Usiedliśmy na zwalonym konarze drzewa, na samym
skraju lasu, w miejscu, gdzie jego podściółka zamieniała się w piasek. Aiden
nie patrzył na mnie, tylko gdzieś przed siebie, w taflę tego niewielkiego
jeziorka lub ponad nie. Przez chwilę milczeliśmy, bo ja czekałam, co miał do
powiedzenia, a on najwyraźniej zastanawiał się, jak ująć to w słowa. W końcu
jednak odezwał się:
– Wiesz, to było dziwne, kiedy cię poznałem. –
Ach, więc cofaliśmy się aż tak bardzo. No dobrze. – Powiedziałem, żebyś się do
mnie nie odzywała, bo nie chciałem, żebyś to robiła. Bałem się, że jeśli ty
spróbujesz nawiązać kontakt, to ja nie będę umiał się temu oprzeć, wiesz?
Dlatego cały czas cię odpycham. Jest mi łatwiej, gdy to ty się ode mnie
odsuwasz, a nie ja od ciebie.
Otworzyłam usta, ale nie bardzo wiedziałam, co
odpowiedzieć. Aiden jednak nie czekał na odpowiedź, tylko kontynuował:
– Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, też to zrobiłem.
To nieprawda, że nie jesteś mi już potrzebna, Maddie. Od samego początku dobrze
mi się z tobą rozmawiało, miło spędzałem czas w twoim towarzystwie, nawet gdy
panicznie się bałaś, i to się nie zmieniło. Na początku bałem się, że zaczniesz
patrzeć na mnie inaczej, gdy dowiesz się, kim jestem. Ale gdy tak się nie
stało, zacząłem bać się o ciebie.
– O mnie? – powtórzyłam tylko. Kiwnął głową.
– Ci ludzie… Sutton, Delany, nawet Thorne… Oni
nie są źli. Mają trochę źle poukładane w głowach, czasami są bezlitośni, ale
nie są źli. Przyjęli cię do siebie, zaczęli zapraszać na imprezy, pozwolili się
tu zaaklimatyzować. Dali ci akceptację, rozumiesz? Gdyby dowiedzieli się o
naszej znajomości, to wszystko przestałoby istnieć. Wierz mi, wiem coś o tym.
Przestaliby być tacy przyjacielscy. Skończyłyby się zaproszenia, miłe słówka,
cała ta przyjemna atmosfera w szkole. Nie chciałem tego dla ciebie.
– Ale to nie jest prawdziwe – uparłam się. – To
oszustwo. Nie chcę tak żyć.
– Maddie, błagam, nie rób z siebie męczenniczki.
– Wywrócił oczami i w sumie trudno mu się było dziwić. – Tak będzie dla ciebie
lepiej. Rzecz w tym, że tylko dlatego powiedziałem to, co powiedziałem. Bałem
się, że zrobisz coś głupiego, przyznasz się wszystkim do naszej znajomości czy
coś, dlatego cię odepchnąłem. Nie chcę, żebyś była pariasem jak ja. Nie
zasługujesz na to i nie wezmę za to na siebie odpowiedzialności.
– Więc dlaczego teraz mi to mówisz? – No dobrze,
to nawet miało sens. Mogłam zrozumieć, dlaczego tak postąpił, nawet jeśli to
było nie w porządku, biorąc pod uwagę, że podjął decyzję za mnie. Ale to? –
Dlaczego przyznajesz się do wszystkiego?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę sam
nie wiem. Wiesz… To Bree uświadomiła mi, że mam tak mało przyjaciół, że nie
powinienem sobie pozwolić, by jednego tak po prostu stracić. Z tak głupich
powodów.
– Nie uważam cię za przyjaciela –
zaprotestowałam z lekkim rozbawieniem, choć w gruncie rzeczy mówiłam szczerze.
– Za krótko się znamy.
– Jeszcze – dodał. – Jeśli tylko nie powiesz o
niczym swoim znajomym, o tym, że mnie znasz, nie będę cię więcej odpychał,
obiecuję. Musisz mieć jakieś życie w szkole, Maddie, nie zaprzeczaj, że nie, bo
musisz. Wiem, że mimo wszystko ich lubisz. Nie chcę, żebyś dla mnie z czegokolwiek
rezygnowała.
Miałam wrażenie, że było w tym coś poronionego,
choćby wziąwszy pod uwagę fakt, że takiej znajomości zwyczajnie nie dało się
utrzymać w tajemnicy; poza tym Aiden przyjaźnił się przecież z Brianną i nie
wierzyłam, żeby nikt o tym nie wiedział. Znaliśmy się jednak tak krótko, że nie
do końca byłam go pewna i bałam się trochę powiedzieć coś, co mogłoby go
spłoszyć albo urazić. Właśnie dlatego po chwili wahania kiwnęłam głową.
– Dobrze – odparłam po prostu. – Możemy tak
zrobić. Tylko skończ już z tymi dramatycznymi przemowami.
Roześmiał się, a ja odczułam pewną ulgę.
Musiałam przyznać, że było mi naprawdę źle, gdy nie mogłam z nim porozmawiać.
Po tym wszystkim poczułam się znacznie lepiej.
Żadne z nas nie wspomniało o pocałunku na
strychu, ale nie miałam o to do niego pretensji. Rozumiałam, że to, co właśnie
powiedział, wystarczyło w zupełności, żeby wyczerpać go emocjonalnie. Nawet ja
miałam dość. Nie chciałam tego jeszcze bardziej komplikować.
– Odwieziesz mnie do domu? – zapytałam nieco żałośnie.
– Chyba na dzisiaj mam już dość tej imprezy.
– Jasne. – Wstał z konara, otrzepał spodnie, po
czym podał mi rękę. Przyjęłam ją bez wahania, również podnosząc się na nogi.
Raz jeszcze zerknęłam na jeziorko i całkiem niedaleko od nas dostrzegłam niewielki
pomost, do którego zacumowano łódkę.
– A przejdziemy się tam, zanim pójdziemy?
Wskazałam kierunek ręką, więc kiwnął głową i
przepuścił mnie przodem. Szliśmy w milczeniu, które wyjątkowo mi nie
przeszkadzało. Kiedy nie było między nami niedomówień ani niezdrowej atmosfery,
nawet milczało się dobrze w jego towarzystwie. Musiałam przyznać, że bardzo się
cieszyłam, że Aiden nie wytrzymał i pojechał za mną nad jezioro.
Przyspieszyłam kroku, gdy znaleźliśmy się już
przy samym pomoście, po czym wbiegłam na niego, nie przejmując się hałasem, bo
w końcu stukot oficerek o deski musiał być słyszalny daleko. Aiden podążył za
mną powoli, z rękami w kieszeniach dżinsów przyglądając się mojej reakcji. Cóż
mogłam poradzić, po prostu lubiłam wodę. Gdyby było lato i było ciepło, z
pewnością zdecydowałabym się na kąpiel, bo jezioro wyglądało na czyste,
ponieważ jednak obecnie było za zimno, mogłam tylko przyglądać się wodzie z
wysokości pomostu. W końcu Aiden westchnął niecierpliwie.
– Możemy już iść? – zapytał, udając zniecierpliwienie,
nie dałam się jednak nabrać. Roześmiałam się i już chciałam coś odpowiedzieć,
gdy gdzieś po lewej stronie, w kierunku przeciwnym niż ten, z którego
przyszliśmy, zobaczyłam coś dziwnego.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
Zamilkłam, wytężając wzrok. Było ciemno mimo
księżyca świecącego wysoko na niebie, nie widziałam wszystkiego dokładnie, a
jednak byłam przekonana, że kawałek dalej, na wysokości ziemi, ale już w
miejscu, gdzie zaczynała się woda, coś widziałam. Jakiś ciemny kształt.
Który poruszał się niemrawo.
– Co się dzieje, Maddie? – zapytał Aiden,
podążając spojrzeniem za moim wzrokiem. Zanim zdążył jednak wyłowić kształt z
ciemności, ten poruszył się ponownie i wtedy nabrałam już pewności.
– Ktoś tam jest! – krzyknęłam, rzucając się do
biegu. To był odruch, nawet o tym nie pomyślałam, po prostu pobiegłam pomostem
z powrotem do brzegu i potem dalej, w stronę tego miejsca, gdzie dostrzegłam
kształt. – Ktoś jest w wodzie, Aiden!
Słyszałam, że biegł za mną, gdy rozbryzgiwał
płytką wodę przy brzegu; w końcu znalazłam to miejsce, spojrzałam w głąb
jeziora, by w całkiem niedalekiej odległości od brzegu dostrzec ciało.
Rozpoznałam je od razu. Widziałam już tego wieczoru te ciemne dżinsy i szarą
kurtkę, doskonale znałam te blond włosy; nie musiałam nawet widzieć twarzy,
żeby go poznać. Zawahałam się moment, ale zaraz potem wpadłam do wody.
– Chwyć go od tamtej strony – usłyszałam obok
siebie spokojny głos Aidena. – Trzeba go przewrócić, leży twarzą do wody, w
końcu się utopi!
Do oficerek nalała mi się woda, gdy pochyliłam
się nad bezwładnym ciałem, próbując pociągnąć je do siebie, żeby odwrócić go na
plecy. Aiden popchnął ze swojej strony i już po chwili Lucas leżał na plecach,
a ja pochylałam się nad jego klatką piersiową, żeby zobaczyć, czy oddychał.
– Oddycha, ale jakoś słabo – stwierdziłam w
końcu. Zamarłam na moment, gdy spojrzałam na jego twarz: woda, w której leżał,
zmyła wprawdzie większość krwi, ale zaraz pojawiła się nowa, sącząca się z rany
na skroni. Cholera. – Musimy wynieść go z wody i wezwać pogotowie. Chyba się o
coś uderzył i wpadł do wody…
Ogarnęłam wzrokiem całą okolicę i tuż obok
miejsca, w którym leżał Lucas, dostrzegłam spory, wystający z wody kamień.
Widoczne na nim były jeszcze ślady krwi. Proszę bardzo, był i winowajca.
Aiden chwycił Lucasa ze mną pod ramiona i pomógł
mi wytaszczyć go z wody, co proste nie było, bo ważył chyba z tysiąc funtów.
Lucas był nieprzytomny, ale musiał chyba tę przytomność stracić niedawno, bo
byłam przekonana, że ruszał się jeszcze, gdy dostrzegłam go z pomostu. Na myśl
o tym, że mogłam go nie zobaczyć, zrobiło mi się niedobrze.
– Zawołaj kogoś – polecił mi ostro Aiden, gdy
już rzuciliśmy Lucasa na piasek. – Może ktoś tu jeszcze krąży w okolicy… Byłoby
lepiej, gdybyście wynieśli go do drogi, pogotowie tutaj i tak nie wjedzie.
Zerwałam się z piasku i podbiegłam do ściany
lasu, czując się cokolwiek głupio. Jasne, jakiś czas temu byli tu w okolicy
Carrie i Wyatt, ale czy ciągle się tu kręcili? I czy nie wyszliby nad jezioro,
gdyby tak było?
– Carrie! Wyatt! Pomocy! – zawołałam jednak, na
wszelki wypadek. – Potrzebuję pomocy!
Dopiero potem przyszło mi do głowy, żeby może
jednak zadzwonić na komórkę. Drżącymi rękami wyjęłam z kieszeni telefon i
chociaż ślizgał mi się w mokrych dłoniach, wybrałam numer Carrie. Gdzieś w
głębi lasu usłyszałam sygnał jej komórki.
– No gdzie wy jesteście, Maddie? – odebrała po
chwili. Nie traciłam czasu na czcze pogawędki.
– Weź Wyatta i wyjdźcie natychmiast nad jezioro.
Lucas miał wypadek. Szybko!
Ledwie chwilę trwało, zanim wyłonili się z lasu.
Carrie wyglądała tak, jakby w jednej chwili otrzeźwiała, Wyatt natomiast był
mocno zaniepokojony. Dopiero w tamtej chwili przypomniałam sobie o Aidenie.
Cholera jasna, przecież wprosił się na tę imprezę i podobno nikt go tutaj nie
chciał! Co oni mogli powiedzieć na jego widok?!
Odwróciłam się z powrotem w stronę jeziora, po
czym zatrzymałam, zdumiona. Aidena nigdzie nie było. Na piasku leżał tylko bez
ruchu nieprzytomny Lucas. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam
Aidena. No dobrze, może miał więcej rozsądku ode mnie i w porę schował się w
lesie, ale… z drugiej strony, to było takie dziwne…
Zaraz jednak wróciłam do rzeczywistości, bo
przecież miałam aktualnie bardziej palące problemy na głowie. Wskazałam Carrie
oraz Wyattowi odpowiedni kierunek i podeszłam bliżej do Lucasa. Oddychał, więc
chyba nie było z nim tak źle, mimo wszystko na pewno powinien trafić na
pogotowie.
– Co tu się stało?! – zapytał Wyatt ze zgrozą,
pochylając się nad przyjacielem. Bezradnie rozłożyłam ręce.
– Nie widziałam samego wypadku, ale podejrzewam,
że się poślizgnął, uderzył o kamień głową i wpadł do wody. Niemal się utopił,
bo kiedy go znalazłam, leżał twarzą do wody…
– I wyciągnęłaś go z jeziora sama? –
dopowiedziała Carrie nieco podejrzliwie.
Nie bardzo wiedziałam, co na to odpowiedzieć,
więc odkrzyknęłam tylko:
– Nie stój tak, tylko dzwoń na pogotowie! Musimy
jakoś dostarczyć go do ulicy i zawieźć do szpitala! Nie wiem, co mu jest, ale
może mieć uraz mózgu…
Carrie podskoczyła, ale posłusznie wyjęła telefon
i zaczęła wybierać numer. Wyatt spojrzał na mnie poważnie znad ciała Lucasa.
– Zadzwonię do chłopaków, żeby tu podeszli, ale
musimy wyjść im na spotkanie – powiedział trzeźwo. – Musimy przenieść go tak
daleko, jak zdołamy. A potem powinnaś jechać do domu, Maddie. Jest naprawdę
zimno, a ty jesteś cała mokra, nie chciałbym, żebyś dostała jakiegoś zapalenia
płuc czy czegoś takiego.
– Jasne – przytaknęłam z roztargnieniem, bo
naprawdę, ostatnim, o co się w tamtej chwili martwiłam, było moje własne
zdrowie. Przykucnęłam przy nim i przyjrzałam się powątpiewająco Lucasowi. –
Pomóc ci go podnieść? Chyba sporo waży.
– Poczekamy, aż Carrie skończy rozmawiać. –
Wyatt rzucił mi uważne spojrzenie. – Ale przecież faktycznie wyciągnęłaś go z
wody sama, prawda, Mads? Jak ty to właściwie zrobiłaś?
Zawahałam się, uznałam jednak, że nie mogłam
wspomnieć mu o Aidenie. Nie wiedziałam, jak żaden z nich by na to zareagował,
zwłaszcza zaś Aiden, któremu przecież obiecałam dyskrecję. Wobec tego w końcu
wzruszyłam ramionami.
– Adrenalina – wyjaśniłam tylko. – Sama nie
wiem, jak to zrobiłam. Carrie, skończyłaś?
Carrie skończyła rozmawiać, w międzyczasie Wyatt
zadzwonił po kolegów, więc już po chwili mogliśmy podnieść Lucasa. Myślałam, że
wysiądzie mi przy tym kręgosłup, ostatecznie jednak się udało. Lucas był
naprawdę ciężki, a już zwłaszcza nieprzytomny Lucas. Zatoczyliśmy się raz i
drugi, ale w końcu powoli ruszyliśmy w stronę lasu. Kiedy piasek został
zastąpiony przez podściółkę, szło nam się już odrobinę łatwiej. Zadyszałam się nieźle
i już miałam powiedzieć coś na temat zapasu sił, który wyczerpał mi się
znacznie szybciej, niż sądziłam, kiedy nadciągnęła pomoc w postaci znajomych
Wyatta.
Przejęli od nas Lucasa, dzięki czemu akcja
ratunkowa od razu zaczęła przebiegać szybciej. Po kilku minutach dotarliśmy
wreszcie do bramy, przy której stała już karetka, mrugając dziko światłami.
Wokół niej zebrał się spory tłumek gapiów, w dodatku nikt za bardzo nie
potrafił powiedzieć ratownikom, co właściwie się stało.
– Znalazłam go w wodzie – wyjaśniłam, gdy udało
mi się dorwać któregoś z nich. – Uderzył głową o kamień i stracił przytomność.
O mało się nie utopił.
Sanitariusz przyjął moje informacje, po czym
wraz z resztą ekipy zajął się Lucasem. Już po chwili ładowali go na nosze i
zamykali w karetce.
– Ktoś powinien powiadomić jego rodziców –
powiedziała Carrie, gdy karetka, wyjąc dziko sygnałem, już odjechała. Objęłam
się ramionami, bo dopiero kiedy spadła ze mnie trochę adrenalina, poczułam, jak
bardzo było mi zimno i jak bardzo się trzęsłam, i kiwnęłam głową.
– Tak, ale to na pewno nie będę ja –
odpowiedziałam pewnie. – Jego matka za mną nie przepada. Może wy do nich
jeźdźcie? Wyatt chyba może z nimi porozmawiać, w końcu jest trzeźwy.
– Poradzisz sobie? – Wyatt spojrzał na mnie z
troską, więc pospiesznie pokiwałam głową.
– Jasne. Jedźcie, dam sobie radę. Ktoś podwiezie
mnie do domu.
Harper uwijała się gdzieś z tyłu, próbując
zmusić wszystkich do opuszczenia działki i rozejścia się do domów; najwyraźniej
uznała, że wobec takiego incydentu należy czym prędzej zakończyć imprezę. Cóż,
nie mieli do nich ostatnio szczęścia: najpierw policja, a teraz pogotowie.
Brakowało tylko straży pożarnej.
Nie kracz, Mads.
Nagle wokół mnie zrobiło się praktycznie pusto:
koledzy Wyatta wrócili na imprezę, żeby pozbierać rzeczy, a sam Wyatt z Carrie
poszli w stronę jego samochodu, żeby pojechać do rodziców Lucasa; przez moment
nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, aż w końcu uznałam, że pomogę Harper, bo nie
wyglądało na to, żebym w najbliższym czasie mogła stąd odjechać, kiedy nagle
tuż obok siebie usłyszałam znajomy, męski głos:
– Podwieźć cię do domu?
Wydarłam się odruchowo, na co koledzy Wyatta
zareagowali z oddali entuzjastycznym odzewem, zapewne myśląc, że krzyczy ktoś
bardzo zadowolony z imprezy. Świetnie. Mogliby mnie tu w tym lesie zamordować i
pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował.
– Rany boskie, Aiden, musisz mnie tak straszyć?
– zapytałam z niesmakiem, odwracając się do niego. – Skąd się tu w ogóle
wziąłeś?!
Aiden był kamiennie spokojny, jakby cała akcja z
Lucasem w ogóle go nie ruszyła. Może jednak moi znajomi mieli rację i
faktycznie psychicznie coś było z nim nie tak, bo nie wierzyłam, żeby mógł być
aż tak niewzruszony. Przecież niewiele brakło żeby Lucas zginął praktycznie na
naszych oczach!
– Przeszedłem lasem – wyjaśnił spokojnie,
obrzucając mnie uważnym spojrzeniem. – Wiedziałem przecież, że na pewno
traficie tutaj. Obiecałem, że podwiozę cię do domu.
– Tak, i chętnie skorzystam. – Zadrżałam, zastanawiając
się, jak to było możliwe, że miałam przemoczone ciuchy i gdzie w takim razie
znajdował się mój tusz do rzęs. Bo że nie na rzęsach, to było więcej niż pewne.
– Tylko chodźmy już, bo zaraz umrę z zimna.
– Zdejmij to i weź moją kurtkę – poradził,
prowadząc mnie do drogi, przy której zapewne zaparkował chevroleta. – Nie wiem,
jak to zrobiłaś, że jesteś cała mokra, a ja zmoczyłem tylko nogawki, ale
wytrzymam w samym swetrze, a ty nie dostaniesz zapalenia płuc.
Przyjął ode mnie moją kurtkę, gdy posłusznie ją
z siebie ściągnęłam, po czym zarzucił mi na ramiona własną, skórzaną, która
teoretycznie powinna być nieprzyjemna w dotyku, a jednak… jakoś nie była.
Zastanawiałam się, jakie miał w tym znaczenie fakt, że należała właśnie do
niego, ale to w zasadzie było bez różnicy. Ważne, że ją nosił i ją zagrzał,
dzięki czemu teraz ja mogłam się ogrzać jego ciepłem. Ciepłem ciała Aidena.
Z trudem przełknęłam ślinę, zabierając mu z
powrotem moją kurtkę, choć zrobiłam to nie bez problemów, bo wielkie rękawy
jego skutecznie utrudniały mi ruchy. Spojrzał na mnie krytycznie, po czym
pomiędzy moimi rękami sięgnął do guzików i zapiął kilka z nich, aż wstrzymałam
oddech, tak blisko mnie w tamtej chwili się znalazł. Cholera jasna. Jak on mógł
mówić o pozostaniu przyjaciółmi, skoro jego bliskość sprawiała, że serce chciało
mi się wyrwać z piersi, a płuca całkiem przestawały pracować?!
To było po prostu nienormalne. I nigdy wcześniej
nic podobnego mi się nie zdarzyło.
Zawahałam się, gdy stanęliśmy pod zaparkowanym
na poboczu niebieskim Camaro. Ostatecznie to auto miało tyle lat…
– Zmoczę ci tapicerkę – bąknęłam. Aiden wywrócił
oczami, po czym otworzył mi drzwiczki po stronie pasażera.
– Weź przestań – mruknął. – Twoje zdrowie jest
ważniejsze. A jeśli nie dowiozę cię zaraz do domu, naprawdę dostaniesz
zapalenia płuc.
Nie kłóciłam się z nim już więcej. Posłusznie
wsiadłam do samochodu i pozwoliłam, by zatrzasnął za mną drzwi, choć zazwyczaj
irytowało mnie to strasznie, bo w końcu miałam dwoje rąk i nie byłam
niepełnosprawna, mogłam to zrobić sama. Troska Aidena o moje zdrowie jednak
rozczuliła mnie wystarczająco, żebym przymknęła oko na szczegóły.
Ruszył z piskiem opon, równocześnie wolną ręką
podkręcając ogrzewanie. Przez moment jeszcze trzęsłam się z zimna, bo mokre,
przyklejone do nóg dżinsy bynajmniej nie ułatwiały mi tej podróży, w końcu
jakoś się jednak uspokoiłam. Zerknęłam w boczne lusterko, żeby przekonać się,
czy wyglądałam już jak ostatni potwór, z zadowoleniem stwierdziłam jednak, że
mój tusz najwyraźniej był bardziej wodoodporny, niż przypuszczałam, bo prawie w
całości trzymał się na rzęsach. Przynajmniej jeden plus.
– Nadal ci zimno? – zapytał w pewnym momencie,
spoglądając na mnie ukradkiem. Zrzuciłam z nóg oficerki, w których ryby z
jeziora urządziły sobie chyba basen, i bezceremonialnie ściągnęłam przemoczone
skarpetki. Stopy miałam lodowate.
– Nie jest źle – skłamałam. Odmrożenia mi
wprawdzie chyba nie groziły, ale wolałabym nie uziemić się na najbliższe
tygodnie w łóżku. Aiden rzucił mi jeszcze jedno pełne troski spojrzenie, po
czym odparł:
– Na tylnym siedzeniu mam koc, weź go i ogrzej
sobie nogi i dłonie. Jeszcze parę minut i będziemy w domu.
– A trzymasz tu koc tak na wszelki wypadek,
gdyby jakaś dziewczyna zgodziła się iść z tobą na piknik? – Nie mogłam
powstrzymać się od złośliwości. Aiden uśmiechnął się krzywo.
– A co, jesteś zazdrosna?
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że faktycznie
byłam. Chyba coś ze mną było nie tak, skoro w takiej sytuacji kotłowały się we
mnie podobne uczucia, ale fakt pozostawał faktem. Nie, żebym zamierzała się do
tego przyznawać. Tak do końca jeszcze nie zwariowałam.
– Po prostu mnie to dziwi. Mamy listopad. –
Sięgnęłam do tyłu i znalazłam wspomniany koc, po czym przetaszczyłam go na
przednie siedzenie. Był miękki i cieplutki, i z przyjemnością zanurzyłam w nim
stopy i dłonie. – Dziewczyna musiałaby być nienormalna, żeby o tej porze roku
zgodzić się na piknik.
Aiden nie podjął zaczepki i w sumie byłam z tego
zadowolona. Musiałam mieć ostatnie słowo, to prawda, ale wcale nie chciałam
wszczynać dłuższej dyskusji na temat jego ewentualnych byłych dziewczyn.
Zwłaszcza nie w chwili, gdy sama wyglądałam jak zmoknięta kura.
W końcu, po jakichś stu pięćdziesięciu latach,
Aiden zatrzymał samochód na moim podjeździe. Na szczęście nie było na nim
samochodu taty, bo musiałam przyznać, że byłoby to idealnym dopełnieniem tego
okropnego dnia. Przynajmniej to zostało mi oszczędzone i może jednak tata nie
miał się dowiedzieć, jak szanowałam jego decyzję o moim szlabanie.
– Poradzisz sobie? – zapytał, wzrokiem lustrując
mój ciemny, pusty dom. Kiwnęłam głową.
– Jasne. A twoja ciocia nie będzie pytała,
dlaczego wracasz w takim stanie? – odwdzięczyłam się. Aiden uśmiechnął się
krzywo.
– Nie przejmuj się, nie będzie. Nie ma jej w
Elizabethtown.
Ton jego głosu nie zachęcał do drążenia tematu,
postanowiłam więc tego nie robić. Za to podniosłam się nieco w fotelu, żeby
zdjąć jego kurtkę, powstrzymał mnie jednak w połowie ruchu.
– Zostaw ją sobie, oddasz mi innym razem. A jak
wrócisz do domu, weź gorącą kąpiel i idź do łóżka.
– Dobrze, mamo. – Wywróciłam oczami, szarpiąc za
klamkę chevroleta. – Dobranoc.
– Dobranoc, Mads.
Uciekłam z auta, zanim zdążył zauważyć, jakie
wrażenie zrobiło na mnie to zdrobnienie w jego ustach. Tak mówili na mnie tylko
rodzice, plus czasami ktoś, kto to od nich usłyszał, ostatnio chyba Wyatt. W ustach
Aidena jednak brzmiało to jakoś inaczej. Dużo bardziej… intymnie.
Ciekawe, czy zdawał sobie z tego sprawę?
Dom powitał mnie ciszą i ciemnością. Zrobiło mi
się nieprzyjemnie, gdy trafiłam do ukrytego w mroku salonu, dlatego czym
prędzej włączyłam światło, walcząc z chęcią rzucenia się z powrotem do
samochodu Aidena i poproszenia go, żeby pozwolił mi spędzić noc z sobą, skoro
jego cioci i tak nie było w domu. To już było nienormalne.
To oficjalne, pomyślałam, rzucając klucze na
stolik do kawy i czym prędzej ponownie zdejmując przemoczone oficerki. Musiałam
zwariować, skoro bałam się zostać na noc sama w domu.
Musiałam jednak przyznać, że było coś w
atmosferze tego wieczoru, w sposobie, w jaki znaleźliśmy Lucasa, niemalże
utopionego w jeziorze, co nie pozwalało mi o tym zapomnieć. Nawet gdy już
poszłam na piętro, do sypialni, nadal nie zdejmując kurtki Aidena, bo czułam
się w niej bezpieczniej, nie mogło mi to wyjść z głowy. Co za głupi wypadek.
Gdyby nas tam nie było, Lucas mógłby przecież już nie żyć!
Zgodnie z sugestią Aidena wzięłam gorącą kąpiel,
po czym już w piżamie i szlafroku, z turbanem z ręcznika na głowie, zabrałam
się za czyszczenie oficerek, które nie dość, że przemoczone, to jeszcze w
dodatku były całe brudne z piasku. Wiedziałam, że tata, niczym profesjonalny
detektyw, natychmiast to wywęszy i zacznie zadawać zbędne pytania, gdy tylko
wróci, więc musiałam od razu usunąć wszelkie ślady mojej nieobecności w domu.
Pozamykałam wszystkie drzwi, włączyłam alarm, żeby czuć się bezpieczniej, i
zaszyłam się w sypialni, a choć planowałam iść spać, potrafiłam tylko zagrzebać
się pod kołdrą, z jakiegoś jednak powodu nie potrafiłam wyłączyć światła.
Jakąś godzinę później przyszedł SMS od Carrie.
Z Lucasem
powinno być okej. Jedziemy już z Wyattem do domu. Odezwę się później.
Odetchnęłam z ulgą, gdy odczytałam tę wiadomość.
Dopiero po niej odważyłam się zgasić światło i spróbować zasnąć, chociaż
nadmiar adrenaliny, który tego wieczoru wyprodukowało moje ciało, jeszcze długo
sprawiał, że leżałam w bezruchu w ciemności, nadaremnie próbując pozbyć się
spod powiek widoku podtopionego Lucasa.
W rezultacie spałam źle i krótko, a rano cienie
pod oczami wyjątkowo zatuszowałam makijażem, bo nie chciałam przecież, żeby
tata się czegoś domyślił. Perfekcyjnie poukrywałam wszystkie szczegóły, które
mogłyby naprowadzić go na informację, że poprzedniego wieczoru nie było mnie w
domu. Uprałam buty. Schowałam kurtkę Aidena głęboko do szafy, nawet jeśli swoim
zapachem rozpraszała mnie za każdym razem, gdy ją otwierałam. Mokre ciuchy
wrzuciłam do pralki i wraz z innymi rzeczami od razu uprałam, tak jak robiłabym
to co niedzielę. A gdy wstałam, jak gdyby nigdy nic przygotowałam śniadanie dla
siebie i taty, czekając spokojnie na jego powrót. Usunęłam nawet mokre plamy na
schodach, które zostawiłam, wchodząc na górę mokra, w nocy.
Wszystko było na swoim miejscu.
Kiedy przyjechał tata, byłam pewna, że mi się
udało. Nie podobało mi się wcale, że go tak okłamywałam, i postanowiłam, że
mimo wszystko to była moja ostatnia taka impreza, nie chciałam mieć jednak z
jej powodu problemów. Tata wrócił zmęczony i trochę zniechęcony, z
wdzięcznością powitał więc czekające na niego śniadanie i zapytał, co robiłam
pod jego nieobecność.
– Nic takiego. – Wzruszyłam ramionami, udając,
że oglądam prognozę pogody w telewizji. – Trochę poczytałam, odrobiłam pracę
domową, uczyłam się na kartkówkę z trygonometrii, rozmawiałam z Grace. W
telewizji leciał jakiś głupi horror, więc go obejrzałam.
– Nie bałaś się? – zaśmiał się, nie wiedząc
nawet, jak bliski był prawdy. Prychnęłam.
– Horroru? – zapytałam z niedowierzaniem. – Daj
spokój. To tylko głupi film. Nie boję się wymyślonych potworów.
Nie miałam pojęcia, czy tata to łyknął, nie
kwestionował jednak moich słów. Ja bym kwestionowała. Bo która normalna
siedemnastolatka spędza sobotni wieczór, czytając książkę i oglądając horror w
telewizji? Sama?
Ale cóż, najwyraźniej tata nadal niewiele
wiedział o nastolatkach.
Około dziesiątej rano, gdy tata zamierzał już
położyć się spać, ogłosiłam ostatecznie swoje zwycięstwo i stwierdziłam, że
mimo tylu przeciwności losu mi się udało. Udało mi się zachować tę zdecydowanie
nietypową imprezę w tajemnicy.
Okazało się, że cieszyłam się przedwcześnie.
Chwilę później bowiem na podjazd naszego domu
zajechał radiowóz policji i już wiedziałam, że sprawa się rypła.
Haaaaaaaaaaaaaaaaa! O.O No nie, wyda się, nosz do cholery, pewnie Carrie albo Wyatt powiedzieli mamie Lucasa, że to Maddie wyciągnęła go z jeziora, a ta uznała to za próbę morderstwa/zemsty i zwykłą przykrywkę. No nie, i co ja mam teraz robić przez następne dwa tygodnie? (Ćś, wiem dokładnie, co mam robić, ale dramaty w opowiadaniu wymagają dramatycznych reakcji. ^^)
OdpowiedzUsuńA Aiden się robi coraz bardziej mrau. ^^ Ja nie wiem, jak Maddie daje radę mu się oprzeć z bliska, skoro ja mięknę, czytając o nim, ale to chyba jakieś supermoce!
Pozdrawiam cieplutko i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :*
Ktoś powiedział na pewno, ostatecznie tajemnica to nie była. Ktoś normalny pewnie by jej jeszcze za to podziękował, ale nie mama Lucasa, oj nie xd oj tam, miną bardzo szybko, zobaczysz;)
UsuńA Aiden... jak jest taki słodki, to niedługo zaczną od niego zęby boleć xd chyba muszę coś z nim zrobić, chociaż teraz to już będzie raczej trudno, bo on po prostu ma taki charakter ;>
Dziękuję i całuję! ;*
Wow... Wątek z Lucasem, Aidenem i Maddie był oczywiście super.
OdpowiedzUsuńMyślaałam, że Lucas się przebudzi, czy coś, ale w sumie walnął się w głowę, więc od razu porzuciłam tę myśl. Ale nie zmienia to faktu, że fajnie by było. Tutaj Aiden i Maddie potajemnie się spotykający i Lucas któremu coś tam miga, że widział brata mordercy z Maddie. Ale pewnie w końcu i tak się ktoś zorientuje i w ogóle... Maddie to mistrz zakrywania śladów. Ciekawa co wymyśli w związku z radiowozem. I jak zeraguje jej tata...
Pozdrawiam cieplutko!
Kurczę, no wiesz, a o tym nie pomyślałam xd to faktycznie byłby ciekawy zwrot, ale z drugiej strony mam już zaplanowane, w jakich okolicznościach "wyda się" znajomość Mads i Aidena i trochę by mi to zaburzyło ten plan;)
UsuńNo niby mistrzyni, ale jednak nie do końca, Mads zdecydowanie ma pecha, jeśli chodzi o imprezy xd z radiowozem już nic jej się nie uda wymyślić, teraz tylko pozostaje liczyć na łaskawość ojca^^
Całuję!
Przepraszam za milczenie, rozdziały nadrobię tak prędko, jak się da. Po prostu teraz mam nawał obowiązków, a jakoś nie umiem ci tu byle czego napisać. Mam nadzieje, że wybaczysz, bo cały czas tu zaglądam :***
OdpowiedzUsuńBuziaki <3
Spokojnie, nic się nie dzieje, zresztą ja u Ciebie też mam zaległości ;( także rozumiem to doskonale, wpadniesz, jak będziesz mieć czas. Całuję! ;***
UsuńOki to czas na komentarz. Ha! Wiedziałam, że ta impreza będzie mieć koszmarny finał, dobrze, że nie tragiczny. Cieszę się, że Lucasowi nic nie jest, sprawa przez chwile wydawała się groźna. Zastanawia mnie, dlaczego nikt nie zrobił mu sztucznego oddychania? To pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy, gdy wyciągnięto go z jeziora. Moim zdaniem postąpili nierozważnie :D:D
UsuńA Aiden ma da ulatniania się <3 Co za fantastyczny chłopak, taki ciepły i troskliwy. Miałam nadzieje, że impreza się Maddie upiecze, ale policja... nosz kurde, ma dziewczyna pecha.
Kurcze, zastanawiam się, czy Lucas sam wpadł do tego jeziora, bo jest jakąś niedojdą, czy aż tak dużo wypił, żeby stracić równowagę, czy może jednak ktoś mu pomógł. Chociaż rozumiem, że imprezy zakrapiane alkoholem to trochę równoległa rzeczywistość i wszystko tak naprawdę może się zdarzyć XD Nawet to, że siedemnastolatka wyciągnie sama swojego rówieśnika z wody. Okej, już wiem, że wynikną z tego kłopoty i czekam niecierpliwie, co się wydarzy, ale też interesuję mnie, jak naprawdę doszło do tego wypadku, że Lucas prawie się utopił ;>
OdpowiedzUsuńKiedy Aiden schował się gdzieś w krzakach, było mi go trochę żal. A może było mi bardziej żal Maddy? Bo tak nagle zniknął i ona mówiła tę sytuację ogarnąć sama. Zastanawiam się jednak, czy prawdziwe zagrożenie dla życia jest mniej ważne niż zagrożenie dla życia towarzyskiego. Za to później... Kurcze, jestem kompletnie kupiona tą kurtką, kocem, tym... wszystkim! Ale już od dawna mam słabość do Aidena, więc trudno się dziwić. Naprawdę, to jest taki typ bohatera, że najchętniej wzięłabym go w ramiona i mocnooooo tuliła :D Zupełnie nie rozczula i miękną mi kolana :) Cóż, zawsze lubiłam Twoje męskie postacie w typie Alessandro, ale Aiden jest... To jest zupełnie nowa kategoria :D
Pozdrawiam! :*
Noo... To tak samo się zastanawiasz, jak wszyscy, łącznie z policją xd dokładnie, wszystko tam mogło się zdarzyć, a dojście prawdy nie będzie proste również dlatego, że Lucas nie wszystko będzie pamiętał. Kiedyś to się jednak wyjaśni, ale pewnie nieprędko ;>
UsuńNo musiała, to fakt, ale Aiden był pewien, że sobie poradzi, zwłaszcza że z najtrudniejszą częścią zdążył jej pomóc. Mnie tam też było go żal, ale skoro jest Ci go żal teraz, to w kolejnych rozdziałach pewnie będzie jeszcze bardziej xd może i tak, ale Aiden wiedział, że gdy inni przyszli na pomoc, on już tak naprawdę nie był potrzebny. Cieszę się, że jego późniejsze zachowanie Ci się podobało;) Aiden w gruncie rzeczy to dobry, prosty chłopak xd tylko okoliczności ukształtowały go tak, że jest trochę nieufny. I tym bardziej mnie cieszy, że wreszcie udało mi się stworzyć inny rodzaj męskiego bohatera, bo nie chciałabym się powtarzać^^
Całuję! ;*
Oj tam, ja nie miałabym nic przeciwko, gdybyś zechciała jeszcze kiedyś stworzyć jakiegoś łamacza serc :D
UsuńTeraz to dopiero się zacznie; z kim wróciła, jakim cudem wyjęła go sama, co robiła sama na plaży o tej godzinie, dlaczego oddaliła się od grupy. Gdyby tego było mało, pewnie wrócą do sprawy na lekcji, oprzedniej imprezy i Maddie ugotowana. A mogła nie jechać (no, dobra, musiała tam być, żeby uratować Lucasa, ale z drugiej strony po cholere wlazł w tą wodę?) I wydaje mi się, że mimo wszystko nie uda jej się utrzymać w tajemnicy zbyt długo znajomości z Aidenem, a po wydarzeniu na plaży już na pewno nie. Teraz dopiero się zacznie.
OdpowiedzUsuńCo do Aidena, to jego przemowa mnie osobiście poruszyła. Wyobrażam sobie, jak wiele trudu musiał w to włożyć, że w ogóle cokolwiek z siebie wydusić. Aczkolwiek w obecnym świetle niezbyt mądry był przyjazd na imprezę. Być może nieco chaotycznie brzmię, ale strasznie się o niego i Mads boję. Jakoś tylko znieczulona jestem na Lucasa :D
Maddie znow wpakowała się w kłopoty, ale ona chyba już tak ma. Tydzień bez kłopotów jest tygodniem straconym. Pozostaje mi tylko liczyć, że wszyscy jej uwierzą, a przebudzony Lucas rzuci nowe światło na sprawę i oddali jakiekolwiek zarzuty względem Maddie.
Pozdrawiam! :)
Ale świetna końcówka xD najlepsze zdanie w całej notce, serio xDxD no dobra, rozmowa naszych głownych bohaterów też niczego sobie, bo przynajmniej znów się nie pokłócili, a właściwie pogodzili, tylko że doszli do nei do końca zadowalającej mnie relacji xD ale ćóz, lepsza przyjaźń niż udawanie obojętnośći (nienawiść nie wchodziłaby w grę, tym bardziej prawdzia obojętność). Jednak uważam, że teraz ważniejszą kwestią jest to, jak wytlumaczy się nasza narratorka. NO bo raczej policja nie będzie skora uwierzyć, ze sama wyciągnęła Lucasa z jeziora, a jeśli nawet by powiedizała, kto jej pomógł (choć wąptię),. to bęą się pytać, czemu okłamała znajomych i uznają za winną nie tlyko ją, ale i Aidena:/ poza tym ojciec chyba bnie będzie w nastroju jej bronić, raczej się porządnie wkruzy i się mu nie zdziwię... No naprawdę wydaje mi sie być to mocno trudną sytuacją, nie wiem, jak to rozwiążęsz, bylebyś nikogo w więziueniu czy poprawczaku nie umieściła (tzn. ani Aidena, ani Maddie...). Te kłopoty wydają się byćn o wiele gorsze niż poprzednie... BOje się konsekwencji tej afery:/ z niecierpliwością czekam na cd!!! bardziej niż kiedykolwiek, w takim miejscu rpzerać (wybaczam tylko za to ostatnie zdanie, które jest mistrzowskim zakończniem, perełką wręcz :)). Zapraszam na odnalezcprzeznaczenie i zapiski-condawiramurs, byłabym wdzięczna za Twoja opinię:)
OdpowiedzUsuńOoł :c
OdpowiedzUsuńI się wydało.
Ta scena jak znaleźli Lukasa...straszne!