26 września 2015

33. Morderca z przypadku

Niezależnie od tego, jak długo nad tym myślałam, to nadal nie mieściło mi się w głowie. Zmuszałam się do milczenia, wracając z tatą do domu, a równocześnie w mojej głowie myśli pędziły niczym rollercoaster. Czy w ogóle było możliwe, żeby to był zbieg okoliczności? Ile w okolicy Elizabethtown było srebrnych hybryd? Cholerny prius. Byłoby dużo łatwiej, gdyby Aiden tego nie zapamiętał. Bo przecież już on był nad jeziorem i rozmawiał z Lucasem. Jeśli miałam założyć, że był tam jeszcze ktoś, kto też go nie zabił, w okolicy robił się nagle spory tłok. Ile mogło tam być osób? Czy mogłam w ogóle sądzić, że to nic nie znaczyło?
– Aiden wydaje się szczery – zauważył tata, kiedy wreszcie znaleźliśmy się w domu. Nie potrafiłam nawet ucieszyć się na te słowa, za bardzo byłam zaprzątnięta własnymi myślami. – I całkiem sympatyczny, o ile sympatyczny może być chłopak, który chce mi ukraść córkę.
– Tato! – prychnęłam, po czym mimo woli się roześmiałam. Tata posłał mi podejrzliwe spojrzenie.
– A myślałem, że nie słuchałaś.
– Zawsze cię słucham – zaprotestowałam, wzruszając ramionami. – Tylko się… zamyśliłam. Sam widzisz, jak jest. Policja już praktycznie postawiła na Aidenie krzyżyk. Muszę pomóc znaleźć prawdziwego mordercę, tylko to oczyści go z zarzutów.
– O, na pewno nie. – Poniewczasie zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos, chociaż nie powinnam była. – Na to absolutnie nie pozwolę. Nie będziesz się w to mieszać, Maddie! I nie bój się, policja znajdzie prawdziwego sprawcę. Wy musicie się tylko przez ten czas nie wychylać za bardzo. Nie baw się w detektywa, bo się na tym nie znasz.
Słowa ojca były ostre i stanowcze. Skrzywiłam się, ale nie zaprotestowałam. Wiedziałam, że nie było sensu walić głową w mur. Co nie znaczyło, że zamierzałam się poddać.
– No dobrze, masz rację – przyznałam niechętnie. Jasne, że miał. Ale przecież nigdy nie twierdziłam, że byłam rozsądna. – I co teraz?
– Teraz jadę porozmawiać sobie z twoim dyrektorem, Maddie – odparł tata stanowczo i machnął na mnie ręką, zanim zdążyłam zaprotestować. – Nie chcę tego słuchać. Zamierzam im powiedzieć, co myślę o sposobie załatwienia tej całej… sprawy. I nie próbuj mnie przekonać, że mam tego nie robić. I tak pojadę. Wysyłanie cię do domu niczego nie załatwia i zamierzam im to uświadomić.
– Tato…
– Nie – przerwał mi. – Nie tym razem. Skoro już wreszcie wiem, co się dzieje w twoim życiu, teraz ja się tym zajmę. Jeszcze pożałujesz, że od początku o wszystkim mi nie powiedziałaś.
W zasadzie już żałowałam. Miło było zostawić działanie komuś starszemu i bardziej zdecydowanemu ode mnie. Po raz pierwszy pomyślałam, że cała ta sytuacja może nam jeszcze wyjść na dobre. A na pewno moim z ojcem stosunkom. W końcu gdyby nie to, co się stało, kto wie, jak długo jeszcze bym się przed nim zamykała?
Pokiwałam w końcu głową. Tata zaczął się zbierać, a na pożegnanie ostrzegł mnie jeszcze:
– Nie próbuj ściągać tutaj Aidena, Mads. Nadal wam nie ufam. Będziecie się spotykać tylko wtedy, kiedy sam będę w domu, jasne?
Wywróciłam oczami, ale potwierdziłam, bo co mogłam zrobić innego? Coś za coś. Tata się mną zajął, ale też postawił swoje warunki. Mogłam brać wszystko albo nic i tak naprawdę nie miałam wyjścia.
Kiedy tylko tata wyszedł, wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Wyatta. Myślałam już, że nie wytrzymam i wybuchnę, zanim ojciec odjedzie. Kiedy Wyatt w końcu odebrał, przez moment nie wiedziałam, o czym mówił.
– Maddie, przepraszam. Naprawdę nie chciałem, żeby to tak wszystko wyszło. Nie gniewasz się już na mnie, prawda?
Zmarszczyłam brwi i wyjrzałam za okno, gdzie samochód ojca właśnie wyjeżdżał z podjazdu. Po chwili zniknął za zakrętem ulicy.
– O co miałabym się gniewać? – Potrzebowałam chwili, żeby sobie przypomnieć.
– O Lewis Lake. O to, że powiedziałem policji o Aidenie…
– Wiesz, w zasadzie teraz trochę cię rozumiem – weszłam mu w słowo trochę niegrzecznie. Wreszcie wróciło do mnie, o co ostatnio byłam zła na Wyatta. A przecież to było tak niedawno. – Chciałeś rzucić na Aidena podejrzenia, prawda?
Wyatt prychnął w słuchawkę z niedowierzaniem.
– O czym ty mówisz, Mads? Jasne, wiem, że źle się wobec was zachowałem, ale uważałem, że powinienem powiedzieć prawdę. Ale to wszystko. Po co miałbym rzucać podejrzenia na Aidena? Przecież wiesz, że nie jestem taki!
No właśnie. Tak mi się wydawało. I tym dziwniejsze to wszystko przez to było. Miałam wrażenie, że znałam Wyatta i że to rzeczywiście nie byłoby w jego stylu. Ale równocześnie, w jakiś sposób pasowało. Cholera.
– Ale byłeś nad Lewis Lake tej nocy, kiedy zabito Lucasa – zaryzykowałam.
Przez moment w słuchawce panowała cisza. A potem Wyatt zapytał powoli, jakby ostrożnie:
– Skąd ci to przyszło do głowy, Mads?
– Bo Aiden też tam był – wyznałam. Nie było już sensu tego ukrywać. – Kiedy odjeżdżał, Lucas jeszcze żył. I widział srebrną hybrydę, jadącą w stronę jeziora. Znam tylko jedną osobę, która jeździ priusem. A ty?
– I jesteś pewna, że Aiden tego nie zrobił? – usłyszałam w odpowiedzi. Tym razem to ja prychnęłam.
– Tak, Wyatt, jestem pewna! Ufam Aidenowi. Skoro powiedział, że tego nie zrobił, to tego nie zrobił. Uderzył Lucasa, to fakt. Ale na pewno go nie zabił. Sądzę, że zrobił to ktoś, kto przyjechał nad jezioro priusem. Więc pytam. Ty to zrobiłeś? Zabiłeś Lucasa? Rozumiem, że to mógł być przypadek, Wyatt. Naprawdę. Rozumiem, że mogła się wywiązać jakaś szamotanina, niewiele potrzeba było, żeby Lucas uderzył się w głowę, jak wtedy, gdy go ratowaliśmy przed utonięciem. Naprawdę jestem w stanie to zrozumieć. Ale Aiden, Wyatt? Chciałeś go wrobić? Chciałeś, żeby policja zatrzymała go zamiast ciebie? O co w tym właściwie chodzi, co?
Na początku myślałam, że powiedziałam za dużo. Rzuciłam bezpodstawne oskarżenie i właściwie Wyatt mógłby się za to na mnie obrazić. Powiedziała mi to cisza w słuchawce, którą zinterpretowałam jednoznacznie. Brakło mu słów, żeby mnie wyśmiać. W zasadzie nawet chciałam, żeby tak było. Żeby zaprzeczył, powiedział, że przecież w ekologicznym Elizabethtown co druga osoba jeździła priusem.
Ale Wyatt nic takiego nie zrobił. Wręcz przeciwnie.
Wyatt milczał, a potem wreszcie powiedział:
– Muszę kończyć, Maddie.
– Nie, zaczekaj! Wyatt, ja nie chciałam… – Cholera. Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, w słuchawce rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
Obraził się? Nie chciał ze mną rozmawiać? Wcale mu się nie dziwiłam. Poszukałam swojej kurtki i wybiegłam z domu, jeszcze wkładając jeden z rękawów. W drugą rękę chwyciłam torbę i rozejrzałam się za samochodem. Stał na podjeździe, tak jak zostawiłam go rano, gdy uznałam, że nie byłam tego dnia wystarczająco spokojna, by prowadzić i poszłam na przystanek autobusowy. Wygrzebałam z torby kluczyki i zatrzymałam się przed drzwiami po stronie kierowcy, wahając się jeszcze.
Nie chodziło nawet o ojca. Wiedziałam, że musiałam jechać, pogadać z Wyattem. Przeprosić go za te idiotycznie podejrzenia. Jak mogłam chociaż przez chwilę pomyśleć, że Wyatt mógłby zabić Lucasa?! Przecież nawet ja prędzej byłabym do tego zdolna niż on! Bałam się jednak wsiąść za kierownicę. I naprawdę się za to nienawidziłam. Nie mogłam pozwolić, żeby ta idiotyczna słabość przeszkadzała mi w normalnym funkcjonowaniu, w codziennym życiu. Jeździłam już przecież! Dlaczego więc właśnie teraz, kiedy najbardziej tego potrzebowałam, miałam problem, żeby wsiąść do tego cholernego samochodu?!
– Wszystko w porządku, Mads?
Byłam tak zajęta własnymi myślami, że nie usłyszałam nawet kroków Aidena za sobą. Odwróciłam się do niego wściekła, z frustracją wylewającą się ze mnie na wszystkie strony. Miałam w tamtej chwili naprawdę dość.
– Nie, nie jest w porządku! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się opanować. – Oskarżyłam właśnie Wyatta o zamordowanie Lucasa i nic dziwnego, że się rozłączył! A teraz nie mogę nawet pojechać do niego i go przeprosić, bo boję się wsiąść do tego pieprzonego auta! Co za cholerna bzdura…!
Aiden chwycił mnie za rękę i do siebie przyciągnął. Jego uspokajające spojrzenie podziałało na mnie niczym zimny prysznic. Odetchnęłam drżąco, chwytając go drugą ręką za przedramię. Wystarczyła chwila w jego obecności i już nieco się uspokoiłam. Zapewne pomogła też dłoń Aidena, gładząca mnie delikatnie najpierw po ramieniu, a potem po policzku. I ciepło rozlewające się we mnie pod wpływem jego dotyku.
– Daj mi kluczyki – poprosił spokojnie, łagodnym tonem. Byłam pewna, że takiego samego użyłby wobec narowistego konia. – Zawiozę cię do Wyatta.
Bez namysłu wcisnęłam mu kluczyki w dłoń. Jak dobrze było oddać komuś prowadzenie, choćby chodziło tylko o samochód. I choćby tylko na chwilę.
Aiden zaprowadził mnie do samochodu, otworzył przede mną drzwi i pomógł usiąść w fotelu pasażera. W innej sytuacji pewnie wściekłabym się na niego, że traktował mnie jak kalekę, ale w tamtej chwili naprawdę tak się czułam. Już po chwili ruszył z podjazdu i wyjechał na ulicę, a prowadził jak zwykle pewnie, spokojnie. Już sam jego widok za kierownicą mnie uspokajał.
Kogo ja chciałam oszukać. Nie było takiej opcji, żebym kiedykolwiek czuła się za kierownicą tak jak Aiden. Widocznie tak już po prostu musiało być. Ja musiałam bać się jeździć, a on musiał mieć klaustrofobię. Niektórych rzeczy po prostu się nie przeskoczy.
Choćbym bardzo chciała.
Nie, to nieprawda, powiedział mi jakiś głosik wewnątrz mnie. To da się przeskoczyć. Takie rzeczy można przezwyciężyć. Ale nie wystarczy chcieć. Potrzeba też czasu i cierpliwości, i spokoju, a tego ostatnio nie miałam za dużo. Nic dziwnego, że w zdenerwowaniu uaktywniła się moja fobia. Dobrze, że miałam kogoś, kto potrafił mi z tym pomóc, choćby przejmując prowadzenie.
– Naprawdę myślisz, że Wyatt mógł zabić Lucasa? – usłyszałam po chwili spokojny głos Aidena. Wzruszyłam ramionami.
– Sama już nie wiem, co myśleć. Przez moment mi to pasowało. Hybryda nad jeziorem… Wyatt jeździ priusem. To był strzał w ciemno. Pasowało, to że wcześniej rzucił na ciebie podejrzenia. A przynajmniej pasowałoby, gdyby nie chodziło o Wyatta.
– Nie znam go, więc trudno mi się wypowiedzieć – odpowiedział Aiden, skręcając w główną drogę. Wpatrywałam się w jego dłonie pewnie trzymające kierownicę i tak bardzo się cieszyłam, że pojechał ze mną. Szybkim ruchem odrzucił głową spadające mu na oczy ciemne włosy. – Ale ty go znasz, Mads. Powinnaś wiedzieć, czy byłby do tego zdolny.
– Ale do czego? – Westchnęłam z frustracją. – Aiden, to mogła być zbrodnia w afekcie. I najpewniej tak właśnie było. Więc teoretycznie… teoretycznie mógłby go zabić każdy, kto miałby wystarczająco siły. Wyatt na pewno ją ma.
– Ale dlaczego? – Aiden, trzeba mu to było przyznać, myślał dużo bardziej racjonalnie ode mnie. Byłam mu za to wdzięczna. – Jaki miałby powód, żeby jechać nad jezioro i kłócić się z Lucasem? Rozumiem siebie, bo chodziło mi o ciebie. Ale Wyatt? Jaki mógłby mieć wtedy powód? Jest twoim przyjacielem, jasne, ale przecież nie słyszał chyba, co wtedy wygadywał Thorne?
Przeczesałam włosy dłońmi i odparłam z frustracją:
– Właśnie w tym problem, że nie wiem, Aiden. Niby znam Wyatta, niby spędzam z nim sporo czasu, a tak naprawdę nie wiem, jaką mógłby mieć motywację. Nie mogło przecież chodzić o mnie, prawda? Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Poza tym powiedziałam mu, co zrobił mi Lucas, kiedy jechaliśmy wtedy do domu po imprezie. Wyatt był… No dobrze, był niezadowolony, lekko zszokowany, było mu przykro i żal. Ale na pewno nie wpadł w furię, która kazałaby mu jechać nad Lewis Lake bić się z Lucasem. Zresztą… Nie wszystko musi kręcić się wokół mnie. To, że Lucas zginął akurat po waszej bójce z mojego powodu, jeszcze nie oznacza, że musiało chodzić o mnie. Ale nie wiem, o co mogłoby chodzić Wyattowi.
W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy niewiele wiedziałam o swoim przyjacielu i zrobiło mi się głupio. Czy miał jakieś inne zatargi z Lucasem? Czy istniał jakikolwiek powód, dla którego tamtej nocy Wyatt wsiadł w samochód i pojechał nad jezioro? Nie miałam pojęcia. A przecież poza oceną charakteru Wyatta, liczyła się przede wszystkim motywacja. Oczywiście, fakt, że o niej nie wiedziałam, nie oznaczał jeszcze, że nie istniała. Ale ciągle miałam wątpliwości. No bo dlaczego Wyatt miałby w ogóle napadać na Lucasa?
– A Wyatt… Nic nie odpowiedział? Po prostu się rozłączył? – indagował dalej Aiden, jakby uznając, że był w stanie sam dojść do odpowiednich wniosków. Pokiwałam głową.
– Tylko tyle, że musi kończyć. Nie brzmiał wtedy na złego czy obrażonego moimi podejrzeniami… Brzmiał tak jak zwykle. Jak Wyatt. – Zastanowiłam się chwilę. – Tylko… był przejęty. To na pewno.
– Wcale się nie dziwię – prychnął Aiden, przyspieszając, gdy wyjechaliśmy już poza centrum miasta. – W końcu przyjaciółka oskarżyła go o morderstwo. W dodatku najwyraźniej coś w tym musi być.
Na tę myśl zabolało mnie serce. Chociaż sama to przecież rozważałam, wcale nie chciałam, żeby to była prawda. Żeby to Wyatt był mordercą, jakiekolwiek okoliczności by temu nie towarzyszyły. Był jedyną osobą poza Aidenem, która trwała przy mnie od początku do końca, zawsze stawał po mojej stronie, chociaż przecież nie musiał. I robił to całkowicie bezinteresownie, po prostu dlatego, że uznał mnie za przyjaciółkę. Tym bardziej czułam, że musiałam to wyjaśnić. A jeśli się pomyliłam, oczywiście też przeprosić.
Wiedziałam, że Aiden nie chciał, żeby to zabrzmiało źle. Nie chciał, żebym jeszcze bardziej się zaczęła przejmować. Ale tak po prostu było. Nie potrafiłam się nie przejmować.
– Wiesz… dobra z ciebie dziewczyna. Od początku widziałem to w twoich oczach. – Aiden uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco znad kierownicy. – Nie powinnaś tak bardzo się tym przejmować. Przecież wiesz, że jesteś usprawiedliwiona. Rozumiem, że nie chcesz, żeby to był Wyatt… Ale naprawdę nie masz na to wpływu. Jeśli to był on, policja musi się o tym dowiedzieć, przecież wiesz. I to nie ze względu na mnie.
Pokiwałam głową, próbując zignorować ucisk w piersi. Miał rację. Mimo wszystko nie potrafiłam jednak mu odpowiedzieć.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Wyatta, nie zobaczyłam priusa na podjeździe. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Samochód mógł być zamknięty w garażu albo używać mógł go ktoś z rodziny. Miałam jednak wrażenie, że nie zastaniemy Wyatta w domu.
– Jesteśmy. I co teraz? – Odruchowo spojrzałam na Aidena, który spokojnie czekał za kierownicą. Szarpnęłam za klamkę.
– Teraz ty poczekaj tu na mnie, proszę. Pójdę tam sama. Mama Wyatta mnie zna.
Chyba chciał protestować, ale nie dałam mu okazji; wyskoczyłam z auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi, zanim zdążył odpowiedzieć. W kilku susach dobiegłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Prosiłam w myślach, żeby Wyatt był w domu. W zasadzie nie wiedziałam, dlaczego tak się denerwowałam, ale miałam złe przeczucie. Niepotrzebnie do niego dzwoniłam. Niepotrzebnie w ogóle powiedziałam mu, co Aiden zobaczył nad jeziorem.
Drzwi otworzyła mi mama Wyatta. Trzymała przy uchu telefon i miała dziwną minę, jakby czymś się martwiła.
– Nie wiem, Alec… Nic z tego nie rozumiem…
Na mój widok zmusiła się do uśmiechu i odsunęła komórkę, zasłaniając głośnik ręką i urywając w pół zdania. Włożyłam ręce do kieszeni kurtki.
– Dzień dobry, pani S., jest Wyatt?
– Niestety, nie ma go, kochanie – odparła i potrząsnęła głową. – Minęliście się dosłownie o minuty.
O minuty. Cholera. Naprawdę chciałabym, żeby to głupie przeczucie było tylko przeczuciem. Ale to przecież nie mogła być prawda…
– Wie pani, gdzie pojechał? – Matka Wyatta zmarszczyła brwi; głową wskazałam podjazd. – Chyba wziął samochód, prawda?
– Tak, ale… Nie wiem, dokąd…
– Pojechał na policję, prawda? – Te słowa same się ze mnie wydostały. – Powiedział pani…
– Skąd wiesz? – Pani Smith chwyciła mnie nagle za ramię i nieco do siebie przyciągnęła. – Nic nie chciał mi wyjaśnić. Powiedział tylko, że musi coś załatwić na policji i że pożycza samochód. Nie zdążyłam go nawet dogonić. Wyglądał tak… Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie! Jakby coś naprawdę się stało. Coś wiesz na ten temat, Maddie? Dlaczego…
– Nie wiem, pani S., naprawdę. – No proszę, miałam już najwidoczniej dużą wprawę, skoro kolejne kłamstwa tak łatwo mi przychodziły. – Po prostu… rozmawiałam z Wyattem przez telefon i też wydawało mi się, że coś było nie tak. Przepraszam. Nie będę… pani niepokoić. Na pewno wszystko się wyjaśni.
Odsunęłam się, wyswabadzając ramię z jej uścisku, i patrząc w jej niespokojne oczy, tak samo brązowe jak Wyatta, pomyślałam, że tym razem nie kłamałam z konieczności. Kiedy zatajałam pewne fakty przed ojcem, miałam wrażenie, że tak będzie dla nas lepiej, że prawda utrudniłaby mi życie. Tym razem jednak kłamałam, bo nie potrafiłam pani Smith powiedzieć prawdy. Nie umiałam jej powiedzieć, że Wyatt najprawdopodobniej wybrał się na policję, żeby przyznać się do morderstwa.
To było dosyć oczywiste i nie widziałam innego rozwiązania. Wytknęłam mu, że był wtedy nad jeziorem, więc uznał, że dalsze ukrywanie się nie miało sensu. I chociaż wiedziałam, że to było słuszne, ze jeżeli rzeczywiście zabił Lucasa, powinien był ponieść konsekwencje, i tak miałam do siebie żal. Myśli przelatywały mi przez głowę z prędkością światła, gdy powoli wracałam do Aidena, do samochodu. Może powinnam była inaczej poprowadzić tę rozmowę, a nie tak, jakbym oskarżała Wyatta? Może w ogóle nie powinnam była dzwonić, tylko po prostu do niego pojechać? Może… może to wcale nie było tak? Może on tego wcale nie zrobił?
Ale gdyby nie, po co w takim razie jechałby na policję?
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej wydawało mi się to niemożliwe. Wyatt nie mógłby zabić Lucasa. Pomijając już jego charakter, po co miałby to robić? Nie miał przecież żadnego sensownego powodu!
– Jedź na policję – rzuciłam, kiedy z powrotem wsiadłam do samochodu. Aiden posłał mi zatroskane spojrzenie.
– Mads, może…
– Jedź na policję, Aiden! – przerwałam mu tonem, który bardzo mi się nie spodobał. Za głośno krzyczałam i zbyt byłam rozhisteryzowana. Odetchnęłam głęboko, usiłując się uspokoić. – Wyatt pojechał na policję. Muszę się dowiedzieć, po co.
– Mads… Jeśli Wyatt pojechał się przyznać, to nie jest twoja wina – odparł Aiden ostrożnie, jakby bał się, że w końcu wybuchnę. Po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na karku. – Jeśli to zrobił, to i tak, gdybyś ty mu tego nie wytknęła, policja prędzej czy później by to odkryła. Musisz przecież wiedzieć…
– On nie mógł tego zrobić, jasne? – Tym razem to ja weszłam mu w słowo. – Wyatt nie jest taki. I po co, na litość boską, miałby w ogóle tam jechać i kłócić się z Lucasem?! A nawet zakładając, że to zrobił, że tam pojechał… On nie mógłby…
– Mads, sama przyznałaś, że śmierć Lucasa mogła być przypadkiem – przypomniał mi bezlitośnie. – To całe morderstwo… To tak naprawdę mógł być przypadek. Wyatt nie musi mieć morderczych skłonności, żeby to zrobić.
– Ale… – Chwyciłam palcami za nasadę nosa, usiłując się skupić, przez głowę jednak przelatywało mi tyle myśli, że trudno było odnaleźć te właściwe. – Wyatt nie jest taki, Aiden. Gdyby naprawdę zabił Lucasa, próbowałby go ratować, dzwoniłby na pogotowie, przyznałby się od razu, zamiast ukrywać, że w ogóle tam był. On nie mógł…
– Może był w szoku – przerwał mi znowu Aiden spokojnie, a jego chłodna logika jeszcze bardziej wyprowadzała mnie z równowagi. – Takie rzeczy się zdarzają. Kiedy przydarza nam się coś okropnego, nie zawsze zachowujemy się racjonalnie, Mads. Niektórzy chowają się do szafy, a inni uciekają.
Tym nawiązaniem do swojej własnej przeszłości całkowicie mnie rozbroił. Nie potrafiłam z nim się kłócić, kiedy rzucał takim tekstem. Odsunęłam wreszcie dłoń od twarzy.
– Zawieź mnie na policję, Aiden – poprosiłam już nieco spokojniejszym tonem głosu. – Ja… ja muszę to wiedzieć.
– Nawet jeśli nie będziesz potrafiła się z tym pogodzić?
Wzruszyłam ramionami. Jakie to miało znaczenie? Musiałam znać prawdę, zamiast się tylko wszystkiego domyślać, tylko to się liczyło. To, czy zamierzałam w tę prawdę uwierzyć, było już inną kwestią. Ale przekonałam się już przecież, że niezależnie, kto zabił Lucasa, pewnie i tak nie miałam w to uwierzyć. Chyba po prostu miałam zbyt dobre zdanie o ludziach ogólnie.
– To nie ma znaczenia – odpowiedziałam więc po chwili. – Inaczej te domysły mnie zabiją, więc proszę, po prostu… jedź.
Aiden milczał jeszcze przez chwilę, wpatrując się we mnie uważnie, aż zaczęłam mrugać. W końcu jednak zabrał dłoń z mojego karku i odpalił auto.
– Zapnij pasy – polecił łagodnie. Przez chwilę szarpałam się z nimi bezsilnie, bo za każdym razem blokada uniemożliwiała mi ich wyciągnięcie, czemu Aiden przyglądał się z pewnym pobłażaniem. – I proszę, spróbuj się trochę uspokoić. Nic z tego nie jest końcem świata.
Niby miał rację. Ale i tak czułam się źle.
Zwłaszcza wiedząc, że jechałam na spotkanie prawdy, której wcale nie chciałam znać.

***

Kiedy Aiden zatrzymał samochód pod moim domem, od razu wiedziałam, że miałam kłopoty – auto taty stało już na podjeździe. Mało mnie to jednak w tamtej chwili obchodziło. Kiedy Aiden pocałował mnie, zanim sobie poszłam, pomyślałam wprawdzie, że nie chciałam się z nim rozstawać, ale w gruncie rzeczy marzyłam o tym, żeby wreszcie zostać sama.
Powlokłam się w stronę domu, ale drzwi otworzyły się, zanim jeszcze do nich doszłam. Najwyraźniej tata czekał na mnie bardzo niecierpliwie – i przy oknie.
– Maddison, co ty, do diabła, wyprawiasz?! – Nie wiedziałam, czy nie zauważył, że nie prowadziłam auta sama, czy zauważył, ale nie uznał za ważne pytać o powody, i w tamtej chwili było mi to obojętne. Rypnęło się już tyle, że nie mogłoby być gorzej, gdyby tata dowiedział się jeszcze i o moim problemie z kierowaniem jakimkolwiek pojazdem. – Kazałem ci zostać w domu! A ty nawet nie dałaś znaku życia, nie zadzwoniłaś, że wychodzisz, nie wzięłaś nawet komórki…!
Zatrzymałam się w pół kroku i zmarszczyłam brwi, przyglądając się ojcu. Tak naprawdę nie wyglądał na wściekłego, raczej na zaniepokojonego.
– Przepraszam – wymamrotałam, mijając go w drzwiach i wchodząc do salonu. – Nie miałam do tego głowy.
– Nie miałaś głowy? Nie miałaś do tego głowy?! – powtórzył z niedowierzaniem, po czym zatrzasnął za nami drzwi. – Ja już naprawdę nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać. Przy tym wszystkim, co się teraz dzieje, jak zachowują się wobec ciebie dzieciaki ze szkoły, przy zabójcy na wolności, ty postanowiłaś tak bez słowa gdzieś sobie pojechać?! Nic mi o tym nie mówiąc?!
Usiadłam ciężko na kanapie i rzuciłam obok siebie torbę. Potarłam palcami oczy, ale nadal mnie piekły, nic nie mogłam na to poradzić. Chciało mi się płakać.
– Morderca już nie jest na wolności – zaprotestowałam słabo. Tata zaskoczył dopiero po chwili.
– Co… ale jak to? Co się stało?
Podniosłam na niego wzrok, a chociaż był on nieco zamglony, obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie z takiego powodu.
– Wyatt zgłosił się na policję, tato. Przyznał się do zabicia Lucasa.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, ale nie wierzę, że Wyatt to zrobił. Nawet w afekcie.
    Ciągle mam przeczucie, że będzie to najmniej podejrzewana osoba (zazwyczaj tak jest w serialach kryminalnych - osoba, której się nawet nie podejrzewa, okazuje się zabójcą XD).
    Nie zdziwiłabym się, jakby to była Harper (choć była jego byłą więc to w sumie mogłoby być logiczne), Carrie albo nawet Bree.
    Ale nie Wyatt.
    Nawet tę całą panią Clayton i ciotkę Aidena podejrzewam.
    Ale Wyatt?
    Ale mi namieszałaś w głowie XD
    A tak w ogóle, to nie przeszkadzają mi długie przerwy tzn. fajnie by było gdyby rozdziały były częściej, ale ważne, że w ogóle się pojawiają i nie zaprzestajesz tego pisać :)
    Pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Az tak mnie to nie zdziwiło. To znaczy...troche tak,ale głownie chodzi o to,ze chcialam, zeby Wyatt pozostał nieskalany,a tu najwyrazniej nici z moich chęci xD wydaje mi sie, ze wyattowi podoba się narratorka. Nie usprawiedliwia to rzecz jasna jego czynu,o ile to faktycznie on zabił Lucasa,ale moze to tłumaczyć,dlaczego mogłby sie az tak zdenerwować na Lucasa. Bo nie sądzę, zeby on zaplanował to morderstwo. Boże,jesli to zrobił,tk juz w ogole strace wiarę w ludzi. No ale przynamniej Aiden zachowuje się dokładnie tak,jak chciałam, zeby się zachowywał :) z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdział i akcję w nim zawarta

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyjesz jeszcze na Goldrushed?

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia jak z kryminały ;) czekam na następny rozdziel ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. z jednej strony ciężko uwierzyć, że to W. zabił Lucasa, ale z drugByiej dlacze go niby nie? Przecież nie zostało nigdzie napisane, że to bestialski mord. Zwyczajnie coś się sypnęło i przez przypadek L. zginął. Być może tak naprawdę do końca nie poznaliśmy Wyatta i ten obraz, który mam w głowie jest zwyczajnie zbyt dobry. przecież to możliwe. Może to była zwykła rozmowa.Cokolwiek?
    Ok, mimo wszystko i tak trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że to tak mocno nie pasuje mi do W. To zrzucenie winy na Aidena, własciwie samo zatajenie tego, co się wydarzyło jakoś mi nie pasuje, ale po co miałby kłamać w czymś tak bardzo ważnym? Tu nie chodzi o karę w szkole a o prawdziwą karę!
    Mam nadzieję, że już niebawem wszystko się wyjaśni i jeżeli W. to zrobił to chciałabym poznać jego motywy i może lepiej jego, tak by to jakkolwiek zrozumieć. Narazie jestem po prostu w szoku.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.