, miał nam się bardzo przydać od poniedziałku w szkole.
Zamarudziliśmy jeszcze trochę w łóżku, a dopiero gdy zeszliśmy na dół, by zrobić sobie jakieś śniadanie, zaczęły mnie męczyć wątpliwości. Zupełnie tak, jakby łóżko było jakimś magicznym miejscem, które odganiało wszelkie negatywne myśli, a które wróciły do mnie od razu, gdy tylko je opuściliśmy. Pierwszym, o czym pomyślałam, była reakcja ojca. Skoro nie zamierzaliśmy się dłużej z Aidenem ukrywać, należało się jej spodziewać i podejrzewałam, że mimo ostatniej odwilży nie będzie ona pozytywna. Ostatecznie tata nie lubił Aidena od samego początku, chociaż wcale go nie znał. Nie zamierzałam się oczywiście poddać, ale spodziewałam się walki.
Dopiero potem pomyślałam o reszcie szkoły, bo w porównaniu z tatą inni niewiele dla mnie znaczyli. W końcu zbyt długo walczyłam o Aidena, żebym teraz miała się przejąć reakcją innych na nasz związek. Poradzę sobie, byłam tego pewna. W końcu miałam Wyatta, który tak czy inaczej stał po mojej stronie, a może także Carrie.
No i, przede wszystkim, miałam Aidena.
Przygotowałam najpierw jedzenie dla Dżihada, bo naturalnie pies musiał mieć przed nami pierwszeństwo, po czym z pomocą Aidena wzięłam się za śniadanie dla nas. Wspólnie bardzo zgodnie stwierdziliśmy, że zjemy naleśniki, i równie zgodnie zabraliśmy się za ich przygotowanie. Wyglądało na to, że byliśmy do siebie idealnie dopasowani.
– Wiesz, w zasadzie to dziwne – powiedział w pewnym momencie Aiden, mieszając ciasto na naleśniki. – Pierwszy raz zdarzyło mi się spędzić noc u dziewczyny, a potem robić z nią śniadanie. To zaskakująco przyjemne, nie uważasz?
Roześmiałam się.
– To prawda, mój dom nie należy do najnormalniejszych – westchnęłam następnie. – Normalnie pewnie mój ojciec już dawno wyrzuciłby cię za drzwi. Także… to dobrze, że go nie ma. I owszem, to jest przyjemne.
Zaczęłam smażyć naleśniki i przez chwilę żadne z nas nic więcej nie mówiło, ale chociaż dobrze nam się też milczało, nie mogłam długo znieść tej ciszy.
– To prawda… co mówiła twoja ciotka? – zapytałam więc, gdy pierwsza partia naleśników trafiła na talerz. Aiden posłał mi pytające spojrzenie. – To, że proponowała ci wyprowadzkę z Elizabethtown.
– Taa, jasne – prychnął. – Owszem. Proponowała. W tym roku, na początku października. Dowiedziała się wtedy o małej scysji w szkole i zaczęła drążyć, no wiesz, zupełnie jak nie ona. To jej powiedziałem, jak sprawy wyglądają. Zarzekała się, że nie wiedziała, ale ja tam w to nie wierzę, ostatecznie mieszka w tym mieście i raz czy dwa była na spotkaniach z nauczycielami. Ale powiedziała wtedy, że możemy przecież przenieść się do Filadelfii, jakby chciała tym zagłuszyć wyrzuty sumienia, wiesz?
– Więc dlaczego nie chciałeś?
– Teraz? – Wzruszył ramionami, wykładając ciasto na kolejne naleśniki. – Teraz to jest o kilka lat za późno, Mads. Za pół roku kończę tę budę i wyjeżdżam stąd w cholerę. Nie będę się oglądać, uwierz. Ale zmieniać teraz szkołę i otoczenie, to bez sensu. Wolę doczekać tutaj do końca roku, a potem przenieść się od razu tam, gdzie pójdę na studia.
– A gdzie pójdziesz na studia? – Rzuciłam mu ciekawskie spojrzenie. Prawda była taka, że naprawdę mnie to interesowało, pewnie także dlatego, że sama miałam jeszcze ponad rok na podjęcie decyzji i było mi z tym ciężko, bo sama nie wiedziałam, co wybrać: sztuki piękne czy psychologię. I nie chodziło o wybór między moimi zainteresowaniami a tym, czego chciał ode mnie ojciec, bo obydwa kierunki ciągnęły mnie w równym stopniu. Nawet jeśli miewałam wątpliwości co do tego, czy psycholodzy są w stanie faktycznie pomagać ludziom. – Zdecydowałeś już coś? Ostatecznie nie zostało ci za dużo czasu.
– O rany, teraz mówisz jak Joan! – Roześmiał się, wiedziałam jednak, że tylko udawał przerażenie. – Na pewno będę studiować w Filadelfii, ale gdzie dokładnie, jeszcze nie zdecydowałem. Pewnie coś związanego z biznesem. A ty? Nie chciałaś pójść w ślady ojca i zostać lekarzem? Na pewno by tego chciał.
– Boże broń – ja też się roześmiałam. – Nie nadaję się na lekarza, mam za słaby żołądek. A tata też by chyba nie chciał, żebym nim została. W końcu to on wie najlepiej, ile czasu poświęca tej pracy. I co jeszcze oprócz czasu jej poświęcił.
– Swoje małżeństwo?
Westchnęłam. Tu akurat wkraczaliśmy na grząski teren.
– Nie wiem, trudno powiedzieć – przyznałam po chwili namysłu. Aiden zdjął ostatnie naleśniki z pieca i wyłączył prąd, po czym zaczęliśmy przygotowywać stół. Widelce, szklanki, sok, naleśniki i dodatki do nich… Wszystko to zajęło nam dwie minuty. – Ja myślę, że to małżeństwo i tak nie miało szans, niezależnie od profesji taty. Mama chyba nigdy go nie kochała. A nawet jeśli, to nie był to ten rodzaj miłości, który przenosi góry, wiesz? Ale może tata bardziej by się starał, gdyby nie jego praca. Naprawdę ciężko to teraz stwierdzić.
Zjedliśmy śniadanie, potem Aiden pomógł mi posprzątać, a potem wyszliśmy na spacer z Dżihadem. Skoro już i tak wszyscy wiedzieli, że byliśmy razem, nie widzieliśmy powodu, by dłużej robić z tego tajemnicę. Mimo wszystko czułam ulgę, że to się wydało, bo przynajmniej oznaczało to koniec z potajemnym spotykaniem się i niemożnością publicznego okazania uczuć. Nigdy tego nie lubiłam i cieszyłam się, że teraz mogłam już jak człowiek pokazać się z Aidenem na mieście. Nawet jeśli w zamian mogło mi się za to oberwać.
No i pozostawał jeszcze problem taty. Musiałam mu o wszystkim powiedzieć, a domyślałam się, że to nie będzie łatwa przeprawa. Byłam pewna, że ojciec uzna Aidena za niewłaściwe dla mnie towarzystwo i osądzi go, jeszcze zanim go pozna. Mimo wszystko, mimo nagle odkrytych w ojcu pokładów dobroci, nie spodziewałam się innej reakcji.
Ostatecznie pożegnałam się z Aidenem koło południa; wrócił z Dżihadem do siebie, bo jego ciotka miała wracać do Elizabethtown i chciał być wtedy w domu, a ja musiałam zabrać się za jakiś obiad, którym mogłabym uraczyć tatę po jego powrocie z pracy. Nadal nie znałam dokładnej godziny jego powrotu, dlatego zadzwoniłam do niego zaraz po wejściu do domu i dowiedziałam się, że dyżur kończył mu się o siedemnastej. Nie musiał też zostawać na kolejną noc, a ja niechętnie musiałam przyznać, że to dobrze. Nie chciałam, żeby się przepracowywał.
Zaczęłam przygotowywać obiad, czując równocześnie skręty żołądka na myśl, że będę musiała opowiedzieć mu o wszystkim: Lucasie, Aidenie, tych cyrkach z nimi oboma w głównych rolach, filmiku na Youtube i awanturze na szkolnej zabawie. Bo przecież przyznanie się do związku z Aidenem oznaczało, że musiałam w końcu oczyścić atmosferę i powiedzieć tacie o wszystkim. Nie było innego wyjścia.
Próbowałam też dzwonić do Carrie, żeby dowiedzieć się, jaki był przebieg imprezy po naszym wyjściu i czy wydarzyło się jeszcze coś znaczącego; Carrie jednak nie odbierała telefonu, uznałam więc, że oddzwoni, jak tylko będzie mogła. Wybrałam wobec tego numer Wyatta, mając nadzieję, że może on opowie mi, co działo się później; chciałam mu też podziękować za to wszystko, co znowu dla mnie zrobił. Wyatt jednak z kolei miał wyłączoną komórkę, nagrałam mu się więc na skrzynkę, zastanawiając się równocześnie, czy naprawdę żadne z nich nie mogło odebrać, czy raczej w życie wchodził już plan wykluczenia mnie z tej społeczności i wyklęcia za spotykanie się z Aidenem. Czyżby przekabacili moich jedynych dwóch w miarę pewnych sojuszników?
Nie, na pewno nie, uznałam po chwili namysłu. W Carrie jeszcze bym może uwierzyła, ale Wyatt? Wyatt zawsze stał po mojej stronie.
Tata, o dziwo, wrócił punktualnie i nawet zaraz po wejściu zaoferował pomoc w nakryciu do stołu. Zaraz potem padło to niewygodne pytanie, którego się spodziewałam.
– Jak było na imprezie?
Nie dzwonił, nie sprawdzał mnie, więc fakt, że należało mu się cokolwiek, choćby informacja, czy dobrze się bawiłam. Zerknęłam na niego kątem oka, nic jednak w twarzy ojca nie sugerowało, że rozmawiał wcześniej na ten temat z którymś z nauczycieli, na przykład z panną Clayton. Byłam pewna, że gdyby tak było, dowiedziałabym się od wejścia.
– W porządku – wymamrotałam, chowając głowę nad talerzem. Włosy niemalże spadły mi do jedzenia, nie przejęłam się tym jednak zbytnio. W mojej głowie toczyła się gonitwa myśli, ale nic z tego nie wypowiedziałam na głos.
Powinnam mu powiedzieć. Wcześniej czy później i tak się dowie, że Aiden w mojej obronie pobił się z Lucasem, a to tylko zapoczątkuje lawinę koniecznych wyjaśnień. Miałam błogosławieństwo Aidena, więc pozostawało tylko wykrzesać z siebie odrobinę odwagi potrzebnej do konfrontacji z ojcem.
Najwyraźniej jednak byłam cholernym tchórzem, bo jakoś kiepsko mi to szło.
– W porządku? Tylko tyle? – zaśmiał się tata. – Może powiesz coś więcej? O której wróciłaś, jak się bawiliście?
– W porządku – powtórzyłam, jąkając się trochę. Niby co miałam mu powiedzieć? – Nie pamiętam, o której wróciłam… Koło dziesiątej? Było… trochę drętwo, wiesz, jak to na szkolnych imprezach.
– To chyba było bardzo drętwo, skoro wróciłaś o dziesiątej. – Tata zabrał mój już pusty talerz, składając brudne naczynia na kupkę. – Przyznaj się, wcale nie chciałaś iść na tę imprezę, co? Ale powiedziałem ci, że możesz, i głupio było ci odmówić.
Posłałam mu zaskoczone spojrzenie. Nie spodziewałam się, że coś takiego powie.
– Tato…
– Daj spokój, to nic takiego. – Machnął lekceważąco ręką. – Wiesz, Mads, naprawdę możesz mi mówić takie rzeczy. Nie obraziłbym się przecież, gdybyś powiedziała, że nie masz ochoty tam iść. Nie zauważyłaś, że z tym właśnie mamy problem? Z komunikacją. Nie mówisz mi takich rzeczy, a ja sam nie jestem w stanie się tego domyślić. Po prostu… Nie możesz mi trochę zaufać, Maddie? Chociaż trochę.
Zawahałam się. Wcale nie chciałam, żeby tak to wyszło, żeby tata miał pretensje o coś, co w zasadzie zrobiłam z myślą o nim. Nie chciałam przecież, żeby było mu przykro. Gdyby nie to, gdybym nie poszła na tę imprezę, nic z tych wydarzeń związanych z Aidenem i Lucasem by się nie stało. Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony takie afery zawsze bywały nieprzyjemne. A z drugiej…
Gdyby nie to, przecież nadal ukrywałabym się z Aidenem, a nigdy tego nie chciałam. Nawet jeśli miała na tym ucierpieć moja reputacja w szkole. Ona i tak była już zepsuta przez Lucasa, po tym było mi już wszystko jedno.
Ale tata miał przecież dobre intencje. Wyglądało na to, że naprawdę próbował się dogadać. I co niby miałam zrobić w tej sytuacji? Powiedzieć całą prawdę? Czy może jednak zostawić teraz ten temat i nie wszczynać kolejnej awantury w momencie, gdy akurat było między nami dobrze?
Bez namysłu postawiłabym na to ostatnie, gdybym nie wiedziała, że było podyktowane wyłącznie moim tchórzostwem.
– No dobrze – powiedziałam w końcu. – Owszem, nie bardzo chciałam tam iść. Jakoś… Nie miałam nastroju. Ale wiedziałam, że dla ciebie to był taki… symbol, że chcesz mi jednak trochę zaufać, i nie chciałam, żeby było ci przykro.
– Naprawdę nie musisz się tym przejmować – zaśmiał się. – Po prostu mów mi takie rzeczy.
– Skoro tak… to, tato…
Nie zdążyłam skończyć, a już, już chciałam się przyznać jeśli nie do wszystkiego, to przynajmniej do części z tego, co się stało; w tej samej chwili jednak zadzwoniła moja komórka, a ja odruchowo przerwałam. Tata pokazał mi, żebym odebrała, więc zerknęłam na wyświetlacz, na którym pojawiło się imię Carrie.
– No, cześć – przywitałam się, gdy odebrałam. – Dzwoniłam do ciebie, chciałam zapytać o wczoraj…
– Nie uwierzysz, co się stało, Maddie – przerwała mi Carrie, nie odpowiadając nawet na moje powitanie. Zaniepokoiłam się trochę, bo w jej głosie słyszałam coś dziwnego: był poważny jak nigdy. Zazwyczaj jednak Carrie niczego nie traktowała do końca poważnie.
– No, co się stało?
Przez chwilę jeszcze w słuchawce panowała cisza, jakby Carrie nie była w stanie nic z siebie wyksztusić, aż w końcu usłyszałam:
– Lucas nie żyje. Zginął wczoraj w nocy nad Lewis Lake.

11 komentarzy:

  1. Witam, witam! Widzę, że nikt jeszcze nie skomentował, więc chyba będę pierwsza. :)
    Jaki ładny szablon! Bardzo lubię te kolorki. :)
    Rozdział mi się bardzo podoba, jak zwykle czekałam do północy aż pojawi się tu rozdział, a nawet czekałam podwójnie, bo przecież jeszcze na SEC.
    Było tak przyjemnie, spokojnie i w ogóle, że wiedziałam, że coś złego się stanie. No i tak było.
    A potem, jak o tym pomyślałam, to sprawy się strasznie komplikują. Na pewno o zabójstwo oskarżony będzie Aiden, Maddie może go bronić, bo on u niej nocował, ale przecież oni też spali, więc Aiden mógł się wymsknąć, zabić Lucasa i wrócić. I to może być nawet prawda. :o
    Chyba, że coś pominęłam. XD
    Cały rozdział (a w szczególności początek) bardzo mi się podobał, ale mam trochę mętliku w głowie, więc może już nie będę nic pisać.
    No, to tyle.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)

      Bardzo mi miło, że chciało Ci się czekać. Ze mną to wiadomo - nigdy nie może być za dobrze xd czy wymsknąć... To może raczej nie, ale nie twierdzę, że podejrzenia na Aidena nie padną, bo oczywiście padną. A czy słusznie - to się okaże^^

      Spoko, rozumiem, że to moja wina;)

      Całuję!

      Usuń
  2. A ja krótko i zwięźle.
    Już miałam wspomnieć,że Aiden jak już się poddał temu uczuciu to zrobił się jakiś taki.. mniej ciekawy. Wszystko pięknie, ładnie..miłość jest,po co przejmować się innymi? Jednak końcówka tego rozdziału spowodowała,że zaczęłam się zastanawiać czy jednak A. nie ukrywa swojego prawdziwego ja... i ta myśl(chociaż przykra) gdyby okazała się prawdą to podoba mi się :)
    Pozdrawiam gorąco! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieję, że jeszcze się z powrotem ciekawy zrobi xd ja nie lubię pisać tych "sielankowych" rozdziałów, to pewnie dlatego, ale teraz wracają kłopoty, i to już na całego, więc może nie będzie tak źle;) a czy Aiden coś ukrywa... O tym później xd

      Całuję! ;*

      Usuń
  3. Miałam napisać jak to zajebiście, że wreszcie się ogarnęli z tym związkiem i w ogóle, ale ostatnia linijka rozwala wszystko! Wow! Normalnie podejrzewałabym Aidena. Miał motyw. Mógł nawet przez przypadek w bójce uszkodzić Lucasa, albo popełnić morderstwo z premedytacją. W drugą opcję w ogólę nie mam wiary, a jeżeli chodzi o pierwszą... Nie byłby taki spokojny w towarzystwie Maddie, a poza tym przecież był z nią. Całą noc. A z Lucasem na Lews Lake spotkać się mieli o północy, on do niej przyszedł parę minut po... Chociaż, tak jak w komentarzu wyżej... Mogól się wymknąć. Ale to Aiden! Proszę, niech to nie będzie on! Wytrzymam nawet jeżeli Mads poprzewraca się w głowie i zacznie go podejrzewać i w ogóle wszystko sie popieprzy, ale niech to nie będzie Aiden!
    Szczerze mówiąc to podejrzewam też Wyatta. Taki niepozorny chłopiec, fajny przyjaciel, ale stwierdził, że będzie bronił honoru przyjaciółki (do której być może czuje mięte) i przypadkowo tak wyszło... Albo Joan odkąd przejrzała na oczy, że Aiden w Elizabethtown nie radzi sobie zbyt dobrze, jeżeli chodzi o ludzi, planowała zemstę na jego prześladowcach... Bez sensu, nawet głupio to brzmi, ale daję się ponieść wyobraźni. Czasem trzeba! :D
    A jeżeli Aiden ma alibi, bo spał z Maddie, a ona będzie to musiała powiedzieć policji i w ogóle i jakimś cudem dowie się o tym też jej ojciec to Mads będzie miała przewalone. Naprawdę współczuję.
    I właśnie naszła mnie taka dziwna myśl o zabezpieczeniu i o tym czy go użyli, bo dziewica w pokoju nie ma raczej paczki na wszelki wypadek... :P Matko, tu się kryminał zaczyna niezły robić, a ja zwracam uwagę na nieistotne szczegóły...Idiotyczne szczegóły... :)
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no przyznam, że miałam nadzieję, że tak będzie xd teraz się dopiero sprawy pokomplikują. Mads oczywiście będzie wierzyć Aidenowi, bo spędził z nią tę noc, ale czy słusznie będzie mu wierzyć? xd wiesz, o której mieli się spotkać, a o której zginął Lucas, to dwie różne sprawy^^ to zresztą jeszcze wyjdzie na jaw w rozdziale dwudziestym dziewiątym. A co do sprawcy... No dobrze, wezmę Twoje modły pod uwagę ;p

      Do Maddie w sensie? Nie, mogę zagwarantować, że Wyatt nie czuje mięty do Maddie;) a Joan, haha, może i by mogła, ale ona nie jest na tyle ogarnięta, by w ogóle wiedzieć o spotkaniu nad Lewis Lake xd poza tym przecież gdyby miała zabijać Lucasa, nie zrobiłaby tego tak, żeby podejrzenia padły na Aidena xd

      Haha, no. Będzie miała xd

      No wiem, zawsze mam z tym problem xd z jednej strony chciałam, żeby się zabezpieczyli, a z drugiej byłoby dziwnie, jakby Aiden przyszedł do niej z prezerwatywami xd

      Całuję!

      Usuń
  4. Skomentowałam poprzedni rozdział. Niedługo przeczytam i ten. Buziaczki! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, więc Lucas nie żyje! Tylko czekałam ma moment, kiedy ktoś zginie, a wszystkie podejrzenia padną na Aidena. Bo tak właśnie będzie, mam racje? :) Tyle, że nawet ja nie jestem pewna, czy Aiden ma czyste sumienie. Okey, okey to okrutne, ale przy rozmowie z Maddie mówił strasznie dziwne rzeczy. Chyba, że to tylko taka gadka bez żadnego znaczenia w praktyce. No nie wiem. W każdym razie... och z tego wszystkiego zapomniałam o ich wspólnej nocy. Było romantycznie <3

      Usuń
  5. JESTEM W SZOKU! w tym momencie siedzę z rozdziawioną buzią i nie mam zielonego pojęcia co mogłabym napisać. po prostu nie wierzę w ostatnie zdanie. Lucas był świnią, okropnym chamem, ale takiego obrotu sprawy raczej się nie spodziewałam. Tylko pozostaje pytanie czy popełnił samobójstwo czy ktoś chce wrobić Aidena, bo prawda jest jednak taka, że będzie pierwszą podejrzaną osobą i to mnie boli najbardziej. Bo kto zechce uwierzyć bratu mordercy, wiadome jest, że nikt. I jeszcze matka Lucasa - jej rozpacz będzie zrozumiała, do tego jej córka została zabita przez brata Aidena, więc to wszystko przedstawia się wręcz w okropnych barwach. Żołądek podchodzi mi do gardła ze stresu. Nie powinno się kończyć rozdziałów w takich momentach.
    No ale poranna sielanka Mads i Aidena nie mogła trwać przecież wiecznie, prawda? Zamiast skupić się na tą sielską częścią rozdziału, będę przeżywać tajemniczą śmierć Lucasa, bo sam fakt czegoś takiego mnie przeraża. Nadal chyba trochę nie wierzę w słowa Carrie. I ogromnie szkoda mi jego rodziców. Co by jednak nie mówić sam skusił los.
    Czekam już na wyjaśnienia, bo po prostu nie wytrzymuje tego napięcia.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Wiedziałam, że nie będziecie się tego spodziewać, chociaż planowałam to od początku, buahaha, taki ze mnie mastermind xd nie no, żartuję, ale śmierć Lucasa rzeczywiście była od początku w planach, to chyba widać po prologu;) Lucas i samobójstwo? Chyba śnisz xd owszem, Aiden nie będzie miał teraz łatwo.

      Oj tam, sielanka jest kompletnie nieciekawa w porównaniu do takiej sensacji xd no wiesz... Lucas może i trochę zasłużył, i trochę był sobie winny, ale jednak nawet Maddie jest go szkoda;)

      A, to pewnie wstępnie gdzieś w rozdziale dwudziestym dziewiątym:)

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.