Następnego dnia tata bardzo niechętnie poszedł
do pracy. Wiedziałam, że gdyby miał wybór, zostałby w domu i stał na straży pod
drzwiami mojego pokoju, nie mógł jednak tak po prostu nie pojawić się w
szpitalu. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle.
O dziwo, kiedy tylko powiedziałam mu, że Wyatt
przyznał się do zabójstwa, tata całkiem się uspokoił. To chyba była kwestia
mojej żałosnej miny. Widząc mnie tak bliską płaczu, tata po prostu nie mógł się
gniewać, mógł tylko spróbować mnie pocieszyć. Martwił się też, jak będę się
czuć ze świadomością, że mój przyjaciel okazał się mordercą, następnego dnia,
gdy już emocje trochę ze mnie opadną, i pewnie właśnie dlatego (oraz z obawy,
że znowu mogłabym spróbować zrobić coś głupiego) nie chciał iść do pracy.
Niestety nie było takiej opcji, zwłaszcza że tata na ten dzień miał zaplanowaną
od dawna jakąś bardzo ważną operację. Miałam tylko nadzieję, że swoimi
nastoletnimi dramatami nie wyprowadziłam go z równowagi na tyle, by pojawiły
się podczas niej jakieś problemy.
Tata wyszedł więc do pracy, obiecując, że wróci
przed szóstą, a ja zostałam sama w domu, jako że nadal obowiązywał mnie zakaz
zbliżania się do szkoły. Ojciec poprzedniego dnia wprawdzie porozmawiał sobie
od serca z dyrektorem, ale niewiele to dało. A nawet jeśli udało mu się zmusić
ich do jakichś bardziej drastycznych kroków, miał wystarczająco dużo rozumu, by
dla mojego własnego dobra kazać mi póki co siedzieć w domu. Chyba żadne
zapewnienia dyrektora szkoły nie zapewniłyby go, że będę tam bezpieczna.
Przynajmniej póki co.
Póki cała
szkoła nie dowie się, że to nie Aiden, a Wyatt zabił Lucasa, pomyślałam z goryczą. Może wtedy przestaną mnie nazywać dziwką
mordercy?
Próbowałam oglądać telewizję i coś czytać, ale
obydwie te czynności wymagały choćby minimalnego zaangażowania mózgu, do czego
tego dnia nie byłam zdolna. Ostatecznie ułożyłam się więc na łóżku ze
szkicownikiem i ołówkiem, bo zawsze najlepiej mi się myślało właśnie w trakcie
rysowania. Pozwoliłam moim dłoniom płynąć swobodnie, równocześnie przypominając
sobie, czego dokładnie poprzedniego dnia dowiedziałam się na policji.
Wyatt się przyznał. Tyle dowiedziałam się od
policjantów, których spotkałam na komendzie. Tych samych, którzy już wcześniej
przesłuchiwali mnie w sprawie Aidena. W pierwszej chwili chciałam zapewnić ich,
że to niemożliwe, że Wyatt tego nie zrobił – mimo że się przyznał – ale
natychmiast odezwał się ten policjant, którego tamtego dnia tak usadził mój
ojciec, mówiąc z wyraźną złośliwością:
– A co, z tym też spędziłaś tamtą noc?
To wszystko nie mieściło mi się w głowie, a
sprawy nie polepszał fakt, że policjanci nie pozwolili mi się zobaczyć z
Wyattem, żebym mogła go wypytać o wszystko. Niby dlaczego miałby zabić Lucasa?
I dlaczego zgłosił się na policję, kiedy tylko usłyszał ode mnie o widzianej
przez Aidena hybrydzie? Przecież mógł się wyprzeć, zbyć mnie śmiechem. A
zamiast tego on natychmiast pognał na policję i dał się zamknąć. Nie potrafiłam
tego wyjaśnić i strasznie mnie to irytowało. Jakby coś swędziało mnie pod skórą
i nie chciało przestać. Jakbym wiedziała, że było w tym coś więcej, nie
potrafiła tylko sobie uświadomić, co.
A może po prostu miałam paranoję i zbyt dobry
charakter, przez który nie chciałam uwierzyć, że ktokolwiek – zwłaszcza ktoś
tak mi bliski jak Wyatt – mógłby zrobić coś podobnego. Może powinnam się
pogodzić z faktem, że ludzie nie byli tacy dobrzy, jakimi chciałabym ich
widzieć.
Ale nie Wyatt!, krzyczał jakiś oburzony głosik w
mojej głowie. To on jako jedyny przyjął do wiadomości, że spotykałam się z
Aidenem, jeszcze zanim wszystko wybuchło mi w twarz, i nie miał nic przeciwko
temu. To on pocieszał mnie po tym idiotycznym filmiku z Lucasem na youtube. To
on odwiózł mnie do domu po tamtej feralnej bójce Aidena z Lucasem. To on
wreszcie zaoferował, że mógłby poprosić mamę, żeby pomogła Aidenowi. Nie mogło
mi się pomieścić w głowie, że równocześnie ten sam człowiek mógłby pojechać
tamtej nocy nad jezioro, zabić Lucasa – nawet przypadkiem – a potem milczeć na
ten temat tyle czasu i pozwolić, by policja zgarnęła Aidena. To było kompletnie
nie w jego stylu!
Próbowałam sobie przypomnieć, jak właściwie
zachowywał się po tamtym weekendzie, ale pamiętałam tylko, jak przepraszał, że
wydał Aidena. To przecież on powiedział policji, że Aiden był nad jeziorem
podczas imprezy, kiedy Lucas prawie się utopił, i to miałoby sens, gdyby chciał
odsunąć od siebie podejrzenia. Jasne, zasłaniał się koniecznością powiedzenia
prawdy. Ale jeśli myślał, że dzięki temu podejrzenia policji skierują się ku
Aidenowi, zamiast na niego? Musiałam niestety przyznać, że to miało sens.
Rzuciłam ołówek na arkusz papieru i schowałam
twarz w dłoniach, wpychając palce do oczu i usiłując sprawić, żeby przestały
mnie piec. Kiepsko spałam tej nocy mimo pocieszającej rozmowy przez telefon z Aidenem,
który dość nadaremnie starał się mnie rozchmurzyć. Dopiero po chwili spojrzałam
na rysunek, który moje palce wykonały zupełnie odruchowo. Tym razem był to
widoczek znad Lewis Lake. Ledwie zarys, ale od razu rozpoznałam miejsce.
Zwłaszcza dokładnie naszkicowałam plażę wraz z zejściem do wody, gdzie
siedziałam kiedyś z Aidenem, gdy pierwszy raz opowiedział mi o swojej
przeszłości i o Joan. To był naprawdę niezły szkic, nawet nie wiedziałam, że to
miejsce tak dobrze wryło mi się w pamięć.
To miejsce, gdzie został zabity Lucas.
Moja komórka rozdzwoniła się w chwili, gdy
właśnie chciałam sobie jeszcze trochę poangstować. Ostatnio miałam wrażenie, że
to robiło się moją specjalnością, więc może i dobrze, że ktoś zadzwonił.
Spojrzałam na wyświetlacz i podniosłam brew.
Serio?
– Cześć, Maddie – usłyszałam nieco zgaszony głos
Carrie. – Słyszałaś już? Że Wyatt się przyznał?
Odsunęłam od siebie szkic, przewróciłam się na
plecy i westchnęłam. Wolałam sobie nie wyobrażać, jak w tym czasie plotkowała
cała szkoła. Musiało tam wrzeć jak w ulu na informację, że zamknięto Wyatta.
To zapewne była ostatnia osoba, którą ktokolwiek
mógłby podejrzewać.
– Tak, wczoraj – mruknęłam. – Co o tym myślicie?
– No wiesz… Nikomu się w to wierzyć nie chce –
odparła i to naprawdę było dziwne, nie słyszeć w jej głosie tego entuzjazmu,
który zwykle się tam czaił. – Że akurat Wyatt mógłby zrobić coś takiego… No,
ale w gruncie rzeczy trochę go rozumiem. A ty jak się trzymasz? Słyszałam, że
Whiterby powiedział ci, żebyś nie przychodziła do szkoły?
– Tak, jestem w domu – potwierdziłam z
roztargnieniem. – Moment, skąd ci właściwie przyszło do głowy, że go rozumiesz,
Carrie? Wyatta?
– No wiesz… Przez Harper. – Byłam prawie pewna,
że w tamtej chwili Carrie wzruszyła ramionami. – Nawet miałam iść z Wyattem na
randkę… Ale w zasadzie od początku wiedziałam, że to nie wypali. Nieważne.
Wpaść do ciebie? Już skończyłam lekcje. Mogłabym ci podrzucić notatki z
angielskiego.
Notatki z angielskiego były w tamtej chwili
ostatnim, czym mogłabym się przejmować. Zastanawiało mnie za to co innego.
Carrie w ogóle nie była zdziwiona faktem, że to akurat Wyatt zabił Lucasa. Ja
tymczasem zupełnie nie rozumiałam, dlaczego.
– Na randkę? – powtórzyłam tępo. Carrie
westchnęła.
– No przecież ci mówiłam. To było krótko po tej
imprezie nad jeziorem… Ale jakoś nam się nie składało. Zresztą myślę, że Wyatt
nadal ją kocha, więc to i tak nie miałoby sensu. To jak z tymi lekcjami?
– Może później – odparłam pospiesznie, po czym
postarałam się wszystko poskładać w całość. – Zaraz, moment… Próbujesz mi
powiedzieć, że Wyatt kocha Harper? Skąd się to w ogóle wzięło? Przecież jej
zależało na Lucasie.
Przeczuwałam jakiś nastoletni dramat i się nie
zawiodłam. Że też jednak tego wcześniej nie zauważyłam?
– No pewnie. Wyatt chodził z Harper jakiś czas
temu, w zeszłym roku, ale potem ona rzuciła go dla Lucasa – wyjaśniła chętnie
Carrie. – Kompletnie oszalała na jego punkcie, a Lucas jak to Lucas… pobawił
się nią trochę, a potem ją zostawił. Wyattowi ciągle na niej zależało, a Harper
do końca miała nadzieję, że odzyska Lucasa. Więc, sama rozumiesz… Nie dziwię
się Wyattowi, że pojechał nad Lewis Lake, przemówić Lucasowi do rozsądku.
Widział przecież, jak to bardzo rani Harper, że Lucas za tobą lata,
bezskutecznie zresztą. To był idiotyczny układ, a Wyatt za mocno się
zaangażował. Musiało o to chodzić.
O rany. Znałam tych ludzi tyle czasu i na nic z
tego nie wpadłam?! Musiałam być kompletnie ślepa! A wydawało mi się, że sporo o
nich wiedziałam! Dlaczego Wyatt nigdy mi nie powiedział…?
Opowiadałam mu przecież o mnie i Aidenie. Był
jedyną osobą, która o tym wiedziała, zanim cała sprawa się rypła. Więc dlaczego
nie odwdzięczył mi się tym samym? Przecież chętnie bym posłuchała! Zawsze byłam
osobą, która słuchała innych. Byłam w tym dobra. Na tym przecież głównie
opierałam swoją znajomość z Carrie. Więc dlaczego Wyatt nie mógł mi tego
powiedzieć? Jakoś wspomnieć, że była dziewczyna, na której mu zależało, tylko
ona go olewała?
– Myślę, że było mu tego wstyd – dodała po
chwili Carrie, nieświadomie udzielając odpowiedzi na moje zadane w myślach
pytania. – No wiesz, że tak się beznadziejnie zakochał. Że Harper miała go
gdzieś i była taka wpatrzona w Lucasa. Zwłaszcza że chodziło o Lucasa.
– No tak – bąknęłam idiotycznie, nie bardzo
wiedząc, co jeszcze jej odpowiedzieć. – Wiesz co, Carrie… Przepraszam cię, ale
muszę kończyć. Oddzwonię w sprawie tych lekcji, dobrze? Dzięki za telefon. I w
ogóle… dzięki, że chce ci się jeszcze ze mną rozmawiać.
– No weź, Maddie. – Carrie zaśmiała mi się w
słuchawkę. – To ja zachowałam się wobec ciebie okropnie, a zupełnie na to nie
zasłużyłaś. Harper też ostatnio nie przychodzi do szkoły i jest tu bez was
jakoś tak pusto…
Jej głos brzmiał naprawdę żałośnie. Koniecznie
musiałam do niej oddzwonić i ją do siebie zaprosić. Nieważne, że wcześniej
mówiła różne nieprzyjemne rzeczy i że w gruncie rzeczy była płytka. Ciągle była
moją koleżanką i jeśli mogłam coś zrobić, żeby czuła się lepiej, zamierzałam to
właśnie zrobić.
– Harper nie przychodzi do szkoły? –
podchwyciłam dopiero po chwili. Carrie przytaknęła.
– No wiesz, myślę, że naprawdę jej zależało na
Lucasie. W takiej sytuacji zupełnie się jej nie dziwię.
– A rozmawiałaś z nią w ogóle? – Nie, żebym
martwiła się o Harper. Chociaż… przecież nawet ona była tylko człowiekiem. I
miała swoje uczucia, i musiała po tym wszystkim czuć się okropnie. A Carrie,
jako jej przyjaciółce, na pewno też nie było w tej sytuacji łatwo, niezależnie
od jej charakteru. – Wiesz, jak ona się trzyma?
– Tyle, co dowiedziałam się od jej mamy, podobno
snuje się po domu zapłakana. Nie chce nikogo widzieć i nie odbiera ode mnie
telefonów. Będę się musiała w końcu do niej wybrać. – Gdyby chodziło o kogoś
innego, pewnie by mnie to zdziwiło, że aż tak mocno przeżywała. Ale to była
Harper. Nie umniejszając jej żałoby po chłopaku, którego podobno kochała,
najwyraźniej lubiła też trochę przesadzać w każdą stronę.
Porozmawiałam jeszcze chwilę z Carrie,
zaprosiłam do siebie na wieczór, po czym skończyłam rozmowę, wymawiając się
koniecznością przyrządzenia obiadu. W rzeczywistości obiad leżał w lodówce od
poprzedniego dnia – tata zrobił zapiekankę – a ja musiałam pomyśleć, bo
rewelacje Carrie nadały nowego sensu poczynaniom Wyatta.
To było zupełnie nieprawdopodobne, że nie
powiedział mi o swoich uczuciach do Harper, ale nie miałam żadnego powodu, żeby
nie wierzyć w tej sprawie Carrie, która przecież znała go dłużej ode mnie, a
skoro to była prawda, to Wyatt miał motyw. I to całkiem niezły motyw. Nawet po
tej awanturze w szkole mógł mieć powód, żeby jechać nad Lewis Lake. Do końca
przecież Lucas rzeczywiście za mną latał, a ja nie odrzuciłam go wystarczająco
wyraźnie – przynajmniej dla reszty szkoły, bo może nie dla niego. Jeżeli faktycznie
Harper na tyle zależało na Lucasie – a to akurat było dla mnie oczywiste – a
Wyattowi na Harper – a o tym zapewniała mnie Carrie – to motyw pojawiał się
sam. Odebrana miłość, zranione uczucia, ale przede wszystkim, znając Wyatta,
spokój i sprawiedliwość dla Harper – z tym wszystkim mógł jechać tamtego
wieczora nad jezioro. Okej, to był raczej słaby powód, żeby kogoś zabić, ale
przecież byłam pewna, że Wyatt wcale nie chciał zabić Lucasa. To musiał być
wypadek.
A więc pojechał tam dla Harper, bo nie mógł
dłużej patrzeć, jak dziewczyna zadręczała się z powodu Lucasa. Trudno było mi w
to uwierzyć, znając dość powierzchownie okropny charakter Harper i dość dobrze
cudowny charakter Wyatta – jak dla mnie, ci dwoje po prostu za cholerę do
siebie nie pasowali – ale gdyby faktycznie tak było, wszystko w miarę łączyłoby
się w całość. Nawet Wyatt jako rycerz na białym koniu, broniący uczuć swojej
ukochanej, też nawet mi pasował. Gdyby to tylko nie było takie
nieprawdopodobne.
Wyatt zakochany w Harper? Serio?
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła trzecia, Harper
na pewno była już w domu, a do powrotu taty miałam jeszcze masę czasu. Był więc
jeden sposób, by dowiedzieć się, czy Carrie mówiła prawdę. Ten sposób obejmował
wprawdzie konfrontację z osobą, której w tej szkole szczerze nie znosiłam, ale
to była niewielka cena, by zrozumieć postępowanie mojego przyjaciela. Bo
przecież niby wierzyłam Carrie, ale ciągle musiałam dowiedzieć się prawdy ze
źródła. A skoro nie chcieli mnie wpuścić do Wyatta – tak przynajmniej było poprzedniego
dnia – to istniało jeszcze jedno źródło.
Harper.
Poderwałam się z łóżka, zanim zdążyłam przekonać
samą siebie, że to był zły pomysł. Szybko odnalazłam kluczyki do samochodu,
dokumenty i moją torbę, którą zarzuciłam sobie na ramię. Ponieważ na zewnątrz
właśnie zaczynało padać, jak to na koniec jesieni przystało, zabrałam też
kurtkę przeciwdeszczową. Z kapturem na głowie i torbą na ramieniu wyszłam przed
dom, gdzie uderzył we mnie ostry, przenikliwy wiatr, siekąc we mnie również
kroplami deszczu. Odruchowo spojrzałam w okna domu Aidena – przez zasłony
przenikało jasne światło, więc zapewne był w domu – ale nie poprosiłam go o
asystę. Tę kwestię musiałam załatwić sama.
Z trudem zmusiłam się, by wsiąść za kierownicę
mojego samochodu. Tym razem byłam jednak względnie spokojna, więc poszło
łatwiej. Dojście do auta i zajęcie miejsca za kierownicą zajęło mi zaledwie
kwadrans i nie zwróciło na siebie uwagi nikogo z okolicy, na szczęście. Gdy w
końcu zatrzasnęłam za sobą drzwi, odgradzając się od deszczu i wiatru, a
następnie ściągnęłam z głowy kaptur, odetchnęłam z ulgą. Nienawidziłam jesieni.
Nienawidziłam też prowadzić, ale akurat to
uczucie musiałam w sobie przezwyciężyć, jeśli chciałam dowiedzieć się prawdy o
motywach postępowania Wyatta.
Mogłaś po prostu poprosić Aidena, odezwał się
znowu ten głosik w mojej głowie. Na pewno by z tobą pojechał.
Mogłam, pewnie. Tylko że to było co innego niż
przejażdżka do Wyatta i na policję. Podejrzewałam, że rozmowa z Harper mogła
zająć ciut więcej czasu, a nie mogłabym przecież pozwolić Aidenowi czekać na
mnie w samochodzie. Z drugiej strony nie mogłabym go też wziąć ze sobą do
środka, biorąc pod uwagę, jakie tematy chciałam poruszyć.
I jakie zdanie mieli mieszkańcy Elizabethtown o
Aidenie.
Odetchnęłam głęboko i zaczęłam w myślach
recytować od tyłu tabliczkę mnożenia. Miałam nadzieję, że to pomoże mi się
trochę uspokoić i ruszyć wreszcie z tego cholernego podjazdu. I tak zmarnowałam
już wystarczająco dużo czasu. Nie chciałam dawać ojcu kolejnych powodów do
denerwowania się.
Serce podeszło mi do gardła, gdy w końcu
odpaliłam silnik, ale po chwili udało mi się wrócić do względnej równowagi.
Wyjeżdżając w ślimaczym tempie z podjazdu, usiłowałam sobie wmówić, że to
przecież nic takiego. To tylko samochód. Mnóstwo osób nimi jeździło, a ja nie
byłam od nich w żaden sposób gorsza. A wypadki samochodowe zdarzały się
naprawdę rzadko. Z moich znajomych nikt nigdy nie przeżył niczego bardziej
niebezpiecznego od lekkiej stłuczki. Ja sama miałam w życiu tylko ten jeden.
Zrobiło mi się niedobrze, gdy przypomniałam
sobie zgrzyt stali i pisk hamulców, więc czym prędzej odsunęłam od siebie te
myśli, skupiając się zamiast tego na drodze do domu Harper. Cholera. Chyba
naprawdę powinnam iść do jakiegoś świrologa, jeśli w przyszłości chciałam
regularnie prowadzić samochód. Inaczej mogłam już zawsze stanowić na drodze
poważne zagrożenie. W Elizabethtown, gdzie ulice nie były zatłoczone, problem
był jakby mniejszy, ale co, gdybym przeniosła się z powrotem do jakiegoś dużego
miasta? Porzuciłabym prowadzenie na rzecz sprawnie działającej komunikacji
miejskiej?
Podświadomie wiedziałam, że tak właśnie by było.
Nie byłam w stanie stwierdzić, czy w ogóle mnie to niepokoiło, czy raczej na
myśl o tym czułam ulgę.
Drogę do domu Harper zapamiętałam aż za dobrze.
Moja ostatnia wizyta w tamtym miejscu okazała się przecież nienajszczęśliwsza,
zwłaszcza w połączeniu ze wszystkim, co się stało później. Że też nie przyszło
mi do głowy zapytać Carrie o Wyatta… Skąd miałam wiedzieć, czy byli wtedy ze
sobą cały czas? Przecież Wyatt był w lesie. Kto powiedział, że tamten wypadek
Lucasa rzeczywiści musiał być wypadkiem?
Nie, nie mogłam tak myśleć. To nie było w
porządku, zakładać, że coś takiego mogło się stać, bez żadnych dowodów. Wyatt
był moim przyjacielem, musiałam dać mu choć odrobinę kredytu zaufania.
Byłam tam tylko raz i nie prowadziłam, kiedy
jechałam na imprezę nad jezioro, ale i tak wiedziałam, gdzie stanąć, żeby
odnaleźć odnogę prowadzącą w las, do domu rodziców Harper. Praktycznie
kompletne odludzie, ze wszystkich stron otaczał mnie las, ani jednego domu
więcej. Zatrzymałam się na poboczu przy bocznej drodze i pozwoliłam sobie na
chwilę zawahania. Naprawdę chciałam to zrobić? Naprawdę chciałam rozmawiać o
uczuciach z Harper? Z Harper, która
nie znosiła mnie właśnie dlatego, że jej obiekt uczuć ośmielił się na mnie
spojrzeć (a potem także rzucić)? Musiałam być kompletnie nienormalna.
Ale miałam wrażenie, że nie robiłam tego dla
Harper. Robiłam to dla Wyatta. Musiałam zrozumieć, dlaczego to zrobił – dlaczego
pojechał tamtej nocy nad jezioro i zabił Lucasa. I musiałam dowiedzieć się tego
nie od osób trzecich, a od samych zainteresowanych.
Musiałam też przyznać, że ciekawiła mnie reakcja
Harper. Wiedziała już, co zrobił Wyatt? Była na niego zła, może wściekła? Miała
do niego żal? Rozumiała go w ogóle czy raczej nie chciała go widzieć?
Nie wiedziałam już, czego spodziewać się po
Harper, więc wszystkie te opcje wydawały mi się równie prawdopodobne. Dlatego w
końcu powoli wysiadłam z auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym ruszyłam w
stronę drogi prowadzącej do lasu. Miałam wrażenie, jakby ta droga trwała dwa
lata, a moje nogi poruszały się w zwolnionym tempie. Tak bardzo nie chciałam
tam iść. Tak bardzo nie chciałam rozmawiać z Harper.
Że też Wyatt musiał się zgłosić na tę policję i
wszystko skomplikować…
W końcu jednak znalazłam się pod domem, który
dosyć słabo pamiętałam z imprezy, i nacisnęłam dzwonek. Raz. Drugi. Trzeci. Za
każdym razem czekałam chwilę, zanim ponownie dźgałam go palcem, ale i tak nie
mogłam się powstrzymać. Pewnie nikogo nie było w domu, ale i tak dzwoniłam
dalej. Cholera. Skoro już zebrałam się w sobie i przyjechałam, czy naprawdę
musiałam teraz odbić się od drzwi?
W końcu, po jakichś stu latach, po drugiej
stronie usłyszałam kroki. Pospieszne kroki.
– No już, zaraz! – Za nimi dotarł do mnie
wkurzony głos Harper. – Otwieram przecież, do diabła!
Nasze spojrzenia skrzyżowały się, gdy tylko w
końcu otworzyła drzwi. Bardzo postarałam się, żeby w moim nie było widać
współczucia.
Harper nie wyglądała dobrze. Ubrana byle jak,
rozczochrana, miała wory pod oczami, a same oczy zaczerwienione, jakby płakała.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że śmierć akurat Lucasa mogła tak na nią działać,
ale to pewnie znaczyło, że byłam bez serca. Na mój widok jej spojrzenie
stwardniało; Harper podniosła buntowniczo podbródek, co i tak wyglądało nieco
żałośnie.
– Czego tutaj chcesz? Po co stoisz tu i dobijasz
mi się do drzwi? – warknęła zamiast powitania.
Nie dziwiło mnie to specjalnie. Nigdy mnie
przecież nie lubiła, a co dopiero w tamtej chwili. Nadal myślała, że Lucas
zginął przeze mnie, czy już nie?
– Słyszałaś? Wyatt zgłosił się na policję –
odparłam bez owijania w bawełnę. Z Harper nie było co bawić się w „Cześć,
przyszłam sprawdzić, jak się czujesz”.
Coś mignęło w jej twarzy. Wina? A więc jednak
wiedziała. I domyślała się też, że zrobił to dla niej.
– Tak, wiem – bąknęła. W jednej chwili straciła
jakby cały swój animusz. – Dzwonił do mnie z aresztu. Prosił, żebym przyjechała
z nim porozmawiać.
Poczułam mimowolną zazdrość, chociaż to było
idiotyczne. Mnie nawet do niego nie wpuścili, a do niej sam dzwonił. Ale jasne.
Znali się dużo dłużej niż Wyatt ze mną, a poza tym do niej czuł jednak więcej.
Szkoda tylko, że jako mój przyjaciel nie zdecydował się powiedzieć mi prawdy.
– Pojechałaś? – zapytałam. Wzruszyła ramionami.
– A o czym miałabym z nim rozmawiać? Przyznał
się przecież. – Jej głos nadal brzmiał tak dziwnie… żałośnie. Zupełnie to do
niej nie pasowało, nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie. I nigdy wcześniej
nie rozmawiała ze mną tak normalnie.
– Więc nie pojechałaś – powiedziałam z
niedowierzaniem. – Wyatt zrobił to przez ciebie, wiesz? Miał dość tego, jak
zadręczasz się przez Lucasa. Nie mógł dłużej patrzeć, jak robisz z siebie
idiotkę. Tylko z tego wziął się ten cały wypadek i śmierć Lucasa! A ty nie masz
nawet na tyle odwagi, by porozmawiać z nim na posterunku? Co, obwiniasz go? O
to, że Lucas nie żyje?
– Nie, oczywiście, że nie! – zawołała i o dziwo
brzmiała szczerze. – Tylko że ja… Chciałabym już to wszystko zostawić za sobą.
Zostawić za sobą. Przyjaciela, który się w niej
kochał, przez co zrobił coś naprawdę głupiego. Coś, za co miał pewnie płacić do
końca życia. Wyatt, jeden z lepszych uczniów w szkole, kandydat do Harvardu. Ta
dziewczyna w ogóle nie miała serca.
– Jedziemy – zadecydowałam, co zaskoczyło nawet
mnie samą. Harper cofnęła się o krok.
– Gdzie?
– Do Wyatta, oczywiście – prychnęłam. – Skoro
nie potrafisz sama, odeskortuję cię.
– Ani mi się śni, nigdzie z tobą nie jadę!
– Naprawdę nawet tyle nie możesz dla niego
zrobić?! – podniosłam wreszcie głos. – Nawet tyle, Harper?! Po prostu do niego
pojechać?! Czy ty w ogóle nie masz serca, on cię kompletnie nie obchodzi?!
Chociaż raz zachowaj się porządnie, jak człowiek, i staw temu czoło! Naprawdę
od tego nie umrzesz!
Milczała przez moment, bijąc się z myślami. W
końcu zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. W myślach odliczyłam do dziesięciu,
żeby się uspokoić, bo przez moment myślałam, że zaraz rozniosę te drzwi na
strzępy. Nie, naprawdę. Ona była kretynką, kompletnie nic do niej nie
docierało. To nie miało sensu.
I właśnie wtedy, gdy już chciałam odejść, drzwi
otworzyły się ponownie, po czym Harper wyszła na zewnątrz. W kurtce, butach, z
torebką w dłoni i twarzą muśniętą pudrem. Naprawdę. Nawet w takiej chwili
musiała pamiętać o choćby delikatnym makijażu.
Wpatrywałam się w nią bez słowa, gdy zamykała na
klucz drzwi. Miałam wrażenie, że świat stanął na głowie albo że wpadłam do
króliczej nory, skoro Harper zachowywała się jak człowiek i nawet mnie słuchała.
Nigdy wcześniej nie sądziłam, że to było możliwe.
– No co się tak gapisz? – fuknęła na mnie, gdy w
końcu odwróciła się od drzwi. – Dobrze, jedźmy. Masz rację, powinnam stawić
temu czoło i z nim porozmawiać. Zadowolona? A teraz wsiadaj do samochodu, nie
mam całego dnia.
Wskazała mi swoje stojące na podjeździe auto, a
ja nie miałam siły protestować. Miałam wrażenie, że jej zgoda była niezwykle
krucha i że Harper zmieniłaby zdanie, gdybym tylko powiedziała cokolwiek.
Milczałam więc, uznając, że jakoś później wrócę do niej do domu po swój
samochód. A zawsze lepiej było jechać na komisariat jako pasażer niż kierowca.
Zwłaszcza z Harper. Była chyba ostatnią osobą, która powinna wiedzieć o moich
lękach.
Ostatecznie więc wsiadłam do jej samochodu,
chociaż podświadomie wyczuwałam, że to był błąd.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak duży.
Kurczę, tak bez Aidena, trochę smutno. Cóż, własciwie przez miesiąc narratorka mogła faktycznie aż tak nie ogarnąć życia, zresztą faktycznie W. jakoś nigdy specjalnie o sobie nie mówił. Co może trochę świadczyć o egozimie M, ale chyba niekoniecznie, bo przecież jakby była zapatrzona tylko w siebie, to nie zmuszałaby Harper do pojechania do niego... Ciekawe, czy w ogóle tam dojadą... Sądząc po koncówce, niekoniecznie. Zastanawia mnie, czy to wszyustko jest prawdą... I czy to zabójstwo mogło być planowane? JEstem pewna, ze szykujesz jakieś wielkie zakończenie i mam wielką nadzieję, że nasi bohaterowie jakoś to w miarę bez szwanku przeżyją...
OdpowiedzUsuńNo wiem... Następny też będzie prawie bez niego, ale tylko prawie ;) Myślę, że to jednak kwestia tego, że Wyatt celowo pewne kwestie przed nią ukrywał :) Haha, no fakt, niekoniecznie :D no weź, u mnie miałoby nie być happy endu? :P
UsuńNareszcie !!! :)
OdpowiedzUsuńRozdział extra ;)
Czekam na next i mam nadzieje ze będzie szybciej :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny twórczej ;)
Dziękuję :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzy Maddie zawsze musi kończyć rozdział zdaniem, od którego mam palpitacje serca? To naprawdę bardzo niemiłe z jej strony, bo teraz gdy poziom adrenaliny skacze niemożliwie wysoko widzę koniec rozdziału i jedyne co mam to mętlik.
OdpowiedzUsuńCóż, młodzieńcze romanse bywają upierdliwe i zanadto bolesne. Hormony buzują, a brak dojrzałości zwyczajnie działa na niekorzyść, choć pomimo tej domniemanej miłości Wyatta do Harper stwierdzam, że ta wersja wydarzeń zwyczajnie nie pasuje. I jestem skłonna przyznać, że zrobiła to Harper!
Otóż, zazdrość młodzieńcza jest chyba gorsza niż sama miłość. Moja wersja wygląda więc tak: Harper chciała wymusić na Lucasie powrórt/milosc/cokolwiek i coz, stalo sie. Zadzwoniła więc do Wyatta a ten zakochany idiota po prostu się podłożył, żeby ochronić dziewczynę. To pasuje o wiele bardziej do Wyatta, ale nie mam pewności, co do swoich przekonań. Tak naprawdę z każdym nowym rozdziałem wszystko się zmienia, a sama końcówka zmusza mnie do zatrzymania swojej fantazji, bo za ostatnimi słowami Maddie może kryć się wszystko.
Czekam niecierpliwie na kolejny!
Pozdrwiam :)
Haha, tak wyszło :D
UsuńAch, to pewnie przez tę końcówkę :P no nic, w 35 już się wszystko ostatecznie rozwiązuje ;)
Chyba nie mam zbyt dobrego zdania o młodzieńczej miłości, patrząc na Harper i Wyatta ;) z drugiej strony są jednak jeszcze Aiden i Maddie, a tu już sprawa ma się inaczej, więc w sumie sama nie wiem xd a Twoja teoria... Bardzo bliska prawdy xd
Całuję!
Coś mi się wydaje,że to Harper zabiła Lucasa a Waytt ją tylko chroni... Może teraz będzie próbowała zabić Maddie?! Warto było poczekać, rozdział cudowny;)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje,że to Harper zabiła Lucasa a Waytt ją tylko chroni... Może teraz będzie próbowała zabić Maddie?! Warto było poczekać, rozdział cudowny;)
OdpowiedzUsuńHaha, chyba wszyscy się w końcu domyślili xd
UsuńDziękuję i całuję!
Witam!
OdpowiedzUsuńW sumie to nawet już nie pamiętam jak trafiłam na Twoje opowiadanie, ale tak się cieszę, że to się stało! Dziewczyno, piszesz cudownie, uwielbiam Twój styl, nie robisz błędów, a Twoja historia jest po prostu piękna. Fajnie, że pokazujesz taki problem jak tutaj ma Aiden, bo kurde, niby XXI wiek, ale myślę, że znalazłyby się takie społeczności, które postępowałyby tak samo. Tym samym cieszę się, że mam takie szczęście, że ludzie obok mnie są normalni, no bo... jakie to ograniczenie umysłowe żeby obwiniać kogoś za to, co zrobił jego brat czy ktoś tam.
Abstrahując od moich filozoficznych rozważań...
...jestem (prawie) pewna, że to Harper zabiła Lucasa (wgl RIP Lucas, niby trochę cham, ale szkoda mi go :(), bo jest głupia i on jej nie chciał (dobra argumentacja), a Wyatt, jako zauroczony nią młodzieniec, jedynie ją kryje. A teraz Harper pewnie będzie chciała sprzątnąć naszą kochaną Maddie, ale Aiden ją uratuje... mam nadzieję. No, to taka jest moja teoria.
Dodatkowo fajnie by było dowiedzieć się więcej o tym całym Davidzie, może Aiden coś więcej wie? Jakieś jego motywy, może wcześniej świrował już. No, tak sobie głośno myślę - fajnie by było wiedzieć.
I co by tu jeszcze... No tak - wkurza mnie tata Maddie. Taki no - panoszy się wszędzie, udaje, że się interesuje, a tak naprawdę romansuje sobie z nauczycielką angielskiego (taka moja kolejna teoria). I wcale nie jest lepszy ze swoim myśleniem o córce czy potem Aidenie od tych innych ludzi z miasta. W sumie to teraz już z nim lepiej, ale kilka rozdziałów wcześniej - myślałam, że go uduszę. Czy coś.
Ja już kończę, więcej do powiedzenia nie mam. Oczywiście będę komentować następne rozdziały, tak szybko się mnie nie pozbędziesz! Mam nadzieję, że wena Ci dopisze i już za niedługo poznamy dalszą część, bo normalnie strasznie mnie ciekawość zżera.
Możesz się mnie również spodziewać, gdzieś w okolicy Twojej innej twórczości, bo, jak już mówiłam, świetnie piszesz, a ja cierpię na nadmiar wolnego czasu (taki żarcik, czytam w nocy, a potem śpię cztery godziny).
Pozdrawiam! :)
Cześć! Na początek może podziękuję za komentarz - naprawdę mało komu chciałoby się nadrabiać tyle rozdziałów :D cieszę się jednak, że sprawiło Ci to choć trochę radości :) i bardzo mi miło, jak czytam takie opinie. A co do tematyki - no cóż, myślę, że to nadal niestety jest możliwe, nawet jeśli sama nic takiego nie doświadczyłam, bo znam trochę ludzi ;)
UsuńNie dziwię się, mnie mimo wszystko też było szkoda Lucasa :( a chyba najbardziej jego rodziców, którzy w ten sposób stracili już przecież drugie dziecko. A co do Harper - brawo xd
Czy Aiden... Raczej nie :D
Może coś jeszcze upchnę, ale prawdę mówiąc, wątpię. Trudno - pewnie pozostaną domysły...
No fakt, trochę romansuje xd miałam ten wątek w ogóle rozwinąć, ale jakoś tak nie poszło. Ale poza tym - chciał dla Maddie dobrze, tylko nie do końca wiedział, jak się za to zabrać. Nie zawsze jest prosto stać po stronie siedemnastoletniej córki :)
Bardzo się cieszę! CS wprawdzie powoli już się kończy, ale spokojnie, na pewno potem będę zapraszać na coś nowego, gdyby Cię to interesowało, także już teraz zapraszam :P dziękuję i mam nadzieję w takim razie, że do skomentowania szybko :)
Rozumiem ból z czterema godzinami snu -.-
Całuję!