Niezależnie od tego, jak długo nad tym myślałam,
to nadal nie mieściło mi się w głowie. Zmuszałam się do milczenia, wracając z
tatą do domu, a równocześnie w mojej głowie myśli pędziły niczym rollercoaster.
Czy w ogóle było możliwe, żeby to był zbieg okoliczności? Ile w okolicy
Elizabethtown było srebrnych hybryd? Cholerny prius. Byłoby dużo łatwiej, gdyby
Aiden tego nie zapamiętał. Bo przecież już on był nad jeziorem i rozmawiał z
Lucasem. Jeśli miałam założyć, że był tam jeszcze ktoś, kto też go nie zabił, w
okolicy robił się nagle spory tłok. Ile mogło tam być osób? Czy mogłam w ogóle
sądzić, że to nic nie znaczyło?
– Aiden wydaje się szczery – zauważył tata,
kiedy wreszcie znaleźliśmy się w domu. Nie potrafiłam nawet ucieszyć się na te
słowa, za bardzo byłam zaprzątnięta własnymi myślami. – I całkiem sympatyczny,
o ile sympatyczny może być chłopak, który chce mi ukraść córkę.
– Tato! – prychnęłam, po czym mimo woli się
roześmiałam. Tata posłał mi podejrzliwe spojrzenie.
– A myślałem, że nie słuchałaś.
– Zawsze cię słucham – zaprotestowałam,
wzruszając ramionami. – Tylko się… zamyśliłam. Sam widzisz, jak jest. Policja
już praktycznie postawiła na Aidenie krzyżyk. Muszę pomóc znaleźć prawdziwego
mordercę, tylko to oczyści go z zarzutów.
– O, na pewno nie. – Poniewczasie zdałam sobie
sprawę, że powiedziałam to na głos, chociaż nie powinnam była. – Na to
absolutnie nie pozwolę. Nie będziesz się w to mieszać, Maddie! I nie bój się,
policja znajdzie prawdziwego sprawcę. Wy musicie się tylko przez ten czas nie
wychylać za bardzo. Nie baw się w detektywa, bo się na tym nie znasz.
Słowa ojca były ostre i stanowcze. Skrzywiłam
się, ale nie zaprotestowałam. Wiedziałam, że nie było sensu walić głową w mur.
Co nie znaczyło, że zamierzałam się poddać.
– No dobrze, masz rację – przyznałam niechętnie.
Jasne, że miał. Ale przecież nigdy nie twierdziłam, że byłam rozsądna. – I co
teraz?
– Teraz jadę porozmawiać sobie z twoim
dyrektorem, Maddie – odparł tata stanowczo i machnął na mnie ręką, zanim
zdążyłam zaprotestować. – Nie chcę tego słuchać. Zamierzam im powiedzieć, co
myślę o sposobie załatwienia tej całej… sprawy. I nie próbuj mnie przekonać, że
mam tego nie robić. I tak pojadę. Wysyłanie cię do domu niczego nie załatwia i
zamierzam im to uświadomić.
– Tato…
– Nie – przerwał mi. – Nie tym razem. Skoro już
wreszcie wiem, co się dzieje w twoim życiu, teraz ja się tym zajmę. Jeszcze
pożałujesz, że od początku o wszystkim mi nie powiedziałaś.
W zasadzie już żałowałam. Miło było zostawić
działanie komuś starszemu i bardziej zdecydowanemu ode mnie. Po raz pierwszy
pomyślałam, że cała ta sytuacja może nam jeszcze wyjść na dobre. A na pewno
moim z ojcem stosunkom. W końcu gdyby nie to, co się stało, kto wie, jak długo
jeszcze bym się przed nim zamykała?
Pokiwałam w końcu głową. Tata zaczął się
zbierać, a na pożegnanie ostrzegł mnie jeszcze:
– Nie próbuj ściągać tutaj Aidena, Mads. Nadal
wam nie ufam. Będziecie się spotykać tylko wtedy, kiedy sam będę w domu, jasne?
Wywróciłam oczami, ale potwierdziłam, bo co
mogłam zrobić innego? Coś za coś. Tata się mną zajął, ale też postawił swoje
warunki. Mogłam brać wszystko albo nic i tak naprawdę nie miałam wyjścia.
Kiedy tylko tata wyszedł, wyciągnęłam komórkę i
wybrałam numer Wyatta. Myślałam już, że nie wytrzymam i wybuchnę, zanim ojciec
odjedzie. Kiedy Wyatt w końcu odebrał, przez moment nie wiedziałam, o czym
mówił.
– Maddie, przepraszam. Naprawdę nie chciałem,
żeby to tak wszystko wyszło. Nie gniewasz się już na mnie, prawda?
Zmarszczyłam brwi i wyjrzałam za okno, gdzie
samochód ojca właśnie wyjeżdżał z podjazdu. Po chwili zniknął za zakrętem
ulicy.
– O co miałabym się gniewać? – Potrzebowałam
chwili, żeby sobie przypomnieć.
– O Lewis Lake. O to, że powiedziałem policji o
Aidenie…
– Wiesz, w zasadzie teraz trochę cię rozumiem –
weszłam mu w słowo trochę niegrzecznie. Wreszcie wróciło do mnie, o co ostatnio
byłam zła na Wyatta. A przecież to było tak niedawno. – Chciałeś rzucić na
Aidena podejrzenia, prawda?
Wyatt prychnął w słuchawkę z niedowierzaniem.
– O czym ty mówisz, Mads? Jasne, wiem, że źle
się wobec was zachowałem, ale uważałem, że powinienem powiedzieć prawdę. Ale to
wszystko. Po co miałbym rzucać podejrzenia na Aidena? Przecież wiesz, że nie
jestem taki!
No właśnie. Tak mi się wydawało. I tym
dziwniejsze to wszystko przez to było. Miałam wrażenie, że znałam Wyatta i że
to rzeczywiście nie byłoby w jego stylu. Ale równocześnie, w jakiś sposób
pasowało. Cholera.
– Ale byłeś nad Lewis Lake tej nocy, kiedy
zabito Lucasa – zaryzykowałam.
Przez moment w słuchawce panowała cisza. A potem
Wyatt zapytał powoli, jakby ostrożnie:
– Skąd ci to przyszło do głowy, Mads?
– Bo Aiden też tam był – wyznałam. Nie było już
sensu tego ukrywać. – Kiedy odjeżdżał, Lucas jeszcze żył. I widział srebrną
hybrydę, jadącą w stronę jeziora. Znam tylko jedną osobę, która jeździ priusem.
A ty?
– I jesteś pewna, że Aiden tego nie zrobił? –
usłyszałam w odpowiedzi. Tym razem to ja prychnęłam.
– Tak, Wyatt, jestem pewna! Ufam Aidenowi. Skoro
powiedział, że tego nie zrobił, to tego nie zrobił. Uderzył Lucasa, to fakt.
Ale na pewno go nie zabił. Sądzę, że zrobił to ktoś, kto przyjechał nad jezioro
priusem. Więc pytam. Ty to zrobiłeś? Zabiłeś Lucasa? Rozumiem, że to mógł być
przypadek, Wyatt. Naprawdę. Rozumiem, że mogła się wywiązać jakaś szamotanina,
niewiele potrzeba było, żeby Lucas uderzył się w głowę, jak wtedy, gdy go
ratowaliśmy przed utonięciem. Naprawdę jestem w stanie to zrozumieć. Ale Aiden,
Wyatt? Chciałeś go wrobić? Chciałeś, żeby policja zatrzymała go zamiast ciebie?
O co w tym właściwie chodzi, co?
Na początku myślałam, że powiedziałam za dużo.
Rzuciłam bezpodstawne oskarżenie i właściwie Wyatt mógłby się za to na mnie
obrazić. Powiedziała mi to cisza w słuchawce, którą zinterpretowałam
jednoznacznie. Brakło mu słów, żeby mnie wyśmiać. W zasadzie nawet chciałam,
żeby tak było. Żeby zaprzeczył, powiedział, że przecież w ekologicznym
Elizabethtown co druga osoba jeździła priusem.
Ale Wyatt nic takiego nie zrobił. Wręcz
przeciwnie.
Wyatt milczał, a potem wreszcie powiedział:
– Muszę kończyć, Maddie.
– Nie, zaczekaj! Wyatt, ja nie chciałam… –
Cholera. Zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, w słuchawce rozległ się sygnał
przerwanego połączenia.
Obraził się? Nie chciał ze mną rozmawiać? Wcale
mu się nie dziwiłam. Poszukałam swojej kurtki i wybiegłam z domu, jeszcze
wkładając jeden z rękawów. W drugą rękę chwyciłam torbę i rozejrzałam się za
samochodem. Stał na podjeździe, tak jak zostawiłam go rano, gdy uznałam, że nie
byłam tego dnia wystarczająco spokojna, by prowadzić i poszłam na przystanek
autobusowy. Wygrzebałam z torby kluczyki i zatrzymałam się przed drzwiami po
stronie kierowcy, wahając się jeszcze.
Nie chodziło nawet o ojca. Wiedziałam, że
musiałam jechać, pogadać z Wyattem. Przeprosić go za te idiotycznie
podejrzenia. Jak mogłam chociaż przez chwilę pomyśleć, że Wyatt mógłby zabić
Lucasa?! Przecież nawet ja prędzej byłabym do tego zdolna niż on! Bałam się
jednak wsiąść za kierownicę. I naprawdę się za to nienawidziłam. Nie mogłam
pozwolić, żeby ta idiotyczna słabość przeszkadzała mi w normalnym
funkcjonowaniu, w codziennym życiu. Jeździłam już przecież! Dlaczego więc
właśnie teraz, kiedy najbardziej tego potrzebowałam, miałam problem, żeby
wsiąść do tego cholernego samochodu?!
– Wszystko w porządku, Mads?
Byłam tak zajęta własnymi myślami, że nie
usłyszałam nawet kroków Aidena za sobą. Odwróciłam się do niego wściekła, z
frustracją wylewającą się ze mnie na wszystkie strony. Miałam w tamtej chwili
naprawdę dość.
– Nie, nie jest w porządku! – krzyknęłam, zanim
zdążyłam się opanować. – Oskarżyłam właśnie Wyatta o zamordowanie Lucasa i nic
dziwnego, że się rozłączył! A teraz nie mogę nawet pojechać do niego i go
przeprosić, bo boję się wsiąść do tego pieprzonego auta! Co za cholerna
bzdura…!
Aiden chwycił mnie za rękę i do siebie
przyciągnął. Jego uspokajające spojrzenie podziałało na mnie niczym zimny
prysznic. Odetchnęłam drżąco, chwytając go drugą ręką za przedramię.
Wystarczyła chwila w jego obecności i już nieco się uspokoiłam. Zapewne pomogła
też dłoń Aidena, gładząca mnie delikatnie najpierw po ramieniu, a potem po
policzku. I ciepło rozlewające się we mnie pod wpływem jego dotyku.
– Daj mi kluczyki – poprosił spokojnie, łagodnym
tonem. Byłam pewna, że takiego samego użyłby wobec narowistego konia. – Zawiozę
cię do Wyatta.
Bez namysłu wcisnęłam mu kluczyki w dłoń. Jak
dobrze było oddać komuś prowadzenie, choćby chodziło tylko o samochód. I choćby
tylko na chwilę.
Aiden zaprowadził mnie do samochodu, otworzył
przede mną drzwi i pomógł usiąść w fotelu pasażera. W innej sytuacji pewnie
wściekłabym się na niego, że traktował mnie jak kalekę, ale w tamtej chwili
naprawdę tak się czułam. Już po chwili ruszył z podjazdu i wyjechał na ulicę, a
prowadził jak zwykle pewnie, spokojnie. Już sam jego widok za kierownicą mnie
uspokajał.
Kogo ja chciałam oszukać. Nie było takiej opcji,
żebym kiedykolwiek czuła się za kierownicą tak jak Aiden. Widocznie tak już po
prostu musiało być. Ja musiałam bać się jeździć, a on musiał mieć
klaustrofobię. Niektórych rzeczy po prostu się nie przeskoczy.
Choćbym bardzo chciała.
Nie, to nieprawda, powiedział mi jakiś głosik
wewnątrz mnie. To da się przeskoczyć. Takie rzeczy można przezwyciężyć. Ale nie
wystarczy chcieć. Potrzeba też czasu i cierpliwości, i spokoju, a tego ostatnio
nie miałam za dużo. Nic dziwnego, że w zdenerwowaniu uaktywniła się moja fobia.
Dobrze, że miałam kogoś, kto potrafił mi z tym pomóc, choćby przejmując prowadzenie.
– Naprawdę myślisz, że Wyatt mógł zabić Lucasa?
– usłyszałam po chwili spokojny głos Aidena. Wzruszyłam ramionami.
– Sama już nie wiem, co myśleć. Przez moment mi
to pasowało. Hybryda nad jeziorem… Wyatt jeździ priusem. To był strzał w
ciemno. Pasowało, to że wcześniej rzucił na ciebie podejrzenia. A przynajmniej
pasowałoby, gdyby nie chodziło o Wyatta.
– Nie znam go, więc trudno mi się wypowiedzieć –
odpowiedział Aiden, skręcając w główną drogę. Wpatrywałam się w jego dłonie
pewnie trzymające kierownicę i tak bardzo się cieszyłam, że pojechał ze mną.
Szybkim ruchem odrzucił głową spadające mu na oczy ciemne włosy. – Ale ty go
znasz, Mads. Powinnaś wiedzieć, czy byłby do tego zdolny.
– Ale do czego? – Westchnęłam z frustracją. –
Aiden, to mogła być zbrodnia w afekcie. I najpewniej tak właśnie było. Więc
teoretycznie… teoretycznie mógłby go zabić każdy, kto miałby wystarczająco
siły. Wyatt na pewno ją ma.
– Ale dlaczego? – Aiden, trzeba mu to było
przyznać, myślał dużo bardziej racjonalnie ode mnie. Byłam mu za to wdzięczna.
– Jaki miałby powód, żeby jechać nad jezioro i kłócić się z Lucasem? Rozumiem
siebie, bo chodziło mi o ciebie. Ale Wyatt? Jaki mógłby mieć wtedy powód? Jest
twoim przyjacielem, jasne, ale przecież nie słyszał chyba, co wtedy wygadywał
Thorne?
Przeczesałam włosy dłońmi i odparłam z
frustracją:
– Właśnie w tym problem, że nie wiem, Aiden.
Niby znam Wyatta, niby spędzam z nim sporo czasu, a tak naprawdę nie wiem, jaką
mógłby mieć motywację. Nie mogło przecież chodzić o mnie, prawda? Jesteśmy
tylko przyjaciółmi. Poza tym powiedziałam mu, co zrobił mi Lucas, kiedy
jechaliśmy wtedy do domu po imprezie. Wyatt był… No dobrze, był niezadowolony,
lekko zszokowany, było mu przykro i żal. Ale na pewno nie wpadł w furię, która
kazałaby mu jechać nad Lewis Lake bić się z Lucasem. Zresztą… Nie wszystko musi
kręcić się wokół mnie. To, że Lucas zginął akurat po waszej bójce z mojego
powodu, jeszcze nie oznacza, że musiało chodzić o mnie. Ale nie wiem, o co
mogłoby chodzić Wyattowi.
W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że w gruncie
rzeczy niewiele wiedziałam o swoim przyjacielu i zrobiło mi się głupio. Czy
miał jakieś inne zatargi z Lucasem? Czy istniał jakikolwiek powód, dla którego
tamtej nocy Wyatt wsiadł w samochód i pojechał nad jezioro? Nie miałam pojęcia.
A przecież poza oceną charakteru Wyatta, liczyła się przede wszystkim
motywacja. Oczywiście, fakt, że o niej nie wiedziałam, nie oznaczał jeszcze, że
nie istniała. Ale ciągle miałam wątpliwości. No bo dlaczego Wyatt miałby w ogóle napadać na Lucasa?
– A Wyatt… Nic nie odpowiedział? Po prostu się
rozłączył? – indagował dalej Aiden, jakby uznając, że był w stanie sam dojść do
odpowiednich wniosków. Pokiwałam głową.
– Tylko tyle, że musi kończyć. Nie brzmiał wtedy
na złego czy obrażonego moimi podejrzeniami… Brzmiał tak jak zwykle. Jak Wyatt.
– Zastanowiłam się chwilę. – Tylko… był przejęty. To na pewno.
– Wcale się nie dziwię – prychnął Aiden,
przyspieszając, gdy wyjechaliśmy już poza centrum miasta. – W końcu przyjaciółka
oskarżyła go o morderstwo. W dodatku najwyraźniej coś w tym musi być.
Na tę myśl zabolało mnie serce. Chociaż sama to
przecież rozważałam, wcale nie chciałam, żeby to była prawda. Żeby to Wyatt był
mordercą, jakiekolwiek okoliczności by temu nie towarzyszyły. Był jedyną osobą
poza Aidenem, która trwała przy mnie od początku do końca, zawsze stawał po
mojej stronie, chociaż przecież nie musiał. I robił to całkowicie
bezinteresownie, po prostu dlatego, że uznał mnie za przyjaciółkę. Tym bardziej
czułam, że musiałam to wyjaśnić. A jeśli się pomyliłam, oczywiście też
przeprosić.
Wiedziałam, że Aiden nie chciał, żeby to
zabrzmiało źle. Nie chciał, żebym jeszcze bardziej się zaczęła przejmować. Ale
tak po prostu było. Nie potrafiłam się nie przejmować.
– Wiesz… dobra z ciebie dziewczyna. Od początku
widziałem to w twoich oczach. – Aiden uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco znad
kierownicy. – Nie powinnaś tak bardzo się tym przejmować. Przecież wiesz, że
jesteś usprawiedliwiona. Rozumiem, że nie chcesz, żeby to był Wyatt… Ale
naprawdę nie masz na to wpływu. Jeśli to był on, policja musi się o tym
dowiedzieć, przecież wiesz. I to nie ze względu na mnie.
Pokiwałam głową, próbując zignorować ucisk w
piersi. Miał rację. Mimo wszystko nie potrafiłam jednak mu odpowiedzieć.
Kiedy podjechaliśmy pod dom Wyatta, nie
zobaczyłam priusa na podjeździe. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Samochód
mógł być zamknięty w garażu albo używać mógł go ktoś z rodziny. Miałam jednak
wrażenie, że nie zastaniemy Wyatta w domu.
– Jesteśmy. I co teraz? – Odruchowo spojrzałam
na Aidena, który spokojnie czekał za kierownicą. Szarpnęłam za klamkę.
– Teraz ty poczekaj tu na mnie, proszę. Pójdę tam
sama. Mama Wyatta mnie zna.
Chyba chciał protestować, ale nie dałam mu
okazji; wyskoczyłam z auta i zatrzasnęłam za sobą drzwi, zanim zdążył
odpowiedzieć. W kilku susach dobiegłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Prosiłam
w myślach, żeby Wyatt był w domu. W zasadzie nie wiedziałam, dlaczego tak się denerwowałam,
ale miałam złe przeczucie. Niepotrzebnie do niego dzwoniłam. Niepotrzebnie w
ogóle powiedziałam mu, co Aiden zobaczył nad jeziorem.
Drzwi otworzyła mi mama Wyatta. Trzymała przy
uchu telefon i miała dziwną minę, jakby czymś się martwiła.
– Nie wiem, Alec… Nic z tego nie rozumiem…
Na mój widok zmusiła się do uśmiechu i odsunęła
komórkę, zasłaniając głośnik ręką i urywając w pół zdania. Włożyłam ręce do
kieszeni kurtki.
– Dzień dobry, pani S., jest Wyatt?
– Niestety, nie ma go, kochanie – odparła i
potrząsnęła głową. – Minęliście się dosłownie o minuty.
O minuty. Cholera. Naprawdę chciałabym, żeby to
głupie przeczucie było tylko przeczuciem. Ale to przecież nie mogła być prawda…
– Wie pani, gdzie pojechał? – Matka Wyatta
zmarszczyła brwi; głową wskazałam podjazd. – Chyba wziął samochód, prawda?
– Tak, ale… Nie wiem, dokąd…
– Pojechał na policję, prawda? – Te słowa same się
ze mnie wydostały. – Powiedział pani…
– Skąd wiesz? – Pani Smith chwyciła mnie nagle
za ramię i nieco do siebie przyciągnęła. – Nic nie chciał mi wyjaśnić. Powiedział
tylko, że musi coś załatwić na policji i że pożycza samochód. Nie zdążyłam go
nawet dogonić. Wyglądał tak… Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie! Jakby
coś naprawdę się stało. Coś wiesz na ten temat, Maddie? Dlaczego…
– Nie wiem, pani S., naprawdę. – No proszę,
miałam już najwidoczniej dużą wprawę, skoro kolejne kłamstwa tak łatwo mi
przychodziły. – Po prostu… rozmawiałam z Wyattem przez telefon i też wydawało
mi się, że coś było nie tak. Przepraszam. Nie będę… pani niepokoić. Na pewno
wszystko się wyjaśni.
Odsunęłam się, wyswabadzając ramię z jej
uścisku, i patrząc w jej niespokojne oczy, tak samo brązowe jak Wyatta,
pomyślałam, że tym razem nie kłamałam z konieczności. Kiedy zatajałam pewne
fakty przed ojcem, miałam wrażenie, że tak będzie dla nas lepiej, że prawda
utrudniłaby mi życie. Tym razem jednak kłamałam, bo nie potrafiłam pani Smith
powiedzieć prawdy. Nie umiałam jej powiedzieć, że Wyatt najprawdopodobniej
wybrał się na policję, żeby przyznać się do morderstwa.
To było dosyć oczywiste i nie widziałam innego
rozwiązania. Wytknęłam mu, że był wtedy nad jeziorem, więc uznał, że dalsze
ukrywanie się nie miało sensu. I chociaż wiedziałam, że to było słuszne, ze
jeżeli rzeczywiście zabił Lucasa, powinien był ponieść konsekwencje, i tak
miałam do siebie żal. Myśli przelatywały mi przez głowę z prędkością światła,
gdy powoli wracałam do Aidena, do samochodu. Może powinnam była inaczej
poprowadzić tę rozmowę, a nie tak, jakbym oskarżała Wyatta? Może w ogóle nie
powinnam była dzwonić, tylko po prostu do niego pojechać? Może… może to wcale
nie było tak? Może on tego wcale nie zrobił?
Ale gdyby nie, po co w takim razie jechałby na
policję?
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej wydawało
mi się to niemożliwe. Wyatt nie mógłby zabić Lucasa. Pomijając już jego charakter,
po co miałby to robić? Nie miał przecież żadnego sensownego powodu!
– Jedź na policję – rzuciłam, kiedy z powrotem
wsiadłam do samochodu. Aiden posłał mi zatroskane spojrzenie.
– Mads, może…
– Jedź na policję, Aiden! – przerwałam mu tonem,
który bardzo mi się nie spodobał. Za głośno krzyczałam i zbyt byłam
rozhisteryzowana. Odetchnęłam głęboko, usiłując się uspokoić. – Wyatt pojechał
na policję. Muszę się dowiedzieć, po co.
– Mads… Jeśli Wyatt pojechał się przyznać, to
nie jest twoja wina – odparł Aiden ostrożnie, jakby bał się, że w końcu wybuchnę.
Po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na karku. – Jeśli to zrobił, to i tak,
gdybyś ty mu tego nie wytknęła, policja prędzej czy później by to odkryła. Musisz
przecież wiedzieć…
– On nie mógł tego zrobić, jasne? – Tym razem to
ja weszłam mu w słowo. – Wyatt nie jest taki. I po co, na litość boską, miałby
w ogóle tam jechać i kłócić się z Lucasem?! A nawet zakładając, że to zrobił,
że tam pojechał… On nie mógłby…
– Mads, sama przyznałaś, że śmierć Lucasa mogła
być przypadkiem – przypomniał mi bezlitośnie. – To całe morderstwo… To tak
naprawdę mógł być przypadek. Wyatt nie musi mieć morderczych skłonności, żeby
to zrobić.
– Ale… – Chwyciłam palcami za nasadę nosa,
usiłując się skupić, przez głowę jednak przelatywało mi tyle myśli, że trudno
było odnaleźć te właściwe. – Wyatt nie jest taki, Aiden. Gdyby naprawdę zabił
Lucasa, próbowałby go ratować, dzwoniłby na pogotowie, przyznałby się od razu,
zamiast ukrywać, że w ogóle tam był. On nie mógł…
– Może był w szoku – przerwał mi znowu Aiden spokojnie,
a jego chłodna logika jeszcze bardziej wyprowadzała mnie z równowagi. – Takie
rzeczy się zdarzają. Kiedy przydarza nam się coś okropnego, nie zawsze
zachowujemy się racjonalnie, Mads. Niektórzy chowają się do szafy, a inni
uciekają.
Tym nawiązaniem do swojej własnej przeszłości
całkowicie mnie rozbroił. Nie potrafiłam z nim się kłócić, kiedy rzucał takim
tekstem. Odsunęłam wreszcie dłoń od twarzy.
– Zawieź mnie na policję, Aiden – poprosiłam już
nieco spokojniejszym tonem głosu. – Ja… ja muszę to wiedzieć.
– Nawet jeśli nie będziesz potrafiła się z tym
pogodzić?
Wzruszyłam ramionami. Jakie to miało znaczenie? Musiałam
znać prawdę, zamiast się tylko wszystkiego domyślać, tylko to się liczyło. To,
czy zamierzałam w tę prawdę uwierzyć, było już inną kwestią. Ale przekonałam się
już przecież, że niezależnie, kto zabił Lucasa, pewnie i tak nie miałam w to
uwierzyć. Chyba po prostu miałam zbyt dobre zdanie o ludziach ogólnie.
– To nie ma znaczenia – odpowiedziałam więc po
chwili. – Inaczej te domysły mnie zabiją, więc proszę, po prostu… jedź.
Aiden milczał jeszcze przez chwilę, wpatrując się
we mnie uważnie, aż zaczęłam mrugać. W końcu jednak zabrał dłoń z mojego karku
i odpalił auto.
– Zapnij pasy – polecił łagodnie. Przez chwilę
szarpałam się z nimi bezsilnie, bo za każdym razem blokada uniemożliwiała mi
ich wyciągnięcie, czemu Aiden przyglądał się z pewnym pobłażaniem. – I proszę,
spróbuj się trochę uspokoić. Nic z tego nie jest końcem świata.
Niby miał rację. Ale i tak czułam się źle.
Zwłaszcza wiedząc, że jechałam na spotkanie
prawdy, której wcale nie chciałam znać.
***
Kiedy Aiden zatrzymał samochód pod moim domem,
od razu wiedziałam, że miałam kłopoty – auto taty stało już na podjeździe. Mało
mnie to jednak w tamtej chwili obchodziło. Kiedy Aiden pocałował mnie, zanim
sobie poszłam, pomyślałam wprawdzie, że nie chciałam się z nim rozstawać, ale w
gruncie rzeczy marzyłam o tym, żeby wreszcie zostać sama.
Powlokłam się w stronę domu, ale drzwi otworzyły
się, zanim jeszcze do nich doszłam. Najwyraźniej tata czekał na mnie bardzo
niecierpliwie – i przy oknie.
– Maddison, co ty, do diabła, wyprawiasz?! – Nie
wiedziałam, czy nie zauważył, że nie prowadziłam auta sama, czy zauważył, ale
nie uznał za ważne pytać o powody, i w tamtej chwili było mi to obojętne. Rypnęło
się już tyle, że nie mogłoby być gorzej, gdyby tata dowiedział się jeszcze i o
moim problemie z kierowaniem jakimkolwiek pojazdem. – Kazałem ci zostać w domu!
A ty nawet nie dałaś znaku życia, nie zadzwoniłaś, że wychodzisz, nie wzięłaś
nawet komórki…!
Zatrzymałam się w pół kroku i zmarszczyłam brwi,
przyglądając się ojcu. Tak naprawdę nie wyglądał na wściekłego, raczej na zaniepokojonego.
– Przepraszam – wymamrotałam, mijając go w
drzwiach i wchodząc do salonu. – Nie miałam do tego głowy.
– Nie miałaś głowy? Nie miałaś do tego głowy?! –
powtórzył z niedowierzaniem, po czym zatrzasnął za nami drzwi. – Ja już
naprawdę nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać. Przy tym wszystkim, co się teraz
dzieje, jak zachowują się wobec ciebie dzieciaki ze szkoły, przy zabójcy na
wolności, ty postanowiłaś tak bez słowa gdzieś sobie pojechać?! Nic mi o tym
nie mówiąc?!
Usiadłam ciężko na kanapie i rzuciłam obok
siebie torbę. Potarłam palcami oczy, ale nadal mnie piekły, nic nie mogłam na
to poradzić. Chciało mi się płakać.
– Morderca już nie jest na wolności –
zaprotestowałam słabo. Tata zaskoczył dopiero po chwili.
– Co… ale jak to? Co się stało?
Podniosłam na niego wzrok, a chociaż był on
nieco zamglony, obiecałam sobie, że nie będę płakać. Nie z takiego powodu.
– Wyatt zgłosił się na policję, tato. Przyznał się
do zabicia Lucasa.
Nie wiem czemu, ale nie wierzę, że Wyatt to zrobił. Nawet w afekcie.
OdpowiedzUsuńCiągle mam przeczucie, że będzie to najmniej podejrzewana osoba (zazwyczaj tak jest w serialach kryminalnych - osoba, której się nawet nie podejrzewa, okazuje się zabójcą XD).
Nie zdziwiłabym się, jakby to była Harper (choć była jego byłą więc to w sumie mogłoby być logiczne), Carrie albo nawet Bree.
Ale nie Wyatt.
Nawet tę całą panią Clayton i ciotkę Aidena podejrzewam.
Ale Wyatt?
Ale mi namieszałaś w głowie XD
A tak w ogóle, to nie przeszkadzają mi długie przerwy tzn. fajnie by było gdyby rozdziały były częściej, ale ważne, że w ogóle się pojawiają i nie zaprzestajesz tego pisać :)
Pozdrawiam cieplutko! :)
Az tak mnie to nie zdziwiło. To znaczy...troche tak,ale głownie chodzi o to,ze chcialam, zeby Wyatt pozostał nieskalany,a tu najwyrazniej nici z moich chęci xD wydaje mi sie, ze wyattowi podoba się narratorka. Nie usprawiedliwia to rzecz jasna jego czynu,o ile to faktycznie on zabił Lucasa,ale moze to tłumaczyć,dlaczego mogłby sie az tak zdenerwować na Lucasa. Bo nie sądzę, zeby on zaplanował to morderstwo. Boże,jesli to zrobił,tk juz w ogole strace wiarę w ludzi. No ale przynamniej Aiden zachowuje się dokładnie tak,jak chciałam, zeby się zachowywał :) z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdział i akcję w nim zawarta
OdpowiedzUsuńŻyjesz jeszcze na Goldrushed?
OdpowiedzUsuńHistoria jak z kryminały ;) czekam na następny rozdziel ♡
OdpowiedzUsuńz jednej strony ciężko uwierzyć, że to W. zabił Lucasa, ale z drugByiej dlacze go niby nie? Przecież nie zostało nigdzie napisane, że to bestialski mord. Zwyczajnie coś się sypnęło i przez przypadek L. zginął. Być może tak naprawdę do końca nie poznaliśmy Wyatta i ten obraz, który mam w głowie jest zwyczajnie zbyt dobry. przecież to możliwe. Może to była zwykła rozmowa.Cokolwiek?
OdpowiedzUsuńOk, mimo wszystko i tak trudno mi w to uwierzyć. Mam wrażenie, że to tak mocno nie pasuje mi do W. To zrzucenie winy na Aidena, własciwie samo zatajenie tego, co się wydarzyło jakoś mi nie pasuje, ale po co miałby kłamać w czymś tak bardzo ważnym? Tu nie chodzi o karę w szkole a o prawdziwą karę!
Mam nadzieję, że już niebawem wszystko się wyjaśni i jeżeli W. to zrobił to chciałabym poznać jego motywy i może lepiej jego, tak by to jakkolwiek zrozumieć. Narazie jestem po prostu w szoku.
Pozdrawiam!