14 sierpnia 2014

20. Biegi z przeszkodami

– Nie mów, że całą noc spędziłaś na kanapie.
Poderwałam głowę, z przerażeniem rozglądając się dookoła. Potrzebowałam chwili na zorientowanie się, gdzie właściwie się znajdowałam i dlaczego nie we własnym łóżku. Kolejne pół minuty spędziłam nad zastanawianiem się, jaka też mogła być pora dnia. Dopiero potem do głowy przyszła mi najstraszniejsza myśl.
Aiden.
Gdzie on właściwie był?! Miałam szczerą nadzieję, że nie w jakimś miejscu, gdzie zaraz miałby go zobaczyć wracający właśnie do domu po pracy tata…!
Musiałam usnąć na tej cholernej kanapie, to jedno nie ulegało wątpliwościom, bo i na niej się obudziłam. W dużo lepszym stanie jednak, niż gdy siadałam obok Aidena, bo pod głowę miałam położoną poduszkę i byłam przykryta kocem. To na pewno nie było posłanie, które przygotowałam sobie poprzedniego wieczoru. Moje posłanie z poprzedniego wieczoru składało się wyłącznie z Aidena Montgomery.
Może właśnie dlatego zamienił siebie na poduszkę i koc.
– Nie wiem… Może – zawyrokowałam, przeciągając się i rozmasowując bolący kark. Ostatecznie spanie na kanapie nie należało do najwygodniejszych. Rzuciłam stojącemu w drzwiach tacie oskarżycielskie spojrzenie. – To twoja wina. Czekałam na telefon od ciebie, aż usnęłam.
– Jasne. Z poduszką i kocem na podorędziu – zadrwił. Wzruszyłam ramionami.
– A co, miałam czekać bez? Jesteś bez serca.
Po jego minie zobaczyłam, że jednak miał jakieś wyrzuty sumienia. I dobrze. Kiedy wreszcie wstałam z sofy, okręcając się kocem, bo było mi zimno, stwierdziłam, że nadal miałam na sobie granatową sukienkę z poprzedniego dnia i rajstopy, tylko butów się pozbyłam. Po prostu świetnie. Dobrze, że był weekend, bo gdybym miała iść w ten dzień do szkoły, niechybnie zasnęłabym na lekcji i znowu skończyła na dywaniku u dyrektora.
Ale że też Aiden przykrył mnie kocem…
Rozejrzałam się dyskretnie po mieszkaniu, nigdzie go jednak nie widziałam. Po chwili zaś ojciec dodał potępiającym tonem:
– I w dodatku nie zamknęłaś drzwi wejściowych. A gdyby w okolicy grasował jakiś morderca? A gdyby jakiś złodziej wszedł do domu?
– Minąwszy najpierw beztrosko zaparkowane na podjeździe auto? – dopowiedziałam uprzejmie, podnosząc brwi. – Tato, daj spokój. Zapomniałam, to wszystko. Nic takiego się przecież nie stało.
– Ale mogło…!
Rzecz w tym, że wcale nie zapomniałam, tylko pewnie Aiden zostawił za sobą otwarte drzwi, wychodząc ode mnie w nocy. Albo wcześnie rano. Trudno powiedzieć, kiedy, bo spałam tak głęboko, że nawet nie zauważyłam, kiedy się ewakuował. Najwyraźniej miał jednak więcej rozsądku ode mnie, by wiedzieć, że lepiej, żeby nie zastał go tu mój ojciec. Ja jakoś w pierwszej chwili na to nie wpadłam.
Ale też w pierwszej chwili nie zamierzałam zasypiać, objęta przez niego, na kanapie, więc czułam się nieco usprawiedliwiona.
– Gdybym nie usnęła, czekając, aż zadzwonisz, na pewno bym pamiętała, żeby zamknąć – wytknęłam więc nie bez satysfakcji. Tata zrobił skruszoną minę.
– Wiem, przepraszam, Mads, ale przywieźli nam nagle rannych z wypadku. Musiałem iść na blok operacyjny. Chyba sama rozumiesz.
Pokiwałam głową, po czym powlokłam się na górę, do łazienki. Stanowczo potrzebowałam długiego prysznica, płynu do demakijażu i szczoteczki do zębów. Czułam się tak okropnie, jakbym miała jakiegoś idiotycznego kaca, chociaż poprzedniego wieczoru nic nie piłam.
Tylko czemu Aiden nie obudził mnie, wychodząc?
– Rozumiem – powiedziałam jeszcze, zatrzymując się w połowie schodów. – Tym bardziej uważam, że to był głupi pomysł, z tym dzwonieniem do mnie po nocy. Ja przez to będę niewyspana, a ty będziesz miał problemy. No, ale skoro nie potrafisz mi zaufać…
Rozłożyłam bezradnie ręce i poszłam na górę, nie czekając na jego odpowiedź, której zresztą miałam się raczej nie doczekać. Miałam pewne wyrzuty sumienia, dlatego też między innymi nie chciałam patrzeć dłużej na ojca. Wiedziałam przecież doskonale, że to wszystko to była moja wina. Gdybym go nie okłamywała, na pewno nie podjąłby tak drastycznych kroków. Zawiodłam jego zaufanie i, prawdę mówiąc, nadal to robiłam. Z drugiej strony jednak nie mogłam pozbyć się pretensji do niego, że tak utrudniał nam obojgu życie. Dużo łatwiej byłoby przecież, gdyby po prostu uznał, że mając siedemnaście lat, jestem już wystarczająco dorosła, by podejmować pewne decyzje odnośnie do swojego życia towarzyskiego – w tym to, czy na głupiej imprezie wypiję jednego drinka, czy nie. Jasne, byłam ciągle niepełnoletnia, ale równocześnie wierzyłam święcie, że miałam dużo więcej rozsądku od moich rówieśników.
Wzięłam prysznic, a kiedy wyszłam z łazienki, okazało się, że tata poszedł już spać. Nic dziwnego, w końcu całą noc był na nogach. W szlafroku przeszłam do mojej sypialni, żeby wybrać sobie coś do ubrania, zastopowało mnie jednak przy oknie, bo zobaczyłam przez nie stojącego na środku swojego pokoju Aidena, który szczerzył się do mnie głupio.
No dobrze. Musiałam przyznać, że ten uśmiech był bardzo uroczy. Ale przecież nie w chwili, gdy miałam na sobie jedynie szlafrok…!
Zanim zdążyłam się pozbierać, rozdzwoniła się moja komórka i wystarczyło krótkie spojrzenie na wyświetlacz, by przekonać się, że dzwonił właśnie Aiden. No tak, stał u siebie z komórką przy uchu, a ja tego nawet nie zauważyłam. Musiałam kompletnie zgłupieć.
Odebrałam odruchowo, uśmiechając się szeroko.
– Jak spałaś? – zapytał zamiast powitania tym ciepłym głosem, który tak w nim uwielbiałam. Prawdę mówiąc, uwielbiałam w Aidenie wszystko, najbardziej jednak to, że był sobą i nie próbował udawać nikogo innego. Ostatnio odbijało mi się to czkawką. – Chyba głęboko, co?
– Chyba tak, skoro nie zauważyłam, kiedy wyszedłeś. – Pokazałam mu język, nadal nie przestając się uśmiechać. – A kiedy właściwie wyszedłeś?
– Spokojnie, niedługo przed tym, jak przyjechał twój tata. Nie siedziałaś długo przy otwartych drzwiach – zapewnił mnie, chociaż wcale się tego nie bałam. Jakoś nie wierzyłam, żeby ktokolwiek, zwłaszcza tu, w Elizabethtown, chciał włamać się do domu, na podjeździe którego stał samochód. To byłoby po prostu niedorzeczne. – Słuchaj, chciałem ci tylko powiedzieć, że mimo tego, że niejako przeze mnie wywalili mnie z pracy, to i tak był jeden z najmilszych wieczorów w moim życiu.
Westchnęłam w słuchawkę. Która dziewczyna nie westchnęłaby po takich słowach?
– To dobrze, bo mój też – przyznałam bez oporów. – Ale ustaliliśmy chyba wczoraj, że wywalili cię przez Lucasa, nie przeze mnie.
– Byłaś jego randką, więc uznaję cię za współwinną – odparł z komiczną powagą, rzucając mi przez okno wyzywające spojrzenie. Przygryzłam wargę, jakbym się nad czymś zastanawiała.
– Hmm, w takim razie bardzo mi przykro. Może mogłabym ci to jakoś wynagrodzić?
– Mamy weekend. Może mogłabyś mnie zaprosić do siebie? – Było mi przykro, że nie chciał pokazywać się ze mną w miejscach publicznych i tylko częściowo go rozumiałam, postanowiłam jednak na razie nie kusić losu. Metoda małych kroczków, póki co mogło mi wystarczyć to, co już miałam. Zrobiłam smutną minę.
– Nie mogę, Aiden, tata wychodzi do pracy dopiero w poniedziałek wcześnie rano.
– To może ty przyjdziesz do mnie? – Nie dawał za wygraną. Skrzywiłam się.
– Mam szlaban, pamiętasz? Wątpię, czy mogłabym wyjść choćby na spacer.
– Nie ma takiej sytuacji, w której ojciec pozwoliłby ci opuścić dom mimo szlabanu? – Puścił do mnie oko, jakby doskonale wiedział, że coś wymyślę. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się usilnie, po czym w końcu rozpogodziłam się i zapytałam go beztrosko:
– A co powiesz na poranny jogging?

***

Poprawiłam kitkę na czubku głowy i z zadowoleniem przejrzałam się w lustrze, po czym wyszłam z domu, starannie zamykając za sobą drzwi, żeby znowu nie narazić się na wymówki ojca. Krótkie spodenki i lekka bluza z kapturem były idealne na ten ładny, jesienny dzień, zwłaszcza że nie zamierzałam przecież biec daleko. Żeby zachować pozory, wzięłam ze sobą iPhone’a i butelkę wody, przebiegłam jednak chodnikiem tylko parę metrów, gdy obok mnie zatrzymał się stary, znajomy Chevrolet Camaro.
– Może panią gdzieś podwieźć? – zapytał z rozbawieniem Aiden, przyglądając mi się uważnie znad kierownicy. Zwolniłam kroku, po czym podeszłam i bez skrępowania wsiadłam do auta, a butelkę rzuciłam na przednią deskę rozdzielczą.
Rzuciłam mu pospiesznie, nieco niepewne spojrzenie, nie wiedząc, jak się zachować. Powiedzieć „cześć”? Pocałować go w policzek? W usta? Podać rękę? Nie zrobić nic i udawać, że nie ma między nami żadnej niezręczności?
Aiden ruszył z piskiem opon, a ja pomyślałam, że w takich okolicznościach wszyscy dookoła dowiedzą się o nas szybciej, niż gdybyśmy zdążyli im powiedzieć. Nie powtórzyłam tego jednak na głos, bo nie chciałam znowu spowodować, żeby cofnął się do swojej skorupy. Zresztą ja nie miałabym z tym problemu, gdyby wszyscy się o nas dowiedzieli.
– To dokąd jedziemy? – zapytałam lekko, stwierdziwszy uprzednio z pewnym rozczarowaniem, że Aiden nie zamierzał mnie znowu pocałować. Mimo to mój nastrój był bardzo dobry i nie chciałam go sobie psuć głupimi rozmyślaniami; wystarczyło mi, że Aiden był koło mnie.
Uśmiechnął się tajemniczo, po czym spojrzał na mnie przelotnie.
– Niespodzianka – oświadczył następnie, na co wywróciłam oczami.
– A wiesz, że nie lubię niespodzianek?
Wzruszył ramionami i w żaden inny sposób tej mojej wypowiedzi nie skomentował. Wobec tego rozsiadłam się w fotelu i wyjrzałam przez okno, starając się po okolicy zorientować, w którą stronę jechaliśmy.
Kierunek był południowo–zachodni, to pewne. Omijaliśmy centrum Elizabethtown, jadąc ulicami położonymi bardziej na północ, a później Aiden skręcił na południe, aż dojechaliśmy do Keener Road. Ta okolica była spokojna, za domami po prawej stronie rozciągał się pas lasu, a ulice raczej były puste, jak przystało na tak wczesną, niedzielną porę. Zorientowałam się, dokąd jechaliśmy, dopiero gdy Aiden skręcił w prawo, w wąską odnogę, prowadzącą prosto do lasu i kończącą się szeroką polaną z rozjeżdżoną trawą.
– Jesteśmy nad Lewis Lake, prawda? – zapytałam, rozglądając się dookoła. Aiden skinął głową.
– Tak, ale przyjechałem od drugiej strony. Stąd nie trzeba iść przez las, żeby dojść nad jezioro, jest tuż przy drodze. Chodź.
Wysiadłam, zanim zdążył otworzyć mi drzwi, i obeszłam auto, żeby znaleźć się koło niego. Chociaż nadal znajdowaliśmy się przy drodze, nie czułam się w tym miejscu źle: wokół było cicho, pusto, otaczały nas drzewa, a po drugiej stronie polana otwierała się na kawałek plaży i zejście do wody. Wyglądało to naprawdę przyjemnie.
Aiden chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, wolną dłoń kładąc mi na plecach, a ja w jednej chwili straciłam zainteresowanie widokami, wpatrzona tylko w niego. Aiden przyglądał mi się z pewnym napięciem, uważnie, uśmiechając się lekko, a po chwili dotknął dłonią mojego policzka, na co drgnęłam gwałtownie.
Za każdym razem, gdy był tak blisko, serce biło mi niespokojnie i miałam ochotę znaleźć się jak najbliżej, wtulić się w niego mocno, aż stracę własny oddech i będę oddychać razem z nim. To było dla mnie zupełnie nowe uczucie, przez co początkowo nie wiedziałam, jak się zachować. Dopiero gdy pochylił się i mnie pocałował, przestałam mieć z tym problemy.
Rozchyliłam usta, pozwalając mu pogłębić pocałunek, a dłonie zaplotłam mu na karku. Tak, na takie właśnie powitanie czekałam. Zrobiło mi się przykro, kiedy dotarło do mnie, że Aiden czekał z tym, aż będziemy całkiem sami, szybko mi jednak przeszło, bo całowanie go tak czy inaczej było świetne. Jego ciepłe wargi i palce, błądzące po moich plecach i karku, skutecznie odsunęły ode mnie wszelkie myśli.
Odsunęłam się od niego dopiero, gdy dłonie Aidena wślizgnęły się pod moją koszulkę i dotknęły rozgrzanej skóry brzucha. Kciukiem dotknęłam jego wargi, wdychając głęboko zapach Aidena, który burzył mi zmysły.
– Nie spieszmy się, dobrze? – szepnęłam, choć to właściwie było niepotrzebne. Aiden uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
– Oczywiście. Co tylko będziesz chciała.
Aiden to nie był Lucas, na szczęście. On nie zamierzał mnie do niczego zmuszać, za co byłam mu strasznie wdzięczna.
Chwycił mnie za rękę i pociągnął przed siebie, w stronę niewielkiej plaży przy jeziorku. Wyglądała podobnie jak ta, na której nie tak dawno znaleźliśmy nieprzytomnego Lucasa: trawa zamieniała się w wąski pas piasku dość nagle, zejście do wody było strome, a sama woda zielonkawoniebieska; po obydwu stronach plaży przeglądały się w niej drzewa, jako że brzeg lasu schodził tam praktycznie do samej wody. Plaża przy drodze dawała jednak odrobinę miejsca, by usiąść, jeśli nie zwracało się uwagi na brudzący wszystko piasek, z którego już przy mojej poprzedniej wizycie w tym mieście musiałam myć buty.
– Przepraszam, że zostawiłem cię dzisiaj rano – powiedział Aiden, po czym usiadł na piasku i pociągnął mnie do siebie. – Nie chciałem natknąć się na twojego ojca.
Usadowiłam się między jego nogami, plecami opierając się o jego pierś, i nagle poczułam się tak, jakby dokładnie tak miało być. Jakby jego opasujące mnie w talii ramiona pasowały tam idealnie, a kształt moich pleców doskonale komponował się z jego klatką piersiową. Nie czułam też przy nim żadnego skrępowania, które przecież powinnam chyba czuć; było mi po prostu dobrze ze świadomością, że był tu przy mnie, nie próbował już uciekać, wręcz przeciwnie – obejmował mnie i całował po szyi i karku, delikatnie, akurat na tyle, żebym dostała gęsiej skórki. To było naprawdę cudowne uczucie.
– Daj spokój, nie mam przecież pretensji, dobrze zrobiłeś – mruknęłam, po czym położyłam mu głowę na ramieniu. Gdy odwróciłam ją nieco w prawo, mogłam wargami dotknąć skóry na jego szyi, z czego niezwłocznie skorzystałam. Miał przyjemną w dotyku, nieco szorstką, słonawą skórę. – A twoja ciocia? Nie miała pretensji, że nie było cię w domu przez całą noc?
Nie widziałam dobrze jego twarzy, ale i tak byłam pewna, że się skrzywił.
– Mojej ciotki nie ma w Elizabethtown – wyjaśnił. – W zasadzie prawie nigdy jej nie ma. Pracuje w Filadelfii i tam spędza większość czasu.
– To dlaczego się tam nie przeprowadziliście? – zainteresowałam się, widząc w tym doskonałą okazję, by wreszcie czegoś się o nim dowiedzieć. – Skoro i tak jej tu nie ma…
Wyczułam, że wzruszył ramionami.
– Widzisz, Mads, Joan nigdy nie była dobrą opiekunką – wyznał, a w jego głosie wcale nie słyszałam goryczy, chociaż domyśliłam się, że prawda nie była dla niego przyjemna. Czasami miałam wrażenie, że życie dało mu na tyle w kość, że nauczył się już nie wściekać o nic. Zazdrościłam mu tego stoickiego spokoju, a równocześnie żałowałam czasami, że Aiden nie potrafił odgryźć się niektórym ludziom i nie chciał po prostu o siebie zawalczyć. – Była sporo młodsza od mojej mamy, dziesięć lat, w dodatku to typowa karierowiczka, i kiedy spadł na nią obowiązek zajęcia się mną, zupełnie nie wiedziała, co z tym zrobić, zwłaszcza że była wtedy taka młoda. Zdecydowała, że będzie najprościej, jeśli zostawi sobie mieszkanie w Filadelfii, wprowadzi się do domu rodziców w Elizabethtown, a w razie potrzeby będzie dla mnie zatrudniać opiekunkę, co wkrótce zaczęła robić aż zbyt często. Takie życie jej odpowiada.
– A nigdy nie pomyślała, co odpowiadałoby tobie? – prychnęłam, oburzona takim zachowaniem. – Nie pomyślała, że może tobie byłoby łatwiej, gdybyś wyjechał? Wie w ogóle, co się dzieje w tym mieście i jak ludzie tu na ciebie reagują?
– Czegoś się pewnie domyśla, bo ode mnie nigdy nic takiego nie usłyszała. Ale nietrudno o takie informacje w tak małym mieście. Tylko że Joan niewiele się tym przejmuje, najważniejsza jest dla niej jej wygoda. Kiedyś przebąkiwała coś o przeprowadzce do miasta, ale jak zwykle na obietnicach się skończyło, a teraz… Teraz już mi wszystko jedno. Wyprowadzę się, gdy tylko skończę szkołę, a ona może robić z tym domem, co tylko chce, także go sprzedać. Jeśli tylko znajdzie kupca. Może byłoby lepiej, gdyby w tym domu wreszcie zamieszkała jakaś prawdziwa, kochająca się rodzina.
Było mi go tak strasznie żal, że aż miałam ochotę go mocno uściskać. To musiało być dla niego straszne: nie dość, że zginęli jego rodzice, to jeszcze jego teoretycznie najbliższa rodzina, bo siostra matki, nie okazała mu odrobiny nawet rodzinnego ciepła. Coraz mniej mnie dziwiło, że Aiden był, jaki był: zamknięty w sobie, nieufny, ostrożny w stosunku do ludzi. Miał po temu wszelkie powody.
Że w ogóle w takiej sytuacji wyszedł na ludzi, to było zaskakujące. I chyba świadczyło o sile jego charakteru.
– Przykro mi – bąknęłam, podnosząc głowę i odwracając się nieco, by na niego spojrzeć. – Przykro mi, że to się w ogóle stało… I że miałeś takie spieprzone dzieciństwo.
– Daj spokój, to przecież nie twoja wina. – Rzucił mi rozbawione spojrzenie, jakby to w ogóle go nie ruszało. Nie wierzyłam w to jednak. – Ale naprawdę, jesteś jedyną osobą oprócz Bree, Mads, która tak na to patrzy. Cała reszta najchętniej ukamienowałaby mnie za to, co zrobił mój brat.
– I właśnie tego nie mogę zrozumieć – prychnęłam.
– Może to dlatego, że nie jesteś stąd? Nie masz tutejszej mentalności, nie wyrastałaś w tym społeczeństwie? Nie wiem. Ale bardzo się z tego cieszę, choć wiem, że to z mojej strony egoistyczne.
Chciałam już go zapewnić, że wcale tak nie jest, ale właśnie wtedy Aiden objął mój policzek i pocałował mnie łagodnie, na co zareagowałam entuzjastycznie. Obróciłam się w jego stronę jeszcze bardziej i przechyliłam głowę, czując jego język przy moim. W jednej chwili zapomniałam, że jeszcze parę minut wcześniej mówiłam mu, że nie chciałam się spieszyć; położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i popchnęłam, aż wylądował na plecach na piasku. Pochyliłam się za nim, niemalże się na nim kładąc, i znowu odnalazłam jego usta, które zaczęły pieścić mnie z coraz większą natarczywością.
Aiden dłonią zmusił mnie, żebym odchyliła głowę do tyłu, po czym zaczął całować moją szyję, aż dotarł do zagłębienia nad obojczykiem, któremu poświęcił dłuższą chwilę. Skupiłam się na oddychaniu, bo miałam wrażenie, że zaraz się uduszę, i wplotłam dłoń jego włosy, drugą opierając na ziemi za nim.
Aiden jednak najwyraźniej lepiej ode mnie pamiętał o moich słowach, bo odsunął się w końcu z żalem i posłał mi czułe spojrzenie.
– Muszę przyznać, że byłem idiotą, każąc ci trzymać się ode mnie z daleka – przyznał, co bardzo mnie ucieszyło. Pochyliłam się i pocałowałam go raz jeszcze, krótko, łagodnie.
– Masz szczęście, że jestem uparta – mruknęłam mu prosto w usta. Aiden oddał pocałunek, po czym z niejakim trudem podniósł się do pozycji siedzącej i pociągnął mnie za sobą. Zachwiałam się i ponownie oparłam dłonie na jego klatce piersiowej; nadal byłam tak blisko, że musiałam bardzo się skupić, żeby zogniskować wzrok na jego oczach.
– Nie zamierzam zaprzeczać – zaśmiał się. – Mads, opowiedziałem ci o mojej ciotce. Może teraz ty mi powiesz, o co chodzi z twoją mamą i dlaczego właściwie twój ojciec tak się zachowuje? No wiesz, pilnuje cię i nie pozwala na nic poza randkami z Thornem?
Wywróciłam oczami, słysząc te ostatnie słowa. Nie mogłam się powstrzymać od kwaśnej uwagi:
– A co, jesteś zazdrosny?
– Oczywiście, że jestem – przyznał bez oporów, co mnie zdziwiło. – Od początku byłem, odkąd tylko zauważyłem, że ma na ciebie oko.
– To nie jest przyjemna historia – westchnęłam, nie reagując na jego ostatnie słowa, bo nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo mnie ucieszyły. Aiden pogłaskał mnie po policzku.
– A która jest? Bo na pewno nie moja.
– Słusznie – przyznałam, po czym zamilkłam na chwilę, by to sobie wszystko poukładać, by w końcu kontynuować: – Widzisz, rzecz w tym, że moja matka nigdy nie była… przykładem rodzicielstwa, powiedzmy. Bardzo ją kochałam, a ona bardzo kochała mnie, ale zawsze wiedziałam, że nie była wolna od wad.
– Nikt nie jest – wtrącił Aiden. Skinęłam głową.
– Owszem, tylko widzisz… Moja mama była, jak by to nazwać… troszkę za bardzo rozrywkowa. Wyszła za tatę tylko dlatego, że obydwoje trochę za dużo wypili i wpadli. Ale ona nigdy go nie kochała i wiadomo było, że będą musieli się rozwieść, nawet ja jako dziecko wiedziałam, że oni nie mogą ze sobą być. A gdy mama została już sama, zaczęła sobie na coraz więcej pozwalać. Wiesz, nowi faceci, imprezy, alkohol.
– Dziwne, że zostałaś z nią – mruknął. Wzruszyłam ramionami.
– To się chyba wtedy wydawało oczywiste, że powinnam zamieszkać z nią, nie z ojcem. Wiesz, nie zrozum mnie źle, to nie tak, że mama cały czas imprezowała i w ogóle się mną nie zajmowała. Po prostu bywało tak, zwłaszcza gdy byłam już starsza, że wychodziła w weekendy, spotykała się z facetami i zdarzało jej się wypić. Również w domu.
– A ten wypadek? – zapytał, kiedy znowu zamilkłam. Uśmiechnęłam się krzywo.
– Pokłóciłam się z chłopakiem i zadzwoniłam, żeby po mnie przyjechała. Nie chciała, więc się z nią prawie pokłóciłam, wiesz, nagadałam jej, że na pewno mnie zgwałcą, jak będę sama po nocy wracać, takie tam. Więc przyjechała. Ale nie wiedziałam, że wcześniej piła. Niedużo, nie była pijana. I to nawet nie była jej wina, że doszło do tego wypadku. Ale wiesz, cały czas sobie myślę, że może jednak, gdyby nic wcześniej nie wypiła, zareagowałaby szybciej i udałoby nam się tego uniknąć.
– Wiesz, że nie możesz tak myśleć – zaprotestował Aiden, marszcząc brwi. – Nie możesz wiedzieć, co by było, gdyby. I nie możesz się obwiniać. To twoja mama podjęła decyzję, to ona wsiadła za kierownicę. Do niczego jej nie zmuszałaś.
– Tylko że powiedziałam, że inaczej pójdę pieszo przez miasto i nie wiadomo, co mi się stanie…
– Ale to jest przecież normalne, Mads. Pokłóciłaś się z chłopakiem, miałaś zły humor i chciałaś jak najszybciej wrócić do domu. Nie mogłaś wiedzieć, że to się tak skończy. Proszę, nie myśl o tym, co by było, gdybyś wtedy podjęła inną decyzję.
– Pewnie masz rację – westchnęłam, opierając się o niego mocno. Naprawdę wierzyłam, że miał rację, ale mimo to nie potrafiłam pozbyć się wyrzutów sumienia. Nieważne, czy to była moja wina i czy decyzja należała do mamy, czy do mnie. I tak nie żyła dlatego, że wtedy po mnie pojechała. – Tylko wiesz… ja też wtedy trochę wypiłam. A tata i tak zawsze widział we mnie mamę, bo jestem do niej bardzo podobna z wyglądu.
– Dlatego teraz spodziewa się, że powtórzysz wszystkie jej błędy? – domyślił się. Przytaknęłam.
– Dokładnie. Wiesz, wypadki po pijaku, nadużywanie alkoholu w ogóle, nastoletnia ciąża, te sprawy. Tego właśnie spodziewa się po mnie ojciec i, cóż, widzi dokładnie to, co chce widzieć. A wyciąga wnioski na podstawie tego, że na tamtej imprezie wypiłam dwa piwa, a już tutaj, w Elizabethtown, Lucas dolał mi do drinka kieliszek wódki. A ja go wtedy nawet całego nie wypiłam, tego drinka.
– To stąd to wszystko? Uciekanie na imprezy wbrew zakazowi ojca, okłamywanie go? Chcesz dorosnąć do twojego wizerunku w jego oczach, czy jak? – prychnął, chyba nie do końca rozumiejąc. Spojrzałam w niebo, które powoli zaczynało zasnuwać się chmurami.
– To nie do końca tak – zaprotestowałam bez przekonania. – On mnie po prostu denerwuje. Jest niesprawiedliwy, uprzedzony, w dodatku wywiózł mnie tutaj, zupełnie nie licząc się z moim życiem w Austin. Nie jestem dobrą buntowniczką, Aiden, źle mi z tym, że go okłamuję. Ale skoro już muszę tutaj mieszkać, chciałabym, żeby to życie było możliwie normalne. No i nie przywykłam, żeby mama kazała mi być w domu o jedenastej.
Zaśmiał się, co nieco rozluźniło atmosferę. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
– A propos tego, powinniśmy chyba wracać, bo inaczej twój ojciec uzna, że zasłabłaś gdzieś podczas tego joggingu i jako dobry lekarz, pospieszy ci na ratunek – oświadczył, zmuszając mnie, żebym wstała na nogi. Otrzepałam spodenki z piasku i z niezadowoleniem stwierdziłam, że znowu miałam brudne buty, postanowiłam się tym jednak nie przejmować. – Daj znać, kiedy znowu pójdzie do pracy, wpadnę do ciebie.
Aiden wysadził mnie u wylotu naszej ulicy, żebym przebiegła się przynajmniej kawałek i udawała, że byłam na tym joggingu; i słusznie, bo tata, niczym czujny harcerz, wystawił głowę ze swojej sypialni od razu, gdy tylko trzasnęłam drzwiami wyjściowymi. Nie miałam kondycji na szczęście i taki kawałek mi wystarczył, żeby mieć dość.
– Długo cię nie było – zagadnął. – Chyba nie wyszłaś całkiem z wprawy, co?
Tym razem nie miałam wyrzutów sumienia, żeby okłamać ojca. W końcu chodziło o Aidena, a okłamywanie taty w tym jednym temacie uznawałam za uzasadnione i usprawiedliwione. Nie po to przecież pokonywałam tyle trudności i przeszkód w związku z nim, żeby teraz dać to niszczyć ojcu.
– Jednak jestem zmęczona – tym razem nawet nie skłamałam. Tata uśmiechnął się domyślnie.
– Pewnie uprawiałaś biegi przełajowe przez las, co, Mads? Tylko uważaj, nie zapuszczaj się nigdzie, gdzie mogłoby ci się coś stać.
Odwróciłam się, żeby nie widział, jak wywróciłam oczami. Tak, uwagi taty czasami bywały naprawdę przydatne.
– Masz rację, tato – przyznałam posłusznie. – To były wręcz biegi z przeszkodami.

12 komentarzy:

  1. Sqweeee! :D Wyznania od serca, oto, co tygryski lubią najbardziej - zaraz po scenach pocałunków itepe, znaczy się! Nie powiem, jak zobaczyłam tytuł, to czytałam, spodziewając się, że Tata Maddie jednak ich nakryje albo coś, więc odetchnęłam z ulgą, że tak się nie stało. (Przynajmniej na razie, po Tobie lepiej spodziewać się wszystkiego :P). Wzdych, wzdych, śliczny rozdział, ot! Już nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, tata Maddie ich nie nakryje, jeszcze nie;) Buahaha, to fakt, mam nadzieję, że jeszcze Was tutaj zaskocze ;p to pocałunki już były, wyznania też, teraz zostają tylko komplikacje xd cieszę się, że rozdział się podobał;)
      Całuję!

      Usuń
  2. Nie powiem, ten gest z poduszką i kocem był słodziutki. Gdybym już nie uwielbiała Aidena, teraz bym się przekonała ostatecznie.
    Dobry mieli pomysł z joggingiem. A sytuacja na plaży dodaje Aidenowi jeszcze więcej sympatii... w sumie nie wiem, jak to ubrac w zdanie, ale to też było słodziutkie. I nie chodzi nawet o zwierzenia, chociaż o nie też. Lucas na pewno by się na nią rzucił, a potem by ją przekonywał, dopóki nie dostałby kolanem wiadomo gdzie...
    Gif do Joan w zakładce idealnie mi pasuje. To znaczy, niby jeszcze się nie pojawiła w swojej postaci, ale już pasuje :D
    Jestem ciekawa ciągu dalszego. A Bree chyba czuje do Aidena mięte, bo ciągle czepia się Mads. Już nie mogę doczekać się następnego!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, Aiden, jak widzę, jest tutaj ulubieńcem wszystkich ;p
      Prawda? Maddie jest pomysłowa xd no fakt, Lucas pewnie nie zachowałby się tak w porządku wobec Mads jak Aiden. Ale Aiden to odrębna kategoria ;>
      Mnie też! Dawno wiedziałam, że grać ją będzie ta właśnie aktorka, ale długo szukałam takiego panującego gifa xd
      Nie no, Bree po prostu się troszczy i martwi;) serio, ona się jeszcze z Maddie dogada ;p
      Całuję!

      Usuń
  3. Aiden jest tak bardzo odrealniony od tego, co dzieje się w Elizabethtown. Wydaje się być z kompletnie innej planety, biorąc pod uwagę zachowanie wszystkich tych ludzi, których odtychczas poznała Maddie. I czekam tylko aż ta sielanka runie, a pewnie nasz cudowny Lucas coś od siebie do tego dołoży. Nadal nie mogę pogodzić się z niespawiedliwością, jaką jest obdarzany Aiden. Dlaczego nikt się nie wysili i go bliżej nie pozna? Wiem, przerabiam ten temat w każdym komentarzu, ale to naprawdę bardzo frustrujące.
    Odchodząc już od tego, to ile tu było emocji! Oni naprawdę do siebie idealnie pasują i jestem przekonana, że są w stanie pomóc sobie nawzajem: każde z nich ma za sobą przeszłość, o której trudno zapomnieć, a która bolesnie rzutuje na ich teraźniejszość. Jeżeli zbudują to, co się między nimi dzieje na soldinym zaufaniu, mają ogromną szansę na świetlaną przyszłość :D
    Aczkolwiek mają przed sobą wiele przeszkód. trzymam za nich kciuki mocno!
    Pozdrawiam i udanego wypoczynku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wiem, jest frustrujące i ma być, przykro mi ;p Aiden próbuje się od tego po prostu odciąć, tylko nie zawsze mu wychodzi, niestety. Tylko nie wiem, czemu wszyscy zakładają, że ta sielanka musi runąc ;p
      Cieszę się w takim razie, że się podobało;) Maddie ma skłonności do zbliżania się do osób, które potrzebują pomocy, co z pewnością wypomni jej w odpowiednim czasie ojciec, ale pierwszy raz to ktoś inny również pomaga jej;)
      Dziękuję, właśnie wybieram się na centrum Dubrownika ;>
      Całuję!

      Usuń
  4. Aww, Aiden i Mads tak słodko się przed sobą otwierają. Jestem mega ucieszona, że Aiden w końcu porzucił tą maskę "zostawcie mnie wszyscy w spokoju!". Do tej pory jakoś mi nie migło w pamięci, że wychowuje go ciotka, dopiero teraz się kapnęłam, więc... taka ze mnie niezdara :P Jestem bardzo ciekawa tejże persony, bo coś czuje, że ma zdolności "burzo twórcze" :D Ale jestem też ciekawa historii jego brata terrorysty. Mam nadzieje, że kiedyś Aiden opowie, jaki był jego brat i dlaczego prawdopodobnie zamordował tyle dzieciaków!
    Świetny rozdział i bardzo udana randka tej dwójki <3 Czekam na next! :) Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musiał w końcu, Maddie nie dałaby mu spokoju xd a jak już się otworzył, to na całego. Ciotka nie jest taka zła, tylko po prostu mało nim zainteresowana, ale na pewno się pojawi. Kwestia brata terrorysty raczej nie wyjaśni się w pełni, ale coś tam może i tak.
      Dziękuję;) całuję!

      Usuń
  5. Nice! Czekam na kolejny rozdział. Dobrze piszesz.

    Pukanie do drzwi.
    To właśnie przerwało Megan intensywne poszukiwania ostatniej szkockiej w domu. Zgasiła światła, chwyciła psa i rzuciła się za kanapę, nasłuchując.
    - Widzę cię przez okno - usłyszała w końcu odkrywczą uwagę Sama.
    Powoli odwróciła się do holu wejściowego i dojrzała wlepionego w szybę Sama, a kilka metrów za nim całą trójkę jego przydupasów.
    - Wcale mnie nie widzisz - odparła od razu tego żałując. - Won stąd!
    - Wybacz, ale jeżeli uważasz, że nie umiem wyważyć z chłopakami drzwi, to się mylisz... Już kilka razy w życiu tego dokonałem - zakpił. - My chcemy tylko porozmawiać - dodał błagalnie.
    - Ilu was jest? - spytała jak najmniej łamiącym się głosem.
    - Czterech - odparł grzecznie.
    - To możecie porozmawiać między sobą - ucięła krótko i na temat. Niestety odpowiedź ta była niewystarczająca, co wnioskowała z kolejnych tortur nad drzwiami. Przeniosła ze strachem wzrok na klamkę i jednym gwałtownym ruchem otworzyła mu. Zawiesiła się niezdarnie o framugę i wypięła się w dogodnej pozie. - Czego..? - wydukała, patrząc mu prosto w oczy z zamiarem wyperswadowania jakichkolwiek poczynionych co do niej planów. Po czym spuściła wzrok na trzech pozostałych pajaców stojących tyłem do nich. Całe te trio podrygiwało zniecierpliwione, jakby dokądś się spieszyli. Przewróciła zniecierpliwiona oczami i oparła ciężar ciała na ramie drzwi.
    - Wiesz, zabawna historia... Trudno mi to powiedzieć, ale muszę cię porwać.
    ->>>>> http://sineserce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Awards. Oczywiście rozumiem, że nie wszyscy się to 'bawią", ale przy okazji chciałam pokazać Ci moje małe docenienie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, jak to możliwe, że nie skomentowałam dwóch rozdziałów, ale zrobię wszystko, żeby coś tu naskrobać przed niedzielą, bo teraz niestety już padam na ryjek :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważne wyznania... Aiden i Mads mają ze sobą coś wspólnego. Na niego ludzie patrzą przez pryzmat tego, co zrobił jego brat, a znowuż na Mads ojciec, który tylko czeka aż powtórzy błędy matki. Trochę to smutne, że nikt nie dostrzega, jak wspaniałymi ludźmi są obydwoje. Może i Mads jest idealistką, ale ja w 100% się z nią utożsamiam. Dziewczyna wierzy w uczciwość, sprawiedliwość i nie mieści jej się w głowie, że ludzie mogą być tak ograniczeni jak ci w Elizabethtown.
      Z tym poradnikiem rodzicielskim dla ojca dalej nie żartuję. Gdyby każdy rodzic tak reagował, większość nastolatków nie wychodziłaby z domu do ukończenia 18 r.ż. Wiem, wiem, ma małe pojęcie o wychowywaniu dzieci i trzeba mu chyba kobiecego spojrzenia na całą sprawę. W ogóle, co by było, gdyby spiknął się z ciotką Aidena? Ale odlot, pod względem wiedzy o zajmowaniu się dziećmi, pasowaliby do siebie idealnie. Podziwiam Mads i Aidena, że pomimo wychowywania się w warunkach dalekich od idealnych, wyrośli na tak wartościowych ludzi. To bardzo budujące, nawet jeśli może odrobinę podkoloryzowane.
      Weekend się kończy, wracają do szkoły, żegnaj sielanko. Już widzę, że na dzień dobry Mads czeka trudna przeprawa.
      Jak to dobrze, że nie muszę długo czekać na nowość :) Ale i tak czuję, że już nie będzie tak cukierkowo i znowu się wkurzę.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.