5 kwietnia 2014

8. Konflikty

– Zatrzymaj się na swoim podjeździe – poprosiłam, gdy zbliżaliśmy się do końca Sun Valley Drive.
Aiden rzucił mi krzywe spojrzenie, nie odpowiadając ani słowem. Posłusznie jednak wrzucił kierunkowskaz dom wcześniej i zajechał na swój podjazd. Gdy zatrzymał samochód i zgasił silnik, chwyciłam za klamkę, ale się zawahałam.
– Chodzi o mojego ojca – dodałam ostatecznie tonem wyjaśnienia, bo miałam wrażenie, że moja poprzednia prośba go nie uszczęśliwiła. – Nie chcę, żeby wiedział, że przywiozłeś mnie do domu.
Nie wyglądał na zaskoczonego. Prychnął i pokręcił głową, a usta ułożył w uśmiech, w którym nie było ani odrobiny wesołości. Był raczej… cyniczny.
– Dziwi mnie tylko, że ty nic wcześniej nie powiedziałaś – odparł zaskakująco gorzko. Zmarszczyłam brwi.
– O czym? – zdziwiłam się. – Nie przeszkadza mi sposób, w jaki jeździsz, dopóki dowozisz mnie bezpiecznie o domu.
– O czym ty właściwie mówisz?
– A ty? – złamałam własną zasadę i odpowiedziałam pytaniem. Zanim zdążył mi jednak coś wyjaśnić, dodałam pospiesznie: – Mój tata widział kiedyś twojego chevroleta na drodze. Wyraził wtedy głęboką dezaprobatę wobec prędkości, którą rozwinąłeś. Nie chciałabym dostarczyć mu kolejnych powodów do narzekania na mnie, gdyby się dowiedział, że wsiadłam do twojej śmiertelnej pułapki.
Roześmiał się, tym razem szczerze. Wyglądał tak, jakby z jakiegoś powodu mu ulżyło. Odgarnął ciemne włosy z czoła, po czym powiedział:
– Jest weekend. Gdybyś chciała podszkolić się w ruszaniu autem, żeby w poniedziałek móc pojechać do szkoły już nie autobusem, daj znać. Będę w domu.
– Chyba wolałabym trochę zaczekać – odparłam niepewnie. – Tata i tak się nie zorientuje, od poniedziałku będzie ciągle pracował. Doceniam twoją pomoc, Aiden, naprawdę, ale… potrzebuję trochę czasu. A teraz muszę już iść… Dobranoc.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc otworzyłam drzwi i wysiadłam. Aiden przyglądał mi się bez słowa, a w jego oczach znowu widziałam coś dziwnego, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Jakby żałował, że się nie zgodziłam, chociaż to było zupełnie nieprawdopodobne. Ostatecznie nie znaliśmy się na tyle dobrze, jego propozycja na pewno była czysto kurtuazyjna.
Byłam tego niemalże pewna.
Gdy szłam w stronę domu, usłyszałam sygnał mojej komórki. SMS. Wygrzebałam ją z torebki, słysząc równocześnie, że Aiden wyłączył silnik chevroleta. Wiadomość była od Carrie.
Gdzie się podziałaś?
Westchnęłam. No dobrze, może nie postąpiłam całkiem rozsądnie, uciekając z imprezy bez powiadomienia jej o tym. Nie bardzo jednak miałam inne wyjście.
Byłam zmęczona, więc pojechałam do domu. Zobaczymy się w szkole w poniedziałek.
Odpisałam i wysłałam wiadomość, po czym kluczem znalezionym w torebce otworzyłam drzwi do domu. Było już grubo po północy, spodziewałam się więc ciemności panujących w salonie, nic takiego jednak nie zastałam, dlatego zatrzymałam się w pół kroku, zaskoczona.
Tata siedział w fotelu i oglądał telewizję. Na mój widok wyłączył telewizor i podszedł do mnie, przybierając ten niezadowolony, surowy wyraz twarzy. Mentalnie wywróciłam oczami. Świetnie, więc teraz jeszcze czekała mnie z nim poważna rozmowa. O tej godzinie.
Nadal był ubrany w spodnie od garnituru, co sugerowało, że odkąd przyjechał do domu, nie postanowił się nawet przebrać. Tylko co, czekał na mnie? Mimo woli poczułam irytację. Czy on był całkiem normalny?
– Jak wróciłaś do domu? – zapytał ostro, gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rzuciłam torebkę na szafkę pod wieszakiem, posyłając mu niechętne spojrzenie.
– Z Carrie. Carrie Sutton – wyjaśniłam, wiedząc doskonale, że i tak nic mu to nie powie. – Koleżanką ze szkoły.
– Wydawało mi się, że się umawialiśmy, Mads. – No dobrze, nie mógł być aż tak bardzo zły, skoro nadal mówił na mnie „Mads”. Chyba. – Miałaś jechać swoim samochodem i nim wrócić. W którym konkretnie momencie się nie zrozumieliśmy?
– Zgubiłam gdzieś kluczyki. – Stara wymówka, już raz użyta, była najlepsza. – Nie mogłam znaleźć zapasowych, więc poprosiłam Carrie, żeby po mnie podjechała.
– Mogłaś zadzwonić do mnie. Powiedziałbym ci, gdzie znaleźć zapasowy zestaw – odparł irytująco sensownie. Westchnęłam, mijając go w drodze do kuchni. Chciałam nalać sobie szklankę wody, bo po przeżyciach z chevroletem kompletnie zaschło mi w ustach.
– Nie chciałam ci przeszkadzać – mruknęłam. W tej samej chwili tata chwycił mnie za ramię, nie pozwalając mi odejść.
– Maddie, czy ty piłaś?
Och, po prostu świetnie. Jakby ten wieczór nie potoczył się wystarczająco źle!
– Nie, tato, nie piłam – skłamałam, doskonale wiedząc, że się na to nie nabierze. – Mógłbyś mnie puścić?
Wyszarpnęłam rękę, nie zdążyłam jednak dojść do kuchni, bo dogoniła mnie kolejna pretensja ojca:
– Zamierzasz kłamać mi w żywe oczy? Przecież widzę, że piłaś! Umawialiśmy się, Maddie!
Zatrzymałam się w pół kroku, zastanawiając się, co robić. Wcale nie chciałam zrzucać winy na Lucasa, nie bardzo jednak miałam wyjście. Odwróciłam się do ojca, mając nadzieję, że wyczyta z mojej twarzy, że mówiłam prawdę, gdy już się do tego przyznam.
– Nie chciałam pić i powiedziałam to wszystkim – wyznałam w końcu. – Ale Lucas uznał, że nie mogłam mówić poważnie, i do soku dolał mi wódkę. Wypiłam, zanim się zorientowałam.
Tata rzucił mi sceptyczne spojrzenie. Proszę bardzo, taka czekała mnie nagroda za mówienie prawdy.
– Myślisz, że w to uwierzę? – prychnął. – To najgłupsza wymówka, jaką w życiu słyszałem!
– Widać nie słyszałeś ich zbyt wiele – warknęłam. – Naprawdę uważasz, że kłamię? Na jakiej podstawie uważasz, że nie możesz mi zaufać, tato? Czy kiedykolwiek cię okłamałam? Kiedykolwiek zrobiłam coś, co kazało ci przypuszczać, że jestem osobą niegodną zaufania? Masz jakiekolwiek powody, żeby oskarżać mnie o oszustwo, czy po prostu znowu traktujesz mnie jak matkę?!
Kompletnie wyprowadzona z równowagi, poczułam łzy pod powiekami, gdy wyrzuciłam z siebie to ostatnie oskarżenie, wyminęłam go więc, żeby uciec na górę, do swojego pokoju. Nie dotknął mnie tym razem, za to słowami spróbował przywrócić mnie do pionu.
– Wracaj tutaj natychmiast, Maddison, i porozmawiaj ze mną spokojnie, jak dorosła osoba! Jeśli tego nie zrobisz, potraktuję cię jak dziecko i dostaniesz szlaban!
– Świetnie! – wykrzyknęłam, przeskakując po dwa stopnie po schodach. – Przecież ty i tak nie uważasz mnie za dorosłą, odpowiedzialną osobę! Może byłoby tak, gdybym miała ciemne włosy i oczy jak ty, ale niestety, dostały mi się niewłaściwe geny!
– Masz szlaban na miesiąc! – Dobiegł mnie z góry jego krzyk, który jeszcze bardziej mnie zirytował. Był jak katarynka, powtarzał tylko to jedno idiotyczne słowo, zupełnie nie zwracając uwagi na wszystko, co mówiłam!
– Świetnie! – powtórzyłam, żałując, że z korytarza na piętrze najprawdopodobniej nie usłyszy, jak trzaskałam drzwiami. Mimo to zrobiłam tak, bo dało mi to chociaż odrobinę satysfakcji. I pozwoliło się chociaż odrobinę wyładować.
W ubraniach rzuciłam się na łóżko, czując, że tego wszystkiego było za dużo jak na jeden krótki dzień. Atak Lucasa, próba z chevroletem, a teraz jeszcze to! Czułam się tym wszystkim przytłoczona i było mi po prostu źle. Kiedy jeszcze mieszkałam z mamą, mogłam jej powiedzieć o wszystkim. Przyznałabym się jej do problemów z prowadzeniem samochodu i opowiedziałabym o Lucasie. A mama, mimo jej licznych wad, na pewno znalazłaby właściwe słowa i radę, żeby mi z tym wszystkim pomóc.
Ale tata? Może i spróbowałabym powiedzieć prawdę, gdyby nie wyskoczył na mnie od wejścia z pretensjami. A może nie. Nigdy nie umiałam się dogadać z tatą, nie potrafiłam z nim normalnie rozmawiać. Także dlatego czułam się tu, w Elizabethtown, kompletnie zagubiona – w końcu nie miałam nikogo, komu mogłabym się zwierzyć, nawet przyjaciół zostawiłam za sobą. Może dlatego tak chętnie zwróciłam się do Aidena, kiedy mi to umożliwił.
Gdy ponownie usłyszałam sygnał mojej komórki, wyjęłam ją z kieszeni szortów i odczytałam kolejną wiadomość od Carrie.
Mogłaś mi chociaż powiedzieć, że wychodzisz. Nie szukałabym cię jak głupia.
Westchnęłam rozdzierająco.
Świetnie, po prostu świetnie.

***

W poniedziałek tata wyszedł do pracy jeszcze wcześniej, niż ja do szkoły. Do nocy miał być w pracy, co sprzyjało mojemu planowi dostania się do szkoły autobusem. Dostałam oczywiście od ojca zapasowe kluczyki, chociaż odbyło się to kompletnie bez żadnej konwersacji – po prostu, kiedy w sobotę weszłam rano do kuchni, kluczyki leżały już na barze.
Tata w ogóle się do mnie nie odzywał, co nie było dla mnie wielką niespodzianką, bo nawet gdy nie był na mnie zły, rozmawialiśmy niewiele. Miałam wrażenie, że chodziło o coś więcej niż tylko mój szlaban – prawdopodobnie coś z tego, co wykrzyczałam mu, zanim uciekłam do sypialni – nie poruszał jednak tego tematu i ja postanowiłam uczynić podobnie. Cały weekend ślęczał nad jakimiś papierami z pracy, więc ja postanowiłam poślęczeć nad komputerem i książkami. Pogadałam z Grace, Tomem i Mattem na Skypie, poszłam też na krótki spacer. Ogólnie rzecz biorąc, z jednej strony chciałam już pójść do szkoły, a z drugiej na myśl o tym robiło mi się trochę niedobrze.
Carrie dopadła mnie natychmiast, gdy tylko przeszłam przez bramki i znalazłam się na szkolnym korytarzu. Nie wyglądała na obrażoną, wręcz przeciwnie – cała była ożywiona, szeroko uśmiechnięta, aż miałam wrażenie, że ciemne włosy niczym sprężynki na jej głowie tańczyły każda z osobna. Mimo chłodnego dnia, miała na sobie zwiewną, cienką sukienkę, przez co w swoich ciemnych dżinsach czułam się przy niej… mało kobieca. Dobrze chociaż, że miała na nogach kozaki, bo przecież mogłaby dostać zapalenia płuc.
– Cześć! – zawołała, chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę schodów, na piętro. – Dobrze się składa, mamy teraz razem angielski. Zdążymy pogadać…
– Jest o czym? – zapytałam ostrożnie, rozglądając się dookoła. Mijaliśmy sporo ludzi, większość z nich pogrążona była w ożywionej rozmowie. – Tak w ogóle to nie jesteś na mnie zła?
– Zła? Dlaczego miałabym być zła? – zdziwiła się, po czym jakby zaskoczyła. – Ach, o to, że wyszłaś wcześniej? Nie no, skąd. Zresztą miałaś nosa, dziewczyno!
– Jak to, miałam nosa? Co się stało? – Dotarłyśmy w końcu pod salę anglistyczną, gdzie Carrie bez namysłu zrzuciła na podłogę trzymane w ręce książki. Ja bym tak z nimi nigdy nie postąpiła, ale ja to byłam ja. – Powinnam o czymś wiedzieć?
– No daj spokój! – prychnęła, spoglądając na mnie z niedowierzaniem. – Naprawdę nic nie słyszałaś?! Przecież wszyscy w mieście o tym mówią! Domówka u Lucasa udała się tak bardzo, że w końcu wjechała na nią policja.
– Policja? Ktoś zawiadomił policję? – zapytałam z niedowierzaniem. Carrie gwałtownie pokiwała głową.
– No! Któryś z sąsiadów musiał do nich zadzwonić, bo było naprawdę głośno. Parę osób skończyło na posterunku, w tym Lucas. Takiej domówki Elizabethtown jeszcze nie widziało! Naprawdę miałaś wyczucie, wynosząc się stamtąd tak wcześnie. Oszczędziłaś tym sobie wielu problemów!
Carrie nie wiedziała, jak wielu problemów sobie przysporzyłam, nie zamierzałam jej w to jednak wtajemniczać. Zamiast tego poczekałam, aż panna Clayton, nasza nauczycielka angielskiego, otworzy drzwi sali, po czym weszłam do środka, wyprzedzając gadającą wciąż Carrie. Ostatecznie jej przerwałam, bo obchodziło mnie co innego, niż ile czasu Lucas z paroma znajomymi spędził w areszcie.
Jak dla mnie, mógł tam siedzieć do dzisiaj.
– A wam się nic nie stało? Tobie i Harper? – zapytałam wobec tego, zajmując miejsce w tej samej ławce, co ostatnio. Carrie usiadła obok mnie, machając lekceważąco ręką.
– Nie, skąd. – Położyła książki na blacie ławki, po czym zerknęła gdzieś za mnie. – Wyszłyśmy chwilę wcześniej.
– A Lucas…
– Sama możesz go zapytać. – Głową wskazała gdzieś za mnie, więc obejrzałam się odruchowo. Z trudem przełknęłam ślinę, bo miałam wrażenie, że serce, które podeszło mi do gardła,            uniemożliwiło mi swobodne oddychanie.
Lucas siadał właśnie w ławce za mną, nie spuszczając ze mnie wzroku. Na widok jego jasnych włosów, bezczelnego uśmiechu i wpatrzonych we mnie niebieskich oczu zrobiło mi się niedobrze.
– Cześć, Maddie…
Odwróciłam się przodem do tablicy, zanim zdążył skończyć zdanie. Nie obchodziło mnie nawet, że powiedział do mnie po imieniu zamiast tego idiotycznego „Austin”. Nie spodziewałam się tak silnej reakcji, bo nie sądziłam, że to miało aż takie znaczenie, a jednak poczułam się źle. Może to wszystko wyolbrzymiałam, trudno powiedzieć. Ważne, że ręce znowu zaczęły mi się trząść, gdy go zobaczyłam, zupełnie jak wtedy, gdy Aiden posadził mnie za kierownicą swojego chevroleta.
– Wszystko w porządku? – zapytała beztrosko Carrie, niby coś tam zauważając, ale chyba jednak nie, skoro użyła takiego tonu. Spokojnie pokiwałam głową.
– Tak, oczywiście – odparłam niemalże swobodnie, z czego byłam bardzo dumna. Skupiłam się na powolnym oderwaniu dłoni od blatu ławki i w końcu mi się udało. – Jest okej. Tylko że lekcja już się zaczęła, pogadamy później.
Panna Clayton zaczęła coś tam mówić, byłam jednak tak oderwana od rzeczywistości, że chociaż niby jej słuchałam i nawet coś notowałam, nie byłam w stanie stwierdzić, co to było. Odruchowo zaczęłam mazać po zeszycie do angielskiego, czując na karku wzrok Lucasa i modląc się, żeby więcej się do mnie nie odezwał. Ostatecznie miałam chodzić do tej szkoły tylko półtora roku, mogłam przez ten czas udawać, że go nie znam, prawda?
Ten plan naprawdę wydawał mi się możliwy do zrealizowana. Dopóki nie poczułam jego dłoni na swoim przedramieniu.
Podskoczyłam na krześle i z cichym sykiem odsunęłam rękę. Nie obejrzałam się nawet za siebie, doskonale wiedząc, że Lucas tylko na to czekał. Carrie przyjrzała mi się z zainteresowaniem, ale też nie powiedziała ani słowa, a po chwili wróciła do słuchania wykładu panny Clayton. Lucas jednak nie zamierzał dać za wygraną.
– Maddie… – Usłyszałam po chwili jego szept. – Maddie, chciałem pogadać… Nie udawaj, że mnie nie słyszysz…
Właśnie to zamierzałam udawać. Wyglądało jednak na to, że miałam z tym moim postanowieniem mieć poważne trudności. Zwłaszcza że Carrie trąciła mnie łokciem i głową wskazała Lucasa. W odpowiedzi wywróciłam oczami.
– Maddie! – Usłyszałam znowu. – Nie ignoruj mnie, nie zasłużyłem sobie!
– A właśnie, że sobie zasłużyłeś, palancie – syknęłam, odwracając się w końcu do niego. Lęk w jednej chwili mi przeszedł, ustępując miejsca złości. Złość ma jednak to do siebie, że bywa ślepa, bo nie zwracałam przez to uwagi, co działo się dookoła mnie.
– Maddison. – Nade mną pojawiła się nagle panna Clayton, z założonymi na piersi rękami, patrząc na mnie surowo. A przynajmniej próbowała patrzeć surowo, bo wesoła, sympatyczna twarz panny Clayton bynajmniej nie sugerowała żadnych negatywnych uczuć. W zasadzie lubiłam pannę Clayton. Była młoda, bo ledwie po trzydziestce, miała blond włosy jak ja, tylko mocno poskręcane, które próbowała poskromić, robiąc na głowie ciasny koński ogon, ciepłe, ciemnoszare oczy i ładny uśmiech. Gdyby tylko nie miała do mnie pretensji o rozmawianie na jej lekcjach, byłaby całkiem w porządku. – Zupełnie nie zwracasz uwagi na lekcję.
– Przepraszam, panno Clayton. – Usiadłam prosto, odwracając się od Lucasa, ale w następnej chwili usłyszałam ponownie jego lekko zachrypnięty głos:
– To moja wina, panno Clayton. Zaczepiałem Maddie, chociaż ona tego nie chciała. Bardzo przepraszam.
Poczułam jeszcze większą irytację, bo niby dlaczego on mnie bronił? Nie potrzebowałam nikogo, żeby mnie bronił! Nie potrzebowałam i nie chciałam jego cholernej pomocy!
– Po prostu uważajcie na lekcji, proszę – syknęła panna Clayton, rzucając mi ostatnie spojrzenie. – Nie chcę znowu zadawać ci dodatkowej pracy domowej, Maddie.
Przynajmniej sama doszła do tego, jak miała mnie nazywać. Może panna Clayton rzeczywiście nie była taka zła.
Ledwie odeszła i odwróciła się do nas tyłem, żeby zapisać coś na tablicy, Lucas zaczepił mnie ponownie. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, bo naiwnie wierzyłam, że po reprymendzie z jej strony poczeka choćby do końca lekcji, Lucas jednak najwyraźniej był nie do zdarcia. Chwycił mnie za koniec mojego końskiego ogona i pociągnął, zupełnie jakby miał dziesięć lat. Czy my przenieśliśmy się właśnie do powieści Lucy Maud Montgomery?
– Maddie, nie bądź na mnie obrażona – szepnął, a kątem oka widziałam, że praktycznie położył się na ławce, żeby znaleźć się bliżej mnie. – Nie chciałem zrobić nic złego. Nie sądziłem, że naprawdę próbujesz zaprotestować…
– Nie sądziłeś? Nie sądziłeś?! – Nie wytrzymałam, chociaż bardzo próbowałam. Odwróciłam się do niego z oburzeniem, które musiał zobaczyć na mojej twarzy. – Czy ty w ogóle czasami myślisz, ty seksistowski dupku?!
– Maddie, ja nie…
Pchnęłam go mocno, nie mogąc dłużej patrzeć na tę jego przystojną twarz z tak niewielkiej odległości. Nie sądziłam, że da to aż taki efekt, ale najwyraźniej się tego nie spodziewał, dlatego z hukiem zleciał z krzesła na podłogę.
Zamarłam, dopiero w tamtej chwili rozumiejąc, w jakich kłopotach się znalazłam. Przez moment w klasie panowała cisza, a wszyscy hipnotycznie, bez słowa, wpatrzeni byli w naszą dwójkę. Ruszał się, dosyć niemrawo zresztą, jedynie Lucas. Usiłował wstać z podłogi, jednak zanim usiadł z powrotem w ławce, sprawność ruchową odzyskała wreszcie panna Clayton.
Niedobrze.
– Na litość boską, co wy dwoje wyrabiacie?! – Jej szare oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu i miałam wrażenie, jakby całkiem brakło jej słów. – Nie obchodzi mnie, jakie macie sprawy do załatwienia między sobą, ale nie robi się tego na lekcjach. Obydwoje, do dyrektora, w tej chwili.
Podeszła do biurka i napisała coś na karteczce, którą mi następnie wręczyła. Wolałam nie patrzeć, czy było tam napisane „Maddison Monroe dokonała czynnej napaści na Lucasa Thorne’a na lekcji angielskiego”. Zebrałam swoje rzeczy, Lucas uczynił podobnie. Cała klasa nadal milczała, wpatrując się w nas z fascynacją. Co, czyżby nigdy wcześniej nikt nikogo nie uderzył na lekcji? Byliśmy aż taką nowością?
Przepraszam. Ja byłam.
Wyszłam z sali bez słowa, nie oglądając się na nikogo, włącznie z Lucasem. Słyszałam jednak za sobą jego kroki, przez co odruchowo się spięłam, bo miałam wrażenie, że zaraz znowu zacznie mnie zaczepiać. Na szczęście droga do gabinetu dyrektora nie była długa – musieliśmy tylko zejść po schodach i przejść jednym z korytarzy – bo inaczej pewnie mogłabym go pobić po raz drugi.
– Maddie, proszę – powiedział, doganiając mnie. Kiedy zerknęłam na niego kątem oka, stwierdziłam, że miał minę zbitego psa. Cholera jasna. – Ja naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy. Poniosło mnie trochę, to fakt. Ale nie zamierzałem…
– Nie dotykaj mnie! – przerwałam mu, wyszarpując ramię, które próbował zamknąć w uścisku. Chyba chciał, żebym się zatrzymała, czego obiecałam sobie nie zrobić. Zawahał się, po czym cofnął rękę i już więcej nie próbował zmniejszyć dystansu między nami. – Po prostu zostaw mnie w spokoju, Lucas. Nic już nie mów. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
W chwili, gdy skończyłam to mówić, dotarliśmy wreszcie do drzwi prowadzących do sekretariatu, więc pchnęłam je bez namysłu, nie dając mu czasu, żeby jakoś odpowiedzieć. Na nasz widok pani Cole, sekretarce, zrzedła trochę mina.
– O, Lucas, ty znowu tutaj? – Podniosła brew, widząc mojego towarzysza. – Który to już raz w tym roku?
– Kto by to liczył? – odparł z nonszalancją, w jednej chwili uruchamiając znowu ten swój bezczelny wdzięk, na który najwyraźniej nabierały się wszystkie kobiety. Pani Cole pokręciła z dezaprobatą głową, ale równocześnie się uśmiechnęła, po czym przyjęła ode mnie karteczkę.
– Dyrektor jest teraz zajęty, musicie poczekać – oświadczyła, wstając z krzesła. – Usiądźcie, przekażę mu, co i jak.
Posłusznie usiadłam na jednym ze stojących pod ścianą krzeseł, Lucas zaś zajął miejsce obok mnie. Wyglądało na to, że zapowiadało się na dłuższe czekanie w jego towarzystwie. Na szczęście pani Cole tylko chwilę spędziła w gabinecie dyrektora, zaraz potem wróciła, więc nie miałam być z nim sam na sam.
Niestety, nie przynosiła dobrych wieści.
– Pan Whiterby zdecydował, że mam wezwać waszych rodziców. – Rzuciła nam współczujące spojrzenie. – Bójka na lekcji to nie jest coś, obok czego przeszedłby obojętnie. Bardzo mi przykro, Maddie, Lucas.
Cholera jasna.
Jeszcze tylko tego mi brakowało.
Lucas nie wyglądał na przejętego tym faktem, ja natomiast miałam ochotę wyć do księżyca. I kląć na głos. Jakby nie dość było mojej ostatniej kłótni z ojcem, szlabanu i jego przekonania, że we wszystkim go okłamywałam! Teraz jeszcze mieli wezwać go do szkoły, bo jego nieposłuszna córka wdała się w bójkę…!
Świetnie. Po prostu świetnie.
Nie dane mi było przez telefon porozmawiać z ojcem, i nie byłam pewna, czy to dobrze, czy nie. Słyszałam tylko tę część rozmowy, którą odbyła pani Cole, a i to nie było zbyt kolorowe. Gdy uświadomiłam sobie, że aby przyjechać do szkoły, tata musiał zwolnić się z pracy w jego pierwszy dzień, zrobiło mi się niedobrze. Nie sądziłam, że po tym weekendzie mogło być jeszcze gorzej, a tu proszę.
– Nie przejmuj się tak, Austin – odezwał się w pewnej chwili Lucas, znowu powracając do tego jego bezczelnego tonu, który tak mnie irytował. – Wszystkim za dużo się przejmujesz. Pokrzyczą na nas trochę i będzie spokój, czym tu się stresować?
– Och, nie mam wątpliwości, że ty się nie stresujesz – warknęłam. – W końcu nie obchodzi cię nic poza tobą samym. A to wszystko przez ciebie! Gdybyś mnie nie zaczepiał, nigdy bym tu nie wylądowała!
– A gdybyś ty mnie nie uderzyła, mnie też by tu nie było – odciął się natychmiast. Ze złości aż zazgrzytałam zębami.
– Jesteś idiotą – oświadczyłam z przekonaniem. – I jestem niemalże pewna, że zrobiłeś to specjalnie. Nie popchnęłam cię aż tak mocno, żebyś zleciał z krzesła.
– No wiesz co! Sugerujesz, że ukartowałem to wszystko, żebyś trafiła do dyrektora? – Prawie uwierzyłam w jego oburzenie. Ale tylko prawie.
– Sugeruję, że jesteś dupkiem i nie chcę mieć z tobą nic do czynienia – syknęłam, bo pani Cole właśnie kończyła rozmowę i za chwilę mogła się nami zacząć interesować. Lucas jednak najwyraźniej nie zamierzał się tym przejmować, bo odparł:
– Maddie, proszę. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić, ile razy mam ci to powtarzać? Trochę mnie poniosło, przyznaję, i obiecuję, że więcej tego nie zrobię. Tylko nie bądź na mnie zła. Naprawdę nie mam złych zamiarów!
– Zamknij się już. – Odwróciłam głowę i wyprostowałam się na krześle, uparcie wpatrując się w wiszący na ścianie zegar. Nie zamierzałam w ogóle więcej na niego patrzeć. – Nie chcę cię więcej słyszeć, jasne? Po prostu zostaw mnie w spokoju.
– Jak chcesz. – Wreszcie przestał być taki uprzejmy i to ostatnie zdanie już bardziej wywarczał niż powiedział. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, na szczęście jednak po tych słowach wreszcie się zamknął. Zapadła między nami nieco nerwowa, nieżyczliwa cisza, i żadne z nas nie miało zamiaru jej więcej przerywać.
Chyba nawet pani Cole odetchnęła z ulgą; ja w każdym razie na pewno.
Czekaliśmy tak do końca lekcji, czyli ponad pół godziny. Wkrótce potem najpierw do gabinetu dyrektora wpadła panna Clayton, a później pan Whiterby poprosił nas wszystkich do siebie.
A wkrótce potem przyjechali nasi rodzice i rozpętało się istne piekło na ziemi.

12 komentarzy:

  1. Ugh. Bójka,naprawdę Maddie? Serio? Trochę za mocno reagujesz.
    A Lucas...próbował przeprosić,jasne,że wtedy n imprezie "uraził twoją godność",ale bez przesady. Przeprosił i wyraził skruchę.
    A ojciec Maddie...nie będę się nawet wypowiadała na jego temat ! Szlaban za takie coś?
    Tylko spokojnie....
    Rozdział genialny, trochę mał Aidena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, zaraz bójka. Po prostu go popchnęła;) tu nawet nie chodzi o urażoną godność, Maddie w pewnym sensie nie ma już do niego zaufania i nie chce się do niego zbliżać. Nie da się tego naprawić ot tak, bo "przepraszam" i już;)

      Ojciec Maddie... Cóż, oboje zareagowali trochę zbyt emocjonalnie i zbyt nerwowo, ale będę go bronić jednak stwierdzeniem, że on po prostu nie bardzo wie, jak się z córką obchodzić. To jednak nie będzie koniec konfliktów między nimi, na pewno.

      Dziękuję:) a Aiden pojawi się w następnym i będzie go całkiem sporo;)

      Usuń
  2. Ałć! Biedna Maddie, naprawdę jej współczuję. I nadopiekuńczego taty, który bardzo wyraźnie nie wie, jak się z Maddie dogadać, i tej "bójki", przez którą wylądowała w gabinecie. Lucas doskonale sobie zasłużył na takie traktowanie, ale to bardzo niesprawiedliwe, że Maddie też musi się teraz oberwać, tylko za to, że do "bójki" potrzeba dwójki (hihi, zrymowało mi się), mimo że racja jest, według mnie, po jej stronie.
    A tak swoją drogą, to im częściej padają wzmianki o mamie Maddie, tym bardziej chcę wiedzieć, co się takiego wydarzyło (poza wypadkiem, znaczy się). Po trochu ze zwykłej ciekawości pt. "co się stało", a po trochu, gdyż nie do końca umiem sobie wyobrazić, co dokładnie Maddie ma na myśli, mówiąc, że jej mama może nie zawsze była najlepszą mamą, ale umiała wysłuchać i doradzić. Domyślam się jakichś głębszych problemów, głównie ze sprzeczek Maddie z ojcem, ale, no cholera, ja bym wolała wiedzieć, a nie się domyślać! :P
    Pozdrawiam cieplutko,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, przynajmniej Ty rozumiesz tatę Maddie, któremu też w tej nowej sytuacji jest się trochę trudno odnaleźć;) no, w sumie to ona go popchnęła, więc musiała też ponieść konsekwencje. Nawet jeśli miała rację, może coś by tym ugrała u dyrektora, ale po prostu nie chciała podawać powodów takiego zachowania.

      Oj no, znasz mnie, wiesz, że ja lubię niedopowiedzenia;) to trochę tak jak kiedyś z Saszą i Alessandro - on był do niej uprzedzony, bo myślał coś tam, bo była podobna do matki... Tutaj będzie podobnie;) tylko że to "coś tam" myśli sobie ojciec Maddie. Głębsze problemy rzeczywiście były i ich podstawą był głównie charakter mamy Maddie, ale spokojnie, dojdziemy do momentu, w którym to wszystko wyjaśni się wprost, nawet jeśli prędko to nie będzie xd
      Całuję!

      Usuń
  3. Wowwowowow!;) Maddie trafia do dyrektora za bojke z Lucasem? Co sie z nią w ogóle dzieje?;D Rozumiem że Maddie jest na niego strasznie wkurzona, ale czy nie lepiej porozmawiac i sobie to wszystko wyjaśnić? Ja chyba bym tak zrobiła... Lucas i mina zbitego psa. Nie wyobrazam sobie tego. Myslalam ze przyjdzie do szkoly i będzie taki sam jak na imprezie, ale jemu też jest chyba przykro za ten pocałunek. Takie odnoszę wrażenie.

    Jezus Maria!... Czy ja to źle przeczytałam czy Maddie naprawdę nie jest jego biologiczną corka? To by wiele rzeczy wyjaśnialo. Jestem zdziwiona ze aż tak bardzo na nią naskoczył, a przeciez tak naprawdę nic szczególnego nie zrobiła.

    Mało Aidena, ale może to i dobrze, bo już zaczyna mnie irytowac. Nie mam pojęcia czym, ale tak po prostu jest.

    Ogółem, rozdział bardzo, bardzo dobry. Wszystko było fajne, ale bójka Maddie i Lucasa chyba najlepsza<3

    Czekam na ciąg dalszy;)

    Całuje;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie by tak zrobiła, gdyby nie fakt, że to wszystko działo się na lekcji. A może i nie, może też rzuciłaby tylko "Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego" i wkurzała się na niego, że nie chce jej dać spokoju, trudno ocenić;) ma, ale czy jest to szczere, to inna sprawa. Lucas ma nadzieję, że to jeszcze da się jakoś odkręcić, ale jeśli w którymś momencie ją straci, na pewno nie będzie już taki sympatyczny...

      Nie nie, Maddie jest jego biologiczną córką, odnosiła się tylko do tego, że jest bardziej podobna do swojej matki i przez pryzmat tego ojciec ją ocenia;) ma to związek z charakterem mamy Maddie, o czym będzie więcej później. Również w związku z tą wiedzą można by ojca Maddie trochę usprawiedliwić, ale póki co cichosza, bo nic nie wiecie xd

      O, irytować? xd to w następnym rozdziale pewnie zirytujesz się jeszcze bardziej ;>

      Cieszę się, że się podobał:) całuję! ;**

      Usuń
  4. Nie wiem, co tam sobie Aiden pomyślał, jak Maddie powiedziała mu o dezaprobacie jej ojca co do jego chevroleta, ale nie to jest teraz ważne!
    spodziewalabym się wszystkiego, ale nie tego, że go popchnie na lekcji. Chociaż tak samo uważam, że chyba raczej nie użyła aż takiej siły, żeby spadł z krzesła. W końcu siedzieli nawet blisko, ona nie miala jakiegoś rozmachu, no i przecież co jak co, ale Lucas chyba nie jest jakimś chucherkiem. Chyba że był zaskoczony, ale coś mi tu nie gra.
    O co chodzi z mamą? Każdy ma wady, ale wydaje mi się, że tu nie chodzi tylko o zwykłe problemy z rodzicami, jakie miewają nastolatki. Raczej coś w stylu, że jej mama była takim lekkoduchem, albo no nie wiem... Takie jakieś skojarzenia.
    Co do dyrektora... WOW! Ojciec raczej nie będzie zadowolony, ale rodzice Lucasa... Pewnie powiedzą coś typu: Jest młody, musi się wyszaleć. Przez tę domówkę tak mi się wydaje, bo zazwyczaj rodzice nie zostawiają domu zgrai nastolatków myśląc, niech dzieje się co chce. No chyba że powiedziało się im, że będzie tylko kilku najbliższych kolegów, albo nic sie im nie powiedziało... Chyba że Lucas tak właśnie zrobił...
    nie spodobało mi się zachowanie Carrie. Rozumiem, że jakoś się nie gniewała na Maddie, ale koleżanki chyba powinny jakoś się zmartwić, jak dotarła do domu, czy coś... Ale może to dlatego, że po prostu niezbyt ją lubię.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne nic, ucieszył się tylko, że to o to chodziło, bo spodziewał się czegoś gorszego xd

      No właśnie. Tego się pewnie nie dowiemy, czy Lucas zleciał z tego krzesła specjalnie, ale z jednej strony, ona rzeczywiście go zaskoczyła i teoretycznie mógł tak zareagować, a z drugiej jednak zyskał na tym, że razem wyszli z klasy, a raczej mógłby zyskać, gdyby nie ośli upór Mads. Także ciężko powiedzieć;)

      No coś w tym stylu, skojarzenia masz nawet dobre, chociaż problem z mamą Maddie był nieco głębszy. Ale o tym więcej później, lubię zostawiać takie niedopowiedzenia czasami xd

      Spoiler alert: tata zachowa się na poziomie;) coś w stylu, że wewnętrznie między sobą można się kłócić, ale zewnętrznie trzeba stanowić jednolity front. Natomiast mama Lucasa... oj, to już inna para kaloszy xd prawdopodobnie właśnie tak było, że rodzice sądzili, że to będzie niewielka posiadówka dla paru kolegów, ale przynajmniej jego matka jest ślepa i głucha, jeśli chodzi o przewiny syna.

      Carrie i zmartwić? Podczas gdy miała już inne, nowsze plotki na głowie? Chyba śnisz xd

      Całuję!

      Usuń
  5. eeej, nie kończy się w takich momentach ;<
    Lucas to bardzo cwana bestia, może faktycznie zrobił to specjalnie? Skoro Mads nie jest w niego wpatrzona tak jak większość dziewczyn, to może chce jej pokazać na co go stać? W sumie to nawet do niego pasuje. Idiota.
    Maddie ma teraz jeszcze gorzej niż po tej szalonej imprezie. Jednak uważam, że jej tata, pomimo wszystko, powinien jej bardziej zaufać. Jest jego jedyną córką, najbliższą osobą, więc nadszedł czas, by być też jej przyjacielem a nie odiwecznym wrogiem. Mógłby przecież z nią porozmawiać i powiedzieć o swoich obawach. Niby łatwe, a z taką trudnością zawsze to przychodzi. Teraz sytuacja Mads - ojciec pewnie jeszcze się pogorszy. I nie dziwi mnie nawet wybuch Mads, bo jaka normalna nastlatka zachowałaby spokój w takiej sytuacji? Pan Monroe powinien chyba zatrzymać się na moment i zastanowić nad swoim zachowaniem.
    I oczywiście czekam na Aidena! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, oczywiście, że się kończy. W zasadzie powinno się kończyć tylko w takich xd

      No właśnie, to by pewnie do niego pasowało. Ale, z drugiej strony, teoretycznie miał dobre intencje, w końcu chciał ją tylko przeprosić;)

      Powinien, pewnie. Jak już jednak gdzieś pisałam, tata Mads nie bardzo wie, jak się z nią obchodzić, bo wcześniej zbyt często tego nie robił, poza tym, choćby nie chciał, przez podobieństwo widzi w Mads coś z jej matki i to go niepokoi. I rzeczywiście, sytuacja nie ulegnie w najbliższych rozdziałach poprawie, wręcz przeciwnie, ale nie mogę też powiedzieć, że nie z winy Maddie;)

      Będzie, będzie w kolejnym:) całuję!

      Usuń
  6. Biedny Aiden! Przez chwile bał się, że Maddie poznała już prawdę. Jakże mi go szkoda, uściskałabym go i wycałowała, gdyby tylko było to możliwe i gdyby Maddie nie była zazdrosna. No, może jeszcze by nie była (kto wie?), ale pewnie za niedługo coś do niego poczuje i wtedy by była. Ojca to ma udanego, na siłę wmawia sobie, że ma krnąbrne dziecko. Wydaje mi się, że z nim nie da się dyskutować. Zirytował mnie. Za to sprawa z Lucasem stawia Maddie w gorszym świetle. Tego dupka pewnie też bym potraktowała długo terminowym fochem, ale z pewnością nie popchnęłabym go aż tak ostro. A może on faktycznie zrobił to specjalnie? Tyle że... jakoś mi się to nie widzi. Za to, wyobrażam już sobie, że starcie z ojcem Maddie będzie porównywalne do wybuchu bomby atomowej.
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, myślę, że póki co jeszcze by nie była... Chociaż kto ją tam wie, w końcu nie bez powodu od początku tyle myśli o Aidenie ;> ale możesz próbować;) ojciec Maddie ma trudny charakter, to fakt, ale on też chce jej dobra, tylko nie bardzo wie, jak z nią postępować. Maddie nie zrobiła tego celowo, to raczej był impuls, że tak wyszło. Ale to kolejne starcie już nie będzie takie złe, spokojnie;)

      Całuję! ;*

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.