19 lipca 2014

18. Wyjście awaryjne

Długo zastanawiałam się, co włożyć na randkę z Lucasem. Musiałam w końcu ubrać się tak, żeby nie pomyślał sobie za dużo, żeby nie uznał, że zrobiłam to specjalnie, by nie zachęcić go do czegoś więcej, a równocześnie żeby nie wyglądać tak, jakbym szła na pogrzeb. Znalezienie złotego środka okazało się dość skomplikowane.
Tym bardziej, że obawiałam się, że Lucas dużo spodziewał się po tej kolacji. W końcu zadał sobie sporo trudu, żeby mnie na nią zaprosić. Zmierzył się z moim tatą, a to już było coś, zwłaszcza że wcale go o to nie prosiłam. Wobec tego, co zrobił, nie mogłam już tak po prostu odmówić. W końcu moją wymówką był szlaban, a kiedy tata się zgodził, co jeszcze mogłam powiedzieć? Że nie chciałam? Tata zacząłby drążyć i w końcu doszedłby do podstaw mojej niechęci do Lucasa. A tego wcale nie chciałam.
Więc zgodziłam się, chociaż wcale nie miałam na to ochoty. Ostatecznie to był tylko jeden wieczór. W dodatku do jedenastej miałam być w domu, więc nie groziło mi, że Lucas porwie mnie na całą noc czy coś.
Długo wahałam się między spodniami a sukienką, ostatecznie jednak włożyłam sukienkę. Była bardzo skromna, granatowa, luźna, spięta w pasie szerokim paskiem, sięgająca przed kolano, z rękawami do łokci i niewielkim dekoltem w łódkę. Rozpuściłam włosy, wyprostowałam je, umalowałam się bardzo delikatnie – żeby Lucas nie pomyślał sobie nie wiadomo co – i włożyłam na nogi moje czarne baleriny. Kiedy na dole zarzucałam na siebie skórzany płaszczyk i przerzucałam przez głowę długie ramię torebki, zerknęłam na siebie przelotnie w lustrze i pomyślałam, że naprawdę, kusiłam w ten sposób los.
W końcu już raz uciekłam Lucasowi z imprezy. Naprawdę chciałam, żeby to się powtórzyło?
Gdy o tym pomyślałam, nabrałam nagle ochoty, żeby uciec na górę i się przebrać, było już jednak za późno. W następnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Spłoszyłam się nieco, widząc przez okno na podjeździe sportowy samochód Lucasa. Cholera jasna. Na pewno za bardzo się wystroiłam i on teraz pomyśli sobie nie wiadomo co. W końcu do szkoły nigdy nie przychodziłam w sukienkach, mógł pomyśleć, że to wszystko dla niego! Znając Lucasa, na pewno tak pomyśli, doskonale przecież znałam jego megalomanię. Cholera…
Gwałtownie otworzyłam drzwi, wstrzymując oddech. Szeroki, śnieżnobiały uśmiech Lucasa oślepił mnie od progu. Albo miał dobre geny, albo dobrego stomatologa.
Wyglądał dobrze i w jednej chwili zrozumiałam, że wcale nie wystroiłam się za bardzo. Był ubrany podobnie jak wtedy, gdy przyszedł do mojego ojca w czwartek; miał na sobie ciemną marynarkę, jasną koszulę i ciemne dżinsy. A w ręce trzymał pojedynczą, czerwoną różę.
Nie no. Ktoś tu z pewnością przesadzał i to nie byłam ja.
– Cześć. – Uśmiech nie schodził mu z ust, gdy w końcu mnie zobaczył. – Mogę wejść?
– Nie ma potrzeby, jestem już gotowa – odpowiedziałam pospiesznie, poprawiając torebkę. – Możemy już iść.
– To dla ciebie. – Podał mi różę, a kiedy ją przyjęłam, spróbował pocałować mnie w policzek. Odsunęłam się w samą porę, co przyjął z lekkim zniecierpliwieniem. Nie zamierzałam się tym jednak przejmować.
– Dzięki – mruknęłam. – Poczekaj, włożę ją tylko do wody i będę gotowa.
Uciekłam, z każdą chwilą coraz bardziej dochodząc do wniosku, że to był błąd. Nigdy nie powinnam się była zgadzać na to spotkanie.  Ale co mogłam zrobić, skoro wziął mnie pod włos i zapytał o zdanie mojego ojca?!
Pospiesznie włożyłam różę do szklanki z wodą i wróciłam do Lucasa. Nadal stał grzecznie w progu, ramieniem opierając się o futrynę. Musiałam przyznać, że nie spodziewałam się tego po nim. Ani takiego zachowania, ani róży, wydawało mi się, że to wszystko było nie w stylu Lucasa. Ale może po prostu nie znałam go wystarczająco dobrze.
– Możemy iść? – zapytał niepotrzebnie, odsuwając się z przejścia. Milczałam, przyglądając mu się uparcie i próbując go rozszyfrować, więc tylko kiwnęłam głową. – W takim razie zapraszam do samochodu.
Lucas jeździł dobrze, ale nieco zbyt nonszalancko, jak dla mnie. Nie czułam się przy nim tak pewnie jak przy tacie czy choćby przy Aidenie. Wyglądałam przez okno, próbując stwierdzić, dokąd jechaliśmy, tak na wszelki wypadek, gdybym jednak jakimś cudem musiała wracać sama. Choć miałam szczerą nadzieję, że to nie nastąpi, nadal nie do końca potrafiłam zaufać Lucasowi, więc wolałam zostawić sobie tę furtkę.
Trudno. Zawsze mogłam złapać taksówkę, ostatecznie miałam przy sobie pieniądze, które poprzedniego dnia zarobiłam przy niańczeniu dzieci pani Welsh.
– Dokąd właściwie jedziemy? – zapytałam wreszcie, gdy z niepokojem stwierdziłam, że nie znałam tej drogi. To znaczy, wiedziałam, że jechaliśmy North Market Street na północny–zachód, po jednej stronie mając zielone pola, obecnie tonące już w mroku, a po drugiej las, i oznaczało to, że wyjeżdżaliśmy z miasta, nie miałam jednak pojęcia, dokąd dokładnie się kierowaliśmy ani gdzie właściwie ta droga prowadziła. Jechałam nią po raz pierwszy. – Mamy jakąś rezerwację?
– Owszem. Widziałem ostatnio ulotkę The Fire House, to w Harrisburgu, i pomyślałem, że cię tam zabiorę. – Lucas wyszczerzył zęby, spoglądając na mnie ukradkiem. – Pomyślałem, że pewnie znasz już wszystkie restauracje w Elizabethtown i zrobimy sobie małą wycieczkę.
Włos zjeżył mi się na karku. Czy on kompletnie zwariował?!
– Harrisburg? – powtórzyłam słabo. – Lucas, to dwadzieścia mil stąd. Pół godziny drogi!
– Będziemy szybciej, jak trochę przyspieszę. – Wyglądało na to, że Lucas w ogóle się tym nie przejmował i nie widział, że właśnie przeżywałam niewielki atak paniki. Nie mogłam przecież w razie czego wrócić taksówką z Harrisburgu! Jasne, może niesłusznie zakładałam w ogóle, że będzie taka konieczność, ale musiałam być przygotowana na wszystko! – Poza tym zobaczysz po drodze trochę naszych pensylwańskich krajobrazów.
Wymownie spojrzałam za okno, za którym widać było niewiele poza ciemnością. Lucas zaśmiał się lekko.
– No dobrze, może i nie zobaczysz za dużo – przyznał. – Ale jak wyjedziemy z lasu, będą latarnie. Opowiem ci o tym, co będziemy mijać po drodze.
Zbytek łaski.
Nie powiedziałam mu jednak tego; w zasadzie nic nie powiedziałam, bo zbyt byłam wkurzona i zaniepokojona, by odezwać się w jakiś spokojny, racjonalny sposób. Gdybym w tamtej chwili spróbowała coś powiedzieć, zapewne zaczęłabym się na niego drzeć, a z ust wydobyłyby mi się jedynie złośliwe wymówki.
No bo skąd mogłam mieć pewność, że Lucas nie zrobił tego specjalnie? Że nie zabrał mnie do innego miasta, żebym nie miała możliwości ucieczki?
Lucas coś tam paplał, słuchałam go jednak jednym uchem. Trochę opowiadał o sobie, a trochę o trasie, i najwyraźniej nie przeszkadzało mu milczenie z mojej strony, nie widział też w nim niczego złego. Pierwsza część trasy, z uwagi na kiepskie oświetlenie i fakt, że biegła praktycznie przez las, z rzadka tylko przerywany domostwami, wprawiła mnie w dość ponury nastrój. Dopiero kiedy wyjechaliśmy na autostradę, wiaduktem przejeżdżając nad międzystanową siedemdziesiątką szóstką i zostawiając po lewej stronie Middletown, trochę się ożywiłam. Wjechaliśmy na przedmieścia Harrisburgu, zrobiło się jaśniej, na drodze pojawiło się więcej aut i ogólnie poczułam się wreszcie tak, jakbym wróciła do cywilizacji z jakichś dzikich ostępów, w które wywiózł mnie Lucas. Musiałam przyznać, że dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą, przekonując sama siebie, że na pewno wszystko będzie dobrze.
 – …no i wiesz, w przyszłym roku pewnie zostanę kapitanem drużyny – mówił tymczasem Lucas, któremu w zupełności wystarczało, że co jakiś czas mruczałam coś, przytakując mu. – Taki mam plan, bo chcę później uzyskać stypendium sportowe. Chciałbym dostać się na Uniwersytet Pensylwanii.
– Ambitnie – udało mi się wtrącić. Proszę bardzo, w Lucasie najwyraźniej było więcej niż tylko ładna powłoka i talent sportowy. A przynajmniej miał bardziej sprecyzowane plany na przyszłość ode mnie.
– Nie wiem, czy się dostanę – prychnął. – Ale moi rodzice zakładają, że tak właśnie będzie. Wprawdzie zakładali też, że pójdę tam razem z Harper, ale cóż, najwyraźniej nie wszystkie plany zawsze nam się udają.
Po tych słowach w samochodzie zapadła cisza, jakby Lucas zorientował się, że powiedział coś nie tak. Nic dziwnego, w końcu niekoniecznie miałam ochotę słuchać o jego byłej dziewczynie, w dodatku takiej, która uznała mnie za jedyną przeszkodę stojącą na drodze do jej szczęścia. Ponownie spojrzałam w okno, za którym przesuwały się już pierwsze domy Harrisburgu. I dobrze, może w restauracji przynajmniej zajmie go jedzenie.
Ta nasza niby–randka jeszcze się nawet dobrze nie zaczęła, a ja już miałam dość. No, ale nie byłam przecież przygotowana na dwudziestominutową podróż do sąsiedniego miasta tylko po to, żeby coś zjeść.
– Gdyby moje plany się udawały, nadal mieszkałabym w Austin i chodziłabym do mojej starej szkoły – bąknęłam, chociaż wcale nie zamierzałam mu się zwierzać z podobnych myśli. Lucas jednak ochoczo podjął temat.
– No właśnie! Opowiedz mi o tym. Jak przeżyłaś tę przeprowadzkę? Elizabethtown bardzo różni się od Austin?
Naprawdę chciał wiedzieć? Miałam wątpliwości. Podejrzewałam, że po prostu próbował podtrzymać rozmowę, bo nawet on musiał widzieć, że się nie kleiła.
– Poza tym, że jest sto razy mniejsze? – poddałam więc lekko, nie chcąc tak zupełnie go olać. Ostatecznie po coś zgodziłam się na ten wypad, prawda? – Austin ma zupełnie inny klimat. To typowo… południowe miasto. Jest w nim bardzo gorąco, bardzo duszno i bardzo tłoczno. Wieżowce przysłaniają tam błękitne niebo, przy mnóstwie domów znajdują się odkryte baseny i można tam odwiedzić sporo ciekawych muzeów. Ludzie są zabiegani i… bardzo anonimowi, ale też mają nieco inną naturę niż ci w Elizabethtown.
– Lepszą? – zapytał. Pokręciłam głową.
– Nie. Po prostu inną.
Nie mieszkało mi się źle w Elizabethtown, ale w takich chwilach, gdy opowiadałam o Austin, rozumiałam, że tęskniłam za moim ojczystym miastem. Tęskniłam za ciepłym klimatem, który tak bardzo lubiłam, za błękitem nieba, za centrum miasta zamkniętym w stali i szkle i tymi domkami na przedmieściach z basenami. Lubiłam Austin. Lubiłam jego tempo życia, jego nowoczesność, otwartość. Dałam szansę Elizabethtown, ale moje serce zostało w Teksasie.
Westchnęłam. Może za jakieś dziesięć lat to się jednak zmieni?
Restauracja, o której mówił Lucas, znajdowała się w niepozornym budynku z pomalowaną na zielono frontową ścianą i wysokimi oknami, za którymi widać było wnętrze lokalu. Na szyldzie nad wejściem znajdował się czerwony hydrant i nazwa restauracji, wokół której malowały się płomienie. Wystrój lokalu był całkiem przytulny: stoliki z ciemnobrązowego drewna i takież krzesła, a pod oknami także kanapy obite brązową skórą. Zostawiliśmy płaszcze na wieszaku przy wejściu, po czym usiedliśmy przy stoliku pod oknem – przepuściłam Lucasa przodem, żeby upewnić się, że zajmiemy miejsca naprzeciwko siebie, a nie obok – czekając, aż ktoś z obsługi podejdzie, by przyjąć zamówienie. Zajrzałam do menu, zasłaniając się nim przed natarczywym spojrzeniem Lucasa.
– Jak ci się podoba? – Dobiegło mnie zza menu jego rozbawione nieco pytanie. – Maddie, wszystko w porządku? Przez całą drogę byłaś jakaś dziwna.
To on zdążył mnie poznać na tyle, żeby wiedzieć, kiedy byłam „dziwna”? Zastanawiające.
– Dobrze, pogadajmy szczerze. – Odłożyłam menu na stolik i wpatrzyłam się w niego z frustracją. – Lucas, nie podoba mi się, że bez mojej wiedzy i zgody poszedłeś do mojego ojca.
Lucas roześmiał się, wygodniej rozpierając się na sofie. Jego bezczelny uśmiech bardziej mi do niego pasował niż jego dotychczasowe zachowanie.
– No dobrze, przyznaję, na początku też miałem wątpliwości. – Wzruszył ramionami, ramieniem opierając się na oparciu kanapy. – Twój tata jest nieco onieśmielający, musisz przyznać, Austin. Ale opłaciło się, prawda? A twoje spojrzenie? Bezcenne!
Wobec tego rzuciłam mu kolejne, takie, którym chciałam go zabić. Nie udało mi się jednak.
– Nie podoba mi się, że postawiłeś mnie pod ścianą – sprecyzowałam. – Nie zapytałeś mnie o zdanie.
– Nie odmówiłaś. Powiedziałaś tylko, że nie możesz, ze względu na szlaban.
No tak. Moja broń, wymówka, której użyłam, okazała się obosieczna.
– Bo nie jestem asertywna – prychnęłam, wreszcie mówiąc prawdę. – I głupio mi było odmówić, skoro chciałeś mi w ten sposób podziękować. Wiem, że gdyby nie ja, pewnie już byś nie żył, Lucas, i rozumiem, że możesz być wdzięczny. Ale musisz wiedzieć, że tylko dlatego zgodziłam się na tę kolację. Nie myśl, że będzie z tego coś więcej, bo nie będzie. Czy to jest jasne?
Błysk w jego oczach bardzo mi się nie podobał, bo sugerował, że dla Lucasa to jednak nie było takie oczywiste, a potwierdziły to jeszcze jego słowa, które wypowiedział, opierając się łokciami o stolik:
– Jeszcze zobaczymy, Austin. Jeszcze zobaczymy.
Otworzyłam usta, wpatrując się w niego z mieszanką niepokoju i zdziwienia na twarzy, bo te słowa bardzo mi się nie spodobały, ale niedane mi było odpowiedzieć, bo w następnej chwili podszedł do nas kelner w tutejszym czarnym uniformie.
– Witamy w restauracji The Fire House. Mam na imię Aiden i będę dzisiaj państwa kelnerem…
Podniosłam gwałtownie głowę, nie tylko ze względu na imię, po prostu poznałam ten głos. Chłopak zresztą też zamilkł, gdy zobaczył wreszcie, kogo przyszło mu obsługiwać.
Aiden. Aiden pracował w restauracji w Harrisburgu?!
W czarnym restauracyjnym uniformie i z włosami spiętymi w kucyk wyglądał porządniej niż zwykle. Jego czekoladowe oczy przyjrzały mi się niespokojnie, by następnie powędrować do mojego towarzysza. Wobec tego też spojrzałam na Lucasa, który w końcu pierwszy przerwał tę niezręczną ciszę, zapadłą nagle przy naszym stoliku.
– No proszę. Nasz miejscowy psychol pracuje tu w restauracji?
Zamierzałam zamknąć usta, zamiast tego jednak otworzyłam je jeszcze szerzej, podobnie jak oczy. Naprawdę, ja wiele w stanie byłam zrozumieć. Ale to?! I Lucas mówił to tak serio?!
– Lucas! – wykrzyknęłam z naganą, nie mogąc się powstrzymać. Blondyn rzucił mi protekcjonalne spojrzenie.
– No co? – prychnął, wzruszając ramionami. – Nie wtrącaj się, Austin, nowa jesteś, to możesz nie orientować się w temacie.
Nie no, tego było już za dużo! Aż się zapowietrzyłam z oburzenia.
– Tak się składa, że doskonale się orientuję i…
– Przepraszam. Jesteście gotowi, żeby złożyć zamówienie? – przerwał mi Aiden stanowczo, spokojnym głosem, jakby słowa Lucasa w ogóle go nie obeszły. Lucas wykrzywił twarz w brzydkim grymasie.
– Ty mnie na pewno nie będziesz obsługiwał – warknął tonem, który bardzo mi się nie spodobał. Za dużo w nim było pogardy i niechęci, wręcz niesmaku. Zrobiło mi się niedobrze, gdy to usłyszałam. – Chcę rozmawiać z menedżerem. – Po tych słowach spojrzał na mnie i uśmiechnął się, po czym dodał, złagadzając ton: – Poczekaj tu na mnie chwilkę, Maddie, dobrze?
Byłam tak zszokowana i tak bardzo zesztywniały mi wszystkie mięśnie, że nawet nie byłam w stanie zareagować, gdy to powiedział, a następnie wstał od stolika i odszedł z Aidenem w stronę zaplecza gdzieś za moimi plecami. Nie miałam nawet sił, żeby się odwrócić i spojrzeć, gdzie poszli. Krew napłynęła mi do twarzy i ręce zaczęły mi drżeć, nie potrafiłam się uspokoić, chociaż bardzo próbowałam.
To było jakieś chore. To, jak się zachował Lucas, cała ta jego pogarda i niechęć, jaką w stosunku do Aidena zaprezentował; to było nienormalne. Jak on mógł tak się zachować? Owszem, Lucas miał wiele wad, ale nigdy wcześniej nie podejrzewałam, że mógłby zachować się w taki sposób! To wszystko, o czym opowiadał mi Aiden, jak traktowano go w Elizabethtown, w ogóle do tamtej pory wydawało mi się sporą przesadą.
Może jednak niesłusznie?
Splotłam ręce, kładąc je na blacie stolika, żeby trochę się uspokoić, ale niewiele to dało. W zasadzie miałam ochotę uciec, miałam ochotę wyjść i nie wracać, wygarnąć Lucasowi, co o nim myślałam, chlusnąć mu w twarz wodą, a na koszulę czerwonym winem, miałam ochotę zrobić tak wiele rzeczy, że aż kotłowało mi się od nich w głowie, ale – nie zrobiłam nic. Po prostu siedziałam bez ruchu i czekałam, aż Lucas wróci. A wrócił po paru minutach z tym swoim idiotycznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, usiadł naprzeciwko mnie i rzucił mi triumfalne spojrzenie.
– Zaraz podejdzie nasza kelnerka – oświadczył, po czym mrugnął do mnie. Mrugnął. – Ma na imię Nadia.
Bez słowa przeczekałam cały proces zamawiania jedzenia, bo Lucas sam wybrał dla mnie potrawę, pytając mnie tylko, czy może być, na co bezmyślnie kiwnęłam głową. Nasza nowa kelnerka była młoda, szczupła i miała ładny uśmiech, którym chętnie obdarzała Lucasa, a kiedy ten odpowiadał jej tym samym, miałam wrażenie, że nie znoszę go jeszcze bardziej niż zwykle, i to nie ze względu na flirtowanie z kelnerką.
Nie odzywałam się, bo przez moje szczelnie zaciśnięte szczęki prawdopodobnie nie wydostałby się żaden dźwięk; kiedy jednak w końcu kelnerka nas opuściła, Lucas zwrócił całą swoją uwagę ponownie na mnie i nie mogłam już dłużej udawać, że w ciągu ostatniego kwadransa przekształciłam się w niemowę. Trzeba było coś powiedzieć.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał Lucas z rozbawieniem. Nie miałam pojęcia, co zobaczył w moim spojrzeniu, ale musiało to być coś morderczego. – Zrobiłem coś nie tak?
I on jeszcze pytał…!
– Naprawdę tego nie rozumiesz czy tylko udajesz? – prychnęłam, kiedy wreszcie udało mi się rozewrzeć szczęki. Rozłożył bezradnie ręce.
– Mówisz zagadkami, Austin. Chodzi ci o tę kelnerkę? Jesteś zazdrosna, czy co?
– Nie, Lucas, nie jestem zazdrosna – odparłam z irytacją. – Musiałeś tak potraktować Aidena? Co on ci takiego zrobił, że musiałeś rozmawiać z menedżerem o zmianie kelnera?!
– Już ci mówiłem, Austin, żebyś się w to nie wtrącała – mruknął, pochylając się nad stolikiem. – Najwidoczniej nie wiesz jeszcze, jakie układy panują w naszym mieście, i nie wiesz, kim jest Montgomery.
– Ależ oczywiście, że wiem – prychnęłam w odpowiedzi. – I nadal nie rozumiem, po co traktować go jak śmiecia.
– Bo nim jest. – Słowa Lucasa naprawdę mnie oburzyły. Zapowietrzyłam się i przez chwilę groziło mi, że zwyczajnie się uduszę. – Nie chcę, żeby obsługiwał mnie ten psychol, rozumiesz, Maddie? I ty też powinnaś trzymać się od niego z daleka. Przy takich genach to tylko kwestia czasu, kiedy mu odwali.
– Czy ty słyszysz sam siebie?! – Starałam się nie krzyczeć, żeby nie słyszano nas przy sąsiednich stolikach, ale średnio mi to wychodziło. – Nie rozumiesz, naprawdę, jak bardzo to jest niedorzeczne?!
Lucas rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
– O co ci właściwie chodzi? Naprawdę chcesz się kłócić o coś tak nieistotnego?
Opadłam z sił i opadłam na oparcie kanapy, a całe powietrze w jednej chwili ze mnie uszło. Właśnie wtedy zrozumiałam, że nie, nie chciałam się o to kłócić, bo to w ogóle nie miało sensu. Lucas był nienormalny. Był nienormalny tak samo jak Carrie i Harper. Całe to miasto było nienormalne.
– Nie, jasne, że nie chcę się kłócić – mruknęłam wobec tego, podnosząc się od stolika. – Przepraszam cię na moment, skoczę tylko do toalety.
Odeszłam od stolika, nie oglądając się na niego; przez ramię spojrzałam dopiero wtedy, gdy znalazłam się przy wyjściu. Lucas robił coś na telefonie, wpatrzony w niego, więc bez namysłu chwyciłam z wieszaka swój płaszcz i zamierzałam już wyjść, gdy dostrzegłam, że podniósł wzrok, najwyraźniej szukając mnie na sali. Spłoszyłam się i z płaszczem w dłoni schowałam za jakąś grupką ludzi, po czym doskoczyłam do drzwi damskiej toalety i wskoczyłam do środka.
Toaleta na szczęście była pusta. Rozejrzałam się dookoła, szukając możliwej drogi ucieczki. Nie zamierzałam ani chwili dłużej zostać z tym palantem, choćbym do rana miała wracać do domu pieszo! Toaleta składała się z długiego pomieszczenia z umywalkami po jednej stronie, a trzema kabinami z drugiej, i była zakończona niewielkim okienkiem wysoko pod sufitem, pod którym wisiał kaloryfer. Narzuciłam na siebie płaszcz i podeszłam do okna; chwyciłam się za parapet, stopę stawiając na kaloryferze. Może to i było głupie, może powinnam wyjść zwyczajnie drzwiami, ale Lucas miał na nie doskonały widok i wcale nie chciałam, żeby za mną lazł. A co tam…
Podciągnęłam się do góry, stając niepewnie na kaloryferze, po czym otwarłam okienko szerzej i zaczęłam się do niego wspinać. Musiałam chyba całkiem zgłupieć, wymyślając coś takiego. Przestałam się tym jednak przejmować, gdy w końcu znalazłam się na tyle wysoko, by przerzucić jedno kolano nad parapetem; dobrze, że toaleta cały czas była pusta, bo gdyby nie była, ktoś z tamtej strony miałby dość obsceniczny widok. Konkretnie na moją czarną bieliznę.
W końcu przerzuciłam obie nogi przez parapet, przeklinając chwilę, w której postanowiłam założyć na ten wieczór sukienkę, po czym ostrożnie ześlizgnęłam się po ścianie, bo do ziemi było dosyć wysoko. Wylądowałam pewnie na dwóch nogach, poprawiłam ubrania, po czym odwróciłam się, rozglądając dookoła. Znajdowałam się na tyłach restauracji, na niewielkim placu służącym najwyraźniej za parking.
A naprzeciwko mnie, na przedniej masce chevroleta, z rękami założonymi na piersi siedział Aiden i przyglądał mi się jak jakiemuś ciekawemu okazowi w ZOO.
Wywróciłam oczami, włożyłam ręce do kieszeni płaszcza i do niego podeszłam. Miał rozpuszczone włosy i nie miał już na sobie czarnej koszulki z logo restauracji; z powrotem był w swoich cywilnych ciuchach, na które składały się ciemne, poprzecierane miejscami dżinsy i obcisły podkoszulek, na który narzucił bluzę z kapturem. No jasne, jego kurtka nadal leżała na dnie mojej szafy.
– Ciekawy widok – pochwalił, wykrzywiając w uśmiechu jeden kącik ust. – Pomyliły ci się wyjścia ewakuacyjne?
– Uznałam, że trochę gimnastyki dobrze mi zrobi. – Ostatnim ruchem poprawiłam sukienkę, po czym biodrem oparłam się o przedni zderzak chevroleta obok niego. – Nie wiesz, czy jeździ stąd jakiś autobus do Elizabethtown? Chyba właśnie straciłam moją podwózkę.
– Chyba właśnie zyskałaś nową – odparł lekko, odrywając się wreszcie od maski samochodu. – Jeśli chcesz, mogę cię podrzucić do domu.
– Nie pracujesz? – zapytałam niepewnie. Aiden obdarzył mnie kolejnym krzywym uśmiechem.
– A ty przypadkiem nie jesteś na randce?
– To nie była randka – zaprotestowałam automatycznie, chociaż sama w to nie wierzyłam. Aiden obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się na mojej granatowej sukience. Miałam wrażenie, że ten wzrok palił mnie przez ciuchy.
– Jasne. Bo przecież codziennie tak wyglądasz.
– Lucas chciał mi tylko podziękować za uratowanie życia. Nie mogłam odmówić. – Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego mu się tłumaczyłam. Zwłaszcza że w następnej chwili Aiden odparł z rozbawieniem:
– Kurczę, może powinien się dowiedzieć, że ja też tam byłem? Myślisz, że wtedy mnie też zaprosiłby na kolację?
Wyminęłam go i otworzyłam drzwiczki po stronie pasażera, mając serdecznie dość tej idiotycznej rozmowy. To była moja sprawa, co robiłam i z kim, i wystarczyło mi, że zamierzał odwieźć mnie do domu. Nie musiałam wysłuchiwać jego idiotycznych komentarzy.
– Jedziemy? – zapytałam, oglądając się na niego przez ramię. Aiden okrążył samochód i usiadł za kierownicą, zanim zdążyłam zapiąć pasy. Na szczęście nie marudził więcej. Za to ja nie mogłam się powstrzymać, żeby dodać: – Wiesz, chyba nie do końca jesteś w jego typie.
– No jasne, nie jestem tobą.
Aiden ruszył z piskiem opon, aż sprawdziłam, czy na pewno dobrze zapięłam pas. W gruncie rzeczy jednak jechało się z nim lepiej niż z Lucasem, bo prowadził pewnie, bez tej nonszalancji, którą czułam podczas podróży do Harrisburgu. Ponownie odezwałam się dopiero wtedy, gdy wyjechaliśmy z przedmieść na autostradę, pędząc w stronę Elizabethtown. W stronę domu.
Nie miałam ani odrobiny wyrzutów sumienia, że zostawiałam za sobą nieświadomego mojej ucieczki Lucasa. Miałam za to wrażenie, że była to pierwsza dobra decyzja tego dnia.
– Nie wiedziałam, że pracujesz w Harrisburgu – zagadnęłam, gdy w końcu ruch na drodze trochę się przerzedził i odważyłam się mu przeszkodzić. Aiden rzucił mi protekcjonalne spojrzenie.
– Pracowałem, Mads. Pracowałem.
– Jak to? – wyrwało się ze mnie. Wzruszył ramionami.
– A jak myślisz, dlaczego nie znalazłem żadnej pracy w Elizabethtown? To jasne, że nikt nie chciał mnie przyjąć ze względu na moją rodzinę. Brata, bądźmy szczerzy. W Harrisburgu nikt mnie nie znał, uznałem, że warto spróbować. Dzisiejszego wieczoru Thorne wszystko to zepsuł.
– Wyrzucili cię z pracy? – odgadłam z niedowierzaniem. – Za to, co powiedział Lucas?! Wyrzucili cię?!
– Nie przejmuj się tak – mruknął. – To nic takiego. Przywykłem. Moja wina, szef prosił mnie, żebym poroznosił trochę ulotek po znajomych. Mogłem nie zostawiać ich w szkole, to na pewno stamtąd Thorne dowiedział się o tej restauracji.
Nie mieściło mi się to w głowie. Poczułam się okropnie, chociaż w gruncie rzeczy to nawet nie była moja wina. Nie, po prostu… to było nienormalne. Ciekawe, czy Lucas zdawał sobie sprawę, że przez jego idiotyczne zachcianki Aiden właśnie stracił pracę?
I czy w ogóle obeszłoby go to, gdyby wiedział?
Miałam rację, pomyślałam, wyglądając przez okno. Decyzja o ucieczce z tej idiotycznej randki była najlepszą, jaką podjęłam w ciągu całego dnia.
Szkoda tylko, że tak późno.

17 komentarzy:

  1. Takie emocje, tyle do powiedzenia, a tu jeszcze 8 rano nie ma! Po pierwsze, wysyłam całą serię kopniaków jak Jakie Chan albo Chuck Norris z półobrotu, żeby zmotywować Cię do pisania, bo ja akurat i tak przeżywam katusze, gdy publikujesz raz na 2 tygodnie.
    Aha, zastanawiam się, dlaczego mam deja vu, pisząc, że ta cała randka to było jedno wielkie nieporozumienie, i okazuje się, że mój komentarz pod poprzednim rozdziałem się nie opublikował i, za co ogromnie przepraszam, zapomniałam wrócić i spróbować jeszcze raz.
    Cały czas obawiam się, że coś się tutaj stanie. Weźmy ten odcinek. Gdyby Maddie nie pokazała, że ma jaja i po skandalicznym zachowaniu Lucasa, nie postanowiła dać nogę, sytuacja z Aidenem znowu powróciłaby do punktu wyjścia. Zastanawiam się, skąd u Lucasa pomysł, żeby zabierać ją akurat za miasto. Pewnie wiedział, że Aiden tam pracuje, ok, ale każdą pannę przywozi do tej restauracji, czy może wywęszył coś między tą dwójką... I jeszcze to, jak kazał się jej nie wtrącać. Jeśli chciałaś z niego zrobić buraka (wiedziałam chyba od pierwszej chwili, w której pojawił się w opowiadaniu), to Ci się udało. Keep going, tylko niech on będzie idiotą gdzieś z daleka od Mads. Marzenia, prawda? I znowu obawiam się, co będzie. Lucas może podnieść raban, że uciekła i zrobi aferę, pojedzie do jej ojca i wpakuje w niezłe bagno. I wtedy dostanie dożywotni szlaban na wszystko, łącznie z Aidenem, bo wątpię, że jej ojciec wykaże się zrozumieniem w tej kwestii. Co prawda chyba ma być tego wieczoru w pracy, o ile nic nie poknociłam. Może udałoby się Mads wrócić niepostrzeżenie, ale Lucas tak tego nie zostawi, w końcu koncertowo go ośmieszyła.
    Zapowiedź jest tak uroczo kusząca, że znów muszę zacisnąć zęby i czekać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję pory, ja o tej godzinie przewracałam się na drugi bok XD dzięki dzięki, naprawdę się przyda, mam nadzieję, że jakoś się zmobilizuję;)

      Oj, nic się nie stało, w każdym razie dziękuję za ten komentarz;)

      No tak, ale jej już na nim za bardzo zależy, żeby zrezygnowała z niego dla dobrych kontaktów z Lucasem;) co nie znaczy, że nie będzie tu jeszcze konfliktów na linii Maddie - Aiden, bo to byłoby niemożliwe;) no, nie wiedział, to akurat był przypadek, a za miasto chciał jechać, bo podejrzewał, że Maddie mogłaby mu prysnąć xd buraka może nie, ale paskudnego aroganta jak najbardziej xd może ojcu nie powie, ale na pewno tego tak nie zostawi, o to możesz być pewna ;P ale może niekoniecznie będzie w to wplątywał jej ojca.

      Ano tak, jest na co czekać^^

      Całuję!

      Usuń
  2. W końcu doczekałem się Aidena :D
    Od początku było wiadomo,że z tej kolacji nic dobrego nie wyniknie.. ale sądziłam,że Lucas chociaż będzie próbował zachować się przy Mads.. przykro mi,ale on u mnie od początku był skreslony i nawet ten jego zabójczy uśmiech na mnie nie działał ;)
    być może tutaj faktycznie jest jakieś powiązanie między rodziną Lucasa a A. kto wie?
    Chętnie napisałabym, ze pragnę,aby te dwa tygodnie minęły jak najszybciej,abym mogła przeczytać nowy rozdział..jednak ten czas mija w tak zabojczym tempie,że. aż strach cokolwiek mówić.. ;o

    PS. Czy wspomniałam juz,ze uwielbiam Aidena? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musiał się w końcu pojawić XD

      Oj no, Lucas już taki jest i nie ma co od niego więcej oczekiwać;) uśmiechem wprawdzie nadrabia, ale niewiele to pomaga XD

      Taak, to fakt, mnie ten czas też tak strasznie leci -.- dlatego tym bardziej mam nadzieję, że coś mi się przez ten czas uda naskrobać;)

      Haha, to mnie cieszy;)

      Usuń
  3. A już się do dupka zaczęłam przekonywać! I tu takie coś!
    Ale przynajmniej Aiden wrócił!
    Lucas jest zdecydowanie za bardzo pewny siebie. To oczywiście dobra cecha, ale on przegina pałeczkę. Wszystko co chce, ma być tak jak chce, kiedy chce i z kim chce... Nie mysli nawe o tym, ze ktoś mógłby się nie zgodzić. Bo on chce!
    A to jak potraktował Aidena... Pomijając fakt, że wszyscy traktuują go jak śmiecia, bo w ich przekonaniu nim jest, to czy on w ogóle ma mózg?! Jasne, pozbawmy chłopaka pracy, bo przecież wszyscy na tej planecie mają dzianych rodziców. Pomijając fakt, że Aiden tych rodziców stracił, a o ciotce jakoś cicho...
    I to jak chwilę później odezwał się do Mads: "Poczekaj tu na mnie chwilkę, Maddie, dobrze?" - CO? Przeprszam, ale właśnie upokorzył przy niej człowieka, którego ona chciała bronić i póxniej udaje, że nic się nie stało!
    Dobrze, że Mads uciekła oknem w toalecie. Jestem ciekawa tylko, jak zareaguje na to Lucas... Raczej zachwycony to on nie będzie.
    I Aiden! Aiden! Chce takiego sąsiada! Niech się Lucas wypcha, na pewno już się do niego nie przekonam, a Aiden niech pojedzie z Mads na plaże o zachodzie słońca, albo coś...
    Mam nadzieję, że ten ich związek, przyjaźń (taa, na pewno) się rozwinie i będzie... Będzie super!
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Po zapowiedzi już nie moge doczekać się kolejnego rozdziału! :D

      Usuń
    2. I słusznie, bo będzie się tam działo ;P

      Nie no, do Lucasa nie da się przekonać, on zawsze będzie miał paskudny charakter xd

      W niektórych sytuacjach to pewnie jest urocze, ale stanowczo nie tutaj xd Lucasowi po prostu troszkę się w głowie przewróciło, stąd to wszystko.

      No dokładnie, ale przecież Lucas w ogóle o tym nie myślał. I w ogóle go nie obchodziło, jakie konsekwencje dla Aidena może mieć jego zachowanie. Taki właśnie jest Lucas i cóż, nie działa to na jego korzyść. A ciotka pewnie wkrótce się pojawi;)

      No bo dla niego nic się nie stało właśnie xd

      No pewnie, to raczej pewne, że mu się to nie spodoba. Spokojnie, na pewno znajdzie sposób, żeby się zemścić.

      Na plażę to może nie, przynajmniej nie tym razem, w końcu Mads ma być o jedenastej w domu ;> ale reszta wieczoru i tak dla obojga będzie przyjemniejsza;) super może na razie nie, chociaż... Kto wie? ;>

      Całuję!

      Usuń
  4. Tak, jeżeli miałam jakiekolwiek myśli usprawiedliwienia dla Lucasa, w końcu on może tylko zgrywał takiego cwaniaka, to teraz doszczętnie go nienawidzę! Pokazał się z bezdusznej, okrutnej strony i na miejscu Maddie pewnie dałabym mu w pysk ze dwa razy. Ale ta ucieczka pewnie nadszarpnie jego solidnie zbudowane ego, więc dobrze mu tak! Biedny Aiden! Wciąż nie mogę zrozumieć, że ludzie mogą być tak uprzedzeni wobec człowieka, którego jedyną winą są niezbyt korzystne więzy rodzinne. Czy Carrie serio jest taka sama? Mam nadzieje, że nie, że tylko powtarza bezmyślnie to, co inni, że gdyby dać jej szansę zrozumie wiele rzeczy. Chciałabym, żeby oni wszyscy nie byli z jednego worka, ale kto wie? Małe miasteczka solidaryzują się ze sobą na wszystkie, możliwe sposoby, a wiadomo, że parcie pod prąd nie jest dla nastolatka czymś atrakcyjnym. Teraz jednak, bardziej niż wcześniej, chciałabym, żeby między Maddie a Aidenem doszło do jakiegoś przytulenia lub pocałunku. Po prostu, żeby ktoś okazał mu serdeczność <3 Tak mi żal, że stracił tą pracę, aż mam ochotę płakać, a wierz mi, mało która powieść wyciska ze mnie chociaż jedną łzę. Uwielbiam "Czyste Sumienie" <333

    Co do Dorotki, jestem już w stolicy z nimi, po ataku małp, mam nadzieje, że zdążę nadrobić, bo nowości mnie stale ścigają, i zostawić Ci W KOŃCU należny komentarz :D:D

    A na koniec, tak trochę nieładnie się zachowam, bo zostawię Ci spam. Zapraszam cię na mojego, nowego bloga http://serce-georgiany.blogspot.com/ Nie zmuszam do czytania, ale jakbyś lubiła romanse historyczne i była ciekawa, bo będzie mi miło, gdy wpadniesz.

    Całuje i pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maddie na pewno miała na to ochotę, między innymi dlatego uciekła, żeby nie wybuchnąć;) nawet jeśli nadszarpnie, to Lucas zupełnie tego po sobie nie pokaże, wręcz przeciwnie - jeszcze da Maddie popalić, tego możesz być pewna. No jasne, że jest to nienormalne, ale tak już oni myślą, a jeśli chodzi o Carrie, to faktycznie jest raczej bezmyślna i powtarza to, co słyszała od innych - no i dostosowuje się do otoczenia. Raczej nikt nie czuje potrzeby, żeby Aidena bronić. To, w takim razie, spodoba Ci się kolejny rozdział ;P i strasznie się cieszę, że Ci się mój tekst tak podoba;)

      I równie mocno mnie cieszy, że chciało Ci się nadrabiać tyle rozdziałów Dorotki;)

      Absolutnie nie mam nic przeciwko, na pewno wpadnę w wolnej chwili i zostawię komentarz;) Całuję! ;**

      Usuń
  5. Świetny szablon ;)
    Zaległości nadrabiam. powoli, ale nadrabiam.
    Ostatnio kombinuję trochę z dwoma tekstami. Tak w ogóle, to chciałabym wrócić z czymś nowym. Może zmienię narrację? Zobaczymy. Jak na razie mam w głowie obraz głównego bohatera :D Wiem, jak wygląda i kto będzie odpowiedni, aby go "zagrać"^^

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam prośbę. Mogłabyś mi wysłać ostatni szablon, który mi robiłaś? (jeśli jeszcze go masz). Poprawiany był, bo zdjęcie się rozjeżdżało.
      Dziękuję ;)

      Usuń
    2. Dziękuję. Nie czuję się na razie na siłach, żeby robi coś nowego dla Ciebie, ale poszukam tego poprzedniego szablonu, pewnie. Całuję!

      Usuń
    3. Dziękuję ;)

      Usuń
  6. Jedynym plusem zamieszkania w Elizabethtown jest Aiden, cała reszta to banda popierzonych ludzi, którzy patrzą zbyt wysoko na innych. I kiedy naprawdę chciałam już nieco bardziej przekonać się do Lucasa to on wyskakuje z czymś takim! Nie, już nigdy nie zapałam do niego cieplejszymi uczuciami, bo to najzwyklejszy duper. Zapewne ogromna wina w tym jego matki (takie kobiety powinno się zamykać w klatkach i zakazywać rozmnażania) i braku wychowania. Nienawidzę, gsy ocenia się ludzi przez pryzmat jakiejś sprawy. To takie niepoważne i wciąż wskazuje na ogromne zacofanie kulturowe. Po tym rozdziale jestem wręcz rozjuszona. Jak można kogokolwiek tak traktować! Podziwiam Aidena za to, że zachował spokój w takiej sytuacji. Wiadome jest, że musiał w końcu przywyknąć do tego typu zachowań, ale niemniej jednak trzeba mieć mnóstwo samo zaparcia, by nie wybichnąć. No ale wtedy pewnie powiedzieliby, że jest szurnięty. To społeczeństwo jest chyba najbardziej psychiczne.
    Biedna Maddie. Co ona ma zrobić pośród tych ludzi? Niech zabierze Aidena i niech stąd uciekną! A jej ojciec mógłby naprawdę nieco poważniej podejść do sprawy jej potencjalnych chłopaków. I całe szczęście, że Mads się stamtąd zerwała, bo sama z tej złości zabiłabym Lucasa.
    Czekam na kolejny!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Aiden w porównaniu do reszty to zdecydowany plus, na plus zaliczyłabym może jeszcze Wyatta, ale niewiele więcej. Do Lucasa ogólnie raczej nie da się przekonać xd owszem, to też na pewno wina wychowania, ale nie zrzucałabym całej winy na rodziców Lucasa, on sam też jest sobie winien. To takie małomiasteczkowe myślenie w sumie, Maddie, jako że jest nowa w Elizabethtown i przyjechała z Austin, trochę inaczej patrzy na całą tę sprawę. Aiden zaś taki już ma charakter, że po prostu się z tym pogodził.

      Maddie pewnie też by go zabiła xd a tak, zamiast tego czeka ją odrobina czasu sam na sam z Aidenem;)

      Całuję!

      Usuń
  7. Chyba nigdy nie przejdę do porządku dziennego nad zachowaniem niektórych osób w tym opowiadaniu. Mam tutaj na myśli głównie Lucasa, Carrie i chyba Harper. Denerwuje mnie też troszkę ojciec Maddie; wiem, że to dla niego nowa sytuacja, ale może w takim wypadku powinien poczytać jakieś poradniki dla rodziców. Na pewno słowo "konsekwencja" pojawia się tam niezliczoną ilość razy. Skoro ma szlaban, to żadna sytuacja, a już na pewno pojawienie się chłopaka, który sprowadził na nią sporo kłopotów, nie powinna być wyjątkiem od reguły. W ogóle podziwiam jego naiwność, że taka gadka Lucasa na niego podziałała. To już Maddie ma więcej oleju w głowie, bo przypuszczała, że może się to źle skończyć.
    Zachowanie Lucasa względem Aidena było karygodne. Czytałam z otwartymi ustami i przecierałam oczy ze zdziwienia. Jak można zrobić komuś coś takiego. I jeszcze jak on się odnosił do Maddie? Ten jego protekcjonalny ton. Gdybym mogła zdzieliłabym go z liścia. Co za nadęty, zacofany gbur, który uważa, że skoro rodzice mają kasę i pozycje, to świat leży u jego stóp. Gdybym mogła to odizolowałabym Mads od niego, ale wiem, że na tym polega opowiadanie i musisz nam napsuć trochę krwi. Moja wciąż jest wzburzona i boję się, że jeszcze jedna taka akcja i mój laptop przypłaci to rozwaloną klawiaturą albo połamanymi zawiasami.
    Adien, Aiden... Strasznie mi go żal. Zamknął się w swojej skorupie, jakby chciał się uchronić przed światem, a to i tak nic nie daje. Rewelacyjnie ukazałaś, przynajmniej na przykładzie uczniów, małomiasteczkową mentalność. Sama w moim opowiadaniu mam zamiar wpleść takie elementy, więc to coś znajomego.
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Od samego początku czyta mi się bardzo przyjemnie i łapię się na tym, że zbyt szybko docieram do końcowych zdań. Mogłabym tak czytać i czytać (tylko nie o Lucasie i tych pustych panienkach).
    Zerknęłam na zapowiedź i tym bardziej nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Tylko rozbudziłaś moją ciekawość :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, taki już ich wątpliwy urok;) nie byłabym sobą, gdybym nie utrudniała bohaterce życia, we wszystkich chyba moich tekstach pojawiają się takie postaci. A ojciec Maddie... może poradnik faktycznie nie byłby taki zły, bo Nicholas kompletnie nie zna się na ojcostwie xd oj, no bo Maddie lepiej zna Lucasa po prostu;)

      No pewnie, że muszę Wam napsuć krwi ;p i Maddie zresztą też, bo ona na pewno była równie zszokowana co Ty. Lucas jest aroganckim dupkiem i tyle. Ale powstrzymam się z tymi akcjami w takim razie, coby Twój laptop nie ucierpiał;)

      Mam właśnie nadzieję, że mi to jakoś wyszło, zresztą w przyszłości zamierzam też w to wpleść dorosłych;) cieszę się, że Ci się podoba.

      Oj no, o Lucasie jeszcze niestety będzie sporo, w końcu jest tu jedną z głównych postaci xd ale w takim razie mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu zakończenie jego wątku;)

      Aaa, i słusznie, bo rozdział będzie fajny^^

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.