24 sierpnia 2014

21. Jazda próbna

Nie zrobię tego. Nie dam rady, ojciec uzna, że całkiem sfiksowałam i odda mnie w ręce psychiatrów, moja reputacja legnie w gruzach i już na zawsze uznają mnie za wariatkę. Bo boję się wsiąść do własnego auta, a wszystko przez to, że ojciec zamienił się z kolegą na zmiany!
Miało go nie być w poniedziałek rano, a ja spokojnie wsiadłabym w autobus i jakoś dojechała do szkoły. Jasne, Aiden trochę pomógł mi z moim małym samochodowym problemem, ale nie na tyle przecież, żebym teraz tak po prostu do niego wsiadła i pojechała pod szkołę! I co właściwie miałam teraz zrobić?!
Tata przyglądał mi się z kuchennego okna, gdy wychodziłam na podjazd, byłam tego pewna. A może to tylko moja paranoja się odzywała, trudno powiedzieć. Zatrzymałam się w pół kroku i wytarłam spocone ręce o dżinsy, stwierdzając z popłochem, że już zaczynały mi się trząść. A przecież samochód stał sobie spokojnie na podjeździe, jakieś pięć jardów ode mnie. Wpatrywałam się w niego hipnotycznie, powtarzając sobie, żeby zrobić kolejny krok, żeby nie stać tak bez sensu w połowie podjazdu, bo ojciec w końcu zauważy, wyjdzie z domu i zapyta, co jest nie tak…
Pospiesznie wyciągnęłam komórkę i wybrałam znajomy numer. Aiden odebrał po dwóch sygnałach.
– Cześć, co tam słychać? Wyspałaś się? – Dobrze wiedział, że nie, w końcu poprzedniego wieczora do późna gadaliśmy przez telefon, siedząc w oknach swoich pokojów. Aiden oznajmił mi już, że znajdzie sposób, żeby ze swojego przejść prosto do mojego, bez wiedzy mojego ojca. Wyśmiałam go wtedy – ojciec miał słuch jak nietoperz i na pewno by go usłyszał.
– Aiden, potrzebuję cię – jęknęłam, nie zwracając uwagi na to, jak to mogło zabrzmieć. Zaśmiał się.
– No wiesz, usłyszeć coś takiego od dziewczyny…
– Potrzebuję cię teraz – przerwałam mu, bo absolutnie nie miałam nastroju do żartów. Za bardzo trzęsły mi się ręce. – Mój ojciec jest w domu i muszę pojechać samochodem do szkoły. Dobrze wiesz, że sama sobie nie poradzę. Musisz być moim pasażerem.
Przez chwilę w słuchawce było cicho. Dopiero po paru sekundach milczenia Aiden zaczął ostrożnie:
– Mads, nie wiem, czy to dobry pomysł…
– Naprawdę mnie to nie obchodzi, wiesz? – przerwałam mu stanowczo. – Nie pozwolę, żeby mój ojciec dowiedział się, że nie potrafię normalnie jeździć autem. Jesteś jedyną osobą, która o tym wie, więc weź to na klatę i mi pomóż. Spróbuję teraz wyjechać spod mojego domu i zatrzymam się przy twoim, jasne?
Po raz pierwszy zdobyłam się wobec niego na taki ton, uważałam jednak, że byłam usprawiedliwiona. W końcu byłam bliska histerii.
Coś z tego Aiden musiał chyba usłyszeć w moim głosie, bo po chwili odpowiedział ostrożnie, powoli:
– Dobrze, daj mi pięć minut. Będę gotowy.
Odetchnęłam z ulgą i rozłączyłam się, po czym schowałam komórkę do torby. Od razu poczułam taką ulgę, że węzeł, który czułam w żołądku, nieco mi się rozluźnił. Ale tylko nieco.
Możesz to zrobić, Mads, spróbowałam się przekonać w myślach. Jesteś twarda, dasz radę. Poradzisz sobie.
Czułam się tak, jakbym miała nogi z ołowiu, gdy robiłam kolejny krok w stronę samochodu. Następne poszły już łatwiej, niejako siłą rozpędu, tylko ten pierwszy przyprawił mnie niemalże o rozstrój żołądka. Spuściłam wzrok na swoje buty, żeby nie patrzeć, do czego się przybliżałam, i zaciskałam kluczyki w ręce tak mocno, że aż boleśnie wbiły mi się we wnętrze dłoni, co poczułam dopiero po chwili.
Zrobiłam głęboki wdech, żeby się uspokoić, gdy stanęłam wreszcie przed samochodem. Ręce mi się trzęsły, gdy otwierałam drzwiczki i wsiadałam do środka. Udało mi się jednak, a to już było coś. Najtrudniejszym momentem okazała się jednak ta chwila, gdy musiałam przekręcić kluczyk w stacyjce, więc po prostu zamknęłam oczy i to zrobiłam, w ogóle o tym nie myśląc.
Niski warkot silnika wcale nie przestraszył mnie tak bardzo, jak się tego spodziewałam. Powoli, bardzo ostrożnie wyjechałam z podjazdu, doskonale zdając sobie sprawę, że dla przeciętnego obserwatora wyglądałam jak ktoś, kto pierwszy raz siedzi za kółkiem. Rzecz w tym, że to nie miało znaczenia. Musiałam skupić się na jeździe, bo wtedy nie skupiałam się na sobie i było nieco mniej prawdopodobne, że dostanę ataku histerii. Wyjąc dziko silnikiem, przejechałam kawałek ulicą i zatrzymałam się przy krawężniku pod domem Aidena, po czym oparłam czoło o kierownicę, usiłując uspokoić oddech. Nie za bardzo mi się udało.
Trzask otwieranych drzwiczek po stronie siedzenia pasażera podpowiedział mi, że Aiden już na mnie czekał. Wsiadł i zatrzasnął za sobą drzwi, ale nie odezwał się od razu, ja też na niego nawet nie spojrzałam; dopiero po chwili zorientowałam się, że rozmawiał przez telefon, gdy przytaknął czemuś, po czym powiedział:
– Dobrze, no to pogadamy w szkole. Do zobaczenia.
Na chwilę zapomniałam o gwałtownie bijącym sercu i kurczowo zaciśniętych na kierownicy palcach. Ciekawe, z kim Aiden widywał się w szkole?
– Żyjesz jeszcze? – Usłyszałam po chwili jego nieco rozbawiony, ale też zatroskany głos. – Strasznie długo zajęło ci dojechanie do mnie.
– Żyję, ale co to za życie – wymamrotałam, czując, jak skóra na kierownicy wbijała mi się w brodę. Zwłaszcza że nie była gładka, tylko miała drobne wyżłobienia, które zwiększały chwytliwość. – Możesz poprowadzić do szkoły zamiast mnie?
– Nie ma mowy, Maddie, musisz wyrzucić mnie kawałek wcześniej i podjechać pod parking sama. Poradzisz sobie.
No tak, zapomniałam, że przecież nie chciał, żeby mnie z nim ktokolwiek widział. Ten jego upór w tamtej chwili wydał mi się jeszcze głupszy niż zwykle.
– Musisz ruszyć, postoisz jeszcze chwilę i ktoś z sąsiedztwa w końcu się zainteresuje – dodał po chwili Aiden, dotykając delikatnie moich pleców. – Mads, wiem, że dasz radę to zrobić. Jeździłaś już przecież.
Miałam ochotę go walnąć. To wcale nie pomagało!
– No dobrze. – Oderwałam się wreszcie od kierownicy i spojrzałam na niego. Aiden jak zwykle wyglądał świetnie, chociaż przydługie, ciemne włosy miał nieco rozczochrane, a po wyrazie oczu rozpoznałam, że i on nie spał tej nocy zbyt dużo. W zwykłym T–shircie i dżinsach wyglądał tak cudowne normalnie, a wyraz oczu i uśmiech miał tak cudownie ciepłe, że gdybym w tamtej chwili zobaczyła go po raz pierwszy, nie domyśliłabym się, że miał jakieś problemy. A już na pewno nie wyglądał jak chłopak prześladowany przez połowę miasta. – W końcu nie jestem mięczakiem. Mogę to zrobić.
– Jasne, że możesz – zapewnił mnie tym ciepłym tonem głosu, tak pełnym pewności, której sama potrzebowałam. – Mówiłem ci, to jak z jazdą konną. Jak zrzuci cię koń, musisz natychmiast z powrotem na niego wskoczyć, bo inaczej możesz już nigdy tego nie zrobić. Tak działa strach, a ty nie możesz dać mu wygrać.
Nie, wcale tego nie chciałam. Zacisnęłam mocno szczęki, przygryzłam wargę i powoli ruszyłam wreszcie z miejsca, kurczowo ściskając kierownicę. Ale jednak… o dziwo, z każdym przejechanym jardem rozluźniałam się coraz bardziej.
Jasne, nie całkiem, serce nadal biło mi za szybko, oddychałam nieregularnie i pociły mi się ręce, ale bardzo pomagała świadomość, że Aiden siedział obok mnie. Jego obecność była bardzo pocieszająca i dodawała mi mnóstwo otuchy. I siły. Siły, żeby przezwyciężyć w sobie tę głupią słabość i znaleźć odwagę, której nawet w sobie nie podejrzewałam, a którą on widział doskonale. W gruncie rzeczy to było naprawdę proste: uwierzyć jemu, że słusznie wierzył we mnie. Tylko tyle.
– Wiesz, że w najbliższą sobotę w szkole odbywa się bal? – Aiden prychnął, jakby miał gdzieś takie rozrywki. Rzuciłam mu roztargnione spojrzenie, po czym szybko ponownie wbiłam wzrok w jezdnię przed tobą.
– Coś słyszałam. – Pamiętałam jeszcze, jak Carrie wyciągnęła mnie na nieszczęsne przymierzanie sukienek z Harper.
– Wybierasz się?
– Wątpię, ojciec na pewno mi nie pozwoli. – Skrzywiłam się. – Poza tym nie jestem pewna, czy w ogóle bym chciała.
– Pozwolił ci na randkę z Thornem, to myślisz, że nie pozwoli na bal?
– Nigdy nie wiem, co wymyśli tata – mruknęłam. – Nie ma doświadczenia w rodzicielstwie i przez to jest dosyć nieprzewidywalny. Sama byłam zaskoczona, że pozwolił na tę idiotyczną randkę z Lucasem.
– Pytam tylko dlatego, że zastanawiałem się, czy zamierzasz kogoś zaprosić – dodał Aiden lekko i nie byłam pewna, co miał na myśli: chciał, żebym szła sama albo w ogóle, czy raczej żebym zaprosiła jego? Czasami trudno było go zrozumieć.
– Skąd – prychnęłam, wzruszając ramionami. Wrzuciłam lewy kierunkowskaz i wyjechałam na główną ulicę, kierując się w stronę centrum. – Nie jestem samobójczynią, Aiden. Jedynym chłopakiem, który ucieszyłby się z mojego zaproszenia, jest Lucas Thorne, a nie zgłupiałam do reszty i nie zamierzam go zapraszać. Oczywiście zakładając, że po ostatnim weekendzie jeszcze by tego chciał.
– Zapominasz jeszcze o mnie.
– Wcale nie zapominam – mruknęłam. – Po prostu wiem, że i tak byś nie poszedł. A już na pewno nie ze mną.
– Masz rację – przyznał niechętnie. – Ale zastanawiałem się, czy zamierzasz wobec tego zaprosić jakiegoś innego chłopaka.
Nie wytrzymałam, rzuciłam mu jeszcze jedno spojrzenie. O co mu właściwie chodziło? Naprawdę sądził, że mogłabym coś takiego zrobić? A myślałam, że udało nam się już dogadać!
– Tak, pewnie, mam już z pięciu na oku – prychnęłam, skupiając się ponownie na jeździe. – Tylko właśnie, kurczę, nie mogę się jeszcze zdecydować, którego zaprosić. Oszalałeś?
Miałam wrażenie, że odetchnął z ulgą. Naprawdę. Dobrze wiedzieć, że nie tylko on był moim słabym punktem. Ja jego najwyraźniej jednak też.
– W ogóle najprawdopodobniej nie pójdę na ten bal – dodałam, kiedy się nie odezwał. – A nawet jeśli, to Carrie i Harper prosiły, żebym poszła z nimi, bez partnerów, bo przecież żadna nie ma chłopaka. A zresztą… Jakie to w ogóle ma znaczenie?
Kątem oka dostrzegłam jego smutne spojrzenie i już wiedziałam, że miało. Pożałowałam tych słów, jeszcze zanim Aiden odpowiedział.
– Widzisz, Mads, mnie jest po prostu bardzo przykro, że nie mogę cię tam zabrać – powiedział bowiem. – Ja wiem, że to tylko głupia potańcówka, nic ważnego, ale mimo wszystko… Nie powinnaś przeze mnie rezygnować z zabawy w towarzystwie chłopaka, na którym ci zależy. Źle się z tym czuję.
Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym pokręciłam głową. On tak serio?
– Ty chyba naprawdę oszalałeś – odparłam więc stanowczo. – Aiden, daj spokój. To nie tak, że mnie wstrzymujesz czy coś. Chciałabym się tam bawić tylko z tobą. A jeśli nie mogę, to nie zamierzam żałować jakiejś głupiej, szkolnej zabawy. Przecież nie robisz tego ze złośliwości czy złej woli. Nie będę cię obwiniać.
– No dobrze. Zatrzymaj się tutaj, wysiądę i przejdę resztę drogi pieszo – poprosił, a ja dopiero wtedy ze zdziwieniem zauważyłam, że byliśmy już niemalże pod szkołą. Jakim cudem przejechałam tę trasę, ledwie to zauważając? Jak to w ogóle było możliwe?! – Stąd na parking masz już tylko kawałek, poradzisz sobie. Zadzwonię do ciebie, dobrze?
– Dobrze. I dzięki – dodałam, gdy otworzył już drzwiczki. – Za odwrócenie uwagi.
– To nie było takie trudne. – Posłał mi szeroki uśmiech. – Bardzo łatwo cię rozproszyć.
– Nie, to tylko ty łatwo mnie rozpraszasz – zaprotestowałam, też się uśmiechając. Wzruszył ramionami.
– Cóż poradzę? Widocznie mam na ciebie dobry wpływ.
Wysiadł i trzasnął drzwiami, zanim zdążyłam wymyślić jakąś odpowiedź. Nic nie mogłam na to poradzić, wcale nie chciałam przerzucać się z nim słowami, zbyt byłam szczęśliwa z powodu tego, jak się do mnie odnosił. Jakby mu na mnie zależało.
Tak po prostu, zwyczajnie. Jakby to było takie łatwe i moglibyśmy się spotykać w naszym mieście jak normalna para, nie kryjąc się przed nikim.
Momentami żałowałam, że tak nie mogło być, że nie zwróciłam uwagi na któregokolwiek normalnego chłopaka z Elizabethtown, za którym nie krążyły opowieści o bracie–mordercy. Z kimś takim byłoby prościej: nie musielibyśmy ukrywać znajomości, moglibyśmy iść razem do kina w mieście i spotkać się na szkolnym korytarzu. Ale zaraz potem przypominałam sobie, że to przecież był Aiden – a nie było drugiego takiego w Elizabethtown. Byłam niemalże pewna, że nie było drugiego takiego w całej Pensylwanii.
Jeśli mogłam być z Aidenem, to kino i szkolny korytarz nie miały znaczenia. Liczył się tylko on sam.
Jakoś udało mi się zaparkować, po czym pospieszyłam na lekcje, z pewnym niepokojem stwierdzając, że byłam w ten weekend tak zaabsorbowana innymi sprawami, że w ogóle nie tknęłam nauki. Tata miał chyba rację, powinien całkiem zabronić mi spotykać się z chłopakami, skoro takie były efekty: olewanie nauki i pogorszenie stopni.
Jednego jednak byłam pewna: tata mógł mi wiele zabronić, ale na pewno nie mógł mnie odwieść od zamiaru spotykania się z Aidenem. Ten statek już odpłynął.
Na trygonometrię wpadłam ciut spóźniona, ale i tak zjawiłam się na moim miejscu przed Brianną. Spodziewałam się, że Bree po prostu odpuściła sobie lekcje tego dnia, kilka minut po dzwonku okazało się jednak, że się myliłam – wpadła do klasy zziajana, przepraszając za spóźnienie, czym oczywiście zarobiła sobie dwa dodatkowe zadania jako pracę domową. Usiadła na swoim miejscu obok mnie, obrzucając mnie zirytowanym, niezadowolonym spojrzeniem, którego kompletnie nie rozumiałam. Znowu nadepnęłam jej na odcisk, czy co?
Po trzecim takim spojrzeniu w końcu się zdenerwowałam i odezwałam. No bo ileż można?
– O co ci chodzi? – syknęłam, pochylając się nad zeszytem. Brianna obrzuciła mnie dla odmiany obojętnym spojrzeniem.
– Nie mam pojęcia, czego ode mnie chcesz. Daj mi się skupić na lekcji.
– Jasne, jakbyś była na niej skupiona, ciągle patrząc na mnie tak, jakbyś chciała mnie zabić – prychnęłam z irytacją. – Po prostu powiedz, o co chodzi, chyba cię to nie zabije, co?
– Och, o nic – odparła, wyraźnie wkurzona. – Tylko to ty powinnaś za mnie robić te zadania. Nie spóźniłabym się, gdyby Aiden dzisiaj w ostatniej chwili nie wystawił mnie do wiatru i nie uznał, że jednak pojedzie do szkoły z tobą.
Ach, więc o to chodziło. Aiden pewnie miał ją podwieźć na zajęcia i to do niej musiał dzwonić, gdy wsiadł mi do samochodu.
– Tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosna – szepnęłam z przekąsem. Brianna posłała mi protekcjonalne spojrzenie.
– Jasne. Nie, po prostu nie lubię, jak się ze mnie robi idiotkę.
I co, oczywiście miała o to pretensje właśnie do mnie? Bo to on się z nią umówił i nie dotrzymał słowa? Czasami zastanawiałam się, jakim cudem byłam kobietą, skoro ta skomplikowana kobieca logika była mi tak obca. No, przynajmniej czasami.
– To on powinien cię przeprosić, nie ja – odpowiedziałam jednak, bo wcale nie chciałam drzeć kotów z jedyną przyjaciółką Aidena. – Ale powiem tylko tyle, że to było ważne.
– Tak, on też mi to powiedział. – Wzruszyła ramionami, poprawiając okulary na twarzy. Ich oprawki były czarne i szerokie, ale o dziwo Bree było w nich całkiem do twarzy. No i odciągały trochę uwagę od sterczących na wszystkie strony, wyraźnie nieuczesanych, intensywnie rudych włosów. Ale tylko trochę. – Ale w zasadzie niewiele mnie to obchodzi. Chciałabym cię tylko prosić, żebyś się nim nie bawiła.
Panna White spojrzała na nas ostrzegawczo, nie powiedziała jednak ani słowa, pewnie dlatego, że ta nauczycielka miała z gruntu spokojny, łagodny charakter. Wobec tego odczekałam chwilę, po czym odpowiedziałam na tę jawną niesprawiedliwość:
– Nie wiem, skąd masz takie informacje, ale nie zamierzam krzywdzić Aidena. A powtarzanie ci tego robi się już nudne.
– Może dlatego, że i tak nie zamierzam w to wierzyć – odparła podobnie przyciszonym tonem głosu. – Takim jak ty zawsze się wydaje, że wszystko im wolno. Przyjeżdżasz z dużego miasta, bierzesz na celownik najciekawszą osobę w mieście, chłopaka z problemami, bo tak jest mniej nudno, stawiasz wszystko na głowie, a potem wyjeżdżasz. Myślisz, że nie znam takich jak ty?
Przyglądałam się jej z zaskoczeniem, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Kołatało mi się w głowie tylko tyle, że ta dziewczyna musiała doszczętnie zwariować. Początkowo myślałam jeszcze, że się dogadamy, że ona tylko chciała bronić Aidena, ale to? To już była przesada.
– Nie – zaprzeczyłam w końcu, bardzo stanowczo i bardzo poważnie. – Myślę, że mnie kompletnie nie znasz, Bree.
Żadna z nas nie odezwała się już do końca lekcji i odczułam prawdziwą ulgę z tego powodu. Wcale nie chciałam sobie robić wroga z jedynej osoby, którą Aiden uważał za przyjaciela. To byłoby co najmniej nierozsądne, a poza tym po prostu nie byłam taką osobą. Zawsze wszyscy mnie lubili i nigdy nie miałam problemów z niechętnymi mi ludźmi. A teraz?
Teraz miałam tego aż za dużo. Nie chciałam do tego dokładać sobie jeszcze Brianny.
A jednak ona najwyraźniej była do mnie uprzedzona i niezależnie, co robiłam, nie zamierzała się do mnie przekonać. Więc co jeszcze mogłam zrobić? Porozmawiać o niej z Aidenem? Wcale nie chciałam, żeby się za mną wstawiał, bo nie chciałam tworzyć rozdźwięku między nimi. Nie chciałam, żeby się o mnie kłócili, to byłoby bez sensu. Z Brianną musiałam sobie poradzić sama.
Ale jeszcze nie tego dnia. Tego dnia nie miałam ochoty na kolejne konfrontacje, więc uciekłam z klasy natychmiast, gdy tylko rozbrzmiał dzwonek na przerwę, nawet nie żegnając się z moją sąsiadką z ławki. Ona też milczała.
Na korytarzu odnalazła mnie Carrie i polazła za mną do szafek, bo musiałam wziąć stamtąd strój na WF. Jak zwykle, usta jej się nie zamykały: chciała wiedzieć wszystko na temat mojej sobotniej randki, o której najwyraźniej słyszała już cała szkoła, i naszego wspólnego wyjścia na bal w najbliższą sobotę.
– Już mówiłam ci, że nie wiem, czy pójdę – odparłam ze znudzeniem, otwierając szafkę. – Nadal mam szlaban i tata chyba kolejny raz nie będzie tak łaskawy w udzielaniu dyspensy.
– Oj tam, na pewno dasz sobie radę! – Carrie zatrzasnęła mi szafkę przed nosem, zapewne chcąc, żebym zwróciła na nią uwagę. Gdy na nią wreszcie spojrzałam, stwierdziłam z rozbawieniem, że aż podskakiwała z podekscytowania, aż jej kręcone włosy skakały razem z nią. Z tą dziewczyną naprawdę było coś nie tak, może ona była na jakichś prochach? Jeśli tak, to stanowczo powinna zmniejszyć dawkę. – Ale to co? Jesteście razem? Z Lucasem?
– Nie, nie jesteśmy – zaprzeczyłam kwaśno, po czym ponownie spróbowałam otworzyć szafkę, przeszkodziła mi w tym jednak ręka Carrie.
– Ale jak to? Randka się udała? Czy nie? Nie idziecie razem na ten bal?
– Carrie, obiecałam wam przecież, że jeśli w ogóle na niego pójdę, to z tobą i Harper – przypomniałam jej ze znudzeniem, bo w obecnej sytuacji wcale nie miałam ochoty na żaden bal. To w ogóle mnie nie obchodziło, skoro nie miało na nim być chłopaka, na którym mi zależało. Proste, nie? – Nie zamierzam w ostatniej chwili zmieniać planów. A co do Lucasa… Więcej randek raczej nie będzie.
– Ale dlaczego? – Carrie w jednej chwili oklapła nieco. – Myślałam, że… cała szkoła myślała…
– Więc szkoła źle myślała, Car – przerwałam jej nieco zbyt ostro. Zreflektowałam się dopiero po chwili. – Przepraszam. Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, dobrze?
– To chyba będzie trudne – odpowiedziała Carrie, głową wskazując gdzieś za mnie.
Odwróciłam się, żeby stwierdzić, że za mną stał Lucas. Musiałam przyznać, że zrobiło mi się trochę głupio – ale tylko trochę. Ostatecznie sam był sobie winien, skoro praktycznie zmusił mnie do tego wyjścia i od początku naszej znajomości był wobec mnie natarczywy. Spodziewał się, że po prostu sie z tym pogodzę?
Jego mina nie wróżyła jednak niczego dobrego. Tym razem się nie uśmiechał, był wyjątkowo poważny, a choć nadal wyglądał przystojnie – może nawet bardziej, niż gdy robił z siebie idiotę tym szerokim, pełnym uroku uśmiechem – zupełnie nie robiło to na mnie wrażenia. Może tylko obawiałam się odrobinę jego złości.
– Mam nadzieję, że w sobotę dotarłaś jakoś do domu – powiedział przez zęby, jakby z trudem się powstrzymywał, by nie podnieść głosu. Kiwnęłam głową. – To było trochę nierozważne. Jeśli chciałaś wracać do domu, wystarczyło powiedzieć. W końcu wziąłem za ciebie odpowiedzialność i obiecałem twojemu ojcu, że się tobą zaopiekuję. Gdyby coś ci się stało, gdy wracałaś do domu autostopem czy jakiego tam środka transportu użyłaś, to byłaby moja wina.
W zasadzie nawet miał rację i tym bardziej poczułam się głupio. Jasne, byłam samodzielna i mogłam radzić sobie sama, ale Lucas rzeczywiście obiecywał ojcu, że się o mnie zatroszczy. Rozumiałam więc też jego punkt widzenia.
– Aha. Chcesz powiedzieć, że gdybym wtedy oświadczyła, że chcę wracać do domu, zgodziłbyś się bez szemrania i po prostu odwiózł mnie z powrotem do Elizabethtown? – uściśliłam z niedowierzaniem, bo rzeczywiście, znałam go już na tyle, by wiedzieć, że na pewno by tego nie zrobił. Lucas z irytacją wzruszył ramionami.
– Przecież nie o to chodzi, Maddie.
– Dokładnie o to chodzi – prychnęłam. – Ty po prostu nie potrafisz przyjąć odmowy, Lucas. Wiedziałam, że nie odwieziesz mnie do domu, nawet gdybym chciała, tak samo jak wiedziałam, że zapewne znowu próbowałbyś pocałować mnie wbrew mojej woli.
– To nie w porządku…
– Och, nie zasłaniaj się znowu alkoholem – przerwałam mu nieco protekcjonalnie. – Nie chce mi się już tego słuchać. Słuchaj, ja wiem, może i jesteś fajnym chłopakiem i tylko czasami udajesz takiego palanta, ale to między nami… Nic z tego nie będzie. Nigdy.
Z pewnym niepokojem zauważyłam kolegów Lucasa kręcących się pod przeciwną ścianą korytarza; czyżby potrzebował do tej rozmowy obstawy? Miałam tylko nadzieję, że nie domyśli się, z kim wtedy wróciłam do domu. Nie chciałam robić dodatkowych kłopotów Aidenowi, sytuacja i tak była wystarczająco napięta. Zwłaszcza po tych moich ostatnich słowach.
Oczy Lucasa pociemniały, zacisnął też mocno szczęki; spodziewałam się jakiegoś wybuchu z jego strony, wymówek, pretensji albo wyzwisk pod moim adresem, ale absolutnie nie byłam przygotowana na to, co nadeszło.
– Mówiłem ci już, Maddie, że nie pójdę z tobą na ten bal! – wykrzyknął bowiem Lucas cokolwiek za głośno. Dopiero po chwili, gdy w naszą stronę odwróciło się całkiem sporo uczniowskich głów, bo korytarz nadal był dość zatłoczony, zrozumiałam, o co mu chodziło. Co za palant! – Przestań za mną łazić i daj mi wreszcie spokój!
– Lucas, przestań – syknęłam, nieco wkurzona. Lucas jednak uśmiechnął się złośliwie i cofnął o krok, jakby uciekał przed moim dotykiem, chociaż przecież nawet nie wyciągnęłam w jego stronę ręki.
– Jesteś żałosna i nie masz za grosz szacunku do samej siebie! Nie rozumiesz, że chodziło mi tylko o to, żeby cię przelecieć?! A teraz przestań za mną łazić jak zakochana krowa, bo już nic więcej od ciebie nie chcę! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?!
Odszedł, zanim zdążyłam zareagować; otworzyłam tylko bezwiednie usta, ale nawet nie wiedziałabym, co miałabym mu odpowiedzieć, tak bardzo było to niedorzeczne. Szybciej ode mnie zareagowała Carrie, która wyprysnęła zza moich pleców i rzuciła się na któregoś z kolegów Lucasa – notabene, powiedziałabym, że ważył od niej jakieś czterdzieści funtów więcej – krzycząc:
– Oddawaj komórkę, idioto!
Ten jednak ze śmiechem odepchnął ją do tyłu, aż zatoczyła się prosto w moje ramiona, i odszedł, mrucząc pod nosem coś, czego nie zrozumiałam – i byłam za to bardzo wdzięczna, bo podejrzewałam, że nie było to nic miłego i zapewnie niepotrzebnie podniosłoby mi ciśnienie. Pomogłam pozbierać się Carrie, próbując nie zwracać uwagi na szepty, które nagle nas otoczyły, i zwrócone wyraźnie na mnie oczy – część spojrzeń była pełna współczucia, zdecydowana większość jednak pozostawała złośliwa. Nawet mnie to specjalnie nie dziwiło, pewnie myśleli, że przybłęda, która natychmiast po przyjeździe do miasta spróbowała dostać się do szkolnej elity, nareszcie dostała za swoje.
– O co chodziło? – zapytałam Carrie, gdy już wreszcie stanęła na nogach, o własnych siłach, i spojrzała na mnie ze zdenerwowaniem.
– Oni to nagrywali – wyjaśniła z frustracją, której się po niej nie spodziewałam. W ogóle nie spodziewałam się, że Carrie miałaby mnie bronić, a tu proszę, coś takiego? Byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. – Nagrali na komórkę całą tę idiotyczną przemowę Lucasa. Jak myślisz, po co? I ile czasu minie, zanim to nagranie pojawi się na Youtube?
Cholera jasna.
Jeśli chciałam się dowiedzieć, jak to jest, mieć zniszczoną reputację w szkole, do której chodziłam, i chociaż przez moment poczuć się jak Aiden, to wyglądało na to, że właśnie mi się udało. Oczywiście nie w tak szerokim zakresie, ale jednak. Pokręciłam bezradnie głową.
Od początku wiedziałam przecież, że ze znajomości z Lucasem nie wyniknie nic dobrego.

16 komentarzy:

  1. Matko Boska, co za dupek! Mogłabym napisać milion niepochlebnych rzeczy o Lucasie, ale w sumie już zdąrzyłam powiedzieć je wcześniej, a nowych nie mam nawet siły napisać. Oprócz tego, że trzeba mieć naprawdę nierówno pod sufitem, żeby uciekać się do takich mistyfikacji...
    Wydaje mi się, że Bree po jakimś czasie przekona się do Mads, ale w sumie inna alternatywa też jest możliwa.
    Niech Aiden idzie bronić w strasznie staroświecki i oklepany sposób jej czci! Wiadomo, że Maddie, jak większość kobiet na tym globie dałaby sobie radę, ale fajnie by było gdyby Aiden dał w twarz Lucasowi! Z jakiegokolwiek powodu!
    Aiden powinien tak w ogóle zacząć żyć. Wiadomo co ludzie o nim myślą i że wielu przyjaciół to on nie zdobędzie, ale powinien jednak walczyć o siebie. Myślę, że nawet on czasem myśli, że ludzie mówiący o nim te wszystkie rzeczy mają rację. Nie mają, ale jeżeli on będzie po prostu czekał na ukończenie szkoły i wyjazd to wątpie żeby nawet i w Minnesocie czuł się inaczej. Mam nadzieję, że wraz z Mads zaczną robić jakieś psychologiczne, czy jakieś tam postępy.
    Jestem ciekawa, co Mads zrobi w sprawie tego balu. I jak Aiden ją pocieszy. Oby poszli na niego razem! Mało prawdopodobne, ale marzyć trzeba :P
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, jak chyba każdy, Lucas zdążył Was zrazić wszystkie do siebie xd ale myślę, że mimo wszystko uda mu się Was jeszcze zaskoczyć.

      Bree pewnie się do niej przekona, w końcu ona chce tylko dobra Aidena, nawet jeśli na to nie wygląda;)

      To myślę, że za kolejne kilka rozdziałów będziesz usatysfakcjonowana... Ale więcej nie zdradzę ;P

      Myślę, że mimo wszystko nie byłoby tak źle - Aiden ma do siebie sporo dystansu i to mu pozwala jakoś przetrwać, w obcym miejscu na pewno czułby się lepiej. Ale jasne, powinien też zacząć o siebie walczyć, bo inaczej zupełnie się tego oduczy.

      Ja też jestem ciekawa ;> jedno jest pewne: razem nie pójdą;)

      Całuję!

      Usuń
  2. I to jest właśnie ten dysonans między Lucasem a Aidenem. Kiedy ten drugi pomaga jej w czymś ważnym, stawiając na ostrzu noża przyjaźń z Bree, a jak wiadomo, dla niego chyba każdy, kto jest po jego stronie wydaje się być bardzo ważną osobą, Lucas wraca do przedszkola. On nie jest mściwy, ani inteligentny, bo wtedy wymyśliłby coś innego. Jest słaby i potrzebuje za sobą całej szkoły jako świadków, bo sam nie byłby w stanie przełknąć porażki. Odkąd zaczęłam komentować jeżdżę po nim jak na sankach i nie zamierzam przestać. Jak mówiłam, znam ten typ i będę tępić do końca świata.
    Co do Bree. Gdyby była prawdziwą przyjaciółką Aidena, cieszyłaby się, że znalazł nowego sprzymierzeńca. Ocenianie Maddie na podstawie tego, co jej się wydaje, jest niesprawiedliwe. Może powinna ją poznać, a później wydawać jakieś osądy. Zadaje się z Aidenem, wie, że to do niczego nie prowadzi. I chyba jest zazdrosna, że ktoś może zająć jej miejsce u jego boku i na dodatek w grę wchodzą uczucia głębsze niż przyjaźń, bo pewnie dostrzega, że mają się ku sobie.
    Carrie przestałaby tak podskakiwać, bo wykurzy sobie z głowy resztki inteligencji. Żeby ekscytować się tylko głupim balem... Na dodatek Mads powtarzała milion razy, że nie chce mieć nic wspólnego z Lucasem, a ta dalej swoje. Gdzie rodzą się takie tępaki? Swoją drogą Maddie mogłaby w końcu odpowiedzieć jej raz a dobrze, bez tego pokornego przepraszam na końcu. Wiem, że ona chce zachować jakieś pozory normalności, ale te dziewuchy świętego doprowadziłyby do szału.
    Nie podoba mi się zapowiedź kolejnego rozdziału. Ja nawet nie chcę się zastanawiać, czy Lucas ją popchnął, bo... po prostu nie. I ta jego świta za plecami. Muszę iść na spacer, to nienormalne, żeby mieć w sobie tyle skumulowanej niechęci do fikcyjnego bohatera. Jak tak dalej pójdzie, podeślę Ci faktury za moje leczenie psychiatryczne :D
    To opowiadanie to young adult w najlepszym amerykańskim wydaniu. Coś czułam, że jak cofnę się do czasów szkoły, źle się to skończy :)
    Jestem jak zwykle zachwycona!
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że tak. Lucas po prostu nie ma wyobraźni i zrobił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy, nieważne, że była małostkowa i naprawdę źle o nim świadczyła. Jest idiotą i już. A Aiden... Aiden rzeczywiście jest zupełnie inny;)

      Bree po prostu się o niego martwi, stąd może trochę niesprawiedliwie zdarza jej się oceniać Mads. Ale na pewno jeszcze zda sobie sprawę ze swojego błędu, spokojnie;)

      Carrie po prostu nie słucha innych, ona wie swoje xd ale nie jest taka zła, a Maddie ma po prostu za dobry charakter. Ale w następnym rozdziale wreszcie trochę trochę sobie pofolguje, wprawdzie nie przy Carrie, a przy Lucasie, ale jednak;)

      A, rzeczywiście, kolejny rozdział może być dla niektórych denerwujący xd także polecam spacer, jak najbardziej;) faktury wszystkie przyjmę, trudno, moja wina w końcu ;P

      Cieszę się, jeśli mój tekst się podoba, chociaż na temat powrotu do czasów szkoły mam podobne zdanie xd

      Całuję!

      Usuń
  3. "Strasznie długo zajęło mi dojechanie do mnie." - co proszę? A nie raczej "zajęło CI dojechanie do mnie"?
    -------

    Że coooooooooo?! O.O Dobra, że Lucas to palant - to wiemy od dawna. Ale żeby aż tak? I to jeszcze manipulować ludźmi, żeby wszystko było po jego myśli? Nie, tego bym się w życiu nie spodziewała, nie dziwię się Mads, że potrzebowała Carrie, aby się dowiedzieć, że to było nagrywane. Swoją drogą, z Carrie naprawdę dobra przyjaciółka tutaj wyszła, pomimo jej sporadycznej pustogłowości świetna z niej dziewczyna.
    I nie powiem, jak Lucas się darł na korytarzu, to po pierwszym "O żesz ty fak!" pomyślałam "No nie, i jeszcze pewnie Bree albo, nie daj Boże, Aiden to usłyszy i, co gorsze, uwierzy!". Okej, Aiden może by nie uwierzył, wiedział świetnie, jak Maddie wróciła do domu z sobotniej randki, ale Bree z jej paranoicznie nadpobudliwą troską o Aidena? Koniec, po prostu koniec!

    Nie mogę się już doczekać nowego rozdziału (który, swoją drogą, będzie pierwszym na tym blogu, który przeczytam, będąc już u siebie w domu - jej dla rocznych wypadów za granicę :D)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, jak zwykle dzięki za literówkę, już poprawione;)

      Lucas nie może znieść, że ktoś mógłby go odtrącić, i woli kombinować, żeby równocześnie nikt nie myślał, że Maddie go upokorzyła, ale za to żeby śmiali się właśnie z niej - dwie pieczenie na jednym ogniu, jak dla niego. Carrie nie jest taka zła, tylko bezmyślna, ale tutaj akurat wykazała się bystrością umysłu po prostu dlatego, że lepiej od Mads zna Lucasa. A co do samego Lucasa - to jeszcze nie koniec jego występów;)

      No pewnie, że usłyszą, bo cała szkoła to usłyszy xd ale czy uwierzą, to inna sprawa;)

      O, no to miłego powrotu do domu w takim razie:)

      Całuję!

      Usuń
  4. Końcówka mnie zszokowała ! Lucas jednak jest cholernym draniem, które lubi popisać się przed całą szkołą- kosztem upokorzenia kogokolwiek.
    Jeeny już go znienawidziłam! Chcę jak najszybszego rozwiązania sprawy!
    Oby to nagranie nie dotarło do ojca Maddie. Cholercia i jeszcze kwesta Aidena...niby nie chce, żeby ludzie z miasta widzieli Maddie razem z nim, ale ma cicha nadzieję-tak wnioskuję-, że mogliby spędić ten wieczór właśnie tam. Pełno zaprzeczeń, niewiadomych.
    Czekam z niecierplwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że tak. Maddie jeszcze nie wie, na co dokładnie go stać.

      Nagranie obejrzy sporo osób, więc nie mogę obiecać, że nie będzie wśród nich również ojca Maddie. A co do Aidena... raczej nie liczyłabym na to, że pójdą na bal razem, chociaż niewykluczone, że Aiden zjawi się tam, wiedząc, że Maddie tam będzie;)

      Całuję!

      Usuń
  5. O rany! Zabije Lucasa, naprawdę! Co za palant!! A wydawało mi się, że jego trudny charakter nie jest na aż tak zaawansowanym poziomie. Jestem w ciężkim szoku. On naprawdę nie godzi się z odmową i porażką. Ale typowy z niego lalus z forsa i obstawa kolegów :\ Biedna Maddie, a do tego Brianna i te jej humory. Coś mi się wydaję, że albo jest przewrazliwiona, albo naprawdę zazdrosna. Ale trochę działa mi na nerwy, nie powiem. I cieszę się, że Maddie zrobiła postępy w jeździe samochodem :-).

    Świetny rozdział! Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ustaw się w kolejce xd Lucas jest po prostu bezmyślny i mściwy, nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. I rzeczywiście, nie potrafi przyjąć odmowy, to pewne. Bree martwi się o Aidena, w końcu przez tyle lat nie było nikogo, kto zainteresowałby się jego losem poza nią, że jest to dla niej coś dziwnego. Ale nic dziwnego, że działa na nerwy, skoro tak okropnie ocenia Maddie;)

      Dziękuję i całuję! ;*

      Usuń
  6. zabrakło mi słów. Lucas, ty chory palancie (choć mam ochotę użyć o wiele bardziej gorszych słów!) jak ta świnia mogła tak postąpić? utwierdził mnie w przekonaniu, że tacy nastolatkowie jak on są dnem społecznym. wprawdzie nie spodziewałam się tego po nim, sama nie wiem dlaczego. zaskoczył mnie i to w tą najgoszą stronę. Poniekąd uważam, że to że Mads i Aiden zostaną szkolnymi wyrzutkami, obiektami śmiechu nieco ich umocni. Bo wtedy co mogą jeszcze stracić? A przynajmniej taką mam nadzieję. Oni zasługują na coś o wiele lepszego niż to, co zgotowało im wspaniałe Elizabethtown. Zaskoczyła mnie reakcja Carrie, ale obawiam sie, że to może być tylko tymczasowe. Aczkolwiek miło byłoby gdyby jednak okazało się, że za tą znajomością kryje się coś więcej.
    Ojciec Madddie oszaleje jesli się o tym dowie. Mam nadzieję tylko, że uwierzy ten jeden jedyny raz Maddie. A Lucas - super się odwdzięczył. Naprawdę, pogratulować mu. Jak on mnie denerwuje. Dzis mam ochotę go rozszarpać.
    A Aiden <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę chyba odrobinę zaspoilerować - Maddie nie będzie szkolnym wyrzutkiem, przynajmniej póki co nie. Owszem, jakieś tam śmiechy za jej plecami na pewno będą miały miejsce - normalka, tak się zawsze zdarza. Ale Lucas urządził jej niezłą antyreklamę i fakt, wyszły przy tym wszystkie jego najgorsze cechy. A za Carrie raczej nie kryje się nic więcej, spokojnie ;p

      Może i uwierzy, nie wiem;) nie wiem też, czy obejrzy;) A Lucas - cóż, taki on już jest i tyle. W najbliższym rozdziale zresztą Wyatt będzie go tłumaczył ;>

      Całuję!

      Usuń
  7. Aiden<3<3 wreszcie!!!!!trzy rozdziały i tyle emocji....ach kocham go!!! Nareszcie nie udaje...choc kurde tak mi smutno,ze sie musza ukrywać...cos czuje,ze kiedyś nie wytrzymają, ktoś to odkryje i moze wlasciwie wyjdzie na lepiej, nie ma sensu sie orzed tym kryć. Ta chemia miedzy nimi jest niesamowita, aw dodatku nie boja sie mowić o trudnych chwilach, sa dla siebie przyjaciółmi...moze nadejdzie nawet taki czas, kiedy ojciec Mads sie przekona do chłopaka? Po historii narratorki jego surowośc ma o wiele większy sens...ciezko było chyba żyć z taka matka, ale z drugiej strony nie dziwie sie,ze dziewczyn nadal to przeżywa i ma taka traumę związana z samochodami. Po Lucasie spodziewałam sie wiele,wiec wlasciwie nie zdziwiło mnie,ze zrobi cos takiego. Mysle,ze on zdaje sobie sprawę, z kim wróciła do domu Mads, i to jeszcze bardziej go wkurza... Czekam. Niecieprliwoscia na cd i wiecej aidena xdxd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, ostatnio sporo go było xd tak łatwo ta ich znajomość na jaw nie wyjdzie, ale mogę zapewnić, że jak już to się stanie, to w traumatycznych okolicznościach xd cieszę się, że relacje między nimi Ci się podobają, bo bardzo się starałam, żeby było widać, że Mads na nim zależy;) a co do taty - ciężko będzie, tyle powiem;) Lucas, no właśnie, część z Was się tego spodziewała, część przeciwnie, ale mnie tam się wydaje, że to jest jego naturalny mechanizm obronny. Ale o Aidenie raczej nie wie ;P

      Postaram się^^

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.