Karne okrążenia na WF–ie dały mi w kość nie
tylko na samej lekcji, ale także dużo później, gdy tego dnia poszłam spać, a
rano obudziłam się z potwornymi zakwasami. WF w mojej starej szkole w Austin
był praktycznie olewany i chociaż znałam podstawy większości sportów, dobra tak
naprawdę nigdy w żadnym nie byłam. Tymczasem panna Ryder wyglądała na
zdeterminowaną, by uczynić z nas przykład dla reszty amerykańskich nastolatków
z nadwagą. Ile lat już zawodziła ta jej misja, nie pytałam, ale miała tyle samo
entuzjazmu, co każdy normalny pedagog miałby jedynie w pierwszym dniu pracy.
Wniosek: nasza nauczycielka WF–u nie mogła być normalna.
To z pewnością z tego powodu rano ledwie
zwlekłam się z łóżka, przeklinając Harper i Aidena, przez których spóźniłam się
na WF. Gdyby nie oni, czułabym się przecież tego ranka dużo lepiej, a bardzo
zależało mi, żeby tego dnia czuć się dobrze. W końcu po raz pierwszy miałam
prowadzić mojego nowego Nissana.
Taty już nie było, kiedy zeszłam na dół. No
prawda, wspominał przecież, że musiał wcześnie rano jechać do szpitala. Może to
i dobrze, pomyślałam, przynajmniej nie będzie świadkiem mojej totalnej
kompromitacji, gdy będę próbowała wsiąść do samochodu.
Naprawdę byłam wdzięczna tacie. Musiałam
przyznać, że pokładał we mnie spore zaufanie, skoro kupił mi samochód i
pozwolił nim jeździć, chociaż nie miał z tym związanych dobrych wspomnień.
Wierzył, że sobie poradzę, zresztą nie miał powodu sądzić, że będzie inaczej.
Wczoraj specjalnie pojechał do centrum autobusem, żeby odebrać Nissana, żebym
dzisiaj mogła nim pojechać do szkoły. Powinnam wziąć się w garść i po prostu
pojechać.
Powtarzałam to sobie przez cały czas, gdy
przygotowywałam sobie w kuchni śniadanie, i sama w końcu prawie w to
uwierzyłam. Zwłaszcza że moją głowę przy okazji zaprzątała również masa innych
rzeczy, na czele z wczorajszą rozmową z ojcem na temat naszego domu.
Ponieważ temat strzelca–Davida nadal nie mógł
wyjść mi z głowy, poprzedniego dnia podczas kolacji postanowiłam delikatnie zapytać
tatę o tę kwestię. Jak się okazało, delikatnie zdecydowanie mi nie wychodziło.
– Tato… Wiesz, kto mieszkał w tym domu przed
nami? – Grzebnęłam widelcem w talerzu, majtając nogami pod stołem. Tata, który
siedział naprzeciwko mnie przy jadalnianym stole, odłożył serwetkę i spojrzał
na mnie uważnie.
– Dlaczego o to pytasz, Mads?
Rany, jak ja nie znosiłam, gdy ktoś odpowiadał
mi pytaniem na pytanie! Jakby nie mógł najpierw udzielić odpowiedzi, a dopiero
potem pytać dalej. Zabiłoby go to?
– O rany, tato! Po prostu chcę wiedzieć. –
Wywróciłam oczami. – Nie boisz się, że poprzedni lokatorzy… umarli, albo coś?
– Oczywiście, że umarli. – Tym razem to tata
wzruszył ramionami. Upuściłam widelec, który z brzękiem wylądował na talerzu.
– Tato? Serio…?! Mieszkamy w domu, w którym ktoś
umarł?!
– Oszalałaś? – zapytał tata z niesmakiem. –
Powiedziałem, że umarli, ale nie powiedziałem, że tutaj. Mieszkało tu przed
nami starsze małżeństwo, obydwoje zmarli w szpitalu, prawdopodobnie ze
starości, w przeciągu kilku tygodni od siebie. A nawet gdyby zmarli w tym domu,
co by to była za różnica? Chyba mi nie powiesz, że boisz się duchów, co, Mads?
Nie masz już dziesięciu lat!
No nie gadaj, tato.
– A wcześniej? – drążyłam. Tata spojrzał na mnie
jak na wariatkę.
– Jakie „wcześniej”, Mads? Państwo Harmon
mieszkali tutaj od dwunastu lat! O co ci właściwie chodzi?
Wyłamałam palce, po czym sięgnęłam po szklankę
soku, żeby zyskać na czasie. A tam, nieważne. I tak musiałam powiedzieć prawdę.
– Słyszałam, że na tej ulicy ktoś kiedyś kogoś
zamordował – mruknęłam w końcu. Tata uspokoił się nieco i kiwnął głową.
– Tak, wiem – przyznał. – Agentka musiała mnie o
tym poinformować, kiedy decydowałem się na wynajem. To rzeczywiście było gdzieś
tutaj, ale nie w tym domu, Mads, przysięgam. Czy teraz ci lepiej?
Nie wracałam już potem do tego tematu, uznając,
że chyba musiałam uwierzyć tacie na słowo. W końcu nie miał powodu, by mnie
okłamywać. Być może na Sun Valley Drive stał jeszcze jakiś ponury, opuszczony
dom, w którym po tamtej strzelaninie osiem lat temu nikt nie chciał więcej
zamieszkać. Nie miałam pojęcia, w końcu mieszkałam na tej ulicy niecały
tydzień.
Zamyślona, nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło
się wpół do ósmej. Zerwałam się od stołu, brudne naczynia wrzuciłam do zlewu, nie
fatygując się nawet wkładaniem ich do zmywarki, po czym chwyciłam wszystkie
swoje rzeczy i wybiegłam z domu. Po drodze wyciągnęłam z torby kluczyki,
zdecydowanym krokiem idąc w kierunku Micry. Było już na tyle późno, że podróż
do szkoły autobusem w ogóle nie wchodziła w grę. Spóźniłabym się na algebrę.
Nissan, który kupił mi tata, był naprawdę bardzo
ładny. Wprawdzie miał już ładnych parę latek i parę zer w przebiegu, ale
podobno był w bardzo dobrym stanie i prezentował się również nieźle. I miał
soczysty, fioletowy kolor, który z miejsca pokochałam. Gorzej, że oprócz koloru
powinnam też pokochać jazdę nim, a jakoś się na to nie zanosiło. Zacisnęłam
mocniej kluczyki w dłoni, a moje serce przyspieszyło bieg, gdy przed oczami
pojawiły mi się pojedyncze sceny, z niewiadomych przyczyn nawiedzające mnie
tylko wtedy, gdy miałam prowadzić samochód, chociaż wcale wtedy nie
prowadziłam.
Pisk opon. Zgrzyt hamulców. Oślepiający blask
reflektorów i ten potworny, ogłuszający dźwięk rozrywanej karoserii.
Cholera. Chyba właśnie dostawałam ataku paniki.
Uspokój się, poleciłam sobie stanowczo,
zatrzymując się w miejscu, ledwie parę kroków od samochodu. Uspokój się, Mads.
Możesz to zrobić. Możesz wsiąść do samochodu i przejechać te parę spokojnych
uliczek, żeby w końcu dotrzeć do szkoły. Musisz, bo inaczej spóźnisz się na
lekcje.
Szkoda, że nogi jakoś nie chciały mnie słuchać.
Powtarzałam sobie, że muszę podejść do auta, otworzyć drzwi i wsiąść do środka,
analizując każdą czynność po kolei, jakby było to coś bardzo skomplikowanego,
ale nogi po prostu jakby wrosły mi w trawnik, a wszystkie członki zamieniły się
w ołów. Czułam tylko kluczyki do samochodu, coraz mocniej wrzynające mi się w
wewnętrzną część dłoni, gdy coraz bardziej ją zaciskałam.
Poradzisz sobie, Mads. Możesz to zrobić. To
tylko głupi samochód, przecież jeździsz nim codziennie!
Problem w tym, że o ile miałam jakąś tam wiarę w
umiejętności innych, o tyle całkiem straciłam wiarę w swoje, nawet jeśli nie
miałam po temu racjonalnych podstaw. A wiedziałam już, co dzieje się, gdy ktoś
traci kontrolę nad autem. Widziałam to aż zbyt wyraźnie pod powiekami, gdy tylko
zamykałam oczy.
Krzyk. Mój własny, co poznawałam dopiero po
chwili. A potem ta cisza.
Okropna cisza, której nie potrafiłam pozbyć się
z głowy.
Wzrokiem zmierzyłam odległość od samochodu.
Brakowało mi raptem jakichś czterech kroków. Naprawdę niewiele. Wystarczyłoby
uruchomić mięśnie, doskoczyć do samochodu i usiąść w fotelu kierowcy. Byłam
pewna, że potem poszłoby już z górki. Najtrudniejsze były te cztery kroki.
I wyglądało na to, że właśnie te cztery kroki
były tym, na co w tamtej chwili nie mogłam się zdobyć.
Byłam tak zajęta własnym myślami, że prawie nie
usłyszałam warkotu silnika gdzieś za sobą, na drodze. Nadstawiłam ucho dopiero
wtedy, gdy warkot ucichł, nie odwróciłam się jednak. A potem usłyszałam
znajomy, męski głos:
– Wszystko w porządku?
Dopiero wtedy odwróciłam się powoli, a z mojej
twarzy musiało dać się odczytać zaskoczenie, które w tamtej chwili czułam.
Jeszcze mocniej zacisnęłam kluczyki w dłoni.
Aiden siedział w swoim samochodzie, ramieniem
opierając się o zsuniętą szybę. Przyglądał mi się z wyrazem twarzy, którego nie
potrafiłam rozgryźć – była tam raczej drwina, zaciekawienie czy troska? – wolną
dłonią zakładając za ucho przydługie włosy. W jednej chwili zalała mnie fala
niechęci, więc odwróciłam się z powrotem przodem do mojego auta.
Może odjedzie, jeśli będę go ignorować. Może
uzna, że wcale go nie słyszałam.
– Nie zamierzasz nic powiedzieć? – Usłyszałam
ponownie. Spojrzałam na niego przez ramię z irytacją, bo przerwał mi moją
mantrę pod tytułem „Tylko cztery kroki”, która, byłam tego absolutnie pewna,
miała zadziałać już za chwilę.
– Nie – warknęłam niezbyt grzecznie. – Ostatnio
oświadczyłeś mi, że mam się nigdy więcej do ciebie nie odzywać, i wyjątkowo
zamierzam posłuchać.
– Ja też bym posłuchał. – Zza pleców dobiegło
mnie trzaśnięcie drzwiczek, bo oczywiście po mojej wypowiedzi z powrotem
odwróciłam głowę. A niech by go jasny szlag, i jeszcze wysiadł z chevroleta…!
Naprawdę, tylko tego mi brakowało, żeby rozpowiedział po całej szkole, że nowa
z Austin ma nierówno pod sufitem, bo boi się prowadzić samochód. Serce zabiło
mi mocniej, nie spojrzałam jednak na niego, nadal naiwnie licząc, że może
jednak pójdzie sobie w cholerę. – Ale mam za dobry charakter, nie potrafię
przejechać obok obojętnie, gdy widzę, że ktoś ma kłopoty. A ty wyglądasz na
kogoś, kto ma kłopoty, Maddie.
Moje imię w jego ustach brzmiało tak… dziwnie.
Inaczej. Tak miękko i delikatnie. W ogóle musiałam przyznać, że jego głos był
bardzo przyjemny; w odróżnieniu od choćby głosu Lucasa, nie miał ani odrobiny
chrypki, był głęboki i łagodny.
– Nie mam żadnych kłopotów – odparłam uparcie,
nadal hipnotycznie wpatrując się w fioletowego Nissana na moim podjeździe. –
Idź już sobie.
– Coś nie tak z samochodem? – Wzdrygnęłam się,
stwierdzając równocześnie, że wcale nie miałam już nóg przyrośniętych do
trawnika. Właściwie to z całych sił musiałam się powstrzymywać, by nie zrobić
paru kroków w bok i się od niego nie odsunąć. Wystarczyłyby ze cztery kroki, te
same, które dzieliły mnie od samochodu, żebym przestała czuć jego obecność tak blisko
za plecami i słyszeć jego głos tak blisko ucha. Zacisnęłam jednak mocniej zęby,
obiecując, że tego nie zrobię. Nigdy nie byłam tchórzem. – Nie może zapalić?
Chociaż wątpię, wyglądasz tak, jakbyś nawet do niego nie wsiadła.
Nie wytrzymałam i wreszcie się odwróciłam.
Naprawdę stał blisko, choć może nie aż tak, jak to sobie wyobrażałam, będąc
odwrócona do niego tyłem. Tego dnia miał na sobie ciemną koszulę wpuszczoną w
spodnie i ciemne dżinsy. Nie wyglądał na chłopaka, który zbytnio dbał o swój
wygląd i to, co miał na sobie, a jednak wyglądał dobrze. I było mu wyjątkowo do
twarzy z tymi długimi do karku, ciemnymi włosami, choć byłam prawie pewna, że
ich zapuszczenie było wynikiem lenistwa i niechęci do pójścia do fryzjera.
– Masz rację. Nie wsiadłam. – Zastanawiałam się
gorączkowo, jak mu to wytłumaczyć, jednocześnie najlepiej nic nie tłumacząc.
Jeśli nie chciałam, żeby rozpowiedział o tym w szkole, musiałam skłamać coś
wiarygodnego zamiast rzucić „To nie twoja sprawa!” i uciec do domu. Wtedy to
dopiero wszyscy w szkole mieliby o czym gadać!
Aiden włożył ręce do kieszeni dżinsów,
przyglądając mi się uważnie spod zmarszczonych lekko brwi.
– Dlaczego?
Zaczęłam mieć wątpliwości, czy aby na pewno
zatrzymał się, by mi pomóc. Dużo bardziej prawdopodobna wydawała mi się
możliwość, że po prostu chciał mnie powkurzać.
– Chyba zgubiłam kluczyki – wypaliłam w końcu,
dłoń z kluczykami chowając za plecy i splatając ją z drugą. – Wyszłam, bo
myślałam, że tata zostawił je w aucie, ale tak nie jest. Nie mam pojęcia, gdzie
są, i teraz muszę wrócić do domu i ich poszukać, a przez to spóźnię się na
algebrę i w ramach kary dostanę dwadzieścia dodatkowych ćwiczeń do zrobienia.
Nienawidzę algebry!
Sama nie wiedziałam, dlaczego tak wybuchłam,
zwłaszcza że chociaż wcale nieplanowane, jednak było to kłamstwo. Może poza
dodatkowymi ćwiczeniami z algebry. Chociaż chodziłam do tej szkoły niecały
tydzień, już zdążyłam zauważyć, jakie to było dziwne, że wszyscy nauczyciele
lubowali się w zadawaniu dodatkowych ćwiczeń ze swoich przedmiotów za
najmniejsze nawet przewinienie. To była istna dżungla, jeśli jeszcze się tych
nauczycieli nie znało, tak jak ja na przykład ich nie znałam. Zdążyłam się o
tym przekonać bardzo boleśnie poprzedniego dnia na WF–ie.
Widziałam, że Aiden bił się z myślami. Przez
moment nie odpowiadał, jakby starając się podjąć jakąś decyzję. W końcu kiwnął
głową, po czym rzucił do mnie:
– Wskakuj, podwiozę cię do szkoły.
Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Na szczęście
szybko się zorientowałam, nie zdążył zauważyć, bo już, odwrócony do mnie tyłem,
wracał w stronę chevroleta.
– Nie chcę sprawiać kłopotu – zaprotestowałam
dosyć niemrawo. Machnął lekceważąco ręką.
– A co to za kłopot, i tak tam jadę. – No tak,
wiedziałam już przecież, że Aiden najwyraźniej uczył się w tej samej szkole co
ja. Moje nogi jednak jakoś nie chciały ruszyć się ze swojego wydeptanego
miejsca w trawniku. – Daj spokój, Maddie. Nie jestem żadnym potworem, nie
zrobię ci krzywdy.
– Nigdy tak nie myślałam – zaprotestowałam
pospiesznie, nadal bijąc się z myślami. – Tylko po prostu… Nie, dzięki, wrócę
do domu i znajdę te kluczyki. Na pewno.
– Tak, a przy okazji spóźnisz się na lekcje. –
Dotarł wreszcie do samochodu, otworzył drzwi po stronie pasażera i spojrzał na
mnie znacząco. – No chodź. Obiecuję, że nie ugryzę.
Kłóciło mi się to kompletnie z nakazem, jaki
wydał poprzedniego dnia, gdy przypadkiem się spotkaliśmy, w końcu jednak
wzruszyłam ramionami i skapitulowałam. Skoro sam proponował…?
Po drodze dyskretnie włożyłam kluczyki do tylnej
kieszeni dżinsów, miałam tylko nadzieję, że nie zauważył. Nie wyglądało jednak
na to, żeby miał się śmiać z mojego małego ataku paniki.
Wsiadłam do auta i pozwoliłam zatrzasnąć za sobą
drzwiczki, bo Aiden nadal stał nade mną jak sęp, jakby w obawie, że coś zepsuję
(na przykład za mocno trzasnę drzwiami). Nie wiedział, że nie musiał się
martwić. Odczuwałam instynktowny respekt, wsiadając do takiego samochodu.
Rozejrzałam się po pachnącym starą skórą wnętrzu, przypominając sobie, że
znajdowałam się przecież w czterdziestoletnim
Chevrolecie. To dopiero było coś!
Odruchowo zapięłam pas, w tym czasie zaś Aiden
zdążył okrążyć auto i wsiąść za kierownicę. Ruszył bez słowa, później
najwyraźniej też nie zamierzał prowadzić żadnej beztroskiej pogawędki. Nie to
nie, nie zamierzałam zmuszać. Motor wydawał z siebie cudowny, głośny dźwięk i
stanowiło to dla mnie idealne zastępstwo za idiotyczne small talk.
Kluczyki uwierały mnie w tyłek, obiecałam sobie
jednak, że nie ruszę ich, póki nie wysiądę, żeby nie zwracać na siebie jego
uwagi. Widząc, że nie zamierzał się odezwać, wlepiłam wzrok w okno i udawałam,
że mnie tam nie było. Po paru minutach takiego stanu cisza przestała być moim
sprzymierzeńcem. Może nigdy nie byłam specjalną gadułą, ale ostatecznie ile
można milczeć? I czy przypadkiem dobre wychowanie nie narzuca przynajmniej
odrobiny zainteresowania swoim współpasażerem podczas takiej podróży?
Może, gdybyśmy zaczęli rozmawiać, okazałoby się,
że mieliśmy ze sobą więcej wspólnego, niż sądziłam? Może okazałoby się, że
Aiden wcale nie był takim gburem, ponurakiem z domu obok, który nie ma za grosz
szacunku dla innych ludzi? Może okazałoby się, że tak naprawdę Aiden jest
łagodnym, wrażliwym młodzieńcem lubiącym pisać wiersze i słuchać muzyki
klasycznej?
Tak, jasne. A tuż przed tym Atlantyk by zamarzł.
– Nie chodzimy razem na zajęcia, prawda? –
zapytałam w końcu, nie mogąc dłużej znieść ciszy. Aiden rzucił mi niechętne
spojrzenie czekoladowych oczu, po czym wrócił do kontemplacji drogi przed sobą.
– Nie. Jestem w ostatniej klasie – odparł.
Cieszyłam się, że w ogóle cokolwiek powiedział.
A więc był rok ode mnie starszy. Small talk rzeczywiście bywało głupie,
bo po co mi właściwie była ta wiedza?
– Mieszkasz z rodziną? – Głową wskazałam
kierunek, z którego przyjechaliśmy, mając na myśli jego dom. – W tym domu obok
naszego?
– Tylko z ciocią – usłyszałam znowu krótką,
zwięzłą odpowiedź. Najwyraźniej Aiden próbował mnie spławić i szło mu to
znakomicie. Po co w takim razie zabierał mnie do swojego samochodu, nie
rozumiałam.
Przezornie nie zapytałam już, gdzie w takim
razie byli jego rodzice, bo sądząc po jego rozmowności, pewnie nie wyszłabym z
chevroleta do jutra. Zamiast tego ponownie odwróciłam głowę do okna, uznając,
że nie będę się pchać tam, gdzie mnie nie chcą.
Aiden najwyraźniej wolał ciszę. Proszę bardzo.
Musiałam jednak znowu ją złamać, gdy nagle
zatrzymał auto na jakiejś ulicy. Wokół były te same domki jednorodzinne, co na
większości przedmieść tutaj, ale te już poznawałam. W końcu od początku
tygodnia jeździłam tędy do szkoły.
– Co? Mam wysiąść? – zapytałam, widząc jego
znaczące spojrzenie. – Tutaj? Do szkoły jeszcze z pół przecznicy!
– Nie przesadzaj, dojdziesz w parę minut –
prychnął. – Musisz mi wybaczyć, ale nie mogę podwieźć cię bliżej.
Ciekawość walczyła we mnie o lepsze z
oburzeniem. W końcu jednak to ostatnie we mnie zwyciężyło, bo jakżeby inaczej.
– Słucham? To znaczy co, nie chcesz, żeby ktoś w
szkole zobaczył, że przyjechałam z tobą?! – Bardzo chciałam pozostać tak
spokojna jak on, ale nie potrafiłam. A w dodatku jeszcze… w dodatku Aiden
pokiwał głową.
– Tak.
Tylko tyle. Nie powiedział ani słowa więcej.
Na oślep wymacałam klamkę, bo nie zamierzałam
zostać w towarzystwie tego palanta ani sekundy dłużej. Szarpnęłam drzwi;
zamierzałam wysiąść bez słowa, nie potrafiłam jednak, najwyraźniej mama za dobrze
mnie wychowała.
– Dzięki za podwózkę – mruknęłam, wysiadając z chevroleta.
Byłam już na zewnątrz, gdy podchwyciłam jego ostatnie spojrzenie, którego jak
zwykle nie potrafiłam rozszyfrować. Wyglądało tak, jakby trochę czuł się winny.
Zawahałam się, stając w miejscu, bo zaczęłam
mieć irracjonalną nadzieję, że może jednak coś mi wyjaśni lub chociaż
przeprosi. W następnej chwili jednak Aiden zapytał:
– Poradzisz sobie z powrotem do domu po szkole?
Wywróciłam oczami, bez odpowiedzi zatrzaskując
drzwi po stronie pasażera. Widocznie nawet moje dobre wychowanie czasami
szwankowało.
No ale że też jeszcze w ogóle przyszło mu do
głowy o to pytać…!
Zarzuciłam torbę na ramię i włożyłam ręce do
kieszeni ramoneski, ruszając przed siebie chodnikiem. Nie obejrzałam się, gdy
obok siebie usłyszałam głośny warkot chevroleta. Aiden odjechał, nie
poświęcając mi ani chwili więcej.
Myślałam, że złość rozsadzi mnie od środka. Po
co on w ogóle oferował mi podwiezienie do szkoły, skoro następnie zamierzał
wysadzić mnie w takiej od niej odległości?! Czekał mnie jeszcze kilkuminutowy
spacer, nie chodziło jednak o to, że musiałam zmusić do pracy mięśnie. Nie
dlatego byłam zła.
Wszystko wskazywało na to – ba, Aiden wprost się
do tego przyznał! – że nie chciał, żeby ktoś nas razem zobaczył. Czyli co?
Uważał, że nie byłam godna jego towarzystwa? To dlatego mówił wcześniej, że mam
się do niego nie odzywać, a w samochodzie traktował mnie jak powietrze? Uważał,
że to zrobi złe wrażenie, jeśli ktokolwiek ze szkoły zobaczy, że wysiadam z
jego chevroleta?
Co za palant!
Gotowałam się, idąc do szkoły, na szczęście
jednak zdążyłam na czas na lekcje i udało mi się nawet nieco uspokoić po
drodze. Ponieważ jednak na algebrze nauczyciel, pan Brown, zrobił nam
niezapowiedzianą kartkówkę i absolutnie nie obchodził go fakt, że chodziłam do
tej szkoły niecały tydzień, cały mój wypracowany spokój diabli wzięli. No
pięknie, i jeszcze miałam właśnie dostać pierwsze F w nowej szkole, bo przecież
niczego z tej cholernej algebry nie umiałam…!
Kiedy już zebrał kartkówki, kazał robić nam
ćwiczenia, a sam zabrał się za ich sprawdzanie. Doskonale wiedziałam, że
oblałam tę kartkówkę, przestałam się więc już przejmować czymkolwiek i zamiast
pracować, odleciałam. Chwyciłam notatnik i zaczęłam w nim szkicować, nie patrząc
nawet, co takiego rysowałam. To mnie uspokajało.
Kiedy dwie godziny później szłam samotnie w
stronę stołówki, wyglądałam niczym chmura gradowa. Nic dziwnego, skoro
zarobiłam nie tylko pierwsze F, ale także reprymendę od nauczyciela za
zajmowanie się głupotami na lekcjach i obietnicę, że następnym razem wyśle mnie
z liścikiem do dyrektora. Najbardziej przejmowałam się tą beznadziejną oceną,
którą oczywiście musiałam poprawić. Problem w tym, że od algebry byłam gorsza
tylko w trygonometrii i nie znałam w Elizabethtown jeszcze nikogo na tyle
dobrze, by poprosić o pomoc. Zapytać ojca? Mogłabym natychmiast zapomnieć o
imprezie w piątek u Lucasa! Byłam pewna, że przy jego metodach wychowawczych
szlaban byłby pierwszym i ostatnim, na co by wpadł.
Zmięłam w ręce kartkówkę, idąc powoli w stronę
stołówki. Wcale nie miałam ochoty na obiad, właściwie nie miałam ochoty na nic,
nie bardzo jednak mogłam zerwać się ze szkoły. Byłam już całkiem blisko
miejsca, do którego się udawałam, gdy nagle obok mnie zmaterializował się jakiś
chłopak.
Poznałam go niemalże od razu. Carrie
przedstawiała mi go tamtego dnia, gdy dosiadłam się do stolika jej paczki.
Pamiętałam te pucołowate policzki i idiotyczną fryzurę, nad którą musiał chyba
codziennie w domu spędzać jakieś pół godziny z pełnym pudełkiem żelu do włosów.
– Cześć, Maddie – powiedział wesoło, chwytając
szlufki plecaka. Odpowiedziałam mu życzliwym uśmiechem. – Pamiętasz mnie, nie?
– Pewnie. Ty jesteś Wyatt – błysnęłam pamięcią.
Kiwnął głową. – Gdzie masz swoich znajomych?
– Zostałem przez Carrie wysłany z misją
sprowadzenia cię na stołówkę – oświadczył tak śmiertelnie poważnie, że musiał
się zgrywać. Spojrzałam w jego stronę, ciesząc się, że nie musiałam za bardzo
zadzierać głowy; był ode mnie wyższy ledwie o parę cali. – Carrie odnosi
wrażenie, że nas unikasz, bo nie chcesz z nami jeść.
Znudzony ton jego głosu doskonale mówił, co sam
na ten temat myślał, nie mogłam więc nie wybuchnąć śmiechem po tych słowach.
Dopiero potem zorientowałam się, że dla niego to chyba jednak nie było zabawne.
– Ona tak często? – zapytałam ostrożnie. Raz
jeszcze skinął głową.
– Owszem. Lepiej się przyzwyczaj, bo jak już raz
się do ciebie dorwała, już nie odpuści. Jest jak pijawka.
– Przesadzasz – parsknęłam śmiechem. – Carrie
jest bardzo miła.
– Jasne. Poznaj ją tak jak my, a pogadamy –
mruknął. – Tak czy inaczej, mam służyć za twoją eskortę do naszego stolika.
Nieważne. Chyba nie dlatego masz taki kiepski humor?
Bez słowa podniosłam kartkę z moją kartkówką z
algebry, równocześnie wzruszając ramionami. Naprawdę musiałam mu się spowiadać?
Obcemu chłopakowi?
– Niedobrze – cmoknął, zagłębiając się w moim
tworze. – Jeżeli nie rozumiesz takich podstaw, to co będzie dalej?
– Jak to co? – zdziwiłam się. – Wybiorę się na
studia humanistyczne.
– Będziesz musiała to poprawić – oświadczył,
oddając mi kartkę, którą odruchowo przyjęłam. – Inaczej Brown nie popuści.
– Wiem – jęknęłam z rozpaczą. – Ale jestem
kompletnym beztalenciem, jeśli chodzi o matematykę. Raczej nie widzę siebie
poprawiającej algebrę i piszącą poprawnie wszystkie te zadania…
– Mogę ci pomóc, jeśli chcesz – zaproponował ku
mojemu zaskoczeniu. – Przerabiałem to w zeszłym roku, w dodatku mam z algebry
A. Jak w sumie ze wszystkich przedmiotów. – Zmarszczył brwi. – Nieważne. Ale
jeśli tylko chcesz, mogę ci to wszystko wytłumaczyć. Zobaczysz, to naprawdę
bardzo proste.
Wahałam się przez chwilę. Nie chciałam przecież
zawracać głowy komuś, kogo widziałam dwa razy w życiu, tak samo, jak nie
chciałam prosić nieznanych mi sąsiadów o podwiezienie do szkoły. Zawsze byłam
samodzielna, tak wychowała mnie mama, i wcale nie chciałam tego zmieniać. Ale…
Spuściłam wzrok na moją pogiętą kartkówkę z algebry.
Algebra sama się nie poprawi.
Westchnęłam rozdzierająco. Powinni mi chyba dać
jakiś medal za to, co przechodziłam w tej szkole…!
– Jeśli to tylko nie będzie żaden problem, to
chętnie – odparłam w końcu. – Naprawdę uratujesz mi życie, wiesz? Będę bardzo
wdzięczna. Bez tego pewnie oblałabym przedmiot…
– Nawet nie kończ – przerwał mi stanowczo,
otwierając przede mną drzwi do stołówki. Podziękowałam mu uśmiechem. – Żebyś
nie zapeszyła. To daj mi swój numer telefonu, umówimy się na korki.
Kiedy znaleźliśmy się w końcu przy stoliku
Carrie, humor miałam już nieco lepszy. Ostatecznie chociaż trochę odsunęłam od
siebie wizję powtarzania roku, a to było wystarczająco, żeby nic nie zepsuło mi
humoru.
Nawet Harper przy stoliku Carrie.
Ach, jak miło sobie usiąść po całym, męczącym tygodniu i przeczytać rozdział opowiadania, które się uwielbia! Cieszę się, że u ciebie nie trzeba czekać ruski rok na nowy post :D Zdziwiłam się, kiedy Aiden zaoferował Maddie swoją pomoc. Początkowo sądziłam, że jest do tego kompletnie nie zdolny i będzie ignorował cały świat wokół siebie, ale widać, ma swoją dobrą stronę <3 Ciekawa jestem, czy uwierzył w historyjkę Maddie z tymi kluczami. Śmiałabym się, gdyby jednak wiedział, ale kupił ją dla jej dobra ^^ Gdy kazał jej potem wysiąść, naprawdę zbiło mnie to z tropu, bo już wybiegałam naprzód i wyobrażałam sobie, jaka będzie reakcja na parkingu szkolnym, gdy ona wyjdzie z jego auta, a tu proszę... Aiden nie taki głupi, wie, co robić. Szkoda tylko, że ona jeszcze o niczym nie wie, że myśli, iż to on z nią nie chcę się pokazywać, a nie odwrotnie. Bo przecież nie ma wątpliwości, że Maddie byłaby obiektem plotek za kontakty z "Młodym Deppem". Ach, jak mi go żal! Musi czuć się cholernie samotny... ;c
OdpowiedzUsuńAlgebra... ja z algebrą mam bardzo miłe skojarzenia, bo nawet sobie z nią radziłam, a wierz mi, jestem głąbem nauk ścisłych :D Hah, a teraz będzie miała korepetytora, rozrasta się dziewczynie sieć towarzyska, bardzo dobrze :)
Przepraszam za mało składny komentarz, ale czuje się dzisiaj mało twórcza. Pozdrawiam ciepło :*
Cieszę się, że tak uważasz:) i zgadzam się - sama nie lubię, jak na innych blogach czekam długo na kolejne rozdziały, dlatego sama staram się mieć zawsze zapas tekstu, tak na wszelki wypadek, żeby długich przerw w publikacji nie robić;) nie no, Aiden nie jest taki zły, poza tym sprzeczne uczucia nim miotają xd co do kluczy... Powiedzmy, że uwierzył, ale jeszcze dojdzie do tego, co i jak. Aiden głupi nie jest, między innymi dlatego postanowił wysadzić Maddie wcześniej, nie, on zdecydowanie nie zamierza się z nią nigdzie pokazywać;) samotny pewnie jest, ale nauczył się tego po sobie tak bardzo nie pokazywać.
UsuńJa tam z matmą w ogóle problemów nigdy nie miałam, tym bardziej Cię rozumiem, ale cóż, dzięki temu Maddie przynajmniej rzeczywiście bliżej pozna Wyatta:)
No coś Ty, był bardzo dobry:) całuję! ;*
Fajny szablon:-)
OdpowiedzUsuńAiden nie jest głupił. Dowie się, co ukrywa Maddie.
Poszerza się jej krąg znajomych. Nie będzie tak źle?
Chcę więcej Aidena :D
Mam już pierwszy rozdział, jestem w trakcie pisania drugiego, ale średnio mi idzie.
Pozdrawiam;*
To tak jak mnie szablon dla Ciebie - zresztą jak wszystkie na zamówienie -.- ale spoko, zrobi się.
UsuńDzięki:) no pewnie, że się dowie, chociaż przypadkiem w sumie. Znajomych rzeczywiście będzie coraz więcej;) a Aidena będzie całkiem sporo w siódemce.
Całuję!
"– Słucham? To znaczy co, nie chcesz, żeby ktoś w szkole zobaczył, że przyjechałam z tobą?! (...)
OdpowiedzUsuń– Tak."
Haha, padłam xD Szczerość Aidena jest rozbrajająca. Bezceremonialnie wyrzucił ją z samochodu... i odjechał. Nie wierzę! xD Ale skoro tak po prostu przyznał się do tego, że nie chce być widywany z Maddy, to jestem również uwierzyć w to, że wcale nie jest takim złym chłopcem na jakiego pozuje. Cóż, widocznie naprawdę ma jakiś powód, żeby unikać ludzi, a Maddy stercząca przez autkiem wyglądała na osobę, która rzeczywiście potrzebuje pomocy i rozmiękczyła jego serce. Jeśli chodzi o chłopaków, to zdecydowanie wolę Aidena od Lucasa, którego "pozerstwo" mnie denerwuje, bardziej ujmuje mnie ta bezpośredniość i szczerość ;)
Tymczasem pozdrawiam i czekam na kolejny! ;*
Cieszę się, że się podobało;) Aiden rzeczywiście jest szczery, nawet jeśli nie mówi Maddie wszystkiego na swój temat - ale nic dziwnego, w końcu ona też nie mówi wszystkiego. I to bardziej chyba ona uważa, że Aiden jest złym chłopcem, niż faktycznie taki jest;) Lucas może też nie jest zły, zwłaszcza później pokaże bardziej swoją twarz, ale mimo wszystko oni dwaj rzeczywiście bardzo się różnią;)
UsuńCałuję! ;*
* "Ponieważ temat strzelcy–Davida [...]" - a nie strzelca-Davida?
OdpowiedzUsuńHuhuhuuu, Aiden robi się coraz ciekawszy. Coś mi podpowiada, że też się przeniósł do Elizabethtown wbrew swojej woli, dlatego mieszka z ciotką i dlatego tak trochę go ruszają problemy Maddie (ale tylko trochę, bo jednak wizerunek ważniejszy, skoro raczej nie wyglądał na wielce przejętego tym, że musiał ją wykopać z samochodu). A czy tata Maddie nie zauważy, że samochód stoi na podjeździe, podczas gdy nie powinien albo gdy powinno się to równać z Maddie będącą w domu? Znaczy, wymówka zawsze się znajdzie ("pojechałam do domu, a potem zadzwoniła Carrie i poszłyśmy gdzieś-tam razem", na przykład), ale odrobinkę mnie dziwi, że Maddie (jeszcze?) o tym nie pomyślała. Żeby tylko nie przeszkodziło jej to w pójściu na imprezę!
I bardzo, ale to bardzo rozumiem problemy z algebrą. Niby mnie samej nie szło znowu tak źle, ale gdyby nie pomoc poza lekcjami od różnych osób (tata, nauczyciel, koleżanki), to pewnie nie byłoby tak fajnie. Dobrze, że znalazł się taki Wyatt skłonny jej pomóc. :)
Pozdrawiam cieplutko,
Haha, no faktycznie xd dzięki, zaraz poprawię;)
UsuńHmm, czy się przeniósł... Nie, nie będę spojlerować, to się niedługo wszystko wyjaśni, dlaczego on się tak zachowuje. I dlaczego dokładnie wykopał Maddie z samochodu, to też;) co do jej ojca - Mads ma to szczęście, że jej tata będzie pracował w dziwnych godzinach, bardzo często ona będzie wychodzić później od niego i wracać wcześniej - ale owszem, parę wymówek też się znajdzie, na pewno Mads będzie o tym myśleć aż za dużo;)
No właśnie, widzisz, to w przeciwieństwie do mnie rozumiesz trochę Maddie:) bo dla mnie, na przykład, to problemy bardzo odległe;) a, bo Wyatt to taki... dobry chłopak xd
Całuję!
To fakt, to dziwne godziny pracy zdecydowanie są Maddie na rękę. I ani przez moment nie wątpiłam, że prędzej czy później będzie musiała się nagimnastykować z wymówkami - w końcu wtedy byłoby zbyt prosto, prawda? A żaden pisarz nie lubi, jak jego postaci za długo mają zbyt prosto. :P
UsuńOoo, zazdroszczę! Jak człowiek palnie głupotę humanistyczną (złe słowo, nieznajomość jakiejś daty, coś w tym stylu), to jeszcze jakoś to idzie, ale jak się palnie głupotę matematyczną (a przecież bez matematyki życie codzienne jest trudniejsze, matematyka ważna rzecz), to już nie jest tak łatwo, a im bardziej podstawowy matematyczny błąd, tym łatwiej stwierdzić, że ktoś jest, cóż, głupi. :P
Dokładnie, byłoby za prosto, a wiesz przecież, że nie lubię, jak moje bohaterki mają prosto xd masz rację, jak zresztą chyba każdy pisarz;) przez pewien czas faktycznie będą na rękę, ale tylko do czasu, niestety.
UsuńW zasadzie nie ma czego zazdrościć, od klasy maturalnej nie mam kompletnie styczności z matematyką i wszystko już pozapominałam -.- teraz nawet najprostsze rzeczy to na kalkulatorze tylko;) ale pewnie faktycznie coś w tym jest:)
Heeej. Już kilka razy wchodzilam, żeby sprawdzić czy dodalas rozdział... i wreszcie jest. Bardzo mi się podobało i akcja wreszcie zaczyna się rozkręcać;)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie rozumiem Aidena. Najpierw mówi jej ze nie może z nim rozmawiać, później się do niej odzywa i podwozi ja do szkoły, a na końcu wykopuje ją z auta przecznice przed szkołą. Mam nadzieje ze niedługo wszystko się wyjaśni, bo albo ja jestem tępa, albo... to ja jestem bardzo tępa ze tego nie kumam.
Miły chłopak z tego Wytt'a. Ciekawe czy po prostu chce jej pomóc, czy ma w tym jakies swoje intencję. Oby nie, bo na razie kocham Lucasa, którego w tym rozdziale strasznie mi zabrakło;c
Gdy widze imię Harper od razu mnie mdli. Nie wiem co mnie w niej tak odrzuca, ale niestety tak jest. Jestem ciekawa jak bardzo zamiesza w tym opowiadaniu, bo powiem szczerze ze zawsze o wiele bardziej lubię te "złe charaktery" od głównych bohaterek.
Czekam na następną swietną część i bardzo mocno pozdrawiam;))
Całuje;*
Cieszę się, że się podobało. Teraz już z rozdziału na rozdział powinno się więcej dziać;)
UsuńAch, spokojnie, wcale nie jesteś tępa, Maddie też go nie rozumie;) tak będzie jeszcze przynajmniej przez jakiś czas, póki wszystko się nie wyjaśni, czyli parę rozdziałów. Ale w końcu wszystko się rozjaśni:)
Wyatt to faktycznie fajny chłopak;) i spokojnie, akurat on Lucasowi nie zagrozi xd Lucasa za to będzie sporo w kolejnych, no cóż, po prostu nie wszyscy bohaterowie mogą się zawsze pojawiać ;>
Harper będzie tu miała dość istotną rolę w popchnięciu akcji do przodu, zwłaszcza w dość odległej przyszłości, więc owszem, zamiesza, chociaż może nie do końca tak, jak na pierwszy rzut oka można by się spodziewać. Ale tak, nie dziwię Ci się, ja też lubię takie czarne charaktery^^
Całuję! ;*
Natrafiłam na opowiadanie przypadkiem,przeczytałam ten rozdział i się zakochałam. Najbardziej w Aidenie. Jejciu uwielbiam takie charakterki w chłopcach ^^ Jest zadziorny a zarazem słodki©na przykład w tym co mówi. Ciekawą koncepcją wydawała się rozmowa w aucie ....ale NIE. Nadal będę zamkniętym,osamotnionym dupkie,a co....Wkurzył mnie tym,że wywalił Maddie z samochodu -,- No nic. Pozdrawiam i życzę duuużo weny !:*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobało:) no cóż, z Aidenem i Maddie nie będzie tak łatwo, głównie ze względu na niego, jest to, owszem, również kwestia jego charakterku, ale także tego, jak postanowił się względem niej zachowywać ze względu na nią. Nie mogli się tak od razu w samochodzie zaprzyjaźnić, byłoby za łatwo xd ale spokojnie, to niedługo się zmieni;)
UsuńDziękuję i całuję! ;*
Hmm... o co chodzi z tym Aidenem? Właściwie nic do niego nie mam, jednak jego zachowanie, imo wszystko, jest dziwne i dwuznaczne. Podobno to kobiety są trudne do rozgryzienia, ale weź tu teraz takie Aidena xd Czyżby Mads miała już 3 chłopaka na horyzoncie? Wyatt wydaje się być całkiem w porządku i mam nadzieję, że nic tego nie zmieni ;) No i wspólna nauka czasami przyciąga, więc może coś zawiśnie w powietrzu? :D Co do samochodu, nie dziwię się Mads, ja sama też miałam problemy, mój wypadek chyba jednak nie uywał się do tego, który przeżyła Maddie. Liczę, że stopniowo uda jej się pokonać ten lęk :) I wzbudziłaś komentarzem do rozdziału moją ciekawość, soboto nadejdź szybko! :D Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHaha, no wiem, wiem, on sam pewnie też tak o sobie myśli - w jednej chwili mówi Maddie, że ma z nim nie rozmawiać, a w następnej sam tę rozmowę zaczyna. Ale spokojnie, prędzej czy później to się wyjaśni;) co to Wyatta natomiast - on na pewno startował do Maddie nie będzie, dwóch chłopaków już w zupełności jej wystarczy, właściwie to mam wobec Wyatta zupełnie inne plany;) tak? No widzisz... Ja nigdy w takiej sytuacji nie uczestniczyłam, ale tak mi się wydawało, że byłoby to prawdopodobne. Stopniowo pewnie tak, ale prędko to nie będzie:) haha, też mam nadzieję, że sobota szybko nadejdzie^^
UsuńCałuję!