Gdy w piątek wychodziłam z lekcji rysunku,
miałam mieszane uczucia. Same zajęcia bardzo mi się podobały, co zaskoczyło
nawet mnie samą. Panna Clayton może nie miała mojego talentu, miała za to
całkiem sporą wiedzę na temat teorii rysunku i wyobraźnię, której momentami jej
zazdrościłam. Prowadziła lekcję z entuzjazmem i radością, które momentami
kazały mi przypuszczać, że dobrze dogadałaby się z Carrie. Skąd ta kobieta
czerpała tyle entuzjazmu, skoro w dodatku od jakichś dziesięciu lat pracowała w
szkolnictwie?!
Z drugiej strony, był też pewien minus tych
zajęć.
W końcu uczęszczała na nie Brianna Hamilton.
Z ulgą w jednej z ławek dostrzegłam Wyatta, więc
dosiadłam się do niego bez namysłu, dopiero po kilku minutach pytając, czy
przypadkiem nie miał jakiegoś partnera na tych zajęciach; kiedy jednak ten
zawsze uprzejmy chłopak stwierdził, że chętnie przyjmie mnie pod swoje
skrzydła, odczułam dużą ulgę, bo cały czas czułam na sobie wściekły wzrok
Brianny, która przyglądała mi się z ostatniej ławki uparcie niczym pitbull. Nie
wiedziałam, o co jej chodziło i chyba nie chciałam wiedzieć. Ostatecznie
poprzedniego wieczoru skończyłam z Aidenem, a najwyraźniej był to jedyny temat,
który mógł nas połączyć.
Po skończonych zajęciach Wyatt pożegnał się ze
mną pospiesznie, bo najwyraźniej gdzieś się spieszył, obiecując jednak, że
zadzwoni do mnie w sprawie korków z trygonometrii w sobotę, a ja zaczęłam
zbierać swoje rzeczy na tyle szybko, żeby nie zostać dopadniętą przez pannę
Clayton. Dostaliśmy nawet na tych zajęciach pracę domową i już zastanawiałam
się, co zamierzałam w jej ramach namalować, nie oznaczało to jednak, że od razu
planowałam przyznać jej rację co do tych zajęć. Na to było stanowczo za
wcześnie.
Z lekką paniką stwierdziłam, że panna Clayton
idzie w moim kierunku i już wiedziałam, że nie zdążę zebrać wszystkich rzeczy
na czas; na szczęście w następnej chwili ktoś mnie przed nią uratował,
podchodząc do mnie. A tym kimś była… Brianna.
No dobrze, może nieco przesadziłam z tym „na
szczęście”.
– Co ty właściwie wyprawiasz, co? – Takimi
słowami mnie powitała, w dodatku wypowiedzianymi przyciszonym tonem głosu.
Włożyłam ostatnią teczkę do torby, uśmiechem pożegnałam pannę Clayton, która
zatrzymała się w pół kroku, widząc, że pierwsza dopadła mnie Brianna, po czym
skierowałam się w stronę wyjścia z klasy.
– Ciebie też miło widzieć, Bree – odparłam,
wkładając w mój głos możliwie dużo jadu. – I nie, nie wiem, o co ci chodzi.
– Myślałam, że ostatnio wyraziłam się jasno –
syknęła, idąc za mną. – Mówiłam ci, żebyś nie ośmieliła się skrzywdzić Aidena.
Wywróciłam oczami, wychodząc na korytarz. O tej
godzinie było już na nim dużo mniej osób, bo zajęcia kończyły się późno, więc
nie przejmowałam się, że ktoś miałby nas zobaczyć albo usłyszeć. Co nie
zmieniało faktu, że ta rozmowa, choć ledwo się zaczęła, już zmierzała w
kierunku oznaczonym strzałką z napisem „Do krainy bezsensu”.
– A ja nadal myślę, że to nie twoja sprawa –
mruknęłam, nie zamierzając się przed nią tłumaczyć. – Aiden ma osiemnaście lat
i sam może się bronić.
– Jestem jego przyjaciółką, więc owszem, zamierzam
mu pomóc, kiedy on nie jest w stanie sam się obronić… A przed tobą najwyraźniej
nie jest – warknęła w odpowiedzi, idąc za mną w stronę wyjścia ze szkoły.
Zastanowiło mnie przelotnie, czy zamierzała również wsiąść ze mną do autobusu i
wejść do domu, było to jednak zbyt irytujące, żebym mogła długo to rozważać bez
ataku apopleksji. – Więc co, dowidziałaś się, kim jest, i go olałaś, tak?!
Przyznam, nie zdziwiło mnie to, bo po kimś takim jak ty właśnie tego się
spodziewałam, ale Aiden zawsze był naiwniakiem! A przez ciebie teraz…
– Przeze mnie co?! – Przerwałam jej, odwracając
się do niej gwałtownie, już za drzwiami szkoły, na chodniku prowadzącym do
ulicy. Brianna w swoich wielkich okularach i z szopą rudych włosów, z twarzą
wykrzywioną złością, wyglądała w tamtej chwili jak rasowa czarownica. Uznałam
jednak, że takie bezsensowne wyzywanie jej nie miało załatwić sprawy,
postanowiłam więc powiedzieć choć część prawdy. – Słuchaj, nie wiem, co
powiedział ci Aiden, i nie obchodzi mnie to. Najwyraźniej jednak minął się
trochę z prawdą, bo nie, nie olałam go. To on to zrobił, wiesz? Więc daj mi
święty spokój i idź do cholery!
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, nie łudząc
się jednak, żebym miała ją z głowy. O dziwo, Brianna potrzebowała dłuższej
chwili, żeby mnie dogonić. Kiedy obejrzałam się przez ramię, stwierdziłam, że
dalej stała w miejscu, w którym ją zostawiłam, najwyraźniej zdumiona. Co, nie
spodziewała się takich słów?
Prychnęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową, a
kiedy z powrotem utkwiłam wzrok w moim celu, przystanku autobusowym przy ulicy,
wreszcie mnie dogoniła.
– Nie rozumiem – poskarżyła się, a ja z
satysfakcją zauważyłam, że trochę spuściła z tonu. – Naprawdę to zrobił?
– Tak, Bree, naprawdę to zrobił – potwierdziłam
z irytacją. – Powiedziałam mu, że wiem, co zrobił jego brat, a on odparł, że w
takim razie nie ma sensu, żeby dłużej utrzymywał ze mną jakikolwiek kontakt.
Dziwne, nie? – Zatrzymałam się znowu, żeby popatrzeć jej w oczy. – Bałaś się,
że go skrzywdzę? Powinnaś się cieszyć, bo najwyraźniej jest na to bardziej
odporny, niż myślałaś. Za to jemu udało się skrzywdzić mnie, bo naprawdę nie
sądziłam, że byłam mu potrzebna tylko do momentu, gdy nie dowiedziałam się o
nim prawdy.
Ruszyłam w dalszą drogę, zastanawiając się, czy
jednak trochę nie przesadzałam. Ostatecznie nie zdążyliśmy się jakoś bardzo
zaprzyjaźnić, wszystko rozegrało się zbyt szybko. A jednak mówiłam prawdę, bo z
jakiegoś powodu naprawdę zabolało mnie to, co zrobił Aiden. Nie chodziło nawet
o moje przywiązanie do niego czy coś w tym stylu, a po prostu sposób, w jaki
się mną posłużył.
Nigdy wcześniej nikt nie potraktował mnie tak
przedmiotowo. Nawet te popularne osoby w szkole, na które tak narzekał Aiden –
Carrie, Harper, a nawet Lucas – były wobec mnie bardziej w porządku.
– Nie rozumiem, to do niego zupełnie niepodobne
– powiedziała już całkiem spokojnie Brianna, idąc za mną. – Powiedział,
dlaczego?
– O rany, a może zapytaj o to jego? – poradziłam
z irytacją. – Ja dowiedziałam się tylko tyle, że niepotrzebny mu ktoś, kto
będzie go oceniał, a najwyraźniej Aidenowi wystarczy sam fakt, że wiem, kim
jest, to automatycznie oznacza, że owszem, będę.
– To niemożliwe – odparła Brianna z
przekonaniem. – Aiden nigdy tak się nie zachowuje, na pewno źle coś
zrozumiałaś…
– Może i jestem blondynką, ale nie jestem
idiotką, okej? – przerwałam jej, stając wreszcie pod przystankiem autobusowym.
– Potrafię zrozumieć, kiedy ktoś mówi, że się mnie nie chce. Także… wsadź sobie
swoje groźby, gdzie chcesz, ale nie machaj mi nimi przed nosem, bo nie robią na
mnie wrażenia.
Brianna nie odpowiedziała, ale też nie poszła
sobie, tylko nadal stała obok mnie, gdy wyciągałam głowę, żeby zobaczyć, czy
autobus przypadkiem już nie jechał. Jak nigdy modliłam się, by przyjechał jak
najszybciej, a jego jak na złość nie było. Brianna nieco nerwowym ruchem
poprawiła okulary, po czym założyła rude pasmo włosów za ucho.
Kurczę, wyglądało na to, że było jej głupio.
Czyżby wreszcie zrozumiała, jak niesłuszne było, że na mnie tak naskoczyła? No
miałam szczerą nadzieję, bo powoli zaczynałam mieć dość tych jej idiotycznych
pojazdów.
– Słuchaj, pogadam z nim, dobrze? –
odpowiedziała w końcu, po dłuższej chwili milczenia. Wzruszyłam ramionami. –
Zapytam go o to. Musieliście się jakoś nie zrozumieć, bo Aiden naprawdę nie
zrobiłoby czegoś takiego…
– Przykro mi, że mam dla ciebie złe wiadomości,
ale owszem, właśnie to zrobił – przerwałam jej znowu, z ulgą zauważając
zbliżający się właśnie autobus. – I dzięki, ale nie potrzebuję, żebyś się za
mną wstawiała. Przeżyję. Cześć!
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie
pozwoliłam jej na to, wskakując po stopniach autobusu, który właśnie zatrzymał
się pod przystankiem. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie usiadłam na jednym z
wolnych miejsc w środku, zostawiając ją za sobą. Cała ta rozmowa była głupia i niepotrzebna,
a Brianna niepotrzebnie zachowywała się jak broniący swojego terytorium dziki
zwierz. W końcu już jakiś czas temu mnie z niego wykopano.
Wszystko jednak wskazywało na to, że ten dzień
nie miał być dla mnie szczęśliwy. Kiedy bowiem wreszcie dotarłam do domu,
stwierdziłam, że garaż był otwarty, a w nim stał SUV ojca. Przeklęłam szpetnie.
Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Jakbym nie dość wymówek ostatnio usłyszała
i nie dość problemów jeszcze miała.
Powlekłam się do środka, uznając, że lepiej,
żebym tę awanturę odbębniła od razu i miała ją z głowy, bo nie wątpiłam, że
awantura będzie. Tata czekał na mnie w kuchni, przy okazji robiąc obiad.
Wiedziałam jednak, że jego głównym zajęciem było czekanie, bo niczym Cerber
podniósł głowę natychmiast, gdy tylko usłyszał trzask drzwi wejściowych.
– Dlaczego nie pojechałaś do szkoły samochodem?
– To właśnie pytanie usłyszałam zamiast „dzień dobry”. – I dlaczego wracasz tak
późno? Zapomniałaś, że masz szlaban?
Z westchnieniem rzuciłam torbę i resztę moich rzeczy
na bufet, ukrywając irytację. Mógłby przynajmniej pozwolić mi najpierw umyć
ręce.
– A ty zapomniałeś, tato, że dostałam też
szlaban w szkole? – odpowiedziałam z niezadowoleniem. – Muszę zostawać po
lekcjach, pamiętasz?
– Pamiętam też, że to powinna być tylko godzina
po lekcjach – odparł spokojnie. – Jesteś za późno. W dodatku przyjechałaś
autobusem.
– Auto rano nie chciało odpalić – skłamałam.
Chyba musiałam wreszcie się przemóc i bez niczyjej pomocy dojechać nissanem do
szkoły i z niej wrócić, bo inaczej prędzej czy później groziła mi
dekonspiracja. – I nie jestem za późno. Panna Clayton zamieniła mi szlaban na
dodatkowe zajęcia.
– Dodatkowe zajęcia? – Tata zmarszczył brwi. – Z
czego?
Zawahałam się jeszcze, po czym ostatecznie
wydusiłam z siebie:
– Z rysunku.
Przez moment w kuchni panowała cisza, którą
przerywało jedynie bulgotanie w garnkach, w których ojciec gotował coś na
obiad. W końcu odpowiedział z pewnością siebie, która natychmiast mnie
wkurzyła:
– Ty przecież nie umiesz rysować.
– A wiesz to, bo…? – zawiesiłam głos. Kiedy nie
odpowiedział, dodałam: – Właśnie że umiem. Nie mówiłam ci, bo to tylko hobby.
Nie wydawałeś się nigdy zainteresowany moimi hobby.
– Naprawdę? Tak właśnie uważasz? – prychnął,
porzucając pracę przy garnkach. – A dlaczego panna Clayton nie skonsultowała
się najpierw ze mną, zanim zaproponowała ci miejsce na tak niedorzecznych
zajęciach, co? Po co masz tracić czas na coś, co nigdy ci się nie przyda? W
wolnym czasie możesz robić, co chcesz, Mads, ale jeśli znajdujesz czas na dodatkowe
zajęcia w szkole, to zdecydowanie wolałbym, żeby to były na przykład zajęcia z
biznesu.
– A ja nie – zaprotestowałam, wreszcie odważając
się na odrobinę szczerości. – Lubię rysować i nie wiem, dlaczego nie miałabym
się tego uczyć. Jak sam stwierdziłeś, to mój wolny czas, więc dlaczego nie
miałabym w tym moim wolnym czasie chodzić na lekcje rysunku?!
Jeszcze parę dni wcześniej sama nie chciałam na
nie chodzić, ale tu przecież nie o to chodziło. Chodziło o zasadę. Jakim prawem
tata mógł zabraniać mi rozwijania mojego hobby, zwłaszcza jeśli odbywało się to
bez jego pieniędzy i nie kosztem nauki?! O co właściwie mu chodziło?!
– Bo to do niczego nie prowadzi – odpowiedział z
irytacją. – Do czego przydadzą ci się lekcje rysunku na psychologii, co?
– A do czego przyda mi się na psychologii
historia? Albo matematyka?! – prychnęłam, idąc za nim, bo już szedł w stronę
salonu, nie wiadomo po co. – Rysowanie rozwija wyobraźnię, tato. Uczy
kreatywnego myślenia. Naprawdę myślisz, że to nie przyda mi się na psychologii?!
– Poproszę o numer do tej twojej nauczycielki.
Zaraz to z nią załatwię – oświadczył, sięgając po leżącą na stoliku do kawy
komórkę. Poczułam wypieki, które w jednej chwili wypłynęły mi na policzki.
– Nie zrobisz tego!
– Nie podnoś na mnie głosu, Maddie! – Świetnie,
więc on to zrobił. – I nie mów mi, co mam robić, bo to ja jestem twoim ojcem!
Daj mi jej numer, bo obiecuję, że inaczej nie wyjdziesz z domu do samych
egzaminów końcowych!
– Nie mam do niej numeru – odparłam już
spokojniej, za to ze złością, której nie potrafiłam ukryć. – Chcesz, to zadzwoń
sobie do szkoły i o niego poproś. Albo lepiej, od razu na nią naskarż. To na
pewno świetnie wpłynie na moje notowania w szkole.
Odwróciłam się, chcąc odejść do swojego pokoju,
a tata na szczęście mnie nie zatrzymywał. Czasami miałam takie wrażenie,
jakbyśmy żyli na dwóch różnych planetach i mówili zupełnie różnymi językami.
Niby mówiliśmy do siebie, a jednak
każde jakby obok drugiego, jakbyśmy
nie byli w stanie się nawzajem zrozumieć. Z każdą kolejną kłótnią to było coraz
bardziej frustrujące i coraz bardziej mnie dobijało.
Już w swoim pokoju rzuciłam się na łóżko i
chwyciłam notatnik, mając nadzieję, że pozbędę się irytacji, szkicując coś bez
sensu. Otworzyłam go na pierwszej lepszej stronie i zamarłam, widząc rysunek,
jaki bez wątpienia wykonała moja ręka. Zupełnie tego nie pamiętałam, ale
domyślałam się, kiedy to miało miejsce. Zapewne tuż przed tym, zanim nie
wysłałam Aidenowi znaków świetlnych, żebyśmy spotkali się w ogrodzie.
Całkiem nieźle uchwyciłam jego twarz. Przydługie
włosy, opadające na te jego żywe, bystre oczy, mocno zarysowany podbródek,
szczupły nos, ładnie wykrojone, wąskie usta, wysokie czoło, wszystko to było na
swoim miejscu. Wykapany portret Aidena Montgomery.
Wyrwałam kartkę, zwinęłam ją w ręce w kulkę i
cisnęłam w kąt, celując w kosz na śmieci stojący przy toaletce, ale oczywiście
do niego nie trafiając. Świetnie, po prostu świetnie.
Dlaczego nie potrafiłam tak po prostu wyrzucić
tego chłopaka z myśli, jak to zrobiłam choćby z Lucasem? Co ze mną było nie
tak? Przecież znałam go niecałe dwa tygodnie…!
Kiedy zadzwoniła moja komórka, odebrałam bardzo
chętnie, bo to chociaż na chwilę mogło odsunąć moje myśli od tych wszystkich
nieprzyjemnych tematów. Zwłaszcza że chwilę wcześniej usłyszałam warkot silnika
na podjeździe, co oznaczało, że ojciec właśnie wyjeżdżał z domu. Zapewne po to,
żeby zobaczyć się z panną Clayton i powiedzieć jej, co sądzi na temat uczenia
jej córki teorii rysunku.
To nie mogło być nic miłego i cieszyłam się
tylko, że miało mnie przy tym nie być.
– Halo – odebrałam, po czym odkaszlnęłam, bo
głos miałam nieco zachrypnięty.
– Cześć! – W słuchawkę wdarł się ten cholernie
optymistyczny głos Carrie. Czy ta dziewczyna kiedykolwiek miewała spadki
nastroju? – Słuchaj, bo zapomniałam powiedzieć ci w szkole. Jutro wieczorem
jest super impreza, musisz się z nami wybrać! Rodzice Harper mają spory kawałek
ziemi z domem przy Turnpike Road. Świetne miejsce na imprezę, mówię ci! Jest
tam spory kawałek lasu i jezioro, będziemy się super bawić! Wchodzisz w to,
prawda?
Westchnęłam. Chętnie imprezą odciągnęłabym swoją
uwagę od innych problemów, ale…
– Sama nie wiem – jęknęłam. – Właśnie pokłóciłam
się z tatą i nie sądzę, żeby mnie puścił.
– No daj spokój… – Z głosu Carrie natychmiast
ulotniła się część entuzjazmu. – Nie możesz mi tego zrobić! Harper znowu będzie
polowała na Lucasa, to więcej niż pewne, i kto mi wtedy zostanie? Musisz iść!
– Jestem pewna, że znajdziesz sobie mnóstwo
innych przyjaciółek, jeśli tylko będziesz chciała – zaśmiałam się. Carrie
jęknęła mi w słuchawkę.
– Ale chcę ciebie! Błagam cię, Maddie. Pogadaj z
ojcem czy coś. Na pewno się zgodzi, zobaczysz!
Na imprezę z alkoholem tuż nad brzegiem jakiegoś
jeziora? Tak, brzmiało świetnie. A dla taty także bardzo bezpiecznie, to z pewnością.
– Posłuchaj, pogadam z nim, ale niczego nie
obiecuję, jasne? – mruknęłam więc, po czym przeczekałam jej pisk radości. – Nie
ciesz się tak, bo wątpię, żeby to cokolwiek dało. Tata jest na mnie naprawdę
wkurzony.
– A nie mogłabyś, no wiesz… Nie dawać mu tylu
powodów, żeby był na ciebie zły?
Jasne, Carrie. Dzięki za tę bezcenną radę, sama
nigdy bym na to nie wpadła.
– Postaram się – powtórzyłam. – Nic więcej nie
mogę obiecać. Odezwę się jutro, dobrze?
– Jasne! Zobaczysz, na pewno się zgodzi!
Jasne. A tuż przed tym piekło zamarznie.
Rzuciłam komórkę na łóżko, myśląc nad swoją
beznadziejną sytuacją. Jak właściwie miałam się wkręcić w to towarzystwo, jeśli
ojciec odstawiał mi takie numery? I co więcej, czy w ogóle chciałam się w nie
wkręcać?
Oni naprawdę wydawali mi się sympatyczni. Tylko
ta niezrozumiała awersja do Aidena… Jak mogli tak zupełnie bez powodu zrobić z
niego kozła ofiarnego? Bali się go? Było dla nich tak oczywiste, że należy w
taki sposób traktować brata mordercy? I czy na pewno był to powód, żeby tak w
czambuł ich potępiać?
Lubiłam Carrie. Może było jej za dużo, może
trochę za bardzo zależało jej na reputacji i była nieco płytka, ale mimo to ją
lubiłam. Harper przede wszystkim było mi żal, przez to jej idiotyczne
zadurzenie w Lucasie. Lucas z kolei, mimo wszystko, był zabawny, potrafił mnie
rozśmieszyć. A Wyatt? Wyatt w ogóle był dobrym chłopakiem, nie wyobrażałam
sobie, żeby mógł komuś zrobić coś złego. Nie mieściło mi się w głowie, że ci
ludzie tak reagowali na Aidena, który przecież nie miał niczego złego na
sumieniu. Miał cholerne czyste sumienie.
Nie wiedziałam, co robić. I nie miałam mamy,
która na pewno by mi w tej sytuacji pomogła. Czułam się kompletnie zagubiona i
nie miałam z tym do kogo iść.
Gdy usłyszałam sygnał SMS, byłam już na najlepszej
drodze do pełnego seansu użalania się nad sobą, co ostatnio zdarzało mi się aż
zbyt często. Odsunęłam od siebie te myśli, odczytując wiadomość od Wyatta.
Jutro
impreza nad jeziorem. Możemy te korki przełożyć na dzisiaj?
Och, tak!, pomyślałam z nagłym entuzjazmem.
Wszystko było lepsze od leżenia w łóżku i użalania się nad sobą!
Kiedy jakieś pół godziny później Wyatt pojawił
się pod moimi drzwiami, byłam już w dużo lepszym nastroju. Wciągnęłam go do
środka, zanim zdążył się przywitać, po czym pociągnęłam na górę, do mojego
pokoju. Wyatt nie miał nic przeciwko, przeciwnie, śmiał się z mojego entuzjazmu
wobec nauki trygonometrii, którą to uwagę skwitowałam krzywym spojrzeniem.
Wyciągnęliśmy podręczniki i zaczęliśmy powtarzać
materiał, leżąc na łóżku na brzuchu, od czego szybko zaczęło mi się kiełbasić w
głowie. Byliśmy tym tak zajęci, częściowo pracując, a częściowo żartując, że
nawet nie usłyszałam, kiedy na podjeździe ponownie pojawił się SUV ojca.
Dopiero gdy trzasnęły drzwi na dole, a następnie usłyszałam kroki na schodach,
zorientowałam się, że wrócił do domu. Wyatt akurat robił jakieś głupie
porównanie, częściowo tylko mające związek z nauką, więc mimo wszystko się
roześmiałam, podejrzewałam jednak, że ojciec nie będzie zachwycony.
Po chwili drzwi mojego pokoju się otwarły – tata
nawet nie próbował pukać – i jego ciemna głowa pojawiła się w pokoju, a wraz z
nią reszta jego ciała.
O dziwo, tata nie był wściekły, kiedy zajrzał do
mojej sypialni. Dopiero gdy jego wzrok padł na Wyatta, zmarszczył brwi i wykrzywił
usta w pełnym niezadowolenia grymasie. Uuups.
– Dzień dobry – powiedział surowym tonem głosu,
który mnie nie zwiódł, zrobił natomiast piorunujące wrażenie na moim
towarzyszu. Wyatt zerwał się z łóżka, a ja dość niemrawo poszłam za jego
przykładem. – Co tu się dzieje, Mads?
– Uczymy się trygonometrii – odpowiedziałam ze
znudzeniem. Wyatt już dążył w stronę ojca, żeby się przywitać, więc pospiesznie
dokonałam prezentacji. – Tato, to Wyatt Smith, kolega ze szkoły. Wyatt, to jest
właśnie mój tata.
Tata uścisnął Wyattowi rękę, choć widziałam, że
zrobił to niechętnie. Następnie rzucił mi twarde spojrzenie.
–
Pamiętasz, że masz szlaban?
– Przecież nie robię tu imprezy – warknęłam. –
Uczymy się, bo mam w przyszłym tygodniu kartkówkę.
A raczej poprawkę
kartkówki, ale tego już ojcu przezornie nie powiedziałam.
– Świetnie. – Tata zacisnął mocniej usta, rzucił
Wyattowi jeszcze jedno spojrzenie, pod którym ten skulił się nieco, po czym
dodał: – Mads, mogę zamienić z tobą słówko na dole?
– Jasne. Poczekasz tu? – Wyatt kiwnął głową,
siadając na krześle przy toaletce. Ciężko było mi uwierzyć, żeby tata mógł mieć
coś przeciwko niemu, bo wyglądał bardziej niż porządnie: zwłaszcza jego
szczere, ciepłe oczy i dołeczki w pucołowatych policzkach sprawiały dobre
wrażenie.
Tata zaczął mówić dopiero wtedy, gdy obydwoje
znaleźliśmy się na dole, w pomieszczeniu obok łazienki, w którym urządził swój
gabinet. A w zasadzie nadal go urządzał, bo na razie znajdowało się w nim tylko
ogromne, dębowe biurko. Przysiadłam na nim, zakładając ramiona na piersi, a
tata stanął nade mną z miną kata, który właśnie miał wykonać egzekucję.
– Co to ma znaczyć? – zapytał tym irytującym
tonem. Wywróciłam oczami.
– Co ma co znaczyć? Przecież ci mówiłam, że się
uczymy. Sam zresztą widziałeś, że mamy rozłożone podręczniki. Gdybym chciała
dać się sprowadzić jakiemuś chłopakowi na złą drogę, to po pierwsze nie
wybrałabym Wyatta, bo to najporządniejszy chłopak, jakiego znam, a po drugie na
pewno nie zrobiłabym tego w domu.
– Czy ty chociaż raz mogłabyś być poważna, Mads?
– syknął ojciec, na co westchnęłam rozdzierająco. – Nie podoba mi się, że
zamykasz się w sypialni z jakimś chłopakiem, w dodatku wtedy, kiedy nie ma mnie
w domu. Od tej pory chcę wiedzieć o takich sytuacjach z wyprzedzeniem, jasne? Możesz
ich przyprowadzać, ale pójdziemy na kompromis. Macie uczyć się albo przy
otwartych drzwiach, albo w salonie na dole.
Przez moment milczałam, czekając na puentę,
która przecież musiała po tych słowach nastąpić. Czekałam na zapewnienie, że to
był żart. Nic takiego jednak nie nastąpiło, wręcz przeciwnie, tata też
najwyraźniej na coś czekał i zgadywałam, że chodziło o moje potwierdzenie.
– Ty tak serio? – zapytałam więc na wszelki
wypadek. – Ale pamiętasz, że za pół roku będę miała osiemnaście lat?
– Póki jesteś na moim utrzymaniu, masz się
stosować do moich zasad, Mads, jasne? – Usłyszałam w odpowiedzi, na co
wzruszyłam ramionami.
– A mogę, nie widzę problemu. Nie zamierzam
spraszać tu chłopaków, żeby zaciągnąć ich do łóżka, więc o to nie musisz się
martwić, tato.
Zrobił taką minę, że od razu poczułam
satysfakcję. Najwyraźniej jemu też nie rozmawiało się łatwo na takie tematy.
– Nie musisz być obsceniczna, Mads – zauważył,
na co parsknęłam śmiechem. A tata, o dziwo, też lekko się uśmiechnął. – No
dobrze, nieważne, ważne, żebyś o tym pamiętała. Słuchaj, rozmawiałem z panną
Clayton.
Spięłam się w oczekiwaniu na kolejną kłótnię,
nic takiego jednak nie nastąpiło. Tata natomiast wyglądał na… zakłopotanego.
No coś takiego. A co mu się stało?
– Wytłumaczyła mi, jak bardzo sztuka rozwija
wyobraźnię i kreatywność, tak jak mówiłaś. – Skrzywił się na te słowa, jakby z
trudem przechodziły mu przez gardło. W zdziwieniu zmarszczyłam brwi. – Wytknęła
mi też, że się tobą nie interesuję, skoro nie wiem, jaki masz w tym kierunku talent.
Pójdziemy więc na jeszcze jeden kompromis. Możesz chodzić na te zajęcia do
końca miesiąca. Zobaczymy, czy nie będą kolidowały z innymi lekcjami. Jeśli
przez ten czas nie zawalisz żadnego innego przedmiotu i nie zrobisz nic
głupiego, zastanowimy się, czy będziesz mogła tam chodzić na stałe. Dobrze?
I znowu ta idiotyczna forma liczby mnogiej.
Przecież ja nie zamierzałam się zastanawiać!
– Dobrze – potwierdziłam, zastanawiając się, kto
podmienił mi ojca. Miał wypadek i uderzył się w głowę, jadąc do panny Clayton,
czy jak? – Możemy tak zrobić. A teraz… Czy mogę już wrócić do nauki
trygonometrii?
– Jasne. Tylko pamiętaj, drzwi mają być otwarte!
– Gdy odwróciłam się do niego tyłem, idąc do wyjścia, wykrzywiłam twarz i
zrobiłam głupią minę, żeby nie zobaczył. – A, jeszcze jedno, Mads. Muszę jutro
iść do pracy, mam nocny dyżur. Wrócę dopiero późnym rankiem w niedzielę, więc
proszę, nie rób nic głupiego pod moją nieobecność, dobrze?
Urosło mi serce, gdy to usłyszałam. No proszę.
Najwidoczniej jednak ten piątek nie był taki najgorszy!
– Jasne, tato. Będę bardzo grzeczna – obiecałam,
po czym opuściłam gabinet i skierowałam się z powrotem ku mojej sypialni na
piętrze.
Siłą powstrzymywałam się, żeby nie wbiec na górę
w podskokach, bo jeszcze tata by zauważył i zaczął coś podejrzewać. Chociaż, z
drugiej strony, nie miał się przecież o co martwić. W końcu wcale go nie
okłamałam.
Rzeczywiście zamierzałam być bardzo grzeczna.
A że na imprezie nad Lewis Lake, to już zupełnie
inna sprawa.
Łał. Jestem cholernie ciekawa, jak panna Clayton przekonała tatę Maddie, że to one dwie mają rację, a nie on. (Wersja życiowo-ironiczna jest taka, że użyła tych samych argumentów co Maddie i tylko zmiana osoby wpłynęła na zmianę odbioru. :P) No ale wiem, że to nie ma za dużego znaczenia, po prostu zrobiło na mnie takie samo wrażenie jak na Maddie. I dobrze, że Maddie (jako-tako) zmusiła Briannę do przejrzenia na oczy. Z takim nastawieniem do świata nie dziwota, że Brianna nie ma zbyt wielu przyjaciół, chociaż jednocześnie trochę się boję wyobrazić sobie, jakim by się stała rodzicem (mam wizję takiego Monster Parenta, jak mama Lucasa, który co i rusz wychodzi z krzykiem na nauczycieli, że jego dziecko ma pałę).
OdpowiedzUsuńI czy to oznaka bardzo małego zaufania wobec Ciebie, że nie spodziewam się, aby ta nadchodząca impreza zakończyła się sukcesem? ^^"""
Pozdrawiam cieplutko i czekam na ciąg dalszy,
Wersja życiowo-ironiczna coś w sobie ma, ale to nie sto procent tego, co się stało ;> ale o tym później. Haha, mam nadzieję, że Bree jednak trochę jeszcze dojrzeje, zanim będzie mieć własne dzieci, bo faktycznie jako matka póki co mogłaby być nieco przerażająca xd
UsuńOj, jak Ty mnie znasz ;P no nie, faktycznie, sukcesu nie będzie, w zasadzie będzie nawet jeszcze gorzej niż po imprezie u Lucasa^^
Całuję!
Maddie pewnie wpadnie w kłopoty, co ta dziewczyna robi! No dobra, zachwouję się trochę jak jej ojciec, ale serio, czy mało jej już szlabanów, a jestem przekonana, że na tej imprezie nie wydarzy się nic dobrego. Czy ostatnia jej tego nie nauczyła? Mads ewidentnie prosi się o kłopoty.
OdpowiedzUsuńCo do jej ojca, to chyba za bardzo wziął sobie do serca wychowanie M. Rozumiem, że się stara, ale nie przesadzajmy, nie ma w koncu 4 lat i pewnych rzeczy nie może jej zabraniać. Dorzucając do tego jeszcze aferę z zajęciami z rysunku, to wychodzi ktoś naprawdę okropny. Fakt, poprawił się, ale czy potrzebna była panna C. do tego? Ojciec Mads dzisiaj naprawdę przesadził.
Co do samej Bree, zrobiło mi się jej trochę szkoda. W końcu chce tylko dobra Aidena, za co przecież nikt jej nie moż winić, tylko o co chodzi z tym Aidenem? Jakaś heroiczna próba obrony?
Pozdrawiam! :)
No ba;) pewnie, że tak xd ale Maddie ma siedemnaście lat i ewidentnie chce pokazać ojcu, że będzie robić, co tylko zechce, i zbuntować się choćby dla przykładu, więc owszem, na imprezę pójdzie. A sama impreza... haha, no rzeczywiście, nic dobrego z niej nie wyniknie XD
UsuńMoże i przesadził, ale tata Mads też ma swoje powody. Pewnie, opiera się na trochę błędnych założeniach i nie bierze pod uwagę, że jego relacja z Maddie jest nieco inna, niż by sobie życzył, głównie z jego winy zresztą, ale w gruncie rzeczy on jednak chce dla niej dobrze.
Haha, to już cała Bree;]
Całuję!
No, poważna sprawa z Aidenem, że nawet Bree (swoją drogą, jakie świetne zdrobnienie! :D) przestała... być sobą XD Z jeden strony trochę mnie dziwi, że skoro Bree uważa się za przyjaciółkę Aidena, to była aż tak zaskoczona zachowaniem chłopaka. Z drugiej strony jednak, kiedy sobie przypomnę, jak Aiden rozmawiał z Maddy, to stwierdzam, że się nie popisał i mocno przegiął tak surowo oceniając Maddy. Stąd wzięło się nie tylko spore rozczarowanie Maddy, ale też zdziwienie Brianny. Ale za to poznaliśmy Bree z trochę innej strony, więc śmiem twierdzić, że ona jest tylko taka na pokaz zamknięta i niedostępna ;)
OdpowiedzUsuńCo do ojca Maddy natomiast... Bardzo mnie rozczarował. Kurcze, wcześniej jakoś potrafiłam sobie wytłumaczyć zakazy i szlabany jego troską, może nieco przesadzoną, ale jednak ojcowską troską. A teraz? Mam wrażenie, że on sam zachowuje się jak nastolatek, ale przy tym wykorzystuje fakt, że jest dorosły, "mądrzejszy" i w ogóle "on tu rządzi". Nie zapowiada się jednak, aby stosunki ojca i córki uległy poprawie, no cóż, Maddy świadomie lub nie już o to zadba XD
Pozdrawiam! <3
Była zaskoczona, bo Aiden wcześniej się tak nie zachowywał. Dlaczego? To chyba łatwo odgadnąć;) To nawet nie jest kwestia oceny Maddie, Bree to wiedziała i także dlatego się zdziwiła. To tylko kwestia męczennika-Aidena^^
UsuńNo nie, poprawie raczej nie ulegną, zwłaszcza że na horyzoncie kolejna impreza;) co do ojca Mads natomiast, on po prostu nie ma do niej zaufania. Nie zamierzam go usprawiedliwiać, ale z pewnych powodów chciałby, żeby Maddie tylko się uczyła i siedziała w domu, niestety;)
Całuję!
Maddie robi głupią rzecz z tą imprezą. Takie rzeczy siłą wyższą kończą się tragedią, gdy mają pozostać w tajemnicy przed dorosłymi. To niemal prawo fizyczne :D Już węszę kłopoty, ale obym nie miała racji. Zaczęłam od końca, więc już się poprawiam. Bree to dobra dziewczyna, chociaż reaguje nim wybada sytuacje, to dość ją lubię. Zawsze miałam słabość do outsiderów, którzy idą w życiu pod prąd i nie kumplują się z bogatymi dzieciakami. Ojciec Madison po raz kolejny działa na nerwy i odznaczam Maddie orderem chwały za to, że jeszcze nie eksplodowała jak bomba atomowa. Ja niejednokrotnie miałabym taką ochotę, gdy ten człowiek otwiera usta. Kiedy zażądał tego numeru telefonu aż skoczyło mi ciśnienie. Dobrze, że jednak nauczycielka przebiegłym człowiekiem jest i umiała go udobruchać. Haha, my kobiety mamy ten dar :D
OdpowiedzUsuńJak zwykle wzbudziłaś we mnie dużo emocji <3 Czekam na imprezę i na jakiś wątek z Aidenem. I niech Harper poderwie w końcu Lucasa, jakoś by mi to nie przeszkadzało. Krzyż im na drogę :)
Pozdrawiam :*
No ba. Przecież wiadomo, że to nie może się dobrze skończyć, zwłaszcza znając skłonności Mads do pakowania się w tarapaty - tę jedną cechę podzielają chyba wszystkie moje bohaterki xd To dobrze, że lubisz outsiderow, bo chociaż Mads na pierwszy rzut oka na outsiderkę nie wygląda, jej decyzje zdecydowanie mogą poprowadzić ją w tym właśnie kierunku;) haha, Mads trochę się już nauczyła, że czasami lepiej dać sobie spokój, i akurat w tej sytuacji z ojcem wyszło jej to na dobre, inna sprawa, czy wyjdzie w kolejnej. Co do Harper, to nieprędko, jeśli w ogóle - raczej w ogóle - ale co do Aidena, ten pojawi się już w kolejnym rozdziale ;>
UsuńCałuję! ;*
Mimo że nie było Aidena, a przynajmniej bezpośrednio, rozdział mi się podobał. Trochę denerwuje mnie ta niezłomna postawa Bree w obronie Aidena, tzn. chyba też zbyt szybko szufladkuje ludzi... Mads może zbyt mocno jej odparowała, ale sie nie dziwię, skoro w grę wchodzą zraniione uczucia... Cały czas nie do końca bowiem rozumiem, dlaczego tak naprawdę się pokłócili :D może teraz Bree dla odmiany nagada swojemu przyjacielowi.Jeśłi chodzi o Wyetta całkiem go lubię, myślę,że jest spoko kumplem i ojciec nie powinien się niczego obawaić. Co do Carrie nie mogę się przekonać i chyba się to nigdy nie uda, no i wkurza mnie jak cholera, że Mads znowu myśli całkiem ciepło o Lucasie, w niektórych kwesitach to zupełnie nie myśli. Smieszy mnie podobieństwo międyz Mads i jej ojcem, które widać w tych kłótniach, są tacy uparci... CHyba ojcu Mads spodobała się nauczycielka, to by było coś xD Zbyt bardzo chce kontrolować własną córkę, zbyt mało mysli o jej potrzebach, tak sązę. tzn. nie chce jej słuchać. Ale Mads nie jest też w tych rozmowach miła,więc 'wina' jest po oby stronachj... Myślę jednak,że koniec końcó się dogadają. Ciekawa jestem, jak będzie na imprezie... Pewnie ojciec sie o niej dowie, byleby nie z powodu jakiegoś przypału... Czekam na cd i zapraszam na mój nowy blog odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSpokojnie, Aiden będzie już w kolejnym;) No cóż, każdy ma jakieś wady, również Bree, chociaż ona chętniej widzi je w innych niż u siebie;) spokojnie, nagada, bo też powód kłótni był idiotyczny. Tata Maddie po prostu przejmuje się wszystkim, siłą rzeczy Wyattem też musi. Może dlatego tak jej się ciężko dogadać z ojcem, bo obydwoje są równie uparci i trudni w obejściu, co do panny Clayton natomiast... niech to póki co pozostanie słodką tajemnicą ;P koniec końców pewnie tak, ale prędko to nie będzie. Co do Carrie i Lucasa natomiast - cóż, myślę, że łatwo jest przywyknąć do tego, co łatwe i przyjemne, a oni tacy właśnie są. Z nimi wszystko jest proste i kolorowe i to na pewno podoba się Maddie. Ale spokojnie, sam Lucas już jej się mniej podoba;) chociaż na randkę jeszcze pójdą XD
UsuńA pewnie, że się dowie. Z powodu przypału może nie, natomiast impreza będzie dość... obfitująca w konsekwencje ;>
Całuję!
To jest po prostu świetne!
OdpowiedzUsuń