Na samą myśl o czwartku i konieczności
samodzielnej podróży samochodem do szkoły robiło mi się niedobrze. Pewnie
dlatego już w środę rano czułam się z tym źle, wysiadając z SUV–a taty i
obiecując, że poradzę sobie z powrotem do domu autobusem. Miałam siedemnaście
lat, na litość boską! Na pewno mogłam wrócić sama autobusem i nie zgubić się po
drodze ani nie wpaść pod żadne auto!
W wejściu do szkoły dogoniła mnie Carrie.
Obydwie z Harper ubierały się bardzo modnie, Carrie tym razem miała na sobie
dopasowaną, krótką spódniczkę i satynową bluzeczkę, na którą narzuciła szary
żakiet. W swoich byle jakich dżinsach, trampkach i T–shircie zupełnie do niej
nie pasowałam, ale najwyraźniej nie przejmowała się tym aż tak bardzo.
– Cześć, Maddie! – zawołała, dobijając do mnie,
biegnąc na tych swoich obcasach, jakby były moimi trampkami. – Mamy dzisiaj
razem WF, wiesz? Będzie fajnie!
Miałam wątpliwości, ale nie podzieliłam się
nimi.
– Tak, wiem, już w poniedziałek dostałam strój,
żebym zdążyła go wyprać – odparłam, posłusznie oddając torbę do kontroli, gdy
przechodziłam przez bramki przy wejściu. – Miałam już dawno zapytać. O co
chodzi z tą kontrolą na wejściu?
– To ty nic nie wiesz? – Carrie zrobiła wielkie
oczy, przez co już w ogóle wydawały się ogromne. Wyglądała w tamtej chwili jak
Bambi.
Rozłożyłam bezradnie ręce, po czym z uśmiechem
przyjęłam z powrotem moją torbę od jednego z ochroniarzy.
– O czym mam wiedzieć? – drążyłam, spoglądając
na zegarek. Do pierwszej lekcji pozostawał jeszcze kwadrans, więc miałyśmy
chwilę na wyjaśnienie tej kwestii. – Że wasz dyrektor ma fioła na punkcie
bezpieczeństwa? Boi się rozboju w biały dzień, czy jak?
Carrie bez słowa chwyciła mnie za rękę i
lawirując pomiędzy uczniami, pociągnęła gdzieś przed siebie, w lewy korytarz,
ten sam, którym szło się do gabinetu dyrektora. Przeszliśmy jednak obok tych
drzwi, za którymi ostatnio poznałam panią Cole i Lucasa, po czym doszliśmy do
przeszklonych drzwi, oddzielających korytarz od przewiązki, prowadzącej do
kolejnego skrzydła i sali gimnastycznej. Carrie pociągnęła mnie dalej, za
drzwi, aż do przeszklonej gablotki, która znajdowała się gdzieś w połowie
drogi. Dopiero tam zatrzymałyśmy się i puściła moją rękę.
– Oto dlaczego – powiedziała, wskazując
gablotkę. Wobec tego spojrzałam w tamtą stronę, po czym wstrzymałam oddech.
W gablocie umieszczono zdjęcia ośmiu osób:
siedmiu uczniów i jednego nauczyciela. Wszystkie w górnym lewym rogu przepasane
były kawałkiem czarnej wstążki. Przyjrzałam się im bardzo uważnie: cztery
dziewczyny i trzech chłopaków, najprawdopodobniej w moim wieku, wszyscy na
zdjęciach byli uśmiechnięci i wydawali się szczęśliwi. Problem w tym, że
najwyraźniej nie żyli.
Nazwiska nic mi nie mówiły, dowiedziałam się
jedynie, że nieżyjący nauczyciel uczył angielskiego. Na dole znajdowało się
tylko jedno, krótkie zdanie.
PAMIĘCI
OFIAR MASAKRY W ELIZABETHTOWN Z 20 MAJA
2005 ROKU.
Osiem lat temu. Cokolwiek się stało, miało to
miejsce osiem lat temu. Nic dziwnego, że o tym nie słyszałam, w końcu byłam
wtedy dzieckiem.
– Co właściwie się wtedy stało? – zapytałam więc
Carrie, nie odrywając wzroku od tablicy. Westchnęła.
– Okropna historia. – Kiedy wreszcie na nią
zerknęłam, stwierdziłam, że kręciła głową. Cały czas. – Ten chłopak… Miał na
imię David… Po prostu wszedł do szkoły i zaczął strzelać. Wszyscy się pochowali,
wezwano policję, ale zanim przyjechała, zdążył dostać się do biblioteki i
jednej z przylegających do niej sal klasowych. W bibliotece zabił pięć osób i
postrzelił kolejne cztery, w tym bibliotekarkę. Potem przeszedł do sali
klasowej i zabił kolejne trzy, w tym nauczyciela. Postrzelił jeszcze dwie,
zanim usłyszał syreny policji.
– O mój Boże. – Tylko tyle byłam w stanie
powiedzieć. Raz jeszcze spojrzałam na tablicę, próbując wyobrazić sobie coś
takiego. Coś tak strasznego. Jakoś jednak… po prostu nie byłam w stanie. – Co
się z nim stało? Policja go złapała?
– Nie. Zdążył im uciec. – Wiedziałam, że było w
tej historii coś jeszcze, nawet zanim Carrie to powiedziała. Nie zamierzała mi
jednak oszczędzać detali. – Miał rower, dotarł nim do swojego domu szybciej,
niż zdążyła to zrobić policja. W domu zastrzelił obydwoje rodziców, a potem
odebrał sobie życie.
O rany. Naprawdę się tego nie spodziewałam.
Prawdę mówiąc, byłam tym kompletnie przerażona. Mimo że zdarzyło się to tyle
lat temu, mimo że nie miało to nic wspólnego ze mną, czułam się z tym okropnie.
To było coś niewyobrażalnego. Nawet nie wiedziałam, jak miałabym to
skomentować.
– Ale… dlaczego? – zadałam więc pierwsze
pytanie, które przyszło mi do głowy. – Dlaczego on to zrobił?
– Podobno zostawił list pożegnalny, ale kto miał
go przeczytać? – Wzruszyła ramionami. – Zabił przecież swoich rodziców. List
pewnie trafił w ręce policji, ale nigdy nie ujawnili, co było motywem. Z tego,
co wiem, ten chłopak nigdy wcześniej nie zdradzał objawów jakichś problemów
psychicznych. Do tamtego feralnego dnia wydawało się, że wszystko z nim w
porządku. A potem tak po prostu wziął broń ojca, poszedł do szkoły i zabił
osiem osób…
– Broń ojca? – podchwyciłam. Carrie skinęła
głową.
– Tak, był policjantem. To właśnie po tym wydarzeniu
Whiterby zainstalował bramki na wszystkich wejściach. Nieźle oberwało mu się po
tamtym wydarzeniu i obiecał sobie, że nigdy więcej żaden uczeń nie wniesie do
szkoły broni.
Ponad nami zabrzmiał dzwonek oznajmiający
początek pierwszej lekcji. I dobrze, bo atmosfera wyraźnie się zważyła, kiedy
Carrie opowiedziała mi o tym wszystkim.
– Salę historyczną znajdziesz na pierwszym
piętrze, drugie drzwi po lewej – wyjaśniła mi, zerkając na zegarek. – Muszę już
iść. Ale wiesz… Właśnie to miała na myśli Harper, kiedy mówiła, że wszyscy są
zainteresowani, gdy ktoś wynajmuje dom na Sun Valley Drive. Bo David tam
właśnie mieszkał.
Pobiegła na swoje lekcje, zostawiając mnie z
pustką w głowie i kłębkiem bliżej niezidentyfikowanych uczuć. Byłam
zdezorientowana, nieco niespokojna, oszołomiona tym, co usłyszałam, jednak
przede wszystkim zaniepokojona.
Chyba powinnam zapytać tatę, od kogo właściwie
wynajął dom i kto wcześniej w nim mieszkał.
Chociaż to oczywiście było mało prawdopodobne,
żebyśmy mieszkali w domu, w którym dokonano podwójnego morderstwa i
samobójstwa, ta myśl nie mogła mi wyjść z głowy przez kolejne kilka lekcji. Nie
wierzyłam w duchy ani karmę, ale mimo wszystko dziwnie byłoby mieszkać w takim
domu. Wiedząc, że zastrzelono w nim dwoje ludzi, a jakiś chłopak zastrzelił się
sam. Czułabym się co najmniej… nieswojo.
Nawet Brianna na trygonometrii zauważyła, że coś
było ze mną nie tak. Nie odezwała się, jak to ona, ale jej spojrzenia rzucane w
moim kierunku były jednoznaczne. Byłam tak rozkojarzona, że zauważyła to nawet
nasza nauczycielka. Zazwyczaj nie zamieniała się w buldoga, ale właśnie w
tamtej chwili zapytała całkiem poważnie:
– Panno Monroe, czy mogłabyś powtórzyć, co przed
chwilą mówiłam?
Podniosłam wzrok na nauczycielkę, dopiero wtedy
orientując się, co właściwie robiłam. Szkicowałam. W zeszycie do
trygonometrii…!
Poczułam uderzenie w kostkę, więc odruchowo
zerknęłam w lewo. Delikatnie przesunięty w moją stronę zeszyt Brianny zawierał
jedno, szybko nabazgrane zdanie. Ponownie pospiesznie uniosłam wzrok na
nauczycielkę, która na szczęście niczego nie zauważyła.
– Będziemy dzisiaj przerabiać… wzory na
dwukrotność kąta – wydukałam, nie bardzo wiedząc, o czym właściwie mówiłam.
Panna White nagrodziła mnie łagodnym uśmiechem i kiwnięciem głowy.
– Dobrze, Maddie. Byłam pewna, że nie słuchałaś.
Z powrotem spuściłam wzrok na zeszyt, po czym
delikatnie wyrwałam kartkę. Widniał na niej wykonany ołówkiem szkic domu –
mojego nowego domu, włącznie z SUV–em taty na podjeździe i drzewami na
trawniku. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to szkicowałam, ale to było dla
mnie normalne. Zazwyczaj robiłam to bezmyślnie, gdy myślałam, i zazwyczaj
wychodziło mi coś w jakiś sposób związanego z moimi myślami.
Chciałam zgnieść kartkę, ale w tej samej chwili
Brianna wyciągnęła rękę i mnie powstrzymała. Rzuciłam jej zaskoczone
spojrzenie.
– Zostaw – powiedziała przyciszonym głosem. – To
jest dobre.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Dzięki – odparłam, nie uściślając, czy
chodziło mi o komplement, czy o pomoc z odpowiedzią na pytanie panny White.
Brianna tylko kiwnęła głową, po czym wróciła do funkcji trygonometrycznych i na
tym zakończyła się nasza konwersacja.
Miałam jednak wrażenie, że robię z nią postępy.
Gdy szłam na lunch, cała ta sprawa ze strzelcem
w szkole nadal nie mogła mi wyjść z głowy. Właściwie to żałowałam, że Carrie mi
o tym powiedziała, tak bardzo zaprzątnęło to moje myśli. Zastanawiałam się, co
musiało kierować człowiekiem, który zdecydował się ukraść broń ojcu, pójść z
nią do szkoły, zastrzelić w niej osiem osób, a ranić kilka kolejnych, po czym
wrócić do domu, zabić rodziców i w końcu popełnić samobójstwo. Ten chłopak
musiał być niestabilny psychicznie, nie było innego wyjścia. Jakim cudem jednak
nikt tego wcześniej nie dostrzegł? Czym zajmowali się jego rodzice, jak bardzo musieli
być zajęci innymi sprawami i nie mieć czasu dla swojego syna, by nie zauważyli
tego wcześniej?
Po prostu nie mieściło mi się to w głowie. Nie
mieściło mi się w głowie, że kilka lat wcześniej tymi samymi korytarzami,
którymi szłam w stronę stołówki, mógł iść uzbrojony chłopak z zamiarem zabicia
innych ludzi. I siebie.
Obojętnie wymijałam ludzi na korytarzach;
dotarłam w końcu do swojej szafki, z której wyciągnęłam strój na WF, po czym
udałam się do stołówki, tym razem samotnie. Ostatecznie nie potrzebowałam
Carrie, która ciągle prowadzałaby mnie po szkole.
Ze szkolnego radiowęzła leciała jakaś rzewna
pieśń, która strasznie mnie wkurzała, sądząc jednak po fakcie, jak często ją tu
puszczano i że w ogóle jej nie znałam, musiała być jakiegoś lokalnego wykonawcy.
Doszłam wreszcie do stołówki, zamówiłam sobie jedzenie, po czym z tacą
poszukałam wolnego stolika.
W stołówce było pełno, jak zwykle o tej porze
dnia, i niezwykle gwarno. Przy każdym stoliku uczniowie rozmawiali między sobą
głośno, śmiali się i dyskutowali zawzięcie. Czułam się w jakiś sposób wyłączona
z tego grona, ale nie widziałam w tym nic złego. Znalazłam w końcu wolny stolik
gdzieś w kącie, między jakąś wygłupiającą się grupką młodszych ode mnie
dzieciaków a zakochaną parką, zaglądającą sobie cały czas w oczy, położyłam
tacę i zajęłam miejsce, nie rozglądając się nawet za Carrie i jej przyjaciółmi.
Uznałam, że odrobina samotności dobrze mi zrobi.
– Austin! Co tam słychać?!
Zakrztusiłam się z zaskoczenia, słysząc nad
uchem ten głos. To by było na tyle, jeśli chodzi o moją samotność, pomyślałam z
rezygnacją. Odwróciłam się, przybierając na twarz życzliwy uśmiech.
Lucas wyglądał bardzo dobrze, ubrany w polo w
paski i ciemne dżinsy, z blond włosami ponownie zawadiacko opadającymi na jego
lewe oko i szerokim, olśniewającym uśmiechem. Był opalony, ale nie jakoś
bardzo, akurat w sam raz, by stanowiło to kontrast dla jego białych zębów. Cały
był wyluzowany, ruchy miał pewne siebie i wcale mu się nie dziwiłam: wysoki,
dobrze zbudowany, przystojny, a w dodatku z bogatymi rodzicami. Chyba każdy na
jego miejscu byłby pewny siebie.
– Przestraszyłeś mnie – odpowiedziałam z lekkim
niesmakiem, starając się zachować dystans. Lucas wywrócił oczami zupełnie w
moim stylu, po czym usiadł na stoliku naprzeciwko mnie, zmuszając mnie do
odsunięcia się trochę z moim krzesłem. O mało nie usiadł na mojej tacy z
jedzeniem, odsunął ją w ostatniej chwili. – Co ty właściwie robisz?
– Intrygujesz mnie, Austin – oświadczył,
wskazując mnie palcem. Tym razem to ja wywróciłam oczami.
– Gwarantuję, nie ma we mnie nic intrygującego.
Jestem przeraźliwie normalna.
– Och, nie sprzedawaj mi tego kitu. – O rany,
jak on mnie denerwował. Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale było w jego
zachowaniu coś takiego, przez co miałam ochotę go walnąć. Albo przynajmniej
wylać mu na głowę dietetyczną Colę, którą wzięłam sobie do lunchu. – Jak ty to
robisz, że nie robisz absolutnie nic, a mówi się o tobie w całej szkole już w
twój pierwszy dzień tutaj?
– To zapewne wina mojego adresu – wyjaśniłam
konfidencjonalnie. – Wszyscy już chyba wiedzą, że mieszkam na ulicy, gdzie
kiedyś mieszkał morderca.
– O rany, ludzi to cieszy byle sensacja. –
Machnął ręką, pochylając się w moją stronę. Zmusiłam się, by zostać w miejscu,
chociaż miałam wielką ochotę się odsunąć, tak blisko się znajdował. – I jak?
Jest tam coś strasznego?
– Na każdej ulicy można znaleźć coś strasznego –
odparłam, wzruszając ramionami. – W większości domów są jakieś tajemnice, które
nie wychodzą poza jego cztery ściany.
Lucas odsunął się, przyglądając mi się z
namysłem. W końcu powoli pokiwał głową, wolną ręką odgarniając z oka włosy.
– Masz rację, Austin – przyznał. – A jakie
tajemnice są u ciebie?
– Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu, czy
tak po prostu, żeby przeszkodzić mi w posiłku? – zapytałam uprzejmie, ignorując
jego ostatnią wypowiedź. – I mówisz tak do mnie, bo z jakiegoś powodu
zapamiętałeś miasto, z jakiego pochodzę, a zapomniałeś imienia, czy po prostu
chcesz mnie wkurzyć?
Ręce założył na piersi, stopy oplatając wokół nóg
mojego krzesła i w ten sposób przyciągając mnie bliżej. Nie mogłam się
powstrzymać, uśmiechnęłam się lekko, widząc to. Boże, co za idiota. Co on
właściwie wyprawiał?
– Co ty robisz? – zapytałam więc, ale chociaż
starałam się brzmieć surowo, w moim głosie wyraźnie słychać było rozbawienie.
Lucas musiał to zauważyć, bo jego uśmiech, jeśli to w ogóle było możliwe, stał
się jeszcze szerszy.
– Spokojnie, Austin – odparł, mrugając do mnie.
– Pamiętam, jak masz na imię. Absolutnie nie chcę cię wkurzyć ani przeszkadzać.
W zasadzie chciałem tylko zapytać, czy przyjdziesz na imprezę w piątek.
Ostatnio jakoś nie byłem pewien odpowiedzi. Maddie.
Brawo, miał niezłą pamięć. I oczywiście było to
ironiczne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, jak niewiele wysiłku było potrzeba,
żeby zapamiętać coś tak trywialnego jak imię nowej laski, którą się właśnie
poznało. Przyciągnął mnie z krzesłem jeszcze bliżej, czekając na moją
odpowiedź, a ja zwlekałam z nią, choćby po to, żeby się z nim podroczyć.
– Przyjdę – odpowiedziałam w końcu, mając
nadzieję, że dzięki temu przestanie. Przestał. – Zadowolony?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo.
– Boże, zachowujesz się jak dziesięciolatek –
prychnęłam. – Albo nadal masz coś z głową po tej bójce w poniedziałek. I wydaje
mi się, że nie znamy się na tyle dobrze, żebyś siadał przede mną na stole.
– Nie wiedziałem, że potrzeba na to jakiegoś
konkretnego stopnia znajomości, ale okej. A bójkę wygrałem. – I, o dziwo, po
tych słowach naprawdę zeskoczył ze stołu. Byłam zadziwiona. Stanął nade mną, po
czym dodał: – Spokojnie, jeszcze to naprawię. Będziesz mnie znała tak dobrze,
jak tylko będziesz chciała, Austin.
I znowu to samo. Rany, jaki on był wkurzający.
– A jeśli nie chcę? – Podniosłam do góry brwi.
Zaśmiał się krótko.
– W to akurat nie uwierzę. Nie można mi się
oprzeć.
– Takiemu zadufanemu w sobie dupkowi? Myślę, że
spróbuję – prychnęłam. Może nie powinnam była tego mówić.
– Kolejny powód, żebym udowodnił ci, że mam
rację.
Odszedł, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, tak,
że mogłam sobie tylko popatrzeć na jego wyprostowane plecy. Cholera. A tak
lubiłam mieć ostatnie zdanie.
Zaśmiałam się sama do siebie, wracając do
przerwanego obiadu i starając się skończyć go jak najszybciej, bo wiedziałam,
że przez konfrontację z Lucasem nie zostało mi zbyt dużo czasu do rozpoczęcia
lekcji. Nic dziwnego, że Carrie mnie przed nim ostrzegała. On naprawdę był
czarujący i wiedział, jak owinąć sobie dziewczynę wokół palca.
Kiedy zabrzmiał dzwonek, zebrałam wszystko i
pobiegłam z tacą przed siebie, wymijając innych uczniów w obawie, że spóźnię
się na WF. To był mój pierwszy WF i absolutnie nie chciałam do siebie zrażać
nauczycielki. W następnej chwili ktoś uderzył mnie, wytrącając mi z ręki tacę,
a resztka mojego dzisiejszego lunchu wylądowała prosto na mojej bluzce.
– Cholera jasna! – Obejrzałam się, dostrzegając
jeszcze oddalającą się szybko blond czuprynę, która wydawała mi się znajoma. W
następnej chwili dobiła do mnie Carrie, przyglądając mi się z troską.
– O rany… Strasznie mi przykro, Maddie…
– To przecież nie twoja wina – mruknęłam,
próbując zetrzeć resztki lunchu z mojej koszulki. Carrie przygryzła wargę.
– Tak właściwie to… To była Harper, Maddie.
Wywróciłam oczami. Świetnie, jeszcze tylko tego
mi brakowało. Nastolatki zazdrosnej o nie wiadomo co…!
– Czy ona oszalała? – zapytałam więc z niesmakiem.
– Jak ja mam teraz dotrwać w tym do końca dnia?!
– Pożyczę ci marynarkę – zaofiarowała się
Carrie, na co o mało nie wybuchłam śmiechem. Świetnie bym wyglądała, w moich
dżinsach i luźnym T–shircie, a na to narzuconej marynarce. Po prostu bosko! –
Mówiłam ci przecież, że Harper wydaje się, że ciągle coś czuje do Lucasa.
Zobaczyła, zresztą każdy w stołówce to zobaczył, jak rozmawialiście, i się
wściekła. Przejdzie jej i na pewno nie będzie miała do ciebie pretensji, ale na
chwilę obecną po prostu musiała odreagować.
Nie wiedziałam, do której części tej wypowiedzi
przyczepić się najpierw. Czy do tego „musiała odreagować”, które na moje
nieszczęście oznaczało mnie, łażącą przez resztę dnia z tłustą plamą na
koszulce, czy do tego, że na pewno jej przejdzie, w co mocno wątpiłam. Wobec
rozdarcia między tymi dwoma komentarzami nie wyrzuciłam z siebie żadnego,
zamiast tego znajdując przynajmniej tymczasowe rozwiązanie sytuacji.
– Przebiorę się na WF, a potem spróbuję to
zaprać – mruknęłam. – Może jak położę na kaloryferze, to zdąży wyschnąć.
Carrie z entuzjazmem pokiwała głową.
– Tak! Zrób tak. A ja porozmawiam z Harper,
obiecuję. Tak nie może być, żeby ona napastowała cię wyłącznie dlatego, że
wpadłaś w oko Lucasowi.
Oddałam tacę, po czym wraz z Carrie ruszyłam w
stronę sali gimnastycznej, po drodze rzucając jej protekcjonalne spojrzenie.
Boże, co ta dziewczyna wygadywała…
– Błagam, wcale nie wpadłam w oko Lucasowi –
prychnęłam. Carrie stanowczo pokręciła głową.
– Ależ oczywiście, że tak. Nie przejmuj się,
jemu wpada w oko każda ładna nowa buzia w szkole. Nie jesteś jedynym takim
przypadkiem. Właśnie dlatego radziłam, żebyś trzymała się od niego z daleka.
Lucas wie, jak oczarować dziewczynę, ale wie też, jak potem bez skrupułów ją
zostawić.
A czego innego mogłam spodziewać się od
dziewczyny, która najwyraźniej przedawkowała dobroć w płynie? Tylko porad w
stylu mojej mamy. „Uważaj na tego chłopaka, bo cię skrzywdzi”. Usłyszałam to
przy moim ostatnim chłopaku i w rezultacie to ja skrzywdziłam jego, wyjeżdżając
do Pensylwanii. W takich radach nikt nigdy nie był ekspertem.
A już na pewno nie Carrie Sutton.
– A ja wiem, jak sobie radzić z takimi
chłopakami, więc dziękuję ci bardzo za rady, Carrie – odparłam, co zabrzmiało
nieco zbyt ostro. Postarałam się to jakoś zatuszować, ale chyba nie wyszło
najlepiej. – Idź już, bo przeze mnie spóźnisz się na WF. Przekaż, proszę, ode
mnie, że miałam mały wypadek na stołówce i pojawię się z pewnym opóźnieniem,
dobrze?
– Niedobrze. – Pokręciła głową. – Panna Ryder
nie znosi, jak ktoś spóźnia się na jej zajęcia. Dostaniesz karne okrążenia.
– Trudno. – Wzruszyłam ramionami, chociaż nie
znosiłam biegać. – Jakoś to przeżyję. Idź już!
Jakoś trafiłam sama do damskiej szatni, która
była już prawie pusta, gdy weszłam. Ostatnie maruderki właśnie nakładały buty i
uciekały, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Znalazłam swoją szafkę i
wyciągnęłam z torby strój na WF, składający się z krótkich spodenek i koszulki
z krótkim rękawem w niebiesko–białych barwach szkoły. Widziałam już te kolory
na kusych strojach kilku cheerleaderek, dlatego nie było to dla mnie
zaskoczenie. Zmieniłam dżinsy na spodenki, które okazały się dość obcisłe –
chyba powinnam schudnąć – i właśnie ściągnęłam moją brudną koszulkę, gdy
trzasnęły drzwi, a do szatni wparadował… chłopak.
Wydarłam się piskliwie i zasłoniłam szkolną górą
od stroju, chociaż tak naprawdę nic złego się nie stało. Chłopak zatrzymał się
jak wmurowany i dopiero wtedy, gdy uważniej na niego spojrzałam, poznałam go.
– Ja… Przepraszam – wydukał z siebie, jakby na
moment zapomniał języka w gębie. – To chyba nie jest… Eee…
– Męska szatnia? Nie. – Nerwowym gestem założył
za ucho długie pasmo ciemnych włosów, poza tym jednak się nie poruszył. –
Mógłbyś się odwrócić?
– Co? A, tak… Jasne…
Posłusznie odwrócił się do mnie tyłem, mogłam
więc szybko wciągnąć na siebie koszulkę i nie wyglądać dłużej jak idiotka.
Zanim pozwoliłam mu z powrotem na siebie spojrzeć, przyjrzałam mu się raz
jeszcze. Był wyższy, niż mi się to wydawało, gdy widziałam go z okna mojego
pokoju. Niecałą głowę wyższy ode mnie, był szczupły, dużo szczuplejszy choćby
od Lucasa, chociaż nie chudy, i ubrany jeszcze luźniej ode mnie – w sprane,
ciemne dżinsy i szarą koszulkę z długim rękawem. Przez ramię miał przewieszoną
torbę, a ciemne włosy łagodnie opadały mu na kark. Tym razem jednak się ogolił,
najwyraźniej do szkoły.
A więc chodziliśmy do tej samej szkoły.
– Już – powiedziałam w końcu; odwrócił się na
pięcie i spojrzał na mnie, zmieszany.
– Jeszcze raz przepraszam – dodał niepotrzebnie.
– Już po dzwonku i nie spodziewałem się… nikogo. Pójdę już…
Odwrócił się, uznałam więc, że to moja ostatnia
szansa, bo zaraz faktycznie sobie pójdzie. Zrobiłam krok w jego kierunku, po
czym wyrzuciłam z siebie:
– Jestem Maddison.
Spojrzał na mnie przez ramię, kiwając głową.
– Tak, wiem. Od poniedziałku mówi się tu o
tobie. Mało miewamy tutaj nowych uczniów.
Położył dłoń na klamce, zrobiłam więc jeszcze
jeden krok w przód. Spróbowałam drążyć temat, choć wyraźnie sobie tego nie
życzył.
– W takim razie masz nade mną przewagę, bo
wiesz, kim jestem, a ja nie wiem nawet, jak masz na imię.
Widziałam, że się zniecierpliwił; przez chwilę
stał w miejscu, jakby niezdecydowany, po czym ostatecznie otworzył drzwi.
Myślałam już, że wyjdzie bez słowa, ale on w progu zatrzymał się jeszcze i
ostatni raz do mnie odwrócił.
– Aiden. Jestem Aiden. – Uśmiechnęłam się na te
słowa; niestety, kolejne sprawiły, że uśmiech zamarł mi na ustach. – Nie
odzywaj się do mnie nigdy więcej, dobrze?
Jeszcze przez chwilę po tym, jak wyszedł, stałam
bez ruchu w miejscu, na środku szatni, próbując dojść do siebie. Nawet Brianna,
chociaż nie była w stosunku do mnie specjalnie miła, nie obdarzyła mnie takimi
słowami. A nawet jeśli, to na pewno nie zrobiły na mnie tak dużego wrażenia jak
wypowiedź młodego Johnny’ego Deppa.
Nie
odzywaj się do mnie nigdy więcej?
A co ja byłam, gorsza jakaś? Paskudna? Bezdennie
głupia? Co było ze mną nie tak, że ktokolwiek w tej szkole – kto nie był
Harper, oczywiście – miałby powiedzieć mi coś podobnego?
W tamtej właśnie chwili straciłam resztki
sympatii, jakie wcześniej żywiłam dla mojego nieco tajemniczego znajomego. Nie
przejęłam się tym zbytnio. W końcu miałam ważniejsze problemy na głowie.
Na przykład karne okrążenia na WF–ie.
Uuuuu, atmosfera się zagęszcza. Po kiego grzyba Aiden właził do damskiej szatni? (dramabutton.com) I faktycznie, gbur z niego okrutny! Chociaż jak znam życie i powieści, to się okaże, że ma dobry powód do bycia gburem i jeszcze będę mu współczuć/kibicować/jakiekolwiek inne pozytywne reakcje.
OdpowiedzUsuńA Lucas też niezłe ziółko!
Ech, z tego powrotu do dobrych treści młodzieżowych aż mnie korci, żeby zjeść czekoladę z One Direction, którą przysłała mi Mama. :P
Pozdrawiam cieplutko,
Oj no, chyba przez przypadek;) i owszem, masz rację, Aiden w zasadzie nie jest gburem, tylko unika ludzi, ale pozwolę Wam jeszcze przez jakiś czas wysnuwać własne wnioski. W każdym razie, w następnym rozdziale będzie go więcej i na razie jeszcze lepszego wrażenia raczej nie zrobi;)
UsuńHaha, no to smacznego w takim razie ;P
Całuję!
Robi się ciekawie:-) Lucas jest bardzo pewny siebie. Aiden to gbur, ale bardziej go lubię niż Lucasa.
OdpowiedzUsuńMaddie nie będzie miała lekko. Harper nie odpuści.
Pozdrawiam ;*
Cieszę się, że tak uważasz:) Mówisz, że bardziej lubisz Aidena? No cóż... Jeżeli chodzi właśnie o to, że jest gburem, to ostrzegam, że to się wkrótce wyjaśni;) Poza tym Aiden, to mogę przyznać, zyskuje przy bliższym poznaniu w porównaniu do Lucasa;) z Harper owszem, Mads nie będzie miała lekko, ale to będzie jeden z jej mniejszych problemów.
UsuńCałuję! ;*
Nabrałam ochoty na pisanie opowiadania o młodzieżowej tematyce, ale na razie skończę to, co zaczęłam:-)
UsuńCoś mi mówi, że Aiden i Maddie będą parą :D
Zapomniałam pochwalić szablon:-) podoba mi się
OdpowiedzUsuńPotrafisz mnie przejrzeć xd albo to Mads jest taka łatwa do przejrzenia ;P
UsuńZnam ten ból, ja też mam zachomikowany jeden blog, którego na razie nie tykam, bo na razie trzeba skończyć dwa inne xd ale może później;)
Dziękuję:)
Maddie lubi tajemniczych i trudnych chłopaków. Lucas to typowy synalek bogatych rodziców.
UsuńA co będzie z "Utraconym celem"?:)
Robisz świetne szalony.
Mam nadzieję, że będzie ciekawie. Mam już pierwszy rozdział:-)
UsuńPoprzedni chłopak Mads był całkiem normalny, ale... No, coś w tym jest xd dzięki:)
UsuńNiestety, chyba nic z niego nie będzie. Straciłam tekst razem z wymianą dysku, miałam tam parę stron napisane do przodu, ale nie zamierzam udawać, że to jedyny powód - po prostu od dawna nie czuję już tego tekstu. Mam nowe pomysły, które zamierzam kończyć, ale do Utraconego po prostu nie mam sił wracać.
No to pisz, pisz, chętnie poczytam:)
No i osobiście aktor "grający" Aidena bardziej mi się podoba. Nie jest Judem Law, ale może być.
UsuńSzkoda, ale rozumiem. Trzymam kciuki, żeby wszystko wypaliło:-)
Boże, jaki fajny rozdział, akcja powoli sie rozkręca;) Mam nadzieje, ze będzie więcej scen z Lucasem, bo już po dwóch spotkaniach, po prostu się w nim zakochalam<3 Fragment ze stołówki był przeswietny, cały czas usmiechalam się do ekranu, a to nie zdaza się u mnie często. Jeju, Lucas jest taki sexi i boski. Mam nadzieje ze Maddie nie bedzie mogła sie mu oprzeć;D A Aiden jest takim debilem i gburem, ze ja jeszcze takiego nie spotkalam. Żałuję ze zamiast niego, w tej szatni nie mogę być Lucas. On na pewno wykorzystal by okazje (hihihi;*) No coż... Z góry mogę powiedziec ze na 100% będę bardziej lubiła Lucasa a nie Aidena<3 Wszystko mi się podobało i czekamna wiecej ;))
OdpowiedzUsuńCałuje i pozdrawiam<3
Cieszę się, że się podobał, bo teraz już akcja powinna lecieć coraz szybciej;) scen z Lucasem będzie sporo, nie wiem natomiast, czy dokładnie takich, na jakie byś liczyła xd ale o tym później. Na obronę Aidena dodam, że on nie jest taki zły, tylko takie robi pierwsze wrażenie, a Lucas... Lucas jeszcze spróbuje wykorzystać okazję, spokojnie xd chociaż co do tego 100%, to bym się nie zarzekała xd a następny już w kolejną sobotę:)
UsuńCałuję! ;*
Przez ciebie mam informacyjny wstrząs mózgu (brawa, dla moich zdolności porównawczych! - żeby nie było, sarkazm.) Coś czułam, że to miasteczko żyje jakąś grubszą aferą, ale nie spodziewałam się, że to będzie taka masakra. Najgorsze, że takie rzeczy to nie wymysł literacki, a prawda, która w Ameryce zdarza się coraz częściej. Na samą myśl, że miałabym być uczestnikiem takiego wydarzenia, dostaje mdłości. I przypomniał mi się genialny i niepokojący film "Musimy porozmawiać o Kevinie". Chłopak też wymordował trochę osób ze szkoły, potem zabił ojca i siostrę, nie pamiętał, czy chciał się zabić, ale wylądował w więzieniu. Jednym słowem - psychol. Jestem zdumiona, że w tak dynamicznej notce zdołałam zauważyć, że Brianna, jakby się nieco zrehabilitowała. Ale nie o niej chcę dyskutować, a raczej o Lucasie, w którym wreszcie zobaczyłam podrywacza :) Powiem ci, że to do niego pasuje, chociaż moje serce jest we władaniu innego bohatera, więc cały czas czekałam, aż się pojawi. I jest! <3 Kocham cię! Jest dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam, niby miły, ale w większości odpychający - idealny! I przypuszczam, że jest spokrewniony z tym zabójcą, i nikt nie chcę z nim gadać. Ciekawe, czy mam racje :D Z rozdziału na rozdział jest coraz ciekawiej. Notka bezbłędna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :***
Dziękuję:) w zasadzie między innymi podobną sprawę wzięłam na warsztat, bo wiem, że takie rzeczy faktycznie się w Ameryce zdarzają i nie raz o tym czytałam, a w dodatku pasowało mi tutaj. Filmu nie znam, nie lubię oglądać takich rzeczy, ale może warto. Co do Brianny, ona rzeczywiście nie jest taka zła, tylko niełatwo przychodzi jej zaufać obcym i ludziom w ogóle - o tym później. Lucas - to prawda, i na pewno to będzie widać jeszcze bardziej, cieszę się natomiast, że przypadła Ci do gustu postać Aidena - chociaż on niedługo przestanie być taki odpychający xd ale owszem, masz rację, ale o tym cichosza, bo to się wyjaśni dopiero za jakiś czas^^
UsuńCałuję! ;***
P.S. A Twój szablon dalej się robi, jakbyś się niepokoiła;)
Czekam bardzo grzecznie ^^ Aż takim niecierpliwym stworzeniem nie jestem, więc myślę, że urwania głowy ze mną mieć nie będziesz. Chociaż przyznam, bardzo mnie ciekawi, co dla mnie przyszykujesz <3
UsuńNie ma to jak nowi znajomi xD Carrie wydawała mi się na początku irytująca, ale teraz stwierdzam, że jest najnormalniejsza z całej paczki. Na szczęście po tym rozdziale zaczynam ich wszystkich kojarzyć, bo na początku, kiedy pojawili się tak hurtem, to miałam trudność z zapamiętaniem, kto jest kim. Nie ukrywam, że lubię takich złych chłopców. Zresztą, która z nas nie lubi? ;> Niestety Lucas jedynie usiłuje takim być, dlatego tym swoim zachowaniem i próbami zwrócenia na siebie uwagi bardziej mnie irytuje, niż pociąga. Chce pokazać, jaki to on nie jest fajny, trochę Maddy się przypodobać, zakręcić się wokół niej. Powiedział, że się cieszy, że Maddy będzie na imprezie, ale non stop mówi do niej Austin i się z nią droczy. Cóż, na pewno myśli, że Mads o nim nie zapomni. Taka gra pozorów. Poza tym Lucas ściąga na Maddy kłopoty pod postacią zazdrosnej dziewczyny. Harper jest jakaś nienormalna xD Po prostu wielbię ten typ tępych dziewczynek, które uważają, że to wszystko wina tej trzeciej, w ogóle nie dostrzegają, że facet, za którym szaleją to osioł, a same siebie uważają za największe pokrzywdzone, ale za to najlepsze kandydatki dla osła ;P A niech sobie Harper bierze Lucasa, Maddy jej tego nie utrudnia... Ano tak... Lucas nie chce Harper xD
OdpowiedzUsuńBrianna pokazała swoje ludzkie oblicze. Nawet pochwaliła Maddy za rysunek. Niech tylko nie zauważy, kiedy Mads będzie rysować Aidena, bo nabierze podejrzeń ;> A co do niego samego, on chyba nie jest zbyt towarzyski xD Nie ma to jak na wstępie powiedzieć komuś, że nie ma się odzywać. To wróży co najmniej interesującą znajomość, w końcu mieszkają obok siebie, chodzą do tej samej szkoły, na pewno często będą się spotykać. Noale... jak się ma taki rozgardiasz w głowie, że się wchodzi do damskiej szatni i dziwi się, że może ktoś tam być (a może miał jakiś cel? ;>), to może niechęć do komunikacji ma jakiś cel :P
A tak ogólnie, to oni są bardzo pocieszni :D Takie typowe nastoletnie zachowania, aż się cieszę, że już wyrosłam i mam nadzieję, że nie będę już nigdy robić takich głupich rzeczy, haha ;P
Czekam na imprezę, tak się może dużo dziać :D
I udało się ogarnąć dwa blogi jednego dnia, zmobilizowałam się :D
No, to moje gratulacje;) bardzo się cieszę, że Ci się udało xd
UsuńKurczę, to dobrze, że są pocieszni i że typowo nastoletnie zachowania, już się bałam, że wyrosłam na tyle, że nie będę umiała tego tak oddać, jak powinnam! xd też się cieszę, że z tego wyrosłam, chociaż jak tak popatrzę wstecz, to ja chyba nigdy się tak nie zachowywałam^^ a na imprezie... No, trochę się podzieje ;]
Haha, rysować Aidena, to dobre xd to fakt, Aiden nie jest zbyt towarzyski, ale usprawiedliwiając go nieco, dodam, że ma po temu pewien powód. I mam nadzieję, że ta znajomość rzeczywiście będzie interesująca;) oj no, zdziwił się, bo po dzwonku na lekcję było i to dosyć mocno po dzwonku, raczej nie miał żadnego ukrytego celu we wchodzeniu tam;)
Najnormalniejsza, oczywiście względnie xd rozumiem, ale też tylko część będzie się pojawiać stale, reszta robi za tło, najważniejsze są w sumie ze cztery, pięć osób. Masz trochę racji, Lucas trochę pozuje na takiego wyluzowanego podrywacza, poza tym niczego nie traktuje serio, a Mads nie do końca to odpowiada. Lucas pewnie też jeszcze zmieni trochę swoje podejście, ale na zbyt duże postępy na tym polu akurat bym nie liczyła;) a Harper to mój ulubiony typ bohaterki, coś jak Aurora w Negatywie! I będzie mieć tutaj podobną siłę sprawczą, a może nawet większą ;> ale pewnie też odsłoni, z czasem, swoje bardziej ludzkie oblicze. Ale owszem, masz rację, wszystko najlepiej zwalić na tę trzecią. Inna sprawa, że Harper prawdopodobnie dopiero pod wpływem tej trzeciej tak mocno się zmobilizowała, żeby Lucasa odzyskać;)
Co do Brianny natomiast... no cóż, Brianna z gruntu rzeczy nie lubi ludzi. Ale może dla Mads zrobi wyjątek, ja tam nie wiem;)
Podobała mi się sytuacja jaka zaistniała w szatni; nie mam na myśli wparadowania Aidena to damskiej szatni, a jego słowa. lubię chyba pewnego rodzaju dramatyzm, tajemniczość i bezpośredniość. A. ma zadatki na mojego ulubionego bohatera. Kolejny mężczyzna w dzisiejszym rozdziale mnie zirytował. typowe amerykańskie ciacho, które myśli, że każda dziewczyna pada mu do stóp. Ale Harper w doskonały sposób reprezentuje tą część amerykańskich nastolatek. ech, ci amerykańscy nastolatkowie to muszą miećskomplikowane życie xd Zastanawiam się czy Lucas coś ugra z Mads, niby z jednej strony nie ma szans, ale z drugiej... Mads jest nieobliczalna czasami, więc kto wie? :D Zaintrygowałas mnie tą pomocą w kolejnym rozdziale, czyżby A.znowu miał się pojawić? Bardzo, bardzo bym chciała!
OdpowiedzUsuńI oczywiście wiedziałam, że Brianna tak naprawdę będzie najfajniejszą bohaterk-kobietą w tym opowiadaniu :D Rozdział baaaardzo na plus :) Czekam na piątek!
Pozdrawiam :)
Haha, ja chyba też do pewnego stopnia lubię dramatyzm;) potem mu trochę przejdzie, ale od czasu do czasu będzie miał jeszcze takie postawy. Cieszę się, że go polubiłaś:) co do Lucasa natomiast - w nim jest trochę więcej, niż to na pierwszy rzut oka widać, ale nie będę się upierać, że dużo więcej;) Co do Mads, to nie mam pojęcia, mogę za to zapewnić, że Lucas bardzo się będzie starał, bardzo bardzo xd oj tam, polscy nastolatkowie w polskich tekstach też na pewno mają skomplikowane życie^^ co do A., to owszem, pojawi się, i to na trochę dłużej nawet;)
UsuńZ Brianną to jeszcze daleka droga, ale pewnie tak, na pewno nie będzie taka słodka jak Carrie xd cieszę się, że się podobał:)
Całuję!