19 kwietnia 2014

10. Znaki świetlne

To było całkiem bez sensu.
Pomijam już fakt, że całowałam się z chłopakiem, którego znałam tydzień. To naprawdę nie było najważniejsze. Ostatecznie Aiden podobał mi się od pierwszej chwili, odkąd tylko zobaczyłam go po raz pierwszy w oknie jego domu. Nie dziwiło mnie, że przy lekkiej tylko zachęcie z jego strony wypadki potoczyły się tak szybko. Chodziło mi raczej o to, co zrobił później.
Najpierw zaciągnął mnie tam na górę, jakby wcale nie miał zamiaru zrobić żadnego kroku w moją stronę, a potem spanikował natychmiast, gdy tylko to się stało. Chociaż wcześniej nie wierzyłam w jego słowa, że dziewczyny go nie nagabywały, ta jego ostatnia reakcja to potwierdzała. Kompletnie tego nie rozumiałam. Przecież obiektywnie rzecz biorąc, Aiden był atrakcyjnym chłopakiem. Jakim cudem więc nie był przyzwyczajony do całujących go dziewczyn?
To kompletnie nie trzymało się kupy.
I dlaczego właściwie tak spanikował? Dlaczego mnie od siebie odsunął i kazał sobie iść, powtarzając tylko w kółko, że to się nie może powtórzyć? Nic z tego nie rozumiałam. Co ze mną było nie tak, do diabła?
A może raczej to z nim było coś nie tak? Zdecydowanie wolałam myśleć w ten sposób niż obarczać winą siebie.
Myślałam o tym przez całą drogę do domu po szkole, aż w końcu uznałam, że nie było sensu tego roztrząsać. Nie wiedziałam, o co chodziło, i nie miałam szans domyśleć się tego bez większej ilości informacji. Zaś informacji mógł dostarczyć mi tylko Aiden, który najwyraźniej postanowił zrobić wszystko, żeby pozostać dla mnie zagadką. Właśnie wtedy, gdy już myślałam, że udało mi się do niego zbliżyć.
Mogłam o tym pomyśleć dopiero w autobusie, bo kiedy wróciłam na dół akurat na czas, by zdążyć jeszcze na stołówkę, na miejscu dopadła mnie podekscytowana Carrie. Chciała wiedzieć, jak potoczyła się rozmowa w gabinecie dyrektora i o co właściwie poszło.
– Lucas wyraźnie się stara – zauważyła, kiedy tylko dobiła do mnie na korytarzu i biorąc mnie pod rękę, pociągnęła w stronę stołówki. Miałam tylko nadzieję, że nie było po mnie widać, że tyle co skończyłam się całować z innym chłopakiem. To znaczy, miałam nadzieję, że nie było widać, że w ogóle się całowałam. Z jakimkolwiek chłopakiem. – Prawdę mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się starał…
Podniosłam jedną brew, prychając z lekceważeniem.
– Nagabywanie mnie na lekcji angielskiego nazywasz staraniem się? – dopowiedziałam ironicznie. Carrie namyślała się przez chwilę, po czym odparła:
– Tak. Wiesz, że tak? Za Lucasem to zawsze dziewczyny latają, nie on za nimi. Jakikolwiek wysiłek z jego strony to już sporo. Może powinnaś się zastanowić, czy jednak nie dać mu szansy?
Wzdrygnęłam się na samą taką możliwość. Nawet nie dlatego, że bałam się, by znów nie posunął się za daleko, a po prostu dlatego, że wcale nie chciałam, żeby Lucas więcej mnie całował. W międzyczasie zrobił to ktoś inny i dużo bardziej mi się podobało.
Tego jednak Carrie nie zamierzałam mówić.
– Przecież to ty mówiłaś mi, że Lucas to podrywacz – prychnęłam więc, poprawiając torbę na ramieniu. – Nie zamierzam zabierać się za kogoś takiego.
– Może go zmienisz – podsunęła niepewnie. Posłałam jej protekcjonalne spojrzenie.
– Carrie, wierzysz, że komukolwiek kiedykolwiek udało się zmienić faceta? Zwłaszcza takiego, co wiecznie ogląda się za innymi? Bo ja w to nie wierzę. Kobiety mogą się oszukiwać, że im się to udaje, ale to tylko oznacza, że albo są ślepe, albo ślepe udają.
Szczerze wierzyłam w to, co mówiłam, ale nie tylko dlatego to powiedziałam. Gdyby ciągnęło mnie do Lucasa, pewnie bym spróbowała, jak każda głupia, zakochana dziewczyna. Nie ciągnęło mnie jednak. Odkąd zeszłam ze strychu, dokąd zaprowadził mnie Aiden, mogłam myśleć tylko o nim, i to już zaczynało być irytujące. Już, a minęło przecież tak niewiele czasu!
– No dobrze, ale… O co w takim razie się pokłóciliście? – Carrie nie dawała za wygraną. – Wybacz, Maddie, ale słyszałam część waszej rozmowy i Lucas wyraźnie próbował cię za coś przeprosić. Coś się stało na imprezie?
– No jasne, że się stało. – Wzruszyłam ramionami, wchodząc za nią do stołówki, w której było już oczywiście tłoczno i głośno. Nic dziwnego, skoro zgodnie z moimi pierwotnymi planami nie zdążyłam tam dojść jako pierwsza, tuż po dzwonku na przerwę. A wszystko przez Aidena. – Dolał mi wódki do soku, chociaż wyraźnie mówiłam, że nie piję, nie pamiętasz? Mój ojciec był potem o to wściekły. Obiecałam mu, że nie będę pić, a gdy wróciłam, poczuł ode mnie alkohol.
– Bo trzeba było nie wracać tak wcześnie – poradziła Carrie bez przekonania. – Po kilku godzinach by się nie zorientował.
– Może i tak, ale Lucas wkurzył mnie dostatecznie, żebym natychmiast stamtąd uciekła – mruknęłam, kończąc tym samym temat. Wcale nie chciałam powiedzieć jej za dużo również na temat Lucasa. Skąd mi się to właściwie wzięło, to zamiłowanie do kłamstw i półprawd?
Prawda jednak była taka, że potrzebowałam przyjaciółki, żeby szczerze zwierzyć się jej z pewnych spraw, a pocałunki Aidena i napaść Lucasa z pewnością były takimi sprawami. Nie mogłam powiedzieć o nich pierwszej lepszej osobie, nawet jeśli była nią Carrie, którą lubiłam. Po prostu nie potrafiłam. Potrzebowałam przyjaciela, a tutaj, w Elizabethtown, nikogo takiego jeszcze się nie dorobiłam – zresztą dziwne, żeby było inaczej, skoro spędziłam tu tydzień! Pocieszałam się myślą, że w weekend włączę Skype’a i opowiem o wszystkim Grace.
Tak, byłam pewna, że to mi pomoże.
Kiedy po południu wróciłam do domu, zaczęłam się głównie zajmować, poza zrobieniem obiadu, oczywiście, czekaniem na ojca. Wiedziałam, że kończył pracę dość późno, ale byłam pewna, że porozmawia ze mną po powrocie, choćby miał mnie w tym celu wyciągnąć z łóżka. Postanowiłam więc, że nie dam mu tej satysfakcji i w ogóle się nie położyłam. Kiedy wieczorem dostrzegłam wreszcie światła jego SUV–a na podjeździe, gdy zaparkował, żeby otworzyć garaż i wprowadzić samochód do środka, sama nie byłam pewna, czy czułam ulgę, czy odrobinę strachu. Sama chyba nie mogłam się zdecydować.
– Cześć! – zawołał ojciec od wejścia, wieszając kurtkę. – Jest coś do jedzenia?
– Makaron z czterema serami – odparłam zgodnie z prawdą, podciągając nogi pod siebie, bo siedziałam właśnie na sofie w części salonowej i oglądałam jakiś idiotyczny serial w telewizji. Na jego widok natychmiast wyłączyłam odbiornik. – Jest w piekarniku, odgrzej sobie. Mogę iść spać czy chcesz ze mną poważnie rozmawiać?
– Tylko dlatego jeszcze nie śpisz? – zdziwił się, na co pokiwałam głową. Westchnął, siadając przy kuchennym stole. – Maddie, to nie tak. Nie zamierzam robić ci żadnych wymówek.
– Nie? – zdziwiłam się, podnosząc brwi. Tata przejechał dłonią po zmęczonej wyraźnie twarzy, noszącej już pierwsze ślady zarostu.
– Nie – potwierdził. – Chciałbym po prostu, żebyś mówiła mi o pewnych rzeczach, które dzieją się w twoim życiu.
A ja chciałabym kucyka, tato. I mieć dwójkę rodziców. Najwidoczniej Los nie chciał spełnić marzeń żadnego z nas.
– Ja niczego przed robą nie ukrywam – skłamałam bez zająknięcia, w dodatku patrząc mu prosto w oczy. No proszę, robiłam się w tym coraz lepsza.
– Dobrze – zgodził się, choć widziałam, że nadal w to nie wierzył – ale tak na przyszłość. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz do mnie przyjść ze wszystkim. Na pewno nie dzieje się teraz w twoim życiu nic specjalnego? Nowego? Dziwnego?
Pomyślałam o dziwacznym zachowaniu Aidena, który najpierw mnie całował, a potem praktycznie od siebie wyganiał. Pomyślałam o Lucasie, który pozwalał sobie na za dużo, aż w końcu lądowałam na dywaniku o dyrektora. Pomyślałam wreszcie o Harper, która mimo słodkich min najwyraźniej obrała sobie mnie za cel, widząc we mnie jedyną przeszkodę stojącą na szczęściu jej i Lucasa. Pomyślałam o tym wszystkim, po czym odpowiedziałam spokojnie, nie mając najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu:
– Nic takiego nie dzieje się w moim życiu, tato. Ale gdyby zaczęło, na pewno cię powiadomię.
O dziwo, wyglądał na usatysfakcjonowanego. Dziwiłam mu się, ja bym chyba nie uwierzyła. No, chyba że tak dobrze już nauczyłam się kłamać. Ale przecież tatę zawsze ciężko było oszukać, pod tym względem był jak rasowy śledczy.
Tak czy inaczej, odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu kiwnął głową. No dobrze, przynajmniej na jakiś czas miałam go z głowy.
– Odgrzeję sobie tylko jedzenie i idę spać – powiedział, ucinając temat. – Ty też powinnaś.
Zerknęłam na zegarek. Była siódma. Czy tata naprawdę myślał, że nadal miałam dziesięć lat?
– Jasne – mruknęłam, podnosząc się z kanapy. – Pójdę do siebie.
Tata nie zatrzymał mnie więcej, kiedy szłam po schodach na górę. Z jednego tylko byłam zadowolona: przynajmniej zaczął się znowu do mnie odzywać. I nie robił mi wymówek o pojawienie się w szkole. Zwłaszcza to ostatnie mnie zdziwiło, bo ostatecznie musiał przeze mnie wyjść z pracy. Może jednak tacie choć odrobinę na mnie zależało.
Włączyłam światło w sypialni, wzięłam do ręki książkę (akurat był to jakiś Stephen King) i usiadłam na parapecie, moszcząc się wygodnie między poduszkami. Książki Stephena Kinga, które miałam na swojej półce, miały to do siebie, że zaznaczałam w nich ulubione cytaty. Również w tej było ich kilka.
Ziemia kręci się i nie sposób na to poradzić. Można kręcić się razem z nią albo zatrzymać się w miejscu, żeby zaprotestować i polecieć na łeb, na szyję.
Odwróciłam wzrok od książki, bo kątem oka dostrzegłam za oknem coś dziwnego. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy sąsiadom właśnie wysiadały korki.
A, nie. To tylko Aiden bawił się w elektryka.
Roześmiałam się mimo woli, chociaż w gruncie rzeczy nie powinnam w ogóle reagować. Najwyraźniej chciał zwrócić moją uwagę, bo stał w pokoju, wolną dłonią na zmianę włączając i wyłączając światło. Kiedy zauważył, że na niego patrzyłam, zostawił włączone i podszedł do okna, podnosząc dłoń w geście powitania.
Pomachałam mu ręką, nie ruszyłam się jednak z parapetu. Aiden podszedł do włącznika światła  i ponownie najpierw je wyłączył, a potem włączył z powrotem. Dopiero wtedy wstałam, rzuciłam książkę na łóżko i podeszłam do mojego włącznika, po czym powtórzyłam jego czynność. Nie miałam pojęcia, po co to robiliśmy, ale było zabawnie. Gdy Aiden kolejny raz wyłączył światło u siebie, dłużej trwało, zanim ponownie je włączył. Zobaczyłam, że w ręce trzymał kartkę z wypisanym dużymi literami zdaniem. Ponownie się zaśmiałam, gdy przeczytałam, co na niej napisał.
Wyjdź przez taras do ogrodu.
Chyba powinnam się była zawahać, nie zrobiłam tego jednak. Kiwnęłam tylko głową i nie wyłączając światła, wyślizgnęłam się na korytarz. Rozejrzałam się ostrożnie dookoła, bo nie wiedziałam, gdzie obecnie znajdował się tata, a wcale nie chciałam natknąć się na niego po drodze; usłyszałam jednak, jak chodził po swojej sypialni, więc bez namysłu cicho zamknęłam za sobą drzwi i wymknęłam się po schodach na dół, chwyciłam z wieszaka kurtkę, po czym skierowałam się do drzwi na taras.
Na szczęście przesuwne, przeszklone drzwi otwierały się bezszelestnie. Zostawiłam je uchylone, żebym miała jak wrócić, bo wolałam nie używać głównego wejścia, chociaż w kieszeni ramoneski spoczywały bezpiecznie moje klucze do drzwi wejściowych. Wyślizgnęłam się na zewnątrz, do tej części ogrodu, której nie odwiedzałam często, odkąd się tu wprowadziliśmy, i rozejrzałam się dookoła.
Było ciemno. Praktycznie nie docierało tu światło ulicznych latarni, bo domy stanowiły wystarczającą barierę. Jedynego, słabego zresztą, światła dostarczały niewielkie, powtykane w ziemię latarenki na baterie słoneczne, które zainstalował tu tata, głównie w obawie przed złodziejami. Prowadziły od wyjścia do dróżki, która oddzielała nasz dom od sąsiedniego i wychodziła na podjazd przy ulicy. Zapięłam kurtkę, bo na zewnątrz było chłodno; listopad wreszcie dotarł do Elizabethtown i gwałtownie obniżył temperaturę powietrza, aż z moich ust przy każdym wydechu wydostawała się para. Zrobiłam krok do przodu, schodząc na trawę, i wtedy go zobaczyłam.
Stał przy tylnym wejściu do swojego domu zaledwie parę jardów ode mnie, ramieniem opierając się o ścianę i przyglądając mi się bez słowa. Czekoladowe oczy Aidena błyszczały w ciemności, a jego włosy i ubiór doskonale się z nią komponowały: miał na sobie ciemne dżinsy i skórzaną, czarną kurtkę, do której kieszeni włożył ręce. Zawahałam się, ale ostatecznie poszłam za śladem lamp solarnych, przekroczyłam oddzielającą nasze domy dróżkę i znalazłam się w jego ogrodzie.
– Nie myślałem, że przyjdziesz – powiedział, a jego ciepły, miękki, przyjemny głos bez cienia chrypki był w ciszy panującej w ogrodzie doskonale słyszalny. Nawet nasza ulica była o tej porze raczej wyludniona i nie dobiegało stamtąd zbyt wiele odgłosów. – Sądziłem raczej, że wystarczająco cię odstraszyłem.
– Tego właśnie chcesz? – Też włożyłam ręce do kieszeni ramoneski i podeszłam jeszcze krok do przodu. – Żebym dała się odstraszyć?
Zaśmiał się, wywrócił oczami. Nie rozumiałam jego zachowania, nie wiedziałam, dlaczego robił to wszystko, bo wydawało mi się to po prostu sprzeczne. A Aiden brakiem wyjaśnień wcale mi tego nie ułatwiał.
– Tak – odpowiedział w końcu szczerze. Zatrzymałam się w pół kroku. – I nie. Uważam, że tak byłoby rozsądniej. No wiesz, gdybyś sama podjęła decyzję, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Ja mogę nie być do tego zdolny.
Hmm. Zaleciało Edwardem. Roześmiałam się do własnych myśli, gdy tylko przyszło mi to do głowy.
– Z czego się śmiejesz? – Usłyszałam następnie. Wzruszyłam ramionami.
– Ale nie jesteś wampirem, prawda?
Uśmiechnął się, najwyraźniej chwytając aluzję. Nic dziwnego, w dzisiejszych czasach Zmierzch znał absolutnie każdy, nawet ci, którzy go nie czytali ani nie oglądali filmu.
– Z tego, co mi wiadomo, to nie – odparł z rozbawieniem. – Po prostu, Maddie… Możemy być przyjaciółmi. To wszystko.
Rzuciłam mu sceptyczne spojrzenie.
– Myślałam, że chciałeś, żebym tu przyszła, żebyś mógł mnie przeprosić.
– To też – przyznał poważnie, odrywając się wreszcie od ściany i do mnie podchodząc. – Zachowałem się tam, na górze, beznadziejnie. Ale uwierz mi, nigdy nie planowałem, że sprawy tak się potoczą. Po prostu… Dajmy sobie z tym spokój, dobrze?
O rany. Przecież zaraz Aiden zaserwuje mi standardową compliment sandwich! A wszystko przez to, że go pocałowałam? Dlaczego tak bardzo go to wystraszyło?
A może jednak to ze mną było coś nie tak?
– Masz dziewczynę, czy co? – W obronnym geście założyłam ramiona na piersi. Aiden potrząsnął przecząco głową.
– Nie, nie mam. I tu w ogóle nie chodzi o inne dziewczyny, Maddie.
– Więc o co?
Nie chciałam brzmieć desperacko, skądże. Po prostu mnie to dziwiło. Może i nie znałam go dobrze, ale gdy go pocałowałam, byłam pewna, że pasowaliśmy do siebie. Nie miałam pojęcia, czy coś więcej by z tego wynikło – i część mnie miała nadzieję, że jednak nie – ale ciekawiło mnie to i byłam gotowa poznać go bliżej, żeby się przekonać. Ostatecznie szukałam go wzrokiem po całej szkole, odkąd tylko dowiedziałam się, że też do niej chodził. I zerkałam na jego dom i w jego okno za każdym razem, gdy miałam okazję.
Nie miał dziewczyny. I nie mógł być gejem, sądząc po jego reakcji na mój pocałunek – tej pierwszej reakcji, zanim rozsądek wziął w nim górę. Co, po prostu nie był mną w ten sposób zainteresowany? I to miało być całe wyjaśnienie?
– O mnie – odpowiedział w końcu, po chwili milczenia, w trakcie której jakby wahał się, jak to ubrać w słowa. – Nie jestem dobrym materiałem na chłopaka, uwierz, Maddie. Zapytaj kogokolwiek… Wszyscy powiedzą ci to samo.
– Ale ja nie chcę, żeby inni mi to mówili – zaprotestowałam uparcie. – Chcę, żebyś ty mi to powiedział.
– Maddie, nie mam ci nic więcej do powiedzenia – odparł, wzruszając ramionami. – Nic z tego nie będzie, to wszystko. Zresztą… Nie znasz mnie… A cała szkoła mówi, że spotykasz się z Lucasem Thornem.
Westchnęłam rozdzierająco. Świetnie. Po tygodniu w nowej szkole plotkowali o mnie wszyscy, w dodatku za moimi plecami? I jakim cudem informacja o bójce z Lucasem przemieniła się w wiadomość o moim z nim związku? Cholera jasna, szkoła na prowincji i jeszcze więksi plotkarze niż w Austin. Tylko tego mi brakowało.
– Nie spotykam się z Lucasem – prychnęłam z irytacją. – I nie obchodzi mnie, co mówi cała szkoła. Rany boskie, jestem tutaj tydzień! Jakim cudem mogłabym spotykać się z kimkolwiek?!
– No właśnie. – W tamtej właśnie chwili zrozumiałam, że moje własne słowa obróciły się przeciwko mnie. Poddałam się. Nie byłam Harper, nie zamierzałam uganiać się za żadnym chłopakiem… Nawet jeśli całował tak jak Aiden. – W każdym razie… Przepraszam, Maddie.
– W takim razie ja też przepraszam – mruknęłam, po czym odwróciłam się, żeby odejść z powrotem do domu. Było mi zimno i miałam dość tej rozmowy, która nie przyniosła dla mnie ani niczego nowego, ani przyjemnego. Wręcz przeciwnie.
Aiden pobiegł za mną, wyprzedził mnie i zastawił drogę. Zatrzymałam się gwałtownie, nie chcąc znaleźć się zbyt blisko niego, i spojrzałam na niego z irytacją. O co teraz mu chodziło?
– Nie masz za co przepraszać, Maddie – powiedział cicho, po czym zapytał: – Może chciałabyś spróbować przejechać się moim autem, co? Chyba już najwyższy czas, żebyś to przezwyciężyła, nie sądzisz?
Powstrzymałam kolejne westchnięcie, bo zaczynałam powoli żałować, że zdecydowałam się do niego wyjść. Nie dość, że jego ultimatum mnie zdenerwowało, to jeszcze dowiedziałam się o idiotycznej plotce dotyczącej mnie i Lucasa, podobno krążącej po szkole, a teraz w dodatku Aiden proponował mi zmierzenie się z moim lękiem. Nawet świadomość, że robił to, bo w jakiś sposób się o mnie troszczył, wcale mi nie ulżyła.
Wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej mnie irytowała.
– Dobrze – odpowiedziałam w końcu, w jednej chwili czując, jak po tej decyzji ścisnął mi się żołądek. Ze strachu, oczywiście. – Chodź. Miejmy to już za sobą.
Było mi głupio, poszłam więc przodem, żeby nie widział mojego wyrazu twarzy. Ostatecznie wrażenia po tej rozmowie musiał mieć dosyć jednoznaczne. Protestowałam, co musiało znaczyć, że chciałam czegoś więcej, oczywiście zakładając, że nie powiedziałby mu tego sam pocałunek. To on wyraźnie powiedział, że nic z tego nie będzie. Musiałam czuć się głupio, nie było w tym chyba niczego dziwnego. Znałam tego chłopaka tydzień, a już pozwalałam sobie na takie rozmowy? Nie poznawałam sama siebie, nic dziwnego, że Aiden nie chciał niczego więcej poza przyjaźnią. Chyba sama na jego miejscu bym nie chciała.
Boże, ale byłam beznadziejna. Przecież ja go w ogóle nie znałam! Równie dobrze mógł być jakimś świrem, a ja tak bez zawahania wsiadałam mu do auta!
Chyba jednak już trochę za późno na takie wątpliwości, pomyślałam jednak po chwili sceptycznie. Powinnam była o tym pomyśleć, zanim zrobiłam to pierwszy raz, wtedy, gdy podwiózł mnie do szkoły. Teraz było już cokolwiek za późno.
Wyszliśmy w końcu na zalany światłem latarni podjazd, gdzie stał zaparkowany niebieski chevrolet Aidena. Zebrałam w sobie wszystkie siły, żeby nie zachować się jak ostatni tchórz, jak ostatnim razem, i nawet mi się udało. Szło mi się w stronę samochodu trochę łatwiej, choć pewnie także ze względu na uspokajającą obecność Aidena za moimi plecami. Cóż mogłam na to poradzić? On po prostu dodawał mi odwagi.
Tym razem nie poprzestał na posadzeniu mnie za kierownicą. Kiedy już siedziałam w fotelu kierowcy, a on na miejscu pasażera, podał mi kluczyki i poprosił, żebym odpaliła. Rzuciłam mu niepewne spojrzenie i jego jedynym powodem nie był mój wyraźny lęk. Problemem było raczej samo jego auto, które w końcu miało już mnóstwo lat.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam więc niepewnie. – Nie chciałabym ci uszkodzić samochodu…
– Nie uszkodzisz go – zapewnił mnie uspokajająco. – Zupełnie się tym nie przejmuj. Ja moim chevroletem jeżdżę, nie trzymam go w garażu, więc to normalne, że czasami coś może mu się stać. Na szczęście trochę znam się na autach i w razie czego zazwyczaj sam go sobie naprawiam.
Przez chwilę bawiłam się kluczykami, które mi podał, po czym wyrzuciłam z siebie:
– Ten samochód… Sam go sobie kupiłeś?
– Nie, należał do mojego ojca – odparł zaskakująco swobodnie, zważywszy, że przy ostatniej rozmowie o jego rodzicach praktycznie na mnie nawarczał. – I za życia też używał go na co dzień. Po śmierci taty po prostu nie chciałem zamykać auta w garażu.
Rzuciłam mu współczujące spojrzenie. Chociaż w jego głosie nie słychać było żadnych emocji, wiedziałam, co musiał czuć. W końcu sama czułam się podobnie.
– Przykro mi – mruknęłam ostrożnie, nie chcąc, żeby znowu zaczął na mnie warczeć. – To… to się stało niedawno? Śmierć twojego ojca?
– Nie, obydwoje z mamą umarli, gdy miałem dziesięć lat. Oczywiście wyciągnąłem auto z garażu, dopiero gdy miałem jakieś szesnaście… Wcześniej zresztą bym się nie odważył. Za bardzo kojarzyło mi się z tatą.
O mój Boże. Zrobiło mi się tak strasznie przykro, gdy to usłyszałam. To musiało być okropne, stracić oboje rodziców w wieku dziesięciu lat. Ja straciłam matkę w wieku siedemnastu, a nadal nie potrafiłam się po tym pozbierać. Nie mogłam nawet sobie wyobrazić, co mógł czuć Aiden, jak bardzo musiał się wtedy bać.
Spuściłam wzrok na kluczyki, żeby nie dostrzegł współczucia, które musiało się malować na mojej twarzy. Byłam niemalże pewna, że nie chciałby go widzieć. Poczułam nagle przemożną chęć pomocy mu, którą powściągnęłam natychmiast, gdy tylko się pojawiła. On tego na pewno by nie chciał, a ja… Powinnam wreszcie przestać pomagać wszystkim dookoła i chociaż raz zająć się sobą. Miałam wystarczająco wiele własnych skaz na psychice, których nie udało mi się jeszcze naprawić, żeby nie zajmować się cudzymi.
Naprawdę trudno było mi jednak się od tego powstrzymać. To zupełnie nie leżało w mojej naturze, dać sobie spokój.
– Jak sobie z tym poradziłeś… Wtedy, gdy straciłeś rodziców? – zapytałam więc, mając nadzieję, że odbierze to raczej jako prośbę o pomoc niż jej próbę. Tak chyba było, bo kątem oka dostrzegłam, że Aiden wzruszył ramionami.
– Wiesz, byłem wtedy mały, naprawdę nie rozumiałem wszystkiego. Nagle znalazło się wokół mnie mnóstwo osób, wszyscy byli smutni, wszyscy mnie żałowali i wszyscy powtarzali, że mama i tata odeszli… Byłem za mały, żeby zrozumieć. Jasne, czułem się zagubiony i tęskniłem za rodzicami, ale dopiero dużo później w pełni dotarło do mnie, że oni odeszli i nigdy nie wrócą, wiesz?
Wstrzymałam oddech, bojąc się, że jeśli odetchnę za głośno, spłoszę go i więcej nie usłyszę od niego czegoś tak dogłębnie prawdziwego. Miałam wrażenie, że po raz pierwszy Aiden odsłonił przede mną fragment swojej duszy, podzielił się czymś, o czym do tej pory słyszało naprawdę niewiele osób. Otworzyłam usta, bo chciałam podzielić się tym samym, nie odważyłam się jednak. On był wtedy dzieckiem, nie mógł nic poradzić na to, co się stało. A ja? Co ja mogłam powiedzieć jemu?
Że moja matka zginęła przeze mnie? I że ojciec do tej pory mnie o to obwiniał, nawet jeśli te słowa nigdy między nami nie padły? Przecież i tak wiedziałam o tym doskonale.
Miałam ogromną ochotę mu się zwierzyć, przez moment walczyłam ze sobą, żeby tego nie zrobić, ale w końcu stchórzyłam. Naprawdę lubiłam Aidena. Może i znałam go słabo, może nasza znajomość była dziwna i nie do końca taka, jak bym chciała – a już na pewno nie przypominała mojej relacji z Adamem, moim byłym chłopakiem, nawet biorąc pod uwagę same jej początki – ale była czymś, na czym tutaj, w Elizabethtown, mogłam się oprzeć. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
– Dobrze, że miałeś rodzinę, która ci wtedy pomogła – odpowiedziałam w końcu, mając wrażenie, że byłam cholernym tchórzem. Aiden uśmiechnął się gorzko.
– Tak. Dobrze, że miałem. – Moja intuicja mówiła mi, że w tych słowach kryło się coś więcej, ale bałam się drążyć temat i pytać, co to było. Bałam się, że w końcu on całkiem się w sobie zamknie. I tak miałam wrażenie, że brakowało do tego dosłownie pół kroku. – To co, ruszasz? – Na szczęście zmienił temat, więc mimo woli odetchnęłam z ulgą, bo chociaż chciałam o nim wiedzieć więcej, ta rozmowa była zwyczajnie krępująca.
I nie chciałam rozmawiać tak po omacku, nie wiedząc nawet dokładnie, na ile mogłam sobie pozwolić, zanim Aiden wycofa się do swojej skorupy. Bo widziałam już wyraźnie, że ją miał. Nie do końca tylko rozumiałam, dlaczego – przez śmierć rodziców? Po tylu latach? Czy to w ogóle było możliwe?
Jakoś nie mogłam w to uwierzyć.
Nie drążyłam jednak, uznając, że będę miała na to czas. Kiwnęłam tylko głową i zebrałam w sobie wszystkie siły, żeby ruszyć i wyjechać chevroletem z podjazdu.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak szybko ta wiedza we mnie uderzy. I jak duże konsekwencje za sobą poniesie.

_______________________________
Moje drogie, z okazji nadchodzących świat Wielkanocy życzę Wam wszystkiego najlepszego! Dużo szczęścia, zdrowia, spokoju, odpoczynku i dobrego jedzenia. Niech się Wam wszystko spełni, co tylko sobie życzycie, i dobrze wykorzystajcie ten wolny czas, jak i ja zamierzam;)

14 komentarzy:

  1. "Powinnam wreszcie pomagać wszystkim dookoła i chociaż raz zająć się sobą." - a nie przestać pomagać?

    Nie rozumiem Aidena, ale dobra, teraz to nawet Maddie go nie rozumie, więc nie mam na co narzekać, jeszcze się pewnie wyjaśni. A teraz to żeby tylko w Maddie nie wstąpił taki bardzo nagły atak strachu, bo jeszcze po ruszeniu wciśnie pedał gazu zamiast hamulca, i dopiero nieszczęście gotowe! O.O
    Tobie również życzę wszystkiego najlepszego z okazji Wielkanocy, jajek i zajączków standardowo, ale także ładnej pogody i mnóstwa weny, bo to zawsze się przydaje, niezależnie od okazji. :)
    Pozdrawiam cieplutko,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki, faktycznie, ale wtopa;)

      Haha, teraz to chyba nikt nie rozumie Aidena XD ale wyjaśni się, i to nawet szybko, zacznie w następnym rozdziale, a w pełni za dwa. Nie, spokojnie, atak strachu to może nie, ale pecha tak czy inaczej będzie mieć;)

      Bardzo dziękuję:) i raz jeszcze życzę wszystkiego najlepszego!

      Całuję,

      Usuń
  2. Nie rozumiem Aidena, ale chyba nikt go nie rozumie. Dlaczego nie chce mieć dziewczyny i uważa ze nie bedzie dobrym chłopakiem? Mam nadzieje ze szybko to wytlumaczysz.

    Szkoda ze nie było Lucasa, bo mimo wszystko dalej go bardzo lubię. Carrie, hmm. Może Maddie jednak mogła powiedziec jej o pocałunkach. Byłoby jej chyba przez to łatwiej. Choć sama nie wiem. Musi to być dla niej trudne, bo niedawno się przeprowadziła, chłopak który jej sie podoba poprostu ją olał, a inny chlopak którego ona olewa zarywa do niej. Ja bym nie dala rady bez przyjaciółki;(

    Wszystko mi się podobało, czekam na ciąg dalszy i wiecej zbliżeń między Maddie-Aiden-Lucas;)
    Dziękuję za życzenia i tobie też życzę wszystkiego najlepszego;D
    Pozdrawiam i całuje;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dokładnie, nikt go nie rozumie. Jak już wspominałam w komentarzu powyżej, w następnym rozdziale zacznie się wyjaśniać, a skończy za dwa i wtedy już większość rzeczy, które dotyczą Aidena, będzie jasna;)

      Teraz trochę sobie od Lucasa odpoczniemy, ale spokojnie, to jeszcze nie koniec, jeśli o niego chodzi, na pewno sobie tak łatwo nie odpuści. Co do Carrie... Mads w gruncie rzeczy jest dosyć skryta i wcale nie chciała o tym mówić z kimś, kogo w gruncie rzeczy słabo zna. Ale masz rację, na pewno musi jej być ciężko, zwłaszcza że nawet w domu nie ma z kim pogadać, gdy zabrakło jej mamy...

      Cieszę się w takim razie, że się podobało;) dziękuję i raz jeszcze wszystkiego najlepszego;)

      Całuję! ;*

      Usuń
  3. Mam mieszane uczucia co do Carrie. Z jednej strony wydaje się, że będzie dobrą przyjaciółką, ale z drugiej jest taka trochę... Powiedziałabym, że pusta, ale to za mocno powiedziane. Raczej taka beztroska, nic jej nie obchodzi oprócz plotek na temat związków i w ogóle. Ale może ją za surowo oceniam i z biegiem czasu się trochę zmieni.
    A teraz przejdę do tej najwazniejszej cześci rozdziału!
    Aiden! Akcja z zabawą w elektryka była urocza. JEstem coraz bardziej ciekawa całej tej sytuacji z jego rodziną. I z matką Maddie.
    Nie dziwię się mu, że wytworzył wokół siebie taką skorupę, ale nie rozumiem tego jego strachu przed Maddie. No dobra, niby znają się tydzień, fakt, ale dobrze, że przynajmniej stanęli na przyjaźni, bo wygląda na to, że Aiden jest kompkletnym samotnikiem i nie miał dotąd żadnego przyjaciela bliższego.
    A zapowiedź w ogóle mi coś kręci, bo z początku myślałam, że to Aiden się od wszystkich odsuwa, ale jak widać idzie to też w drugą stronę...
    Pozdrawiam gorąco i również życzę wszystkiego najlepszegi i wesołych świąt! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, czy za mocno? XD Carrie rzeczywiście jest dosyć płytka. Może jej jeszcze przejdzie, ale wątpię, przynajmniej nie w czasie trwania CS;) jest dobra jako znajoma, ale czy jako przyjaciółka, tego pewna nie jestem.

      Co do jego rodziny, to się wyjaśni już niedługo;) cieszę się, że się podobało, rzecz w tym, że Aiden raczej nie boi się Maddie - wręcz przeciwnie, próbuje w ten sposób nie dopuścić do skrzywdzenia jej. Ma to zresztą związek z zapowiedzią, specjalnie wybrałam taki fragment, żeby pokazać, że rzeczywiście, odosobnienie Aidena nie jest wynikiem jego charakteru, a raczej otoczenia. Ale o tym więcej w następnym;)

      Dziękuję i całuję!

      Usuń
  4. już wczoraj wiedziałam, że będzie nowa notka, więc szybiutko wpadłam. najpierw nawiążę do odpowiedzi na mój komentarz ppd poprzednią notką. Cieszę się, że nie będzie tutaj żadnych wtków ff:D i że nawiązałaś do Zmierzchu haha :D ale kryminalne będą, to nawet lepiej! tak wiec pozostaję przy teorii, że Aiden mieszka w tamtym domu... a co do ciotki, nawet jęsli istnieje, nie sądzę, by opiekowała się chłopakiem. nawety jeśli z nim mieszka. mam wrażenie,ż ejest chora... jestem bardzo ciekawa. Co do notki - niezdecyodwanie Aidena już mnie zazyna denerwowć. ale cóż, właściwie nareszcie się przyznał, że zależy mu na Mads. prosi ją w pewnym sensie,żeby okazała się tą silniejszą i narprawdę go zostawiła, ale na takie prośby to juz dawno za późno xD cho faktycznie minął dopiero tydzień:p mam nadzieję,że przynajmniej od tych kazd próbnych oboje już nie będą uciekać:p dziwię się trochę, że Mads jeszcze nikogo nie podpytała o Aidena. może powiedzieć komuś,że mieszka obok niego i że jest ciekawa...Carrie na pewno by się buzia długo nie zamknęła. pozytywnie adziwił mnie w tym rozdziale ojciec dziewczyny, wg mnie jest w porządku ;) jeśli chodzi o sposób pisania, jak zwykle ok, lubię Mads i sposób, w jaki opisujesz uczucia, ale trochę niepotrzebnyh powtórfzeń się wdarło. życzę wesołych świąt i serdecznie zapraszam na moje opowiadania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nawiązanie do Zmierzchu jakoś samo mi przyszło, bo też miałam wrażenie, że zachowanie Aidena i odsuwanie od siebie Mads może się kojarzyć z początkowym Edłordem;) ale nie, nie przepadam za wątkami fantastycznymi, zwłaszcza tak odgrzewanymi;) O ciotce kiedyś tam będzie więcej, to się wszystko wyjaśni, ale rzeczywiście, Aidenem to ona się specjalnie nie zajmuje. Wiem, że Aiden może być denerwujący, w końcu sam się nie może zdecydować, czego właściwie chce, ale wiadomo, że to może prowadzić tylko do jednego;) na razie jeszcze ucieczki mogą się zdarzyć, ale potem będzie lepiej. Rzeczywiście w sumie mogła podpytać, ale też było jej trochę głupio, że tak się nim zaczęła interesować;) ale w następnym trochę się wyjaśni, również dzięki Carrie i Harper. Tata Mads nie jest taki bardzo zły, tylko muszą się we dwójkę jakoś ze sobą dogadać, co czasami jest trudne;) cieszę się, że Ci się podobało, co do wszelkich niedociągnięć natomiast, to oczywiście staram się z nimi walczyć. Na pewno wpadnę w wolnej chwili, ale nie mogę obiecać, kiedy to nastąpi, bo na nadmiar wolnego czasu nie cierpię;) Dziękuję i całuję!

      Usuń
  5. Niedługo wpadnę z komentarzem (poprzednia notka skomentowana). Tymczasem, chcę powiedzieć, że nowy szablon dziwie się u mnie wyświetla. Jakoś tak krzywo. ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia rozdzielczości ekranu najpewniej;( robiłam układ przez pozycjonowanie, a nie margin, i nie powinno być takich problemów, ale widocznie jednak nie do końca to działa niestety...

      Usuń
  6. Dzisiaj ojciec Mads naprawdę mnie zaskoczył! Przez moment próbowałam wczuć się w jej rolę i doszłam do wniosku, że nawet teraz zrobiłabym to samo, co ona, więc koniec z krytyką jej relacji z ojcem. Miło widzieć, że pan M. się stara, ale bardzo ciężko zostać przyjacielem córki, która, jakby nie było, spędzała więcej czasu z matką aniżeli z nim.
    Co do Aidena, to z rozdziału na rozdział uwiebiam go coraz bardziej! I pomimo iż ciągle powtarza Mads, że nie mogą być razem, że z tego może wtjśc jedynie przyjaźń, to dochodzę do wnosku, że to potrosze takie czcze gadanie. Bo przecież gdyby naprawdę tego chciał, nigdy nie zdobyłby się na wymuszenie spotkania (swoją drogą ta akcja ze światłem btła genialna! :D) i pomoc Mads, bo chyba aż tak uczynny nie jest.
    jak to już wczesniej pisałam, nie mogę doczekać się rozwiązania sytuacji Aidena. Jego postać jest tak bardzo tajemnicza, że niemal rozsadza mnie od wewnątrz, by dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Piątek mógłby nadejść zdecydowanie szybciej xd
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że ciężko i dla niego, i dla niej, jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, a w dodatku obydwoje mają dosyć silne charaktery;) w końcu pewnie się dogadają, ale po drodze jeszcze wiele zawirowań między nimi będzie.

      Cieszę się w takim razie, że go lubisz;) a kto powiedział, że on faktycznie chce się od niej odciąć? xd On tylko uważa, że powinien, a chce czegoś zupełnie innego, stąd to jego wahanie nastrojów xd

      No, to już prawie;)

      Całuję!

      Usuń
  7. *na dywaniku o dyrektora - maciupka literówka ;}

    Dobrze, że tym razem zjawiam się bez poślizgu :D Haha, to Elizabethtown to najprawdziwsza w świecie mała społeczność. Współczuje Maddie, że krążą o niej i Lucasie takie plotki! Lucas pewnie jest zadowolony, ale nie ma nic gorszego niż tłumaczyć ludziom to, czego oni wcale nie chcą rozumieć. Aiden powoli wykańcza moje siły, bo cały czas, mam wrażenie, wysyła sprzeczne informacje. Tu powtarza, jak hinduską mantrę, że kontakt z nim jest be, potem sam inicjuje sytuacje, w których on i Thorne są razem :D Teraz tłumaczy, że nie mogą być razem, ale zaraz ją zaprasza na naukę jazdy. Co za człowiek! :D Poddałabym go jakiejś hipnozie, żeby się pozbierał. Rozumiem, że nikt w miasteczku go nie lubi, ale myślę, że Maddie taka nie jest i nie słucha innych. Mógłby też dać sobie szanse, bo nie jest winny temu jak jego przeszłość się ukształtowała. On też zasługuje na kogoś bliskiego ;c Moje biedactwo. Wkurzające, biedactwo.
    Ludziom z traumatycznymi przejściami nie jest łatwo na nowo się odnaleźć.

    Jedna rzecz w tym rozdziale mnie ukuła. To, że gdy Aiden miał dziesięć lat i stracił rodziców to nie do końca rozumiał sytuacje, nagle ludzie mu współczuli, byli smutni, a on częściowo orientował się dlaczego. Taki wyniosłam kontekst z jego wypowiedzi. To sytuacja dobra dla dzieci od czterech do ośmiu lat. Ale myślę, że dziesięcioletni chłopak jest już dość bystry, by rozumieć sytuacje. Pamiętam jaka ja byłam w tym wieku i obserwuje również chłopców wokół siebie, którzy mają tyle lat i powiem ci, że już dawno przestali być nieopierzonymi kurczątkami. Aiden był tylko o rok do wkroczenia na progi młodzieńczego buntu i jakoś tak gryzie mi się, że niby nic nie rozumiał z tego wszystkiego. Ale to tylko moja opinia :D

    Świetny rozdział i czekam na więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki;)

      Wiesz, może i masz rację. Nie wiem, tak dawno byłam dzieckiem, że całkiem pozapominałam, jak to jest xd ale może faktycznie, nie do końca wprawdzie to chciałam przekazać przez słowa Aidena, ale pewnie źle to ujęłam. Obiecuję więc, że się nad tym zastanowię i pewnie coś w tej jego wypowiedzi zmienię;)

      Haha, do Aidena musicie mieć jeszcze odrobinę cierpliwości, koło dwudziestki zamiary względem Mads powinny mu się zacząć statkować xd a jeszcze z pewnością plotki dotyczące Mads i Lucasa mu tego nie ułatwią ;> w zasadzie to nawet nie chodzi o to, że Aiden się boi, że Mads mogłaby o nim pomyśleć źle. Boi się raczej, co inni mogliby pomyśleć o niej;) ale to się wyjaśni dokładniej już wkrótce. W zasadzie oni oboje jakieś tam traumatyczne przejścia mieli, więc może razem będzie im łatwiej;)

      Dziękuję i całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.