– To jest po prostu skandaliczne. Złożę skargę
na tego waszego dyrektora, zobaczysz. Żeby robić coś takiego…! Wyrzucać cię ze
szkoły, zamiast na poważnie zająć się problemem! Nie mieści mi się to w głowie.
Jak oni w ogóle wpadli na podobny pomysł?!
Słuchałam ojca jednym uchem, bawiąc się komórką
i co chwila spoglądając za okno samochodu. Jechaliśmy do domu, ojciec całą
drogę złorzeczył na system edukacji i konkretniej moją szkołę, która zamiotła
pod dywan problem Aidena i mnie, a ja potakiwałam mu w odpowiednich momentach,
kiwałam głową i udawałam, że mnie to obchodziło. Naprawdę jednak obchodziło
mnie co innego.
Aiden. Aiden wyszedł do domu. Jak, do diabła,
miałam w obecnej sytuacji spotkać się z nim i porozmawiać?
– Cieszę się, że jesteś po mojej stronie –
mruknęłam, kiedy wreszcie tata zamilkł na chwilę, by zaczerpnąć oddechu. Gdybym
nie myślała bez przerwy o Aidenie, zapewne zmartwiłabym się, że w końcu się
udusi albo zatchnie. Albo dostanie zawału, tak bardzo był czerwony na twarzy. –
Ale daruj sobie skargi na dyrektora. To nic nie da.
– Nic nie da? – zaperzył się. – Jeszcze
zobaczymy, czy to nic nie da! Mads, masz siedemnaście lat, musisz chodzić do
szkoły! Wysyłanie cię do domu w tej sytuacji nie jest rozwiązaniem problemu,
tylko unikaniem go!
– Tato, ktoś na szafce napisał mi czerwoną
farbą, że jestem dziwką mordercy – prychnęłam, po czym wywróciłam oczami, gdy
się skrzywił. Nie podobało mu się to słowo w moich ustach. – Jak, twoim
zdaniem, dyrekcja powinna rozwiązać ten problem? Nikt tutaj nigdy w życiu nie
wyda sprawców! Oni po prostu się boją, że mogłoby mi się stać coś złego. Że
ktoś mógłby nie wytrzymać i obić mnie zamiast Aidena.
– To nie jest normalne – odparł tata z
przekonaniem, w którym słyszałam też odrobinę niepokoju; zapewne wywołała go
wizja mnie pobitej przez kolegów ze szkoły. – Od początku nie powinni byli na
coś takiego pozwalać. Na takie zachowania względem Aidena. Nic dziwnego, że
teraz wszyscy pozwalają sobie na wszystko, skoro przekonali się, że nikt ich
nie ukarze!
– W każdej szkole tak jest – wymamrotałam, bo
wcale nie chciałam wdawać się w dyskusję dotyczącą naszego systemu szkolnictwa.
– W każdej szkole są nielubiani uczniowie, prześladowani przez innych.
Niepełnosprawni, biedni, o innej orientacji seksualnej, religii albo
narodowości, to tylko zależy od regionu i szkoły. I większość szkół z tym nie
walczy. Jasne, jawna agresja zawsze jest karana. O ile wydarzy się na oczach
nauczyciela. Ale poza tym? Raz byłam świadkiem, jak paru uczniów wrzuciło
Aidena do kontenera na śmieci. Myślisz, że poza mną ktoś zareagował? Pewnie, że
tak nie powinno być. Ale to nie jest czas i miejsce na korygowanie błędów
wychowawczych. Takie zmiany należy wprowadzać od podstaw, od początku, a nie
gasić pożar, kiedy stało się coś złego. Teraz dyrekcja nie jest już w stanie
nic zrobić ani mnie ochronić. Jasne, nikt nic mi nie zrobi na oczach
nauczycieli, ale poza tym? Prawdę mówiąc, sama nie jestem już pewna.
Zamyśliłam się na moment nad karierą, jaka stała
się moim udziałem w szkole w Elizabethtown. Wciągnięta od początku do
towarzystwa przez Carrie i Harper, będąca obiektem zainteresowania Lucasa,
momentalnie wszyscy zaczęli mnie lubić. A nawet jeśli nie lubić, to interesować
się mną i mieć jakieś tam poważanie. A potem ta afera z Aidenem. I momentalnie
front się odwrócił, a ja z interesującej nowej, z którą warto się zaprzyjaźnić
stałam się tą, do której lepiej się nie zbliżać, a jeszcze lepiej zwyzywać na
korytarzu. Aiden ostrzegał mnie, że tak będzie, a i tak mnie na to nie
przygotował. Chyba zwyczajnie do ostatniej chwili jednak mu nie wierzyłam. Nie
wierzyłam, żeby to w ogóle było możliwe.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że w
samochodzie zapadła dziwna cisza. Gdy zerknęłam na ojca, stwierdziłam, że
wpatrywał się w jezdnię ze zmarszczonymi brwiami, jakby usilnie nad czymś
myśląc. Nie miałam już sił martwić się, czy to był dla mnie dobry znak.
Mentalnie wzruszyłam na to ramionami. Czy w ogóle mogło być jeszcze gorzej?
Tata odezwał się, dopiero gdy dojechaliśmy do
domu. Ledwie zgasił silnik po zaparkowaniu na podjeździe, chwyciłam za klamkę i
chciałam wysiąść, ale właśnie wtedy dotarł do mnie jego już trochę
spokojniejszy głos:
– Wiesz, w pewnym sensie masz trochę racji,
Mads. I rozumiem też, dlaczego nie chciałaś mi o wszystkim powiedzieć. Szkoda
tylko, że nie miałaś do mnie więcej zaufania, może wtedy sprawy ułożyłyby się
inaczej.
Tata chyba się przeceniał. Niby jak inaczej?
– Rozumiem też, że nie mogłaś przewidzieć tego,
co się stało, pewnym sytuacjom jednak mimo wszystko mogłaś zapobiec. A skoro
już naważyłaś tego piwa, musisz je teraz wypić – kontynuował tata, na co tym
razem ja się skrzywiłam. Czyżby nadciągała kolejna pogadanka? – Przede
wszystkim więc musimy się dowiedzieć, co naprawdę na temat śmierci Lucasa wie
Aiden. Ufasz mu?
Wahałam się ułamek sekundy, tata nawet tego nie
dostrzegł. Zaraz potem gwałtownie pokiwałam głową.
– Dobrze, więc pierwsze, co musimy zrobić, to
przekonać się, na czym stoimy. Pozwolę ci porozmawiać z Aidenem, Mads. Ale to
musi się odbyć w naszym domu, w salonie. I chcę być przy tej rozmowie.
O rany, to już i tak było dużo. I pierwszy raz
czułam, że tata faktycznie był po mojej stronie. A skoro okazał tyle dobrej
woli, chociaż wcale nie musiał, nie mogłam postąpić inaczej. Musiałam
powiedzieć mu prawdę. Zwłaszcza że i tak wyszłaby na jaw podczas rozmowy z
Aidenem, a wtedy ojciec nie byłby szczęśliwy, że kolejny raz go okłamałam.
– Dobrze – zgodziłam się więc, wyjątkowo
potulnie. – Ale… muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć. Tylko najpierw obiecaj,
że nie zmienisz zdania.
– Pozwoliłem ci na to spotkanie, więc już tego
nie cofnę – zadeklarował ku mojej uldze. – O co chodzi, Mads?
– Ja myślę… Tato, ja myślę, że Aiden był tamtej
nocy nad jeziorem. Że spotkał się wtedy z Lucasem. Nie wierzę, żeby go zabił.
Ufam mu, a poza tym… Widziałam go zaraz po powrocie. Niemożliwe, żeby to
zrobił, zobaczyłabym coś wtedy. Poznałabym. Przecież nie mógłby być tak całkiem
pozbawiony wyrzutów sumienia, prawda? Ale… Ale był tam. Powinieneś o tym
wiedzieć.
Tata znowu przez moment nie odpowiadał,
przyglądając mi się z namysłem. A w końcu, ku mojemu kolejnemu zdziwieniu,
odparł:
– Dobrze, więc o to też go zapytamy. Zobaczymy,
co będzie miał sensownego do powiedzenia. Mads, nie zrozum mnie źle. Ufam ci,
więc skoro ty mu ufasz, daję Aidenowi kredyt zaufania. Ale to nie znaczy, że
wszystko już jest w porządku. Nadal uważam, że zachowałaś się okropnie i nadal
mam do ciebie pretensje. Nadal też uważam, że po wyjaśnieniu tej kwestii
powinniśmy się stąd wyprowadzić, bo w innej szkole będzie ci zwyczajnie lepiej.
Ale nie możemy wszystkiego załatwić naraz, więc… gaśmy pożar, jak to sama
określiłaś. Zaczniemy od Aidena. Poznam go i sam zobaczę, czy możemy mu ufać.
Dopiero potem zajmiemy się kolejnymi sprawami. W porządku?
Z trudem pokiwałam głową, czując się tak, jakby
jakiś wielki ciężar spadł mi nagle z serca. Póki to się nie stało, nie
wiedziałam nawet, jak dobrze było zrzucić na kogoś choć część
odpowiedzialności. Choć w jednej sprawie pozwolić podjąć decyzje komuś innemu.
Nigdy wcześniej nie byłam do tego przyzwyczajona, bo przecież zawsze miałam
mamę. Mamie mogłam mówić wszystko. Z tatą… do tej pory było inaczej. I ta
zmiana była naprawdę przyjemna.
– Dzięki – szepnęłam, zirytowana faktem, że
przez ściśnięte gardło nie potrafiłam wydobyć z siebie głośniejszego tonu.
Cholera. Od kiedy to zrobiłam się taka sentymentalna? – Dzięki, że mi
uwierzyłeś, tato.
– Tobie. Nie jemu – podkreślił. – O nim podejmę
decyzję po naszej rozmowie. Aiden powinien niedługo wyjść z aresztu…
– Już go wypuścili – weszłam mu w słowo. –
Napisała do mnie Brianna… Jego przyjaciółka. Podobno wyszedł godzinę temu.
– I sam do ciebie nie zadzwonił? – zdziwił się
tata. Roześmiałam się gorzko.
– Znając Aidena, kontynuuje tę krucjatę
samoumęczania się i znowu doszedł do wniosku, że nie jest dla mnie odpowiednim
towarzystwem. Że na znajomości z nim straci moja reputacja w szkole. No wiesz,
że ludzie przestaną mnie lubić.
– Nawet miał rację.
– A ja nie dałam się odstraszyć wcześniej i na
pewno nie dam teraz – odparłam przez zęby, po czym szarpnęłam wreszcie klamkę i
wyskoczyłam z auta. – Zaraz sama do niego zadzwonię. Powiem mu, żeby wpadł.
– Przecież mieszkamy obok – przypomniał mi tata
z pewnym znudzeniem, ale i odrobiną rozbawienia. – Po co dzwonić? Po prostu tam
chodźmy.
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej
wody. Może też odrobinkę przesadzałam. Może dałam się wciągnąć w moją własną
krucjatę, krucjatę pomocy Aidenowi, staniu za nim murem za wszelką cenę i byciu
głuchym na wszelkie argumenty rozsądku, co miało chyba więcej wspólnego z moim
uporem niż jakimkolwiek uczuciem, jakie wobec niego żywiłam. To ślepe zaufanie,
o którym przekonywałam tatę, nie było wcale dobre i co więcej – nie byłam nawet
pewna, czy prawdziwe. Gdzieś głęboko upchnęłam tę niewielką cząstkę mnie, która
zastanawiała się, dlaczego właściwie Aiden nie powiedział mi o spotkaniu z
Lucasem. I chyba właśnie z powodu tej cząstki na zewnątrz działałam jeszcze
gwałtowniej, jeszcze bardziej bez głowy, upierając się przy niewinności Aidena
z wyrzutami sumienia, że w ogóle mogłam w niego wątpić. Sama się nakręcałam.
Spokój taty przypomniał mi, że wcale nie musiało
tak być. Że chłodnym rozsądkiem na pewno zdziałam więcej. I że niezależnie od
tego, jaka miałaby być prawda, musiałam ją znać. Wszystko było lepsze od
niewiedzy.
Schowałam wreszcie komórkę do torby i za ojcem
podążyłam przez trawnik ku wejściu do sąsiedniego domu. Samochodu Aidena nie
było na podjeździe, ale nie dałam się temu zwieść: w końcu aresztowano go
prosto ze szkoły, chevrolet pewnie nadal stał na tamtejszym parkingu. Miałam
tylko nadzieję, że nie przeżył spotkania bliskiego stopnia z tymi samymi
ludźmi, którzy upiększyli mi szafkę. Szafki przynajmniej nie było mi szkoda.
Tata zadzwonił do drzwi, a mnie pozostało
denerwowanie się, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego się denerwowałam. Że go
zastanę? Że go nie zastanę? Że powie mi, że między nami koniec? Że powie mi, że
jednak zabił Lucasa? W to ostatnie nie wierzyłam. Więc chyba musiał chodzić o
to przedostatnie. Zwłaszcza że od niedawna byłam przekonana, że naprawdę go
kochałam. Jasne, miałam siedemnaście lat i niewiele wiedziałam o miłości. Ale
to uczucie wydawało się takie bardzo… prawdziwe.
Tak bardzo bolało mnie przez niego serce. Tak
bardzo za nim tęskniłam. Tak bardzo chciałam, żeby powiedział, że wszystko
będzie dobrze, że nie zrobił nic złego i policja o tym wiedziała. Tak bardzo
chciałam… po prostu z nim być. Bez świadków, bez krzywych spojrzeń i ludzi,
przed którymi musielibyśmy się kryć. Jasne, to mogło być sto tysięcy innych
rzeczy niż miłość. Ale ja wiedziałam swoje.
Serce stanęło mi na moment, gdy drzwi w końcu
się otworzyły. Na progu stał Aiden.
Chciałam natychmiast rzucić mu się na szyję, ale
zdążyłam tylko usztywnić mięśnie; nie zrobiłam ani jednego ruchu w jego stronę,
widząc jego minę. Już nawet nie chodziło o to, jak wyglądał. A wyglądał dobrze:
najwyraźniej po powrocie z aresztu zdążył się wykąpać, bo przydługie włosy miał
wilgotne, był ubrany swobodnie i inaczej, niż gdy widziałam go ostatnim razem,
w ciemne dresy i luźny T–shirt. Chodziło o to, jak na mnie patrzył. W jego
wzroku była tęsknota, owszem, ale i więcej dystansu, niż pamiętałam z naszych
pierwszych spotkań. A może po prostu one zatarły mi się już w pamięci, a to
spojrzenie, które złapałam w tamtej chwili, było tak boleśnie świeże, że
dlatego wydawało mi się gorsze. Że dlatego zabrakło mi oddechu.
Ale nie zamierzałam się poddawać. W końcu Aiden
nie pierwszy raz robił coś takiego. Zamykał się. Od początku o niego walczyłam
i udawało mi się. Teraz też musiało się udać.
– Dzień dobry, panie Monroe – odezwał się Aiden,
odsuwając się od drzwi. – Cześć, Mads. Wejdziecie? Moja ciotka wróciła już do
pracy.
Tata kiwnął głową i po chwili znaleźliśmy się w
salonie, który pamiętałam z jednej ledwie wizyty. Tata rozglądał się ciekawie
po pomieszczeniu, ale ja mogłam patrzeć tylko na Aidena, który unikał mojego
wzroku. Bez słowa przypatrywałam się mu, gdy oficjalnie przedstawił się tacie i
gdy ten mu odpowiedział. Nadal nie odzywałam się, gdy Aiden poprosił, żebyśmy
usiedli na kanapie i zaproponował nam coś do picia (potrząsnęłam tylko głową; i
tak miałam za bardzo ściśnięte gardło, by cokolwiek przełknąć). Chciałam
zapytać go o tysiąc rzeczy. Chciałam pocieszyć, zapewnić, że wszystko się
dobrze skończy, chciałam go przytulić i pocałować, ale nie mogłam. I obecność
ojca nie miała tu nic do rzeczy.
Dżihad podbiegł do mnie, merdając wesoło ogonem,
po czym zajął miejsce na podłodze przy moich nogach, cały czas domagając się
pieszczot. Drapałam go odruchowo po pysku i grzbiecie, zauważyłam też
mimochodem, że wyglądał lepiej. Był jakby szczęśliwszy, bardziej ożywiony, ale
też trochę lepiej odżywiony, jakby przytył odrobinkę. Pobyt w domu Aidena
wyraźnie mu służył.
– Przez ciebie Mads wpakowała się w niezłe
kłopoty. – Brawo dla taty, to było bardzo oględne stwierdzenie. Jak na niego
przynajmniej. – Ponieważ w końcu musiała mi o wszystkim powiedzieć, chciałem
cię poznać i dowiedzieć się, co masz na swoje usprawiedliwienie.
O rany, na koniec zabrzmiało jednak tak, jakby wyrok
już był wydany. Znowu się skrzywiłam.
– Naprawdę nie chciałem, żeby Mads miała przeze
mnie jakiekolwiek nieprzyjemności. – Aiden usiadł w fotelu naprzeciwko nas i
posłał mi przepraszające spojrzenie. – Bree powiedziała mi, co spotkało cię
dzisiaj w szkole. Przepraszam… Naprawdę nie chciałem, żeby to się stało.
– Bree? – W końcu nie wytrzymałam. Wiedziałam,
że nie wytrzymam długo, ale chciałam przynajmniej trochę się najpierw uspokoić,
zamiast robić Aidenowi awanturę na oczach ojca. Niespecjalnie mi się jednak
udało. – Miałeś czas, żeby porozmawiać z Bree,
a nie mogłeś zadzwonić do mnie? Dać znać, że cię wypuścili? Naprawdę musiałam
się o tym dowiedzieć od niej, Aiden?!
– Wiem, przepraszam. – Przejechał dłonią po
twarzy. Naprawdę wyglądał tak, jakby było mu przykro, ale nie zmiękczyło mnie
to ani trochę. – Nie chciałem… O rany, już wystarczająco ci w życiu
spieprzyłem, Mads. Nie chcę…
– Guzik mnie to obchodzi – przerwałam mu
stanowczo, nie przejmując się uważnym spojrzeniem siedzącego obok taty. – Mleko
już się wylało. Nic to nie pomoże, że teraz się wycofasz.
– Wiem – odparł z frustracją. – Ale po prostu
jest mi tak strasznie przykro. Nie chciałem, żeby to się stało.
– Och, wiem – powiedziałam nieco
protekcjonalnie, ostatecznie rozjuszona jego tonem. Ta rezygnacja? Ten ton
człowieka totalnie pokonanego? Miałam dość tego Aidena, który godził się ze
wszystkim, co mu się przytrafiało! Ja przynajmniej nie zamierzałam. – To może
po prostu powiesz mi, co właściwie się stało, co, Aiden? Byłeś wtedy w nocy nad
jeziorem, prawda? Rozmawiałeś z Lucasem. Okłamałeś mnie.
Podniósł na mnie wzrok i już wiedziałam. Te oczy
nie potrafiły mnie okłamać.
– Tak. Byłem wtedy nad Lewis Lake.
– Zabiłeś Lucasa?
Nagle ucieszyłam się, że tata był ze mną, bo
przynajmniej to on mógł zadać to pytanie, które musiało paść, a które nie
chciało mi przejść przez gardło. Aiden gwałtownie potrząsnął głową.
– Nie, oczywiście, że nie! – Przyglądałam mu się
uważnie. I chociaż znowu nie chciał nawiązać ze mną kontaktu wzrokowego, nie
miałam wrażenia, że kłamał. Nigdy nie zauważyłam, by robił to dobrze. Okłamał
mnie tylko raz i to dlatego, że nie zwróciłam wtedy na jego słowa większej
uwagi. Chyba tylko raz. – Przysięgam, że kiedy odjeżdżałem, Lucas żył i miał
się względnie dobrze.
– Względnie dobrze? – podchwyciłam. – Co
właściwie mu zrobiłeś?
– Nic, naprawdę – odparł i miałam wrażenie, że
naprawdę mu zależało, żebym uwierzyła. Żebyśmy oboje uwierzyli. – No dobrze,
walnąłem go. Raz. Dobrze wiesz, że sobie na to zasłużył, Maddie! Nie mogłem…
Zrozum, nie potrafiłem tego tak zostawić. Postawiłem się, chyba pierwszy raz w
życiu. Przez ciebie. Kiedy przypomniałem sobie, co ten dupek ci zrobił, jak cię
potraktował i jak do ciebie mówił, nie mogłem odpuścić. Nie mogłem jak zwykle
schować głowy w piasek. Poszedłem tam, bo chciałem z nim porozmawiać. Tylko.
Ale Lucas… On nie nadawał się za bardzo do rozmów. Był pijany i w dodatku
rozjuszony. Gdy chciałem odejść, rzucił się na mnie, więc go walnąłem, żeby dał
mi spokój. Raz.
– I jesteś pewien, że żył, gdy odchodziłeś? –
zapytał znowu tata. Aiden kiwnął głową.
– Tak, panie M., jestem pewien. Złorzeczył na
mnie i klął.
– Powiedziałeś o tym policji? – zapytałam,
chociaż nadal nie potrafiłam do końca racjonalnie myśleć. Nadal byłam wkurzona
o jego postawę i o to, że w takiej chwili chciał się wycofać. I nadal miałam
wrażenie, że niezupełnie zmienił zdanie. Żeby jednak z nim o tym porozmawiać,
potrzebowałam chwili sam na sam. A nie byłam pewna, czy tata nam ją da.
– Przyznałem się do wszystkiego, bo nie
wiedziałem, czy nie znajdą tam mojego DNA – odparł, wzruszając ramionami. –
Wolałem, żeby nie przyłapali mnie na kłamstwie. Wiecie może, skąd właściwie
wiedzieli o imprezie nad Lewis Lake? Wtedy, kiedy ratowaliśmy Lucasa?
– Od Wyatta – wyznałam niechętnie. – To moja
wina, przepraszam. Myślałam, że mogę mu ufać. Był jedyną osobą, której
powiedziałam prawdę.
– No tak. Nie przejmuj się tym. – Machnął
lekceważąco ręką. – Wcześniej czy później i tak by się dowiedzieli.
Przynajmniej nie musiałem ich okłamywać. Teraz wiedzą wszystko… I mam nadzieję,
że to wystarczy.
– Postawią ci jakieś zarzuty?
Kolejne wzruszenie ramion.
– To chyba zależy od tego, czy znajdą lepszego
podejrzanego – odparł z ledwie wyczuwalnym przekąsem. – Naszym organom ścigania
bardzo zależy na wynikach. Rodzice Lucasa zresztą pewnie też dokładają swoje
trzy grosze i ich ponaglają. Z tego co wiem, nie mają jeszcze wszystkich
wyników badań DNA. Strasznie długo to trwa. Pewnie poczekają, czy wyniknie z
nich coś więcej.
– A ty? Co teraz zrobisz? – Tata kontynuował przesłuchanie.
Aiden zaśmiał się bez wesołości w głosie.
– I tak póki co nie mogę wyjechać zbyt daleko.
Ciotka już zapowiedziała, że się przeprowadzimy, gdy tylko wszystko się
wyjaśni. Nie wiem jeszcze, dokąd, ale pewnie do miasta. Tym razem nie popuści.
Za wielka afera z tego wszystkiego się zrobiła. Do szkoły też na pewno nikt nie
pozwoli mi wrócić, więc muszę czekać, aż znajdą winnego.
– Nie pozwolą ci wrócić – mruknęłam,
potwierdzając jego przypuszczenia. – Nawet mnie poradzili na jakiś czas darować
sobie naukę.
– Naprawdę? Oni są naprawdę niemożliwi. – Tym
razem w jego głosie usłyszałam złość. – Przez tyle lat nie potrafili sobie z
niczym poradzić, a teraz, gdy wszystko wybuchło im w twarz, chowają głowy w
piasek! W zasadzie nie spodziewałem się niczego innego… Tylko ty, Mads… Nie
powinno cię to spotkać.
– Ciebie też nie powinno. – Pokręciłam z
niedowierzaniem głową. – Dlaczego o tym nie wspomnisz ani razu? Że to ciebie
niesłusznie oskarżono, bo masz… reputację, na którą nie zasłużyłeś? Mną nie
musisz się przejmować. Poradzę sobie. To ty masz przerąbane.
Wiedziałam, że to nic nie da. Wiedziałam, że
Aiden miał względem mnie wyrzuty sumienia i żadne moje przekonywanie go, że
poradzę sobie sama, nie miało tego zmienić. Widziałam po jego oczach, jak
zżerały go od środka. A to przecież od początku była moja decyzja. Zdawałam
sobie sprawę, na co się pisałam. Niczego nigdy przede mną nie ukrywał.
– Tato… Proszę. – Odwróciłam się do ojca, gdy w
salonie w końcu na chwilę zapadła cisza. – Mogę porozmawiać chwilę z Aidenem
sama?
Dżihad zaskomlał, jakby dokładając się do mojej
prośby. Znowu pogłaskałam go po pysku, na co zamerdał ogonem i zamilkł.
– Pięć minut – zdecydował tata po chwili
milczenia. – Będę na zewnątrz. Pięć minut.
Nie traciłam czasu. Zerwałam się z kanapy, gdy
tylko za ojcem zamknęły się drzwi. Aiden też wstał, choć nie tak szybko, jak
ja. Nadal miałam wątpliwości, ale pozbyłam się ich, wpadając w jego ramiona,
kichając na opamiętanie i ostrożność. Aiden przytulił mnie chyba automatycznie,
więc zamierzałam to wykorzystać.
– Nie chcę tego słuchać – jęknęłam, zanim zdążył
się odezwać. – Nie chcę słuchać, że byłoby mi lepiej bez ciebie. Nie byłoby. I
nie tylko dlatego, że mleko już się wylało. Ja… myślę… myślę, że cię kocham,
Aiden. Dlatego proszę, nie mów mi teraz, że będzie lepiej, jeśli przestaniemy
się spotykać. Dla mnie nie będzie.
Przez moment czekałam w milczeniu, przytulona do
niego, opierając się policzkiem o jego ciepłą klatkę piersiową, oddzieloną ode
mnie jedynie cienką bawełną koszulki. A potem dłoń Aidena powędrowała na moje
włosy, w których się zagłębiła, a tuż przy uchu usłyszałam jego cichy, nieco
zachrypnięty głos:
– To dobrze, bo ja chyba też cię kocham.
Pocałowałam go pospiesznie, zarzuciłam mu ręce
na szyję i przyciągnęłam do siebie jeszcze bliżej, aż cały się o mnie oparł. Jak
dobrze było go poczuć tak blisko. Jak bardzo tęskniłam za jego dotykiem. A przecież
to nie było tak długo. W zasadzie minęło naprawdę niewiele czasu. Może po
prostu dostawałam świra?
– Wiesz, jak to się stało? – Gdy w końcu się ode
mnie oderwał, oddech miał przyspieszony. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. –
Pamiętasz, mówiłem ci, że ciotka proponowała mi wcześniej przeprowadzkę. To było
w październiku. Odmówiłem.
– Wiem, bo to twój ostatni rok i tak dalej…
– Nie – przerwał mi stanowczo. – Nie
powiedziałem ci wtedy całej prawdy. A prawda jest taka, że myślałem o tym. Owszem,
nie chciałem przeprowadzać się ze względu na ten ostatni rok, ale równocześnie
kusiło mnie to, bo miałem dość. A ciotka też miała dość… mojego
niezdecydowania. Kiedy zapytała mnie ostatni raz, co o tym sądzę, akurat stałem
przy oknie. Zobaczyłem cię… Chyba przyjechałaś wtedy pierwszy raz do nowego
domu, jeszcze ze wszystkimi bagażami. Było w tobie coś takiego… Wiesz,
równocześnie chciałem cię poznać bliżej i nie chciałem. Ciągnęło mnie, ale
wiedziałem, że mogę być dla ciebie tylko kulą u nogi. I wtedy powiedziałem
ciotce, że chcę zostać do końca szkoły. Jak bardzo to jest nienormalne?
Nienormalne? Raczej nieprawdopodobne. Wierzyłam
jednak w każde jego słowo. Nie potrafiłam już inaczej po tym wszystkim, co
usłyszałam.
– No nie wiem, mnie się podoba – odparłam więc,
obejmując go. – Zwłaszcza jeśli dzięki temu ciągle tu jesteś.
– Mimo wszystko?
– Mimo wszystko.
Drugi pocałunek był już szybszy, bo wiedziałam,
że pięć minut mijało nieubłaganie. Naprawdę chciałam, żebyśmy mieli dla siebie
więcej czasu. Chciałam zapytać Aidena o przeprowadzkę. Wiedziałam jednak, że
będziemy jeszcze mieć na to czas. W tamtej chwili najważniejsze było, żeby Aiden
wiedział, co do niego czułam, i żeby tata uwierzył nam obojgu. Aidenowi, że był
niewinny, a mnie, że mógł mi ufać i na mnie polegać.
– Więc nie zabiłeś Lucasa, dobrze – podsumowałam,
kiedy byłam już w stanie wydać z siebie jakiś inny dźwięk poza zadowolonym
mruczeniem. Poprawiłam włosy i pozwoliłam, by Aiden odprowadził mnie do drzwi,
cały czas trzymając mnie za rękę. Jego ciepła dłoń trzymająca moją była dla
mnie sporym pocieszeniem. – Ale może… widziałeś cokolwiek, kiedy tam byłeś? Uderzyłeś
go, a potem sobie poszedłeś, ale po tobie ktoś tam jeszcze był. Ktoś, przez
kogo Lucas teraz nie żyje. Widziałeś może kogoś? Coś? Cokolwiek?
Aiden zatrzymał się, marszcząc w zamyśleniu
brwi. Widziałam, że naprawdę się starał, ale wątpiłam, by powiedział cokolwiek.
Ostatecznie to był środek nocy, było ciemno, a nad jeziorem nie istniało dobre
oświetlenie.
Potem jednak Aiden wzruszył ramionami i odparł:
– Kiedy odjeżdżałem, minął mnie inny samochód. Wydało
mi się to wtedy dziwne, bo tamta okolica jest raczej wyludniona, ale
pomyślałem, że pewnie ktoś tamtędy po nocy wraca do domu. Ale może… Jeśli masz
rację, morderca musiał się tam jakoś dostać. Więc może…?
– Pamiętasz, co to było za auto? – zapytałam,
czując nagły przypływ ekscytacji. Aiden znowu patrzył na mnie tak, jakby
usiłował sobie coś przypomnieć.
– Wiesz, nie zwracałem na to wtedy uwagi. Myślałem
raczej o kimś innym… – Tak, domyślałam się nawet, o kim. – Ale to był taki
średniej wielkości sedan, srebrny. Chyba jedna z tych idiotycznych hybryd.
Hybryd… Hybryda. Aiden widział na drodze do Lewis
Lake hybrydę.
To był daleki strzał, ale… Nie wierzyłam, żeby
to mógł być zbieg okoliczności. I chociaż nie mieściło mi się to w głowie, to
po prostu pasowało. Niezależnie jak bardzo nie chciałam tego przyjąć do
wiadomości.
Milczałam przez moment, bijąc się z myślami. A potem
w końcu bardzo niepewnie odpowiedziałam:
– Aiden… Ja chyba wiem, kto zabił Lucasa.
Ale się cieszę,źe wróciłas:)Co prawda myslalam,źe prędzej pojawisz się na sem, ale skoro tak mało zostało do konca tego opowiadania,to chyba dobra decyzja;) podobało mi się bardzo podejście ojca Mads-nie dosc, ze racjonalne, to jeszcze takie, jakie obwinień wykazywać dobry rodzic w podobnej sytuacji. Mysle, ze miałby rację, gdyby jakos spróbował zabrać się za szkole, bo nie sadze, aby dyrekcja miała prawo sugerować uczniowi "urlop" w jakiejkolwiek scenariuszu. Nie spodziewałam się,źe Mads tak szybko ogarnie, kto mogl zabic Lucasa, troche za szybko, ale moze i dobrze, bo trzeba oczyścić biednego aidena z zarzutów. W ogole bardzo się cieszę, ze wyznali sobie uczucia. Choc mieli tylko piec minut na to, całowanie i szybką rozmowę. Z niecierpliwoscia czdkam na ciąg dalszy. Zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńTeż się z ego powodu cieszę :) ale przyznam, że ciągnie mnie do nowego tekstu, także najpierw musiałabym skończyć CS i dalej męczyć się z SEC, stąd rozdział najpierw pojawił się tutaj.
UsuńNo właśnie - wreszcie ojciec Mads miał okazję się wykazać ;) teraz już raczej będzie stał po jej stronie i spokojnie, na pewno nie odpuści ze szkołą. A co do tego ogarnięcia tożsamości mordercy - to się jeszcze okaże ;d
Na pewno będą mieć dla siebie jeszcze trochę czasu ;)
Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że następny tez juz niedługo się pojawi. Dobrze,że ojciec Mads nie odpuści, tego dyrektora trzeba wyprostować! Pajac. No i czekam na rozwiązanie zagadki morderstwa... i cieszę sie jak chollera, że Mads iAiden będa mieć chwilę dla siebie xD zapraszam na nowosć do mnie:)
Usuńwow! Cieszę się jak dziecko na gwiazdkę! Nie znikaj już tak, myślałam że umrę z niepewności! :P
OdpowiedzUsuńWyatt - a to... dupek. aby nie ująć tego inaczej.
Tata Maddie nie taki zły, jak widać :)
Maddie zazdrosna o Bree. ale sie dzieje! :p
Chciałabym widziec jak aiden i Maddie sobie zamierzają poradzić z Wyattem... coś mam wrażenie że standrdowe sposoby (policja) nie zadziałają... :D
Pozdrawiam serdecznie! :)
PS. rozdział zajebisty! Aż mnie rozbudziłaś a od godziny umieram xd
To ja się cieszę, że ktoś jeszcze o CS pamięta :) obiecać nie mogę, ale mogę obiecać, że się postaram :)
UsuńCo do Wyatta - nie oceniaj go tak pochopnie ;)
No w końcu musiała. To i tak nienormalne, że tyle czasu jej to zajęło!
A, spokojnie, to już (częściowo) w kolejnym rozdziale. Teraz zresztą wszystko już powinno w miarę szybko się wyjaśnić. Także kwestia Wyatta ;)
Bardzo mi miło, że tak uważasz, dziękuję za komentarz :) i całuję!
Jeeej! Jak bardzo się cieszę, że w końcu udało Ci się napisać ten rozdział. Nawet nie mogłam Cię za bardzo motywować, bo oddałaś lapka do naprawy XD noale, wybaczam :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Mads za to, że tak uparcie broni Aidena, kocha go i nie boi się stawić czoło całej szkole, uczniom, którzy przecież potrafią być okrutni ( chociażby ten napis, a potem te wyzwiska w klasie ), to naprawdę godne podziwu. Podejrzewam, że wiele osób już dawno odpuściłoby i po prostu uciekła, gdzie pieprz rośnie, zostawiając chłopaka samego. Fajnie, że ojciec Maddie stanął po jej stronie i postanowił jej zaufać. Przynajmniej ci dwoje mają wsparcie w postaci ojca Mads.
Cóż, taki odpoczynek od szkoły dobrze jej zrobi, zwłaszcza po tym, co zrobił dyrektor szkoły, po prostu pozbyli się problemu, który tak naprawdę tkwił w tym, że nauczyciele milczeli na temat tego, co się stało. Mogliby postawić sprawę jasno i już, chociaż nie wiem czy to w ogóle pomogłoby Mads. Zawsze pozostaje nadzieja, że daliby sobie po prostu spokój albo przynajmniej szybko przestaliby dręczyć ją i Aidena.
Czytałam zapowiedź, a jakże, ale myślę, że to nie on to zrobił. Ktoś inny, na pewno. Mam dwa typy, jestem ciekawa, czy się sprawdzą. Pisz koniecznie kolejne rozdziały.
Pozdrawiam i życzę weny <3
Owszem, ja też się cieszę ;) teraz jeszcze tylko dokupić setny zasilacz i będzie cacy xd
UsuńSzczerze? Ja też. Zastanawiałam się nawet, czy nie przesadzam aby z jej reakcjami, czy Mads nie jest właśnie zbyt wierna, ale doszłam w końcu do wniosku, że nie. Mads jest ufna i wierzy w dobro w ludziach. Również dlatego, nie tylko z powodu swoich uczuć, nie miała wątpliwości do co Aidena (ja bym miała). I wyznała mu, co czuje, chociaż ja na jej miejscu też bym raczej nie miała na to jaj ;)
No cóż, Mads uznała, że po fakcie to już jest nie do ogarnięcia, i skoro do takiego samego wniosku doszedł dyrektor, to tylko oznacza, że znał już wcześniej skalę problemu. A że nic z tym nie zrobił, to już świadczy źle tylko o szkole.
Cieszę się, że tak uważasz! No wiesz, konkurencji nie ma ogromnej, także ciekawi mnie, czy zgadniesz :P
Dziękuję i całuję! ;*
Nie wierzę, Elle wróciła! Bardzo się cieszę <3
OdpowiedzUsuńDla mnie rozdział wcale nie był nudny. Wyzwolił we mnie na nowo poczucie niesprawiedliwości na świecie.
Tata Mads jej zaufał? No, to już szczyt wszystkiego ;)
A ja nie wiem, kto zabił Lucasa. Nie przypominam sobie, kto miał taki samochód, albo coś, co przeoczyłam. Czekam na następny rozdział! Weny życzę :)
Ja też się w takim razie cieszę, że się cieszysz ;)
UsuńNo to dobrze. Ja może też bym tak uznała, ale przyznam, że trochę już nudzi mnie ten tekst, intryga i przegadane rozdziały (serio, nie umiem tego inaczej rozkminić). Ale spokojnie, na pewno dobrnę do końca.
No, w końcu chyba musiał ;)
Gdzieś tam się pojawił, ale dawno i za bardzo istotny nie był (choć poświęcono mu chwilę, żeby się z niego pośmiać). Ale to wyjaśni się już w kolejnym rozdziale. Dziękuję i całuję! :)
o matko, dlaczego Mads nie powiedziała imienia! Jak można mnie zostawić z taką zagadką. Gdybym miała tylko więcej czasu to pewnie przeczytałabym od nowa rodziały, żeby sprawdzić kto miał taki samochód. Niepewnie stawiam na jakąś z jej pseudo przyjaciółek, bo one zawsze takie są.
OdpowiedzUsuńCo do ojca, to kurcze, i jak go nie lubic? po tym jak sie ostatnio zachowuje, to sobie myślę, że w gruncie rzeczy to cudowny człowiek; trochę pogubiony przez te wszystkie wydarzenia i jakies swoje zapędy, ale nie wiem, czy możnaby znaleźć łatwo takiego ojca. Tym bardziej biorąc pod uwagę ich historię.
A co do Aidena to... awww <3 On jest po prostu cudowny i stworzony dla Mads, o! razem znajdą mordercę, wyjadą i będa żyć długo i szczęśliwie xd
pozdrawiam!
Haha, chyba nie warto, zresztą to wyjaśni się już w kolejnym rozdziale ;) a faktycznie było wspomniane kilka razy, kto jeździ hybrydą, bo zresztą był to dla znajomych Mads powód do żartów. Stąd pewnie zapamiętała :)
UsuńMiałam wątpliwości co do ojca, przyznaję, ale ostatecznie uznałam, że musiał stanąć po stronie córki. To było dla mnie po prostu logiczne. Owszem, mógłby ją też zamknąć w domu, zasłaniając się jej dobrem, ale przecież wiedział, jak kiepsko się to dla niego skończyło w przeszłości. A pan M. na pewno uczy się na błędach ;)
Co do Aidena natomiast - cieszę się, że tak uważasz. Ale kto powiedział, że oni wyprowadzą się w to samo miejsce? ;>
Całuję!
O matulu~~!! :)
OdpowiedzUsuńDopiero odkryłam tego bloga, trochę żałuję, że dopiero teraz, ale czasem tak bywa :)
No nic historia mi się podoba!
Ciekawi mnie kto zabił Lucasa... intrygujące...
No nic moim ulubionych bohaterem jest Aiden (dobrze napisałam? XD) ♥♡
No nic~ mam nadzieje, że powiadowisz mnie o nowych rozdziałach... :)
destory-me.blogspot.com
Pozdrawiam~~!
Ten blog i pomysł na tą historię jest niesamowity!
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam cię do zgłoszenia bloga do rejestru blogów:
"Czytać znaczy żyć drug raz".
http://czytac-zyc-drugi-raz-rejestrblogow.blogspot.com/
Rejestr powstał niedawno i zachęca do rozpowszechniania niesamowitych prac.
♥♥♥