22 września 2014

23. Naoczny świadek

Zabrałam swoją torbę z trawnika i wsiadłam do chevroleta Aidena, nie przejmując się zaczynającą się właśnie lekcją angielskiego. Mogłam przeżyć bez znajomości jednej z lektur, natomiast miałam wrażenie, że ta rozmowa z Aidenem nie powinna była czekać. Rzuciłam torbę na podłogę pod siedzeniem pasażera i obejrzałam się na niego pytająco, gdy już zajął miejsce za kierownicą.
Nie ruszył, nie pojechał nigdzie, po prostu usiadł, westchnął i moim wzorem oparł głowę na kierownicy, wpatrując się we mnie z rezygnacją. Uśmiechnęłam się pocieszająco, choć dosyć słabo.
– Nie chciałem, żebyś była tego świadkiem – powiedział. Wzruszyłam ramionami.
– Daj spokój. Chyba nie sądzisz, że zacznę po tym źle o tobie myśleć? Musiałabym zwariować – oświadczyłam z niesmakiem. – I miałabym o sobie naprawdę złe zdanie, gdybym cię tam zostawiła. A jak pomyślisz o tym chwilę, dojdziesz do wniosku, że też byś nie chciał, żebym nie zareagowała.
W końcu odpowiedział uśmiechem. Nareszcie. Uwielbiałam ten jego ciepły, spokojny uśmiech, nawet jeśli nadal był nieco nerwowy po przebytym niedawno ataku paniki.
– Masz rację, Mads – przyznał niechętnie. – Nie chciałbym, żebyś była dziewczyną, która na widok kłopotów ucieka. Zresztą, gdybyś była taką dziewczyną, nie chciałbym mieć pewnie z tobą nic wspólnego. Jesteś cudowna właśnie ze względu na swój charakter.
– Mój ojciec ciągle mi mówi, że to przekleństwo – przyznałam się. – Że to dlatego w domu w Austin miałam pięć kotów. Bo nie potrafię przestać pomagać.
– Ale mam nadzieję, że nie tylko dlatego się ze mną spotykasz?
Mój pełen zakłopotania uśmiech musiał mu wystarczyć za odpowiedź. Bo przecież on doskonale wiedział, że to nie było tak. Może na początku rzeczywiście interesowałam się nim, bo wyczuwałam w nim jakiś problem, ale to było dawno. Zaraz po moim przyjeździe do Elizabethtown. Dawno już przestałam patrzeć na Aidena jak na kolejną duszę do zbawienia.
– Miałeś mi opowiedzieć o Davidzie – przypomniałam mu po chwili milczenia. – Skoro już uciekam z lekcji, daj mi przynajmniej jakiś powód.
– No dobrze – westchnął. – Widzisz, rzecz w tym, że ja byłem wtedy w domu, gdy David wrócił zabić moich rodziców.
Kiwnęłam głową, bo prawdę mówiąc, spodziewałam się tego. Nie odpowiedziałam, więc po chwili Aiden kontynuował:
– Pamiętam, że bawiłem się akurat na górze, w pokoju rodziców. Nie wiedziałem, co się dzieje ani o co chodzi, nie kojarzyłem huku wystrzałów z niebezpieczeństwem. To mama, zanim zeszła na dół, do mojego brata, powiedziała, żebym się schował. Więc wszedłem do szafy.
– Stąd klaustrofobia? – domyśliłam się, próbując nie pokazać po sobie, jak bardzo było mi go żal. Aiden na pewno nie byłby z tego faktu zadowolony.
– Dokładnie. – Pokiwał głową. – Tatę zabił na dole, ale mama… Mama uciekała na górę. Zdążyła zadzwonić na policję, zresztą wiedzieli już, w końcu mieli ofiary w szkole. Wiem, że uciekała do mnie, że chciała mnie chronić… Ale David zastrzelił ją tuż po tym, jak wbiegła do pokoju. Strzelił jej w plecy, wiesz? Miałem wtedy dziesięć lat, ale pamiętam to bardzo dobrze. Strzelił jej w plecy, nie zabił na miejscu, umierała potem przez kilkanaście minut, zanim nie przyjechała karetka. A potem zaczął mnie szukać. Wiedział, że byłem gdzieś w domu, nie wiedział tylko, gdzie. Zaczął od mojego pokoju, ale potem wrócił do sypialni rodziców. Pewnie też dlatego, że moja mama jeszcze żyła. Zanim zdążył mnie znaleźć, bo przecież kuliłem się cały czas w tej ciemnej szafie, odezwały się syreny i nadjechała policja. Wtedy David zmienił plany i się zastrzelił.
To było straszne. Chociaż teoretycznie wiedziałam, czego się spodziewać, ta opowieść i tak wstrząsnęła mną bardziej, niż przypuszczałam. Starałam się tego za bardzo po sobie nie pokazać, ale wiedziałam, że i tak miałam szeroko otwarte oczy, nawet jeśli usta udało mi się pozostawić zamknięte. To musiało wyglądać tak, jakbym była w lekkim szoku.
– Czyli… byłeś naocznym świadkiem – podsumowałam w końcu, gdy byłam już w stanie. Aiden pokiwał głową.
– Tak, i to było chyba w tym wszystkim najgorsze. Że widziałem, jak moja mama umierała, umierała przez ileś minut, a ja nic nie mogłem zrobić. Jak brat szukał mnie, żeby i mnie zabić, a ja nie mogłem się lepiej schować. I wreszcie, że dopuściłem, żeby się zabił. Nie mogę tego sobie wybaczyć. Chyba stąd wzięło się to moje przekonanie, że we wszystkich ciasnych miejscach będzie równie źle co tam, wtedy w tej szafie. Cały czas próbuję to przezwyciężyć… ale jakoś opornie mi to idzie.
Dokładnie tak, jak przypuszczałam. Miałam przeczucie, że będzie chodziło właśnie o to, ale jednak domyślać się to co innego, niż usłyszeć to na własne uszy. Oparłam ciężko głowę o zagłówek fotela i odparłam stanowczo:
– Wiesz, Aiden, ty już raz mi to powiedziałeś, więc teraz powtórzę po tobie. To nie była twoja wina. Miałeś dziesięć lat, na litość boską, co niby mogłeś zrobić?! Źle się stało, że byłeś tego świadkiem, ale nie powinieneś mieć o to do siebie pretensji. Dobrze, że się ukrywałeś i że pozostałeś w ukryciu, bo dzięki temu przeżyłeś. Nie mogłeś ocalić brata ani pomóc rodzicom, doskonale o tym wiesz, więc dlaczego tak mówisz?
Wzruszył ramionami, a protekcjonalnym spojrzeniem wyraźnie zasugerował mi, że nie rozumiałam najprostszych rzeczy.
– Wiesz, to tak łatwo powiedzieć, Maddie – odpowiedział spokojnie. – Na trzeźwo łatwo to sobie przetłumaczyć i nawet wmówić, że się w to wierzy. Pewnie zresztą wiesz coś o tym. Ale gdy przychodzi co do czego… Moje odruchy i instynkty i tak mówią same za siebie. Działają niezależnie od rozsądku, po prostu. Nic na to nie poradzę.
– A ja wierzę, że jeśli wystarczająco często będziesz sobie powtarzał, że nic z tego nie było twoją winą, to w końcu w to uwierzysz – zaprotestowałam stanowczo. – Dlatego to wszystko robisz? Dlatego się każesz, odsuwasz się od ludzi?
– Przecież wiesz, dlaczego to robię.
– Tak się składa, że ostatnio Wyatt powiedział mi, co o tobie myśli. – Nie powiedziałam mu przecież, że przyznałam się Wyattowi do naszej znajomości. Ostatecznie mogliśmy o nim zwyczajnie rozmawiać, prawda? – I nie jest to wcale nic złego, wiesz? Owszem, uważał cię zawsze za dziwnego, ale to raczej dlatego, że ty izolujesz się od ludzi, nie oni od ciebie.
– Naprawdę? Czy to, na parkingu, wyglądało dla ciebie tak, jakbym to ja izolował się od ludzi? – prychnął Aiden, ręką wskazując stojący niedaleko śmietnik. – Nie mów o czymś, o czym nie masz pojęcia, Maddie. Nie próbuję się karać za to, co się stało, wręcz przeciwnie. Ja się chronię. I ty, jeśli jesteś mądra, zrobisz to samo.
– To znaczy? Mam się chronić przed innymi czy przed tobą?
Rzuciłam mu harde spojrzenie, aż nasz wzrok się spotkał, i nie zamierzałam pierwsza przerywać tego kontaktu. Wcale nie chciałam się z nim kłócić, zwłaszcza że wiedziałam już, jak lepiej mogliśmy spożytkować ten wspólny czas; co jednak mi pozostawało? Nie mogłam przecież się z nim zgodzić, pozwolić mu się poddać. I sama też nie zamierzałam się poddać, a on powinien o tym wiedzieć, żeby zdawać sobie sprawę, w co się pakował.
Tak było po prostu sprawiedliwiej, postawić sprawy jasno.
– Nie chcę, żebyś chroniła się przede mną – powiedział cicho Aiden, opierając łokcie na kierownicy. Jego ciepłe spojrzenie sprawiło, że mimowolnie uśmiechnęłam się lekko. – Pewnie gdybyś była mądra, tak właśnie byś zrobiła. Sam nie rozumiem, czemu tego nie robisz. Widziałaś, co się tu o mnie myśli i jak wygląda moja psychika.
– Daj spokój, Aiden. – Przechyliłam się i dotknęłam jego przedramienia; miałam wrażenie, jakby moja skóra przykleiła się do jego i już nie mogłam go puścić. – Wszystko będzie dobrze. Wiesz, że sobie poradzisz, jesteś twardy, potrzebujesz tylko normalnego otoczenia i ludzi, którzy nie będą cię osądzać za coś, co zrobił ktoś inny.
Miałam wrażenie, że w przypadku Aidena został popełniony spory błąd wtedy, gdy David zabił ich rodziców i siebie. Chociaż nie wierzyłam w moc terapii u terapeuty, może właśnie wtedy powinien był znaleźć się u psychologa. Nie wiedziałam, czy to by coś pomogło, ale na pewno by nie zaszkodziło. Niestety, ciotka Aidena zdawała się być całkiem niezainteresowana losem swojego podopiecznego i pewnie nawet nie wiedziała o tych atakach paniki.
Naprawdę, nigdy nawet nie widziałam tej kobiety na oczy, a coraz mniej ją lubiłam. Jak mogła tak bardzo nie dbać o swojego siostrzeńca?
– Ktoś jeszcze o tym wie? – zapytałam, kiedy Aiden nie odpowiedział na moje poprzednie słowa. W zasadzie nie zdziwiło mnie to, bo i co miał powiedzieć? Wystarczyło, że pokiwał głową. – O twojej klaustrofobii?
– Nikt. – Aiden chwycił moją rękę i ścisnął ją mocno, a ja mimowolnie trochę się do niego przybliżyłam. Rączka zmiany biegów wbijała mi się w udo, ale zupełnie to zignorowałam. – Kiedy znalazła mnie policja, zabrali mnie z domu… Już nawet dokładnie nie pamiętam, gdzie. Ale to stamtąd odebrała mnie ciotka. Nie jestem nawet pewien, czy powiedzieli jej, gdzie dokładnie mnie znaleźli. Nie podano zresztą do publicznej wiadomości, że znajdowałem się wtedy w domu. Chyba nie chciano, żebym stał się w oczach innych ludzi jeszcze większym dziwakiem… Już w zupełności wystarczyło to, co zrobił mój brat.
Pokiwałam głową. Było mi go tak strasznie żal, ale tak bardzo próbowałam tego po sobie nie pokazać. Nie chciałam przecież, by myślał, że byłam tam, bo się nad nim litowałam. Nie podobało mi się, że musiałam kontrolować się z każdą swoją reakcją w obawie o to, że go spłoszę, urażę albo znowu źle mnie zrozumie. Pomimo wszystko jednak uważałam, że było warto.
Drugą rękę położyłam mu na karku i przysunęłam się do niego, aż moje usta dotknęły jego. Były miękkie i ciepłe, i Aiden natychmiast odpowiedział na pocałunek, objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Groził mi wprawdzie skurcz w nodze, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Kiedy pogłębił pocałunek, drugą dłoń wyswobodziłam z jego uścisku i wplotłam mu we włosy. Przechyliłam lekko głowę i odetchnęłam drżąco prosto w jego usta, czując, jak miękną mi kolana. W bliskości Aidena zamieniałam się po prostu w miękką plastelinę.
– Powinniśmy… chyba wracać na lekcje – wydyszałam w końcu, gdy Aiden oderwał się od moich ust. Zaśmiał się z wargami przy mojej szyi.
– To strasznie dołujące, że przegrywam z lekcjami – powiedział, nadal będąc w tej samej pozycji, dzięki czemu jego usta pieściły moją szyję. Musiałam przyznać, że wbrew temu, co mówił, dosyć mocno mnie to rozpraszało. – Może jednak przekonam cię, żebyś została?
Naprawdę chciałam powiedzieć, że oleję dla niego lekcje, zwłaszcza gdy jego wargi i język zbliżały się niebezpiecznie do mojego dekoltu. Gdzieś z tyłu głowy ciągle jednak brzęczał mi jakiś głos, podejrzanie podobny do głosu taty, mamroczący coś o odpowiedzialności i dorosłych zachowaniach. A ja przecież, mimo wszystko, chciałam być odpowiedzialna. Naprawdę chciałam.
Z drugiej strony, chciałam też przecież, żeby Aiden całował mnie tak do końca dnia. Albo nie, jeszcze lepiej, żeby nie tylko mnie całował. W zasadzie zapewne nie miałabym nic przeciwko, gdyby posunął się o wiele dalej.
Tylko że nadal znajdowaliśmy się na szkolnym parkingu. Który, póki co, był pusty, ale przecież wkrótce mogły pojawić się na nim jakieś osoby, które zdecydowanie nie powinny nas oglądać. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
– Innym razem, dobrze? – wydusiłam więc z siebie w końcu, z trudem się od niego odsuwając. Jęk zawodu Aidena o mało nie sprawił, że zmieniłam decyzję. – Jesteś ode mnie starszy o rok. To naprawdę ja w tej sytuacji muszę być tą dojrzalszą stroną?
– Najwyraźniej tak. – Uśmiechnął się czarująco i w tamtej chwili nie mogłam żałować, że ostatnie minuty lekcji spędziliśmy na całowaniu się w jego samochodzie. Pomijając już fakt, że było to bardzo przyjemne, najwyraźniej pomogło Aidenowi, przynajmniej doraźnie, z jego problemami.
Najwyraźniej wciąż byłam dobra w pomaganiu ludziom.

***

– Mads, możesz tu przyjść na chwilkę?!
Zamarłam tuż po otwarciu drzwi, jeszcze zanim przestąpiłam próg. Wiedziałam, że tata był w domu, bo powiedział mi to jego samochód stojący na podjeździe; musiałam przyznać, że na ten widok coś w sercu piknęło mi trochę z niepokojem, ale mimo to liczyłam, że wszystko będzie dobrze i obędzie się bez kolejnej awantury. Miałam serdecznie dość awantur.
Jednak ton głosu taty, jak i sam fakt, że czyhał na mnie od samego wejścia niczym Cerber, nie napawały mnie wielkim optymizmem. Sugerowały raczej, że miałam kłopoty.
Znowu.
– Jasne – wykrztusiłam z siebie, rzucając klucze na szafkę stojącą pod lustrem i zatrzaskując za sobą drzwi. – Już, tylko zdejmę buty. Pogoda zupełnie się zepsuła i nie chcę namoczyć.
Zaczęło padać jeszcze przed ostatnią lekcją i wyglądało na to, że nieprędko miało przestać. Kiedy to odkryłam, ucieszyłam się ponurą satysfakcją człowieka, który dużo przeszedł, że przyjechałam tego dnia do szkoły samochodem, bo nie miałam przy sobie nic nieprzemakalnego. W zasadzie pogoda ostatnich tygodni przyzwyczaiła mnie raczej do noszenia okularów przeciwsłonecznych niż parasola, więc czułam się usprawiedliwiona.
Zdjęłam buty, zarzuciłam torbę na ramię i niczym skazaniec powlekłam się do salonu, gdzie na kanapie przed wyłączonym telewizorem czekał już na mnie tata. Minę miał dosyć poważną, ale jak na niego, niewiele to znaczyło, bo w końcu on zazwyczaj był poważny. Nawet jeśli akurat nie strofował mnie za mój kolejny wybryk.
To co tym razem, tato?, pomyślałam ponuro. Bójka przy śmietniku, filmik Lucasa czy może opuszczenie dwóch pierwszych lekcji? A może tata znalazł jeszcze jakieś inne przewinienia?
– Wszystko w porządku? – Tata zmarszczył brwi, po czym chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, żeby z bliska obejrzeć sobie moją twarz. W pierwszej chwili w panice pomyślałam, że może Aiden zostawił mi gdzieś malinkę, ale tata szybko wyprowadził mnie z błędu. – Masz zaczerwieniony policzek. Co się stało?
Rany, czasami dziwiłam się, że tata wybrał karierę lekarza zamiast policjanta. Zrobiłby furorę z tym swoim instynktem psa gończego!
– Nic się nie stało. – Odruchowo wyrwałam rękę i cofnęłam się o krok, udając, że idę w stronę fotela stojącego naprzeciwko kanapy, a tak naprawdę szukając sojusznika w postaci dzielącego nas stolika do kawy. Skoro już jednak tam przeszłam, głupio było nie usiąść na tym fotelu, więc to w końcu zrobiłam. Torbę rzuciłam na podłogę i podwinęłam nogi pod siebie, spoglądając na tatę niepewnie. Byłam niemalże pewna, że mi nie uwierzył; najwidoczniej chwyt Lucasa, za pomocą którego chciał mi uniemożliwić wezwanie pomocy dla Aidena, zostawił po sobie jakiś ślad na mojej skórze. Nic dziwnego, w końcu trzymał mnie mocno, a ja wyrywałam się z całych sił – tak desperacko, że w końcu go ugryzłam. Wywróciłam więc oczami na znak, że mnie przyłapał. – Usnęłam na ostatniej lekcji, w porządku? Ostatnie dziesięć minut do dzwonka. Spałam na tym policzku, pewnie dlatego został mi ślad.
Potarłam go odruchowo, ukradkiem zerkając na tatę, czy udało mi się go oszukać. Po chwili namysłu kiwnął głową, a jego czoło się wygładziło; poczułam ulgę i aż pogratulowałam sobie, że w międzyczasie usiadłam, bo znowu ugięły się pode mną kolana. Było tak blisko. Dobrze, że nauczyłam się tak przekonująco kłamać.
Zaraz… pomyślałam właśnie „dobrze”…?
– To dobrze, bo już myślałem, że ktoś cię skrzywdził – odparł tata twardo i nie miałam wątpliwości, co zrobiłby, gdyby poznał prawdę. Właściwie nie wiedziałam, dlaczego nie powiedziałam mu, co tak naprawdę się stało. Chyba najbardziej obawiałam się, że w ten sposób mógłby jakoś dojść do Aidena i w końcu zabronić mi się z nim spotykać, a nie miałam pojęcia, co bym wtedy zrobiła. Uciekła z domu? – Chociaż byłoby dobrze, gdybyś spała w nocy, a nie na lekcjach, Mads.
Te ostatnie słowa, choć wypowiedziane surowym tonem głosu, nie zrobiły już na mnie wrażenia. I tak widziałam, że tata cieszył się, że nie chodziło o nic poważniejszego.
– Jasne, tato – rzuciłam wobec tego beztrosko. – Ale chyba nie po to mnie tutaj zawołałeś?
Nie mogło chodzić o filmik Lucasa ani o tę akcję przy kontenerach na śmieci. W końcu wtedy tata nie zmieniałby tak łatwo tematu, prawda?
– Ach, no tak – zreflektował się, co tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. – Posłuchaj, Mads… Słyszałem od panny Clayton, że w ten weekend twoja szkoła urządza dla uczniów jakąś imprezę. Dlaczego nic mi o tym nie mówiłaś?
Od panny Clayton? A kiedy niby tata widział się z panną Clayton?!
– Bo mam szlaban do emerytury, pamiętasz? – Obojętnie wzruszyłam ramionami. – Nie sądziłam, że miałaby cię obejść jakaś szkolna potańcówka.
W zasadzie sama nie byłam pewna, czego chciałam: żeby tata zgodził się na to wyjście, czy raczej żeby mi go odmówił. Gdyby się zgodził, groziła mi choć odrobina rozrywki i dobrej zabawy, nawet jeśli w towarzystwie osób, których nie byłam do końca pewna; ale odmowa ojca oznaczałaby, że nie musiałabym pójściem tam ranić Aidena. A przecież wiedziałam, że nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać, niemożność pójścia tam ze mną nie była mu obojętna.
Tata westchnął, oparł się plecami o oparcie kanapy i spojrzał na mnie zagadkowo. Aż poprawiłam się w fotelu, bo nie bardzo wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Zazwyczaj albo krzyczał, albo prawił komunały, od których krzywiłam się wewnętrznie, tym razem jednak po prostu patrzył na mnie w zamyśleniu i nie bardzo wiedziałam, jak na to zareagować. Nie miałam w tym doświadczenia.
A potem tata całkiem mnie zaskoczył, mówiąc:
– No więc dobrze.
Podniosłam brwi, lekko skołowana.
– Ale co, „dobrze”? – zapytałam. Tata rozłożył ręce.
– Możesz iść na tę imprezę, jeśli chcesz.
Czekałam na jakieś „ale”, które jednak nie nastąpiło. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, co z tym fantem zrobić. Jak miałam się w tej sytuacji zachować? W końcu kompletnie nie rozumiałam, o co mogło mu chodzić. Najpierw karał mnie szlabanem za byle co, praktycznie za wszystko, a teraz tak po prostu puszczał na szkolną imprezę? To nie było w stylu taty. Nie mówiąc już o tym, że nie świadczyło dobrze o konsekwencji jego decyzji jako rodzica.
– Przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem, tato – powiedziałam w końcu powoli, na wszelki wypadek, gdyby w szpitalu jednak uszkodził sobie gdzieś głowę i mógł mnie nie zrozumieć. – Najpierw dajesz mi szlaban. Potem kolejny. Potem zaczynasz wydzwaniać do domu. Ewidentnie mi nie ufasz. A teraz nagle pozwalasz mi iść na imprezę? Nie zrobiłam chyba w międzyczasie nic, co mogłoby zasłużyć na twoje zaufanie. Więc co jest, tato? O co tu właściwie chodzi?
Postanowiłam zagrać w otwarte karty i to chyba była dobra decyzja. W końcu i tak miałam wystarczająco wiele tajemnic i o wystarczająco wielu rzeczach mu nie mówiłam. Mimo wszystko, mimo że ciągle byłam na niego zła i miałam do niego nieustanne pretensje, jednak zależało mi na naszych kontaktach. Ostatecznie tata, jaki by nie był, był ostatnią osobą z bliskiej rodziny, jaka mi została. Nie byłam gotowa tak po prostu machnąć na to ręką.
– Widzisz, Maddie, sporo o nas myślałem – odparł tata po namyśle, a ja ucieszyłam się, że w końcu powiedział cokolwiek. Powoli zaczynałam już tracić nadzieję. – Po pewnym czasie uznałem, że może… może przyjąłem wobec ciebie złą taktykę. Może trochę niepotrzebnie założyłem od początku, że będą z tobą kłopoty i że powinienem trzymać cię krótko. To, co potem się stało, tylko utwierdziło mnie w tych przekonaniach… I nie chciałem słuchać głosu rozsądku, który mówił mi, że trochę przesadziłem w swoich osądach. Rozumiem, że zaufanie nie polega na tym, że zacznę ci ufać, gdy pokażesz mi, że potrafisz odpowiedzialnie się zachowywać, Mads. Muszę uwierzyć, że to potrafisz, dać ci kredyt zaufania już teraz. Więc to właśnie robię. Możesz iść na tę imprezę. Tylko…
– Mam nie pić alkoholu, tak? – weszłam mu w słowo, a powiedziałam to z lekkim sarkazmem, żeby nie pokazać po sobie, jakie wrażenie zrobiły na mnie jego słowa. Czyżby ktoś zrobił tacie pranie mózgu?
– No nie zakładam, że na szkolnej imprezie będziecie mieć dostęp do alkoholu – prychnął tata w odpowiedzi. Cudem powstrzymałam się od protekcjonalnego spojrzenia, którym bardzo chciałam go obdarzyć. Może lepiej, żeby tata pozostał w tej słodkiej niewiedzy. – Ale chcę, żebyś do jedenastej była w domu. Czy to uczciwe warunki?
Pokiwałam głową, zastanawiając się równocześnie, czy Aiden spędzi ze mną ten wieczór, jeśli powiem mu, że absolutnie nie mam ochoty iść na tę imprezę. Potem jednak tata dodał:
– Zresztą będą tam twoi nauczyciele, więc jeśli wydarzy się coś dziwnego, na pewno mi o tym powiedzą.
– A ty oczywiście zapytasz, bo masz do mnie takie zaufanie – odparłam ironicznie, chociaż próbowałam się powstrzymać. Tata wzruszył ramionami.
– Mads, zrozum, ja naprawdę próbuję. Chcę, żeby to się udało, ale też musisz mi pomóc. Chcę iść na jakiś kompromis, ale w tym celu obydwie strony muszą z czegoś zrezygnować. Ja jestem w stanie częściowo albo nawet całkowicie cofnąć ci szlaban. A ty?
Wahałam się jeszcze przez chwilę, bo to przecież oznaczało, że faktycznie będę musiała tam iść. Iść na tę imprezę, bo gdyby nauczyciele mnie tam nie zauważyli, a tata przypadkiem jednak zapytał, mogliby mu o tym powiedzieć; a przecież wcale nie chciałam tam iść, bo to mogło oznaczać kolejny punkt zapalny w moich relacjach z Aidenem. Nie bardzo miałam jednak inne wyjście. Tata naprawdę się starał i musiałam to docenić. I musiałam pójść na współpracę, bo przecież też chciałam się z nim jakoś dogadać.
– A ja pójdę na szkolną imprezę i będę się grzecznie zachowywać, żeby nauczyciele nie mieli ci do doniesienia niczego niepokojącego – odparłam więc ze słodkim uśmiechem, do którego z trudem się zmusiłam. Miałam tylko nadzieję, że rzeczywiście wyszedł słodko, a nie jak grymas, którym wyrażałam niezadowolenie z powodu tej sytuacji. – Dziękuję, tato, naprawdę doceniam, że się starasz. Obiecuję, że też się postaram. A teraz przepraszam, ale pójdę do siebie, mam sporo lekcji do odrobienia.
Wstałam z kanapy i zarzuciłam torbę na ramię, a z uśmiechu zrezygnowałam z ulgą, gdy tylko odwróciłam się do taty plecami. Zawołał mnie, gdy byłam już przy schodach. Odwróciłam się z pytaniem w oczach.
– Weź jakąś koleżankę na zakupy po szkole i kup sobie jakąś sukienkę, dobrze? – Na te słowa wytrzeszczyłam oczy. Ktoś chyba naprawdę go podmienił w szpitalu! – Przeleję ci pieniądze. Sam bym z tobą pojechał, ale wiesz… że w ogóle nie znam się na modzie. I nie lubię zakupów.
Kiwnęłam głową. To akurat wiedziałam doskonale.
– Jasne… dzięki, tato – wydusiłam z siebie, zmusiłam się do jeszcze jednego uśmiechu, po czym ponownie się odwróciłam i w końcu wbiegłam po schodach na górę, chroniąc się przed spojrzeniem taty.
Pomyślałam o tym dopiero wtedy, gdy wbiegłam do swojego pokoju, zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. W zasadzie powinnam się przecież cieszyć: która dziewczyna nie cieszyłaby się z pozwolenia pójścia na imprezę i funduszy na nowe ciuchy? Jeszcze niedawno ja sama bym się z tego bardzo cieszyła. Jeszcze w Austin tak właśnie by było.
Ale też tam miałam prawdziwych przyjaciół, z którymi mogłabym się bawić na imprezach, a wybór ciuchów na nie był moim największym problemem. Teraz… Cóż, teraz wszystko troszeczkę się pozmieniało.
Te myśli sprawiły, że znowu przypomniałam sobie o Aidenie. Poradzę sobie, pomyślałam po namyśle. Może i będzie mu przykro, że pójdę na tę imprezę bez niego, ale świat ani nasze kontakty się od tego nie zawalą.
Gorsza była cała ta reszta, która dotyczyła Aidena. Całe to gówno związane z jego bratem, klaustrofobią i lękami, które Aiden nadal, po tylu latach, w sobie nosił. Mniejsza już o reakcje otoczenia na niego, chociaż to na pewno nie ułatwiało sprawy; nie był to jednak również największy problem, chociaż na pewno nie wpływał dobrze na pewność siebie Aidena. Największym problemem Aidena był on sam i jego psychika.
Westchnęłam i zakryłam twarz dłońmi. Z tego wszystkiego zapomniałam go zapytać, czy widział filmik Lucasa i dlaczego wtedy się do mnie nie odzywał i nie odbierał telefonu, gdy do niego dzwoniłam; to chyba jednak nie mogło być nic poważnego, skoro potem wyraźnie nie miał do mnie żadnych pretensji? Mimo to postanowiłam to wyjaśnić, gdy tylko się zobaczymy, rozumiałam jednak, że naprawdę miałam poważniejsze problemy na głowie.
A chyba najważniejszym z nich było: Jak mogłam pomóc Aidenowi?
Nie byłabym sobą, gdybym nie chciała tego zrobić. To było jednak coś więcej niż moja zwykła chęć niesienia pomocy, która już tyle razy w życiu wpakowała mnie w tarapaty. To było coś dużo więcej.
Z jękiem przewróciłam się na brzuch i oparłam brodę na przedramionach. Problem w tym, że czułam coś do Aidena, coś więcej niż zwykłą sympatię, i wiedziałam, że powinnam zrobić coś, żeby mu pomóc. Cokolwiek.
Sięgnęłam do kieszeni dżinsów i wyjęłam telefon, po czym wybrałam na nim znajomy numer. Męski głos odezwał się w słuchawce już po paru sygnałach.
– Halo?
– Cześć, Wyatt – rzuciłam do słuchawki szybko, zanim zdążyłam się rozmyślić. – Moglibyśmy się spotkać? Mam pewną sprawę. Chciałam z tobą porozmawiać… o Aidenie Montgomery.
Teraz już nie mogłam się wycofać.

10 komentarzy:

  1. Cokolwiek kombinuje Mads mam tylko nadzieję, że pomoże Aidenowi. On - jak nikt inny - zasługuje na tą pomoc. Przez tyle lat był odtrącany, zmuszany do zamknięcia się w klatce swoich koszmarów i ktoś musi to zakończyć. Denerwuje mnie ludzka ślepota. Zamknięcie się na pewien problem i do tego jeszcze brak jakiejkolwiek reakcji. Swiat jest cholernie okrutny i choć chęć niesienia pomocy moze być przekleństwem (o czym Mads pewnie doskonale wie) tak w przypadku Aidena to coś bardzo pożądanego, bo on chyba niewielu takich ludzi poznał. Liczę na tylko na to, że plan Maddie się powiedzie, bo inaczej całkowicie się załamię.
    Co do jej ojca - no coż, cieszy mnie fakt, że chce coś naprawić, ale dlaczego zawsze to trochę krzyżuje plany Maddie? :D Z rozdziału na rozdział chyba lubie go coraz bardziej. Wiadomo, to rodzic i rzadko zdanie takiej mnie czy takiej Maddie czy kogokolwiek w podobnym wieku będzie się rożnić, ale ostatnio jakoś tak zdjął z tonu. Czyżby z panną Clayton połączyła go jakaś więź? xd Myślę, że tata Mads też kogoś potrzebuje. Wszystko teraz wydaje się tak iśc ku lepszemu, a to tylko sprawia, że obawiam się, że zostanie to przerwane hukiem.
    Mam jednak nadzieję, że moje obawy sie nie sprawdzą :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mads ma dobre intencje, ale czy coś z tego wyjdzie - o tym w kolejnym rozdziale;) Niestety, Mads wie aż za dobrze, że ta konieczność niesienia pomocy ludziom nie zawsze jest dobra - przekona się o tym zresztą również w kolejnym rozdziale. Ale rzeczywiście, trudno jej nie pomóc, zwłaszcza jeśli chodzi o Aidena, na którym jej przecież zależy.

      Oj no, to tak przypadkiem wyszło xd faktycznie pan Monroe trochę spuścił z tonu, a dlaczego? Haha, widzę, że wszyscy typują pannę Clayton xd przerwane na pewno zostanie, ale może do tego czasu stosunki między Maddie a ojcem chociaż trochę się poprawią? Na pewno pomogłoby im to później w trudnej sytuacji;)

      Haha, nigdy nie wiadomo ;>

      Całuję!

      Usuń
  2. czuje coś więcej, niż zwykła sympatię? niezłe niedomówienie xD Ciesze się,ze Aiden zachował się szczerze, ale faktycznie potrzebuje pomocy. Mam nadzieje,że Weytte pomoże naszej Mads w tej kwestii. Ojciec sie stara, ale jeszcze dużo ciosów przed nim, podejrzewam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no fakt, ale moje bohaterki zawsze mają problem z mówieniem o uczuciach xd Wyatt na pewno pomóc spróbuje, w końcu on pod tym względem ma charakter podobny do Maddie;) a co do ojca - jeden poważny cios na pewno, także tak dobrze z nimi to jeszcze prędko nie będzie...

      Usuń
  3. Znowu będziesz musiała na mnie poczekać, bo ZNOWU nie mam czasu, a nie chcę czytać pobieżnie i głupoty pisać w komentarzach. Składam uprzejmą prośbę o cierpliwość :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, to jestem. Przyznam się szczerze, że z trudem przebrnęłam przez ten rozdział. Mam wrażenie, że nieco ciężej został napisany. Nie wiem :) Wkradło Ci się za to na pewno parę powtórzeń, ale nie będę ich wymieniać, bo przecież nie o to chodzi, żeby tu jakąś polonistykę uprawiać.
      A teraz do rzeczy:
      Wciąż mnie zastanawia, co odbiło Davidowi, że pozabijał tyle ludzi. Musiał być nieźle szurnięty, to na pewno, ale coś musiało być impulsem do zapłonu. Chciałabym poznać jego sekret. Aiden faktycznie ma problem nie tylko z innymi, ale także z sobą. Lucan to cham i wyżywa się na innych, ale myślę, że zdecydowana większość ludzi mogłaby jednak wybaczyć Aidenowi, gdyby się o to postarał.
      Na ojca Maddie zaś wpłynęła pewnie nauczycielka. To oczywiste, że coś się między nimi kroi, ale przynajmniej ma na niego dobry wpływ ^^ Oby tak dalej!
      Idę czytać następny!

      Usuń
    2. Jasne, rozumiem:) na pewno był ciężej napisany, bo przyznaję, że pisało mi się go z trudem i trochę na siłę, zwłaszcza końcówkę. Kolejny powinien być pod tym względem dużo lepszy:)

      Hmm, nie wiem, czy motywacje Davida zostaną tutaj kiedyś wyjaśnione - wprawdzie ja wiem, dlaczego zrobił to, co zrobił, ale ciężko byłoby mi teraz znaleźć sposób, żeby i Maddie z Aidenem się o tym dowiedzieli. Także... prawdę mówiąc, miałam w planach coś w rodzaju bonusu opowiadającego o Davidzie, ale nie wiem, czy byłaby w stanie opisać to, co zrobił. Jestem znacznie lepsza w takich lekkich tekstach;)

      Lucasa też będę jeszcze usprawiedliwiać, spokojnie. Ale myślę, że problem w dużym stopniu leży w samym Aidenie.

      Pewnie tak^^ tak dobrze to jeszcze nie będzie, ale kto wie? ;>

      Całuję!

      Usuń
  4. Rezerwuję miejsce, bo inaczej nigdy nie dotrę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jestem, ale dzisiaj chyba będzie krótko, bo coś nie jestem w formie do komentowania. Podoba mi się, że z każdym odcinkiem Maddie i Aiden zbliżają się do siebie, tylko ogromna szkoda, że w takich, przeważnie przykrych dla chłopaka, okolicznościach. To straszne, co przeszedł wtedy, gdy siedział schowany w szafie i teraz, kiedy wszyscy wytykają go palcami, ale to już pisałam nie raz.
      Wiesz, jaki jest mój stosunek do ojca Mads. Wydaje mi się, że teraz stara się, bo porozmawiał z panną Clayton i zdecydował się na chwile spuścić z tonu. Jestem niezmiernie ciekawa, gdzie on ją spotkał, może po prostu w szkole i od słowa do słowa wypłynęła sprawa tego balu...ALe wiesz, czego się najbardziej obawiałam? Że rzuci jakimś tekstem w stylu idź z Lucasem czy coś. Naprawdę, nie wiem, skąd to się we mnie wzięło, chyba przez tę nieszczęsną randkę.
      Oj, oby Mads nie narobiła ambarasu przez wmanewrowanie Wyatta w całą tę sprawę z Aidenem. Wiem, że ona chce dobrze i niby chłopak wydaje się w porządku i takie raczej "neutralny", ale to znikome pocieszenie. Mam nadzieję, że Maddie wie, co robi.
      Nie było Luvcasa i tych infantylnych panienek, a to duży plus :D
      Czekam już na kolejny rozdział! Jak zawsze :)
      Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli :)

      Usuń
    2. Całkowicie Cię rozumiem:) te okoliczności jeszcze prędko się nie polepszą, niestety, a nawet jeśli, to będą to tylko rzadkie przerywniki. W każdym razie Mads na pewno postara się mu pomóc;) Nie, spokojnie, tym razem ojciec Mads nie zamierzał nic takiego powiedzieć, a co do panny Clayton - zdecydowanie miał powód, żeby pojawić się w szkole, tylko niekoniecznie chciał o tym mówić córce;)

      Teoretycznie Maddie wie, co robi. A w praktyce nie wie jeszcze, jak się wszystko potoczy i do czego ta niewinna rozmowa z Wyattem później doprowadzi. Ale cii, nie uprzedzajmy wypadków^^

      W następnym też ich nie będzie, ale więcej obiecać nie mogę XD

      Dziękuję i całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.