To nie mogło się udać.
– O czym myślisz? – zapytał tata, odwracając
wzrok od jezdni, by spojrzeć na mnie znad kierownicy. Zamyśliłam się, bo
potrzebowałam chwili na wybranie właściwej odpowiedzi, tyle jej wariantów
natychmiast wpadło mi do głowy.
Może „O tym, gdzie znajdę tu autobus do
Teksasu”? Albo „Czyją śmierć mam zobaczyć tym razem, żeby stąd wyjechać”? A
może powinnam coś wspomnieć o alkoholu, który rzekomo piję galonami?
Tyle możliwości i naprawdę nie wiedziałam, którą
wybrać.
– Próbuję sobie przypomnieć, czy wzięłam z domu
moją suszarkę do włosów – strzeliłam w końcu. Tata wzruszył ramionami.
– Nie przejmuj się, w razie czego kupimy ci
nową.
– Nie rozumiesz – zaprotestowałam bardziej po
to, żeby zrobić mu na złość, niż ponieważ rzeczywiście tak uważałam. – To był
prezent od mamy na moje ostatnie urodziny. Jestem do niej przywiązana.
Nie pytajcie, która normalna siedemnastolatka
dostaje na urodziny suszarkę do włosów. Nie chcecie wiedzieć.
– Dobrze, więc w razie czego poprosimy panią
Connelly, by ją odesłała – odparł tata, już nieco zniecierpliwiony. Sprawiało
mi dziwną satysfakcję oglądanie jego skrzywionego nieco wyrazu twarzy. Zupełnie
tak, jakbym mogła tym sobie powetować zabranie mnie z rodzinnego domu,
wywiezienie na drugi koniec Stanów i jeszcze zasłanianie się przy tym moim
dobrem i nazywanie tego „terapią”.
Pieprzyć taką terapię.
– I tak na pewno będziesz się do niej odzywała –
dodał, kiedy w samochodzie znowu zapadła cisza. – No wiesz, zapytać o koty.
Och, tego też nie mogłam mu darować. A on
jeszcze specjalnie wyciągał ten temat, jakby nie dość miał moich narzekań i
łez, które polały się, gdy wyjeżdżaliśmy z Austin. Myślałam wtedy, że coś mu
zrobię.
W zasadzie nadal byłam tego bliska, ale
ostatecznie powinnam jakoś nad sobą panować, prawda?
– To może od razu tam pojadę, wezmę moją
suszarkę i przy okazji też koty? – zapytałam z nadzieją, której jednak nie
czułam w sobie. I tak dobrze znałam odpowiedź.
– Chyba oszalałaś – prychnął tata. – Już ci
mówiłem, że nie możemy zatrzymać tych kotów.
– Nie, to ty
nie mogłeś ich zatrzymać – zaprotestowałam cierpko. – Ja zajmowałam się nimi
przez kilka lat i było dobrze.
Palce taty mocniej zacisnęły się na kierownicy,
aż zbielały mu kłykcie. Dobrze znałam ten objaw, nauczyłam się go niemalże na
pamięć w ciągu ostatnich miesięcy. Nie ma co, ideałem córki nie byłam, skoro
tak często wyprowadzałam go z równowagi. Chociaż to na pewno była też jego
wina.
– Czy możemy wreszcie skończyć temat kotów?!
Zamilkłam i odwróciłam głowę, wpatrując się w
okno, za którym przesuwał się sielankowy krajobraz: niewysokie, przysadziste
domki rosnące wzdłuż drogi, zadbane, przystrzyżone trawniczki, weseli ludzie
pielący ogródki lub korzystający z ostatnich dni ciepłej jesieni, by robić w
ogrodzie grilla. Normalnie cholerny raj na ziemi.
Cholerne Elizabethtown.
Od początku wiedziałam, że mi się tam nie
spodoba. I pomijam już ironię wynikłą z faktu, że moja mama miała na imię
Elizabeth. W końcu skoro całe życie spędziłam w dużym mieście, jak mogło
spodobać mi się na takiej prowincji? Nazwijcie mnie uprzedzoną, proszę bardzo.
Wcale jednak nie chciałam się wynosić z Austin tylko z powodu tego, co się tam
stało. Tym bardziej, że tata zasłaniał się moim dobrem, chociaż ja wiedziałam,
że prędzej przeprowadzał się dla siebie, nie dla mnie.
Tata nie znosił Austin.
Ale ja? Miałam tam przyjaciół. Zostawiłam za
sobą Grace, przyjaciółkę jeszcze z podstawówki, Toma i Matta, zostawiłam też
Adama, z którym spotykałam się od paru miesięcy. Zależało mi na nim, ale nie
byłam głupia, wiedziałam doskonale, że taki układ na dłuższą metę kompletnie
nie miał sensu. Z ciężkim sercem więc postanowiłam to po prostu urwać.
No i zostawiałam za sobą moje koty. Cztery koty,
które znosiłam do domu w ciągu ostatnich paru lat, by z bezdomnych zwierzaków
uczynić z nich największe kanapowce, jakie w życiu widziałam. Mama była ze mnie
dumna i jeszcze mnie namawiała, żebym się nimi zajmowała. Mówiła, że to dobrze
o mnie świadczy, że mam takie serce dla zwierząt.
A potem tata tak po prostu powiedział, że nie
możemy wziąć ich ze sobą na drugi koniec kraju i zostawił je naszej sąsiadce,
twierdząc, że „wszystko na pewno się jakoś ułoży”.
Ten cholerny optymizm ojca. Nienawidziłam go.
– Elizabethtown to bardzo miłe miasto, sama
zobaczysz – opowiadał z tym swoim idiotycznym entuzjazmem, gdy wyjeżdżaliśmy z
Austin. – No i ma dobrą szkołę. Dzięki niej na pewno dostaniesz się na dobre
studia.
Do tej pory pozostawał we mnie niesmak, który
poczułam po tamtych słowach. Naprawdę, tylko o tym potrafił myśleć? Na jakie
studia się dostanę i żeby nie było to na Uniwersytecie w Zasiedmiogórogrodzie?
A co mnie to właściwie obchodziło?
W zasadzie z przyjazdu do Elizabethtown
cieszyłam się tylko pod jednym względem. W końcu dzięki temu ta koszmarnie
długa, męcząca podróż samochodem z ojcem wreszcie miała się skończyć. W
bliskiej perspektywie miałam znalezienie sobie pokoju, którego drzwiami
mogłabym mu trzasnąć przed nosem, i wyobrażenie sobie tej sceny dawało mi
wystarczająco dużo satysfakcji, by przebrnąć jakoś przez pobieżne, bo zza okien
auta oglądanie Elizabethtown i dotrwać do przyjazdu do naszego nowego domu,
który oczywiście musiał znajdować się na jakimś odludziu.
Tata powtarzał, że rozdrażnieniem reagowałam na
brak mamy i może nawet miał odrobinę racji. Tęskniłam za nią tak bardzo. Nigdy
nie była najlepszą matką pod słońcem, ale też nigdy tego od niej nie wymagałam.
Wystarczało, że była.
A teraz jej nie było.
– Chciałbym, żebyś tym razem nie przyprowadzała
do domu żadnych bezdomnych zwierząt – dodał tata, kiedy cisza w samochodzie się
przedłużała. Zabawne, nie przeszkadzała mu przez ostatnie dwa lata naszej
jazdy, a teraz zaczęła? Czy może chciał jeszcze bardziej zagęścić atmosferę? –
Mówię poważnie, Mads. Rozumiemy się?
Przez „rozumiemy się” tata zawsze miał na myśli,
że to ja miałam rozumieć jego. Słowami sprawiał takie wrażenie, jakbyśmy byli
partnerami i rozmawiali, będąc na tym samym poziomie, podczas gdy w
rzeczywistości wcale tak nie było. Proszę bardzo, Nicholas Monroe, mistrz
dyplomacji. Problem w tym, że ja nie byłam taka naiwna.
Skrzywiłam się, nawijając na palec pasmo blond
włosów. Tata zawsze powtarzał, że miałam tendencje do znajdowania ludzi, z
którymi było coś nie tak, i naprawiania ich. A przynajmniej próbowania. W
zasadzie miał rację, co więcej, nie ograniczałam się tylko do ludzi.
Zdecydowanie lepiej szło mi ze zwierzętami, dlatego właśnie w naszym mieszkaniu
w Austin miałyśmy z mamą cztery koty, absolutne maksimum na taki metraż. Ludzie
byli, jak dla mnie, zbyt skomplikowani. Co nie znaczyło, że przestałam z nimi
próbować.
To dlatego tata postawił ten wymóg odnośnie do
zwierząt. Bo wiedział, że znowu będę próbowała, i wcale tego nie chciał. Tata
nigdy nie lubił zwierząt, żadnych.
Ponownie wyjrzałam za okno, za którym właśnie
przewijał się niezbyt ciekawy widok centrum Elizabethtown. Wiedziałam, że nie
odpuści, bo byłam uparta zupełnie tak samo, jak on, ale nie mogłam nic poradzić
na to, że chciałam się z nim trochę podroczyć. Chciałam go wkurzyć. W zasadzie
nie robiłam nic innego od ponad dwóch miesięcy.
Miasteczko było takie… zwyczajne.
Niewyróżniające się. Ot, szeroka ulica z niewysokimi kamieniczkami, w których
znajdowały się różne sklepiki. Po prawej stacja benzynowa, po lewej większy
sklep ze sporym parkingiem, w połowie wypełnionym autami. Kawałek dalej, po
obydwu stronach ulicy, dwie restauracje – jedna, ta po lewej, wyglądała
zdecydowanie podlej od drugiej. Chodnikami chodziło trochę osób, które też
wyglądały całkiem normalnie, zupełnie nie tak, jakby mieszkały na krańcu
cywilizacji. Zresztą, o rany, w końcu Elizabethtown leżało w odległości
niecałych stu mil od Filadelfii!
Pewnie lepiej bym się czuła, gdybym wyprowadziła
się z ojcem na kompletne odludzie. Byłabym wtedy w tym swoim uporze i poczuciu
skrzywdzenia bardziej usprawiedliwiona. Po namyśle uznałam jednak, że wcale nie
potrzebowałam usprawiedliwienia. Jeszcze nie, nie po dwóch miesiącach. W końcu
w starej szkole, na przykład, i tak wszyscy obchodzili się ze mną jak ze
śmierdzącym jajkiem, co, jak to ja, już jakiś czas temu nauczyłam się
wykorzystywać.
– Rozumiemy się? – powtórzył tata uparcie, gdy
nie otrzymał odpowiedzi, równocześnie skręcając z głównej drogi w boczną,
gdzieś na północny zachód. Oczywiście, i jeszcze musiał znaleźć nam dom gdzieś poza
centrum. Z tego, co już słyszałam, mocno poza centrum.
– Tak, tato, rozumiemy się – mruknęłam dla
świętego spokoju.
Przestał wreszcie rzucać mi zdenerwowane
spojrzenia i odwrócił głowę z powrotem do drogi, lewą ręką przeczesując i tak
już zwichrzone, ciemne włosy. Znowu utkwiłam wzrok za oknem, przyglądając się,
jak centrum miasta i wszelka cywilizacja zostawały za nami.
Tata miał obecnie trzydzieści siedem lat.
Niewiele jak na ojca niemalże dorosłej córki, prawda? Ale tak właśnie jest.
Rzecz w tym, że oni z mamą wcześnie zaczęli. Z pewnością dlatego wszystko
później tak łatwo się rozpadło, ale nieważne. Tata miał trzydzieści siedem lat
i jak na tak podeszły wiek wyglądał naprawdę dobrze. Z wyglądu był do mnie
kompletnie niepodobny – ciemnowłosy, wysoki, szczupły, o czarującym uśmiechu,
od którego topniało niejedno kobiece serce i przejrzyście błękitnych oczach.
Nosił okulary albo soczewki, zależnie od okazji, o ile jednak w okularach
wyglądał w miarę dorośle, o tyle przy ich braku miał wygląd niemalże chłopięcy.
To jednak były pozory, bo tata był bardzo odpowiedzialnym lekarzem–ortopedą i
niedługo miał podjąć Bardzo Ważną Pracę w szpitalu w Lancaster. Co oznaczało,
jak miałam nadzieję, że będę go widywać możliwie rzadko, gdy już zacznę chodzić
do szkoły.
Na myśl o szkole żołądek sam zwinął mi się w
supeł. Może i nie byłam bardzo strachliwa, ale to… Nigdy wcześniej nie
zmieniałam szkoły. Całe życie spędziłam z tymi samymi znajomymi w Austin. Nie
bardzo wiedziałam, jak to się robi. Zapomniałam już nawet, jak się zawiera nowe
znajomości! To chyba nie może być takie trudne, nie?
Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo wkurzałam
mojego tatę, chyba nie byłam najmilszą dziewczyną pod słońcem. A to mogło mi
dostarczyć pewnych problemów z utrzymaniem przy sobie innych ludzi.
W milczeniu wyjechaliśmy ze ścisłego centrum,
kierując się w stronę przedmieść, gdzie krajobraz nieco się zmienił.
Kamieniczki zamieniły się w jednorodzinne, niewielkie domki, łudząco do siebie
podobne, każdy ze swoim kawałkiem trawnika, podjazdu i garażem. Byłam porażona
tą jednakowością zarówno domów, jak i samochodów stojących na podjazdach. Nawet
mój tata miał takiego SUV–a. Chyba wpasowywaliśmy się w krajobraz bardziej, niż
sądziłam.
Kolejne zakręty zostały już przeze mnie niemalże
zignorowane. Minęliśmy jeszcze kilka większych budynków – bibliotekę, jakąś
szkołę i kolejne sklepy – po czym wjechaliśmy w całkiem spokojną, zieloną od
drzew okolicę. Tata wrzucił kierunkowskaz i skręcił w prawo.
– Tu mieszamy, na Sun Valley Drive – odezwał się
w końcu tata, rozglądając się uważnie dookoła. Zapewne szukał właściwego
numeru. – To trochę daleko do szkoły, ale nie przejmuj się, kiedy już wszystko
ogarniemy, kupimy ci coś używanego.
I znowu używał tej idiotycznej liczby mnogiej.
Czy zakładał, że ja też będę się dokładać do tego zakupu? Z czego, może
oszczędności, które powinnam była sobie na tę okazję zaplanować z ostatniego
pilnowania dzieci jakieś pół roku wcześniej?!
Jednak niepokój w sercu, który nagle poczułam, i
mdlące uczucie strachu, które chwyciło mnie za gardło, nie miało nic wspólnego
z irytacją na ojca. Miało raczej sporo wspólnego z prowadzeniem samochodu. Nie
miałam pojęcia, czemu sama jazda tak nie działała, natomiast myśl o zajęciu
miejsca za kółkiem wywoływała we mnie zimne poty, ale tak właśnie było.
Pilnowałam się bardzo, żeby się z tym nie zdradzić – jeszcze, o zgrozo, tata
wysłałby mnie do psychologa – ale jak
miałam niby to robić, skoro tata chciał, żebym jeździła do szkoły samochodem?!
Musiałam jednak szybko odsunąć od siebie te
myśli – co zrobiłam z ulgą, wzorem Scarlett O’Hary dochodząc do wniosku, że
pomartwię się tym jutro – bo tata właśnie wrzucał prawy kierunkowskaz i
parkował na podjeździe jednego z tych schludnych, niczym niewyróżniających się domków z dobudowanym garażem. Westchnęłam, przez przednią szybę
przyglądając się naszemu nowemu domowi.
Działka była nieogrodzona i widziałam, że za
domem rozpościerało się coś w rodzaju zagajnika – wąskiego, ale długiego,
ciągnącego się wzdłuż całej ulicy, pasa drzew. Drzew było sporo również między
domami i na trawnikach, co dawało odrobinę prywatności mimo braku ogrodzeń czy
żywopłotów. Sam domek wyglądał przyjaźnie i przytulnie – pomalowany na jasny
kolor, z dachem krytym błyszczącą dachówką, wyglądało na to, że miał parter i,
sądząc po wyglądzie okien, niewysokie piętro. Umieszczone na środku frontowej
ściany drzwi z kolorowym witrażem zamiast szkła, do których od podjazdu
prowadził chodnik, zapraszały do wejścia do środka.
Zabrałam z podłogi moją torbę i wysiadłam z
auta, z westchnieniem trzaskając za sobą drzwiami. Cóż, może miało nie być tak
źle.
Narzuciłam na siebie kurtkę, dzień był jednak
wyjątkowo ciepły: słońce świeciło mocno, a lekki wietrzyk, który wzburzył moje
długie, blond włosy, był raczej przyjemną ochłodą niż czymkolwiek innym. Z
rękami w kieszeniach ramoneski poczekałam, aż ojciec wysiądzie, przy okazji
rozglądając się dookoła.
Po mojej prawej stronie domy ciągnęły się wzdłuż ulicy, którą przyjechaliśmy, po naszej lewej natomiast znajdował się tylko
jeden, za którym ulica zakręcała ostro, prowadząc z powrotem w kierunku, z
którego przybyliśmy. Wokół tego ostatniego domu rosły drzewa, odcinając go z
tyłu podobnie jak nasz, nie zmieniało to jednak faktu, że tamten wyglądał na
nieco bardziej… wyobcowany. Zwłaszcza że z pewnością nie był odmalowany tak
niedawno jak nasz, a trawnik zarósł nieco za bardzo jak na tutejsze standardy.
Podczas gdy na podjeździe po naszej prawej stał jeden z tych niezliczonych
SUV–ów, po naszej lewej, ku mojemu zdumieniu, dostrzegłam stary Chevrolet
Camaro. Niebieski. Musiał mieć ze czterdzieści lat!
Szybko odwróciłam wzrok, bo wydało mi się, że
kątem oka dostrzegłam jakieś poruszenie w jednym z okien na piętrze;
zmarszczyłam brwi, bo chociaż nie było nic dziwnego w fakcie, że ktoś mieszkał
w tym domu, to już ukrywanie się przed nowymi sąsiadami było co najmniej
zaskakujące. Wydało mi się, że w oknie ktoś stał, ale cofnął się szybko, gdy
tylko tam spojrzałam.
– Mads, wyciągnij, proszę, klucze ze schowka
przy siedzeniu pasażera. – W następnej chwili głos ojca odwrócił moją uwagę od
sąsiedniego domu. – Musimy przecież czymś otworzyć drzwi, prawda?
– Jasne. – Rzuciłam ostatnie, roztargnione
spojrzenie chevroletowi na sąsiednim podjeździe, po czym schyliłam się, by
znaleźć klucze. Tata w tym czasie wyjął pierwsze dwie walizki z bagażnika
naszego auta.
Nasz nowy dom wewnątrz wyglądał bardzo
porządnie. Prosto przez zewnętrzne drzwi weszliśmy do dużego, przestronnego
salonu, który sprawiał wrażenie jeszcze większego dzięki otwartej kuchni,
oddzielonej od części salonowej i jadalnianej tylko wysokim, szerokim blatem,
przy którym stały dwa krzesła barowe. Wiedziałam, że tata zajmował się już
wcześniej urządzeniem domu, dlatego nie zdziwiłam się, że na nasz przyjazd był
kompletnie umeblowany: na ścianie wisiała duża plazma – tata, jak chyba każdy
facet, miał fioła na punkcie sprzętu elektronicznego – na środku salonu wokół
niskiego, przeszklonego stolika stała brązowa, skórzana sofa i dwa fotele w tym
samym stylu; większość przeciwległej ściany zajmowały wysokie od podłogi do
sufitu okna, wychodzące na zagajnik za domem, oraz drzwi prowadzące na taras,
resztę natomiast dwa przeszklone regały, gdzie ojciec zapewne zamierzał
umieścić książki. Po lewej stronie, we wnęce, stał wykonany z ciemnego drewna
stół z sześcioma krzesłami – jakbyśmy mieli przyjmować tutaj jakąś liczną
rodzinę! – a dalej podłogowe deski zmieniały się w płytki w miejscu, gdzie
zaczynała się część kuchenna. Przyjrzałam się jej tylko przelotnie,
stwierdzając, że fronty szafek kolorem idealnie pasowały do stołu i kanapy w
salonie.
Po prawej stronie, blisko wejścia, zaczynały się
schody, które potem zakręcały przy ścianie w lewo, prowadząc na piętro; pod
nimi ściana odgradzała od salonu jeszcze jakieś pomieszczenia, sądząc po dwóch
parach drewnianych drzwi.
– Tam urządzę gabinet – wyjaśnił tata, podążając
wzrokiem za moim spojrzeniem. – Drugie drzwi prowadzą do łazienki. Druga jest
na górze, przy twojej sypialni. Na piętrze są trzy pokoje, więc jeden z nich
możemy zmienić w sypialnię gościnną.
– Tak jakby ktoś miał nas odwiedzać – mruknęłam,
po czym zostawiłam go, biegnąc po schodach na górę. Na szczęście tata nie
poszedł za mną.
Swój pokój znalazłam bez problemu. Prowadziły do
niego pierwsze drzwi po lewej, a poznałam to od razu, bo obok znajdowały się
drugie, za którymi znajdowała się ta druga łazienka. Były do niej dwa wejścia,
bo dotrzeć do niej można było również przez moją sypialnię.
Tata bardzo się starał, zrozumiałam to od razu,
gdy tylko weszłam do pokoju. W końcu widziałam, że próbował to zrobić tak, by ten
pokój przypominał ten, który musiałam za sobą zostawić w Austin. Ściany były
fioletowo–szare, kolor na dwóch przeciwległych zmieniał się ukośnie. Szare
meble bardzo przypominały te, które jakiś rok wcześniej wybrałam sobie w
Austin. Łóżko pod lewą ścianą miało szare, kute ramy, a po obydwu jego stronach
znajdowało się kilka półek na książki, mebli i toaletka – zawsze chciałam taką
mieć; po drugiej stronie natomiast znajdowała się wbudowana w ścianę przesuwna
szafa z przeszklonymi drzwiami. Na podłogę rzucono fioletowo–żółty dywanik,
naprzeciwko wejścia zaś, pod oknem, ujrzałam coś w rodzaju szerokiej ławy
przykrytej poduszkami, na której można było wygodnie usiąść i wyglądać przez
okno. Zwłaszcza ten ostatni element bardzo mi się podobał.
Westchnęłam, po czym w butach rzuciłam się na
łóżko, żeby stwierdzić, że miało nieco za miękki materac. Nie czułam się na
siłach brać się od razu za rozpakowywanie rzeczy; za dużo tego było, bo
wiedziałam, że musiałam przecież pomóc ze wszystkim ojcu. Nie czułam się na
siłach. Nie chciałam.
Nie chciałam w ogóle być w Elizabethtown.
Szkoda, że ojcu nie przyszło do głowy, żeby
przeprowadzić się na przykład na Florydę, skoro już planował przeprowadzkę na
drugi koniec Stanów. Z Florydy też miałabym cholernie daleko do Austin, prawda?
A przynajmniej mogłabym nauczyć się surfować.
Usłyszałam sygnał komórki, sięgnęłam więc do
kieszeni dżinsów i ją wyjęłam. Na monitorze wyświetliła się wiadomość od Grace.
Dojechałaś
już?
Westchnęłam sobie raz jeszcze. Grace też nie
była zadowolona z mojej przeprowadzki i wcale się jej nie dziwiłam. Ostatecznie
byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami praktycznie od zawsze. Nawet gdy
wyprowadzałyśmy się z mamą od ojca, wszystko działo się w obrębie Austin i
nawet nie zdecydowałam się wtedy na zmianę szkoły, chociaż musiałam dojeżdżać
kawałek dalej. To było takie cholernie niesprawiedliwe, że właśnie teraz
musiałam stracić nie tylko ją, ale także wszystkich moich znajomych i
przyjaciół. Jakby Los chciał mi jeszcze bardziej dokopać.
Właśnie
przyjechaliśmy,
wystukałam na klawiaturze. Nie jest
najgorzej, ale tęsknię za Wami.
Przestaniesz,
jak pójdziesz do szkoły i znajdziesz sobie nowych przyjaciół, brzmiała jej
odpowiedź.
Wywróciłam oczami. Przecież nawet gdybym
chciała, nie wiedziałabym, jak to zrobić.
Jasne. A
potem założę różową spódniczkę, wezmę do ręki pompony i zacznę dopingować
szkolną drużynę lacrosse’a, stojąc na szczycie ludzkiej piramidy.
Podniosłam się z łóżka, bo ławka przy oknie
kusiła mnie, odkąd zobaczyłam ją po raz pierwszy. Rozsiadłam się na niej,
stwierdzając z zadowoleniem, że nie tylko była szeroka i wygodna, ale jeszcze w
dodatku okno znajdowało się nisko, tak, że miałam z niego doskonały widok.
Jedynym minusem był fakt, że moje okno nie wychodziło na tę samą stronę, co
taras przy salonie, bo znajdowało się na zachodniej ścianie, co oznaczało, że
miałam z niego widok na trawnik oddzielający nasz dom od sąsiedniego.
Zerknęłam na niego; z tej odległości wcale nie
wyglądał lepiej, bo chociaż wydawał się zadbany, bez problemu dostrzegałam
mnóstwo miejsc, które po prostu wymagały remontu. Jak choćby dach. Albo
elewacja, która prosiła się o malowanie. Ten dom nie był jakoś bardzo
zapuszczony, ale w porównaniu do innych stojących przy Sun Valley, zadbanych i
dopieszczonych, sprawiał wręcz wrażenie niezamieszkałego i przez to
zaniedbanego. Czemu, oczywiście, przeczył niebieski chevrolet stojący na
podjeździe. Dlaczego właściwie taki samochód nie był bezpiecznie zamknięty w
garażu? Ja na pewno nie zdecydowałabym się na trzymanie go tak na widoku.
Wstałam, bo rosnące wciąż wyrzuty sumienia
kazały mi jednak zejść na dół i pomóc tacie, kiedy ponownie zobaczyłam coś w
niezasłoniętym oknie sąsiedniego domu, wychodzącym idealnie wprost na moje
okno. Tym razem jednak, z uwagi na mniejszą odległość, mogłam sobie dokładniej
obejrzeć osobę, która pojawiła się w zasięgu mojego wzroku.
Był to chłopak mniej więcej w moim wieku, może
nieco starszy. Krzątał się po pokoju, oglądając jakieś papiery, a ja z jakiegoś
powodu nie mogłam oderwać od niego wzroku. Niby nie było w nim niczego
specjalnego: wyglądał trochę jak młody Johnny Depp, z ciemnymi, prostymi,
długimi do karku włosami i lekkim zarostem. Z tego, co widziałam, ubrany był
luźno, w ciemne dżinsy i T–shirt, dzięki czemu mogłam też stwierdzić, że był
szczupły. Pewnie trochę wyższy ode mnie, wyglądał jak typowy chłopak w podobnym
mi wieku i w pierwszej chwili nie wiedziałam, dlaczego zwróciłam na niego
uwagę.
Obejrzał się i jego wzrok padł prosto na mnie, a
ja najpierw spłoszyłam się lekko, że uzna mnie za gapiącą się
wariatkę. Wobec tego zrobiłam pierwsze, co przyszło mi do głowy: uśmiechnęłam
się i pomachałam mu na powitanie ręką. Ostatecznie nie było w tym nic dziwnego,
skoro to najwyraźniej był mój nowy sąsiad, prawda?
Obrzucił mnie krótkim spojrzeniem, po czym bez
absolutnie żadnego gestu w moim kierunku odwrócił się z powrotem i wyszedł z
zasięgu mojego wzroku. Zamarłam, dopiero po chwili orientując się, że wciąż
trzymałam uniesioną dłoń.
Co za gbur. Nie mógł po prostu odmachać?
Zabiłoby go to?
A może po prostu nie lubił, jak obcy ludzie
zaglądali mu przez okno do domu?
Odeszłam od okna, nie chcąc wyjść na jeszcze
większą idiotkę, niż już z siebie zrobiłam. Równocześnie jednak myślałam nad
tym, co zobaczyłam, gdy na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Było coś
takiego w jego wzroku… coś, co musiałam wyczuć w całej jego postawie od
pierwszej chwili, kiedy go ujrzałam… co obudziło mój niepokój. Nawet jeśli nie
potrafiłam stwierdzić, co to dokładnie było, czułam to bardzo wyraźnie. Jakby
coś z nim było nie tak, jakby jego oczy pokazywały więcej, niż chciał to
przyznać przed światem.
Zaklęłam pod nosem, kierując się w stronę drzwi.
Cholera jasna. Znowu to robiłam.
Tata miał rację, byłam niereformowalna. Naprawdę
chciałam wszystkich naprawiać. A nikt przecież nawet nie powiedział, że ten
chłopak potrzebował mojej pomocy!
Daj sobie na wstrzymanie, Mads, pomyślałam z
irytacją. Po prostu daj sobie spokój. To tylko chłopak z sąsiedztwa, po prostu
ci się wydawało, bo straciłaś swoje koty i nie masz komu pomagać. Wyśmiałby
cię, gdyby się dowiedział, o czym myślałaś.
– Mads! – Usłyszałam dochodzący z dołu głos
taty. – Mogłabyś przyjść pomóc mi przy tych pudłach? Zabrałaś z domu za dużo
książek!
Wywróciłam oczami, w jednej chwili zapominając o
chłopaku z domu obok. Jasne.
Jakby w ogóle można było mieć za dużo książek!
Świetny początek! Od razu polubiłam Mads (do domu zaciągnęłam wiele kociąt i kotów, a nawet dwa psy, które znalazły nowych właścicieli :D) i w ogóle robi miłe pierwsze wrażenie. Jeżeli chodzi o jej tatę, to jest taki dziwny... Nie mam pojęcia co o nim myśleć.
OdpowiedzUsuńI podtrzymuje opinie Mads... Jak można mieć za dużo książek?!
Jestem ciekawa co będzie dalej. A z tą mamą to nie rozumiem pewnej sprawy... Ona zmarła? Bo była wzmianka o śmierci, o tęskocie za mamą i w ogóle wydaje mi się, że zmarła w wypadku, bo Mads boi się siadać za kierownicą, jak napisałaś... chyba skończę spekulować, bo albo coś zdradzę, albo zrobię z siebie kompletną idiotkę, "panią detektyw" :D
Pozdrawiam!
Dziękuję:) Mads taka właśnie jest i myślę, że rzeczywiście może budzić sympatię. No, ale to okaże się w następnych rozdziałach:) a tata, ja wiem, czy dziwny... To nie tak, że on w ogóle nie czyta książek albo bardzo nie lubi zwierząt. To tylko opinia Mads;)
UsuńNo właśnie, co do mamy. Wszystko to będzie później powiedziane, po prostu nie lubię odkrywać wszystkich kart już w pierwszym rozdziale. Ale rzeczywiście, masz sporo racji, to zresztą nie będzie jakaś wielka tajemnica:)
Całuję!
Mads jest okropna dla swojego ojca, choć ten wcale nie wykazuje się wielkim zrozumieniem dla córki, skoro nie pozwolił jej wziąć kotów! Jak mógł? Pieszczochy jego córki teraz miałby mnóstwo miejsca do spacerów, o ile ruszyłby się z kanapy:)
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzka do Elizabethtown będzie chyba dobrym sposobem na terapię ich relacji, choć wiem, że Maddie wcale nie będzie tego traktowała w ten sposób. Znaczy już nie traktuje i wcale jej się nie dziwie. W końcu wyprowadziła się z Austin i zostawiła tam swoich najbliższych przyjaciół. Współczuję jej, bo to na pewno dla niej duży cios.
Ten jej ojciec, choć przystojny to jednak jest trochę dziwny: za dużo książek i nie lubi kotów. Coś z nim nie tak, czy co? :)
Pozdrawiam ciepło! <3
No właśnie między innymi dlatego jest okropna! Ale też dlatego, że w ogóle nie miała ochoty na tę przeprowadzkę, i wydaje mi się, że w tym akurat przypadku to zachowanie typowej nastolatki (pewna nie jestem, nastolatką nie jestem już jakiś czas xd). Dlatego też, jak słusznie zauważyłaś, jest ona trochę uprzedzona. Ale tak, na dłuższą metę to na pewno dobrze zrobi na ich relacje, chociaż łatwo nie będzie, bo Mads nigdy nie dogadywała się za dobrze z ojcem.
UsuńOj tam, to tylko Mads tak o nim myśli, na pewno trochę przesadza;)
Całuję!
Myślę, że jej ojciec po prostu jej nie zna, więc nie wie, jak z nią postępować, aby dziewczyna z nim współpracowała. I na odwrót. A no jest, choć ja też nią już przestałam być jakiś czas temu i łatwo jest zapomnieć, jak się zachowuje taki dzieciak. Mam nadzieję, że bo przecież takie kłótnie są męczące i prowadzą donikąd:)
UsuńMoże i tak, ale też jego wypowiedzi mogą świadczyć, że nie jest fanem stworzeń. Ale jak mógł zostawić koty? Nadal tego nie pojmuję.
Zapomniałam Ci wcześniej napisać: prześliczny szablon zrobiłaś! <3
No właśnie... Zresztą, czyż nie jest tak z większością ojców i córek? Ja też dużo lepiej dogaduję się z mamą, więc w ogóle nie chcę myśleć, jakie miałabym kontakty z ojcem, gdybyśmy razem nie mieszkali. Aj no, jeszcze takie stare nie jesteśmy, więc pewnie można to sobie wyobrazić;)
UsuńNa pewno jeszcze kiedyś do tego tematu wrócimy. Nieprędko, ale jednak;) może wtedy bardziej zrozumiecie motywację Nicholasa:)
Dziękuję;)
Ja sama nie wiem... Z obojgiem mam taki w miarę, zdrowy kontakt, więc nie narzekam. Pewnie miałabyś z tym trudności, zwłaszcza, gdybyś była zbuntowaną, cierpiącą po śmierci matki nastolatką. No wiesz, stare? Nie przesadzaj. Piękne i młode jesteśmy, świat należy do nas! <3 Ale tak na poważnie, to Mads i jej ojca czeka naprawdę bardzo długa droga, w dodatku wyboista. Będę im kibicowała z całego serca. Mam też nadzieję, że szybko zaadaptuje się w nowym otoczeniu, choć pewnie na początku nie będzie tak łatwo.
UsuńTo w takim razie, cieszę się, zapowiada się naprawdę fajnie i nie mów, że będzie nudno, bo każde opowiadanie jest ciekawe, zwłaszcza Twoje! <3
<3
No właśnie, w tym rzecz. Wydaje mi się, że nigdy w takiej sytuacji nie jest łatwo. No pewnie, że jesteśmy młode, zwłaszcza Ty ;p bo mnie to już trzeci krzyżyk idzie xd a tak na poważnie, to owszem, a ich konflikt będzie tutaj dosyć istotnym wątkiem. A co do Maddie... szybko sobie znajdzie znajomych, to fakt, ale takie proste to nie będzie jednak;)
UsuńNo to bardzo się cieszę, że tak uważasz ;*
poród tego wszystkiego ainteresował mnie sąsiad, wlasciwie tez bym nie odmachala do jakiejs obcej osoby, ale on wydaje sie byc jakims freakiem. licze ze poznamy go dalej bardzo dobrze ;-)
OdpowiedzUsuńCo do samej Mads, to trudno sie wypowiedziec dlaczego jest taka dla ojca. ale to w koncu nastolatka, wiekszosc juz tak ma i trudno doszukiwac sie dobrych powodow. moze kiedys zazegnaja ten konflikt. I szalenie podoba mi sie motyw z kotkami, dodał mnóstwo komizmu i, przynajmniej mnie, rozbawił :D I co do ostatniego zdania, to muszę zgodzić się z Mads - można mieć za dużo książek? Szczerze wątpię!
Pozdrawiam! :)
Mads po prostu ma taki charakter, że musiała pomachać, ale fakt, ja też nie dziwię się specjalnie, że nie odmachał, chociaż ja na jego miejscu chociaż bym się uśmiechnęła;) czy freakiem... Na pewno miał powód, żeby się tak zachować, to mogę powiedzieć:) ale owszem, poznamy go później bardzo dobrze.
UsuńNo właśnie mam nadzieję, że tak zachowałaby się typowa nastolatka;) koty + przeprowadzka, głównie o to ma pretensje do ojca, i w sumie ja bym ją zrozumiała;) konfliktów zresztą będzie więcej w przyszłości, no, ale o tym później. Cieszę się, bo w zasadzie taki był zamiar:) haha, tutaj też muszę się zgodzić z Mads;)
Całuję!
Jestem powiedziec, ze wpadne pozniej. Przepraszam brak polskich znakow, pisze z telefonu. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńSwietny szablon :)
UsuńMaddison ma fajnego ojca:D. Propunuje romans z mloda pania doktor!
Mads probuje wzbudzic w ojcu poczucie winy.
Mam zamiar zabrac sie za pisanie.
Dziękuję:)
UsuńPrawdę mówiąc, nie wiem, czy w ogóle jakiś romans ojca zostanie tu przedstawiony, wątpię;) a nawet jeśli, to na pewno nie z lekarką xd
Oczywiście, że próbuje. Taki już jej wątpliwy urok jako nastolatki xd
Powodzenia życzę w takim razie:)
Książek nigdy zbyt wiele, chyba że to książki pani Kasi xD Mads to rzeczywiście typowa nastolatka, tata zabrał jej "zabawki", cały jej świat runął, więc nic dziwnego, że jest na niego wściekła. Gdyby ktoś zmusił ją do wyjazdu, gdyby była 10 lat starsza, też nie czułaby się komfortowo, ale jest "uciśnioną nastolatką" i pewnie ojciec jej w ogóle nie rozumie (świat jest okrutny!) ;P Ale odbieram ją jako bardzo sympatyczną osóbkę i jakoś trudno jej nie polubić.
OdpowiedzUsuńI mimo tego, co sądzi Mads o swoim tacie, to chyba on nie jest aż taki zły, ja ona go opisuje? ;P
Wpadłam na chwilę z komciem, bo ja jestem "uciśnionym studentem" :( Pozdrawiam!
Haha, dokładnie xd a u mnie na półce niestety kilka jej stoi xd też mi się tak wydaje, że świat jest zuy i w ogóle, bo musiała się wyprowadzić, zostawić znajomych i tak dalej, a wszystko to przez widzimisię taty;) ale wydaje mi się, że większość nastolatków tak ma, ja miałam w mniejszym stopniu, ale jednak. Ale też myślę, że Mads jest nawet sympatyczna;) a jej ojciec? Nie, na pewno nie jest, po prostu się o nią martwi i jest trochę nadopiekuńczy;)
UsuńO, nie zazdroszczę ;/ powodzenia na sesji w takim razie życzę i całuję!
Elle, czytałam coś twojego i to chyba nawet dwa razy ;3 były to zaczete opowiadania, które chyba nawet nie dozyly 3 rozdziału. Mam nadzieję że z tym będzie inaczej. ;)
UsuńZaczynanie od przeprowadzki jest szablonowe ale i proste (wiem, bo sama tak robiłam).
Zal mi głównej bohaterki. Choć jej nie lubię. :/ robienie z niej kociary nie mogacej oderwac się od książek postarza ja o 40 lat lub więcej. Nie jestem co do tej postaci przekonana.
za to zaintrygowal mnie chłopak przed którym zrobiła z siebie wariatke. Wesze romans ^^
Piszesz bardzo ladnie i wszystko jest idealne poza bohaterką.
Sry za błędy i brak przecinkow ale telefon jest zuy. :(
Pozdrawiam.
Ja też mam taką nadzieję;) teraz zakładam chyba blogi nieco bardziej z głową, ale w moim przypadku to nigdy nic nie wiadomo. I w ogóle to bardzo mi miło, że wpadłaś, bo swego czasu też strasznie zaczytywałam się w Twoim tekście;)
UsuńTak, jest. W zasadzie cały ten blog taki będzie, nie zamierzam udawać, że dążę tutaj do jakiejś oryginalności. Co do Maddie, to nie bardzo rozumiem, czemu akurat czytanie książek i lubienie kotów miałoby ją postarzać XD znam mnóstwo takich osób, także nastolatków, sama niedawno nią byłam i miałam sporo znajomych w tym wieku i jakoś nikt nigdy nie odstawał dlatego, że lubił książki. A Maddie taka już po prostu jest - nieco wycofana, może myśląca trochę zbyt dorośle jak na swój wiek, odrobinę zbuntowana, ale i patrząca na to z dystansem, i tyle;)
A, i słusznie węszysz xD
Dziękuję w takim razie. I nie przejmuj się, doceniam, że chciało Ci się męczyć z komentarzem z telefonu;)
Całuję!
Już jakiś czas temu czytałam rozdział i prolog, ale komentarze lubię zostawiać ze spóźnionym zapłonem, więc zjawiam się grubo po czasie. No więc, podobnie jak dorosłą wersją Oz, tak i tym opowiadaniem jestem oczarowana, chociaż to dopiero początek. Najpierw myślałam, że Maddie przeprowadza się razem z ojcem, ale pod koniec notki doszło do mnie, że ona chyba najpierw mieszkała z matką, a po jej śmierci dopiero znalazła się pod skrzydłami ojca, który zabrał ją do swojego miasta. Dobrze rozumuje? Nie przejmuj się mną. Moje roztargnienie i wieczny brak czasu na wszystko sprawiają, że pewne oczywistości stają się dla mnie niejasne.
OdpowiedzUsuńW każdym razie Maddie to taka postać z którą nigdy bym się nie utożsamiła z powodu awersji do kotów, hahaha :D Podziwiam, że ma chęć opiekować się tymi przebrzydłymi stworzeniami :D Ona jest w ogóle bardzo, ale to bardzo ciekawa, wiesz? Z jednej strony taka dobra, miłosierna, zbawcza, każdemu by pomogła w potrzebie, a z drugiej... z drugiej wydaje mi się, że ma dużo z buntowniczki. Zwłaszcza w relacjach z ojcem. Przez to wszystko, jestem nią zaintrygowana i czekam niecierpliwie aż w kolejnych rozdziałach odsłonisz elementy kolejnych sekretów jej duszy.
Pozdrawiam ciepło :*
Dziękuję w takim razie, że zechciałaś skomentować:) nie przejmuj się, to nie wina Twojego roztargnienia, ja po prostu nie lubię wszystkiego odkrywać tak od razu i chociaż nie jest to wielką tajemnicą, co się stało, że doszło do całej przeprowadzki, to jednak już w pierwszym rozdziale nie chciałam tego pisać tak wprost. Także nic dziwnego, że to dla Ciebie niejasne;)
UsuńO rany, jak można nie lubić kotów?! o.O mnie się wydaje, że Maddie to taka typowa nastolatka, z dobrym charakterem, ale jednak odrobinę, ze względu na wiek i sytuację, zbuntowana, przy czym to ostatnie w rezultacie skupia się głównie na jej ojcu. Ale mam nadzieję, że jej kreacji nie rozjadę, bo nastolatką już nie jestem od jakiegoś czasu XD
Całuję! ;*
Szablon mnie oczywiście powala. Masz do nich naprawdę doskonałą rękę :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z lekkim poślizgiem, ale w końcu dotarłam, wiec chyba się liczy, prawda?
Co chciałam napisać...
Ach, tak! Nie uważam, że ojciec Mads jest taki zły. Może i kieruje się głównie swoimi potrzebami, ale jednak uważam, że takie odseparowanie od dawnego życia może dziewczynie pomóc. Wiem, że to troszkę niesprawiedliwe, że odciąga ją od starych znajomych, przyjaciół, ale może dzięki temu dziewczyna w jakimś stopniu zapomni o tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w jej życiu?
Ten chłopak wydał mi się dość ciekawy i wiesz co? Jego reakcja... Zaczęłam się śmiać, bo wyobraziłam sobie siebie. Zawsze, jak uśmiechnę się do jakiegoś dziecka, to ono patrzy się na mnie przerażone i odwraca wzrok! Aż taka straszna jestem :( No, ale...
Tak czy inaczej nie wiem kto to, lecz jego hmm... arogancja? wzbudziła moją sympatię. Mam słabość do takich bohaterów ;D
Taaak, wykonanie. Naprawdę bardzo ładnie wszystko opisujesz. Opisy są dokładne, nie pomijasz żadnych szczegółów, przez co lepiej wprowadzasz czytelnika w kreowany przez siebie świat.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na następny rozdział :)
Cieszę się, że się podoba, bo mnie nawet też, o dziwo. Może zostanie trochę dłużej niż poprzedni^^
UsuńLiczy się, że w ogóle zechciałaś zajrzeć i skomentować, za co bardzo dziękuję:)
Oczywiście, że nie! Ja też wcale tak nie uważam. Ale wydaje mi się, że jakiś konflikt na linii rodzic - dziecko w takiej sytuacji jest po prostu niezbędny (zresztą tutaj będzie on dosyć istotnym wątkiem), nawet jeśli Maddie rzeczywiście trochę irracjonalnie odbiera zachowanie ojca jako robienie jej krzywdy. Trzeba też mieć dla Nicholasa trochę zrozumienia, ale w wieku i sytuacji Maddie jej o to raczej trudno;)
Oj tam, na pewno nie straszna XD powiedzmy, że miał swoje powody i że wcale nie jest arogancki, ale o tym później, bo początkowo rzeczywiście może sprawiać takie wrażenie;)
Dziękuję, chociaż czasami mam wrażenie, że aż zbyt dokładnie:) ale rzeczywiście, przynajmniej na początku chcę to wszystko dobrze opisać.
Całuję!
– Mads! – Usłyszałam dochodzący z dołu głos taty. – Mogłabyś przyjść pomóc mi przy tych pudłach? Zabrałaś z domu za dużo książek!
OdpowiedzUsuńWywróciłam oczami, w jednej chwili zapominając o chłopaku z domu obok. Jasne.
Jakby w ogóle można było mieć za dużo książek! <------ kocham to i dokladnie sie z nia zgadzam. Bardzo podoba mi sie glowna bohaterka, moze dlatego ze jest do mnie bardzo podobna. Kocha czytac, uwielbia koty i ma ciemne wlosy, to tak samo jak ja. Mam nadzieje ze dzieki temu bedzie mi prosciej czytac ta historie i lepiej wczuje sie w ten swiat. To ze piszesz poprostu doskonale nie ulega watpliwosci, wiec nawet nie bede tego za kazdym razem powtarzac. Zaintrygowal mnie chlopak z okna, podejrzewam ze bedzie mial duzo do czynieia z nasza Mads. Tata wcale nie jest taki zly. Chce pomoc corce uporac sie ze wszystkimi zlymi wspomnieniami, a to ze zdecydowal o wyjezdzcie na dobra sprawe, nie bedzie takie zle. Mads buntowniczka, a jednoczesnie obronca zwierząt. Tego jeszcze nie widzialam, ale bardzo mi sie to spodobalo. Czekam na nastepny rozdzial i zycze bardzo duzo weny <33
/Charlotte
No właśnie:) ja może nie jestem aż tak rygorystyczna jak Maddie, ale też nie jestem tak bardzo wycofana jak ona, to na pewno;) tylko jedno sprostowanie - Maddie jest blondynką, tak zresztą, jak to widać na szablonie:) mam nadzieję i będzie mi bardzo miło, jeśli rzeczywiście się wczujesz:) dziękuję! Co do chłopaka, to owszem, odegra tu ważną rolę. A tata rzeczywiście nie jest zły:) po prostu trudno mu się dogadać z córką, bo są jak z dwóch zupełnie różnych planet;) Trochę buntowniczka, to fakt, ale to głównie wynika raczej z jej sytuacji i wieku, a że charakter ma w gruncie rzeczy dobry, to i zwierząt musi bronić xd dziękuję i pozdrawiam!
UsuńPrzepraszam za ta pomyłkę z kolorem włosów. Wydawalo mi sie ze przeczytałam o brunetce, a pozniej nie skojarzylam faktów. Faktycznie na szablonie jest blondynka, ale jakoś wogole o tym nie pomyślałam. Jeszcze raz przepraszam <3
UsuńSpoko, nic się nie stało, myślałam, że to może ja coś gdzieś pomyliłam, bo choćby sąsiad Maddie jest brunetem i początkowo czytając ten rozdział, pomyliłam jego kolor włosów z jej i myślałam, że zrobiłam gdzieś byka xd
UsuńNie, nie! To widocznie ja czytam nieuwaznie, albo po po prostu chcialam żeby Maddie była do mnie bardzo podobna i ubzduralam sobie ze jest brunetka... Tego nie wiem, ale teraz juz wszystko zakodowałam wieć myślę ze będzie OK. ;)) pozdrawiam;*
Usuń/Charlotte
Po pierwsze, wspaniały szablon. Po drugie, świetny pomysł na opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMads ma prawo być zła na tatę (gdy zajrzałam do zakładki ,,Bohaterowie" prawie zemdlałam na widok Michaela Fassbendera!) z powodu przeprowadzki oraz tego, że musiała zostawić swoje koty pod opieką sąsiadki. Gdybym była w takiej sytuacji pewnie wybrałabym mieszkanie pod mostem, byle nie musieć oddawać mojego ukochanego pieska <3
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
P.S.
Znalazłam błąd:
,,– Tu mieszamy, na Sun Valley Drive" nie powinno być ,,tu mieszkamy" :)?
Dziękuję za wytknięcie błędu, zaraz to poprawię:)
UsuńCieszę się, że się podobają, chociaż pomysł, jak dla mnie, taki sobie;) to znaczy, rozwinie się w odpowiednią stronę, ale po samym opisie nie powiedziałabym na pewno, że świetny xd
Haha, Michael może nie jest najwierniejszym odzwierciedleniem wyglądu ojca Maddie, ale za to jest przystojny, a Nicholas taki właśnie ma być xd No właśnie, czuję podobny sentyment w stosunku do mojego psa, także tez rozumiem Maddie;)
Całuję!
Tak, taaaak - wiem, że są już dwa następne rozdziały, ale ja dopiero niedawno (tak właściwie to wczoraj - tak, już wczoraj - jakoś wieczorem) trafiłam na Twojego bloga i nie zdążyłam przeczytać całości - nadrobię jutro, a tak konkretniej to dzisiaj :) Mimo że nie jestem na bieżąco (co wkrótce się zmieni :D) i w sumie trochę trudno cokolwiek ocenić na podstawie jedynie prologu i rozdziału, szczególnie, kiedy są już następne dwa do przeczytania 'w kolejce', to jednak muszę stwierdzić, że po prostu mi się podoba. Takie trochę banalne stwierdzenie, wiem, ale nic na to nie poradzę. Fabuła wydaje się być ciekawa, a historia Mads i jej rodziny - szczerze mówiąc - dosyć niespotykana i w pewnym sensie nieprawdopodobna, ale akurat w Twoim przypadku nie jest to zarzutem z mojej strony, bo mimo to bardzo fajnie oddałaś ten klimat - podróż, niezadowoloną z tego powodu Mads, ojciec, to "odkrywanie" nowego domu i sąsiada... Po prostu wszystko się jakoś razem uzupełnia i łączy. :) Przez chwilę zrobiło mi się nawet żal Mads, że musiała zostawić swoje dotychczasowe życie, mamę, przyjaciół, szkołę, swoje kota. Wyobraziłam sobie siebie na jej miejscu i uznałam, że chyba byłoby mi bardzo, bardzo ciężko. Mam nadzieję, że jakoś się to z czasem ułoży, bo Mads wydaje się być bardzo sympatyczną osobą i od razu ją polubiłam. :D Czytając ten rozdział, odniosłam wrażenie, że przemyślałaś całą tę historię z detalami i dopracowałaś ten rozdział - za to plus, bo widać, że nie jest pisany 'na odwal się', ale że naprawdę się w to zaangażowałaś.
OdpowiedzUsuńGeneralnie zapowiada się bardzo ciekawie, a że nic nie wskazuje na to, by w kolejnych rozdziałach było inaczej, mogę pokusić się o stwierdzenie, że to opowiadanie jest jednym z najlepszych 'blogowych', które czytałam, i że na pewno będę zaglądać częściej. :)
No własnie.
OdpowiedzUsuńJak niby można mieć za dużo książek? ^^
Wspaniały<3
Wiem, że już jest dużo nowych rozdziałów, ale właśnie zaczełam czytać i muszę przyznać, że bardzo się wciągnełam. Nie wiem co myśleć o jej ojcu i tym chłopaku z sąsiedztwa. Jakoś obaj nie budzą mojej sympatii. Zobaczymy, bo na pewno będę czytać dalej ^^
OdpowiedzUsuń