Kiedy następnego dnia poszłam do szkoły, na
korytarzach aż huczało od plotek. Jeśli miałam nadzieję, że zdarzy się coś, co
odciągnie uwagę całej szkoły od bójki Lucasa z Aidenem w sobotę na szkolnej
zabawie i mojego w tym udziału, to Los poszedł mi na rękę zdecydowanie za
bardzo. W poniedziałek w szkole równie dobrze mogłabym być niewidzialna;
przypuszczałam, że nawet gdybym pojawiła się na korytarzu w stroju tancerki z
karnawału w Rio, nikt nawet nie zwróciłby na mnie uwagi. Czułam się z tym
świetnie, tak, jak chciałam od samego początku, gdy przybyłam do Elizabethtown;
szkoda tylko, że towarzyszyły temu takie właśnie okoliczności.
Z książkami przyciśniętymi do piersi niczym
tarcza ochronna, próbowałam przedostać się przez korytarz w kierunku sali
biologicznej; wiedziałam, że to tam Aiden miał mieć pierwszą lekcję. Nie udało
mi się go złapać przed szkołą, a poprzedniego dnia miałam zbyt wielki mętlik w
głowie, by w ogóle z nim rozmawiać, i w zasadzie nadal nie wiedziałam, od czego
powinnam tę rozmowę zacząć. Szkoda, że nasz pierwszy raz wypadł w ten sam
dzień, w którym zginął Lucas, bo miałabym ochotę rozmawiać tylko o tym
pierwszym.
Z jednej strony nie mogłam. A z drugiej… Co
właściwie miałam powiedzieć Aidenowi?
Powiedz
mi, tak tylko, żebym wiedziała, na czym stoję, czy to ty zabiłeś Lucasa?
Tak naprawdę nie wiedziałam nawet, czy to było
morderstwo. Nasuwało się jednak samo, zarówno mnie, jak i Carrie. Ona zresztą
też nie wiedziała nic więcej ponad to, że śmierć Lucasa nie była naturalna. Do
diabła, nie mogła być, w końcu ten chłopak miał osiemnaście lat!
Nadal nie mieściło mi się to w głowie. Gdyby nie
fakt, że wszyscy w szkole o tym mówili, uznałabym zapewne, że to jakiś
idiotyczny kawał Carrie, która chciała się zemścić za tę aferę na szkolnej
zabawie (nawet jeśli nie miała z nią nic wspólnego, znałam ją wystarczająco
dobrze, by wiedzieć, że i tak miałaby do mnie pretensje). Nie życzyłam Lucasowi
dobrze, wręcz przeciwnie, zwłaszcza po jego ostatnim wyskoku miałam nadzieję,
że szlag go w końcu trafi, ale przecież nie dosłownie…! Nie życzyłam mu
śmierci, nikomu nie mogłabym jej życzyć. A jednak Lucas nie żył, i zginął
właśnie tam, gdzie miał się spotkać z Aidenem.
Gdyby nie fakt, że Aiden tę noc spędził ze mną,
na pewno zakiełkowałoby mi w duszy jakieś ziarenko podejrzenia. Czułam się
wprawdzie silniejsza o tę pewność, którą wobec niego miałam, nadal jednak nie
uważałam, żeby to miało tak całkiem pozbawić nas kłopotów. Ostatecznie połowa
szkoły widziała, jak Lucas zapraszał Aidena na ustawkę nad Lewis Lake. Połowa
szkoły zdawała sobie sprawę, co Thorne próbował mi zrobić i co przerwał mu
Aiden. Wreszcie połowa szkoły wiedziała, że podobałam się Lucasowi, a także
przypuszczała, że się z nim spotykałam. Nie stawiało mnie to w dobrym świetle.
Nie stawiało to w dobrym świetle również Aidena, który przecież i tak nie był
ulubieńcem Elizabethtown. Bałam się po prostu, że w tej sytuacji wystarczy byle
iskra, by na nowo rozpalić stary konflikt. A do tego nie zamierzałam dopuścić.
To właśnie dlatego natychmiast po przybyciu do
szkoły zaczęłam go szukać. Musiałam porozmawiać z Aidenem, zanim zdąży to
zrobić ktoś trzeci. Nie miałam pojęcia, czy Aiden zdawał sobie sprawę z
sytuacji – chociaż biorąc pod uwagę krążące po korytarzach plotki, musiałby być
ślepy i głuchy, by ich nie zauważyć – i czy potrzebował mojej pomocy, ale i tak
zamierzałam ją zaproponować. I jej udzielić, nawet mimo protestów.
Byłam już bardzo blisko, gdy za sobą usłyszałam
znajomy, kobiecy głos. Odwróciłam się niechętnie, bo nie przewidywałam opóźnień
w swojej wędrówce; ostatecznie zaraz miał zadzwonić dzwonek na pierwszą lekcję.
Carrie przeciskała się w moją stronę między ludźmi, podskakując niecierpliwie
przy każdym kroku. Myślałby kto, że śmierć nastolatka w naszym wieku była dla
niej taką atrakcją. Czy ona w ogóle się nie przejmowała?
– Maddie! Nareszcie cię złapałam – wysapała,
patrząc na mnie z taką pretensją, jakbym to ja kazała jej przebiec maratoński
dystans, by do mnie dotrzeć. Zmarszczyłam brwi. Makijaż Carrie zawsze był bez
zarzutu, jednak tego dnia prześwitywały spod niego sińce pod oczami. Na pewno
się martwiła, pytanie tylko, czy tak bardzo, że nie spała w nocy i miała przez
to bardziej niż zwykle podkrążone oczy, czy raczej nie mogła się rano skupić i
zrobić porządny makijaż. – Słuchaj, musimy pogadać. Chodź…
– Carrie, przepraszam cię, ale trochę się
spieszę – przerwałam jej pospiesznie, posyłając szybkie spojrzenie w kierunku
sali biologicznej. Nie widziałam pod nią jednak znajomej, ciemnej czupryny. –
Muszę porozmawiać z Aidenem…
– Nie! Właśnie tego musimy uniknąć! – Carrie
podskoczyła, gdy podniosła trochę głos, po czym rozejrzała się dookoła, jakby
sprawdzając, czy nikt nas nie usłyszał. Jednak przechodzący obok uczniowie za
bardzo byli zajęci sobą i rozmową (zapewne o śmierci Lucasa) by zwracać jeszcze
na coś uwagę. – Proszę, chodź ze mną…
– Nie, Carrie – zaprotestowałam, wyrywając rękę,
za którą próbowała mnie ciągnąć. Nagle w mojej głowie zakiełkowało paskudne
podejrzenie. – Słuchaj, jeśli myślisz, że zmusisz mnie, żebym odcięła się od
znajomości z Aidenem…
– Nie rozumiesz, że to jedyne wyjście? – weszła
mi w słowo, na co wywróciłam oczami; nie z powodu braku wychowania, a raczej
dlatego, że potwierdziła tym moje obawy. Ta dziewczyna jednak była nienormalna!
– Słuchaj, Wyatt został dzisiaj rano wezwany na przesłuchanie. Dlatego nie
będzie go rano na pierwszych lekcjach. Jak myślisz, co to znaczy, Maddie? Nie
wzywa się nikogo na przesłuchanie, jeśli śmierć jest wypadkiem! Czyli w tym
przypadku… ktoś musiał Lucasowi w tej śmierci pomóc. I wiesz, na kogo zwrócą
się podejrzenia?!
– Nie mogą wiedzieć, że Lucas został
zamordowany. – Potrząsnęłam głową, a potem ostatecznie jej się wyrwałam i
ruszyłam w stronę sali biologicznej, nie przejmując się, że Carrie poszła za
mną. To nawet lepiej, że poszła, może mogłam jej coś jeszcze wytłumaczyć. – Na
pewno jeszcze nie. Wczoraj znaleźli ciało, muszą najpierw zrobić sekcję i
ustalić przyczynę zgonu. Przesłuchują na wszelki wypadek i na pewno wszystkich,
którzy mieli z nim coś wspólnego. Wyatt był jego przyjacielem, nic dziwnego, że
poszedł na pierwszy ogień, ale ty i Harper też możecie. I ja. Ostatecznie to ja
miałam z nim na pieńku.
– Daj spokój, przecież wszyscy wiemy, że nic nie
zrobiłaś! – Cieszyła mnie wiara Carrie we mnie; niestety, jej następne słowa
wyjaśniły, że była to wiara oparta na eliminacji. – To musiał być Aiden
Montgomery. Błagam, Maddie, przecież wiesz to równie dobrze, co ja. On pobił
się z Lucasem w sobotę i sama widziałaś, jak umawiali się nad Lewis Lake, żeby
to dokończyć! Słuchaj. Zawsze uważałam Aidena za świra, ale jeśli twierdzisz,
że nim nie jest, to ci wierzę – dokończyła pospiesznie, widząc moją minę. – Ale
ja go nie zamierzam potępiać. W tym przypadku akurat nawet go rozumiem. Wkurzył
się, że Lucas się do ciebie dobierał, chciał mu przyłożyć, i pewnie przyłożył
trochę za mocno. Ale nie zmienia to faktu, że wszyscy w Elizabethtown uznają go
za mordercę, jak jego brata. Nie możesz być w to wplątana, Maddie, to ci nie
przyniesie nic dobrego. Musisz się od niego odciąć, póki nie jest za późno!
Chciałam ją zignorować i iść dalej, ale nie
mogłam. Po prostu nie mogłam. To, co mówiła Carrie, było tak niedorzeczne, że
musiałam się zatrzymać i na nią spojrzeć. Niepokój w jej oczach powiedział mi
tylko, że ona naprawdę tak myślała. Naprawdę sądziła, że robiła dobrze, że to
było w porządku, namawiać mnie do opuszczenia przyjaciela w takiej chwili. Ba,
kogoś więcej niż przyjaciela. Aiden już dawno przestał być dla mnie wyłącznie
przyjacielem.
Ale to było zupełnie w ich stylu. W stylu ludzi
z Elizabethtown, dla których liczyły się wyłącznie pozory. Nie potrafiłam być
taka jak oni.
I wcale nie chciałam.
– Aiden nie jest mordercą – powiedziałam powoli,
spokojnie, kontrolując ton, żeby się na nią nie wydrzeć. – Nigdy nim nie był i
nigdy nie będzie. W ogóle nie pojechał w sobotę nad Lewis Lake i nie widział
się tam z Lucasem. A co do Lucasa… To był paskudny człowiek, na pewno było
mnóstwo ludzi, którzy chcieliby mu dołożyć. A przynajmniej połowa szkoły
wiedziała, gdzie znajdą go samego o północy i na kogo będzie można zwalić całą
winę. Aiden nie zrobił nic złego i nie zamierzam się od niego odcinać, a jeśli
ktoś faktycznie pomógł w śmierci Lucasa, to zrobię wszystko, żeby tego kogoś
znaleźć i oczyścić Aidena z zarzutów. Czy to jest jasne?
Byłam z siebie dumna. Po raz pierwszy zdobyłam
się na tak stanowczy ton wobec Carrie i po raz pierwszy w obecności innych osób
broniłam Aidena. To było naprawdę dobre uczucie.
Szkoda, że tak krótkotrwałe.
– Skąd to niby wiesz? Że go tam nie było? –
prychnęła bowiem Carrie z niedowierzaniem. – Tak ci powiedział? A ty mu
uwierzyłaś?!
– Nie było go nad Lewis Lake, bo był wtedy ze
mną. – Równie dobrze mogłam jej powiedzieć, i tak musiałabym to wcześniej czy
później wyznać. Nie zamierzałam się tego wstydzić. – Był ze mną całą noc,
rozumiesz?
Oczy Carrie w jednej chwili zamieniły się w dwa
spodki. To chwili z jej ust wydostało się przekleństwo, które słyszałam u niej
po raz pierwszy. Poniewczasie zasłoniła sobie usta dłońmi. Złośliwe pomyślałam,
że jeśli zaraz nie przejdzie jej ten wytrzeszcz, oczy jej w końcu wypadną i
będę je musiała na siłę jej wpychać z powrotem.
– Ty… naprawdę oszalałaś – zawyrokowała w końcu,
gdy była już w stanie coś powiedzieć. – Maddie, jesteś całkowicie
nieodpowiedzialna. Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakiej reputacji narobisz sobie
w tym mieście? Nie możesz nikomu o tym powiedzieć! Jak ludzie dowiedzą się o
tym wszystkim, nigdy nie dadzą ci spokoju!
– Myślisz, że mnie to obchodzi? – prychnęłam. –
Mam stać bezczynnie i patrzeć, jak niesłusznie oskarżają o morderstwo chłopaka,
na którym mi zależy, bo moja reputacja na tym ucierpi? Czy ty sama siebie
słyszysz? To ostatnia rzecz, o której teraz myślę, Carrie!
– To niesłusznie – zaprzeczyła, a twardy ton jej
głosu sugerował, że wzięła się w międzyczasie w garść. I dobrze, nie miałam
ochoty jeszcze zajmować się jej histerią. – Pomyślałaś w ogóle, jak to się
odbije na mnie? Przygarnęłam cię, Maddie, gdy byłaś tu nowa i nie znałaś
nikogo. Poznałam cię z moimi przyjaciółmi, wciągnęłam w mój świat. Uznałam, że
mogę powierzyć ci moją reputację. Ale jeśli to zrobisz… Jeśli powiesz wszystkim
o Aidenie… Nie pomyślałaś, jaki to będzie miało wpływ na mnie? Wszyscy uznają,
że na pewno miałam z tym coś wspólnego, skoro się z tobą przyjaźnię! Nie możesz
mi tego zrobić, słyszysz?!
Przyglądałam się jej z martwym zaciekawieniem, a
w myślach zanotowałam, że na koniec wreszcie podniosła głos. Widocznie nic tak
na nią nie działało jak świadomość możliwej skazy na reputacji. Zupełnie nie
chciało mi się wierzyć, że usłyszałam coś takiego i to właśnie od Carrie.
bardziej zdziwiłoby mnie to chyba tylko wtedy, gdyby takie słowa padły z ust
Wyatta. A Carrie? Dawno powinnam domyślić się, że w razie jakichś kłopotów tak
naprawdę nie mogłabym na nią liczyć. Co innego jednak domyślać się, a co innego
usłyszeć coś takiego wprost.
– Wiesz co, Carrie – odpowiedziałam w końcu
powoli, bo nadal nie bardzo wiedziałam, co właściwie powiedzieć – przykro mi,
że tak się na mnie zawiodłaś. Może nie trzeba mnie było wtedy wciągać do twojej
paczki, byłoby to z korzyścią dla nas obu. Trudno jednak, każdy z nas podejmuje
jakieś wybory i potem musi ponosić ich konsekwencje. Ty postanowiłaś mi zaufać
i okazało się, że nie powinnaś była. Ja natomiast postanowiłam zachować się jak
człowiek i powiedzieć prawdę, nawet jeśli będzie to dla mnie miało przykre
konsekwencje. Obydwie musimy żyć z naszymi wyborami, takie jest życie.
Odwróciłam się i zostawiłam ją za sobą, kierując
się ponownie w stronę sali biologicznej; wiedziałam, że za mną nie pójdzie, ale
i tak zrobiło mi się trochę przykro. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję – nawet
jeśli byłam naiwna – że Carrie stanie w tym wszystkim po mojej stronie i
pokaże, że ma lepszy charakter niż ją o to podejrzewałam. Ona jednak zaleciła
mi tchórzostwo i to nie tylko – a raczej nie przede wszystkim – z troski o
mnie, a o siebie. Chociaż zawsze trzymałam wobec niej dystans, to i tak trochę
bolało, bo mimo wszystko wydawało mi się, że bardziej mogłam na niej polegać.
Zawsze była naiwniaczką.
Zatrzymałam się w końcu pod odpowiednią salą i
oparłam plecami o ścianę, czekając na pojawienie się Aidena. Wiedziałam, że
będę musiała się spóźnić na lekcje, bo przecież Aiden zawsze przychodził po
dzwonku, spóźniony; nie miało to dla mnie jednak większego znaczenia. Ważne
było, żeby z nim porozmawiać. Musiałam mu powiedzieć, że będę z nim,
niezależnie od wszystkiego. Że mu ufam i wierzę, i że może na mnie liczyć. Że
będę go wspierać, nawet jeśli całe miasto ostatecznie go wyklnie.
Ale żeby mu to powiedzieć, najpierw musiał się
zjawić. A jego nie było.
Przypomniałam sobie, co powiedziała Carrie.
Wyatt był przesłuchiwany przez policję. Chociaż powiedziałam Carrie, że to na
pewno tylko na wszelki wypadek, mimo woli wzdrygnęłam się na samą myśl, że to
jednak mogło być morderstwo. Ale kto mógłby zrobić coś takiego? Czy Lucas miał
na tyle poważnych wrogów, by któryś życzył mu śmierci? Przecież nawet ja mu nie
życzyłam, chociaż próbował mnie zgwałcić!
Nad głową zabrzmiał dzwonek na lekcję; miałam
angielski i wiedziałam, że usłyszę reprymendę za spóźnienie, ale nie zwracałam
na to uwagi. Inna sprawa, że może powinnam, istniało bowiem podejrzenie, że
panna Clayton potraktuje moje spóźnienie poważniej, niż zrobiłby to jakikolwiek
inny nauczyciel.
Korytarz opróżniał się bardzo powoli, stanowczo
zbyt wolno, jak dla mnie. W końcu jednak go zobaczyłam. Serce podskoczyło mi na
widok idącego korytarzem chłopaka w poprzecieranych dżinsach i rozpiętej
koszuli w kratę, spod której wystawał podkoszulek; głowę miał spuszczoną,
ciemne włosy opadały mu na oczy. Jedną ręką ściskał kurczowo ramiączko
przewieszonego przez jedno ramię plecaka, drugą trzymał schowaną w kieszeni
dżinsów.
Wszystko to, co poczułam na jego widok, nie
brało się wyłącznie z uczuć, jakie względem niego żywiłam; brało się również z
tego, że było mi go zwyczajnie żal. Po tym wszystkim, co przeszedł, co musiał
wysłuchać z powodu swojego brata, teraz działo się jeszcze to. I w dodatku to
była częściowo moja wina. Aiden był odważny, że przyszedł tego dnia do szkoły;
ktoś inny na jego miejscu odpuściłby ją sobie, bojąc się konfrontacji z ludźmi
i kolejnych oskarżeń. Byłam pewna, że dla nich wszystkich to Aiden zabił
Lucasa, koniec, kropka. Ostatecznie był miejscowym czarnym charakterem i miał z
nim porachunki. Pasował doskonale.
Ja na miejscu Aidena chyba zostałabym w domu. On
jednak przyszedł do szkoły. Albo był tak twardy, albo lata prześladowań
nauczyły go, żeby się tym wszystkim nie przejmować. Tak czy inaczej podziwiałam
go za to.
– Aiden! – Oderwałam się od ściany i rzuciłam mu
na szyję, kichając na wszystkich, którzy mogli nas widzieć. W międzyczasie
jednak korytarz zdążył opustoszeć i prawdopodobnie nie widział nas nikt, co
przyjęłam wręcz z rozczarowaniem. – Cześć.
Aiden objął mnie odruchowo i do siebie
przyciągnął, ale na krótko, zaraz potem odsunął się stanowczo. Skrzywiłam się w
duchu. „Cześć” było chyba najgłupszą rzeczą, jaką mogłam w tamtym momencie
powiedzieć.
– Cześć – odpowiedział, uśmiechając się ciepło.
Uwielbiałam ten jego uśmiech, który obejmując oczy, zmieniał je nie do
poznania. Przestawały być chłodne i obojętne, przestawały patrzeć na świat z
dystansem; robiły się wesołe i wyraźnie mówiły „Cieszę się, że cię widzę”, a
mnie rozpływało się serce, bo wiedziałam, że ten uśmiech był przeznaczony
wyłącznie dla mnie. Nigdy nie widziałam, by Aiden obdarował nim kogokolwiek
innego. – Co ty tutaj robisz? Już po dzwonku.
– Chciałam się z tobą zobaczyć. – Zawahałam się,
ale nie było dobrego sposobu, żeby to powiedzieć, dlatego po chwili dokończyłam:
– Słyszałeś o Lucasie?
– Tak, słyszałem. – Aiden zacisnął szczęki, a
uśmiech w jednej chwili zniknął z jego oczu. – Od rana nie dają mi przez to
żyć. Wiesz, że oskarżają mnie…
– …że go zabiłeś? – dokończyłam za niego drżącym
głosem. Skinął głową. – Wiem. Usłyszałam już od Carrie, że powinnam się od
ciebie odciąć i udawać, że nie miałam z tobą nic wspólnego. No wiesz… żeby
sobie nie psuć reputacji.
Ostatnie zdanie wypowiedziałam z wyraźnym
sarkazmem, dlatego tym bardziej zdziwiłam się, gdy Aiden ponownie pokiwał
głową.
– Carrie ma rację, Mads – powiedział tonem,
który bardzo mi się nie podobał. Był taki… beznamiętny. – Tak będzie dla ciebie
lepiej. Nie wtrącaj się w to i trzymaj się na dystans, przynajmniej póki sprawa
nie przycichnie.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie.
– Nie.
– Maddie, proszę…
– Powiedziałam „nie” – powtórzyłam, już dużo
bardziej stanowczo. – Nie ma takiej opcji. Jak w ogóle możesz coś takiego mówić
po tym wszystkim? Myślałam, że już to przerabialiśmy.
Aiden z westchnieniem odsunął mnie na odległość
ramion.
– Tak, ale wtedy sytuacja była inna –
zaprotestował z rezygnacją. – A teraz… Morderstwo to poważna sprawa, Mads. To
już nie są wspomnienia sprzed lat, z którymi można walczyć. Może się zrobić
naprawdę nieprzyjemnie i nie chcę, żebyś miała z tym coś wspólnego. Poradzę
sobie sam. A potem, kiedy już wszystko się uspokoi…
– Nie – powtórzyłam z uporem osła. Tym razem nie
zamierzałam dać się przegadać. Nie po to walczyłam o niego tyle czasu, by
odpuścić w takiej chwili! – Nie, Aiden. Nie przekonasz mnie, nieważne, co
powiesz. Wplątałeś się w to wszystko przeze mnie. Gdyby nie ja, nie miałbyś
żadnego zatargu z Lucasem i nikt nie przypuściłby, że możesz mieć coś wspólnego
z jego śmiercią. Nie obchodzi mnie, co będą mówić wszyscy dookoła. Jesteśmy w
tym razem, czy tego chcesz, czy nie. Już za późno, żeby się wycofać.
Spodziewałam się, że będzie próbował mnie
przekonać albo że zacznie mi to po raz kolejny tłumaczyć, ale absolutnie nie
przewidziałam tego, co następnie zrobił. Aiden mianowicie wolną ręką objął mój
policzek, pochylił się i mnie pocałował; a chociaż byłam przygotowana na dalszą
walkę i na języku miałam kolejne argumenty, których zamierzałam użyć w kłótni z
nim, szybko o tym zapomniałam i odpowiedziałam na ten pocałunek, zaplatając mu
dłonie na karku i przyciągając do siebie jeszcze bliżej. Poczułam dłoń Aidena
nisko na moich plecach i dopiero wtedy pomyślałam, że to było bardzo
nierozsądne z naszej strony, całowanie się na środku szkolnego korytarza. Ale
to była jego wina.
W końcu się ode mnie odsunął, ale nie za daleko;
nadal obejmował mnie w pasie i nadal dłonią gładził mój policzek, wpatrując się
we mnie z bliska uważnie, z czułością, od której zakręciło mi się w głowie.
Dobrze, że mnie trzymał, bo kolana nagle mi zmiękły.
– Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na taką
dziewczynę jak ty – powiedział w końcu cicho, spokojnie – ale codziennie
dziękuję Losowi, że się tu pojawiłaś. I tobie dziękuję, że raczyłaś na mnie w
ogóle spojrzeć.
Roześmiałam się. To było co najmniej idiotyczne.
– Chyba zwariowałeś – prychnęłam. – Za co tu
dziękować? Za dziewczynę, która sprowadziła na ciebie takie kłopoty? Gdyby nie
ja, nikt nie oskarżałby cię o śmierć Lucasa.
Znowu lekko się uśmiechnął, przez co na chwilę
straciłam oddech.
– Ach, więc to dlatego ze mną trzymasz. Przez
wyrzuty sumienia. – Domyślnie pokiwał głową. Pobłażliwie pokiwałam głową.
– No oczywiście, a myślałeś, że dlaczego?
Pocałował mnie jeszcze raz, ale tym razem był to
krótki, przelotny całus; zaraz potem puścił mnie, chociaż widziałam, że niechętnie.
Coś w jego oczach sprawiło, że miałam ochotę chwycić go i nie puszczać już
nigdy; z trudem opanowałam tę chęć.
– Muszę iść na lekcje, już jestem spóźniony… Ty
zresztą też. – Skrzywił się, na co znowu się roześmiałam. – Ale skoro
załatwiliśmy już najważniejsze, możemy potem chyba spokojnie porozmawiać? Na
przerwie po pierwszej lekcji?
– Podejdę pod salę biologiczną, jak skończę
angielski – obiecałam. – Poczekaj tu na mnie. Porozmawiamy gdzieś… na
spokojnie.
– Nie tylko o Lucasie – zapowiedział. – W
zasadzie to nie głównie o nim chciałem z tobą porozmawiać.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu; aż za dobrze
wiedziałam, co miał na myśli. Kiedy w końcu się od niego odsunęłam i pozwoliłam
mu pójść na lekcję, czułam się dziwnie… pusto. Jakby ktoś pozbawił mnie całego
ciepła.
Panna Clayton posłała mi ostrzegawcze spojrzenie
i zapowiedziała, że musi ze mną poważnie porozmawiać, gdy w końcu spóźniona
wślizgnęłam się do klasy, nie przejęłam się tym jednak. Najważniejsze, że udało
mi się dogadać z Aidenem. Byłam pewna, że resztę jakoś przeżyję.
Wysłuchałam krótkiego komunikatu dotyczącego
śmierci Lucasa i stanowiska szkoły względem niej; następnego dnia miał się
odbyć jakiś apel i obowiązywała trzydniowa żałoba, poza tym jednak harmonogram
zajęć miał się nie zmienić. Kilka osób, najwyraźniej szczerze przejętych
śmiercią Lucasa, nie zwróciło na to uwagi, natomiast kilkanaście innych, które
najwyraźniej liczyły jedynie z tego powodu na jakieś zwolnienie z zajęć, było
wyraźnie zawiedzione. Patrzyłam na to ze smutkiem. Miałam nadzieję, że gdybym
to ja umarła, reakcje byłyby nieco inne, wątpiłam w to jednak. Różnica pewnie
była taka, że nazwisko Lucasa znali tutaj wszyscy, natomiast gdyby ktoś ogłosił
moją śmierć, połowa uczniów zaczęłaby się zastanawiać, która to była, ta
Maddison Monroe.
Z trudem przetrwałam tę lekcję. Nie potrafiłam
skupić się na niczym, a na dodatek panna Clayton co chwila zadawała nam jakieś
pytania do tematu. Zegar zdawał się stać w miejscu, a wskazówki zachowywały się
tak, jakby były przyklejone do tarczy. Mogłam myśleć tylko o Aidenie. Bałam
się, że znowu się wycofa i zamknie w sobie, chociaż po tej scenie na korytarzu
chyba już nie powinien mnie odpychać. Cholera. Sama sobie utrudniałam życie,
walcząc o kogoś takiego. Inna dziewczyna już dawno rzuciłaby to wszystko w
diabły, ale nie ja. I to nie tylko dlatego, że lubiłam ratować zbłąkane
duszyczki.
To przede wszystkim dlatego, że Aiden był
pierwszym chłopakiem, którego naprawdę pokochałam. To dla tego uczucia byłam
gotowa na wszystko.
Kiedy po skończonym angielskim przepychałam się
korytarzem w stronę sali gimnastycznej, też nikt mnie nie zaczepiał. Dookoła
znowu było tłoczno i gwarno, ale tym razem tego nie przeklinałam, bo tylko
dzięki tłokowi udało mi się uciec przez pytaniami panny Clayton, która
próbowała zatrzymać mnie po lekcji. Zręcznie lawirowałam między kolejnymi
grupkami uczniów, aż przestałam słyszeć za sobą jej głos, wołający mnie, żebym
poświęciła jej dwie minutki. Nie miałam dwóch minutek. Nie miałam nawet
dziesięciu sekund.
Nieważne, ile miałabym czasu, to i tak było za
mało, żeby nacieszyć się Aidenem.
Dotarłam pod salę w odpowiednim momencie; Aiden
akurat z niej wychodził i rozglądał się dookoła. Pomachałam mu z daleka i
uśmiechnęłam się do niego; odpowiedział mi tym samym i wtedy właśnie ich
zauważyłam. Serce zaczęło mi bić niespokojnie, gdy spróbowałam przepchnąć się w
stronę Aidena szybciej, zanim oni do niego dotrą.
Właściwie nie wiedziałam, dlaczego
przypuszczałam, że przyszli właśnie do niego. Ostatecznie Lucas nie żył,
toczyło się w tej sprawie postępowanie; to było całkiem naturalne, że do szkoły
przychodzili policjanci. Kiedy jednak ich zobaczyłam, dwóch, idących korytarzem
– jeden, wyższy, był ubrany w mundur, drugiego, niższego i trochę grubszego,
poznałam tylko po dyndającej na szyi odznace, bo był w cywilnych ciuchach –
byłam pewna, że przyszli do Aidena. Rozglądali się po korytarzu, a uczniowie
mijali ich obojętnie, w ogóle się tym widokiem nie przejmując; było to, jak dla
mnie, co najmniej dziwne, bo ja na ich widok o mało nie dostałam zawału.
Byłam już bardzo blisko, gdy wreszcie do niego
podeszli. Mimo gwaru panującego na korytarzu wyraźnie usłyszałam donośny głos
tego w mundurze, mówiący:
– Pan Aiden Montgomery? Zapraszam z nami. Musi
pan złożyć wyjaśnienia w sprawie śmierci Lucasa Thorne’a.
Wreszcie się do nich dopchałam i chwyciłam
Aidena za rękę, zanim ten zdążył coś powiedzieć. Był nieco zdezorientowany, ale
musiałam przyznać, że poza tym cała sytuacja nie zrobiła na nim żadnego
wrażenia. Albo przynajmniej tego po sobie nie pokazał, w przeciwieństwie do
mnie.
– Zaraz, moment! Czy Aiden jest o coś
oskarżony?! – wydusiłam z siebie, a chociaż nie spodziewałam się odpowiedzi,
dwóch policjantów porozumiało się wzrokiem i po chwili ten w cywilu odparł:
– Na razie nie. Zaszły jednak pewne
okoliczności, na które musimy pana przesłuchać, zostanie pan więc zatrzymany do
wyjaśnienia. Pan przodem, zapraszam.
– Nie martw się, Maddie. – Aiden pocieszająco
ścisnął moją dłoń. – Wszystko będzie dobrze.
Czułam się tak, jakby nogi przyrosły mi do
podłogi, gdy patrzyłam, jak policjanci z nim odchodzili. W głowie kołatało mi
się tylko jedno. Zatrzymany do wyjaśnienia. Zatrzymany do wyjaśnienia.
Wiedziałam, że powinnam coś zrobić, ale… po prostu nie wiedziałam, co. W głowie
miałam kompletną pustkę i poza tym jednym zdaniem nie było w niej nic.
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, coś powiedzieć, ale nie wiedziałam, co.
A potem nagle słowa przyszły same i wydostały ze
mnie, zanim zdążyłam je przemyśleć.
– Aiden nie mógł zrobić krzywdy Lucasowi, bo
całą sobotnią noc spędził ze mną! – wykrzyknęłam na cały korytarz za
odchodzącymi policjantami. – Czy panowie mnie słyszą?! Aiden był ze mną, w moim
domu, przez całą sobotnią noc…!
Po tych słowach na korytarzu zapadła cisza,
która po chwili zaczęła dzwonić mi w uszach. Widząc odwracające się w moją
stronę głowy, zrozumiałam, że może powiedziałam za dużo; a może po prostu nie
powinnam była krzyczeć. I ogłaszać wszem i wobec, przy całej szkole, że
spędziłam noc z Aidenem.
A policjant ubrany po cywilnemu odwrócił się i
powiedział:
– Ach tak? W takim razie panią również zapraszam
z nami celem złożenia wyjaśnień. Wstąpię tylko po drodze do gabinetu dyrektora,
by poinformować go o tym fakcie, i możemy jechać na komendę.
Zerknęłam na Aidena, który patrzył na mnie z
wyrzutem i pretensją; rozumiałam go doskonale. On wcale nie chciał, żebym się
wychylała. Westchnęłam.
Jeśli chciałam, żeby nasza relacja stała się
faktem ogólnie znanym, to powinnam być zadowolona. Właśnie wszystko się wydało.
I to z hukiem.
Ach, doczekałam sie. Długo to trwało, ale musze przyznac. Ze wróciłas w wielkim stylu. Ogłoszenie Maddie na samym koncu... No naprawde, dziewczyna zdecydowanie musiała az wrzeć z emocji, skoro wykrzyczała cos takiego na korytarzu. Wlasciwie ma, wrażenie, ze ci policjanci uznali,ze w takim razie ona tez jest podejrzana.ze to żadne alibi. Nie dosc, ze wie cała szkoła, to i ojciec zaraz sie dowie,ale liczę na to,ze nie wyrzeknie sie córki ze złości, tylko jej pomoze. Lucasa albo faktycznie ktoś zabił,albo miał miejsce jakis okropny wypadek. Cały czas mysle,ze przed przyjście, do Maddie Aiden miał czas,zeby tam pojechać. Ale jakos nie chce mi sie wierzyć, zeby go zabił. kurde,mysle,ze troche to trwa zanim poznamy prawdę, a ja juz ledwo wytrzymuje z napiecia. Szczegolnie ze nawet nie porozmAwiali o tym drugim,a wlasciwie pierwszym...czeka, z niecieprliwoscia na kolejny post i zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowe opowiadanie, jestem ciekawa Twojej opinii
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że tak uważasz;) no, na pewno nie zrobiła tego na spokojnie, bo gdyby wykazała w tamtej chwili choć odrobinę rozsądku, mimo wszystko nie rozgłaszałaby tego na całą szkołę. Może i pomyśleli - ostatecznie dopiero na przesłuchaniu okaże się, co policja tak naprawdę wie i dlaczego zabrali Aidena. A, to się jeszcze okaże, czy miał czas;) ale spokojnie, tak dużo rozdziałów nie minie, zanim wszystko się wyjaśni, obstawiam, że jakieś osiem;) no niestety na spokojną rozmowę czasu za bardzo nie mieli.
UsuńNa pewno wpadnę:) dziękuję za odwiedziny i komentarz, i całuję!
Jak dobrze, że znowu jest rozdział! :D
OdpowiedzUsuńBardzo ładny szablon :) Aiden z nagłówków jest całkiem fajny, ale gdy w jego opisie napisałaś, że jest podobny do Johnny'ego Deppa, to wyobrażam go sobie po prostu jako młodego Johnny'ego Deppa. :D
Jak ja nie znoszę Carrie. Boże. Czy w tej szkole są tylko tacy ludzie, którzy dbają o własną reputację? Jestem ciekawa, co na to Wyatt.
Ciekawe, co będzie dalej :D
Pozdrawiam :)
Ja też się cieszę :D
UsuńDzięki:) haha, nie no, Maddie kojarzy się z młodym Johhnym Deppem, to nie znaczy, że on ma "grać" jego rolę xd w szkole? Pewnie nie tylko tacy, ale akurat na takich niestety trafiła Mads. A co do Wyatta... to sie pewnie wyjaśni w kolejnym rozdziale;)
Całuję!
Być może to nie najlepszy moment, by się śmiać, ale ostatnie słowa Mads rozbawiły mnie. Jak już coś oznajmić to faktycznie z hukiem. To takie typowe dla niej. Ciekawa tylko jestem reakcji jej ojca i ewnetualnych pytań o osoby, które poświadczą ich wersję, bo naturalne wydaje się, że skoro jest jego dziewczyną to alibi da mu na tacy. A to z kolei jak zawsze wzbudza podejrzenia.
OdpowiedzUsuńZe smutkiem stwierdzić muszę, że nadchodzą naprawdę trudne czasy dla Aidena i Mads. Nie mam pojęcia, jak skończyć mogą się te wyjaśnienia, ale przez sam fakt tego, że zostali zabrani, cała ta sytuacja nie wygląda najlepiej. Pocieszający jest fakt, że nie są sami. Liczę na to, że pan Monroe wesprze swoją córkę, bo to jedna z wielu rzeczy, które mogą jej się njabardziej teraz przydac.
Co do Carrie, ha!, wiedziałam, że jej reputacja stoi na piedestale wyznawanych przez nią wartości. Co tam, że zginął człowiek, co tam, że być może oskarżają kogoś niewinnego, ważne, żeby ona była czysta pod każdym możliwym względem. Matko, jak ja nie znoszę takich ludzi!
I na koniec muszę napisać, że Mads i Aiden są kompletnie słodką parą :D
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam i życzę ogromu wiedzy w nowym roku! :)
E tam, każdy moment jest dobry, żeby się śmiać xd ale fakt, że nie ma dziewczyna szczęścia. No fakt, łatwo z policją mieć nie będzie, z ojcem też nie, a w dodatku Aiden może być przecież podejrzany.
UsuńNo nie wygląda, fakt, i rzeczywiście to nie będzie dla nich łatwy czas. Ojciec pewnie wesprze Maddie, w końcu co innego kłótnie w czterech ścianach domu, a co innego okazywanie niezadowolenia na zewnątrz, przed innymi ludźmi;)
No ba, po Carrie można się było tego spodziewać;) nie no, ona też na pewno przejmuje się śmiercią Lucasa, po prostu myśli praktycznie xd a tak serio, to fakt, nie było to z jej strony najprzyjemniejsze.
Bardzo mnie to cieszy^^
Dziękuję i całuję!
Warto było czekać na rozdział :) jest on niesamowity. Ta scena z Aidenem i Mads na korytarzu mnie rozczulila <3 Pozdrawiam G.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz;) mnie tam rozdział średnio się podoba, ale co ja tam wiem, ostatecznie zmuszałam się do napisania go xd o rany, wszyscy mi mówią, że oni są słodcy, chyba powinnam coś z tym zrobić xd
UsuńCałuję!
WOW! Rozdział warty czekania, a ja wcale nie mam pretensji :P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tu głównie to, że bohater jest niby tajemniczy (był) i ma swoje odchyły (że tak to nazwę...), ale jednocześnie nie jest jakimś zajebistym bad boyem i właściwie jest normalnym, chociaż dręczonym przez innych nastolatkiem z klaustrofobią. I Maddie też jest normalną, upartą nastolatką. Są po prostu zwyczajni oprócz ich historii i aktualnych zdarzeń. A ich miłość jest taka... naturalna. Nie ma czegoś w stylu, że któreś żuca się dla drugiego w ogień i po prostu nie wiedząc nawet na co się porywa ratuje życie, albo oddaje swoje po tygodniu znajomości.
Aiden jedynie poszedł na tę cholerną potańcówkę w ukryciu dla Mads, a ona nie porzuciła go jak wszyscy inni. Robią urocze rzeczy dla siebie. No i.. troszeczkę głupie. Naprawdę, czy ona musiała się na końcu tak drzeć? to znaczy, fajnie, wszyscy wiedzą (o mało się nie popłakałam jak to czytałam) i z pewnością nie będą się ukrywać, ale no cóż... Chociaż to nie sprawa nauczycieli, ani nikogo, to ten fakt może dojść do ojca Maddie. Wiadomo, w małym miasteczku się gada, a kiedy Aiden będzie miał alibi to (bardzo) prawdopodobnie dowiedzą się wszyscy jakie. Zwłaszcza, że Mads darła się jak potłuczona! :)
A Carrie to sucz jakich mało. Serio, nawet ją polubiłam. I pewnie też nie jest taaakaa zła, ale kto opuszcza przyjaciela - okej, kogoś kto jest na drodze by być może się nim stać...- kiedy ten po prostu chce być lojalny i sprawiedliwy, a przede wszystkim nie rezygnuje ze związku? I to jeszcze nie mówiła tego wszystkiego w trosce o Mads, tylko o samą siebie. JEJ reputacja. Sorki ale wszyscy będą mieli to głęboko gdzieś. Bardziej wejdą na reputację Mads. Ale ona oczywiście jakoś za specjalnie się tym nie przejmie (troszeczkę pewnie tam tak...), jak każdy normalny człowiek na jej miejscu.
No i oczywiście nie mogę się doczekać reszty... Coś mi się zdaję, że to wszystko to cisza przed burzą ( no w sumie nie taka cisza, lucas nie żyje, Mads ogłasza wszem i wobec, że spała z aidenem, a Carrie jest wredna i w ogóle...), ale potem pewnie będzie się działo. Już widzę Mads w roli Nancy Drew, albo lepiej... Sherlocka, a Aiden to jej Watson. :D Ale się rozkręca.... :)
Pozdrawiam gorąco! :D
Ps. śliczny szablon :)
PS. Tak patrzę na ten komentarz i proszę, nie zwracaj uwagi na błędy ortograficzne :) Chyba się załamię...
UsuńHaha, spokojnie, każdemu się zdarza;)
UsuńCieszy mnie, że tak uważasz:) fakt, Maddie i Aiden są taką raczej normalną parą, z normalnymi problemami, w przeciwieństwie choćby do mojej Dorothy xd oj tam, ja myślę, że dla Aidena Maddie w ogień też by się rzuciła, gdyby trzeba było ;p
No pewnie, że głupie, w końcu ona siedemnaście lat ma xd byłoby dziwne, gdyby postępowała wyłącznie mądrze xd oczywiście, że ta informacja powinna była zostać między nią a policją, nie powinna była jej wykrzykiwać na całą szkołę. Ale Mads nie działała wtedy racjonalnie;)
No nie, Carie nie jest taka bardzo zła i na pewno jeszcze się tutaj zrehabilituje, ale taka niestety była jej pierwsza myśl i jej pierwsza reakcja. Skoro tyle czasu poświęciła na budowanie tej reputacji, trudno, żeby o nią nie walczyła, nawet jeśli masz słuszność i akurat Carrie tutaj może ucierpieć najmniej;)
No, trochę tak. Dopiero później wyjdą na jaw rzeczy, których Maddie raczej się nie spodziewa^^
Dziękuję i całuję!
Czy mi się wydaje, czy moment, kiedy Maddie wypowiada słowa o tym, że Aiden spędził z nią noc, jest zapożyczony z "Dirty Dancing"? :D Bo tak jakoś podobnie brzmi...
OdpowiedzUsuńŚwiadoma inspiracja to raczej niemożliwe, bo nigdy nie oglądałam "Dirty Dancing" xd
UsuńHahaha, to całkiem zabawne, bo w tym filmie była identyczna scena i bohaterka wypowiada dokładnie takie same słowa, jak Maddie, co mnie ubawiło :D
UsuńNo patrz, aż muszę sobie ściągnąć i zobaczyć. To chyba tylko dowodzi, jak mało oryginalna jestem;)
UsuńTak długo czekałam i się doczekałam ;). Jak zwykle rozdział jest dobry, nie ma błędów ortograficznych i stylowych ( o co uwielbiam się czepiać). Aidena uwielbiałam, uwielbiam i będę uwielbiać <3
OdpowiedzUsuńP.S. coś mi się wydaje, że będzie miał tętniaka mózgu czy coś takiego i jak czekał na aidena To on po prostu pękł i śmierć na miejscu xd nie wiem, dlaczego mi się tak skojarzyło, ale coś tak podejrzewam xd
pozdrawiam i weny życzę ;)
Dziękuję, cieszę się bardzo z takiej opinii;) Aidena, jak widzę, wszyscy tu uwielbiają ;>
UsuńA, tego to nie wiem ;p ale wyjaśni się coś pewnie w kolejnym rozdziale, bo policja raczej puści farbę co do przyczyny śmierci. Także długo czekać na to nie trzeba będzie;)
Całuję!
Witam ! mam pytanie.. Czy opierasz swoje opowiadanie na podstawie filmu "Dom na końcu ulice" ? Oczywiście nie widze tu nic zerżniętego z filmu, ale po prostu niektóre rzeczy w tym opowiadaniu są podobne z filmem.. :)))
OdpowiedzUsuńOwszem, przyznaję, że na pomysł "Czystego sumienia" wpadłam po obejrzeniu tego właśnie filmu;) ale pomysł na tyle wyewoluował, że w zasadzie został tylko motyw znienawidzonego w mieście chłopaka;)
UsuńOstatnio sama sobie zrobiłam spoilera. Miałam sporo rozdziałów do nadrobienia, a że większej ilości nie lubię czytać z komputera, to oczywiście sobie wydrukowałam (dzięki, że nie masz zakazu kopiowania na blogu, bo to mi ułatwia sprawę :D) i kiedy kopiowałam poprzedni rozdział (wtedy jeszcze nie było tego ostatniego), zobaczyłam ostatnie zdanie i... klops. Podejrzewam, że gdybym nie wiedziała, że Lucas nie żyje, to czytałoby mi się inaczej, jakoś z większym napięciem, chociażby te ostatnie rozdziały, gdzie Maddy na serio spiknęła się z Aidenem. No ale co ja za to mogę, że tak jakoś mi się rzuciło w oczy? XD
OdpowiedzUsuńW zasadzie zastanawiam się, co mogłabym napisać, jakieś wnioski powinny mi się urodzić w głowie, ale kiedy przeczytałam ostatni fragment tego rozdziału, to mnie to zupełnie rozbroiło. Złośliwie pomyślałam, że Mads mogła krzyknąć jeszcze głośniej, może wtedy usłyszałby również jej ojciec (swoją drogą ciekawe co on na to, że jego córka sprowadza chłopaków na noc :P). No i co? Sprawa się rypła :P I co teraz pomyślą o niej ludzie :P To jest aż zaskakujące, że Maddy ciągle się pakuje w sytuacje, gdzie jest mnóstwo niedomówień. Bo ojciec nie wie wszystkiego, Aiden też nie wiedział o Lucasie zbyt wiele, Wyatt musiał jej powiedzieć o siostrze Lucasa, w sumie ta ostatnia sytuacja bez szczegółów może trochę wyglądać... dziwnie :P Chyba z jedyną osobą, z którą od początku była szczera, to Joan. No dobra, Maddy chciała powiedzieć ojcu prawdę, ale trochę jej nie wyszło :P Ach, jeszcze jest szalenie denerwująca (i chyba pozbawiona funkcji samodzielnego myślenia) Carrie, ale w sumie po tej ostatniej sytuacji na korytarzu, szczerość Maddy wobec niej jakoś traci na znaczeniu.
I co do Wyatta jeszcze, momentami odnoszę wrażenie, że trochę się w Maddy podkochuje, a później mi to mija, więc może mi się tylko czasami wydaje.
Dobra, jak na dziesięć nadrobionych rozdziałów, to się mogłam bardziej postarać z komentarzem. Jak zwykle nie obiecuję, że będę teraz na bieżąco ;P W każdym razie nawet jesli nadrabiam większymi partiami, to wolę co jakiś czas wpaść z komentarzem, żebyś wiedziała, że czytam ;)
Pozdrawiam! ;*
Ach, i w sumie jeszcze jedno mi się rzuciło w oczy ;) Nie wiem, czy to tak zamierzone, czy może przeoczyłaś, bo jedna rozmowa ma miejsce dwa razy. Kiedy Maddy pyta Adiena, czy Joan proponowała mu przeprowadzkę. Pierwszy raz rozmawiają o tym w jego pokoju (rozdział z psem albo ten zaraz po nim), a później po wspólnie spędzonej nocy, tylko w tym drugiem przypadku ta rozmowa jest trochę rozbudowana ;)
UsuńW sumie to nie wiem, mam takie przerwy w pisaniu tego tekstu, że jest to całkiem możliwe, że mi się zapomniało;)
UsuńHaha, to rzeczywiście spoiler. Jak akurat tutaj jest ich niewiele, to Ty trafiłaś i tak w dziesiątkę xd
No wiem, Maddie nie zachowała się tu specjalnie racjonalnie. A co do ojca - spokojnie, niedługo się wyjaśni, jak się zachowa, bo pojawia się już w kolejnym rozdziale xd prędzej czy później to musiało się rypnąć, no ale i tak planowałam zrobić to z hukiem. A to wszystko przez to, że Maddie ma skłonności do zatajania pewnych spraw przed innymi;) ale też Joan nie wie za dużo, a najwięcej ze wszystkich chyba jednak Wyatt:) a co do Carrie - czysty przypadek, Mads już wtedy po prostu była na etapie, gdy wiedziała, że i tak będzie musiała powiedzieć prawdę, a ona się akurat nawinęła ;>
Nie, Wyatt raczej nie podkochuje się w Maddie;)
Oj, daj spokój, cieszę się, że nadrobiłaś, i tyle:) jest mi bardzo miło:)
Całuję! ;*