18 października 2014

25. Bezdomni i nieodpowiedzialni

Usiadłam na kanapie, a pies zajął miejsce przy mojej nodze, znowu się o nią opierając. Zaczynałam się obawiać, jak będzie wyglądało zostawienie go u Aidena, skoro wyraźnie się do mnie przywiązał. Potem pomyślałam jednak pocieszająco, że przynajmniej będę miała pretekst, żeby odwiedzać ich obydwu.
Jakbym w ogóle potrzebowała pretekstu.
– Jak to się w ogóle stało, że spotykasz się z Aidenem? – zapytała Joan, siadając na fotelu po drugiej stronie stolika do kawy. – Wiem, że nie jest zbyt… lubiany tu, w Elizabethtown.
– Na szczęście nie jestem z Elizabethtown. – Chociaż bardzo chciałam, nie potrafiłam wykrzesać z siebie odrobiny sympatii do tej kobiety. To przez nią Aiden przez tyle lat był odrzucany przez społeczeństwo. Wystarczyłoby, żeby przeniosła się z nim do Filadelfii, gdzie przecież pracowała. Nadal nie rozumiałam, dlaczego tego nie zrobiła. – Jestem z Austin. Tam incydenty z bronią są tak częste, że nikt nie ma do nikogo o to pretensji.
Okej, przesadzałam. Ale przecież świadomie.
– Musiałaś mieć… bardzo udane dzieciństwo – odparła Joan, powstrzymując uśmiech. Kiwnęłam głową.
– Każde dzieciństwo jest lepsze niż to, które miał Aiden.
Przez moment przyglądałyśmy się sobie w milczeniu i byłam pewna, że Joan zrozumiała, co miałam na myśli. Pewnie powinnam zrobić wszystko, żeby prawny opiekun Aidena mnie polubił, ale nie potrafiłam uśmiechać się do tej kobiety i wdzięczyć. Bardzo chciałam, ale nie umiałam, bo kiedy tylko widziałam tę granatową sukienkę i czarny żakiet, myślałam o kobiecie, która wyjeżdżała do pracy do innego miasta i zostawiała siostrzeńca samego w domu, w którym zamordowano jego rodziców, w mieście, w którym nikt go nie chciał. Tylko o tym potrafiłam myśleć.
– To racja, rzeczywiście Aidena spotkało coś strasznego – przyznała Joan, kiwając głową. – Cieszę się, że tak to widzisz, a nie próbujesz go oskarżać, jak reszta miasta, bo on przecież nie zrobił niczego złego. Aidenowi przyda się sojusznik.
– To dlatego nigdy z nim stąd nie wyjechałaś? – Nie mogłam dłużej, po prostu nie umiałam się powstrzymać. Chociaż przecież nie chciałam jej o nic oskarżać, nie mogłam inaczej. – Chciałaś go nauczyć, że trzeba stawiać czoła problemom? Że nie można uciekać, gdy nie zrobiło się nic złego? Bo, wybacz, ale próbuję to zrozumieć i nie potrafię. Jasne, morderstwo rodziców musiało być dla niego straszne, ale to ty zniszczyłaś mu dzieciństwo, zostawiając go w tym domu, w Elizabethtown. Nie David.
Rozmowa wyraźnie nam się nie kleiła, bo po tych słowach znowu zapadło milczenie. To była moja wina, wiedziałam to doskonale, niespecjalnie się tym jednak przejmowałam. Usłyszałam kroki zbiegającego po schodach Aidena i odruchowo spojrzałam w tamtą stronę; Aiden niósł w rękach dwa koce, a na nasz widok zatrzymał się w pół kroku i pokręcił głową. Chyba domyślił się, o czym rozmawiałyśmy.
– Maddie, pomożesz mi? – zapytał, wyciągając w moją stronę koce. – Gdzie będzie dla niego najlepsze miejsce, jak myślisz?
– Maddie właśnie oświadczyła, że to moja wina, że nigdy nie wyjechaliśmy z Elizabethtown – powiedziała lekko Joan, jakby moje słowa zupełnie jej nie ruszyły. – Że zostaliśmy w tym domu.
– Bo to prawda – przyznał Aiden ku mojemu zdziwieniu, bo nie spodziewałam się, że w ogóle się w tej sprawie odezwie. Omal przez to nie upuściłam koców, które mi podał. – Nigdy nie przeszło ci przez głowę, że powinniśmy stąd wyjechać. Maddie nie powiedziała nic, czego bym nie wiedział.
– Przecież proponowałam, żebyśmy wyjechali – zaprotestowała. Aiden prychnął.
– Kiedy, dwa miesiące temu? – uściślił. – Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Myślę, że posłanie dla psa zrobimy w mojej sypialni, na pewno bez trudu wejdzie po schodach na piętro. Mads, pomożesz mi?
Widocznie chciał albo skończyć tę rozmowę, albo oddzielić mnie od Joan, może po to, żebym nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Kiwnęłam więc głową i posłusznie ruszyłam na piętro, nie zastanawiając się, co powie o tym ciotka Aidena. W zasadzie niewiele mnie to obchodziło. Pies ruszył za mną, merdając ogonem i łasząc się do mojej ręki. Kiedy jednak Aiden go zawołał, pobiegł też do niego, więc może jednak nie miało być tak źle.
Na piętrze, podobnie jak w naszym domu, znajdowały się trzy sypialnie i łazienka. Te domy chyba naprawdę robiono wszystkie od sztancy. Wiedziałam, które drzwi prowadziły do pokoju Aidena, jeszcze zanim je otworzył; w końcu były to jedyne wychodzące na tę stronę, po której stał mój dom. Mimo to dziwnie było po raz pierwszy znaleźć się w pokoju, który dotąd oglądałam tylko przez okna mojej sypialni.
Pokój Aidena był urządzony przyjemnie i tak… spokojnie. Cały był w stonowanych kolorach, dwóch odcieniach szarości, łóżko stojące pod lewą ścianą miało czarne ramy, a meble – szare fronty. Pod prawą ścianą stał sporych rozmiarów regał, na którym Aiden poustawiał całe mnóstwo książek, a naprzeciwko, pod oknem, znajdowało się biurko. Czyli tam, gdzie ja miałam siedzisko, na którym często rysowałam, Aiden miał biurko z laptopem.
Podłoga składała się z ciemnych paneli, a ściany ozdabiał tylko jeden rysunek – odręczny szkic Elizabethtown, wykonany z dużej wysokości. Tylko przez chwilę zastanawiałam się, gdzie już widziałam tę perspektywę. Potem sobie przypomniałam. Taki widok był z okna na strychu, na którym pierwszy raz pocałowałam Aidena.
– Ty to namalowałeś? – zapytałam, wskazując widoczek. Aiden pokręcił głową.
– Nie, Bree, kilka lat temu. Zawsze lubiła szkicować, ale nie ma do tego wielkiego talentu, dobrze wychodzi jej praktycznie tylko kopiowanie z pierwowzoru. O tym pewnie mogłybyście sobie pogadać.
Pewnie. A może nie, znając nastawienie Brianny do mnie.
– Gdzie damy psie legowisko? – zmieniłam temat, bo nie miałam ochoty na rozmowę o Bree. Raz jeszcze rozejrzałam się po pokoju, po czym wskazałam wolny kawałek podłogi między biurkiem a wysoką, stojąca lampą, znajdującą się bliżej lewej ściany. – Może tu? Będzie miał blisko do twojego łóżka. Psy lubią czuć, że ktoś jest blisko nich.
– Właśnie widzę, że natychmiast zdobyłaś jego serce – zauważył, posłusznie układając koce we wskazanym przeze mnie miejscu. Niestety, pies nie chciał ruszyć się od mojej nogi i tam położyć. – Ze wszystkim tak masz? A może raczej ze wszystkimi? Zdaje się, że nie ma nikogo, kto by cię nie lubił, no, może z wyjątkiem zazdrosnej Harper. Ale przyjeżdżasz do Elizabethtown i od razu wpadasz w najlepsze towarzystwo. Jak ty to robisz, Mads? Co jest w tobie takiego, że nawet zabłąkany pies od razu do ciebie lgnie?
Roześmiałam się, słysząc te słowa.
– Jakbyś nie zauważył, to Lucas mnie teraz raczej nie znosi – odpowiedziałam, po czym przeszłam przez pokój i usiadłam na jego zasłanym łóżku. Pies natychmiast poderwał się z miejsca i pogalopował za mną, po czym bez ceregieli wskoczył na materac. – Hej!
– Co on robi, oszalał? Złaź natychmiast! – krzyknął Aiden, ale w jego głosie słyszałam rozbawienie. Pies jednak nic sobie nie robił z jego krzyków, natomiast położył się na łóżku, a pysk mi na kolanach. – No sama widzisz. Lucasa sama do siebie zniechęciłaś, więc to się nie liczy. Zrób coś z tym psem, Mads, błagam, przecież nawet nie wiemy, czy nie ma pcheł.
Z trudem uwolniłam się od pyska psa i wstałam z łóżka, po czym przeszłam na jego drugą stronę i usiadłam na podłodze obok koców. Spodziewałam się, że zwierzak jednak wybierze miękki materac, dlatego zdziwiłam się, gdy zeskoczył z łóżka i poszedł za mną. W ten sposób udało mi się go namówić, żeby położył się obok, na kocach.
– Spokojnie, on jest czysty – odparłam, głaszcząc psa po pysku. – Przecież widzisz, że jest zadbany. Albo ktoś go zgubił, albo wyrzucił, ale tak czy inaczej trzeba by zrobić takie ogłoszenie, że go znaleźliśmy.
– Spokojnie, zaraz to zrobimy. Pstryknę mu zdjęcie i napiszę coś takiego, część wydrukuję i powieszę w okolicy, a poza tym wrzucimy to też do Internetu.
Włączył komputer, co chwila na mnie zerkając, a w jego oczach widziałam rozbawienie. Widocznie bardzo go rozśmieszył widok mnie siedzącej na podłodze obok psa. Nie przejęłam się tym jednak. Zwierzak był biedny i zagubiony, i obecność kogoś, kto się nim zaopiekował, musiała dla niego dużo znaczyć.
– Aiden… przepraszam. Za twoją ciocię – dodałam, kiedy spojrzał na mnie pytająco. – Nie powinnam była…
– Daj spokój, przecież to nie twoja wina. To prawda, Joan jest nieodpowiedzialna. Tylko ja nigdy jej tego nie mówiłem, bo przyjąłem wszystko tak, jak jest.
– A nie powinieneś – zaprotestowałam. – Powinieneś był powiedzieć jej, że chciałbyś się wyprowadzić.
– Kiedy? Kiedy miałem dziesięć lat?
– Kiedykolwiek! – wykrzyknęłam, przez co pies poderwał głowę. Zaraz jednak zmusiłam go do położenia jej z powrotem na posłaniu, głaszcząc go ponownie. – A dwa miesiące temu? Mówiła, że pytała, czy nie chcesz się przeprowadzić.
– Tak… to było na początku października. – Skrzywił się, nie patrząc na mnie; klikał coś na komputerze i był tym bardzo zajęty. Podniosłam brwi.
– No i co? Czemu się nie zgodziłeś?
– Bo jestem w ostatniej klasie, Mads. Teraz to już naprawdę nie ma dla mnie znaczenia. Zamiast przeprowadzać się na te ostatnich parę miesięcy, a potem znowu zmienić środowisko, wolę przecierpieć, skończyć tu szkołę i spokojnie się wyprowadzić. Nie uważasz, że teraz już na to trochę za późno?
– Więc czemu Joan dopiero teraz ci to zaproponowała? – zapytałam. Aiden wzruszył ramionami, nadal na mnie nie patrząc.
– A skąd ja mam to wiedzieć? Może po tylu latach coś wreszcie do niej dotarło? Ona naprawdę nie jest specjalnie spostrzegawcza. W przeciwieństwie do ciebie.
Wywróciłam oczami. Wcale nie byłam spostrzegawcza. A jeśli Joan była jeszcze mniej, to naprawdę źle o niej świadczyło. Chociaż z drugiej strony, źle świadczył o niej sam fakt, że przez tyle lat nie zauważyła, że działo się coś złego z psychiką jej siostrzeńca.
– A co, jeśli właściciel psa się nie znajdzie? – Tym razem to ja zmieniłam temat. – Oddamy go do schroniska? Nie wiem, czy bym to przeżyła.
– Na pewno uda mi się namówić Joan, żeby go zatrzymać. Wygląda na dobrze wychowanego, kulturalnego psa. – Aiden uśmiechnął się do futrzaka, który natychmiast odpowiedział mu merdaniem ogonem. – W końcu nie można zostawić bezdomnego zwierzaka na pastwę losu, prawda?
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, pracując nad utworzeniem ogłoszenia; Aiden zrobił psu zdjęcie komórką, po czym zredagował całość, dodając mimo wszystko opis zwierzaka, a także miejsce, w którym go znalazłam. Zgodnie z wcześniejszymi słowami opublikował to ogłoszenie w Internecie, a później wydrukował jeszcze kilka kopii.
– Jeśli mam go przez jakiś czas trzymać w domu, muszę też wybrać się do sklepu, kupić mu obrożę i smycz – powiedział w pewnej chwili, gdy wspólnie oglądaliśmy ogłoszenia. Wyglądały dobrze, choć były czarno–białe, przez co zdjęcie nie oddawało prawdziwego wyglądu psa. – Chyba najlepiej będzie, jeśli zrobię to od razu.
– Pojadę z tobą i zapłacę – zaoferowałam prędko. – W końcu to był mój pomysł z tym psem.
– Daj spokój, Mads, nie potrzebuję twoich pieniędzy. – Aiden zabrał mi ostatnie ogłoszenie i włożył je wszystkie do teczki. – Sam się tym zajmę. A ty nie powinnaś być w ogóle w domu? Widziałem, że samochód twojego ojca stoi na podjeździe, czyli jest w domu.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Jest, ale wyobraź sobie, że nastąpiła odwilż w kontaktach na linii ojciec–córka – prychnęłam, po chwili jednak złagodziłam ton, wiedząc, że takie słowa mogły nie być miłe dla Aidena. W końcu ja przynajmniej w ogóle miałam ojca. – Tata nie tylko cofnął mi szlaban, ale też pozwolił im iść na tę szkolną zabawę w sobotę. Byłam w galerii, kupić sobie coś do ubrania.
– A więc jednak idziesz. – Mina mu trochę zrzedła, widziałam to wyraźnie. – Z kim?
– Przecież ci mówiłam, że z Carrie i Harper. – Musiał widzieć po mojej minie, że wcale nie byłam z tego faktu zadowolona. Zachichotał, na co rzuciłam mu mordercze spojrzenie. – No co? Fakt, nie jest to mój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu, ale nie bardzo mam inne wyjście. Nie mogę teraz wyjść na niewdzięczną córkę, która odrzuca propozycję takiego wyjścia w momencie, gdy ojciec po długich namysłach pozwolił mi tam iść. Nie chcę, żeby znowu miał do mnie pretensje. Tyle co udało nam się zawrzeć bardzo chwiejny rozejm, nie zamierzam tego teraz zepsuć. Nawet jeśli to oznacza, że mam się przemęczyć parę godzin na jakiejś szkolnej potańcówce.
– Och, jaka ty jesteś biedna. – Zrobił smutną minę, ale w jego oczach widziałam rozbawienie. – Po prostu… myślałem… że może wybierasz się z Wyattem Smithem…
– Z Wyattem? Oszalałeś? – syknęłam. Aiden odwrócił się w moją stronę na obrotowym krześle i wpatrzył we mnie poważnie. – Aiden, Wyatt to tylko przyjaciel. Nigdy nie pomyślałabym o nim inaczej. Chyba coś wiesz o tym, w końcu też masz taką przyjaciółkę. Bree. Prawda?
– No dobrze, dobrze. – Wzruszył ramionami. – Tak sobie pomyślałem, bo widziałem go wtedy w twojej sypialni i…
– Zaraz. To dlatego nie odbierałeś ode mnie telefonów? – przerwałam mu, bo nagle zaskoczyłam. W końcu to miało więcej sensu niż obrażenie się na mnie z powodu filmiku Lucasa! – Wtedy, kiedy zobaczyłeś nas przez okno?
– No… Pomyślałem po prostu, że…
– Rany boskie, Aiden, a ja myślałam, że obraziłeś się na mnie za ten kretyński film na Youtube z Lucasem – znowu weszłam mu w słowo. – Mógłbyś nie robić takich rzeczy? Byłam przez to jeszcze bardziej wściekła na Lucasa i chciałam pójść mu przyłożyć. Nie mówiąc już o tym, że tylko dlatego Wyatt w ogóle był u mnie, że o tym rozmawialiśmy.
– Tak, widziałem ten film. – Znowu się skrzywił, aż miałam ochotę mu powiedzieć, żeby tak nie robił, bo mu zostanie. – Nie przejmuj się, Thorne to palant. Ani przez moment nie pomyślałem, że mówił prawdę, miałem tylko ochotę pójść do niego i obić mu mordę. Ale, jak widzisz, nie jestem aż tak skory do przemocy.
Roześmiałam się. W sumie to dobrze, bo po co miałby mieć jeszcze dodatkowe kłopoty. A potem przypomniałam sobie o rozmowie z Wyattem i momentalnie spoważniałam.
– Aiden… A czy to prawda, że Lucas cię nienawidzi, bo wtedy, w szkole, David zabił jego starszą siostrę? – Właściwie nie wiedziałam, dlaczego o to zapytałam i czego zamierzałam się dowiedzieć. Wyatt przecież nie kłamał, bo i po co. Chciałam to jednak wyjaśnić do końca, bo Aiden też mógł wcześniej spróbować przede mną Lucasa usprawiedliwić. Nie udałoby mu się wprawdzie, ale mógłby przynajmniej próbować!
Aiden westchnął, po czym zsunął się z krzesła i usiadł na podłodze tuż przede mną. Chwycił moje ręce i zamknął je w swoich, a ja nie protestowałam.
– Głupio było mi o tym mówić – przyznał. – Na początku myślałem, że ty i Thorne jednak coś…
– Kiedy niby tak myślałeś? – prychnęłam. – Przecież ja od początku…
– Oj, ale nie od początku znałem cię tak, jak teraz, a po szkole chodziły różne plotki. Że zaprosił cię na imprezę do siebie, chociaż byłaś w mieście tydzień, takie tam. – Wzruszył ramionami i wzmocnił uścisk na moich dłoniach. – Nie wiedziałem, jak na to zareagujesz, bo do pewnego momentu nie wydawałaś się z nim skłócona.
– Ja byłam z nim skłócona, Aiden – zaprotestowałam całkiem poważnie. – Byłam z nim skłócona właśnie od tamtej imprezy w jego domu.
– Co się wtedy właściwie stało, Maddie? – Aiden też spoważniał, chyba dostrzegł coś w mojej twarzy. Pokręciłam głową. – Nie, nie rób tak i nie wmawiaj mi, że nic. Pamiętasz, że odwoziłem cię wtedy do domu? Wiem, w jakim byłaś stanie. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć prawdę.
Mogłam, pytanie, czy chciałam. Nie miałam zamiaru szczuć Aidena na Lucasa, a obawiałam się, że tak właśnie skończyłaby się ta rozmowa. To przecież całkiem nie miało znaczenia, co zdarzyło się wtedy w domu Lucasa. Do niczego nie doszło, nic w zasadzie się nie stało. Aiden nie musiał o tym wiedzieć.
– Mówiłam ci chyba, że Lucas dolał mi alkoholu do drinka, chociaż tego nie chciałam – powiedziałam więc, choć słowa z trudem przecisnęły mi się przez ściśnięte gardło. Wcale nie lubiłam okłamywać Aidena. – To naprawdę nic takiego.
– Ach, tak? – Po jego minie domyśliłam się, że nie uwierzył. – I tylko o to chodziło? Dlatego uciekałaś stamtąd na piechotę, w środku nocy?
– To nie był środek nocy! – zaprotestowałam. – Co najwyżej późny wieczór. I przez to właśnie miałam na pieńku z ojcem. Myślisz, że to mało?
Jego spojrzenie mówiło wyraźnie Myślę, że nie mówisz mi całej prawdy. Na głos jednak tego nie powiedział i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie chciałam się z nim kłócić i nie chciałam, żeby przeze mnie miał kłopoty. Wystarczyło mu tych, które już miał.
– Myślę, że cieszę się, że wtedy wyszłaś – odpowiedział z uśmiechem, odpuszczając. Podziękowałam mu za to w myślach. – Gdyby nie to, może nie mielibyśmy okazji poznać się bliżej, także… trudno mi mieć o to pretensje do Thorne’a.
Pewnie zmieniłby zdanie, gdyby wiedział, co zaszło wtedy w łazience Lucasa, ale na szczęście nie wiedział. I tak powinno pozostać.
Aiden przyciągnął mnie do siebie, więc bez namysłu wyswobodziłam dłonie z jego uścisku i objęłam go za szyję. Jego pocałunek tym razem był powolny, leniwy, bo też tym razem nie byliśmy zdenerwowani ani nigdzie nie musieliśmy się spieszyć. Przesunęłam się na podłodze, żeby się do niego przytulić, i pomyślałam, że gdyby nie Joan na dole, to byłby idealny moment. Aiden objął mnie w pasie, a potem jedna z jego dłoni zawędrowała pod moją koszulkę, wtedy jednak zatrzymał się i na chwilę oderwał od moich ust, odsuwając się o cal.
– Mogę? – wyszeptał nieco zachrypniętym tonem głosu. Skinęłam głową.
– Możesz – potwierdziłam, po czym pochyliłam się, żeby go ponownie pocałować. Dłonie Aidena wślizgnęły się pod mój T–shirt, dotykając nagich pleców, a ja wygięłam się pod jego dotykiem w łuk, i to nie tylko dlatego, że miał zimne ręce. Gdy jedną z dłoni powoli przesunął w stronę mojego brzucha, jęknęłam mu prosto w usta.
A w ciszy, która zapadła w sypialni, bardzo wyraźnie usłyszałam głębokie, nieprzyjazne psie warczenie.
Odepchnęłam od siebie Aidena, w jednej chwili trzeźwiejąc. Aiden potrzebował dłuższej chwili, żeby wrócić do siebie i zrozumieć, co właściwie zrobiłam; dopiero po kilku sekundach zabrał ręce, a leżący grzecznie na kocach pies ucichł w tym samym momencie, zamiast warczenia zaczynając machać ogonem. Boże. Ten potwór był nienormalny.
– Czy on właśnie… Czy on na mnie warczał, bo cię dotknąłem? – zapytał Aiden z niedowierzaniem. Zachichotałam jak ostatnia idiotka.
– Na to wygląda – potwierdziłam z rozbawieniem. – Może jednak powinnam go zabrać do domu. Ojciec na pewno ucieszyłby się z psa, który broni mojej czci.
– A może ja jednak powinienem go wyrzucić – mruknął Aiden, wyraźnie niezadowolony. Zaśmiałam się, a widząc jego minę, nie mogłam się powstrzymać i dopadł mnie atak śmiechu, który kazał mi się najpierw zgiąć w pół, a później położyć na podłodze obok psa, trzymając się za brzuch i śmiejąc idiotycznie. Sama nie wiedziałam, co mnie napadło. – No co? Przestań się śmiać, to wcale nie jest zabawne!
Pies uważał inaczej, bo moje położenie się na parkiecie uznał za sygnał do zabawy i zaczął szturchać mnie pyskiem po twarzy, żebym się nim zainteresowała. Był naprawdę słodki i tylko szkoda, że Aiden myślał inaczej. Sądząc po jego minie, chciał tego psa natychmiast zabić.
– To jest bardzo zabawne – zaprzeczyłam, po czym wyciągnęłam w jego stronę rękę, żeby podniósł mnie do pozycji siedzącej. – A teraz chodź, pójdziemy rozwiesić ogłoszenia. Zabierzmy go może ze sobą, co? Na pewno będzie grzeczny, a może lepiej, żeby na razie nie zostawał sam w obcym domu. Joan jako jego opiekunki nie liczę.
Aiden się zgodził i po chwili zaczęliśmy się zbierać, ale widziałam, że i tak nie był zadowolony. Nic dziwnego, ja na jego miejscu też bym nie była.
W końcu przyjął pod swój dach psa, który prawdopodobnie miał w ramach mojej obrony bronić Aidenowi do mnie dostępu.

***

Nie rozmawiałam z Aidenem więcej o szkolnej zabawie; nie widziałam w tym sensu, skoro on i tak nie zamierzał się tam wybierać. W związku z tym ostatecznie umówiłam się z dziewczynami i w sobotę o godzinie osiemnastej byłam już właściwie gotowa do wyjścia i czekałam tylko na sygnał od Carrie, że dojechały już pod mój dom.
W szkole było kiepsko. Ludzie szeptali o mnie za plecami i śmiali się ze mnie w mojej obecności, choć nie słyszałam, z czego dokładnie. Trzeba było przyznać, że Carrie i Wyatt zachowali się w tej sytuacji bardzo w porządku, bo obydwoje stali przy mnie, chociaż równie dobrze mogliby się ode mnie odciąć. Raz nawet zdarzyło się, że jakiś chłopak zaczepił mnie na korytarzu, gadając jakieś bzdury o resztkach po Lucasie, ale Wyatt na szczęście szybko znalazł się na miejscu i go spacyfikował. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Wobec tych okoliczności naprawdę nie miałam ochoty iść na tę głupią zabawę. Wiedziałam, że to nie będzie dla mnie żadna zabawa, tylko mordęga, nie mogłam jednak zrezygnować, bo wtedy musiałabym się tłumaczyć ojcu, a nie miałam zamiaru mówić mu o filmiku Lucasa. Tak samo jak nie powiedziałam mu, co stało się na tamtej imprezie. Wcześniej myślałam, że chodziło tylko o ojca, ale prawda była taka, że po prostu nie chciałam robić z tego afery. Z tego samego powodu nie powiedziałam całej prawdy Aidenowi.
Obróciłam się ostatni raz przed lustrem, oglądając swoje odbicie, po czym chwyciłam torebkę i żakiet, po czym zeszłam na parter. Rolety w pokoju na wszelki wypadek zasłoniłam już wcześniej, bo wcale nie miałam ochoty oglądać siedzącego w swoim pokoju Aidena, podczas gdy ja wybierałam się na imprezę.
Tata czekał już na mnie na dole; wyraźnie zależało mu, żeby zobaczyć, jak wyglądałam. Nie powiem, to było miłe. Zwłaszcza że zrobiłam wszystko, by nie miał się do czego przyczepić: ciemnoniebieska, prosta, koronkowa sukienka nie miała dużego dekoltu i sięgała za kolano, szpilki miały nieduży obcas, a makijaż nałożyłam bardzo dyskretny. Włosy zostawiłam rozpuszczone, tak jak lubiłam, nawet ich nie prostowałam, bo po kąpieli końcówki trochę mi się pokręciły i właściwie wyglądało to całkiem uroczo. Na wierzch włożyłam tylko żakiet, bo chociaż wieczór na dworze był chłodny, nie planowałam tym razem długich spacerów po świeżym powietrzu; przez moment zastanawiałam się tylko, dla kogo właściwie tak się stroiłam, po czym wreszcie zeszłam na dół.
Tata też był ubrany porządnie, bo tuż po moim wyjściu wyjeżdżał do pracy i miał wrócić dopiero w niedzielę wieczorem. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i chwycił mnie za rękę.
– Wyglądasz ślicznie, Mads – powiedział bardzo poważnie. – Naprawdę. W tej chwili bardzo się cieszę, że pozwoliłem ci jednak jechać na tę imprezę. I dobrze, że kupiłem ci to.
Tata podał mi czarny pojemnik w formie sprayu, a ja odruchowo go przyjęłam.
– Co to jest?
– Gaz pieprzowy – wyjaśnił. – Tak na wszelki wypadek. Naprawdę ślicznie wyglądasz, kochanie, i nie chciałbym, żeby wykorzystał to jakiś chłopak w szkole.
Nie wytrzymałam; parsknęłam śmiechem, ale otworzyłam torebkę i schowałam do środka pojemnik. Rany, tata czasami bywał naprawdę zabawny.
– Tato, potrafię obronić się przed niechcianym adoratorem – zapewniłam go z rozbawieniem. – Poza tym to tylko szkolna zabawa. Nie dość, że będzie roiło się tam od nauczycieli, to w dodatku nie ma mowy o alkoholu. Na trzeźwo na pewno nikt nie ośmieliłby się zaatakować jakiejkolwiek dziewczyny.
Tata posłał mi powątpiewające spojrzenie i ja w tamtej chwili też straciłam moją pewność.
On wiedział.
Nie miałam pojęcia, skąd pojawiło się we mnie to przekonanie i dlaczego właściwie tak pomyślałam. Czułam to jednak samą sobą. Tata nie bez powodu dał mi ten gaz pieprzowy. Musiał widzieć filmik Lucasa i przez to pomyślał, że ktoś mógłby mnie na tej zabawie nagabywać. To nie mógł być przypadek.
Spoważniałam w jednej chwili, nie powiedziałam jednak ani słowa. Skoro on nie powiedział?
I dlaczego właściwie tego nie zrobił? Wcześniej z byle powodu mogłam spodziewać się awantury. Czemu więc nie teraz? Czemu zamiast tego ojciec uchylił mi szlaban i pozwolił iść na tę zabawę, skoro nie miał do mnie zaufania?
A może po prostu przesadzałam, a on tak naprawdę o niczym nie wiedział?
Moje rozmyślania przerwał na szczęście dźwięk klaksonu dobiegający od strony ulicy.
– To Carrie – powiedziałam niepotrzebnie, wskazując na drzwi. – Będę już… lecieć. Będziesz dzwonić?
– Może tym razem dam ci trochę spokoju? – Tata uśmiechnął się półgębkiem. – Tylko nie szalej tam za bardzo na tej zabawie. I wracaj do domu szybko.
– Jasne – mruknęłam, przewiesiłam sobie torebkę przez ramię i wreszcie wyszłam z domu, kierując się w stronę czekającego na podjeździe samochodu.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że ta jedna impreza wywróci moje życie do góry nogami.

16 komentarzy:

  1. AAAA! W takim momencie! Życzę weny i pisz szybko następny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, takie kończenie rozdziałów to ostatnio moja specjalność, zobaczymy, co powiecie po kolejnym xd dziękuję i całuję!

      Usuń
  2. Jej... Aiden zazdrosny, jakie to słodkie :D
    Jak na razie nie lubię Joan, ale mam wrażenie, że z biegiem czasu ujawni się coś, co zmieni moje nastawienie do niej. Jak na razie mogę ją określić jedynie słowem sucz.
    Pies broniący czujejś czci. Matko, mój ledwie umie siad i poproś...
    Przez chwilę wydawało mi się, że ojciec Mads wejdzie do jej pokoju, żeby jej poszukać czy coś i zobaczy ich, ale jednak nie...
    Tak jak Mads również wydaje mi się, że jej ojciec wie i to od nauczycielki angielskiego. Jak na razie nie odgrywa tu jakiejś większej roli, ale i tak (a poza tym jest w zakładce z bohaterami, więc musi mieć jakiś związek z wydarzeniami :D).
    Zapowiedź jest ciekawa... Lucas zrobi coś Mads? Pobiją się z Aidenem... Nie moge się doczekać :D
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, zdecydowanie źle wykreowałam postać Aidena. W końcu wszystko, co z nim związane, uważacie za słodkie XDD

      Może i tak, może nie. Zobaczymy, ale jeszcze bym z niej tak całkiem nie rezygnowała;)

      Oj no, on po prostu broni Mads xd

      To byłby ciekawy zwrot akcji;) ale mam inne plany związane z ojcem Maddie i Aidenem, zresztą wkrótce przekonacie się, jakie.

      Haha, w zasadzie to jest w zakładce, bo zakładałam, że będzie pojawiać się częściej, ale jakoś mi nie wyszło xd ale zobaczymy, spróbuję jej obecność tam jeszcze jakoś usprawiedliwić^^ a co do ojca Maddie - no tak mi się też wydaje, że jego zachowanie byłoby zbyt podejrzane, by nie było po temu żadnych podstaw... ;p

      No, już niedługo:)

      Całuję!

      Usuń
  3. Czytam Czyste Sumienie od jakiegoś czasu, ale jakoś nie miałam czasu, żeby zaobserwować i skomentować.
    Po pierwsze, bardzo mi się podoba szablon, po drugie - tekst.
    No i Aiden, lubię go bardzo, bardzo. :)
    Nie wiem, co sądzić o Carrie, ale Wyatt jest super, bardzo go lubię.
    Ubolewam trochę, że rozdziały co dwa tygodnie, no ale nie narzekam, bo to i tak często!
    Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz:)

      Cieszę się, że zarówno szata graficzna, jak i treść Ci się podobają. Aiden jest tutaj ulubieńcem wszystkich;)

      Wyatt jest po prostu dobrym przyjacielem, a Carrie, cóż... jej charakter pozostawia troszkę do życzenia;)

      Staram się pisać jak najwięcej, ale nie chcę też pisać na siłę, dlatego częściej, niestety, raczej nie będzie:)

      Dziękuję i całuję!

      Usuń
  4. Podziwiam Maddie, że miała odwagę powiedzieć taką prawdę w oczy kobiety, którą dopiero co poznała. Nie jest to kompletnie w moim stylu, dlatego czuję do niej ogromny szacunek. Nie słodzi, nie jest hipokrytką, nie stara się nikomu przypodobać. Słusznie. No i może otworzyła Joan oczy, bo to babsko ślepe jest jak kret.
    Uśmiałam się z wyczynów psiaka, Aiden chyba sobie nie przemyślał, jakie będą konsekwencje przygarnięcia pupila pod dach, ale coś czuje, że i tak by go nie wyrzucił. Aiden ma za dobre serducho. A było tak blisko... chociaż nie! Oni by tego nie zrobili z Joan pod jednym dachem, nie, nie!
    I pozytywnie zaskoczył mnie tata Madison. Pierwszy raz naprawdę widzę u niego przebłyski rodzicielskiej mądrości. Nie gubienia się w co rusz stawianych szlabanach, by raptownie zezwolić córce na randkę z Lucasem. Nie, teraz to zachował się naprawdę rozważnie. Jeżeli naprawdę widział ten filmik, to może go ruszyło, że pozwolił Maddie na randkę z facetem, który jest dupkiem i zrozumiał, że jego osądy też nie są zawsze właściwe? To by wiele wyjaśniało. W każdym razie, aż się boje tej imprezy! Nie wiem, co dla nas szykujesz, ale oby to nie była Apokalipska z Lucasem w roli głównej! Tego drania to ja bym wybebeszyła flakami na wierzch!
    Dobra, już milczę, bo jeszcze wyjdę na psychopatkę :P
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę przeholowała... Ostatecznie była w jej domu. Ale myślę, że biorąc pod uwagę to wszystko, co usłyszała od Aidena i co o nim wie, była usprawiedliwiona. Ja sama nie wiem, jak zachowałabym się w takiej sytuacji, także osądzać jej nie będę;)

      Haha, przede wszystkim nie wyrzuciłby go dlatego, że to Maddie go poprosiła o przygarnięcie psiaka xd ale spokojnie, pies jeszcze się do niego przekona, tylko potrzebuje trochę czasu. Ale myślę, że znajdą się jeszcze inne okazje ;P

      Co do taty, to się wkrótce wyjaśni, na pewno sam na takie nagłe pokłady rodzicielskiego rozsądku nie wpadł, ale i jemu pewnie coś zaświtało, zresztą przekonamy się z czasem;) a co do imprezy... Spokojnie, na imprezie nie będzie tak źle. Gorzej z jej konsekwencjami ;>

      Nie no, spokojnie^^
      Całuję! ;*

      Usuń
  5. Łał, dobry tata, mógł kupić jakiś wisiorek albo kolczyki, a zamiast tego wręcz córce gaz pieprzowy. :P Nie powiem, zabawne to jest, chociaż teraz strasznie ciekawi mnie, czy Maddie miała rację z tym, że jej tata wie o filmiku.
    A Aiden zły na psa, który nie pozwala mu całować Maddie, jest co najmniej rozbrajający. Toż to tylko pies, właściciel albo się wkrótce znajdzie, albo Aiden tak psa wytresuje, żeby nie warczał, ot. :P
    Pozdrawiam cieplutko i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiadomo, przewidujący tata XD a, tego to nie wiem;)

      Oj no, tak wyszło, bo akurat im przerwał XD pies potrzebuje czasu, bo póki co ufa tylko osobie, która go znalazła, czyli Maddie - Aiden jeszcze musi zaskarbić sobie jego sympatię;)

      Całuję!

      Usuń
  6. No wiesz co.. Te imprezy ogolnie maja ciekawy przebieg,wiec cóż takiego stanie sie na tej,ze zmieni życie Mads?przeciez aidena chyba na niej nie bedzie? Wtf?? I co tak naprawde odwaliło jej ojcu,nie kapujetego zachowania. Co do joan wydaje sie byc mniej dojrzała niz Mafs, wiec jej nie popieram... Nie w tym wieku. Pies jest uroczy,ale przewrażliwiony, powinien zaufać aidenowi xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to fakt, że żadna impreza Mads nie przebiegła jeszcze normalnie XD oj no... Zobaczymy;) a co do ojca... To się jeszcze wyjaśni, spokojnie. Joan taki już ma charakter i raczej nic się na to nie poradzi, a pies... Pies potrzebuje czasu:)

      Usuń
  7. ostatnie zdanie odrobinę mnie zaniepkoiło, bo jeżeli mowa o wywróceniu życia do góry nogami, to w przypadku Mads musi to być jakaś 'bomba'. wystraszyłaś mnie nie na żarty i nie mogę już się doczekać kolejnego rozdziału. powinno zakazać się takich zakończeń :P
    co do samego rozdziału: Aiden jest cudowny <3
    Joan to bardzo dziwna kobieta; myślę, że słowa Mads jak szybko się pojawiły tak samo zniknęły. Smutne jest to, że ostatnia osoba z najbliższej mu rodziny, tak po prostu lekceważy całe jego życie. Moze raz na jakis czas cos jej zaświta, ale jak widać, nawet i to w najmniej odpowiednim momencie.
    Naprawdę cieszę się, że Aiden ma Mads i mam nadzieję, że w tej kwestii nic sie nie zmieni.
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to mam złe wieści, w następnym rozdziale jeszcze się nie wyjaśni, dlaczego ta impreza będzie taka ważna - raczej za dwa, a w pełni za trzy. Ale myślę, że warto czekać XD

      Cieszę się:)

      Też tak myślę, Joan po prostu wszystko ma... no. Może coś tam jeszcze przemyśli, ale sądzę, że to i tak byłoby już za późno.

      Nooo... tego obiecać nie mogę ;>

      Całuję!

      Usuń
  8. Elle! Rozumiem, że nie tolerujesz spamu etc i ba, wiem nawet, jaki to ból, kiedy cyferki pod rozdziałem wzrastają, a to tylko jakieś głupie gimbusy (np. ja) zawracają głowę... no ale muszę! GG nie używasz, maila nie posiadam - jak się mogę z Tobą skontaktować? :D

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.