28 lutego 2014

3. W poszukiwaniu samochodu

– Będziesz w piątek, prawda? – Carrie dogoniła mnie po lekcjach, gdy właśnie szłam w kierunku wyjścia. – To super, że Lucas cię zaprosił. Na jego domówki zawsze schodzi się masa ludzi, będziesz miała okazję poznać kogoś poza murami szkoły.
Nie wiedziałam, czy to dobrze. I nadal zastanawiałam się, czy ojciec w ogóle zdecyduje się pozwolić im iść. Spróbowałam odpowiedzieć tak, żeby uniknąć odpowiedzi.
– To bardzo miłe z jego strony, że o mnie pomyślał – przyznałam więc. – Tylko… nie wiem, dlaczego, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Harper nie była zadowolona. Oni są razem?
– Nie… już nie – odparła Carrie, machając lekceważąco ręką. – Byli. Jakiś czas temu. Rozstali się jakieś dwa miesiące temu, właściwie to on ją zostawił, a Harper do dzisiaj nie może tego przeboleć. Pomyślała, że jeśli namówi go na tę domówkę, zyska sposobność, żeby go odzyskać.
Skrzywiłam się.
– To trochę desperackie – wymsknęło mi się, bo wcale nie chciałam tego powiedzieć. Bynajmniej nie zamierzałam obrażać przyjaciółek Carrie!
Na szczęście jednak okazało się, że Carrie nie miała nic przeciwko.
– Trochę – przyznała niechętnie, przemykając koło drzwi pod czyimś ramieniem. Potrzebowałam chwili, by dogonić ją w tym tłumie, który, podobnie jak my, miał nadzieję jak najszybciej wydostać się z tych murów niewoli. – Ale rozumiem ją, niestety. Harper zakochała się w nim idiotycznie, a Lucas nie zamierzał zwracać na to uwagi. Wszyscy ją przed nim ostrzegaliśmy, ale ona leciała do niego jak ćma do światła. Chyba nadal nie może o nim zapomnieć. Z drugiej strony, czasami zastanawiam się, na ile rzeczywiście zależy jej na nim, a na ile na fakcie, że to on zerwał z nią, a nie ona z nim. Na pewno poczuła się tym urażona.
Parsknęłam śmiechem, po czym pchnęłam drzwi wyjściowe szkoły. Na zewnątrz nie było zimno, za to nadal dosyć jasno, ale wiał chłodny wiatr, który sprawił, że szczelniej opatuliłam się moją kurtką. Zdecydowanie nie byłam przygotowana na takie temperatury, w Austin o tej porze roku najczęściej nadal było bardzo ciepło. Nic dziwnego, skoro Elizabethtown było położone jakieś dziesięć stopni dalej na północ.
– Więc czego powinnam spodziewać się na tej imprezie? – zapytałam, rozglądając się dookoła. SUV taty stał już przy chodniku, chociaż z trudem rozpoznałam go w rzędzie podobnych mu SUV–ów. Najwyraźniej tata nie był jedynym rodzicem, który po szkole przyjeżdżał po swoją pociechę. – Gdzie w ogóle mieszka Lucas?
– Zaraz podam ci adres – obiecała Carrie, zatrzymując się, by wygrzebać z torby kawałek papieru i długopis. – To na Plum Street, w południowej części miasta. Jedna z lepszych lokalizacji, nawiasem mówiąc, ale nic dziwnego, skoro dom rodziców Lucasa jest tam chyba najbardziej wyróżniającym się.
Ach, więc nie dość, że przystojny gracz lacrosse’a, to jeszcze synuś bogaczy. Przestawałam się powoli dziwić, że miał takie powodzenie wśród dziewczyn. I że Harper chciała go odzyskać.
– Z basenem? – zażartowałam, wkładając karteczkę z dokładnym adresem do kieszeni dżinsów. Carrie całkiem poważnie pokiwała głową.
– Oczywiście. Dom bez basenu to nie jest porządny dom, prawda?
– W takim razie mój jest bardzo nieporządny – prychnęłam, co z kolei rozbawiło Carrie.
– Nie przejmuj się, mój też. W którą stronę idziesz?
– W żadną. Mój tata stoi tam. – Ręką wskazałam odpowiedni kierunek. – Może podwieźć cię gdzieś?
– Nie, dzięki, mam swoją podwózkę. W takim razie widzimy się jutro!
Z lekki sercem pożegnałam się z Carrie i pobiegłam do samochodu ojca.
No proszę. Najwyraźniej jednak nie miałam się czym przejmować. Poznałam kilka sympatycznych osób, zostałam zaproszona na imprezę i nie zrobiłam z siebie idiotki – a to wszystko w pierwszy dzień szkoły! Musiałam przyznać, że odczułam z tego powodu sporą ulgę. W dodatku wyglądało na to, że moi nowi znajomi byli w tej szkole popularni.  Nie wiedziałam tylko jeszcze, czy to dobrze, czy źle.
– Cześć! No i jak tam w nowej szkole? – Spodziewałam się, że to tymi słowami powita mnie tata. Zasznurowałam usta, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Z jednej strony odpowiadała mi rola niezadowolonej z przeprowadzki do nowego miasta i tęskniącej za przyjaciółmi męczennicy, a z drugiej musiałam go przecież zapytać na imprezę. A żeby tata mnie puścił, powinien być raczej zadowolony z mojego zachowania. – Możemy jechać?
– Jasne. – Zapięłam pasy, grając na czas. – Było… dobrze.
– Dobrze? Co to dokładnie znaczy? – Rany, jaki on czasami potrafił być wkurzający. Ruszyliśmy przed siebie, nie patrzyłam jednak za bardzo, dokąd jechaliśmy. – Pojedziemy najpierw na obiad, dobrze? Na pewno jesteś głodna. Potem wstąpimy do komisu w centrum.
Znowu zrobiło mi się niedobrze na myśl o samochodzie, spróbowałam jednak nie pokazać po sobie niepokoju i chyba mi się udało, bo tata niczego nie zauważył. Albo po prostu nie patrzył wystarczająco uważnie, jak zwykle.
– Jasne – powtórzyłam, chociaż wcale nie byłam głodna. – Po prostu, dobrze.
– Poznałaś jakichś nowych znajomych? Na przykład tę dziewczynę, z którą wyszłaś?
– Tak. To Carrie Sutton, chodzimy razem na angielski. Poznała mnie też ze swoimi przyjaciółmi.
– Z chłopakami też? – Tata rzucił mi krótkie spojrzenie znad kierownicy. – Poznałaś jakiegoś ciekawego chłopaka?
– Tato, błagam. – Wywróciłam oczami. – To mój pierwszy dzień w szkole. Możesz nie wypytywać mnie o chłopaków?
Zmieszał się trochę, widziałam to wyraźnie.
– Oczywiście. Po prostu myślałem, że o tym rozmawiałabyś z mamą.
– Nie jesteś mamą. – Odwróciłam wzrok w kierunku okna, żeby nie widzieć wyrazu twarzy taty. Wiedziałam, że rozczarowałam go tymi słowami i źle się z tym czułam, nie mogłam się jednak powstrzymać. Chyba jednak lepiej mi wychodziło granie męczennicy niż grzecznej córeczki tatusia. Nic nie mogłam poradzić.
– Pewnie, że nie jestem – zgodził się, przechodząc nad moimi słowami do porządku dziennego. Gdy na niego zerknęłam, stwierdziłam, że wolną ręką tarł zaczątki zarostu na twarzy, a wiedziałam, że robił tak, gdy się denerwował. – Ale chciałbym wiedzieć, co dzieje się w twoim życiu. Wiem, że miałaś chłopaka w Austin i nie oczekuję, że od razu sobie tutaj jakiegoś znajdziesz, ale wiedz, że gdyby tak było, możesz mi powiedzieć.
W ostatniej chwili powstrzymałam pogardliwe prychnięcie. Wywiózł mnie na drugi koniec kraju, a teraz mówił takie rzeczy? Ludzki pan.
Zebrałam w sobie jednak wszystkie siły, bo w końcu musiałam przecież poruszyć temat imprezy.
– Wiesz, tato, w zasadzie to…
– Jesteśmy na miejscu – przerwał mi i dopiero wtedy stwierdziłam, że tata skręcił w lewo gdzieś na parking pod restauracją. Duży napis nad sporym, parterowym budynkiem głosił HOSS’S STEAK & SEA HOUSE. Miałam nadzieję, że podawali tam coś poza stekami i owocami morza, bo obydwu nie znosiłam. – Słyszałem, że dają tu dobre jedzenie. Porozmawiamy w środku, dobrze?
Restauracja w środku wyglądała całkiem przyzwoicie. Brązowe, skórzane kanapy pod jedną ze ścian, pod drugą, tą przeszkloną, czteroosobowe, niewielkie stoliki, na końcu pomieszczenia szeroki bar, za którymi krzątały się kelnerki w brązowych fartuszkach. W lokalu było trochę klientów, co dobrze świadczyło o jego jakości.
Kelnerka zaprowadziła nas do jednego z boksów i podała menu, w którym, ku mojej wielkiej uldze, znalazłam coś poza stekami i owocami morza. Kiedy już złożyliśmy zamówienia, tata udowodnił, że jednak miał dobrą pamięć.
– Coś mówiłaś, kiedy tu dojechaliśmy – przypomniał, oddając kartę młodej, ciemnowłosej kelnerce, która nadaremnie robiła do niego słodkie oczy. Musiałam przyznać, że było to dosyć zabawne. Zawsze uważałam tatę za atrakcyjnego faceta, pomimo że miał już prawie czterdziestkę na karku, i bardzo często byłam świadkiem, jak zaczepiały go kobiety. Znacznie rzadziej tata w ogóle to zauważał, nie mówiąc już o odwzajemnianiu zainteresowania. – Chodziło o coś związanego ze szkołą?
– Tak jakby. – Rzuciłam kelnerce krzywe spojrzenie, a kiedy wreszcie odeszła i zostaliśmy sami, dodałam: – Widzisz, znajomi Carrie zaprosili mnie na imprezę. Domówkę. W piątek. Mogę iść, prawda?
Przy stoliku zapadła cisza, a tata skrzywił się, spuszczając wzrok na solniczkę, którą się bawił. Kurczę, to nie wróżyło dobrze. Wstrzymałam oddech, czekając na jego odpowiedź; dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi na tym zależało. Pal sześć Lucasa; chodziło raczej o sam fakt pojawienia się na imprezie, na której miało być mnóstwo osób z mojej nowej szkoły. Carrie miała rację, to był doskonały sposób na poznanie ich bliżej!
– Sam nie wiem – mruknął w końcu. – Maddie, to nie jest dobry pomysł.
Palące rozczarowanie sprawiło, że przez chwilę nie mogłam odpowiedzieć. Ale w końcu musiałam, bo przecież on nie mógł tego zrobić!
– Tato, daj spokój – odparłam wreszcie z rozdrażnieniem. – Chcę tam iść, żeby poznać lepiej ludzi z mojej szkoły. To ty wywiozłeś mnie na drugi koniec Stanów i kazałeś się tu zadomowić. Nie możesz teraz odmówić mi, gdy chcę się zaprzyjaźnić z ludźmi w moim wieku!
– I koniecznie musisz to robić na imprezie? – Nadal był tak brzydko skrzywiony. Przeczekałam kelnerkę, która przyniosła nam napoje i próbowała złapać spojrzenie taty, a kiedy w końcu sobie poszła, odpowiedziałam:
– A gdzie mam to robić? W szkole? Chyba nie masz pojęcia o nastolatkach, tato. Chętnie zaprzyjaźniłabym się z kimś w szkole, ale skoro oni robią to na imprezach, to mam odstawać od reszty? Powiedzieć im, że tata nie puścił mnie na domówkę? Na litość boską, tato, mam siedemnaście lat!
– No właśnie – potwierdził kwaśno. – I boję się, żeby ta impreza nie skończyła się tak samo, jak poprzednia.
No proszę, tata wytoczył ciężkie działa. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Naprawdę zamierzasz mi to wypominać? – zapytałam. – Naprawdę? Może zaraz jeszcze powiesz, że nie chcesz przeze mnie zginąć tak jak moja matka?
Jeśli chciałam go zszokować moimi słowami, to doskonale mi się to udało. Tata sięgnął przez stół, żeby chwycić mnie za rękę, ale odsunęłam ją, po czym położyłam dłonie na kolanach. Żałowałam, że w ogóle zaczęłam tę rozmowę, ale teraz nie mogłam już cofnąć tych słów. Nawet jeśli czułam się z tym bardzo źle.
– U kogo jest ta impreza? I gdzie? – zapytał, zbywając milczeniem moją ostatnią uwagę. I dobrze, bo chociaż to powiedziałam, wcale nie chciałam o tym mówić.
– Na Plum Street, u Lucasa Thorne’a – wyjaśniłam, zgadzając się z tym. Mnie też to było na rękę. – Wątpię, czy jego rodzice będą wtedy w domu.
– Zdziwiłbym się, gdyby byli. To kawałek drogi od nas. – Zamilkł znowu, a ja czekałam, jakie będą jego następne słowa. Po jego minie widziałam, że myślał nad czymś intensywnie. – Powiem ci, co zrobimy – dodał w końcu. – Do piątku na pewno dostaniesz już samochód. Obiecasz mi, że nie będziesz na tej imprezie pić alkoholu, pojedziesz tam sama, autem, i sama wrócisz. Do północy. Co ty na to?
Och, miałam ochotę go wyściskać! Powstrzymałam się jednak, zostając na miejscu i obdarzając go jedynie szerokim uśmiechem. Wprawdzie nie miałam pojęcia, jak poradzę sobie z przejechaniem samochodem do domu Lucasa i z powrotem, ale miałam zamiar przejmować się tym później. Jakie to właściwie miało znaczenie, skoro mogłam iść?!
– Jasne! – zawołałam z entuzjazmem. – To świetny plan, tato.
– I obiecujesz? – zapytał twardo. – Obiecujesz, że nie będziesz pić? Bo jeśli będziesz prowadzić na gazie, obiecuję, że na długo tego pożałujesz.
O rany, tata naprawdę miał o mnie niezłe zdanie. Wywróciłam oczami.
– Oczywiście, że nie będę pić – obiecałam z lekką irytacją. – Nigdy nie prowadzę, gdy coś wypiję, tato. Będę grzeczna i wrócę na czas.
– W ogóle nie powinnaś pić, Mads.
– O rany, tato. Mam siedemnaście lat! A ty mówisz tak, jakbyś zupełnie nie znał dzisiejszej młodzieży.
W następnej chwili przyszło nasze jedzenie, więc na chwilę zaniechaliśmy rozmowy. Najważniejsze jednak było, że udało mi się załatwić, co chciałam. Chociaż z tatą było ciężko, udało mi się.
Częściowo nawet rozumiałam jego obawy. Rozumiałam, że bał się, że stanę się taka jak matka, zwłaszcza że z wyglądu zawsze byłam do niej bardzo podobna. I zwłaszcza że w decydującym momencie, na tamtej pamiętnej imprezie, wypiłam co nieco. Tata zawsze kochał mamę, co nie znaczyło, że był wobec niej bezkrytyczny. Najwidoczniej naprawdę się bał, że geny, dzięki którym byłam do niej tak podobna z wyglądu, dadzą mi również podobne usposobienie, które w połączeniu z jej wychowaniem okażą się dla mnie zgubne. Tata nie chciał dla mnie takiego życia, jakie miała moja mama. Ja to wszystko naprawdę rozumiałam.
Co nie zmieniało faktu, że nadal byłam na niego zła. Za ten brak zaufania, brak wiary w mój zdrowy rozsądek. Nie byłam głupia i nie byłam mamą. Nie zamierzałam wcale pójść w jej ślady!
Po obiedzie pojechaliśmy do pobliskiego komisu, obejrzeć samochody. Trochę się przed tym denerwowałam, jak się okazało, niepotrzebnie, bo nikt nie kazał mi siadać za kierownicą i próbować aut. Tata postanowił zrobić to za mnie, bo przecież lepiej ode mnie się na tym znał. Wraz z właścicielem komisu, wysokim, chudym mężczyzną, który wyglądał jak łasica, zaczęli wybierać samochody, w większości takie, które kompletnie mi się nie podobały.
– Nie chcę sedana – jęczałam co chwila, gdy pokazywali mi coraz to inne modele. – W ogóle nie chcę dużego auta. Chcę coś małego.
– W dużym będziesz bezpieczniejsza – protestował w takich momentach tata, a ja wzruszałam ramionami.
– Nie zamierzam brać udziału w wypadkach samochodowych. A dużym autem źle będzie mi się jeździło!
– Twoja matka też nie zamierzała, a jednak stało się, co się stało…
Cholera jasna, i jeszcze znowu musiał mi to wypominać! Z tatą naprawdę ciężko było na co dzień wytrzymać.
Odsunęłam się od nich trochę, bo zaczynali właśnie omawiać technikalia, na których ani się nie znałam, ani mnie nie interesowały, i samodzielnie zaczęłam obchodzić miejsce, w którym się znaleźliśmy. Usytuowane przy głównej drodze, składało się z dużego placu i niewielkiego budynku mieszczącego biura w głębi posesji. Na placu znajdowało się mnóstwo najprzeróżniejszych samochodów, zarówno tych starszych, jak i młodszych, większych i mniejszych; przechadzało się między nimi kilkoro klientów, ale ogólnie ludzi nie było tu dużo. Cała ta wizyta w tym miejscu zaczynała mnie nudzić.
Z daleka już usłyszałam warkot samochodu. Przejeżdżało ich tędy sporo, ale ten jeden był inny: głośniejszy, o innym natężeniu, zupełnie jakby pochodził z silnika jakiegoś sportowego auta. Mimo woli zrobiłam kilka kroków w stronę drogi, by spojrzeć na przejeżdżające auto. Po chwili minęło mnie w pędzie – kierowca musiał jechać przynajmniej z siedemdziesiąt mil na godzinę. Na takiej drodze!
Jednak nie to najbardziej mnie zainteresowało. Ciekawy był przede wszystkim fakt, że ja znałam tu auto. To był ten sam stary, niebieski Chevrolet Camaro, który po przyjeździe zauważyłam pod sąsiednim domem. Nie zauważyłam, kto siedział za kierownicą – samochód przejechał obok mnie za szybko – byłam jednak prawie pewna, że gdyby jechał wolniej, zobaczyłabym przydługie, ciemne włosy młodego Johnny’ego Deppa.
– Widzisz? Nawet tutaj na drogach nie brakuje wariatów – usłyszałam nagle za sobą pełen niesmaku głos taty. – Tobie nie pozwalam tak jeździć, jasne, Mads?
– Nigdy by mi to nie przyszło do głowy – odparłam zgodnie z prawdą, bo o to akurat rzeczywiście mógł być spokojny. Odwróciłam się do niego, ręce wkładając do kieszeni dżinsów. – I co ustaliliście?
Tata uśmiechnął się do mnie podstępnie.
– Co powiesz na Nissana Micrę?

***

Na szczęście Nissan Micra, który był, jak dla mnie, idealnym wyborem, nie był dostępny od razu. Tata umówił się z właścicielem–łasicą na odbiór na środę popołudniu, co sprawiło mi niemałą ulgę, bo oznaczało, że moja konfrontacja z samochodem odwlekała się w czasie.
– To się nawet dobrze składa, bo poproszono mnie, żebym wpadł do pracy w czwartek rano – oznajmił, kiedy wracaliśmy wreszcie do domu. – Muszę podpisać jakieś papiery, więc nie będę mógł cię zawieźć do szkoły. Poradzisz sobie na pewno sama, wiesz już, jak się tam jedzie.
Miałam wątpliwości, ale nie podzieliłam się nimi z ojcem. Przyszło mi to z trudem, bo byłam przyzwyczajona, że kiedy mieszkałam z mamą, mogłam powiedzieć jej wszystko; jednak, tak jak mówiłam wcześniej, tata nie był mamą.
Musiałam sobie z tym po prostu poradzić sama, to wszystko.
Kiedy dojechaliśmy wreszcie do domu, było już późno, słońce zdążyło zajść za wierzchołki drzew otaczające naszą ulicę i zrobiło się dosyć chłodno. Opatuliłam się kurtką i chciałam już pobiec do domu, gdy zatrzymał mnie krzyk taty.
– To nie ten samochód, który widzieliśmy pod komisem? – zapytał, gdy się do niego odwróciłam, głową wskazując Chevroleta Camaro na sąsiednim podjeździe. Kiwnęłam głową.
– Tak, sądzę, że tak – odparłam spokojnie. – W końcu ile mogłoby ich być w jednym mieście? To dosyć charakterystyczne auto.
– I to jak – prychnął tata, pstrykając guzikiem centralnego zamka i idąc powoli w moją stronę. – Ci sąsiedzi, w przeciwieństwie do pani Welsh, nie przyszli się nam przedstawić, i wcale tego nie żałuję. Nie wiem, kim są, ale lepiej trzymaj się od nich z daleka.
Odwróciłam się przodem do drzwi, żeby nie zauważył, jak wywróciłam oczami. No błagam. Ktoś jeździł za szybko samochodem i od razu miałam się z nim nie zadawać? Naprawdę, tata mógłby sobie znaleźć lepsze powody, żeby zabronić mi z kimś znajomości.
Gdybym miała uznać, że nie będę zadawać się z moim sąsiadem, zrobiłabym to raczej na podstawie jego zachowania, które pozwoliło mi sugerować, że był gburem. Tata jednak nie musiał o tym wiedzieć.
Kiedy weszliśmy wreszcie do domu, poszłam do siebie, na górę, bo chciałam zadzwonić do Grace i wypytać o wszystko, co działo się w Austin; tak przynajmniej powiedziałam ojcu, bo w takim samym stopniu zależało mi na tym, żeby trochę od niego odpocząć. Gdy weszłam, zerknęłam przez wychodzące na sąsiedni dom okno, nic ciekawego jednak tam nie zobaczyłam. Wobec tego rzuciłam się na łóżko i zadzwoniłam do Grace.
Udało nam się zamienić ledwie parę słów, gdy usłyszałam najpierw dzwonek do drzwi, a potem głos ojca, wołającego moje imię. Zacisnęłam mocniej zęby, uznając, że udam, że nie słyszałam, po czym wróciłam do rozmowy, nie na długo jednak. Nie minęło pięć minut, a już słyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju i zanim zdążyłam na nie odpowiedzieć, tata zaglądał do mojego pokoju.
– Tato! A gdybym akurat się przebierała?! – wykrzyknęłam z udanym oburzeniem. Tata rzucił mi surowe spojrzenie.
– Przestań udawać, przecież wiem, że mnie słyszałaś – odparł, zupełnie nie przejmując się moimi słowami. – Potrzebuję cię na dole. Mamy gości.
– Sąsiedzi z domu po lewej przyszli się przywitać? – podsunęłam, chociaż w zasadzie nie wiedziałam, dlaczego miałam na to nadzieję. Chyba dlatego, że nie lubiłam czegoś nie wiedzieć, a nieznajomość tożsamości sąsiadów na pewno się od tej kategorii zaliczała.
Tata pokręcił głową.
– Nie, pani Welsh wpadła z wizytą. – Zrobił efektowną pauzę, po czym dodał z udawanym przerażeniem: – I przyprowadziła ze sobą dzieci. Musisz mi pomóc.
W pierwszej chwili miałam ochotę włączyć muzykę na słuchawkach i polecić mu, by powiedział pani Welsh, że akurat gdzieś wyszłam, nie mogłam się jednak na to zdobyć, widząc minę taty. Tak, miałam zdecydowanie za dobry charakter, skoro od razu poczułam wyrzuty sumienia i konieczność przyjścia mu z pomocą.
Pani Welsh, jak się okazało, po raz kolejny uznała, że po przeprowadzce musieliśmy głodować albo że po prostu nastolatka z dorosłym mężczyzną nie umieli sami sobie niczego ugotować, bo przyniosła nam gotowy obiad. Tym razem była to jakaś tarta, nie oglądałam jej jednak zbyt dokładnie, bo zajęły mnie dzieci pani Welsh.
Ich matka najwyraźniej zagięła parol na mojego tatę, a ja miałam szczerą nadzieję, że nic z tego nie wyjdzie, bo dzieci pani Welsh były okropne. Kitty miała dziesięć lat i natychmiast zażądała dostępu do mojej szafy i kosmetyczki, a najlepiej, żebym ją umalowała i ubrała, bo musi dobrze wyglądać; Brian natomiast, ośmioletni chłopak, zaczął buszować po domu i niszczyć wszystko, co nawinęło mu się pod rękę. Oczywiście przypadkiem, bo jakżeby inaczej.
Zajęłam się więc Kitty, z jej blond włosów plotąc warkocz francuski i malując ją delikatnie moimi kosmetykami, zabroniłam jej jednak wkładać moje szpilki, bo to już byłaby przesada. Zajęłam się również Brianem, obiecując, że nie wspomnę nic ojcu o pękniętym lustrze w łazience na górze – byłam pewna, że nie zauważy przez długi czas – i ramce na zdjęcia, do niedawna jeszcze wiszącej na ścianie na klatce schodowej, którą niepostrzeżenie przeszmuglowałam do kuchni i upchnęłam w koszu na śmieci. Pani Welsh, pomijając jej zakusy na mojego ojca, wydawała się sympatyczną kobietą, dlatego nie zamierzałam oskarżać jej dzieci o to, czym były w rzeczywistości – niszczącym huraganem. Cóż, może to wina tego, że wychowywały się bez ojca. Chociaż miałam wątpliwości, biorąc pod uwagę, że ja w zasadzie też.
Nie nadawałam się do tego. Nigdy nie byłam dobra w kontaktach z dziećmi, może dlatego, że nigdy nie miałam ich wiele. Wprawdzie Brian się do mnie przekonał, gdy obiecałam, że nie powiem ojcu o stłuczonej ramce i lustrze, a Kitty zaczęła wielbić mój róż i różowy błyszczyk do ust, dzięki czemu odkryłam, jaki był jej ulubiony kolor, nadal jednak nie uważałam, żeby to było w porządku. Tata i pani Welsh siedzieli sobie w salonie, pijąc czerwone wino i gawędząc, a ja uganiałam się za dwójką tych narwanych dzieciaków, pilnując, by nie narobiły jeszcze większych szkód.
Koszmar.
– Już dawno nie były takie grzeczne – zdziwiła się pani Welsh, gdy w końcu uznała, że czas byłoby zbierać się do domu. Prawie nie zwróciła uwagi na pomalowane usta Kitty i plasterek na ręce Briana (to od tej stłuczonej szklanej ramki), z zachwytem za to wpatrując się we mnie. – Masz naturalny talent do dzieci, Maddie. Jestem pod wrażeniem.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę. Czy ta kobieta w ogóle nie znała swoich dzieci, oznajmiając, że były „grzeczne”? W takim razie nie chciałam wiedzieć, jakie były na co dzień.
– To nic takiego – odparłam uprzejmie, łapiąc się za bok, w którym dostałam kolki od ostatniej gonitwy za jej synem. – Zawsze do usług.
– To świetnie się składa – odparła, na co zjeżyły mi się włosy na głowie. Aż za dobrze wiedziałam, co nastąpi później! – Może chciałabyś dorobić jako opiekunka do dzieci? Czasami muszę gdzieś pilnie wyjść, a wiesz, jak to jest z samotnymi matkami. Nie bardzo mam komu zostawić dzieci pod opieką.
Otworzyłam usta, nie bardzo jednak wiedziałam, co odpowiedzieć. Wcale tego nie chciałam. Ani trochę! Fakt, pieniądze na pewno by mi się przydały – pieniądze zawsze się przydają – ale przecież nie chciałam zarabiać na moim wykończeniu nerwowym, do którego niechybnie miały doprowadzić te dzieciaki! Tata jednak spojrzał na mnie zachęcająco, kiwając za mnie głową, i nie bardzo miałam inne wyjście.
– O–oczywiście – odparłam więc, tylko trochę się jąkając. – Proszę dać mi znać, kiedy tylko będzie pani potrzebowała pomocy.
– Cudownie! – Pani Welsh z zachwytu aż klasnęła w dłonie, po czym zwróciła się do mojego ojca. – Nick, masz wspaniałą córkę. Jestem pod wrażeniem, naprawdę świetnie ją wychowałeś!
Skrzywiłam się, ale nie skomentowałam tego. Kiedy cała trójka wreszcie wychodziła, modliłam się, żeby pani Welsh nigdy nie odczuła potrzeby zostawienia dzieci pod moją opieką.
Moim zdaniem, tak dla wszystkich byłoby bezpieczniej.

9 komentarzy:

  1. Heej;*
    Rozdział bardzo fajny, jak na początkowe które zazwyczaj są bardzo nudne. Ale domyślam się ze już niedługo się to zmieni ;D

    Maddie-dziwie sie jej ze nie chce mieć swojego auta, bo chyba każdy chciałby. Podejrzewam że to jest związane z wypadkiem matki, który chyba był wypadkiem samochodowym. ;)

    Cieszę sie ze tata zgodził się na tą imprezę, a Maddie nie bedzie musiała się wymykać;) heheheh...

    Wkurza mnie ta ich sąsiadka i jej dzieci, ale chyba nigdy nie zdażają się mili sąsiedzi (przynajmniej u mnie ;*)

    Żałuję ze nie było wogole Lucasa, ani nikogo ze szkoły (nie licząc Carrie;) ) i mam nadzieję w następnych rozdziałach będzie ich wiecej ;)

    Ogolnie to był swietny rozdzial, pod każdym względem, wiec ja czekam na next'a <33
    Pozdrawiam i całuje ;*
    /Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Dziękuję, cieszę się, że tak uważasz, bo mnie samej wydaje się, że w tym rozdziale w ogóle nic się nie działo xd w następnym będzie już więcej - wyjaśni się trochę, o co chodzi z tym Sun Valley Drive, będzie Lucas i tajemniczy chłopak z domu obok;)

      No właśnie, ja teraz choruję na własne auto, ale mam wygórowane ambicje i najpierw muszę uzbierać kupę kasy xd ale tak, owszem, Maddie ma problem z tym wypadkiem i nie chce, żeby ktokolwiek to zauważył.

      Tym razem nie będzie musiała się wymykać. Mogę chyba zdradzić, że w przyszłości się to zmieni xd

      Haha, rozumiem Cię, ja też nie mam przyjemnych sąsiadów xd ale akurat z tych Maddie będzie miała wymierną korzyść w postaci stałego dopływu gotówki;)

      A następny już za tydzień^^
      Całuję! ;*

      Usuń
  2. Czytałam rozdział na dwie raty, więc jak coś poknocę to nie bij, bo zawsze łatwiej i sensowniej skomentować tuż po świeżym przeczytaniu posta. Uśmiechnęłam się na wieść o imprezie, bo dałaś nam jasno do zrozumienia, że coś znaczącego się na niej wydarzy i oczywiście czekam na pojawienie się "Młodego Deppa", bo chociaż jeszcze go nie poznałam, już jest moim faworytem <3 Zastanawia mnie, dlaczego Maddie ma taką awersję do samochodów, niejedna nastolatka skakałaby z radości, gdyby rodzic chciał zaopatrzyć ją w auto, hah :D I te dzieciaki Pani Welsh, ja na miejscu dziewczyny nie zgodziłabym się za żadne skarby! Nie mam ręki do dzieci, a także cierpliwości do nich :D Podziwiam ją i życzę powodzenia, bo na pewno będzie jej potrzebne :D

    PS: Śliczny szablon! Co nowy, to mnie bardziej, pozytywnie zaskakujesz <3 Widzę, że nie tylko ja choruje na "uwielbienie do zmieniania wyglądu bloga". No i nie da się ukryć, że masz talent do ubierania swoich blogów. Mam nadzieje, że kiedyś będę mogła coś u ciebie zamówić :) Bo chociaż lubię bawić się w Photoshopie, to jednak twoje szablony są takie pięknie!

    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie było tak źle:) sąsiad Maddie pojawi się jeszcze wcześniej, przed imprezą, ale i na niej rzeczywiście coś się wydarzy. Awersja ma swoje powody, dość banalne zresztą, o których więcej będzie później. A dzieciaki... Całkowicie Cię rozumiem, też nie mam do nich ręki, co więcej, w ogóle ich nie lubię xd ale zawsze to jakiś sposób na dopływ gotówki.

      Dziękuję:) tak, uwielbiam często zmieniać szablony, za szybko mi się nudzą i za dużo mam pomysłów na nowe xd tamten pewnie by jeszcze powisiał, gdyby nie chodziło mi po głowie dodanie do nagłówka większej ilości postaci. Tym bardziej cieszę się, że się podoba, bo w związku z tym był trochę eksperymentalny;) a gdybyś chciała ode mnie szablon, zapraszam na Goldrushed, ja tam zawsze chętnie:)

      Całuję! ;*

      Usuń
  3. czy ja dobrze wnioskuję, że matka Maddie była alkoholiczką? Teraz chyba zaczynam nieco lepiej rozumieć jej ojca i jego, w pewnym sensie, nadopiekuńczość. To naturalne, że nie chce stracić kolejnej ważnej kobiety w swoim życiu. I właściwie zaczynam go lubić, ma w sobie coś naprawdę uroczego, czego sama nie umiem określić. Z drugiej strony łatwo mi też zrozumieć bunt M. w końcu każda nastolatka tak ma, a ona miała chyba jeszcze gorzej, więc jej rozgorycznie musi znaleźć jakieś ujście. Co do Carrie to... na początku rozdziału była taka normalna, co sprawiło, że odrobinkę zmieniłam o niej zdanie; mam nadzieję, że szybko nie ugasi tej nikłej sympatii xd
    sąsiad dalej intryguje, jak długo masz zamiar nas przetrzymywać? :D jezeli będzie morcznym charakterem to pewnie z marszu go polubię, no i znając życie pewnie nie będzie miał też najlepszego wpływu na biedną Mads, nie wspominając już o jej ojcu, który pewnie dostanie paliptacji na widok sąsiada, kiedy zdoła go poznać.
    I te okropne dzieciaki pani Welch, sama nie lubię za bardzo dzieci, więc ogromnie współczuję M., sama chyba popłakałabym się z rozpaczy, gdybym wpakowała się w taką pracę.
    Szablon jest przecudowny <3 podoba mi się dobór kolorów i ten wspaniały nagłówek, wszytsko razem daje piorunujące wrażenie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Częściowo, owszem, dobrze wnioskujesz, może alkoholiczką od razu bym jej nie nazwała, ale na pewno nadużywała alkoholu. I wydaje mi się, że w związku z tym rzeczywiście można tutaj zrozumieć obydwie strony konfliktu: ojca Maddie, że po różnych przeżyciach z jej matką boi się o swoją córkę, i samą Mads, która uważa za niesprawiedliwe przypisywanie jej cech matki, których sama nie posiada. Carrie... No cóż, ona nie jest do końca normalna, ale przez większość czasu chyba będzie się ją dało lubić, przynajmniej do któregoś momentu;)

      Sąsiad pojawi się wstępnie już w kolejnym rozdziale, a potem w następnym porządniej, więc spokojnie, długo to czekanie już nie potrwa;) muszę Cię rozczarować, bo mroczny to on raczej nie będzie, co najwyżej nieco wycofany i to na początku. Zły wpływ na Mads będzie miała przede wszystkim ona sama, sąsiad co najwyżej namówi ją do trochę większej ilości kłamstw;) co do ojca natomiast i tych domniemanych palpitacji... Oj, tak XD

      To tak jak ja, też nie lubię dzieci i też współczuję Mads -.- ale ona ma lepsze serduszko ode mnie, na pewno jakoś sobie poradzi;)

      Dziękuję:) mnie samej, o dziwo, też się nawet podoba, chociaż za czerwienią nie przepadam i zawsze znajdę coś w grafice, co mogłabym poprawić xd Ale bardzo się cieszę, że przypadł Ci do gustu.

      Całuję!

      Usuń
  4. OMG, ja nienawidzę dzieci. Może jestem bez serca, ale mnie kojarzą się z jakimiś potworami, których w dodatku nie można wyeliminować z życia xD Sama mam młodszego brata, będzie kończyć podstawówkę, potrafi mnie zdenerwować swoją obecnością i głupimi pomysłami. Może nie powinnam narzekać, bo przecież sama byłam dzieckiem, ale jednak widzę różnicę w zachowaniu. I dzieci były grzeczne? Taaa... ja jak byłam grzeczna, to jednak nie rozwalałam w domu różnego rodzaju sprzętów czy ozdób ;P Myślę, że pani Welsh powinna już zapłacić Maddy za tę opiekę w jej domu, kiedy ona zajęta była panem gospodarzem, haha ;P Swoją drogą ojciec Maddy ma całkiem niezłe wzięcie ;> Noale... samotny facet, dobry zawód, w dodatku przystojny, dlaczego nie miałby ułożyć sobie życia? :D Myślę jednak, że Maddy i tak nie byłaby zadowolona, niezależnie od tego, jaką partnerkę wybrałaby sobie tata :P

    Maddy z tatą poszła na kompromis. Wydaje mi się, że ojciec chciałby jej pozwolić pójść na tę imprezę (czy też ogólnie na więcej), ale czuje, że nie może pozwolić jej na zbyt wiele, żeby nie stracić nad nią kontroli. Poza tym to jednak jest nowe miejsce dla nich obojga, rozumiem go, że się martwi o córkę. W tej sytuacji kompromis okazał się idealnym rozwiązaniem, przynajmniej na początek. To też wielka szansa dla Mads, żeby mogła pokazać ojcu, że jednak może na niej polegać i nie złamie słowa, będzie się zachowywała wg "warunków". Jak to jednak będzie na tej imprezie, zobaczymy ;>

    Ten szablon jest śliczny, chyba najlepszy z wszystkich poprzednich, ale jak dla mnie te postacie w nagłówku za bardzo się odcinają. Gdyby zdjęcia były kolorowe, może lepiej by się wkomponowały, teraz mam trochę wrażenie, że nie tworzą "całości". Ale to moje osobiście odczucie ^^

    Mam nadzieję, że będę na bieżąco z postami, skoro będziesz dodawać co tydzień. Może mnie to zmobilizuje, żeby nie odkładać wszystkiego na później xD Tymczasem pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, doskonale Cię rozumiem, bo mam podobnie, też nie znoszę dzieci xd nie zazdroszczę tej różnicy w wieku pomiędzy Tobą a bratem, ja mam do swojego rok i to już dla mnie za dużo xd i pewnie masz rację, że Maddie już powinna zażądać zapłaty, a na przyszłość ustalić jakąś żydowską stawkę xd a co do ojca... Na pewno spróbuję mu poukładać jakoś życie, ale czy dla Maddie to będzie układanie, a nie komplikowanie, to już inna sprawa xd

      Tata Mads po prostu nie ma w tym doświadczenia i nie bardzo wie, jak z córką postępować. Obydwoje muszą się jakoś nauczyć koegzystować:) od razu mogę jednak uprzedzić, że te ich kontakty bardzo kolorowe nie będą. Również między innymi przez tę imprezę xd

      Dziękuję;) trochę mam takie wrażenie, bo początkowo całość miała być czarno-biała i dopiero na wierzch poszła tekstura, która nadała całości taki kolor, a potem już ciężko było mi z tego zrezygnować;) następnym razem na pewno wykombinuję coś innego xd

      Będzie mi bardzo miło:) a nawet jeśli nie, to też nie będę miała, oczywiście, nic przeciwko. Buziaki ;*

      Usuń
  5. Oj tak, dzieci zawsze sieją zniszczenie xD
    dlatego jeżeli już mam być niańką to najlepiej małego dziecka, które łatwo jest uśpić :D
    Rozdział wspaniały.

    Pozdrawiam.
    A.Wiktoria

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.