Długo zastanawiałam się, co włożyć na randkę z
Lucasem. Musiałam w końcu ubrać się tak, żeby nie pomyślał sobie za dużo, żeby
nie uznał, że zrobiłam to specjalnie, by nie zachęcić go do czegoś więcej, a
równocześnie żeby nie wyglądać tak, jakbym szła na pogrzeb. Znalezienie złotego
środka okazało się dość skomplikowane.
Tym bardziej, że obawiałam się, że Lucas dużo
spodziewał się po tej kolacji. W końcu zadał sobie sporo trudu, żeby mnie na
nią zaprosić. Zmierzył się z moim tatą, a to już było coś, zwłaszcza że wcale
go o to nie prosiłam. Wobec tego, co zrobił, nie mogłam już tak po prostu
odmówić. W końcu moją wymówką był szlaban, a kiedy tata się zgodził, co jeszcze
mogłam powiedzieć? Że nie chciałam? Tata zacząłby drążyć i w końcu doszedłby do
podstaw mojej niechęci do Lucasa. A tego wcale nie chciałam.
Więc zgodziłam się, chociaż wcale nie miałam na
to ochoty. Ostatecznie to był tylko jeden wieczór. W dodatku do jedenastej
miałam być w domu, więc nie groziło mi, że Lucas porwie mnie na całą noc czy
coś.
Długo wahałam się między spodniami a sukienką,
ostatecznie jednak włożyłam sukienkę. Była bardzo skromna, granatowa, luźna,
spięta w pasie szerokim paskiem, sięgająca przed kolano, z rękawami do łokci i
niewielkim dekoltem w łódkę. Rozpuściłam włosy, wyprostowałam je, umalowałam
się bardzo delikatnie – żeby Lucas nie pomyślał sobie nie wiadomo co – i
włożyłam na nogi moje czarne baleriny. Kiedy na dole zarzucałam na siebie
skórzany płaszczyk i przerzucałam przez głowę długie ramię torebki, zerknęłam
na siebie przelotnie w lustrze i pomyślałam, że naprawdę, kusiłam w ten sposób
los.
W końcu już raz uciekłam Lucasowi z imprezy.
Naprawdę chciałam, żeby to się powtórzyło?
Gdy o tym pomyślałam, nabrałam nagle ochoty,
żeby uciec na górę i się przebrać, było już jednak za późno. W następnej chwili
usłyszałam pukanie do drzwi. Spłoszyłam się nieco, widząc przez okno na
podjeździe sportowy samochód Lucasa. Cholera jasna. Na pewno za bardzo się
wystroiłam i on teraz pomyśli sobie nie wiadomo co. W końcu do szkoły nigdy nie
przychodziłam w sukienkach, mógł pomyśleć, że to wszystko dla niego! Znając
Lucasa, na pewno tak pomyśli, doskonale przecież znałam jego megalomanię.
Cholera…
Gwałtownie otworzyłam drzwi, wstrzymując oddech.
Szeroki, śnieżnobiały uśmiech Lucasa oślepił mnie od progu. Albo miał dobre
geny, albo dobrego stomatologa.
Wyglądał dobrze i w jednej chwili zrozumiałam,
że wcale nie wystroiłam się za bardzo. Był ubrany podobnie jak wtedy, gdy przyszedł
do mojego ojca w czwartek; miał na sobie ciemną marynarkę, jasną koszulę i
ciemne dżinsy. A w ręce trzymał pojedynczą, czerwoną różę.
Nie no. Ktoś tu z pewnością przesadzał i to nie
byłam ja.
– Cześć. – Uśmiech nie schodził mu z ust, gdy w
końcu mnie zobaczył. – Mogę wejść?
– Nie ma potrzeby, jestem już gotowa –
odpowiedziałam pospiesznie, poprawiając torebkę. – Możemy już iść.
– To dla ciebie. – Podał mi różę, a kiedy ją
przyjęłam, spróbował pocałować mnie w policzek. Odsunęłam się w samą porę, co
przyjął z lekkim zniecierpliwieniem. Nie zamierzałam się tym jednak przejmować.
– Dzięki – mruknęłam. – Poczekaj, włożę ją tylko
do wody i będę gotowa.
Uciekłam, z każdą chwilą coraz bardziej
dochodząc do wniosku, że to był błąd. Nigdy nie powinnam się była zgadzać na to
spotkanie. Ale co mogłam zrobić, skoro
wziął mnie pod włos i zapytał o zdanie mojego
ojca?!
Pospiesznie włożyłam różę do szklanki z wodą i
wróciłam do Lucasa. Nadal stał grzecznie w progu, ramieniem opierając się o
futrynę. Musiałam przyznać, że nie spodziewałam się tego po nim. Ani takiego
zachowania, ani róży, wydawało mi się, że to wszystko było nie w stylu Lucasa.
Ale może po prostu nie znałam go wystarczająco dobrze.
– Możemy iść? – zapytał niepotrzebnie, odsuwając
się z przejścia. Milczałam, przyglądając mu się uparcie i próbując go
rozszyfrować, więc tylko kiwnęłam głową. – W takim razie zapraszam do samochodu.
Lucas jeździł dobrze, ale nieco zbyt
nonszalancko, jak dla mnie. Nie czułam się przy nim tak pewnie jak przy tacie
czy choćby przy Aidenie. Wyglądałam przez okno, próbując stwierdzić, dokąd
jechaliśmy, tak na wszelki wypadek, gdybym jednak jakimś cudem musiała wracać
sama. Choć miałam szczerą nadzieję, że to nie nastąpi, nadal nie do końca
potrafiłam zaufać Lucasowi, więc wolałam zostawić sobie tę furtkę.
Trudno. Zawsze mogłam złapać taksówkę,
ostatecznie miałam przy sobie pieniądze, które poprzedniego dnia zarobiłam przy
niańczeniu dzieci pani Welsh.
– Dokąd właściwie jedziemy? – zapytałam
wreszcie, gdy z niepokojem stwierdziłam, że nie znałam tej drogi. To znaczy,
wiedziałam, że jechaliśmy North Market Street na północny–zachód, po jednej
stronie mając zielone pola, obecnie tonące już w mroku, a po drugiej las, i
oznaczało to, że wyjeżdżaliśmy z miasta, nie miałam jednak pojęcia, dokąd
dokładnie się kierowaliśmy ani gdzie właściwie ta droga prowadziła. Jechałam
nią po raz pierwszy. – Mamy jakąś rezerwację?
– Owszem. Widziałem ostatnio ulotkę The Fire
House, to w Harrisburgu, i pomyślałem, że cię tam zabiorę. – Lucas wyszczerzył
zęby, spoglądając na mnie ukradkiem. – Pomyślałem, że pewnie znasz już
wszystkie restauracje w Elizabethtown i zrobimy sobie małą wycieczkę.
Włos zjeżył mi się na karku. Czy on kompletnie
zwariował?!
– Harrisburg? – powtórzyłam słabo. – Lucas, to
dwadzieścia mil stąd. Pół godziny drogi!
– Będziemy szybciej, jak trochę przyspieszę. –
Wyglądało na to, że Lucas w ogóle się tym nie przejmował i nie widział, że
właśnie przeżywałam niewielki atak paniki. Nie mogłam przecież w razie czego
wrócić taksówką z Harrisburgu! Jasne, może niesłusznie zakładałam w ogóle, że
będzie taka konieczność, ale musiałam być przygotowana na wszystko! – Poza tym
zobaczysz po drodze trochę naszych pensylwańskich krajobrazów.
Wymownie spojrzałam za okno, za którym widać
było niewiele poza ciemnością. Lucas zaśmiał się lekko.
– No dobrze, może i nie zobaczysz za dużo –
przyznał. – Ale jak wyjedziemy z lasu, będą latarnie. Opowiem ci o tym, co
będziemy mijać po drodze.
Zbytek łaski.
Nie powiedziałam mu jednak tego; w zasadzie nic
nie powiedziałam, bo zbyt byłam wkurzona i zaniepokojona, by odezwać się w
jakiś spokojny, racjonalny sposób. Gdybym w tamtej chwili spróbowała coś
powiedzieć, zapewne zaczęłabym się na niego drzeć, a z ust wydobyłyby mi się
jedynie złośliwe wymówki.
No bo skąd mogłam mieć pewność, że Lucas nie
zrobił tego specjalnie? Że nie zabrał mnie do innego miasta, żebym nie miała
możliwości ucieczki?
Lucas coś tam paplał, słuchałam go jednak jednym
uchem. Trochę opowiadał o sobie, a trochę o trasie, i najwyraźniej nie
przeszkadzało mu milczenie z mojej strony, nie widział też w nim niczego złego.
Pierwsza część trasy, z uwagi na kiepskie oświetlenie i fakt, że biegła
praktycznie przez las, z rzadka tylko przerywany domostwami, wprawiła mnie w
dość ponury nastrój. Dopiero kiedy wyjechaliśmy na autostradę, wiaduktem
przejeżdżając nad międzystanową siedemdziesiątką szóstką i zostawiając po lewej
stronie Middletown, trochę się ożywiłam. Wjechaliśmy na przedmieścia
Harrisburgu, zrobiło się jaśniej, na drodze pojawiło się więcej aut i ogólnie
poczułam się wreszcie tak, jakbym wróciła do cywilizacji z jakichś dzikich
ostępów, w które wywiózł mnie Lucas. Musiałam przyznać, że dopiero wtedy
odetchnęłam z ulgą, przekonując sama siebie, że na pewno wszystko będzie
dobrze.
– …no i
wiesz, w przyszłym roku pewnie zostanę kapitanem drużyny – mówił tymczasem
Lucas, któremu w zupełności wystarczało, że co jakiś czas mruczałam coś,
przytakując mu. – Taki mam plan, bo chcę później uzyskać stypendium sportowe.
Chciałbym dostać się na Uniwersytet Pensylwanii.
– Ambitnie – udało mi się wtrącić. Proszę
bardzo, w Lucasie najwyraźniej było więcej niż tylko ładna powłoka i talent
sportowy. A przynajmniej miał bardziej sprecyzowane plany na przyszłość ode
mnie.
– Nie wiem, czy się dostanę – prychnął. – Ale
moi rodzice zakładają, że tak właśnie będzie. Wprawdzie zakładali też, że pójdę
tam razem z Harper, ale cóż, najwyraźniej nie wszystkie plany zawsze nam się
udają.
Po tych słowach w samochodzie zapadła cisza,
jakby Lucas zorientował się, że powiedział coś nie tak. Nic dziwnego, w końcu
niekoniecznie miałam ochotę słuchać o jego byłej dziewczynie, w dodatku takiej,
która uznała mnie za jedyną przeszkodę stojącą na drodze do jej szczęścia.
Ponownie spojrzałam w okno, za którym przesuwały się już pierwsze domy
Harrisburgu. I dobrze, może w restauracji przynajmniej zajmie go jedzenie.
Ta nasza niby–randka jeszcze się nawet dobrze
nie zaczęła, a ja już miałam dość. No, ale nie byłam przecież przygotowana na
dwudziestominutową podróż do sąsiedniego miasta tylko po to, żeby coś zjeść.
– Gdyby moje plany się udawały, nadal
mieszkałabym w Austin i chodziłabym do mojej starej szkoły – bąknęłam, chociaż
wcale nie zamierzałam mu się zwierzać z podobnych myśli. Lucas jednak ochoczo
podjął temat.
– No właśnie! Opowiedz mi o tym. Jak przeżyłaś
tę przeprowadzkę? Elizabethtown bardzo różni się od Austin?
Naprawdę chciał wiedzieć? Miałam wątpliwości.
Podejrzewałam, że po prostu próbował podtrzymać rozmowę, bo nawet on musiał
widzieć, że się nie kleiła.
– Poza tym, że jest sto razy mniejsze? –
poddałam więc lekko, nie chcąc tak zupełnie go olać. Ostatecznie po coś
zgodziłam się na ten wypad, prawda? – Austin ma zupełnie inny klimat. To
typowo… południowe miasto. Jest w nim bardzo gorąco, bardzo duszno i bardzo
tłoczno. Wieżowce przysłaniają tam błękitne niebo, przy mnóstwie domów znajdują
się odkryte baseny i można tam odwiedzić sporo ciekawych muzeów. Ludzie są
zabiegani i… bardzo anonimowi, ale też mają nieco inną naturę niż ci w
Elizabethtown.
– Lepszą? – zapytał. Pokręciłam głową.
– Nie. Po prostu inną.
Nie mieszkało mi się źle w Elizabethtown, ale w
takich chwilach, gdy opowiadałam o Austin, rozumiałam, że tęskniłam za moim
ojczystym miastem. Tęskniłam za ciepłym klimatem, który tak bardzo lubiłam, za
błękitem nieba, za centrum miasta zamkniętym w stali i szkle i tymi domkami na
przedmieściach z basenami. Lubiłam Austin. Lubiłam jego tempo życia, jego
nowoczesność, otwartość. Dałam szansę Elizabethtown, ale moje serce zostało w
Teksasie.
Westchnęłam. Może za jakieś dziesięć lat to się
jednak zmieni?
Restauracja, o której mówił Lucas, znajdowała
się w niepozornym budynku z pomalowaną na zielono frontową ścianą i wysokimi
oknami, za którymi widać było wnętrze lokalu. Na szyldzie nad wejściem
znajdował się czerwony hydrant i nazwa restauracji, wokół której malowały się
płomienie. Wystrój lokalu był całkiem przytulny: stoliki z ciemnobrązowego
drewna i takież krzesła, a pod oknami także kanapy obite brązową skórą.
Zostawiliśmy płaszcze na wieszaku przy wejściu, po czym usiedliśmy przy stoliku
pod oknem – przepuściłam Lucasa przodem, żeby upewnić się, że zajmiemy miejsca
naprzeciwko siebie, a nie obok – czekając, aż ktoś z obsługi podejdzie, by
przyjąć zamówienie. Zajrzałam do menu, zasłaniając się nim przed natarczywym
spojrzeniem Lucasa.
– Jak ci się podoba? – Dobiegło mnie zza menu
jego rozbawione nieco pytanie. – Maddie, wszystko w porządku? Przez całą drogę
byłaś jakaś dziwna.
To on zdążył mnie poznać na tyle, żeby wiedzieć,
kiedy byłam „dziwna”? Zastanawiające.
– Dobrze, pogadajmy szczerze. – Odłożyłam menu
na stolik i wpatrzyłam się w niego z frustracją. – Lucas, nie podoba mi się, że
bez mojej wiedzy i zgody poszedłeś do mojego ojca.
Lucas roześmiał się, wygodniej rozpierając się
na sofie. Jego bezczelny uśmiech bardziej mi do niego pasował niż jego
dotychczasowe zachowanie.
– No dobrze, przyznaję, na początku też miałem
wątpliwości. – Wzruszył ramionami, ramieniem opierając się na oparciu kanapy. –
Twój tata jest nieco onieśmielający, musisz przyznać, Austin. Ale opłaciło się,
prawda? A twoje spojrzenie? Bezcenne!
Wobec tego rzuciłam mu kolejne, takie, którym
chciałam go zabić. Nie udało mi się jednak.
– Nie podoba mi się, że postawiłeś mnie pod
ścianą – sprecyzowałam. – Nie zapytałeś mnie o zdanie.
– Nie odmówiłaś. Powiedziałaś tylko, że nie
możesz, ze względu na szlaban.
No tak. Moja broń, wymówka, której użyłam,
okazała się obosieczna.
– Bo nie jestem asertywna – prychnęłam, wreszcie
mówiąc prawdę. – I głupio mi było odmówić, skoro chciałeś mi w ten sposób
podziękować. Wiem, że gdyby nie ja, pewnie już byś nie żył, Lucas, i rozumiem,
że możesz być wdzięczny. Ale musisz wiedzieć, że tylko dlatego zgodziłam się na
tę kolację. Nie myśl, że będzie z tego coś więcej, bo nie będzie. Czy to jest
jasne?
Błysk w jego oczach bardzo mi się nie podobał,
bo sugerował, że dla Lucasa to jednak nie było takie oczywiste, a potwierdziły
to jeszcze jego słowa, które wypowiedział, opierając się łokciami o stolik:
– Jeszcze zobaczymy, Austin. Jeszcze zobaczymy.
Otworzyłam usta, wpatrując się w niego z
mieszanką niepokoju i zdziwienia na twarzy, bo te słowa bardzo mi się nie
spodobały, ale niedane mi było odpowiedzieć, bo w następnej chwili podszedł do nas
kelner w tutejszym czarnym uniformie.
– Witamy w restauracji The Fire House. Mam na
imię Aiden i będę dzisiaj państwa kelnerem…
Podniosłam gwałtownie głowę, nie tylko ze
względu na imię, po prostu poznałam ten głos. Chłopak zresztą też zamilkł, gdy
zobaczył wreszcie, kogo przyszło mu obsługiwać.
Aiden. Aiden pracował w restauracji w
Harrisburgu?!
W czarnym restauracyjnym uniformie i z włosami
spiętymi w kucyk wyglądał porządniej niż zwykle. Jego czekoladowe oczy
przyjrzały mi się niespokojnie, by następnie powędrować do mojego towarzysza.
Wobec tego też spojrzałam na Lucasa, który w końcu pierwszy przerwał tę
niezręczną ciszę, zapadłą nagle przy naszym stoliku.
– No proszę. Nasz miejscowy psychol pracuje tu w
restauracji?
Zamierzałam zamknąć usta, zamiast tego jednak
otworzyłam je jeszcze szerzej, podobnie jak oczy. Naprawdę, ja wiele w stanie
byłam zrozumieć. Ale to?! I Lucas mówił to tak serio?!
– Lucas! – wykrzyknęłam z naganą, nie mogąc się
powstrzymać. Blondyn rzucił mi protekcjonalne spojrzenie.
– No co? – prychnął, wzruszając ramionami. – Nie
wtrącaj się, Austin, nowa jesteś, to możesz nie orientować się w temacie.
Nie no, tego było już za dużo! Aż się
zapowietrzyłam z oburzenia.
– Tak się składa, że doskonale się orientuję i…
– Przepraszam. Jesteście gotowi, żeby złożyć
zamówienie? – przerwał mi Aiden stanowczo, spokojnym głosem, jakby słowa Lucasa
w ogóle go nie obeszły. Lucas wykrzywił twarz w brzydkim grymasie.
– Ty mnie na pewno nie będziesz obsługiwał –
warknął tonem, który bardzo mi się nie spodobał. Za dużo w nim było pogardy i
niechęci, wręcz niesmaku. Zrobiło mi się niedobrze, gdy to usłyszałam. – Chcę
rozmawiać z menedżerem. – Po tych słowach spojrzał na mnie i uśmiechnął się, po
czym dodał, złagadzając ton: – Poczekaj tu na mnie chwilkę, Maddie, dobrze?
Byłam tak zszokowana i tak bardzo zesztywniały
mi wszystkie mięśnie, że nawet nie byłam w stanie zareagować, gdy to
powiedział, a następnie wstał od stolika i odszedł z Aidenem w stronę zaplecza
gdzieś za moimi plecami. Nie miałam nawet sił, żeby się odwrócić i spojrzeć,
gdzie poszli. Krew napłynęła mi do twarzy i ręce zaczęły mi drżeć, nie
potrafiłam się uspokoić, chociaż bardzo próbowałam.
To było jakieś chore. To, jak się zachował
Lucas, cała ta jego pogarda i niechęć, jaką w stosunku do Aidena zaprezentował;
to było nienormalne. Jak on mógł tak się zachować? Owszem, Lucas miał wiele
wad, ale nigdy wcześniej nie podejrzewałam, że mógłby zachować się w taki
sposób! To wszystko, o czym opowiadał mi Aiden, jak traktowano go w
Elizabethtown, w ogóle do tamtej pory wydawało mi się sporą przesadą.
Może jednak niesłusznie?
Splotłam ręce, kładąc je na blacie stolika, żeby
trochę się uspokoić, ale niewiele to dało. W zasadzie miałam ochotę uciec,
miałam ochotę wyjść i nie wracać, wygarnąć Lucasowi, co o nim myślałam,
chlusnąć mu w twarz wodą, a na koszulę czerwonym winem, miałam ochotę zrobić tak
wiele rzeczy, że aż kotłowało mi się od nich w głowie, ale – nie zrobiłam nic.
Po prostu siedziałam bez ruchu i czekałam, aż Lucas wróci. A wrócił po paru
minutach z tym swoim idiotycznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, usiadł
naprzeciwko mnie i rzucił mi triumfalne spojrzenie.
– Zaraz podejdzie nasza kelnerka – oświadczył,
po czym mrugnął do mnie. Mrugnął. –
Ma na imię Nadia.
Bez słowa przeczekałam cały proces zamawiania
jedzenia, bo Lucas sam wybrał dla mnie potrawę, pytając mnie tylko, czy może
być, na co bezmyślnie kiwnęłam głową. Nasza nowa kelnerka była młoda, szczupła
i miała ładny uśmiech, którym chętnie obdarzała Lucasa, a kiedy ten odpowiadał
jej tym samym, miałam wrażenie, że nie znoszę go jeszcze bardziej niż zwykle, i
to nie ze względu na flirtowanie z kelnerką.
Nie odzywałam się, bo przez moje szczelnie
zaciśnięte szczęki prawdopodobnie nie wydostałby się żaden dźwięk; kiedy jednak
w końcu kelnerka nas opuściła, Lucas zwrócił całą swoją uwagę ponownie na mnie
i nie mogłam już dłużej udawać, że w ciągu ostatniego kwadransa przekształciłam
się w niemowę. Trzeba było coś powiedzieć.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał Lucas
z rozbawieniem. Nie miałam pojęcia, co zobaczył w moim spojrzeniu, ale musiało
to być coś morderczego. – Zrobiłem coś nie tak?
I on jeszcze pytał…!
– Naprawdę tego nie rozumiesz czy tylko udajesz?
– prychnęłam, kiedy wreszcie udało mi się rozewrzeć szczęki. Rozłożył bezradnie
ręce.
– Mówisz zagadkami, Austin. Chodzi ci o tę
kelnerkę? Jesteś zazdrosna, czy co?
– Nie, Lucas, nie jestem zazdrosna – odparłam z
irytacją. – Musiałeś tak potraktować Aidena? Co on ci takiego zrobił, że
musiałeś rozmawiać z menedżerem o zmianie kelnera?!
– Już ci mówiłem, Austin, żebyś się w to nie
wtrącała – mruknął, pochylając się nad stolikiem. – Najwidoczniej nie wiesz
jeszcze, jakie układy panują w naszym mieście, i nie wiesz, kim jest
Montgomery.
– Ależ oczywiście, że wiem – prychnęłam w
odpowiedzi. – I nadal nie rozumiem, po co traktować go jak śmiecia.
– Bo nim jest. – Słowa Lucasa naprawdę mnie
oburzyły. Zapowietrzyłam się i przez chwilę groziło mi, że zwyczajnie się
uduszę. – Nie chcę, żeby obsługiwał mnie ten psychol, rozumiesz, Maddie? I ty
też powinnaś trzymać się od niego z daleka. Przy takich genach to tylko kwestia
czasu, kiedy mu odwali.
– Czy ty słyszysz sam siebie?! – Starałam się
nie krzyczeć, żeby nie słyszano nas przy sąsiednich stolikach, ale średnio mi to
wychodziło. – Nie rozumiesz, naprawdę, jak bardzo to jest niedorzeczne?!
Lucas rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
– O co ci właściwie chodzi? Naprawdę chcesz się
kłócić o coś tak nieistotnego?
Opadłam z sił i opadłam na oparcie kanapy, a
całe powietrze w jednej chwili ze mnie uszło. Właśnie wtedy zrozumiałam, że
nie, nie chciałam się o to kłócić, bo to w ogóle nie miało sensu. Lucas był
nienormalny. Był nienormalny tak samo jak Carrie i Harper. Całe to miasto było
nienormalne.
– Nie, jasne, że nie chcę się kłócić – mruknęłam
wobec tego, podnosząc się od stolika. – Przepraszam cię na moment, skoczę tylko
do toalety.
Odeszłam od stolika, nie oglądając się na niego;
przez ramię spojrzałam dopiero wtedy, gdy znalazłam się przy wyjściu. Lucas
robił coś na telefonie, wpatrzony w niego, więc bez namysłu chwyciłam z
wieszaka swój płaszcz i zamierzałam już wyjść, gdy dostrzegłam, że podniósł
wzrok, najwyraźniej szukając mnie na sali. Spłoszyłam się i z płaszczem w dłoni
schowałam za jakąś grupką ludzi, po czym doskoczyłam do drzwi damskiej toalety
i wskoczyłam do środka.
Toaleta na szczęście była pusta. Rozejrzałam się
dookoła, szukając możliwej drogi ucieczki. Nie zamierzałam ani chwili dłużej
zostać z tym palantem, choćbym do rana miała wracać do domu pieszo! Toaleta
składała się z długiego pomieszczenia z umywalkami po jednej stronie, a trzema
kabinami z drugiej, i była zakończona niewielkim okienkiem wysoko pod sufitem,
pod którym wisiał kaloryfer. Narzuciłam na siebie płaszcz i podeszłam do okna;
chwyciłam się za parapet, stopę stawiając na kaloryferze. Może to i było
głupie, może powinnam wyjść zwyczajnie drzwiami, ale Lucas miał na nie
doskonały widok i wcale nie chciałam, żeby za mną lazł. A co tam…
Podciągnęłam się do góry, stając niepewnie na kaloryferze,
po czym otwarłam okienko szerzej i zaczęłam się do niego wspinać. Musiałam
chyba całkiem zgłupieć, wymyślając coś takiego. Przestałam się tym jednak
przejmować, gdy w końcu znalazłam się na tyle wysoko, by przerzucić jedno
kolano nad parapetem; dobrze, że toaleta cały czas była pusta, bo gdyby nie
była, ktoś z tamtej strony miałby dość obsceniczny widok. Konkretnie na moją
czarną bieliznę.
W końcu przerzuciłam obie nogi przez parapet,
przeklinając chwilę, w której postanowiłam założyć na ten wieczór sukienkę, po
czym ostrożnie ześlizgnęłam się po ścianie, bo do ziemi było dosyć wysoko.
Wylądowałam pewnie na dwóch nogach, poprawiłam ubrania, po czym odwróciłam się,
rozglądając dookoła. Znajdowałam się na tyłach restauracji, na niewielkim placu
służącym najwyraźniej za parking.
A naprzeciwko mnie, na przedniej masce
chevroleta, z rękami założonymi na piersi siedział Aiden i przyglądał mi się
jak jakiemuś ciekawemu okazowi w ZOO.
Wywróciłam oczami, włożyłam ręce do kieszeni
płaszcza i do niego podeszłam. Miał rozpuszczone włosy i nie miał już na sobie
czarnej koszulki z logo restauracji; z powrotem był w swoich cywilnych
ciuchach, na które składały się ciemne, poprzecierane miejscami dżinsy i
obcisły podkoszulek, na który narzucił bluzę z kapturem. No jasne, jego kurtka
nadal leżała na dnie mojej szafy.
– Ciekawy widok – pochwalił, wykrzywiając w
uśmiechu jeden kącik ust. – Pomyliły ci się wyjścia ewakuacyjne?
– Uznałam, że trochę gimnastyki dobrze mi zrobi.
– Ostatnim ruchem poprawiłam sukienkę, po czym biodrem oparłam się o przedni
zderzak chevroleta obok niego. – Nie wiesz, czy jeździ stąd jakiś autobus do
Elizabethtown? Chyba właśnie straciłam moją podwózkę.
– Chyba właśnie zyskałaś nową – odparł lekko,
odrywając się wreszcie od maski samochodu. – Jeśli chcesz, mogę cię podrzucić
do domu.
– Nie pracujesz? – zapytałam niepewnie. Aiden
obdarzył mnie kolejnym krzywym uśmiechem.
– A ty przypadkiem nie jesteś na randce?
– To nie była randka – zaprotestowałam
automatycznie, chociaż sama w to nie wierzyłam. Aiden obrzucił mnie uważnym
spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się na mojej granatowej sukience. Miałam
wrażenie, że ten wzrok palił mnie przez ciuchy.
– Jasne. Bo przecież codziennie tak wyglądasz.
– Lucas chciał mi tylko podziękować za
uratowanie życia. Nie mogłam odmówić. – Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego mu
się tłumaczyłam. Zwłaszcza że w następnej chwili Aiden odparł z rozbawieniem:
– Kurczę, może powinien się dowiedzieć, że ja
też tam byłem? Myślisz, że wtedy mnie też zaprosiłby na kolację?
Wyminęłam go i otworzyłam drzwiczki po stronie
pasażera, mając serdecznie dość tej idiotycznej rozmowy. To była moja sprawa,
co robiłam i z kim, i wystarczyło mi, że zamierzał odwieźć mnie do domu. Nie
musiałam wysłuchiwać jego idiotycznych komentarzy.
– Jedziemy? – zapytałam, oglądając się na niego
przez ramię. Aiden okrążył samochód i usiadł za kierownicą, zanim zdążyłam
zapiąć pasy. Na szczęście nie marudził więcej. Za to ja nie mogłam się
powstrzymać, żeby dodać: – Wiesz, chyba nie do końca jesteś w jego typie.
– No jasne, nie jestem tobą.
Aiden ruszył z piskiem opon, aż sprawdziłam, czy
na pewno dobrze zapięłam pas. W gruncie rzeczy jednak jechało się z nim lepiej
niż z Lucasem, bo prowadził pewnie, bez tej nonszalancji, którą czułam podczas
podróży do Harrisburgu. Ponownie odezwałam się dopiero wtedy, gdy wyjechaliśmy
z przedmieść na autostradę, pędząc w stronę Elizabethtown. W stronę domu.
Nie miałam ani odrobiny wyrzutów sumienia, że
zostawiałam za sobą nieświadomego mojej ucieczki Lucasa. Miałam za to wrażenie,
że była to pierwsza dobra decyzja tego dnia.
– Nie wiedziałam, że pracujesz w Harrisburgu –
zagadnęłam, gdy w końcu ruch na drodze trochę się przerzedził i odważyłam się
mu przeszkodzić. Aiden rzucił mi protekcjonalne spojrzenie.
– Pracowałem, Mads. Pracowałem.
– Jak to? – wyrwało się ze mnie. Wzruszył
ramionami.
– A jak myślisz, dlaczego nie znalazłem żadnej
pracy w Elizabethtown? To jasne, że nikt nie chciał mnie przyjąć ze względu na
moją rodzinę. Brata, bądźmy szczerzy. W Harrisburgu nikt mnie nie znał,
uznałem, że warto spróbować. Dzisiejszego wieczoru Thorne wszystko to zepsuł.
– Wyrzucili cię z pracy? – odgadłam z
niedowierzaniem. – Za to, co powiedział Lucas?! Wyrzucili cię?!
– Nie przejmuj się tak – mruknął. – To nic
takiego. Przywykłem. Moja wina, szef prosił mnie, żebym poroznosił trochę
ulotek po znajomych. Mogłem nie zostawiać ich w szkole, to na pewno stamtąd
Thorne dowiedział się o tej restauracji.
Nie mieściło mi się to w głowie. Poczułam się
okropnie, chociaż w gruncie rzeczy to nawet nie była moja wina. Nie, po prostu…
to było nienormalne. Ciekawe, czy Lucas zdawał sobie sprawę, że przez jego
idiotyczne zachcianki Aiden właśnie stracił pracę?
I czy w ogóle obeszłoby go to, gdyby wiedział?
Miałam rację, pomyślałam, wyglądając przez okno.
Decyzja o ucieczce z tej idiotycznej randki była najlepszą, jaką podjęłam w
ciągu całego dnia.
Szkoda tylko, że tak późno.
Takie emocje, tyle do powiedzenia, a tu jeszcze 8 rano nie ma! Po pierwsze, wysyłam całą serię kopniaków jak Jakie Chan albo Chuck Norris z półobrotu, żeby zmotywować Cię do pisania, bo ja akurat i tak przeżywam katusze, gdy publikujesz raz na 2 tygodnie.
OdpowiedzUsuńAha, zastanawiam się, dlaczego mam deja vu, pisząc, że ta cała randka to było jedno wielkie nieporozumienie, i okazuje się, że mój komentarz pod poprzednim rozdziałem się nie opublikował i, za co ogromnie przepraszam, zapomniałam wrócić i spróbować jeszcze raz.
Cały czas obawiam się, że coś się tutaj stanie. Weźmy ten odcinek. Gdyby Maddie nie pokazała, że ma jaja i po skandalicznym zachowaniu Lucasa, nie postanowiła dać nogę, sytuacja z Aidenem znowu powróciłaby do punktu wyjścia. Zastanawiam się, skąd u Lucasa pomysł, żeby zabierać ją akurat za miasto. Pewnie wiedział, że Aiden tam pracuje, ok, ale każdą pannę przywozi do tej restauracji, czy może wywęszył coś między tą dwójką... I jeszcze to, jak kazał się jej nie wtrącać. Jeśli chciałaś z niego zrobić buraka (wiedziałam chyba od pierwszej chwili, w której pojawił się w opowiadaniu), to Ci się udało. Keep going, tylko niech on będzie idiotą gdzieś z daleka od Mads. Marzenia, prawda? I znowu obawiam się, co będzie. Lucas może podnieść raban, że uciekła i zrobi aferę, pojedzie do jej ojca i wpakuje w niezłe bagno. I wtedy dostanie dożywotni szlaban na wszystko, łącznie z Aidenem, bo wątpię, że jej ojciec wykaże się zrozumieniem w tej kwestii. Co prawda chyba ma być tego wieczoru w pracy, o ile nic nie poknociłam. Może udałoby się Mads wrócić niepostrzeżenie, ale Lucas tak tego nie zostawi, w końcu koncertowo go ośmieszyła.
Zapowiedź jest tak uroczo kusząca, że znów muszę zacisnąć zęby i czekać.
Pozdrawiam!
Gratuluję pory, ja o tej godzinie przewracałam się na drugi bok XD dzięki dzięki, naprawdę się przyda, mam nadzieję, że jakoś się zmobilizuję;)
UsuńOj, nic się nie stało, w każdym razie dziękuję za ten komentarz;)
No tak, ale jej już na nim za bardzo zależy, żeby zrezygnowała z niego dla dobrych kontaktów z Lucasem;) co nie znaczy, że nie będzie tu jeszcze konfliktów na linii Maddie - Aiden, bo to byłoby niemożliwe;) no, nie wiedział, to akurat był przypadek, a za miasto chciał jechać, bo podejrzewał, że Maddie mogłaby mu prysnąć xd buraka może nie, ale paskudnego aroganta jak najbardziej xd może ojcu nie powie, ale na pewno tego tak nie zostawi, o to możesz być pewna ;P ale może niekoniecznie będzie w to wplątywał jej ojca.
Ano tak, jest na co czekać^^
Całuję!
W końcu doczekałem się Aidena :D
OdpowiedzUsuńOd początku było wiadomo,że z tej kolacji nic dobrego nie wyniknie.. ale sądziłam,że Lucas chociaż będzie próbował zachować się przy Mads.. przykro mi,ale on u mnie od początku był skreslony i nawet ten jego zabójczy uśmiech na mnie nie działał ;)
być może tutaj faktycznie jest jakieś powiązanie między rodziną Lucasa a A. kto wie?
Chętnie napisałabym, ze pragnę,aby te dwa tygodnie minęły jak najszybciej,abym mogła przeczytać nowy rozdział..jednak ten czas mija w tak zabojczym tempie,że. aż strach cokolwiek mówić.. ;o
PS. Czy wspomniałam juz,ze uwielbiam Aidena? :D
No musiał się w końcu pojawić XD
UsuńOj no, Lucas już taki jest i nie ma co od niego więcej oczekiwać;) uśmiechem wprawdzie nadrabia, ale niewiele to pomaga XD
Taak, to fakt, mnie ten czas też tak strasznie leci -.- dlatego tym bardziej mam nadzieję, że coś mi się przez ten czas uda naskrobać;)
Haha, to mnie cieszy;)
A już się do dupka zaczęłam przekonywać! I tu takie coś!
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej Aiden wrócił!
Lucas jest zdecydowanie za bardzo pewny siebie. To oczywiście dobra cecha, ale on przegina pałeczkę. Wszystko co chce, ma być tak jak chce, kiedy chce i z kim chce... Nie mysli nawe o tym, ze ktoś mógłby się nie zgodzić. Bo on chce!
A to jak potraktował Aidena... Pomijając fakt, że wszyscy traktuują go jak śmiecia, bo w ich przekonaniu nim jest, to czy on w ogóle ma mózg?! Jasne, pozbawmy chłopaka pracy, bo przecież wszyscy na tej planecie mają dzianych rodziców. Pomijając fakt, że Aiden tych rodziców stracił, a o ciotce jakoś cicho...
I to jak chwilę później odezwał się do Mads: "Poczekaj tu na mnie chwilkę, Maddie, dobrze?" - CO? Przeprszam, ale właśnie upokorzył przy niej człowieka, którego ona chciała bronić i póxniej udaje, że nic się nie stało!
Dobrze, że Mads uciekła oknem w toalecie. Jestem ciekawa tylko, jak zareaguje na to Lucas... Raczej zachwycony to on nie będzie.
I Aiden! Aiden! Chce takiego sąsiada! Niech się Lucas wypcha, na pewno już się do niego nie przekonam, a Aiden niech pojedzie z Mads na plaże o zachodzie słońca, albo coś...
Mam nadzieję, że ten ich związek, przyjaźń (taa, na pewno) się rozwinie i będzie... Będzie super!
Pozdrawiam! :D
PS. Po zapowiedzi już nie moge doczekać się kolejnego rozdziału! :D
UsuńI słusznie, bo będzie się tam działo ;P
UsuńNie no, do Lucasa nie da się przekonać, on zawsze będzie miał paskudny charakter xd
W niektórych sytuacjach to pewnie jest urocze, ale stanowczo nie tutaj xd Lucasowi po prostu troszkę się w głowie przewróciło, stąd to wszystko.
No dokładnie, ale przecież Lucas w ogóle o tym nie myślał. I w ogóle go nie obchodziło, jakie konsekwencje dla Aidena może mieć jego zachowanie. Taki właśnie jest Lucas i cóż, nie działa to na jego korzyść. A ciotka pewnie wkrótce się pojawi;)
No bo dla niego nic się nie stało właśnie xd
No pewnie, to raczej pewne, że mu się to nie spodoba. Spokojnie, na pewno znajdzie sposób, żeby się zemścić.
Na plażę to może nie, przynajmniej nie tym razem, w końcu Mads ma być o jedenastej w domu ;> ale reszta wieczoru i tak dla obojga będzie przyjemniejsza;) super może na razie nie, chociaż... Kto wie? ;>
Całuję!
Tak, jeżeli miałam jakiekolwiek myśli usprawiedliwienia dla Lucasa, w końcu on może tylko zgrywał takiego cwaniaka, to teraz doszczętnie go nienawidzę! Pokazał się z bezdusznej, okrutnej strony i na miejscu Maddie pewnie dałabym mu w pysk ze dwa razy. Ale ta ucieczka pewnie nadszarpnie jego solidnie zbudowane ego, więc dobrze mu tak! Biedny Aiden! Wciąż nie mogę zrozumieć, że ludzie mogą być tak uprzedzeni wobec człowieka, którego jedyną winą są niezbyt korzystne więzy rodzinne. Czy Carrie serio jest taka sama? Mam nadzieje, że nie, że tylko powtarza bezmyślnie to, co inni, że gdyby dać jej szansę zrozumie wiele rzeczy. Chciałabym, żeby oni wszyscy nie byli z jednego worka, ale kto wie? Małe miasteczka solidaryzują się ze sobą na wszystkie, możliwe sposoby, a wiadomo, że parcie pod prąd nie jest dla nastolatka czymś atrakcyjnym. Teraz jednak, bardziej niż wcześniej, chciałabym, żeby między Maddie a Aidenem doszło do jakiegoś przytulenia lub pocałunku. Po prostu, żeby ktoś okazał mu serdeczność <3 Tak mi żal, że stracił tą pracę, aż mam ochotę płakać, a wierz mi, mało która powieść wyciska ze mnie chociaż jedną łzę. Uwielbiam "Czyste Sumienie" <333
OdpowiedzUsuńCo do Dorotki, jestem już w stolicy z nimi, po ataku małp, mam nadzieje, że zdążę nadrobić, bo nowości mnie stale ścigają, i zostawić Ci W KOŃCU należny komentarz :D:D
A na koniec, tak trochę nieładnie się zachowam, bo zostawię Ci spam. Zapraszam cię na mojego, nowego bloga http://serce-georgiany.blogspot.com/ Nie zmuszam do czytania, ale jakbyś lubiła romanse historyczne i była ciekawa, bo będzie mi miło, gdy wpadniesz.
Całuje i pozdrawiam! :**
Maddie na pewno miała na to ochotę, między innymi dlatego uciekła, żeby nie wybuchnąć;) nawet jeśli nadszarpnie, to Lucas zupełnie tego po sobie nie pokaże, wręcz przeciwnie - jeszcze da Maddie popalić, tego możesz być pewna. No jasne, że jest to nienormalne, ale tak już oni myślą, a jeśli chodzi o Carrie, to faktycznie jest raczej bezmyślna i powtarza to, co słyszała od innych - no i dostosowuje się do otoczenia. Raczej nikt nie czuje potrzeby, żeby Aidena bronić. To, w takim razie, spodoba Ci się kolejny rozdział ;P i strasznie się cieszę, że Ci się mój tekst tak podoba;)
UsuńI równie mocno mnie cieszy, że chciało Ci się nadrabiać tyle rozdziałów Dorotki;)
Absolutnie nie mam nic przeciwko, na pewno wpadnę w wolnej chwili i zostawię komentarz;) Całuję! ;**
Świetny szablon ;)
OdpowiedzUsuńZaległości nadrabiam. powoli, ale nadrabiam.
Ostatnio kombinuję trochę z dwoma tekstami. Tak w ogóle, to chciałabym wrócić z czymś nowym. Może zmienię narrację? Zobaczymy. Jak na razie mam w głowie obraz głównego bohatera :D Wiem, jak wygląda i kto będzie odpowiedni, aby go "zagrać"^^
Pozdrawiam ;*
Mam prośbę. Mogłabyś mi wysłać ostatni szablon, który mi robiłaś? (jeśli jeszcze go masz). Poprawiany był, bo zdjęcie się rozjeżdżało.
UsuńDziękuję ;)
Dziękuję. Nie czuję się na razie na siłach, żeby robi coś nowego dla Ciebie, ale poszukam tego poprzedniego szablonu, pewnie. Całuję!
UsuńDziękuję ;)
UsuńJedynym plusem zamieszkania w Elizabethtown jest Aiden, cała reszta to banda popierzonych ludzi, którzy patrzą zbyt wysoko na innych. I kiedy naprawdę chciałam już nieco bardziej przekonać się do Lucasa to on wyskakuje z czymś takim! Nie, już nigdy nie zapałam do niego cieplejszymi uczuciami, bo to najzwyklejszy duper. Zapewne ogromna wina w tym jego matki (takie kobiety powinno się zamykać w klatkach i zakazywać rozmnażania) i braku wychowania. Nienawidzę, gsy ocenia się ludzi przez pryzmat jakiejś sprawy. To takie niepoważne i wciąż wskazuje na ogromne zacofanie kulturowe. Po tym rozdziale jestem wręcz rozjuszona. Jak można kogokolwiek tak traktować! Podziwiam Aidena za to, że zachował spokój w takiej sytuacji. Wiadome jest, że musiał w końcu przywyknąć do tego typu zachowań, ale niemniej jednak trzeba mieć mnóstwo samo zaparcia, by nie wybichnąć. No ale wtedy pewnie powiedzieliby, że jest szurnięty. To społeczeństwo jest chyba najbardziej psychiczne.
OdpowiedzUsuńBiedna Maddie. Co ona ma zrobić pośród tych ludzi? Niech zabierze Aidena i niech stąd uciekną! A jej ojciec mógłby naprawdę nieco poważniej podejść do sprawy jej potencjalnych chłopaków. I całe szczęście, że Mads się stamtąd zerwała, bo sama z tej złości zabiłabym Lucasa.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam :)
Tak, Aiden w porównaniu do reszty to zdecydowany plus, na plus zaliczyłabym może jeszcze Wyatta, ale niewiele więcej. Do Lucasa ogólnie raczej nie da się przekonać xd owszem, to też na pewno wina wychowania, ale nie zrzucałabym całej winy na rodziców Lucasa, on sam też jest sobie winien. To takie małomiasteczkowe myślenie w sumie, Maddie, jako że jest nowa w Elizabethtown i przyjechała z Austin, trochę inaczej patrzy na całą tę sprawę. Aiden zaś taki już ma charakter, że po prostu się z tym pogodził.
UsuńMaddie pewnie też by go zabiła xd a tak, zamiast tego czeka ją odrobina czasu sam na sam z Aidenem;)
Całuję!
Chyba nigdy nie przejdę do porządku dziennego nad zachowaniem niektórych osób w tym opowiadaniu. Mam tutaj na myśli głównie Lucasa, Carrie i chyba Harper. Denerwuje mnie też troszkę ojciec Maddie; wiem, że to dla niego nowa sytuacja, ale może w takim wypadku powinien poczytać jakieś poradniki dla rodziców. Na pewno słowo "konsekwencja" pojawia się tam niezliczoną ilość razy. Skoro ma szlaban, to żadna sytuacja, a już na pewno pojawienie się chłopaka, który sprowadził na nią sporo kłopotów, nie powinna być wyjątkiem od reguły. W ogóle podziwiam jego naiwność, że taka gadka Lucasa na niego podziałała. To już Maddie ma więcej oleju w głowie, bo przypuszczała, że może się to źle skończyć.
OdpowiedzUsuńZachowanie Lucasa względem Aidena było karygodne. Czytałam z otwartymi ustami i przecierałam oczy ze zdziwienia. Jak można zrobić komuś coś takiego. I jeszcze jak on się odnosił do Maddie? Ten jego protekcjonalny ton. Gdybym mogła zdzieliłabym go z liścia. Co za nadęty, zacofany gbur, który uważa, że skoro rodzice mają kasę i pozycje, to świat leży u jego stóp. Gdybym mogła to odizolowałabym Mads od niego, ale wiem, że na tym polega opowiadanie i musisz nam napsuć trochę krwi. Moja wciąż jest wzburzona i boję się, że jeszcze jedna taka akcja i mój laptop przypłaci to rozwaloną klawiaturą albo połamanymi zawiasami.
Adien, Aiden... Strasznie mi go żal. Zamknął się w swojej skorupie, jakby chciał się uchronić przed światem, a to i tak nic nie daje. Rewelacyjnie ukazałaś, przynajmniej na przykładzie uczniów, małomiasteczkową mentalność. Sama w moim opowiadaniu mam zamiar wpleść takie elementy, więc to coś znajomego.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Od samego początku czyta mi się bardzo przyjemnie i łapię się na tym, że zbyt szybko docieram do końcowych zdań. Mogłabym tak czytać i czytać (tylko nie o Lucasie i tych pustych panienkach).
Zerknęłam na zapowiedź i tym bardziej nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Tylko rozbudziłaś moją ciekawość :)
Pozdrawiam!
No niestety, taki już ich wątpliwy urok;) nie byłabym sobą, gdybym nie utrudniała bohaterce życia, we wszystkich chyba moich tekstach pojawiają się takie postaci. A ojciec Maddie... może poradnik faktycznie nie byłby taki zły, bo Nicholas kompletnie nie zna się na ojcostwie xd oj, no bo Maddie lepiej zna Lucasa po prostu;)
UsuńNo pewnie, że muszę Wam napsuć krwi ;p i Maddie zresztą też, bo ona na pewno była równie zszokowana co Ty. Lucas jest aroganckim dupkiem i tyle. Ale powstrzymam się z tymi akcjami w takim razie, coby Twój laptop nie ucierpiał;)
Mam właśnie nadzieję, że mi to jakoś wyszło, zresztą w przyszłości zamierzam też w to wpleść dorosłych;) cieszę się, że Ci się podoba.
Oj no, o Lucasie jeszcze niestety będzie sporo, w końcu jest tu jedną z głównych postaci xd ale w takim razie mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu zakończenie jego wątku;)
Aaa, i słusznie, bo rozdział będzie fajny^^
Całuję!