– Zainstaluj sobie przekierowanie na komórkę.
Ta genialna rada przyszła od Wyatta w czwartek
rano, gdy przed kartkówką z trygonometrii odpowiadał na moje ostatnie pytania i
wyjaśniał ostatnie wątpliwości. Siedzieliśmy na podłodze pod jego klasą,
przerzucając kartki w moim zeszycie, gdy niespodziewanie zmienił temat, chociaż
od poprzedniego dnia, gdy marudziłam Carrie, że nie mogłam w weekend iść z nią
do kina, nie wspomniałam na ten temat ani słowa. Spojrzałam na niego w
zamyśleniu i upuściłam ołówek na zeszyt.
– Przekierowanie? – zapytałam dość bezmyślnie.
Wyatt pokiwał z entuzjazmem głową.
– Właśnie o tym pomyślałem – przyznał. – Jest
taka opcja, że kiedy ktoś dzwoni na telefon stacjonarny, przekieruje go na
twoją komórkę. Zresztą nie tylko ze stacjonarnego to działa, a w ogóle, z
każdego telefonu. Trzeba sobie tylko coś takiego załatwić.
Przez moment biłam się z myślami. Z jednej
strony, przecież to było genialne! I stanowiło rozwiązanie wszystkich moich
problemów, począwszy od tych z ojcem, a na nowych znajomych, którzy zaczynali
już chyba uznawać, że coś było ze mną nie tak, skończywszy. Z drugiej, wcale
nie chciałam dokładać kolejnych kłamstw do tych, którymi już karmiłam tatę i
tematów, w których go nie słuchałam.
Skoro jednak nie potrafiłam się z nim zwyczajnie
dogadać…
– Nie wiem, czy to w porządku, tak oszukiwać
tatę. – Skrzywiłam się, ostatecznie zamykając zeszyt. – Zostaw to, niczego już
się nie nauczę. Jeśli tego nie zdam, to znaczy, że jestem beznadziejnym
przypadkiem, więc się nie przejmuj.
– I tak będę się przejmować. – Wzruszył
ramionami, po czym zaczął pakować książki do plecaka. – A do tej pory nie
miałaś problemów z oszukiwaniem go? Tak nagle ci się wyrzuty sumienia włączyły
czy może boisz się, że znowu cię przyłapie na kłamstwie?
Boże, i jeszcze musiał być taki spostrzegawczy!
Nie znosiłam Wyatta. Murowany kandydat do Harvardu, zresztą wszyscy w szkole
się z niego z tego powodu śmiali. Wywróciłam oczami.
– Zawsze czuję się źle, okłamując go –
mruknęłam, podnosząc się z podłogi. Wyatt pomógł mi wstać, po czym otrzepał
spodnie. – Ale jeszcze gorzej się czuję, godząc się z jego absurdalnymi
wymaganiami. Jakbym była ostatnią sierotą, która nie potrafi się postawić
własnemu ojcu. Odprowadzisz mnie do klasy?
– Jasne. – Wyatt zarzucił plecak na ramię i
wolnym krokiem ruszył przed siebie, wymijając biegających we wszystkie strony
uczniów. Poszłam za nim, a po chwili nad naszymi głowami rozbrzmiał dzwonek
wzywający na lekcję. – Lepiej się pospieszmy, bo nie chcesz się spóźnić na
zajęcia. A tatą się nie przejmuj. Każdy nastolatek musi się czasem trochę
buntować. Może właśnie przyszła kolej na ciebie, co?
Roześmiałam się, słysząc te słowa, jednak w
następnej chwili rozbawienie ustąpiło miejsca zaskoczeniu, gdy nagle wszystkie
rozmowy w korytarzu umilkły, większość uczniów stanęła w pół kroku, by po
chwili wypełnić szkolną przestrzeń gorączkowymi szeptami.
Dopiero po chwili zorientowałam się, o co
chodziło. Środkiem korytarza, w glorii chwały, w naszą stronę szedł Lucas.
Wyglądał zaskakująco dobrze jak na fakt, że
zaledwie dzień wcześniej został wypuszczony ze szpitala. Rozluźniony, szeroko
uśmiechnięty, bez żadnych widocznych ubytków w tej jego ładnej buźce, właściwie
jak zawsze wyglądał zabójczo. Jakby wcale nie spędził tych kilku nocy na
szpitalnym łóżku i jakby wcale prawie nie utonął na głupiej szkolnej imprezie.
Nie rozumiałam też, dlaczego wszyscy wokół
zachowywali się tak, jakby był jakimś pieprzonym bohaterem. Przecież on tylko
po pijaku wpadł do wody! Nie było w tym niczego bohaterskiego, niczego
tajemniczego, nawet niczego intrygującego! Dlaczego więc wszystkie dziewczyny
dookoła przypatrywały mu się z tą idiotyczną mieszanką fascynacji i
uwielbienia, jakby był jakimś herosem, który właśnie cudem wyszedł z paskudnego
wypadku samochodowego? Serio, brakowało tylko zwolnionego tempa i aureoli
rozświetlającej jego blond włosy.
Odruchowo też się zatrzymałam, bo Wyatt zrobił
to samo, wpatrując się w Lucasa z niedowierzaniem, a po chwili oderwał nogi od
podłogi, podszedł do niego i uściskał go mocno, wypominając, że nic nie
wspominał o powrocie do szkoły.
– Chciałem wam zrobić niespodziankę – usłyszałam
odpowiedź Lucasa, na którą westchnęłam z rozbawieniem. No tak, to akurat udało
mu się doskonale.
Uczniowie spróbowali się rozejść – w końcu było
już po dzwonku – i na korytarzu zapanował jeszcze większy tumult, niż chwilę
wcześniej; Lucas z Wyattem ledwie się do mnie przepchnęli, a gdy chciałam iść
wyminąć, żeby zdążyć na tę głupią kartkówkę, Lucas zatrzymał mnie, zaskakująco
poważnie pytając:
– Maddie, moglibyśmy chwilkę porozmawiać?
Wyatt coś tam wymamrotał o angielskim i już po
chwili go nie było, zanim zdążyłam poprosić o asystę. Wcale nie chciałam
zostawać sam na sam z Lucasem, nawet wśród innych uczniów! Ponieważ jednak nie
miałam wyjścia, ruszyłam przed siebie, w stronę odpowiedniej sali, a Lucas
poszedł za mną, najwyraźniej nie chwytając aluzji.
– Maddie, poczekaj. Wiem, że to ty wyciągnęłaś
mnie z wody… Maddie. – Zatrzymał mnie w końcu, dotykając delikatnie mojego
przedramienia, na co automatycznie się zatrzymałam. W jego niebieskich oczach
czaiła się powaga. – Chciałem ci podziękować. Gdyby nie ty… Nawet nie chcę
myśleć, co by się mogło stać, gdyby cię tam nie było.
– Na przyszłość tyle nie pij – mruknęłam, ale
zrobiło mi się głupio z powodu takiej odpowiedzi, dlatego po chwili dodałam: –
To nic takiego. Zapomnij o tym.
– Zapomnij? Uratowałaś mi życie! – Rozłożył
bezradnie ręce, jakby pokazując, że o czymś takim nie da się tak po prostu
zapomnieć. – Maddie, mówię poważnie. Nie wiem, jak to się stało, bo przysięgam,
że wcale nie byłem wtedy taki pijany. Miałem nauczkę na imprezie u mnie w domu
i nie chciałem… Zresztą, nieważne. – Wiedziałam, co miał na myśli, i cieszyłam
się, że w porę się wycofał. – Tak czy inaczej, dziękuję. A w ramach
podziękowania chciałem cię zaprosić na kolację. Co ty na to? Może jutro?
Czy on kompletnie zwariował? W głowie
natychmiast zakotłowało mi się sto tysięcy wymówek, spróbowałam więc wybrać tę,
która wymagała najkrótszych tłumaczeń. Byliśmy już blisko mojej klasy i
najprawdopodobniej powinnam już być w środku, musiałam więc skrócić tę rozmowę tak
bardzo, jak tylko się dało, jeśli nie chciałam oblać poprawy kartkówki bez
przystępowania do niej.
– To miłe z twojej strony, Lucas, ale jutro nie
mogę – zaprotestowałam więc. – Pilnuję dzieci sąsiadki.
– Więc w sobotę – zripostował natychmiast. –
Znam jedną fajną knajpkę poza Elizabethtown. Co ty na to?
Zawahałam się, ale ostatecznie odpowiedziałam:
– Przykro mi, Lucas, ale po imprezie u ciebie
ojciec dał mi szlaban, a sytuacji nie poprawił fakt, że po akcji nad jeziorem
odwiedziła nas policja. Nie wolno mi nigdzie wychodzić. A teraz wybacz, ale
spieszę się na lekcje…
Wyminęłam go, zanim zdążył coś odpowiedzieć, i
trzymałam kciuki, żeby za mną nie polazł. Udało się. Nie polazł.
Byłam mu bardziej wdzięczna za to niż za to
zaproszenie.
Chociaż, z drugiej strony, nadal czułam się z
tym źle, gdy wreszcie siadałam na swoim miejscu w klasie, przepraszając za
spóźnienie. Ostatecznie przecież Lucas miał dobre intencje. To miało być tylko
podziękowanie, a ja po prostu go spławiłam.
O ile to rzeczywiście miało być tylko
podziękowanie. Bo przecież nie mogłam być w stu procentach pewna, że nie
chodziło mu o coś więcej, prawda? W przypadku Lucasa właściwie wszystko było
możliwe.
Przekonałam się o tym naocznie jeszcze tego
samego popołudnia.
Na angielskim Carrie znowu odciągała moją uwagę
od słów panny Clayton, próbując raz jeszcze omówić ze mną sprawę imprezy nad
jeziorem, tematu, który odżył najwyraźniej przez pojawienie się w szkole
Lucasa. Nie wiedziałam, dlaczego koniecznie musiała robić to na lekcji, skoro
po niej mieliśmy dwadzieścia minut przerwy na lunch, kiedy to mogła wygadać
się, ile tylko chciała, najwyraźniej jednak Carrie po prostu szukała sposobu,
żeby przetrwać lekcję angielskiego bez wyniesienia z niej ani jednej
informacji. Momentami strasznie mnie to irytowało, zwłaszcza że dość miałam
spięć zarówno z panną Clayton, jak i ojcem, który mógłby nie przeżyć nerwowo
kolejnego wezwania do szkoły.
– Ale jak myślisz, to mogłoby wypalić? – syknęła
mi do ucha Carrie, na co rzuciłam jej roztargnione spojrzenie. Nie miałam
pojęcia, o czym mówiła, bo w końcu robiłam wszystko, żeby jej nie słuchać,
włącznie z notowaniem w zeszycie słów panny Clayton. Gdyby jednak Carrie
dowiedziała się, jak mało dbałam o jej wyznania, mogłaby się obrazić, dlatego
odpowiedziałam ostrożnie:
– A niby czemu nie?
– No właśnie! – Najwyraźniej na taką odpowiedź
czekała, bo bardo ją ucieszyła. – Dokładnie też tak uważam! Harper ma jakieś
pretensje, jak to ona, zresztą zupełnie nieuzasadnione, ale Harper zawsze ma
pretensje, dlatego pomyślałam, że pogadam z tobą…
Znowu się wyłączyłam, jednym okiem spoglądając
na bazgroły na tablicy produkowane przez pannę Clayton, a równocześnie
zastanawiając się znowu nad całą tą sprawą z Lucasem. Może powinnam była się
zgodzić albo chociaż odmówić w bardziej przekonujący sposób. Ale cóż mogłam
poradzić, że chciałam zachować dystans, bo bez niego po prostu nie czułam się w
towarzystwie Lucasa pewnie? Było mi głupio, że mu odmówiłam, bo taki już miałam
charakter – w gruncie rzeczy byłam za dobra i na zbyt wiele pozwalałam innym,
stąd między innymi brało się to przekonanie ojca, że miałam skłonności do
przesadnego pomagania ludziom. Może to jednak oznaczało, że tak naprawdę była
to słuszna decyzja?
– Maddie, słuchasz mnie w ogóle? – Usłyszałam
znowu niecierpliwy syk Carrie. Pospiesznie pokiwałam głową, przepisując z
tablicy ostatnie pojęcia. – Pytałam, co o tym myślisz. Harper trochę przesadza,
nie?
Jak dla mnie, Harper przesadzała od początku
naszej znajomości, ale tego nie zamierzałam mówić Carrie. Zamierzałam za to coś
odpowiedzieć, tylko nie bardzo wiedziałam, co, a sprawy nie ułatwiał fakt, że
cały czas czułam wwiercające mi się w plecy spojrzenie Lucasa. Czego on
właściwie chciał? Nie pozostało już przecież nic do powiedzenia. Chciał mi
podziękować, ale nie mogłam ani nie miałam ochoty nigdzie z nim iść. Dlaczego
nie potrafił zrozumieć, że zamierzałam trzymać go na dystans i to nie miało się
zmienić?
– Pewnie – mruknęłam w końcu, pochylając się nad
zeszytem, żeby panna Clayton nie zauważyła, że rozmawiałyśmy. – Nie przejmuj
się Harper.
– Wiedziałam, że tak powiesz! – wyszeptała z
entuzjazmem, podskakując na krzesełku. – I masz rację, Maddie. Nie będę się nią
przejmować. W końcu to moje życie i…
– Dziewczęta! Czy ja wam przypadkiem nie
przeszkadzam?! – Podniesiony głos panny Clayton wdarł się między nas, w jednej
chwili zamykając usta Carrie. Odruchowo wyprostowałam się na krzesełku,
podciągając się do góry, Carrie natomiast odwrotnie, zsunęła się niżej z
siedzenia, chyba myśląc, że będzie ją dzięki temu gorzej widać.
Przez resztę lekcji już się do mnie nie
odezwała, zniechęcana do kontynuowania tematu twardymi spojrzeniami naszej
nauczycielki angielskiego. Nie byłam tym faktem specjalnie zdenerwowana ani
zainteresowana, o co właściwie jej chodziło, bo byłam prawie pewna, że nie było
to nic istotnego. Zdążyłam się już przekonać, że w przypadku Carrie większość
spraw, którymi się ze mną dzieliła, dotyczyły jej samej i przez to były raczej
mało ważne.
Nie, żebym jakoś umniejszała wartość jej osoby,
skąd. Po prostu nie znałam Carrie na tyle dobrze, by obchodziły mnie jej
uczuciowe wybory albo wątpliwości, co ma włożyć na siebie na najbliższą
imprezę.
Po skończonej lekcji, gdy zaczęłam zbierać
książki z ławki i chować je do torby, Carrie stanęła nade mną niecierpliwie,
wyraźnie czekając, aż skończę, żeby kontynuować temat na korytarzu. Wobec tego
przeciągałam pakowanie, jak tylko się dało, pewnie jednak ostatecznie wpadłabym
w jej szpony, gdyby z ratunkiem znienacka nie pospieszyła mi panna Clayton.
– Maddie, mogę cię prosić na słówko? – zapytała,
wobec czego Carrie nie pozostało nic innego, jak tylko się pożegnać i wyjść,
zostawiając nas same w klasie. Zbliżyłam się do biurka z duszą na ramieniu,
dość niepewnie, spodziewając się dodatkowych wymówek za rozmawianie na lekcji,
nic takiego jednak nie nastąpiło. Za to panna Clayton spojrzała na mnie z
troską wyraźnie malującą się na tej jej sympatycznej, otwartej twarzy, po czym
dodała: – Chciałam cię tylko zapytać, czy wybierasz się na najbliższe zajęcia
rysunku.
Westchnęłam. A co ona się tak uczepiła tego
rysunku? Wiedziała przecież, że tata nie był z tego zadowolony, więc po co
naciskała? Wzruszyłam ramionami.
– Nie rozmawiałam o tym jeszcze z ojcem –
mruknęłam. Panna Clayton przytaknęła.
– Właśnie, po tym, jak odwiedziła was policja,
twój tata na pewno ma do ciebie jakieś zastrzeżenia.
– Skąd pani wie o policji? – zdziwiłam się.
Panna Clayton rozłożyła bezradnie ręce, po czym spuściła wzrok na biurko, żeby
zrobić na nim względny porządek.
– Elizabethtown nie jest takie duże, Maddie.
Uwierz, wieść szybko się rozniosła. Mama Lucasa jest powszechnie uważana za
dość… nadopiekuńczą, więc nic dziwnego, że natychmiast chciała znaleźć winnych
tego wypadku.
Poprawiłam torbę na ramieniu, po czym rzuciłam
tęskne spojrzenie w stronę drzwi klasy. Jak długo zamierzała mnie tu jeszcze
trzymać, gadając o pierdołach? Właśnie uciekała mi długa przerwa, a byłam
cholernie głodna.
– W każdym razie tata był dość… niezadowolony –
dokończyłam oględnie. – Nie wiem, czy pozwoli mi dalej chodzić na zajęcia.
– A chciałabyś?
Czy chciałabym? Sama nie wiedziałam. Rysowałam w
domu, ale to nie było to samo. To nie było to samo, gdy bazgrałam sobie w
zeszycie, myśląc o całym świecie – bo wtedy najlepiej mi się myślało – i nie
pokazywałam tego nikomu, i nikomu nie dawałam też do oceny. W domu nie miałam
wrażenia, że się w tym kierunku rozwijałam, a na zajęciach, nawet jeśli
niewiele, to raczej tak. Pytanie, czy ten rozwój był mi w ogóle potrzebny.
I czy był mi potrzebny kolejny kłopot w postaci
dodatkowych zajęć.
– Porozmawiam o tym z tatą – obiecałam. –
Jeszcze dzisiaj, a jutro dam pani znać, dobrze? Ale tata od początku nie był
zachwycony tym pomysłem i na pewno chętnie chwyci się każdej wymówki, która
pozwoli mu mnie od tych zajęć odciągnąć… Więc nie robiłabym sobie wielkich
nadziei.
Zostawiłam ją, po czym pognałam na stołówkę,
mając nadzieję, że zdążę jeszcze coś zjeść. Udało się i nawet nie spotkałam
podczas tego lunchu ani Carrie, ani Harper, ani Lucasa. I dobrze.
Nie spotkałam też Aidena, ale to oczywiście mnie
nie zdziwiło. W końcu wiedziałam już, że Aiden nie jadał lunchów na stołówce,
tak samo jak nie przebierał się na WF na przerwie, a dopiero po niej. Od
weekendu i naszej wspólnej podróży do domu po tej feralnej imprezie nad
jeziorem nie zobaczyłam go ani razu, choć rozglądałam się za nim w szkole; po
powrocie do domu zaś ani razu nie widziałam na podjeździe jego samochodu. Nic
nie mogłam poradzić na to, że… że chciałam go zobaczyć. Chociaż to było głupie.
Miałam jednak takie dziwne wrażenie, że znowu
mnie unikał. I o co mogłoby chodzić tym razem?
Kiedy wróciłam do domu, samochodu Aidena znowu
nie było na podjeździe. Ciekawiło mnie, gdzie mógł być, ale odsunęłam te myśli
na dalszy plan, bo przecież to w sumie nie była moja sprawa. Zamiast tego
zajęłam się obiadem i nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się późno i tata
wrócił z pracy.
– Znowu gotujesz – stwierdził od wejścia z
pewnym zdziwieniem. – Czegoś ode mnie chcesz?
Przygryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Tata i jego podejrzenia. Nie był nawet daleki od prawdy, chociaż przecież
gotowałabym tak czy inaczej.
– Tato, coś musimy jeść. – Wyłączyłam piekarnik
i przeszłam do salonu, żeby włączyć telewizor. Na MTV akurat leciał jakiś głupi
program o gejach umawiających się na randki. – A skoro i tak mam szlaban i nie
mogę wychodzić z domu…
– Jutro nie będzie mnie dłużej, więc ostrzegam,
że będę do ciebie dzwonił – przerwał mi stanowczo, zdejmując kurtkę i buty.
Wywróciłam oczami za jego plecami, żeby nie widział.
– Tato, jutro pilnuję dzieci pani Welsh, pamiętasz?
Nie wiem, jak długo mi zejdzie. Chyba że też nie mogę.
Tata zawahał się wyraźnie. Zdjął marynarkę i
rozpiął mankiety koszuli – nie miałam pojęcia, po co właściwie zakładał taki
strój do pracy, w której i tak przebierał się w kitel i babrał ludziom w
bebechach – a odpowiedział dopiero wtedy, gdy wróciłam do kuchni i zaczęłam
wyjmować talerze oraz sztućce.
– Nie no, oczywiście. Pochwalam wszelką formę
pracy zarobkowej. – Przeszedł do łazienki, w której spędził akurat tyle czasu,
żebym zdążyła rozłożyć wszystko na stole. Byłam prawie pewna, że tata wolałby
zjeść lasagne z mięsem niż ze szpinakiem, ale skoro to ja gotowałam, mogłam też
wybrać potrawę. Obserwowałam go uważnie, kiedy wrócił, ale skrzywił się na
widok przygotowanego przeze mnie dania bardzo nieznacznie i natychmiast pokrył
to nerwowym uśmiechem. Nie ma co, tata naprawdę się starał. – Ale przez resztę
weekendu jesteś w domu? Bo ja będę musiał iść do pracy, nie będzie ci samej
nudno?
Cały tata: dawał mi szlaban, a potem się
martwił, że będę się nudzić w domu.
Przypomniałam sobie Lucasa, który chciał mnie
gdzieś zabrać w sobotę, po czym stanowczo pokręciłam głową. Owszem, Lucas byłby
dobrą alternatywą dla samotnego weekendu w domu – nawet Lucas – ale to nie miało znaczenia, bo nie zamierzałam póki
co znowu podpadać ojcu. Nawet jeśli pomysł Wyatta z przekierowaniem był
naprawdę dobry.
– Jakoś sobie poradzę – ucięłam, nakładając nam
obojgu jedzenie. – Możesz dzwonić, na pewno będę w domu.
Nie zdążyłam nawet wziąć do ust pierwszego gryza
lasagne, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Telewizor grał dosyć głośno, poza tym
rozmawialiśmy, dlatego zapewne nie usłyszałam samochodu, parkującego na naszym
podjeździe; dopiero gdy rozległo się pukanie, a ja wyjrzałam przez okno na
ulicę, stwierdziłam ze zdziwieniem, że obok SUV–a taty stał drugi samochód.
Chyba nie widziałam go nigdy wcześniej; był czarny, sportowy, niewielki i lśnił
nowością. Chyba porsche, o ile mnie wzrok nie mylił.
Tata rzucił widelec na talerz i wstał, żeby
otworzyć. Ponieważ byłam niezwykle zainteresowana, kto mógł jeździć taką bryką,
poszłam za nim, a kiedy zobaczyłam osobę, stojącą na naszym progu, uznałam, że
w zasadzie nie powinnam być zaskoczona.
A jednak byłam.
No bo co, do cholery, Lucas robił na moim
podjeździe?!
– Dzień dobry. – Wystroił się, pomyślałam z
przekąsem, przyglądając mu się z lekkim niedowierzaniem. Miał na sobie szarą,
sportową marynarkę i jasną koszulę wpuszczoną w niebieskie dżinsy, które
podkreślały jeszcze jego sylwetkę. A Lucas naprawdę dobrze wyglądał, nie
potrzebował do tego nawet oficjalnych ciuchów. – Przepraszam, że wpadam tak bez
zapowiedzi, panie Monroe. Nazywam się…
– Ty jesteś Lucas Thorne, wiem – przerwał mu
tata dość bezceremonialnie, wkładając ręce do kieszeni spodni, jakby w obawie,
że Lucas spróbuje uścisnąć mu dłoń. Odruchowo zrobiłam krok do przodu, po
którym zmusiłam się, żeby się zatrzymać; ostatecznie co mnie obchodziło, co
Lucas pomyśli sobie o moim ojcu? – Nie za późno na takie wizyty?
Był do niego uprzedzony, to jasne. W końcu
wezwano go do szkoły, bo pobiłam się
z Lucasem. Wszystko to naprawdę rozumiałam. Ale czy to był wystarczający powód,
żeby zachowywać się tak niegrzecznie? Odzywać się do Lucasa w taki sposób i, co
najważniejsze, trzymać go w progu domu?
Tata czasami był po prostu okropny.
– Ja właściwie… Właściwie przyjechałem do pana.
– To było całkiem zabawne i interesujące, oglądać Lucasa w tej sytuacji, bo w
obecności mojego ojca jakimś cudem tracił cały swój rezon i pewność siebie.
Założyłam ręce na piersi, stając za ojcem i przyglądając się temu z pewnej
odległości. – Chciałem z panem chwilkę porozmawiać. Mógłbym wejść?
Tata milczał przez moment, nie spuszczając z
Lucasa wzroku i naprawdę podziwiałam go za to, że to spojrzenie wytrzymał i nie
spłoszył się, bo postawa ojca naprawdę mu tego nie ułatwiała. Wiedziałam, że
tata mógł być postrzegany jako człowiek surowy, zwłaszcza gdy tego chciał i
zwłaszcza gdy chodziło o mnie. Tym zabawniejsze było oglądanie Lucasa w takiej
sytuacji.
Jednak musiałam mieć zły charakter, skoro tak
mnie to bawiło.
W końcu tata odsunął się nieco, przepuszczając
Lucasa, który przestąpił próg dość niepewnie, obrzucając mnie krótkim, uważnym
spojrzeniem. Był całkiem poważny i mimo woli pomyślałam, że przy mnie często
taki był. Kiedy go poznałam, uśmiech nie schodził mu z ust i zawsze miał coś
zabawnego do powiedzenia, zawsze był taki wyluzowany. A teraz? Zupełnie nie
przypominał tamtego Lucasa, który usiadł przede mną na stoliku z „Austin” na
ustach.
Jak to właściwie się stało? Nie miałam pojęcia,
co go opętało, miałam tylko nadzieję, że to nie byłam ja, bo przecież nigdy nie
traktowałam go poważnie. Ani przez moment.
– O, widzę, że przeszkodziłem w obiedzie.
Przepraszam – powiedział, gdy jego wzrok padł na zastawiony stół. Tata machnął
lekceważąco ręką.
– Zupełnie się tym nie przejmuj. Może
usiądziemy?
Zaprowadził go do sofy, po czym wyłączył
telewizję, a ja nie miałam siły mówić im, że to wszystko było niedorzeczne.
Szłam tylko za nimi jak zagubiony psiak, zirytowana faktem, że żaden nie zdawał
się zwracać na mnie uwagi. Mogłabym spokojnie wrócić do obiadu i też byłoby
dobrze. O co tu właściwie chodziło?
– Być może pan wie, że Maddie ostatnio uratowała
mi życie – wypalił Lucas, gdy tata spojrzeniem ponaglił go, by zaczął
wyjaśnienia. Prychnęłam, przysiadając na oparciu fotela obok ojca.
– To spore nadużycie…
– Nieprawda – przerwał mi Lucas, po czym znowu
zwrócił się do mojego taty: – Ona naprawdę uratowała mi życie. Wyciągnęła mnie
z wody, zanim zdążyłem się utopić, wiedział pan o tym?
– Coś słyszałem – mruknął tata, zezując na mnie.
– Ale jaki to ma związek z twoją wizytą?
– Chciałem jej za to podziękować – wyjaśniał
Lucas zupełnie tak, jakby nie było mnie przy tej rozmowie. Nic dziwnego, że
czułam się niepotrzebna. – Zapytałem więc, czy nie pozwoliłaby się w ramach wdzięczności
zabrać w sobotę na kolację.
– Oczywiście wyjaśniłam Lucasowi, że mam szlaban
– dodałam pospiesznie, z lekkim przekąsem. – Najwyraźniej nie jest
przyzwyczajony do przyjmowania odmów.
– Dlatego chciałem z panem porozmawiać, zapytać,
czy ewentualnie nie wziąłby pan pod uwagę uchylenia szlabanu Maddie na ten
jeden wieczór – wyjaśniał dalej Lucas, ignorując moje słowa. Świetnie, po
prostu świetnie. Czy stałam się niewidzialna? – Mogę obiecać, że się nią
zaopiekuję i odwiozę o takiej godzinie, jaką pan wskaże. Proszę mnie zrozumieć,
bardzo mi na tym zależy. Pańska córka naprawdę uratowała mi życie.
I jedyne, co przyszło mu do głowy w ramach
wdzięczności, to wspólna kolacja? Naprawdę, Lucas miał mocno ograniczoną
wyobraźnię.
Tata tymczasem spojrzał na mnie, najwyraźniej
wreszcie mnie zauważając. W jego oczach czaiło się rozbawienie.
– To prawda, Mads? – zapytał niepotrzebnie. – Że
Lucas zaprosił cię na kolację, żeby ci podziękować za uratowanie życia, a ty
wymówiłaś się szlabanem?
– No jasne. – Wzruszyłam ramionami. – A co
innego miałam zrobić?
Nie wspomniałam, że szlaban był tylko wymówką.
No bo po co Lucas miałby o tym wiedzieć?
Przez moment w pokoju panowała cisza, gdy tata
najwyraźniej się zastanawiał, a obydwoje z Lucasem czekaliśmy na jego odpowiedź
– ja, mając nadzieję, że się nie zgodzi, a Lucas pewnie odwrotnie. W końcu tata
odparł spokojnie, poważnie:
– Musisz odwieźć ją do jedenastej do domu,
Lucas. Sprawdzę to, nawet jeśli mnie nie będzie. Musisz też obiecać, że
zabierzesz ją w publiczne miejsce, nie będziesz pił i osobiście odwieziesz do
domu.
– Oczywiście. Obiecuję – odparł Lucas
natychmiast, na co skrzywiłam się nieco. Świetnie. Po co w ogóle był mi ten
szlaban, skoro nawet nie potrafiłam się nim wymówić przed kolacją z Lucasem? –
Na pewno nie zrobię nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób skrzywdzić pana córkę,
panie Monroe. Naprawdę.
Rzeczywiście, na to było już za późno, teraz
wiedziałam już, żeby trzymać się od niego z daleka. Szkoda, że tata mi tego nie
ułatwiał.
W ten sposób właśnie zostałam umówiona na randkę
z Lucasem Thornem w sobotę, praktycznie bez mojej zgody. W końcu z moich ust
nie padło ani jedno „tak”.
Lucas jednak najwyraźniej potrafił postawić na
swoim.
Świetny rozdział, tylko brakowało mi trochę Aidena...ale co za dużo to niezdrowo;) Czy tylko ja uważam,że te rozdziały są za krótkie? ;p Twój styl pisania sprawia,że mogłabym czytać i czytać.. cokolwiek byś napisała.
OdpowiedzUsuńZauważyłam malutki błąd, tacie Mads przypisałaś nazwisko Aidena. Chyba,że tutaj coś sugerujesz..jakiś zamierzony zabieg? XD
Pozdrawiam gorąco w te upalne dni,
jednocześnie skrycie wierze,że może moje modły zostaną wysłuchane i rozdziały zaczną pojawiać się częściej? ;)
Wow, dzięki za wskazanie błędu, taka wtopa XD nie, nie był to zamierzony zabieg, po prostu pierwotnie to Maddie miała nazywać się Montgomery ;> stąd pewnie ta pomyłka;)
UsuńNo niestety Aiden nie może pojawiać się zawsze;) ale spokojnie, w następnym już będzie. Rozdziały... no może mogłyby być dłuższe, ale jak dla mnie taka długość jest optymalna;) cieszę się jednak, że miałabyś ochotę czytać i dłuższe:)
No niestety póki co pisanie CS nie idzie mi za dobrze, mam mało zapasu, więc częstotliwości tutaj raczej zmieniać nie zamierzam. Może jak w końcu wezmę się w garść i zacznę pisać dalej, to coś się zmieni;)
Całuję!
Nie lubiłam Lucasa, ale trochę mi się od tego czasu pozmieniało. Może i Maddie nie miała zbyt wiele do powiedzenia w sprawie randki/kolacji, ale zachowanie Lucasa było słodkie. Wątpie, żeby kierowała nim tylko wdzięczność-wtedy wymyśliłby coś innego, a tak widać, że Maddie bardzo mu się podoba i prosił jej ojca o "błogosławieństwo", czy coś...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się też zachowanie Maddie w sprawie telefonu. Coś mi się wydaje, że jeszcze zmieni zdanie w jakiś okolicznościach, ale to dobrze, że nie zgodziła się na to tak od razu, tylko ma jakieś obiekcje przynajmniej. Sama też nie chciałabym mieć takiego szlabanu, ale widać, że Maddie ma wyrzuty sumienia no i pewnie trochę boi się odkrycia prawdy, jeżeli to zrobi.
Coś mam wrażenie, że Carrie wymyśliła coś tak pokręconego, że nawet Harper się nie zgodziła, a Maddie w ogóle nie wie o co chodzi...
Pozdrawiam! :)
Oczywiście, że nie kierowała nim tylko wdzięczność, Lucas nie zamierza ukrywać, że planuje zrobić wiele, żeby Maddie jeszcze się do niego przekonała;) zresztą musiał mieć wiele odwagi, żeby stawić czoła ojcu Maddie XD
UsuńByć może zmieni, ale mimo wszystko Maddie też ma wątpliwości i też wcale nie chce tak bardzo ojca okłamywać. Z drugiej strony ma do niego pretensje o ten szlaban i wcale jej się nie podoba, że ojciec nakłada na nią takie restrykcje. Także różnie jeszcze może być;)
Noo, może nie aż tak... Harper po prostu jest, jaka jest, to egoistka, a Carrie nie widzi dalej poza czubek własnego nosa po prostu dlatego, że jest mało spostrzegawcza;)
Całuję!
"Proszę mi zrozumieć, bardzo mi na tym zależy." - Proszę mnie zrozumieć.
OdpowiedzUsuńTata Maddie faktycznie bardzo niezdecydowany jest. "Masz szlaban, będę dzwonić i sprawdzać gdzie jesteś! Ale czy nie będziesz się nudzić? O, i właśnie kiedy się tym zamartwiałem, przyszedł ten młody człowiek, do którego jestem uprzedzony, bo się z nim biłaś, a jego matka nasłała na moją córkę policję, więc oczywiście, że pozwolę mu zabrać moją jedynaczkę na pseudorandkę." Que? Nie pojmuję tego człowieka, po prostu nie.
A przy okazji naszło mnie takie dziwne, bardzo stereotypowe przemyślenie. Skoro Maddie jest z Teksasu, to czy potrafi posługiwać się bronią palną? Niby w dużym mieście jak Austin inaczej niż na jakimś ranczu, więc konieczności nie ma, ale mnie to ciekawi. I czy tata Maddie też jest z Teksasu czy może z jakiegoś innego stanu (chyba to nigdzie nie padło)? Bo jeśli nie, ale Lucas o tym nie wiedział, to tym bardziej mógł być zdenerwowany, wszyscy znamy stereotyp amerykańskiego samca z południowych stanów. :P Ale to takie tam, na boku.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i pozdrawiam ciepło!
Haha, dzięki, zauważyłam już to sama i poprawiłam, bo dopiero teraz miałam czas zrobić korektę;)
UsuńNo ba. To wszystko przez to, że on wcale nie chce karać Maddie, tylko po prostu nie wie, jak inaczej sobie z nią poradzić. Do Lucasa na pewno stuprocentowej pewności nie ma, ale nie bardzo potrafił mu odmówić, zwłaszcza że Lucas tak ładnie się zachował XD ale tata Maddie sam nie wie, jak w takiej sytuacji się zachować, najchętniej wcale nie dawałby córce szlabanu, w końcu wcale nie jest taki zły;)
Haha xd w sumie to żadne z nich zbyt wiele z bronią palną nie ma wspólnego, ale Lucas faktycznie mógł tak pomyśleć xd pewnie gdzieś jeszcze wspomnę o tym później, dzięki;)
Całuję!
Ja naprawdę nie rozumiem ojca Maddie. Z jednej strony będzie się ciskał, że ona na lekcje plastyki chodzi, że to takie niepotrzebne, że to, że tamto... a za chwilę, po burzliwej imprezie, pozwala jej wybrać się z chłopakiem na kolacje. Dziwny typ. Nie węszy, że to się może skończyć seksem? Nie, żebym o to Maddie podejrzewała, broń Boże, ale nadopiekuńczy ojciec chyba powinien snuć takie scenariusze. Mówiłam już, że go nie rozumiem. Lucas to ma tupet, chyba widzi, że Thorne nie pali się do towarzystwa z nim, a mimo to, taki cwany z niego list. Ja bym się na jej miejscu sprzeciwiła. W końcu, już nie raz dała mu do zrozumienia, że go nie lubi. Co ją teraz powstrzymało? Ach, Maddie, złotko.
OdpowiedzUsuńCiekawe, co u Aidena, co też sprawia, znowu, że on jej unika? I Carrie, mam dziwne wrażenie, że Maddie czegoś w rozmowie nie usłyszała, a powinna.
Świetny rozdział :* Buzia i Dorotkę cały czas czytam, jestem teraz z nimi na pustyni z szalejącą burzą piaskowa. Pozdrawiam! <3
Haha, tata Maddie chyba aż tak daleko w swoich podejrzeniach nie wybiega ;> a tak serio, to cały czas powtarzam, że on chyba po prostu nie wie, jak sobie z nią poradzić i trochę się w tym wszystkim plącze. Zresztą Maddie też się plącze;) może też dlatego nie odmówiła Lucasowi, zresztą chyba była w zbyt dużym szoku, by tak od razu zareagować. Ale spokojnie, jeszcze to nadrobi xd
UsuńAiden... Będzie w następnym, to znowu to i owo się na jego temat pojawi;) a co do Carrie, może to nie takie ważne, ale faktycznie Mads czegoś tam nie usłyszała.
Dziękuję, bardzo mi miło, że tak uważasz;) i tym bardziej mi miło, że chce Ci się nadrabiać tyle rozdziałów Dorotki ;>
Całuję! ;*
Mads utraciła chyba jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. Nawet nie może decydować o tym, z kim chce się umówić a z kim nie. Jej ojciec mógłby spławić Lucasa i pogadać z nią tym, czy tego chce. A tak potraktował ją jak jaką niewolnicę. Chyba, że nie doceniam Pana Monroe i to kolejna forma kary dla Maddie. Z takiej strony wygląda to już nieco zabawniej, a i sama postać ojca staje się nieco bardziej swojska. No cóż, może dowiem się, jaki był tego cel w przyszłym rozdziale xd
OdpowiedzUsuńCo do samego Lucasa to coz... wiadomo dlaczego nie wysilil sie na inny prezent, ale wykorzystywac cos takiego, by isc z nia na randke? kto by sie spodziewal. no coz, kazdy pomysl dobry. chociaz nie wiem, na co on liczy.
Aiden wracaj, blagam!! Trudno wytrzymac z Lucasem, samcem alfa, w tym opowiadaniu, a zapowiada sie, ze w przyszlym rozdziale tez bede zdana na niego.
Czy Mads kiedykolwiek się od niego uwolni? :D
Pozdrawiam! :)
Chyba tak ;> tata Maddie miał trochę wyrzuty sumienia o ten szlaban i chyba pomyślał, że uniemożliwia jej spotkanie z ukochanym, czy coś, dlatego nawet nie przyszło mu do głowy zapytać ją o zdanie xd a Maddie też nie chce się z tą niechęcią do Lucasa afiszować, żeby ktoś nie zaczął pytać, skąd się ona właściwie wzięła. Ale faktycznie, jako kara byłoby to bardzo dobre, tylko musiałby jeszcze zdawać sobie sprawę z tej jej niechęci, ostatecznie jeden incydent w szkole jeszcze o niczym nie świadczy;)
UsuńJak to na co? Na swój nieodparty urok osobisty. Ale tu się akurat przeliczy... XD
Spokojnie, Aiden pojawi się w kolejnym rozdziale, i będzie nawet, SPOILER, kimś w rodzaju rycerza na białym koniu ;>
Całuję!
O kurde.
OdpowiedzUsuńLucas przyjechał poprosić o zgodę na randkę z Mads jej ojca?
No nieźle :o