Gdy późnym popołudniem w sobotę ojciec wyjeżdżał
do pracy, byłam już praktycznie gotowa do wyjścia. Miałam wyrzuty sumienia, że
tak go okłamywałam, chociaż tylko dlatego, że on miał wyrzuty sumienia.
Najwyraźniej było mu głupio, że zostawiał mnie samą w weekend, zupełnie nie
rozumiałam, dlaczego, skoro nawet gdy był w domu, nigdy się mną nie zajmował.
Było mu jednak i z tego to powodu mnie z kolei było głupio, że pozwalałam mu
wierzyć, że byłam taka biedna i zostawałam sama w domu, podczas gdy tak
naprawdę czekałam tylko, aż sobie pójdzie, żeby wskoczyć w imprezowe ciuchy i
zadzwonić po Wyatta.
Wyatt jako jedyny wiedział, że wymykałam się z
domu, bo uszczęśliwiłam go tą informacją podczas naszych korków, pytając, czy
przypadkiem nie jest kierowcą na tej imprezie. Oczywiście był, tak jak się
spodziewałam, bo przecież właśnie na takiego faceta wyglądał Wyatt.
Jakby co,
to już jestem gotowa,
napisałam w SMS–ie, kiedy tata już odjechał.
Będziemy
za jakieś pół godziny, bo Lucas się spóźnia, brzmiała odpowiedź, która wykrzywiła mi
usta. Świetnie, a więc Lucas miał z nami jechać. Kolejna impreza z Lucasem.
Tylko spokojnie, powtórzyłam sobie. Przecież on
nie zrobiłby ponownie czegoś takiego jak u niego w domu, prawda?
Na zewnątrz było już ciemno, włączyłam więc
światło w sypialni, gdy poszłam się przebrać. Ciuchy miałam wybrane już dawno,
bo to przecież była impreza w plenerze, nie mogłam włożyć byle czego, żeby nie
było mi zimno. Wybrałam więc bardzo obcisłe dżinsy z niskim stanem, kolorową
koszulę w kratę z długim rękawem, którą włożyłam w spodnie, pod skórzany pasek,
i wysokie, skórzane oficerki. W mojej cieplejszej kurtce powinno mi być
wystarczająco ciepło, żebym nie chciała się stamtąd wcześniej ewakuować.
Wyjątkowo rozpuściłam włosy i jak poprzednio,
pozwoliłam sobie na odrobinę makijażu. Gdy już przebrana wyszłam z łazienki,
żeby schować w szafie ubrania, zamarłam bez ruchu. Serce zaczęło mi szybciej
bić, gdy spojrzałam za okno.
Światło w pokoju Aidena mrugało. Włączone.
Wyłączone. Włączone. Wyłączone. I tak w kółko.
Do diabła.
Przez moment nie wiedziałam, co robić. Ręka mnie
świerzbiła, żeby sięgnąć do kontaktu i odpowiedzieć na sygnał, byłam tego
naprawdę bliska. I pewnie bym to zrobiła, gdyby nie fakt, że w następnej chwili
ponownie usłyszałam sygnał mojej komórki.
Czekamy
pod domem.
To mnie trochę otrzeźwiło. Zacisnęłam dłonie w
pięści, stanowczym krokiem podeszłam do okna i nawet za nie nie wyglądając,
opuściłam na dół roletę. Potem chwyciłam torebkę, wyłączyłam światło i
opuściłam sypialnię, po czym zbiegłam po schodach na parter.
No bo czego Aiden mógł ode mnie chcieć? Podczas
naszej ostatniej rozmowy wyjaśnił mi przecież wszystko i nie pozostało nic, co
moglibyśmy sobie powiedzieć. Nie miałam ochoty słuchać jego kolejnych
wyjaśnień, które z pewnością zraniłyby mnie jeszcze bardziej, niż to zrobiły
jego poprzednie słowa. I tak wystarczyło mi, że nadal, do cholery, nie
potrafiłam o tym zapomnieć i katowałam się w kółko wspomnieniami ze spotkań z
nim, próbując dojść w nich jakiegoś sensu. Nadaremnie, co jeszcze bardziej mnie
irytowało.
Narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam na
zewnątrz, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Prius Wyatta rzeczywiście stał już
przy ulicy.
Zaraz, moment…
Prius.
Parsknęłam śmiechem, zasłaniając sobie usta
dłonią. W jednej chwili zapomniałam o mrugających światłach i Aidenie, bo
przecież miałam przed sobą idealny temat do żartów! Inna sprawa, że takie auto
jakoś świetnie pasowało mi do Wyatta.
– Widzę, że z ciebie cholerny ekolog – powitałam
go tymi słowami, wsiadając na siedzenie pasażera z przodu. Lucas i Kyle
siedzieli z tyłu, wyglądało więc na to, że w tym towarzystwie miałam być jedyną
dziewczyną.
Usłyszałam z tyłu radosny rechot, a Wyatt zrobił
minę męczennika.
– Nawet się nie męcz, słonko – dobiegł mnie z
tyłu rozbawiony głos Lucasa. – Wszelkie możliwe dowcipy dotyczące tego
ekologicznego auta zostały już wyczerpane w drodze do ciebie.
Obaj znowu wybuchli śmiechem, a Wyatt rzucił mi
umęczone spojrzenie, w którym jednak również było sporo rozbawienia. Wyatt po
prostu miał dystans do siebie, to było widać. Uśmiechnęłam się do niego.
– Cześć – powiedział, ruszając. – Uprzedzam
kolejne pytanie. Nie, to nie moje auto, tylko mojej mamy. Tak, ma bzika na
punkcie ekologii. Nie, ja nie mam.
– Jasne – parsknął Kyle z tylnego siedzenia.
Dłoń Lucasa, który siedział za mną, dotknęła mojego ramienia.
– Austin, to tutaj mieszkasz? – zapytał z
zainteresowaniem. Kiedy kiwnęłam głową, dodał: – Mieszkasz koło domu tego
mordercy? Kurde, ty to masz nerwy!
Zesztywniałam lekko, co chyba z sąsiedniego
fotela zauważył Wyatt. Kyle pociągnął temat, dodając coś o zwiedzaniu domu
mordercy za biletami, ale kiedy zapytał Wyatta, czy ma rację, ten odparł
stanowczo:
– Dajcie spokój, co? Nie pomyśleliście, że może
Maddie nie czuje się komfortowo z takimi żartami?
– Nie przejmuj się, Austin, duchy podobno nie
wędrują z posesji na posesję – zaśmiał się Lucas. Och, miałam w tamtej chwili
ogromną ochotę przylać mu mocno w tę jego idiotycznie uśmiechniętą buźkę. –
Bardziej powinnaś się przejmować żywymi. Słyszałem, że Montgomery…
– Nigdy więcej nie pozwolę wam pić w aucie mojej
matki, jasne? – przerwał mu Wyatt stanowczo, przyspieszając za skrzyżowaniem i
kierując się na północny zachód, w stronę rzeki. Wiedziałam tylko tyle, że to
gdzieś w tamtej okolicy znajdowało się Lewis Lake i działka należąca do
rodziców Harper. – Przez to tylko gadacie takie bzdury. Maddie, nie słuchaj
ich, okej? Dobrze się czujesz?
Odetchnęłam w końcu, przeglądając się w bocznym
lusterku, żeby stwierdzić, że rzeczywiście, byłam dziwnie blada. Problem w tym,
że czułam się okropnie.
Nie powiedziałam ani słowa, żeby obronić Aidena.
Pomijam już fakt, że poczułam niechęć do Lucasa i Kyle’a, gdy tylko zaczęli na
jego temat żartować, bo przecież to nic nie dawało. I niczego nie zmieniało.
Wyatt potrafił się odezwać, uciszając ich, a ja nie? Chyba Aiden miał rację.
Bardziej pasowałam do nich, niż do niego.
Resztę drogi przebyłam w milczeniu, słuchając
kolejnych wygłupów chłopaków, ale samej się do nich nie dołączając. Nie
zareagowałam nawet wtedy, gdy Lucas stwierdził, że w takim razie wie już, gdzie
mnie nachodzić, gdy nie zgodzę się gdzieś z nim wyjść. Tej komplikacji nie
przewidziałam, ale też z drugiej strony nie sądziłam, żeby miał tę groźbę
wcielić w życie.
W końcu jednak dojechaliśmy na miejsce, a gdy
Wyatt zatrzymał auto, odetchnęłam z ulgą. Pierwsza szarpnęłam za klamkę i
wysiadłam na zewnątrz, wciągając w płuca świeże, rześkie powietrze.
Znajdowaliśmy się na czymś w rodzaju parkingu
przy drodze, otoczonej z obydwu stron wysokimi drzewami. Na tym kawałku terenu,
gdzie drzewa nie rosły, stało już kilka samochodów, a z głębi lasu dobiegała
nas przygłuszona nieco muzyka. Rozejrzałam się dookoła, ale teren był
praktycznie pusty, dookoła nie było żadnych domów. Mądrze. Tutaj przynajmniej
nikt nie wezwie policji.
– Musimy przejść tą ścieżką w głąb lasu. – Lucas
wyszedł na prowadzenie, wskazując wąską dróżkę między drzewami. – Niedaleko
natrafimy na bramę. Tam już zaczyna się teren należący do rodziców Harper.
Wiem, bo byłem tu kiedyś.
– Nic dziwnego – mruknął Kyle, za co zaliczył kuksańca
w bok. Włożyłam ręce do kieszeni dżinsów i poszłam za nimi, próbując pozbyć się
tego mdląco–ssącego uczucia gdzieś z dna żołądka.
– Hej, wszystko w porządku? – Wyatt dogonił
mnie, po czym zwolnił, żeby reszta nas nie słyszała. Przystosowałam swój krok
do jego i kiwnęłam głową, nawet na niego nie patrząc.
– Tak, oczywiście – skłamałam. – Dlaczego
miałoby nie być?
– Nie wiem, dlaczego. – Zapiał bluzę,
rozglądając się dookoła, żeby w końcu z powrotem spojrzeć na mnie. – Byłaś taka
milcząca w samochodzie. Miałaś jakieś nieprzyjemności z powodu tych naszych
wczorajszych korków?
– Nie, coś ty. – Machnęłam lekceważąco ręką. –
Ojciec jest w porządku, on tylko udaje takiego surowego, żeby wszystkich ode
mnie odstraszać.
– Może nie udało mu się mnie odstraszyć, ale na
pewno przestraszyć – roześmiał się. – No dobrze, ale… Gdy wsiadłaś, jeszcze
było okej, a potem jakoś tak… Zamknęłaś się w sobie. Nie chcesz o tym pogadać?
A jak niby miałam mu to powiedzieć? Według słów
Aidena on był w Elizabethtown pariasem, dla wszystkich był jedynie bratem
mordercy, którego wszyscy trzymali na dystans. Nigdy nie byłam w takiej
sytuacji i nie wiedziałam, jak się zachować. Jak miałam go bronić? I czy w
ogóle chciałam to robić, biorąc pod uwagę, jak mnie ostatnio potraktował?
Problem w tym, że nawet nie wiedziałabym, jak
się za to zabrać, a kiedy Lucas i Kyle
żartowali z niego, nie zrobiłam absolutnie nic. Po prostu siedziałam w ciszy,
bez słowa. Nie zaprotestowałam, nie nazwałam ich idiotami. Nic.
Byłam beznadziejna.
– Nie ma o czym gadać – mruknęłam, wchodząc na
ścieżkę prowadzącą przez las do posesji rodziców Harper. – Naprawdę, Wyatt.
Wszystko jest w porządku.
Ostatnio zdecydowanie za dużo kłamałam.
Kilkanaście jardów dalej rzeczywiście
zobaczyliśmy kutą bramę z napisem „TEREN PRYWATNY. WSTĘP WZBRONIONY”. Tutaj
muzykę słychać było już dużo wyraźniej, co więcej, przy bramie stało kilka
dziewczyn, w tym Harper i Carrie, i rozdawało wchodzącym shoty na przywitanie.
– Maddie, jednak dałaś radę! – pisnęła Carrie,
rzucając mi się na szyję. Biorąc pod uwagę jej wylewność, musiała już trochę
wypić. Objęłam ją, po czym stanowczo odsunęłam na szerokość ramion. Rany, i
jeszcze miała na sobie jakąś wydekoltowaną, zwiewną bluzeczkę i krótką
spódniczkę. Że też jej nie było zimno! – Strasznie się cieszę! Trzeba było dać
znać, przyjechałabym po ciebie!
– Dzięki, jak widzisz, Wyatt mnie podwiózł –
wymamrotałam, bo Harper właśnie postawiała mi pod nos kieliszek. – Co to?
– Owocowe shoty – wyjaśniła Harper, lekko tylko
bełkocząc. – Pij, nie gadaj. Chyba znowu nie będziesz odstawiać cyrków z abs…
asty…
– Abstynencją – dopowiedział za nią Lucas
uprzejmie, przyjmując od Lucy kolejnego shota. Przechylił się w moją stronę i
uderzył kieliszkiem o mój. – Właśnie, Maddie. Chyba nie będziesz znowu
odstawiać cyrków?
Jego drwiące, niebieskie spojrzenie strasznie
mnie zirytowało. W takich chwilach miałam wrażenie, że Lucas niczego się nie
nauczył i niczego nie żałował, a tylko udawał, żebym przestała się do niego
uprzedzać. Może właśnie dlatego wzięłam do ręki kieliszek, stuknęłam nim w
kieliszek Lucasa i wychyliłam zawartość jednym haustem.
Rozległy się gromkie brawa; alkohol zapiekł mnie
w gardle, ale faktycznie był mocno owocowy, więc dało się przełknąć. Oddałam
kieliszek Harper, patrząc, jak Wyatt i Kyle też wychylali swoje, a potem
dołączyłam się do ogólnych braw, gdy i oni wypili.
– Zapraszamy dalej! – wykrzyknęła Carrie, nie
zdając sobie chyba sprawy, że mówiła troszkę za głośno. – Impreza odbywa się na
świeżym powietrzu, z dala od domu! Idźcie prosto, a potem na lewo, dróżką do
jeziora!
– Usłyszycie, tam jest bardzo głośno – dodała
Harper nieco bardziej trzeźwo. Lucas objął mnie ramieniem i pociągnął w głąb
posesji, a za nami poszli również Wyatt i Kyle.
Próbowałam się wyswobodzić, ale trzymał mnie
mocno, a ja nie chciałam robić sceny, zwłaszcza że Wyatt i Kyle szli obok nas,
żartując wesoło. Postanowiłam wobec tego, że zgubię go, gdy tylko dotrę do
imprezy właściwej i poczekam, aż dołączą do nas dziewczyny, zanim ponownie
pojawię się w towarzystwie.
Los jednak chciał dla mnie inaczej. Gdy w końcu
dróżką wskazaną nam przez Carrie dotarliśmy na miejsce, impreza toczyła się już
w najlepsze. Na miejscu obecna była zapewne ta sama połowa szkoły, co na
imprezie Lucasa, ale po kolejnym tygodniu lekcji kojarzyłam już więcej osób i
nie poczułam się tak wyłączona z towarzystwa, jak u niego w domu. Ktoś
natychmiast wręczył mi plastikowy kubeczek z piwem, którego nalał z jednego ze
stojących na działce kegów. Dom stał w pewnej odległości od miejsca, w którym
się znajdowaliśmy, był cichy i ciemny, za to w miejscu, gdzie odbywała się
impreza, ciemność rozświetlało parę powieszonych na drzewach lamp, a muzykę
zapewniała postawiona na przenośnym stoliku wieża z ogromnymi głośnikami.
Musieli ciągnąć prąd z domu.
Zaczęliśmy się bawić do muzyki puszczanej z
wieży i już nawet nie przeszkadzało mi, że była dosyć jednostajna. Przy drugim
kubku piwa moja chęć, by uciec od Lucasa, jakoś zniknęła, zwłaszcza że nie był
specjalnie nachalny, jakby czując, co mogłam planować. Po jakimś czasie dołączyły
też do nas dziewczyny, a wtedy to już w ogóle miałam luz, bo Harper ruszyła na
Lucasa i nawet jemu trudno było wydostać się z jej szponów.
– I jak ci się podoba?! – wykrzyknęła do mnie
Carrie, kiedy poszłyśmy nalać sobie piwa do kegów, które znajdowały się w
pewnej odległości od źródła muzyki. – Uważam, że to miejsce jest super na
imprezy!
– Tak, jest niezłe – przyznałam, podstawiając
swój kubek. – Słuchaj, a to jezioro? Daleko jest stąd?
– Całkiem niedaleko, gdzieś tam. – Carrie
wskazała ręką kierunek mniej więcej wschodni i ciekawiło mnie, czy faktycznie
wiedziała, czy tylko tak pokazała. – Chcesz zobaczyć? Póki nie jesteśmy jeszcze
całkiem pijane?
O, to była całkiem interesująca propozycja.
Wprawdzie co do stopnia upojenia alkoholowego Carrie pewna bym nie była, ale ja
nadal byłam praktycznie trzeźwa, więc mogłam pilnować jej i siebie. A o niej i
tak dobrze świadczył fakt, że nie zamierzała wybierać się tam całkiem po
pijaku.
– Pewnie! Chodźmy! – zawołałam więc z
entuzjazmem. W następnej chwili poczułam znajomy zapach perfum, a ręka Lucasa
znowu uwiesiła się mojego ramienia.
– Dokąd idziecie, dziewczyny, co? – Rzuciłam mu
niechętne spojrzenie. Obok niego stał Wyatt, sącząc resztki ze swojego kubka.
– Nad jezioro – wypaplała natychmiast Carrie. –
Idziecie z nami?
Obydwaj natychmiast się zgodzili, co przyjęłam
już nieco mniej chętnie, ostatecznie jednak nie mogło być tak źle, jeśli
pójdziemy we czwórkę. Zwłaszcza że Wyatt, po powitalnym shocie, pił już tylko
soczek, bo przecież za kilka godzin miał nas odwieźć do domów.
Potem zaś okazało się, że dobrze, że oni we
dwóch włączyli się do naszego planu, bo Carrie tak naprawdę wcale nie
wiedziała, w którą stronę iść nad jezioro. Nie prowadziła tam żadna ścieżka,
trzeba było po prostu przejść przez las, a jeśli nie znało się odpowiedniego
kierunku, można się było tutaj zgubić. Poprowadził nas więc Lucas, który
wprawdzie był lekko wcięty, ale najwyraźniej mimo to zachowywał dobrą
orientację w terenie.
Dziwnie było o tak późnej godzinie, praktycznie
po ciemku, iść przez las. Zwłaszcza że Carrie i Lucas obok mnie darli się
niemiłosiernie. To znaczy, oni twierdzili, że śpiewali jakąś piosenkę. Piosenkę
Katy Perry, z tego, co zrozumiałam.
– Śpiewaj, Maddie! – zawołała w pewnym momencie
Carrie, wieszając się na ramieniu Lucasa. Rozłożyłam bezradnie ręce.
– Przykro mi, nie znam tekstu.
– Nie znasz tekstu? Nie znasz tekstu?! –
powtórzyła z niedowierzaniem. – To czego ty słuchasz, Mads? Nie znasz Katy
Perry?!
– Jasne, że znam – zaprzeczyłam. – Po prostu…
nie pamiętam tekstu.
– Austin! – Spróbowałam się odsunąć, kiedy
dopadł mnie Lucas, średnio mi to jednak wyszło. Wyatt i Carrie poszli przodem,
a ja, chociaż bardzo próbowałam uciec, zostałam unieruchomiona przez Lucasa z
tyłu. Wobec tego zatrzymałam się i spojrzałam na niego spokojnie. – Austin,
musimy poważnie porozmawiać.
Serio, Lucas? Kurczę, że też nie mógł być
bardziej pijany. Ale nie, jego niebieskie oczy przyglądały mi się całkiem
trzeźwo, a ruchy miał jeszcze dosyć sensowne. Albo dostosowywał się do nastroju
Carrie, albo po prostu próbował mnie oszukać. Uśmiechnął się tym swoim
zabójczym uśmiechem, na co wywróciłam oczami.
– Naprawdę? I co to za poważna rozmowa? –
zapytałam sceptycznie. Lucas odsunął się, wskazując mi, żebym szła przodem, po
czym powoli ruszyliśmy za Carrie i Wyattem.
– Musimy ustalić, gdzie idziemy na randkę –
wypalił.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
– A kto ci powiedział, że w ogóle pójdę z tobą
na randkę? – Wcale nie chciałam, żeby to wypadło tak pogardliwie. Samo wyszło.
– Och, daj spokój… I tak wszyscy w szkole mówią
już, że się spotykamy. Co ci szkodzi? – Obdarzył mnie kolejnym olśniewającym
uśmiechem, a ja w tamtej chwili żałowałam, że Harper nie poszła z nami.
– Zapytaj mnie, jak będziesz trzeźwy –
odpowiedziałam. Lucas lekceważąco machnął ręką.
– Przecież widzisz, że nie jestem pijany.
– Tak? – Podniosłam brew. – To powiedz „Morze
Śródziemne”.
Lucas plątał się przez chwilę, po czym wreszcie
zrezygnował.
– Och, daj spokój. Nigdy nie byłem w tym dobry –
prychnął. – Nawet na trzeźwo. Pobawmy się w coś innego.
– Nie ma sprawy. Berek! – wykrzyknęłam, klepiąc
go po ramieniu, po czym ruszyłam biegiem przed siebie, klucząc między drzewami
i susami omijając co większe wykroty.
Za sobą usłyszałam stłumione przekleństwo
Lucasa, który najwyraźniej nie poradził sobie z którąś przeszkodą, ale w końcu
był facetem, nawet lekko pijany mógł być ode mnie dużo bardziej sprawny i sporo
szybszy, dlatego nie zamierzałam zatrzymywać się, żeby obejrzeć się za siebie.
Szukałam wzrokiem Wyatta i Carrie, ale odbiłam chyba trochę za bardzo w prawo i
chociaż słyszałam ich gdzieś przed sobą, nie mogłam ich dojrzeć. Trudno,
poszukam ich później, pomyślałam, po czym przeskoczyłam kolejny zagradzający mi
drogę konar i pobiegłam dalej.
Nigdy nie miałam dobrej kondycji. Nie miałam wystarczająco
silnej woli, żeby trenować regularnie, poza tym po prostu mi się nie chciało,
także dlatego, że jakoś nie miałam specjalnych problemów z nadwagą. Nic
dziwnego więc, że dosyć szybko się zmachałam i miałam dość. Oczywiście nie
musiałam przed nim uciekać – jak już wspominałam, nie sądziłam, żeby miał mi
zrobić krzywdę, chciałam sobie po prostu oszczędzić kłopotu wyprowadzania go z
błędu – ale skoro już raz zaczęłam, postanowiłam biec, dopóki nie znajdę Carrie i
Wyatta. Nadal jednak nie widziałam ich na horyzoncie, także dlatego, że było
ciemno, księżyc przeświecający przez konary drzew dawał niewiele światła i
widoczność była słaba.
Zatrzymałam się za którymś z kolei drzewem,
przylepiając się do niego plecami i ostrożnie spoglądając za siebie. Dyszałam
tak, że pewnie słyszeli mnie nawet w Filadelfii, nie przejmowałam się tym
jednak. W zasięgu mojego wzroku nie widziałam Lucasa. Rozejrzałam się dookoła,
po czym stwierdziłam, że przede mną, między drzewami coś błyskało wesoło. Haha.
Czyli jednak udało mi się trafić nad jezioro bez pomocy Lucasa.
Zrobiłam krok do przodu i właśnie wtedy czyjaś
ręka zasłoniła mi usta, a druga chwyciła mnie w pasie, przyciągając do
stojącego za mną, niewątpliwie męskiego ciała. W pierwszej chwili wydarłam się
i spróbowałam ugryźć kneblującą mnie dłoń, równocześnie zaczynając się
szamotać, ale zaraz potem nad uchem usłyszałam znajomy, męski głos:
– Cicho, to tylko ja. Przestań się szarpać, to
cię puszczę.
Posłusznie zwiotczałam, wciągając głęboko
powietrze w płuca. No tak, powinnam się była domyślić. W końcu doskonale znałam
ten męski zapach skóry i szamponu do włosów.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam cicho, gdy
tylko mnie puścił. Pospiesznie się od niego odsunęłam i odwróciłam, by stanąć
do niego przodem.
Aiden wyglądał na lekko zakłopotanego. Poznałam
to bez pudła po sposobie, w jaki przejechał dłonią po włosach, nawet jeśli w
półmroku nie widziałam dokładnie jego twarzy. Z takiej odległości, bo stałam
naprawdę blisko niego, wydawał mi się jeszcze wyższy.
Uśmiechnął się lekko, jak zwykle jeden kącik ust
podnosząc nieco wyżej. Lubiłam ten uśmiech dużo bardziej niż wszystkie
olśniewające uśmiechy Lucasa, obliczone na podryw.
– Mam mówić szczerze czy powiedzieć coś, co cię
nie zaniepokoi? – odpowiedział rozbrajająco. Wzruszyłam ramionami.
– Mów szczerze.
– Dawałem ci znaki. – Podszedł o krok, więc
odruchowo o ten sam krok się cofnęłam. Dłonie Aidena zacisnęły się w pięści. –
Nie wyszłaś.
– Nie zwróciłam uwagi – skłamałam. Lekceważąco
pokiwał głową.
– Jasne, dlatego zasłoniłaś rolety.
– Bo właśnie wychodziłam – wytłumaczyłam,
właściwie nie wiedziałam, dlaczego. – A ty co, podglądałeś mnie? Czego ty
właściwie ode mnie chcesz? Harper na pewno nie zaprosiła cię na imprezę. Po co
tutaj przyjechałeś?
– Bo nie odpowiedziałaś na znaki – powtórzył
uparcie. – Chciałem porozmawiać. Myślałem, że wyjdziesz.
– Nie wyszłabym. Zresztą Wyatt czekał już na
mnie w samochodzie.
– Tak, z Thornem – mruknął, po czym chwycił mnie
za ramię. Syknęłam, ale nie puścił. – Musimy odejść stąd kawałek, bo prędzej czy
później cię tu znajdzie.
Dałam się pociągnąć w stronę jeziora, choć
obawiałam się, że Carrie i Wyatt mogliby nas tam zobaczyć. Już mnie to jednak
nie obchodziło. Kiedy wyszliśmy na wolny obszar, okazało się jednak, że nie
było ich nigdzie dookoła. Nie miałam pojęcia, gdzie się podziali, bo mogłam
dostrzec naprawdę spory kawałek terenu, ale tu ich nie było.
Jezioro wyglądało ślicznie. W spokojnej,
szaroniebieskiej tafli wody odbijała się poświata księżyca i pochylające się
nad nią wierzchołki drzew. Wokół było tak spokojnie i cicho, jedynymi dźwiękami
były nasze oddechy i dobiegające z daleka odgłosy imprezy. Było tu niemalże…
romantycznie.
Cholera jasna. Przecież wcale nie chciałam, żeby
gdziekolwiek, gdzie byłam sam na sam z Aidenem, było romantycznie!
Wyszarpnęłam mu się wreszcie i podeszłam bliżej
brzegu, aż noski moich oficerek zanurzyły się w wodzie. Podniosłam wzrok, żeby
spojrzeć na Aidena; tu, na otwartej przestrzeni, było nieco jaśniej i lepiej
mogłam zobaczyć jego twarz. Malowało się na niej dziwne napięcie.
– Po co tu przyszedłeś? – powtórzyłam. Aiden raz
jeszcze przeczesał włosy dłonią, po czym włożył ją do kieszeni dżinsów.
– Pojechałem za wami – przyznał niechętnie. –
Pomyślałem, że tutaj na pewno będę miał okazję, żeby dorwać cię sam na sam. Obserwowałem
was z lasu, gdy postanowiliście iść nad jezioro.
– Jesteś jakimś stalkerem, czy co? – Rzuciłam mu
nieprzyjemne spojrzenie. Zaśmiał się gniewnie.
– Wiem, jak to wygląda, Maddie, ale po prostu
musiałem porozmawiać i, okej, przyznaję… nie mogłem patrzeć, jak prowadzasz się
z Thornem. Zachowałem się jak palant, to niezaprzeczalny fakt. Bree mówiła mi,
że rozmawiałyście o mnie.
Wywróciłam oczami. Cholerna papla. Ale cóż w tym
dziwnego, w końcu Brianna wyraźnie za mną nie przepadała, na pewno powiedziałaby
wszystko, żeby tylko mnie oczernić!
– Tak, mnie też mówiła, że rozmawiała z tobą –
mruknęłam. – I ciekawe, że miała do mnie pretensje. Na przyszłość, proszę, nie
opowiadaj jej jakichś wyssanych z palca bajeczek, bo potem takie rudzielce jak
ona ścigają mnie do przystanku autobusowego.
Odwróciłam się od niego i ruszyłam wzdłuż brzegu
jeziora, zanurzając oficerki w piasku. To miejsce naprawdę wyglądało
niesamowicie i aż dziwne, że było tak dzikie i tak spokojne. Ale to pewnie
kwestia tego, że w całości leżało na prywatnym terenie, należącym do rodziców
Harper.
Opatuliłam się szczelniej kurtką, bo na otwartym
terenie bardziej wiało, i odwróciłam do niego, gdy znalazł się obok mnie.
– Okej, trochę przesadziłem w rozmowie z Bree –
przyznał. – Ale też odpowiednio mi się potem za to dostało. Nawrzeszczała na
mnie, że musiała za mnie świecić przed tobą oczami i że miała do ciebie
pretensje o coś, co tak naprawdę nie miało miejsca. Jej chyba też było trochę
głupio. Ale… Maddie, nie w tym rzecz.
– Więc w czym? – Uparcie szłam przed siebie,
więc w końcu zatrzymał mnie, ponownie chwytając mnie za ramię, tym razem dużo
łagodniej. Nie wyrwałam mu się jednak, tylko odwróciłam do niego, czekając, co
odpowie.
– Miałem nadzieję, że cię odstraszę, znowu –
westchnął, a jego palce z mojego ramienia przesunęły się na kark. Gdy dotknął
nagiej skóry, zadrżałam, choć sama nie wiedziałam, czemu. – To było głupie.
Przepraszam…
Zamilkł, a ja nadal niewiele z tego rozumiałam.
Kiwnęłam jednak głową, bo miałam wrażenie, że na to właśnie czekał. Aż się na
to zgodzę.
– Okej. Porozmawiajmy – mruknęłam, rozpogadzając
się nieco. – Tylko tym razem, proszę, bądź szczery.
Ojej, on jest najsłodszy na świecie :D Spodziewałam się, że Aiden pojawi się na imprezie, ale że pojechał za nimi i czekał, aż Maddy pójdzie do lasu... On mnie rozczula, tą swoją nieśmiałością i jednocześnie tą słabością do Maddy. Aiden w tym rozdziale przyćmił wszystkich, nawet Lucasa, dla którego randka z Maddy była czymś oczywistym. I mam nadzieję, że tym razem rzeczywiście Aiden będzie szczery w rozmowie z Maddy. Chociaż jedno się wyprostuje, bo jeśli chodzi o prostowanie relacji z ojcem, to nie zapowiada się :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Haha, Aiden w założeniu wcale nie miał taki być, ale chyba faktycznie wyszedł mi bardziej taki ze względu na dręczące go względem Maddie wyrzuty sumienia i niezdecydowanie. No widzisz, a tak niedużo go było xd no pewnie, że była oczywista, w końcu Lucasowi żadna dziewczyna nie odmawia ;> na razie, uwaga na nieduży spojler, wyprostuje się na zasadzie "bądźmy przyjaciółmi", ale do wszystkiego jeszcze dojdziemy;) a co do ojca - no faktycznie, nie zapowiada się^^
UsuńCałuję! <3
Dobra, w pierwszym odruchu, jak Maddie zboczyła w lesie z kursu, to pomyślałam, że głupiej postąpić nie mogła, lekko wstawiona czy trzeźwa, nocą w nieznanym lesie (lasku?) sama się nie odnajdzie. Ale teraz się cieszę, że to zrobiła, mrał, mrał. ;] Może teraz uda im się porozmawiać, zamiast kłócić?
OdpowiedzUsuńA z innej beczki, to z Wyatta naprawdę porządny facet, no. Jeśli komukolwiek Maddie miałaby szczerze powiedzieć, dlaczego głupie komentarze Lucasa na temat Aidena ją tknęły, to chyba tylko jemu. No ale znowu, "za krótko ich znam, nie wiem, komu mogę naprawdę ufać", bla, bla, bla. Zdrowiej by dla Maddie wyszło, gdyby częściej się prowadzała z Wyattem niż z Carrie, ale na ile to ma szanse wypalić, chagiewu.
Czytało się świetnie, wzdychanie bardzo, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :D
Pozdrawiam cieplutko,
Uda, uda;) wprawdzie przeszkodzi im coś innego, ale przynajmniej znowu się nie pokłócą xd no fakt, nie było to ze strony Maddie zbyt przemyślane, ale ona w tamtej chwili za bardzo nie myślała. Chciała tylko oddalić się jak najbardziej od Lucasa;)
UsuńWyatt jest fajny chłopak i Maddie na pewno jeszcze wyraźniej to dostrzeże;) ale na wszystko przyjdzie czas, na razie jeszcze musi się do nich przekonać. Cieszę się, że się podobało:)
Całuję!
Generalnie mi sie podobało, najbardziej to,ze aiden znalazł sie nad jeziorem i ze zapowiada sie na ciekawa rozmowę, moze tym razem z większa proba zrozumienia drugiego i z miejszymi emocjami wybuchowymi, ze sie taj wyraze. Lucas wkurza mnie na maksa, ża to W rośnie w moich oczach coraz bardziej. O dziewczynach nie wspomnę, zeby sie nie denerwować xD w kazdym razie jestem ciekawa, co bedzie dalej. Było troche niezaradnych sformułowań, np. W pierwszym akapicie zbyt wiele powtarzałas cos o wyrzucaj sumienia i chyba zgubiłas sie w opisie. Ogolnie jednak wyciągajco jak zwykle. ZaoarszAm na nowosc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com, jestem bardzo ciekawa Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńTo w zasadzie było zamierzone, zarówno powtórzenie, jak i nieco zbyt długie zdanie, mające pokazać zagubienie się Maddie we własnych myślach, ale może coś w tym jest. Lucas i dziewczyny będą denerwować jeszcze bardziej, spokojnie, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość xd ale faktycznie Wyatt może być dla nich miłą przeciwwagą. A z Aidenem, owszem, porozmawiają tym razem spokojnie;) dziękuję za komentarz i całuję!
UsuńJeżeli chodzi o sytuację w samochodzie Wyatta, to ja raczej nie mam pretensji do Maddie. Owszem mogła powiedzieć, że są dupkami, czy coś w tym stylu, ale ja sama bym chyba przemilczała sprawę, a Maddie chociaż chyba czuje jakiś obowiązek do ratowania ludzi z opresji, to jednak nie czuła się z byt pewnie w tym towarzystwie. A Lucas mnie wkurza. Postawił Maddie praktycznie przed faktem dokonanym. Sama nienawidzę, gdy mówi mi się, że coś zrobię bez czegoś takiego jak znak zapytania na końcu, czy w ogóle prośby jakiejkolwiek. A Lucas tak robi i to mnie irytuje.
OdpowiedzUsuńI oczywiście Aiden... To było dziwne. rozumiem, poczekac aż wróci, albo do następnego dnia i wtedy z nią porozmawiać. Ale jechanie za nią na imprezę było dziwne... chociaż też trochę słodkie. O ile to nie norma w jego przypadku...
Jestem ciekawa kolejnego rozdziału, ten topielec mnie zaintrygował.
pozdrawiam gorąco! :)
Maddie po prostu nie jest dobra w konfrontacjach;) bardzo chętnie ich unika, jeśli tylko może, i tutaj to była właśnie taka sytuacja, co jednak nie znaczy, że w przyszłości będzie podobnie. Lucas myśli, że dzięki takiemu zachowaniu ma w sobie więcej uroku xd ale spokojnie, Maddie raczej nie uda mi się już zbajerować.
UsuńAiden chyba po prostu postanowił wszystko wyjaśnić i poczuł, że musi to zrobić już, zwłaszcza że domyślił się, że Maddie była na niego zła i specjalnie zasłoniła okno;) haha, to chyba robi się za słodki, muszę coś z nim zrobić xd
A, topielec będzie bardzo istotny...
Całuję!
Nie lubię, kiedy Maddie kłamie, nie lubię tego;( Bo wtedy jest mi żal, gdy ojciec daje jej szlaban. Jeśli dowie się o tej imprezie, to w sumie słusznie się na nią zdenerwuje, ale z drugiej strony on kompletnie nie potrafi jej zrozumieć. Czemu? Wiem, że nie ma pojęcia, jak wychować córkę, ale gdyby jej wysłuchał i postarał się iść na większy kompromis, może Madison nie musiałaby go okłamywać? Mad ma przystojnego ojca, ale upartego jak cholera :)
OdpowiedzUsuńWow, Aiden, jakie poświęcenie. Przyjechał za Maddie aż na imprezę do Harper, narażając się na to, że zostanie odkryty. Wow, Aiden, wow, odważny jesteś. Podziwiam. No, to mam nadzieję, że między nimi wszystko się wyprostuje i już nie będzie żadnych dziwnych wymówek. Swoją drogą zabolało mnie to, w jaki sposób ją ocenił, może poczułam się bardziej zraniona od Maddison. W każdym razie, jeśli między nimi będzie dobrze, a ich znajomość okaże się być prawdą powszechnie znaną, to czy Madison będzie musiała wybierać? No wiesz, między przyjaciółmi, a Aidenem? Wydaję mi się, ze Wyatt jest tu chyba jedyną osobą, która nie osądza Aidena na podstawie tego, co zrobił David. Zresztą, widać było, że przejął się i zauważył, że było coś nie tak z dziewczyną.
Ech, no dobra, udało mi się sklecić jako taki ten komentarz.
Pozdrawiam<3
Ona chyba też nie lubi, chociaż z drugiej strony łatwo jej to przychodzi i w sumie z błahych powodów, a to jeszcze nie koniec okłamywania ojca, niestety. A ojciec traktuje ją tak, jak ją traktuje, również ze względu na mamę Maddie, po prostu nie może zdobyć się na kredyt zaufania, pewnie niesłusznie. No ba, ona ma upór po nim XD
UsuńNo powiedzmy, przynajmniej na stopie przyjacielskiej;) on to jeszcze wyjaśni, spokojnie. Kiedyś pewnie będzie musiała... Ale jeszcze nie teraz, bo Aiden nie będzie się chciał afiszować z tą znajomością. A, bo Wyatt jest w gruncie rzeczy dobrym chłopakiem, choć i on nie jest pozbawiony swoich problemów - ale akurat u niego tego na pierwszy rzut oka nie widać...
Nawet nie było tak źle ;p całuję!
nie, nie, nie! nie zgadzam się na koniec w takim momencie! pełna zapału, z wypiekami na twarzy już wkręciłam się w ich rozmowe i nagle bum, koniec, pustka, rozczarowanie. jak możesz być tak okrutna dla mnie? Aiden znowu się pojawił, dodatkowo w tak romantycznyc (:D) okolicznościach i teraz muszę czekać na kolejną część. Powinno się karać za coś takiego.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do meritum, czy ja już mówiłam, że Aiden jest wspaniały? :D Będę to powtarzać w każdym komentarzu, bo jest jednym z moich ulubionych bohaterów męskich i naprawdę cieszę się, że przyszedł pogadać z Maddie. I zwarzając na to jak się, poniekąd, poświęcił to naprawdę musi mu zależeć. Mam nadzieję, że odciągnie Mads od tego towarzystwa i nie wpląta się w jakieś kłopoty (choć pewnie szansa na to jest zbyt mała).
Lucas standardowo swoją nachalnością działa mi na nerwy, czy Harper mogłaby się nim lepiej zająć? tak dla ogólnego dobra.
I Bree, Mads powinna ją w końcu polubić. wiem, że z takimi ekscentrykami jak ona bywa ciężko, ale potem na dluzsza metę okazuje się że warto było przetrwać te najgorsze momenty.
teraz obawiam się, że ktoś ich tam nakryje i dojdzie do zbiorowego poruszenia. kurcze, jacy oni sa niesprawiedliwi dla Aidena!
czekam na kolejny niecierpliwie, licząc, że znajdę czas, żeby przeczytać rozdział dużo szybciej niż ten.
Pozdrawiam! :)
Ach, bo ja jestem takim złym człowiekiem XD spokojnie, Aidena będzie dużo w następnym rozdziale, i też będzie trochę romantycznie, chociaż może nie aż tak bardzo, bo dojdą różne inne okoliczności xd
UsuńO rany, no to cieszę się, że tak uważasz, bo nawet się zastanawiałam już, czy przypadkiem nie wyszły mi z niego takie ciepłe kluchy xd co do braku kłopotów to obiecać nie mogę, ale Aiden na pewno będzie miał na Mads dobry wpływ. Inna sprawa, żeby jej ojciec to zauważył xd
Haha, to raczej nieprędko ;> ale mam wobec Lucasa plany, które powinny przypaść Ci do gustu ;P
Pewnie będzie warto, ale z Bree nie jest tak prosto jak z Carrie, to nie jest "Cześć, jestem Carrie i będę twoją przyjaciółką", na to potrzeba więcej czasu;)
Nie, spokojnie, nikt ich nie odkryje;)
To również tego życzę i całuję!