Komenda policji mieściła się w zasadzie już poza
ścisłym centrum Elizabethtown, na Hanover Street, w bardzo spokojnej okolicy.
Jej sąsiedztwo stanowiły nieduże, jednorodzinne domki z elewacjami z sidingu,
przy których gdzieniegdzie stały zaparkowane na poboczu samochody. W
radiowozie, którym jechaliśmy, od rozpoczęcia podróży panowała cisza, której
ani ja, ani Aiden nie ośmieliliśmy się przerwać, chociaż wiedziałam, że
wybuchłby wymówkami od razu, gdybyśmy tylko zostali sami.
Było coś w jego spojrzeniu i sposobie, w jaki
siedział i odrzucał włosy z czoła, co powiedziało mi wyraźnie, że był zły. Nie
musiałam go nawet znać na tyle, by wiedzieć, że tak właśnie by się zachował; to
było po prostu widoczne. Nie miałam nawet do niego pretensji o to, że się obraził
czy że był na mnie wściekły, w końcu ja na jego miejscu też bym była.
Zachowałam się jak konkursowa idiotka.
Jak jednak mogłabym zachować się inaczej?
– Zapraszamy – usłyszałam, kiedy samochód
zatrzymał się na podjeździe, a któryś z policjantów otworzył tylne drzwi,
raczej nie z kurtuazji, żeby pomóc mi wysiąść. Było w tym coś fascynującego:
nigdy wcześniej nie miałam problemów z wymiarem sprawiedliwości i radiowozem
jechałam po raz pierwszy. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
W środku komenda wyglądała dokładnie tak, jak ją
sobie wyobrażałam, tylko było tam mniej tłoczno. Nie było biegających dookoła
ludzi ani dzwoniących dziko telefonów, była za to jedna wyraźnie znudzona pani
na wejściu, przed czymś w rodzaju recepcji, która uśmiechnęła się do
policjantów zmęczonym uśmiechem, zapytała ich o dzień i całkowicie zignorowała
mnie i Aidena. Po chwili poszliśmy dalej, wąskim korytarzykiem w stronę dużego
pomieszczenia w stylu open space, gdzie na pokrytym linoleum podłodze ustawiono
kilka biurek. Dalej drzwi prowadziły jeszcze do dwóch gabinetów, a także – jak
przypuszczałam – na zaplecze. Cele i cała reszta musiały znajdować się z
drugiej strony, gdzieś w korytarzu za recepcją, na lewo od wejścia.
Przy biurkach siedziało paru policjantów, którzy
zaszczycili naszą eskortę zdawkowymi powitaniami, poza tym jednak w ogóle się
nami nie zainteresowano. Mnie posadzono na miejscu dla petenta przy jednym z
biurek, stojącym trochę na uboczu, pod ścianą, w kącie; ku mojemu
zaniepokojeniu jednak Aiden został przez mundurowego poprowadzony gdzieś dalej,
do jednego z gabinetów. Gdy wstałam z krzesła, próbując coś na to poradzić,
drugi z policjantów obdarzył mnie protekcjonalnym spojrzeniem.
– Wybacz, ale musimy przecież przesłuchać was
osobno – wyjaśnił, siadając za biurkiem naprzeciwko mnie. Wobec tego po chwili
wahania też wróciłam na miejsce. – Takie są procedury. Spokojnie, to na pewno
nie potrwa długo.
Niepokój, który czułam w sercu, nie pozwalał mi
tak myśleć. Kazał raczej przygotować się na najgorsze, chociaż brakowało mi
wyobraźni, by wyobrazić sobie, czym to „najgorsze” miałoby być. Albo może
raczej po prostu nie chciałam tego wiedzieć.
– Czy Aiden jest o coś oskarżony? – Chyba
zacięła mi się płyta. Nawet ja to zauważyłam. – Bo jeśli tak…
– Tak, wiemy, byłaś z nim przez całą noc. –
Policjant oparł się o oparcie krzesła i lekceważąco machnął ręką. – Przecież
nie zarzuciłem ci kłamstwa. Jeszcze.
Wywróciłam oczami. I co, to może miało na mnie
zrobić wrażenie? Że niby tak łatwo mnie nastraszą?
– Chciałbym za to wiedzieć, co dokładnie
wydarzyło się tamtego wieczora, na szkolnej zabawie – dodał po chwili. –
Zapewniam, że wszyscy, którzy byli tego świadkami, będą przechodzić te same
procedury, co my teraz. Ty tylko się tak… rzuciłaś na pierwszy ogień.
To wcale nie było zabawne, chociaż on
najwyraźniej tak myślał. Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić.
– Nic się nie stało – odparłam, chociaż
wiedziałam, że uparte powtarzanie tego akurat na policji mogło ciągnąć za sobą
konsekwencje. – Aiden trochę posprzeczał się z Lucasem, to wszystko. Lucas był
pijany i to dlatego wymyślił potem, że spotkają się z Aidenem nad jeziorem,
pewnie żeby się bić. Na szczęście Aiden nie był głupi i zamiast tego przyszedł
do mnie.
– Ale powód tej sprzeczki był chyba całkiem
poważny. – No proszę, pan policjant był dobrze poinformowany. Ciekawe, skąd? Z
kim zdążył już rozmawiać? – W końcu chodziło o ciebie, prawda? Lucas Thorne
chciał cię skrzywdzić.
Poprawiłam się niecierpliwie na krześle i
założyłam ramiona na piersi, wpatrując się w policjanta wściekle.
– Lucas wcale nie chciał mnie skrzywdzić. –
Zreflektowałam się, dopiero złapawszy sceptyczne spojrzenie policjanta. – No
dobrze, może i trochę chciał. W tamtej chwili. Bo był pijany. Aiden o tym
wiedział i nigdy nic by mu nie zrobił. Przez Lucasa przemawiał alkohol i to
dlatego powiedział kilka głupich rzeczy, ale na pewno wcale by ich nie zrobił.
– I myślisz, że Aiden Montgomery też tak uważał?
– Sceptyczne spojrzenie nie znikało. Gwałtownie pokiwałam głową.
– Oczywiście, że tak, w końcu zna go lepiej i
dłużej ode mnie. Lucas nigdy naprawdę by mnie nie skrzywdził.
Ciekawe, czy policjant uważał, że mówiłam
prawdę, bo ja sama nie byłam pewna. Raczej nie. Jeśli to jednak miało świadczyć
na korzyść Aidena, byłam gotowa powiedzieć wszystko. W zasadzie… już powiedziałam wszystko.
– Ale nie wróciłaś do domu z Aidenem Montgomery,
tylko z kimś innym – odparł policjant, chwilowo zmieniając temat. Skinęłam
głową, bo nie miałam przecież innego wyjścia. Mnie i Wyatta widziało pół
szkoły.
– Tak, z przyjacielem, Wyattem Smithem –
przyznałam. – Ale Aiden zaraz potem się u mnie pojawił.
– O której dokładnie?
– Nie pamiętam dokładnie, nie patrzyłam na
zegarek. – Wzruszyłam ramionami. – Na tyle wcześnie, że nie zdążyłam położyć
się spać. I na pewno wcześniej, niż Lucas pojawił się nad Lewis Lake.
Sporo ryzykowałam, mówiąc tak, ale nie chciałam,
żeby wyszło na to, że Aiden pojawił się u mnie tuż przed dwunastą. Ostatecznie
nie znałam dokładnej daty śmierci Lucasa. Miałam tylko nadzieję, że Aiden też
trochę przesadzi z porą, o jakiej się u mnie zjawił.
Policjant tymczasem pochylił się do przodu i
oparł łokcie na kolanach, a następnie odpowiedział:
– To ciekawe, bo rozmawiałem już z koronerem.
Czas śmierci szacuje on mniej więcej pomiędzy godziną jedenastą a dwunastą w nocy.
Miałam wrażenie, że cała krew odpłynęła mi z
twarzy. Postarałam się bardzo, żeby nic z moich myśli nie ukazało się potem na
mojej twarzy, ale miałam wrażenie, że przegrałam z kretesem. Ta bitwa była
zresztą z góry skazana na niepowodzenie.
Jedenasta. Aiden pojawił się przecież u mnie tuż
przed dwunastą! Myśląc jak policjant, musiałabym przyznać, że miał mnóstwo
czasu, by zabić Lucasa i wrócić do mnie. Oczywiście była to kompletna głupota –
Aiden nie zachowywałby się przy mnie tak, jak się zachowywał, gdyby wcześniej
zrobił coś takiego – ale rozumiałam, że policję mogłoby to zainteresować. O ile
więc mogłam dać mu alibi, gdyby Lucas zginął o dwunastej, o tyle nie miałam tak
na dobrą sprawę pojęcia, co robił Aiden godzinę wcześniej.
Wiedziałam tylko, że nie był u mnie.
W tym momencie zaczęłam się wahać. Powiedzieć
prawdę czy nie? Nie miałabym wątpliwości, gdyby nie prawdomówność Aidena, którą
znałam doskonale, a co kazało mi przypuszczać, że mógłby nie potwierdzić mojej
wersji wydarzeń. Cholera.
– A wiadomo już, co było przyczyną? – zapytałam
ostrożnie, ignorując uszczypliwą uwagę policjanta. Miałam nadzieję, że trochę
puści farbę i nie myliłam się.
– Śmiertelne okazało się uderzenie w głowę –
poinformował mnie bez wahania. – Miało to miejsce na plaży nad Lewis Lake i najprawdopodobniej
ofiara uderzyła głową o kamień, sądząc po śladach. Z pewnością ktoś tam z nim
był i do tej śmierci doprowadził, bo wyraźne są również ślady szamotaniny.
Dlatego postanowiliśmy przesłuchać Aidena Montgomery.
– Aiden jest niewinny – powtórzyłam uparcie. –
Był wtedy ze mną. I jak mówiłam, nie miał nic przeciwko Lucasowi. Ta akcja na
imprezie… To był jednorazowy wybryk, w dodatku nic takiego się nie stało.
– Aha. Czyli Aiden Montgomery nie miał żadnego
innego powodu, by nienawidzić Lucasa Thorne’a?
Pomyślałam o tamtym dniu, gdy wraz ze swoimi
koleżkami Lucas wrzucił Aidena do kontenera; wiedziałam jednak, że o tym
mogliby poświadczyć tylko znajomi Lucasa, którzy na pewno tego nie zrobią z
obawy o własne tyłki. Po czym stanowczo potrząsnęłam głową.
– Nie, skąd.
– Aha – powtórzył policjant powoli, uważnie mi
się przyglądając – czyli skoro Aiden Montgomery jest tobą, powiedzmy…
romantycznie zainteresowany, nie przejmował się faktem, że widywano cię z
Lucasem?
Prychnęłam.
– Ja nigdy nie spotykałam się z Lucasem…
– Czyli nie byliście nigdy na randce? Nie
spotkaliście się na imprezie u niego w domu?
Cholera, cholera, cholera. Wiedziałam, że nie
powinnam była nigdy dać Lucasowi choć cienia nadziei, ale gdybym wiedziała, do
czego to doprowadzi, zrobiłabym to bardziej stanowczo!
– Nawet jeśli gdzieś z nim byłam, to nigdy nie
były randki – powtórzyłam stanowczo. – I Aiden o tym wiedział. Nie
przeszkadzało mu to, bo on w ogóle nie chciał się ze mną spotykać, bał się, co
ludzie w Elizabethtown sobie o mnie pomyślą.
– Trochę się nie dziwię. – Policjant skrzywił
się odruchowo. – W końcu to brat mordercy…
– Proszę nie osądzać go po czynach brata. To nie
znaczy, że Aiden jest taki sam jak David.
– No dobrze. To może opowiesz mi, co stało się
na tamtej imprezie u Lucasa Thorne’a? – Już myślałam, że zyskałam jakąś
przewagę, gdy policjant nagle wyskoczył z czymś takim. Zamrugałam oczami.
– Nic się przecież nie stało…
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że Lucas nie
zachował się wtedy wobec ciebie niestosownie? Nie próbował cię skrzywdzić? I
może powiesz mi też, że Aiden o tym nie wiedział?
Pytanie nie brzmiało, co miałam na to
odpowiedzieć. Brzmiało: skąd policja o tym wiedziała, do diabła?! Kto im o tym
wszystkim powiedział?! Nie miałam pojęcia, z kim zdążyli już rozmawiać i kto
mógł podsunąć im takie niedorzeczności, ale to po prostu nie mieściło się w
głowie. Naprawdę zamierzali zwalić winę na Aidena z powodu zazdrości o mnie?!
Przecież to była kompletna bzdura, nikt by w to nie uwierzył!
Gdyby to nie był Aiden Montgomery, oczywiście,
nikt by w to nie uwierzył. Ale skoro po nim i tak wszyscy spodziewali się
najgorszego…
– Aiden wiedział o wszystkim – odpowiedziałam po
chwili, starając się zachować spokój. – Wiedział także, że nic takiego się
wtedy nie wydarzyło. Lucas próbował mnie pocałować, nie chciałam tego, więc
wyrwałam się i wyszłam. To wszystko. Nic, czym należałoby się przejmować.
– Może Aiden odniósł inne wrażenie? – Policjant
uniósł brew. – A może to jednak nie było nic takiego? W końcu, jak sama mówisz,
nie chciałaś potem spotykać się z Lucasem. Czy to dlatego, że po tamtej
imprezie postanowiłaś go unikać?
– Nie! – Nie dałam rady, podniosłam w końcu
głos. Ale jak mogłam być spokojna, skoro on gadał takie głupoty? – Nie unikałam
Lucasa, tylko po prostu go nie chciałam! To tak trudno zrozumieć, że wolałam od
niego Aidena?!
– Nie, oczywiście, że nie. – Po tonie jego głosu
rozpoznałam, że wcale tak nie myślał. Wyraźnie jednak próbował mnie uspokoić. –
Może napijesz się wody?
– Nie, dziękuję. – Zamilkłam na chwilę, po czym
dodałam: – Czy to naprawdę nie wystarczy, że powiedziałam, że Aiden był wtedy
ze mną? Nie mógł zabić Lucasa, nie mówiąc już o tym, że nie miał powodu, by to
zrobić. Cała ta teoria o nienawiści do Lucasa… to bzdura. Aiden nigdy by czegoś
takiego nie zrobił.
– Wiesz, ilu ludzi widziałem już za kratkami, o
których członkowie rodziny mówili, że „nie mogli tego zrobić”? – prychnął w
odpowiedzi policjant. – Myślisz, że po Davidzie ktokolwiek spodziewał się, że
„mógłby to zrobić”? Oczywiście, że nie. Na tym właśnie polega problem,
Maddison. Nie chcesz uwierzyć w to, że Aiden Montgomery mógłby pomóc w śmierci
Lucasa Thorne’a i dlatego go bronisz, może niekoniecznie mówiąc całą prawdę.
Nie twierdzę, że zrobił to z premedytacją, właściwie to na pewno był wypadek. Ale
jednak nikt wtedy nie wezwał pogotowia, chociaż mógł. Gdyby to zrobił, cała
sprawa na pewno byłaby inaczej traktowana.
– Aiden był wtedy ze mną – powtórzyłam uparcie.
– Nie rozumiem, jak możecie myśleć, że złapaliście już mordercę.
– Bo ci na nim zależy, Maddison, więc to
oczywiste, że będziesz go chronić. Twoje alibi na niewiele się zda –
odpowiedział bezlitośnie. – Tak naprawdę…
– Nie, wy po prostu już wydaliście wyrok –
przerwałam mu ze złością. – A moje słowa są wam bardzo nie na rękę, więc
chcecie mnie odsunąć. Jestem pewna, że gdyby nawet znalazło się pięciu innych
świadków, którzy powiedzą, że Aiden nie mógł być wtedy nad Lewis Lake, bo był
gdzieś indziej, to też znaleźlibyście powód, żeby ich zignorować!
– Dobrze, więc zapytam cię o coś jeszcze, Maddison.
– Policjant zamilkł na chwilę, a potem powiedział ostatnią rzecz, której
spodziewałabym się od niego usłyszeć. – Jakim cudem wyciągnęłaś Lucasa z wody
sama, wtedy, podczas waszej imprezy nad Lewis Lake?
Zamarłam. W jednej chwili zrozumiałam, że on
przecież nie pytał, jak to zrobiłam. Doskonale to wiedział i chciał tylko
zobaczyć, czy skłamię, udam, że Aidena tam wtedy nie było. To nie było trudne
do odgadnięcia.
Skąd wiedział?!
I wtedy wreszcie to do mnie dotarło. Skąd
policja wiedziała to wszystko, skąd wiedziała o Lucasie i jego próbach
zbliżenia się do mnie, skąd wiedziała wszystko o Aidenie.
Tylko jednej osobie powiedziałam przecież, że
Aiden był wtedy ze mną nad Lewis Lake.
Wyatt.
Chociaż nie mieściło mi się w głowie, że mógłby
im to powiedzieć, to było jedyne logiczne rozwiązanie. Nie doszliby do tego
inaczej, a wiedziałam przecież, że Wyatt składał zeznania tego ranka, dlatego
nie było go w szkole. Nie zamierzałam roztrząsać, dlaczego to zrobił;
zrozumiałam za to, że zabiję go, kiedy tylko wyjdę z komendy. Czy on naprawdę
nie rozumiał, w jakiej sytuacji postawił Aidena tymi zeznaniami?!
Przez moment tylko wpatrywałam się w policjanta
bezmyślnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Wyznać prawdę? Zaprzeczyć? I tak źle, i
tak niedobrze. Czułam się kompletnie pogubiona.
– Nie rozumiem, co to za pytanie – powiedziałam
w końcu ostrożnie, nie doczekawszy się rozszerzenia wypowiedzi ze strony
policjanta. Ten uśmiechnął się pobłażliwie.
– Maddison, wiemy, że Aiden Montgomery był wtedy
z tobą nad jeziorem. Może po prostu ułatwisz nam wszystkim pracę i się do tego
przyznasz?
– Ale do czego? – zapytałam ze złością. – Tak,
Aiden był wtedy ze mną nad jeziorem. Spotkałam go w lesie, kiedy uciekałam
przed Lucasem, i spędziłam z nim potem trochę czasu, zanim nie znaleźliśmy
Lucasa w wodzie. Pomógł mi go wyciągnąć, a potem ukrył się w lesie. Owszem,
ukrywał, że tam był, bo nie chciał zostać zaszczuty przez innych i próbował
mnie uchronić od kłopotów. Ale na pewno nie dlatego, że wrzucił wtedy Lucasa do
wody, czy coś!
– Jesteś pewna? – dopytywał policjant
bezlitośnie. – Może jednak zdążył się z nim spotkać, zanim znalazł ciebie?
Możesz być absolutnie pewna, że tak nie było, że Aiden nie rozmawiał wtedy z
Lucasem?
Wpatrzyłam się w niego z przestrachem, a moje
serce gwałtownie przyspieszyło bieg. Nie spędziliśmy wtedy przecież dużo czasu,
zanim doszliśmy do jeziora. Jasne, gdyby Lucas był cały zanurzony w wodzie, nie
przeżyłby, zanim go znaleźliśmy; on jednak leżał na płyciźnie i z początku mógł
być nawet trochę przytomny i bronić się przed utonięciem, czym kupił sobie
trochę czasu. Nie mogłam być w stu procentach pewna, że Aiden nie zdążyłby
wrzucić go do wody i wrócić do mnie jakby nigdy nic.
Ale przecież Aiden nie mógłby tego zrobić. Nie
mógłby wrócić do mnie i udawać, że nic się nie stało! Nie mógłby zabić Lucasa,
a potem beztrosko przyjść do mnie do domu i zachowywać się tak normalnie!
Nie, absolutnie nie zamierzałam w to wierzyć. To
było po prostu niedorzeczne.
– Aiden nie rozmawiał wtedy z Lucasem –
powtórzyłam więc stanowczo, starając się brzmieć pewnie. – Pomijając już
wszystko inne, on nawet wtedy jeszcze nie wiedział, że… nie wiedział o mnie i
Lucasie. Nie miałby nawet powodu, żeby zrobić mu krzywdę. Poza tym był wtedy ze
mną. Razem znaleźliśmy Lucasa, więc musiałby wrzucić go do wody wcześniej, a
przez ten czas Lucas na pewno by się utopił.
Nie chciałam kłamać, naprawdę. Jakie jednak
miałam inne wyjście? Policja najwyraźniej już znalazła kozła ofiarnego, a ja
nie zamierzałam im pozwolić zamknąć Aidena za coś, czego nie zrobił. Nie
zamierzałam wierzyć, że mógłby mieć coś wspólnego ze śmiercią Lucasa. Nigdy nie
mogłabym w to uwierzyć.
Szkoda, że najwyraźniej byłam w mniejszości.
– Wiesz co, Maddison? Myślę, że tobie naprawdę
na nim zależy. – Policjant odsunął się znowu do tyłu, zaplatając dłonie na
brzuchu. W porównaniu do mnie wyglądał na bardzo wyluzowanego. – Dlatego myślę,
że powiedziałabyś wszystko, żeby tylko go ocalić.
– Tak? I co, w sądzie pewnie też nie przyjmą
moich zeznań? – prychnęłam. Wzruszył ramionami.
– Na razie jeszcze nie jesteśmy w sądzie.
– I nigdy do tego nie dojdzie – zapowiedziałam.
– Nic na niego nie macie. Mówię prawdę, byłam wtedy z Aidenem i zeznam to w
sądzie, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Może i byłaś wtedy z Aidenem – zawyrokował w
końcu policjant, nadal wpatrując się we mnie uważnie – ale nie jest
powiedziane, że w twoim domu. Może byliście razem nad Lewis Lake, co? Może
razem zabiliście Lucasa Thorne’a?
Otworzyłam usta, zupełnie nie wiedząc, co
odpowiedzieć. To było po prostu niedorzeczne. Tak bardzo niedorzeczne, że na
moment straciłam umiejętność artykulacji, zastanawiając się tylko, jak można
było wymyślić coś tak bardzo bzdurnego.
Że co, że teraz niby ja miałam być podejrzana?
Doszli do wniosku, że może to jednak ja zabiłam Lucasa? Teoretycznie to nawet
nie byłoby takie głupie. W końcu groził mi wtedy na imprezie! Z drugiej strony,
byłabym przecież idiotką, gdybym po czymś takim w ogóle chciała się do niego
zbliżać. Nie zrobił mi wystarczająco wiele złego, żebym miała go aż tak
nienawidzić, ale wystarczająco, żeby się go trochę bać! Przecież nie
zdecydowałabym się w takim stanie na tak idiotyczny ruch! Pomijając już
oczywiście fakt, że nigdy taka myśl nawet nie przeszłaby mi przez głowę, a
gdyby coś stało mu się w mojej obecności, mimo wszystko pierwszą rzeczą, jaką
bym zrobiła, byłby telefon na pogotowie! Nie, oni nie mogli mówić poważnie.
– Chyba pan sobie żartuje – żachnęłam się w
końcu. Policjant raz jeszcze wzruszył ramionami.
– Nie wiem, Maddison. Jesteś tak bardzo pewna
tego, że Aiden nie zrobił nic złego… Tak bardzo go bronisz. Więc co, może
wiesz, że tego nie zrobił, bo sama pomogłaś Lucasowi zginąć? Może to ty byłaś
wtedy nad Lewis Lake, sama albo z Aidenem Montgomery?
No nie.
On chyba mówił poważnie! Istniała oczywiście
możliwość, że chciał mnie też nastraszyć, żebym wsypała Aidena, ale to pierwsze
wydawało mi się dużo bardziej prawdopodobne.
I było kompletnie niedorzeczne. Miałam wrażenie,
że niczym Alicja wpadłam do króliczej nory i nagle wszystko przestało mieć
sens.
Może oprócz jednego.
– Nie odpowiadaj na to pytanie, Maddie –
usłyszałam za sobą znajomy, pełen wzburzenia głos. Odwróciłam się, żeby
zobaczyć idącego w moją stronę tatę: pod płaszczem miał na sobie szpitalny
kitel, najwyraźniej wybiegł z pracy tak, jak był, nawet się nie przebierając.
Jego twarz wykrzywiała wściekłość i przez moment miałam wrażenie, że był
wściekły na mnie; potem jednak złapał moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko, a
gdy powrócił wzrokiem do policjanta, na jego twarzy pojawił się znowu gniew.
Wtedy zrozumiałam, że on nie był zły na mnie, tylko na policję. Wkrótce
wyjaśniło się też, dlaczego. – Nie musisz odpowiadać na żadne ich pytania. A
pan policjant z pewnością o tym wie, tylko chwilowo mu się zapomniało.
– Tato? – wyrwało mi się w końcu. – Co ty tutaj…
– Co tutaj robię? – przerwał, stając za mną i
kładąc dłoń na moim ramieniu, jakby w ten sposób chciał mnie bronić. – Dostałem
telefon ze szkoły, że cię tutaj zabrano. Odkąd to policja przesłuchuje
nieletnich bez obecności opiekuna lub choćby adwokata? Naprawdę bardzo chcecie,
żebym złożył na was skargę u waszego przełożonego?!
Zerknęłam szybko na policjanta, któremu wyraźnie
zrzedła mina. Wyprostował się jednak na krześle i spojrzał na ojca surowo,
jakby chcąc podtrzymać swój autorytet.
– A pan, przepraszam bardzo, kim jest?
– Nicholas Monroe, ojciec Maddie. – Tata wysunął
się do przodu i wyciągnął dłoń, którą policjant ujął. Po chwili tata stał już z
powrotem za moim krzesłem. – Czyli jestem tą osobą, którą należało zawiadomić,
zanim jakiekolwiek pytanie zostało zadane mojej córce.
– Ja… My nie zdawaliśmy sobie sprawy…
– To już nie moja sprawa – uciął ojciec te
nieskładne wyjaśnienia, po czym chwycił mnie za ramię i pociągnął, żebym
wstała. – W tej chwili zabieram Maddie do domu. A jeśli ma pan coś przeciwko
temu, chętnie skontaktuję się z pana przełożonym. Jeśli będziecie mieć jeszcze
do niej jakieś pytania, proszę o oficjalne wezwanie na przesłuchanie, stawię
się wtedy z nią i razem z naszym prawnikiem.
Rany, tata w takich momentach potrafił być
naprawdę straszny. Ja w każdym razie bym się go bała, gdyby to wobec mnie użył
tego stanowczego, ostrego tonu. W gruncie rzeczy jednak nie dziwiłam mu się, że
był wściekły.
Z drugiej strony byłam też pewna, że dobrego
tatusia zgrywał tylko na potrzeby policji, a kiedy zostaniemy sami, i wobec
mnie nie będzie miły. Na pewno zażąda wszelkich wyjaśnień, a to naprawdę był
najgorszy moment z możliwych, by powiedzieć mu o Aidenie.
Niestety, wyglądało na to, że teraz nie miałam
już wyboru.
Wcale nie chciałam wychodzić i zostawiać Aidena
samego; po przebiegu tego przesłuchania wiedziałam już jednak, że sama nie
mogłam nic wskórać. Sprawa chyba była poważniejsza, niż początkowo sądziłam.
Należało więc wrócić do domu i przegrupować siły, żeby potem przystąpić do
kontrataku.
A w międzyczasie przekonać tatę, żeby nie
zamykał mnie w lochu na kolejne dwadzieścia pięć lat.
– Oczywiście… na pewno damy znać, jeśli będziemy
mieć kolejne pytania – zgodził się policjant, próbując zachować twarz. Wyraźnie
jednak było widać, że dał się nastraszyć.
Tata nie dał mi się nawet pożegnać, od razu
pociągnął mnie w stronę wyjścia. Milczał przez całą drogę do samochodu,
wpatrzony uparcie gdzieś przed siebie, i chyba zmuszał się, żeby nie spojrzeć
na mnie i nie wybuchnąć pretensjami. Miałam nadzieję, że ta droga będzie trwała
jak najdłużej, chociaż cały czas trzymał mnie za ramię i ciągnął tak mocno, że
to aż bolało; nie miałam jednak ochoty ani siły mierzyć się z jego wymówkami i
pytaniami.
Z drugiej strony wiedziałam jednak, że sobie na
to zasłużyłam. Gdybym niczego przed nim nie ukrywała, tata wiedziałby, czego
się spodziewać. A tak – moja niespodziewana wizyta na policji musiała być dla
niego sporym szokiem.
Doprowadził mnie w końcu do stojącego na
policyjnym parkingu samochodu, po czym otworzył przede mną drzwiczki i
poczekał, aż wsiądę, żeby je za mną zatrzasnąć. Zupełnie jakby spodziewał się,
że ucieknę. Musiał chyba oszaleć. Z westchnieniem zapięłam pasy i poczekałam,
aż ojciec obejdzie samochód i usiądzie za kierownicą, spodziewając się, że natychmiast
potem posypią się pytania. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Tata milczał przez całą drogę do domu; nie
odezwał się ani jednym słowem, co ciążyło mi bardziej niż wymówki. Ja również
jednak nie przerwałam tej ciszy, chociaż miałam na to wielką ochotę. Z drugiej
strony wcale nie chciałam się tłumaczyć. Chciałam tylko, żeby nie był na mnie
taki wściekły, jakbym rzeczywiście zabiła Lucasa.
To, na co czekałam, nastąpiło dopiero po
powrocie do domu. Tata był cierpliwy; wyczekał, aż wejdziemy do środka, zapewne
po to, żeby nie rozpraszała go konieczność jazdy, a nie chciał na pewno
załatwiać całej sprawy jeszcze na policyjnym parkingu. Zatrzymał się więc
natychmiast, gdy tylko zatrzasnęłam za nami drzwi wejściowe, po czym odwrócił
do mnie i powiedział złowieszczo spokojnym tonem głosu:
– No, teraz czekam na wyjaśnienia, Maddison.
Uuups. Maddison.
Tata chyba naprawdę był na mnie wściekły.
no no no... nieźle. Właściwie Aiden jest naprawdę w dennej sytuacji. I Maddison też,nie mówię tylko o ojcu, alei o fakcie,że widać, jak kłamie... Co do wuag technicznych, pobono nie można określić aż tak dokłądnie godziny zgonu, ponadto policjant nie powinien był mówić, jak zginął Lucas, chyba że cośtam okłamał ito miała być prowokacja..ale na pewno nie na tak wczesnym etapie. nie można mówić tkaich rzeczy. Ponadto co do uwag, to we fragmencie:"
OdpowiedzUsuńSporo ryzykowałam, mówiąc tak, ale nie chciałam, żeby wyszło na to, że Lucas pojawił się u mnie tuż przed dwunastą. Ostatecznie nie znałam dokładnej daty śmierci Lucasa. Miałam tylko nadzieję, że Lucas też trochę przesadzi z porą, o jakiej się u mnie zjawił." napisałaś dwa razy Lucas zamiast Aidena. Generalnie jednak mi się podobłąo, było dobre tempo i dużo napięcia... niewidać,abyś straciła serce do tej opowieści,jeśli patrzyć na jakość treści i emocji, które nim wzbudzasz
biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności śmierci Lucasa, całą przeszłość Aidena, nastawienie policji i całej społeczności Elizabethtown to Aiden znajduje się w okropnej sytuacji. Prawda jest taka, że mads brzmi jak zakochana dziewczyna, która zrobi wszystko, by jej chłopak ukazał się w jak najlepszym świetle. Ponadto, patrząc na to z pozycji osoby nie zainteresowanej, ciągłe powtarzanie tego samego zdania także nie wygląda dobrze. Pomimo iż sama jestem przekonana o niewinności Aidena to trudno mi nie przyznać racji policji. To wszystko źle wygląda. Chociaż pan policjant na sam koniec naprawdę przesadził. Czy oby napewno tak powinno się robić, nie mając wystarczających dowodów? A gdzie domniemanie niewinności? Przeraża mnie to jak traktowany jest Aiden i to że cokolwiek by się nie działo ktoś zawsze wyciągnie zbronie Davida.
OdpowiedzUsuńCo do samego ojca, cóż, nie ma mu się co dziwić. Chciałabym, żeby chociaż w tym jednym jedynym przypadku Mads była z nim szczera, no dobra, może nie aż tak, bo powiedzenie ojcu, że spędziła noc z A. w taki sposób wprost nie należałoby to komfortowych. Aczkolwiek chciałabym bardzo, żeby doszło między nimi do porozumienia.
Pozdrawiam!
Odnoszę wrażenie, że pan policjant to nieprofesjonalny dupek i w dodatku odpytywał Maddy tak sobie, a nie wezwał ją na przesłuchanie. W sumie to dziwne, że nie zapytał o wiek, o jakieś dane osobowe, cokolwiek. Zastanawiam, jak to jest u nich z prawem, wiem, że oni pełną pełnoletność osiągają po ukończeniu 21. roku życia, ale np. prawo jazdy mogą uzyskać po ukończeniu 16., więc zastanawiam się, czy mając 18 lat nabywa się też pewne prawa i na policji można traktować takiego człowieka jak dorosłego. Oczywiście pana policjanta nie bronię, ale jeśli by tak było, to policjant mógł pomyśleć, że Mads, podobnie jak Aiden, ma już skończone 18. Uff, trochę to zagmatwane, ale mam nadzieję, że domyślisz się, o co mi chodzi ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym odnoszę również wrażenie, że policja już postawiła na Aidenie krzyżyk i teraz szuka dowodów, które miałyby potwierdzić ich wersję. Trudno w takim razie byłoby przekonać Maddy, że ona ma rację. Oczywiście można też uznać, że to tylko jeden z tropów, który chcą sprawić, ale samo zachowanie policjanta nie wskazuje na to, żeby tak było. Jeszcze uwaga o bracie Aidena, uhh, czy nie wspominałam, że zachowywał się nieprofesjonalnie? Oczywiście same zeznania Maddy zapewne nie pomogą odciążyć Aidena, zresztą trudno byłoby mówiąc ciągle półprawdy.
Chociaż mimo wszystko może wyjść z tego jakaś dobra rzecz, bo Maddy będzie szczera wobec taty. I tak, to nie są dobre okoliczności, znacznie lepiej byłoby, gdyby powiedziała wszystko znacznie wcześniej, ale, o ironio!, Lucas znowu wszystko spieprzył: najpierw przerywając im rozmowę, a później swoją śmiercią wywołując taką sytuację. Oj tam, chyba mogę to na niego zrzucić, skoro już nie może protestować? (Okej, jestem okropna XD)
A tak ogólnie pojawiła mi się w głowie myśl, kto mógł przyłożyć rękę do śmierci Lucasa, oczywiście nie chcą go zabić z premedytacją. Ale ja jestem kiepska jeśli chodzi o kryminalne zagadki, więc mogę się mylić ;P
Pozdrawiam! ;*
Jak mnie wkurzał ten policjant!
OdpowiedzUsuńUgh!
Ale ogólnie rozdział ciekawy, choć byłam cały czas na przemian zirytowana i trochę przestraszona. O Boże, proszę, żeby to nie Aiden zabił Lucasa. :(
Mam nadzieję, że jednak wszystko się jakoś wyjaśni.
Trochę mi wstyd za ten komentarz, patrząc na te wyżej, no ale nie jestem w stanie nic więcej napisać.
Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam.
Świetny rozdział :) Nie wydaj mi się żeby Aiden zabił tego policjanta...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://marzentysiace.blogspot.com/
Czy blog umarł? :(
OdpowiedzUsuńNie umarł, spokojnie:)
Usuń