21 lutego 2016

35. Powtórka z przeszłości

Catch me if you can
I just got my head down
And I'm a little bit scared tonight
I need to run just far enough
So I can smile again, smile again
Take my by the hand
But don't you get too close now
Cause I'm a little bit scared of life
I need someone to try and bring
Me back to innocence

Harper zaczęła rozmowę niemalże natychmiast, gdy tylko wyjechałyśmy. Nie dziwiłam się specjalnie. W końcu z tego, co mówiła Carrie, wynikało, że ostatnie dni Harper spędziła zamknięta we własnym pokoju. Na pewno nie miała nawet do kogo ust otworzyć.
Chyba jednak nie spodziewałam się tego, co od niej usłyszałam.
– Wiedziałam, że będziemy mieć przez ciebie kłopoty, Monroe, od kiedy tylko pierwszy raz cię zobaczyłam – mruknęła, z impetem wyjeżdżając na drogę. Odruchowo zapięłam pasy, po czym chwyciłam się uchwytu na drzwiach. Wyłącznie na wszelki wypadek, bo Harper mimo wszystko prowadziła pewnie, nawet jeśli trochę za szybko. – Było w tobie coś takiego… Sama nie wiem. Po prostu to czułam.
– Nie bardzo wiem, co masz na myśli, Harper – odparłam nieco cierpko. – To nie przeze mnie zginął Lucas. Jasne, przez jakiś czas tak myślałam, ale przecież obydwie wiemy, że tamta bójka w szkole z Aidenem to był tylko zbieg okoliczności. Lucas zginął przez ciebie.
Może to i było bezduszne, co mówiłam, ale nie zamierzałam dłużej grać ofiary. Musiałam z tym skończyć. Z tym wszystkim, co zaczęłam, przyjeżdżając do Elizabethtown. Z bezradnością, z bezwolnym godzeniem się na wszystko, co działo się obok mnie, z oszczędzaniem innym prawdy, która mogła boleć.
Może i nie mogłam skończyć ze sposobem, w jaki ludzie w mieście odnosili się do Aidena, jasne. Ale za to mogłam się wreszcie jawnie temu przeciwstawić. Zaprotestować, zamiast kłaść uszy po sobie. Pewnie, już wcześniej próbowałam, ze zmiennym szczęściem. Ale tak po prostu nie mogło dłużej być.
Musiałam wreszcie wszystko wyprostować.
– To twoja wina, że musiał – mruknęła Harper, z piskiem opon skręcając w kolejną ulicę. – Gdybyś tu nie przyjechała, nigdy nie zacząłby się za tobą oglądać.
– Na pewno obejrzałby się za inną – prychnęłam, bo w to akurat nie wątpiłam. Harper posłała mi wkurzone spojrzenie; w oczach miała łzy.
– Może i tak, i co z tego? Z inną na pewno nie byłoby tego kretyńskiego dramatu, co z tobą! Poderwałby jakąś panienkę, przespał się z nią, a potem wrócił do mnie, jak powinien był to zrobić. Ale nie, ty musiałaś grać trudną i niedostępną, i wszystko niepotrzebnie skomplikować! Po co właściwie to robiłaś, co? Specjalnie, żeby mnie zdenerwować? Gdybyś od razu dała Lucasowi, czego od ciebie chciał, nie zacząłby za tobą łazić i nie miałby na twoim punkcie tej niezrozumiałej obsesji. Wróciłby do mnie! Dlaczego nie mogłaś go po prostu zostawić w świętym spokoju?!
Ona jednak była nienormalna. Resztki mojego współczucia wyparowały właśnie po tych jej słowach.
– Harper, czy ty masz nierówno pod sufitem? – zapytałam wobec tego bezlitośnie. – Naprawdę próbujesz zrzucić na mnie winę za coś, co stało się przez ciebie? Nic nie poradzę na to, że Lucas się za mną oglądał, i na pewno nie zamierzałam przespać się z nim dla waszego świętego spokoju, bo to wręcz niedorzeczne. I nie z mojego powodu Wyatt pojechał tamtej nocy nad Lewis Lake. To twoja wina. To ty nie potrafiłaś odczepić się od Lucasa, a Wyatt doskonale to widział. Jasne, ostatecznie to on zabił Lucasa, nie ty. Ale gdybyś zachowywała się jak normalny człowiek, a nie jak nawiedzona stalkerka, nic z tego pewnie by się nie wydarzyło.
Znowu miałam wyrzuty sumienia, ale szybko mi przeszły. Właściwie wtedy, kiedy Harper przyspieszyła, wbijając wzrok w drogę przed sobą. Na szczęście nadal znajdowałyśmy się poza centrum i było na niej raczej pusto.
– Nie, to jednak twoja wina – wycedziła po chwili przez zęby, jakby bardzo się starała, żeby nie wybuchnąć. – To przez ciebie Montgomery też pojechał nad jezioro. Gdyby nie zobaczył wtedy Priusa Wyatta, nic by się nie wydało.
Naprawdę, Harper była mistrzynią w zrzucaniu winy na innych. Coraz bardziej mnie denerwowała i zupełnie przestawałam rozumieć, dlaczego właściwie zgodziłam się wsiąść z nią do samochodu. Obiecałam sobie solennie, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu, wątpiłam jednak, żebym mogła dotrzymać tej obietnicy. Cóż, widocznie miałam charakter nieuleczalnej naprawiaczki innych.
– Naprawdę tylko o tym myślisz? Że nic by się nie wydało? – zapytałam z niedowierzaniem. – Nie żałujesz samego faktu, że Lucas nie żyje, a raczej tego, że złapano Wyatta? Czy co, gdyby nie znaleźli winnego, wszystko byłoby w porządku, tak?!
– Oczywiście, że nie! – wybuchła wreszcie, a łzy popłynęły jej po policzkach. Sama w to nie wierzyłam: autentycznie widziałam, jak Harper płakała. Miałam wrażenie, że to było bardzo rzadkie wydarzenie. – Lucas nie żyje, do cholery, nic nie jest w porządku! On nie powinien był zginąć. Wszystko poszło nie tak!
Chciałam już coś odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się wstrzymałam. Zamknęłam usta i dałam sobie chwilę na zastanowienie się. Zmarszczyłam brwi.
Rozpacz Harper wyglądała na szczerą, jasne. Z pewnością zależało jej na Lucasie. Ale coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Coś, co zrobiła? Jak się zachowała? Jakiego tonu użyła?
Nie, to nie to. Chodziło o to, co powiedziała. Po chwili dopiero zaskoczyłam, co mi się w tym nie zgadzało.
Nagła świadomość zmroziła mnie całą. Chociaż bardzo chciałam milczeć, nie wytrzymałam; kolejne słowa same się ze mnie wydostały.
– Nie mówiłam ci, że Aiden zobaczył samochód Wyatta, Harper.
Przez kilka moich przyspieszonych uderzeń serca w samochodzie panowała cisza. Nie mogłam więc powiedzieć, że Harper zareagowała odruchowo. To, co odpowiedziała, było raczej przemyślane.
– Naprawdę nie? – zdziwiła się. – Nie wiem… Może Wyatt mówił mi o tym, kiedy zadzwonił? Przecież z sufitu tego nie wzięłam.
Nie, oczywiście, że nie. Nie podejrzewałam Harper o kontakty z miejscowymi medium.
– Powiedziałaś, że nie miałaś z nim o czym rozmawiać. Jakim więc cudem zdążył ci o tym powiedzieć, Harper? Skąd wiedziałaś, że Wyatt pojechał nad jezioro Priusem?
– No a czym miał jechać? Hulajnogą?! – zdenerwowała się, grzbietem dłoni ocierając łzy. – Przecież to oczywiste, że wziął Priusa.
– Jak i to, że to zeznanie Aidena mogło go obciążyć? – dodałam bezlitośnie. – Że widział Priusa nad jeziorem? Nie mogłaś tego wiedzieć, Harper. Oczywiście, o ile sama tam nie byłaś i nie dostrzegłaś chevroleta Aidena, gdy podjeżdżałaś na miejsce.
Wiedziałam, że strzeliłam w dziesiątkę, jeszcze zanim mi odpowiedziała. Spłoszone spojrzenie, które mi rzuciła, powiedziało na ten temat wszystko. Poczułam się w tamtej chwili tak, jakby ostatni element układanki wskoczył wreszcie na swoje miejsce. Czułam przecież, że Wyatt nie mógł być mordercą.
Wyatt miał dobry charakter. I kochał Harper. Mógł się więc za to dla niej podłożyć.
Chociaż to było idiotyczne. Nie widziałam w Harper jednego powodu, dla którego ktokolwiek miałby robić coś podobnego.
Cóż, widocznie niewiele jeszcze wiedziałam o miłości.
– To nie Wyatt zabił Lucasa, prawda, Harper? – podjęłam więc, zanim zdążyłam się powstrzymać. – On tylko pojechał z tobą nad Lewis Lake. To ty…
Urwałam, przypomniawszy sobie reakcję Wyatta, gdy powiedziałam mu o słowach Aidena. Pytał, skąd przyszło mi do głowy, że był nad jeziorem. I czy byłam pewna, że to nie Aiden zabił Lucasa. Wyatt nie brzmiał wtedy jak morderca, który próbował jedynie wybadać, ile wiedziałam. Nie brzmiał też jak ktoś, kto od początku wiedział, co się wydarzyło.
Nie, Wyatt nie byłby do tego zdolny i nie rozumiałam, dlaczego nie pojęłam tego od samego początku. Wyatt był uczciwy. Nie ukrywałby czegoś takiego przez tyle czasu, co najwyżej od początku poszedłby na policję, a nie dopiero po moim telefonie.
– Wyatta nie było z tobą nad Lewis Lake, prawda? – dokończyłam więc, nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Harper. Słyszałam tylko, jak pociągała nosem. Naprawdę doprowadziłam ją do płaczu. – Pojechałaś sama. Wzięłaś jego auto i po prostu tam pojechałaś, prawda? Do diabła, Harper, chociaż raz przestań kłamać!
– Tak, okej?! – wydarła się, chyba w końcu wyprowadzona z równowagi moimi słowami. Autem zarzuciło mocno w prawo, aż prawe koła zahaczyły o krawężnik. Wstrzymałam oddech i mocniej chwyciłam się fotela. – Pojechałam tam sama! Wyatt widział, co się ze mną działo tego wieczora, więc zaproponował, żebym przenocowała u niego. Nie chciałam, ale… miałam nadzieję, że przestanę dzięki temu myśleć o Lucasie. Ale wiesz co? Nie przestałam! Nie wiedziałam, kogo bardziej chciałam skrzywdzić, jego czy ciebie! Więc owszem, wymknęłam się z domu, zabrałam auto Wyatta i pojechałam nad jezioro. Chciałam z nim tylko porozmawiać!
– I co takiego usłyszałaś, że się zdenerwowałaś? – podjęłam spokojnie, chociaż już wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł. Należało zaczekać z tą rozmową, aż dojedziemy na miejsce. Z drugiej strony zdawałam sobie jednak sprawę, że wtedy Harper miałaby możliwość ucieczki, z której zapewne by skorzystała. – Lucas na pewno powiedział ci coś, co ci się nie spodobało, skoro go zabiłaś, prawda, Harper?
– To był wypadek! – załkała, znowu ocierając łzy z twarzy. – Pieprzony wypadek, nie chciałam zrobić mu krzywdy! To znaczy… chciałam, jasne, ale nie chciałam go zabić! Śmiał się ze mnie. Mówił, że skończył ze mną dawno temu i że to żałosne, że tego nie widzę. Że wyobrażam sobie coś, czego nie ma. Ale ja niczego sobie nie wyobrażałam! Wiedziałam, co czuję, i że on też by to znowu poczuł, gdyby tylko trochę się postarał! Ale on… on tylko się śmiał. Więc go uderzyłam. Nawet się nie bronił, chyba go to bawiło. Aż popchnęłam go tak mocno, że się przewrócił. Nie wiedziałam… nie miałam pojęcia, że aż tak rozwali głowę…
Odwróciłam głowę, by zobaczyć przemykające za boczą szybą drzewa. Nie wydawało mi się, Harper jechała coraz szybciej. Mimo woli poczułam serce podchodzące mi do gardła. Tym razem jednak wiedziałam, że mój niepokój nie był nieracjonalny.
– Zatrzymaj się, proszę, Harper – powiedziałam więc, starając się uspokoić ją tonem głosu. – Porozmawiajmy spokojnie. Rozumiem, przez co przechodzisz, ale…
– Co ty możesz rozumieć? Nic! – przerwała mi i po wyciu silnika domyśliłam się, że zamiast stanąć, jeszcze przyspieszyła. Wolałam już nie patrzeć za okno, wystarczyła mi uciekająca spod kół szosa. – Zabiłam go! Kochałam go, rozumiesz? I go zabiłam! To przeze mnie Lucas nie żyje! Jak możesz rozumieć coś takiego?!
– Nadal obwiniam się o śmierć mamy – wydusiłam z siebie, chociaż wcale nie chciałam jej tego mówić. – Zginęła w wypadku samochodowym, gdy odwoziła mnie do domu, a ja przeżyłam. Uwierz mi, wiem, co to znaczy stracić bliską osobę i mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale w ten sposób niczego nie naprawisz, Harper. Musisz powiedzieć prawdę na policji. Pozwolić im wypuścić Wyatta. Przekonać ich, że to był wypadek, wszystkie policyjne analizy to potwierdzą. Nie dostaniesz surowego wyroku.
– Wyroku?! Czyś ty całkiem oszalała?! – wydarła się na mnie w odpowiedzi. – Mam osiemnaście lat, do diabła! Nie mogę iść do więzienia!
– A Wyatt może?
– Wyatt sam podjął taką decyzję. Nie musiał zgłaszać się za mnie na policję – odparła z determinacją, która mnie trochę zaniepokoiła. – Nikt nie kazał mu tego robić, rozumiesz? A już na pewno nie ja! A ty… Jeśli powiesz cokolwiek na policji, wyprę się wszystkiego. Nic mi nie udowodnicie, zwłaszcza że zeznania Wyatta świadczą na moją korzyść.
Rany, ta dziewczyna jednak była nienormalna. Żałowałam, że w ogóle wsiadłam z nią do samochodu. Chociaż, z drugiej strony, czy gdybym tego nie zrobiła, w ogóle poznałabym prawdę?
– Zatrzymaj się, proszę – powtórzyłam spokojnie. Harper roześmiała się bez wesołości.
– Po co? Przecież jedziemy porozmawiać z Wyattem!
– Jeśli nie zamierzasz policji prawdy, to całkowicie nie ma to sensu – zaprotestowałam, nadal nie podnosząc głosu. Chociaż z trudem już nad nim panowałam. – Myślisz, że będziesz mogła z tym żyć, Harper? Ze świadomością, że zginął przez ciebie chłopak, a drugi poszedł przez ciebie do więzienia? Naprawdę będziesz w stanie o tym zapomnieć i żyć normalnie, jakby nigdy nic się nie stało? Ja nie byłam winna temu, co stało się mojej mamie, a nadal nie mogę o tym zapomnieć. Rozumiem, że musisz czuć się o wiele gorzej ode mnie.
– Nie masz pojęcia! – Łez było coraz więcej, Harper płakała coraz gwałtowniej, co na pewno nie polepszało jej widoczności. Musiałam ją zmusić, żeby się zatrzymała, zanim zabije nas obydwie. – Nie masz pojęcia, jak się czuję, nie możesz! To  jest… Jakby coś zżerało mnie od środka. Jakbym pogrążała się coraz bardziej i nie była już w stanie wrócić do normalnego życia. Potrafisz to zrozumieć, Monroe?! Bardzo wątpię!
– Dlatego musisz zgłosić się na policję – powtórzyłam uparcie. – Powiedzieć prawdę. Pomóc uwolnić Wyatta. Tylko to może sprawić, że poczujesz się lepiej.
– Nie chcę… Nie mogę iść do więzienia – chlipnęła. – I mylisz się. Nie zasługuję na to, żeby poczuć się lepiej. Na nic nie zasługuję. Ty nie zabiłaś swojej mamy, Maddie. Ja… ja go zabiłam. Chciałam czy nie, ale to zrobiłam. Nie zasługuję na okoliczności łagodzące. Na nic nie zasługuję, rozumiesz?
– Harper, proszę. – Wyciągnęłam w jej stronę rękę, ale bałam się jej dotknąć, bo nie wiedziałam, jak zareaguje. Nie chciałam jej jeszcze bardziej spłoszyć. – Rozumiem, że to teraz wydaje się straszne. Że obwiniasz się o wszystko. Ale proszę, pozwól sobie pomóc. Masz tylko osiemnaście lat. Musisz poddać się karze, jaką wyznaczy ci sąd, a potem zacząć wszystko od nowa. Masz na to czas. Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży, a kiedyś spojrzysz na to wszystko z perspektywy czasu i uznasz, że…
– Ze co? – przerwała mi. – Że to nic takiego? Zabiłam człowieka. Jak kiedykolwiek mogłabym tak pomyśleć?!
Nie mogła, to oczywiste. Czas nie mógł wymazać tego z jej pamięci. Ale to nie oznaczało, że Harper już zawsze miała się tak czuć.
– Nabierzesz do tego dystansu i to kiedyś przestanie tak boleć – odparłam łagodnie. – Zobaczysz. Obiecuję.
To była obietnica bez pokrycia, jasne. Ale miałam nadzieję, że da Harper choć odrobinę nadziei i zmusi do zatrzymania samochodu. Tylko o tym potrafiłam myśleć w tamtej chwili.
Jak się jednak szybko okazało, moje obietnice nic dla niej nie znaczyły.
– Nie zachowuj się, jakbyś była o tyle lat ode mnie starsza i mądrzejsza – warknęła, gdy samochód niebezpiecznie zbliżył się w stronę pobocza po drugiej stronie szosy. Gdyby w tamtej chwili jakieś auto nadjechało z przeciwka, zderzylibyśmy się czołowo jak nic. – Nie jesteś i nie masz o tym pojęcia! I to wszystko twoja wina, że to się stało. Gdyby cię tu nie było… odzyskałabym Lucasa i wszystko byłoby w porządku. To wszystko twoja wina, Monroe!
– Przestań w końcu zrzucać winę na innych, Harper! – Nie wytrzymałam. Podniosłam w końcu głos. – Nikt nie kazał ci jechać nad Lewis Lake. Nikt nie kazał ci rzucać się z pięściami na Lucasa! To tylko zbieg nieszczęśliwych wypadków, nic więcej! Nie jestem niczemu winna i ty też nie jesteś, to był tylko głupi wypadek! A teraz weź się w garść i powiedz prawdę policji, zanim na dobre zamkną Wyatta za coś, czego nie zrobił!
Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, jeszcze zanim skończyłam mówić. Nie powinnam była się unosić, nie powinnam była jeszcze bardziej jej denerwować. Nie potrafiłam zachować spokoju, gdy mówiła takie rzeczy, i to było moje jedyne przewinienie. Niestety, tym razem to wystarczyło.
Harper spojrzała na mnie ze złością, widoczną nawet przez łzy, którymi miała zaszklone oczy, po czym przycisnęła jeszcze pedał gazu. Toyota Harper odpowiedziała wyciem silnika, a mnie znowu serce podeszło do gardła. Mało się nim nie udławiłam.
– Błagam, Harper, zwolnij – wyjąkałam, kiedy już byłam w stanie. Harper znowu spojrzała na mnie znad kierownicy.
– Nie sądzę, Maddie – odpowiedziała całkiem spokojnie. – Zobaczmy, co tym razem zadecyduje za nas przypadek.
– Harper, na litość boską, zabijesz nas! – W tamtej chwili naprawdę się już tego bałam. W spokoju, który nagle opanował Harper, było coś niepokojącego. Coś dziwnego, nienaturalnego. Coś, czego nie powinno tam być.
Roześmiała się. Nie było w tym wesołości i może dlatego całą mnie zmroziło.
– Więc może tak powinno być. Przekonajmy się, dobrze?
– Zatrzymaj się! Zatrzymaj się, Harper!
Wydarłam się, aż rozbolało mnie gardło, gdy Harper gwałtownie skosiła zakręt i wyjechała z niego praktycznie na lewym pasie. Zamknęłam oczy, sparaliżowana strachem, ale zdążyłam jeszcze usłyszeć pisk hamulców. Nie naszych.
Na sekundę, może dwie, przeniosłam się z samochodu Harper gdzieś w całkiem inne miejsce, w całkiem innym czasie – znowu widziałam omiatające nas światło reflektorów tamtego samochodu, znowu słyszałam krzyk mamy i zgrzyt rozdzieranego metalu. Znowu słyszałam pisk opon, huk, gdy nasze auto wypadło z drogi prosto na pełne drzew pobocze. Przez moment znowu byłam w samochodzie z mamą, a strach i przekonanie, że zaraz zginę, znowu pozbawiały mnie tchu.
A potem wróciłam do rzeczywistości, by przekonać się, że niewiele różniła się ona od wspomnień.
Tylko nie było w niej mamy.
Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund. Harper skręciła kierownicą, ale samochód zaczął się ślizgać po jezdni i niewiele już mogła z nim zrobić. Auto z naprzeciwka wpadło w nas z impetem, poczułam uderzenie, które wycisnęło ze mnie powietrze; wystrzeliła poduszka powietrzna, krzyknęłam, gdy pasy bezpieczeństwa boleśnie wbiły się w moje żebra. A potem znowu to przedziwne uczucie nieważkości, gdy samochód Harper wyleciał z drogi.
Krzyczałam, i krzyczała Harper obok mnie. Wystarczyła sekunda, żebym zrozumiała, że ona wcale tego nie chciała, naprawdę nie sądziła, żeby faktycznie mogło dojść do wypadku. Nieważne. Zawróciło mi się w głowie, na moment zawładnęło mną to dziwne uczucie, jakby żadna z moich kończyn nie należała do mnie; kolejne uderzenie przyszło po jeszcze jednej sekundzie swobodnego spadania, znowu usłyszałam ten okropny dźwięk rozrywanego metalu, dziki pisk wdzierający się w uszy; uderzyłam głową mocno, w coś, zapewne w boczną szybę.
Potem zapadła ciemność.

***

Obudził mnie ból.
To głowa łupała tak bardzo, że przez moment nie mogłam złapać ostrości i zorientować się, gdzie się znajdowałam. Przez moment wszystko przed oczami było rozmazane, niewyraźne, tylko biel, dużo bieli, jakiś poruszający się nade mną kształt… Czyjś głos.
Znajomy głos.
– Mads, słyszysz mnie? Obudziła się!
To okropne uczucie déjà vu. Co się stało? Jechałam samochodem z mamą? Miałyśmy wypadek. Spróbowałam zmarszczyć brwi, ale to też bolało. Nie, nie z mamą. Z kimś innym.
– Maddie, kochanie! Jak się czujesz?
Ktoś wziął mnie za rękę. Spróbowałam zogniskować wzrok na wysokiej postaci, która właśnie weszła do pomieszczenia. Lekarz. Ruchy miał flegmatyczne, powolne, spokojne. Zupełnie jak wtedy. Ale to chyba był inny lekarz. Nie rozpoznawałam twarzy, chociaż nadal nieco rozmywała mi się przed oczami. Ale to chyba nie był ten sam człowiek.
Ten, który powiedział mi, żebym zapytała o mamę ojca. Nie, to zdecydowanie nie był on.
Bo przecież nie jechałam z mamą. Mama nie żyła od ponad pół roku. I to nie było Austin.
Gdzie ja właściwie byłam?
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, i dopiero wtedy odkryłam, że bolało mnie gardło. Zupełnie jakbym całkiem je zdarła. Albo jakbym wcześniej była zaintubowana. Poza tym ta suchość w ustach. Jak długo byłam nieprzytomna?
– Harper…
To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Przez sekundę nie wiedziałam, dlaczego. Potem pod czaszką eksplodował oślepiający ból, a wraz z nim wróciły wszystkie wspomnienia.
Harper zabiła Lucasa, a potem praktycznie spowodowała wypadek. Nie miałyśmy żadnych szans.
– Z Harper wszystko w porządku, jest tutaj, w sali obok – usłyszałam znowu ten znajomy głos. Tata. To był głos taty. – Czy ty ciągle musisz mi robić coś takiego? Kolejny wypadek, Maddie, naprawdę? Chcesz, żebym całkiem przez ciebie osiwiał?
Ton jego głosu był dziwny. Wesoły, ale tylko na pokaz. Tata chyba chciał rozbawieniem pokryć inne uczucia – ulgę, że się obudziłam. Niepokój, czy wszystko ze mną było w porządku. Strach. Słyszałam to wszystko, chociaż bardzo starał się to ukryć pod kiepskim żartem.
Ktoś zaświecił mi czymś jaskrawym po oczach. Auuu. Potem twarz lekarza przybliżyła się do mojej. Oglądał mnie uważnie, chociaż nie wiedziałam, co chciał we mnie zobaczyć. Kiedy odsunął się, by dla odmiany spojrzeć na monitory jakiejś maszyny obok mnie, poczułam ulgę. Wzrokiem poszukałam taty, chociaż każdy ruch gałek ocznych przyprawiał mnie o ból.
– Jak się czujesz, Maddison? – usłyszałam obcy głos, zapewne należący do lekarza.
A jak mogłam się czuć? Przecież brałam udział w pieprzonym wypadku samochodowym!
– Dobrze – odparłam z trudem, cicho, bo z każdym słowem gardło bolało bardziej. – Głowa mnie boli. Bardzo. I gardło.
– Damy zaraz coś przeciwbólowego – obiecał lekarz, a potem sobie poszedł.
Z trudem ścisnęłam dłoń, która cały czas trzymała moją. Kiedy wzrok wreszcie mi się wyostrzył, stwierdziłam, że tata był nieogolony. Wyglądałby przez to dziwnie surowo, gdyby nie fakt, że miał w oczach łzy.
O rany. Doprowadziłam własnego ojca do łez. To była nowość. Nie płakał nawet przy moim poprzednim wypadku, a przecież wtedy zginęła mama.
– Nigdy więcej czegoś takiego nie rób, jasne? – powiedział szorstko, ale wyraz jego twarzy zupełnie nie pasował do tego tonu. – Nie możesz. Nie pozwalam ci, Mads, słyszysz? Tylko ty mi zostałaś, przecież wiesz o tym.
– Przepraszam – wychrypiałam z trudem. – Musiałam. Harper… To ona…
– Wszystko wiemy – przerwał mi, widząc najwyraźniej, ile trudu kosztowało mnie mówienie. – Harper przyznała się do wszystkiego, gdy tylko ją przywieźli. Niedługo zwolnią Wyatta z aresztu. Widzisz? Miałaś rację, uważając, że nie byłby zdolny do czegoś takiego.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, usłyszałam pospieszne kroki. Odruchowo spojrzałam w prawo, w stronę wejścia do sali, w którym stał Aiden. Miał podkrążone oczy i bladą twarz, zupełnie jak tata. Nie miałam pojęcia, ile czasu byłam nieprzytomna, ale miałam wrażenie, że żaden z nich przez ten czas nie opuścił szpitala.
Poczułam wyrzuty sumienia. Nie napędziłabym im takiego stracha, gdybym nie wsiadła do auta z Harper. To była moja wina.
– Wszystko w porządku – usłyszałam znowu głos taty, ale tym razem nie mówił do mnie, tylko do Aidena. – Dam wam chwilę.
Puścił moją rękę i podniósł się z krzesła, robiąc miejsce dla Aidena. Nie zwróciłam nawet uwagi, czy wyszedł z sali, za bardzo skupiłam się na ciemnowłosym chłopaku, który zbliżył się do mojego łóżka, by następnie przy nim kucnąć, zamiast usiąść na krześle. W czekoladowych oczach Aidena widziałam ulgę i czułość.
– Napędziłaś nam niezłego stracha – zaśmiał się. – Kiedy dowiedziałem się, że jesteś w szpitalu… Rany, Mads, po prostu zadzwoń do mnie następnym razem, gdy postanowisz bawić się w detektywa, dobrze?
– Dobrze – odpowiedziałam tylko, z trudem, i to nie wyłącznie przez ból. Gardło miałam ściśnięte, czułam w nim łzy i tak bardzo się cieszyłam, że go widziałam. Że obudziłam się w szpitalu. – Następnym razem zadzwonię.
– A jeśli nie będziesz chciała bawić się w detektywa, też możesz dzwonić – dodał, wyciągając rękę, by pogłaskać mnie po policzku. – I przychodzić. Bo chciałbym… Chciałbym już nigdy więcej nie spuszczać cię z oczu, wiesz?
Warto było przeżyć wypadek i czuć ostre pulsowanie w głowie, by usłyszeć coś takiego. Uśmiechnęłam się z trudem.
– A wiesz, dlaczego? – Potrząsnęłabym głową, gdybym mogła, ale nie mogłam; na szczęście Aiden nie czekał na moją odpowiedź. – Bo teraz jestem już pewien. Kocham cię, Maddie.
Tym razem uśmiech przyszedł mi dużo łatwiej. Endorfiny z pewnością działały przeciwbólowo, prawda?
– To dobrze – powtórzyłam po tym, co usłyszałam od niego ostatnim razem. – Bo ja też cię kocham.

14 komentarzy:

  1. Chyba muszę się pośpieszyć z nadrabianiem, bo jestem tutaj chyba ze 3 rozdziały w plecy XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to niewiele tracisz xd

      Usuń
    2. Chociaż z jednym Twoim blogiem mogłabym być na bieżąco :P Ale to też jakaś motywacja dla mnie, żeby się wreszcie otrząsnąć z blogowego marazmu ;)

      Usuń
    3. Oj, ja z Twoimi też nie jestem, także czuj się usprawiedliwiona ;) też czuję taki blogowy marazm, już od paru miesięcy, także niestety rozumiem :(

      Usuń
  2. O! Jak super. Wiedziałam, wiedziałam, że to ona. Chociaż miałam kilku podejrzanych, to Harper wydała mi się całkiem prawdopodobna z powodu swej obsesji na punkcie Lucasa. Cóż, jej miłość do tego chłopka popchnęła ją do zbrodni, co prawda zrobiła to całkiem przypadkowo, ale nie oznacza to, że jej czyn został tak całkiem usprawiedliwiony. Rzuciła się na niego z pięściami i właśnie, chciała mu zrobić krzywdę, ale zabiła go. No dobrze, może nie lubiłam Lucasa, ale jednak nie zasłużył na taką karę.
    Ach, dobrze, że Mads wmieszała się w to i zabawiła w detektywa, chociaż przypłaciła to zdrowiem. Ważne, że teraz wszystko się ułoży i mam nadzieję, ze teraz z Aidenem i ojcem pójdzie jej łatwiej.
    Super. Jak zwykle cieszę się, że udało Ci się skończyć opowiadanie, zakończenie świetne, na to właśnie czekałam. Gratuluję Ci i oczywiście czekam na coś nowego. Życzę Ci także całej masy weny i czasu, który poświęcisz na nowe pomysły i SEC!
    Kocham Cię <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo mnie też było żal Lucasa... A może raczej bardziej, jak to zauważyłam w którymś komentarzu, mimo wszystko jego rodziców, którzy przecież stracili dwoje dzieci. Ale chyba wszyscy domyślali się, że to musiała być Harper, zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że Wyatt się w niej kochał ;)

      To na pewno :) a Maddie? Jasne, że musiała, nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.

      Ja też się bardzo cieszę, chociaż nie wyszło do końca tak, jak chciałam - ale wydaje mi się, że nie jest bardzo źle, bo dokończyłam niemalże wszystkie wątki. A coś nowego na pewno będzie, chociaż Ty wiesz, że nadal nie mogę się zdecydować między dwoma pomysłami :P

      Dziękuję! Ja Ciebie też ;*

      Całuję!

      Usuń
    2. O, tak biedni rodzice. Mimo wszystko kochali swojego syna, choć był dupkiem, a oni zachowywali się tak, jakby miasto należało do nich, ale to byli ludzie, którzy stracili dwoje dzieci - nikt nie powinien doznać czegoś takiego. Okropne. Harper zrobiła coś, co na zawsze odciśnie piętno na wielu ludziach, a już zwłaszcza na niej samej. Tak, no cóż, zagadka się rozwiązała, mam nadzieję, ze teraz Wyatt po prostu przestanie ją kochać i zobaczy jaka była naprawdę.
      Ach, ale chyba tak jest, że nie zawsze jest tak, jak chcemy. Czasami opowiadania idą nie w tym kierunku, w którym zakładaliśmy, że pójdą.
      Hahaha, wiem właśnie, ale kibicuję Ci i trzymam kciuki. Bo mimo wszystko, cokolwiek wybierzesz, mi będzie się podobało! :)


      Usuń
  3. Wiedziałam, że ona jest... Nie będę przeklinać. Widziałam, że taka jest w każdym razie. Ale nie sądziłam, że to ona zabiła Lucasa.
    A jednak!
    Szkoda, że to już epilog... Ale no cóż, czekam na coś nowego i Twojego.
    Maddie mogłaby rozważyć zawód jakieś psychologa albo coś w tym stylu... Nadałaby się.
    Już czekam na epilog!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maddie na pewno na studia pójdzie na psychologię, to akurat wiedziałam od początku ;)

      No cóż, Harper też ma uczucia, i z pewnością nie zrobiła tego specjalnie. Starałam się to trochę w tym rozdziale pokazać :)

      Coś nowego na pewno będzie, chociaż na razie nie mogę się zdecydować między dwoma pomysłami xd

      Całuję!

      Usuń
    2. Trzeba przyznać, że zrobiła to przypadkiem, ale najbardziej zdenerwowało mnie jej zachowanie w samochodzie. Wywołała wypadek! Niby Maddie wspomina, że raczej tego nie chciała, ale no cóż. Tak czy inaczej przez jej głupotę ktoś mógł ucierpieć. Nie wspominając o tym, że pewnie gdyby nie fakt, że Maddie się z nią spotkała, nie przyznałaby się do winy.
      Fakt, że Lucas do najświętszych nie należał i czuła się zraniona, to rozumiem. Ale jej zachowanie po tym wypadku i w samochodzie... Oczywiście było w niej wiele emocji podczas jazdy, ale umyślne spowodowanie wypadku, nawet jeśli w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Co się stało, to się nie odstanie. Mogła nawet zabić kogoś jeszcze.

      Jestem w ogóle ciekawa, jak ten wypadek wpłynie na Maddie. Już po tym, w którym zginęła jej matka miała traumę, a teraz?

      Tak czy inaczej pewnie będę zachwycona nową historią :)

      A tak w ogóle jestem ciekawa pewnej kwestii i mam pytanie. Czy zamierzasz (tak jak z Negatywem Szczęścia) po epilogu wysłać pdf chętnym osobom? :)

      Usuń
  4. Boże ta Haroer to prawdziwa Harpia; ona nie kochała Luvasa, ona miała juz poważna obsesje. Mam nadzieje ze zaczną ja leczyć... Wydawało mi sie niemożliwością, aby Wyatt mógł faktycznie zabić Lucasa i jak się okazuje, tak jest... Zastanawiam sie, jak Mads bedzie sobie teraz radzić z samochodami, nie zdziwiłabym się, jakby juz nigdy do żadnego nie weszła. Końcówka była piękna; uwielbiam Aidena :D zapraszam na nowosc do mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, trochę o obsesję to zahaczało. A Wyatt... myślę, że teoretycznie mógłby zabić Lucasa, ale nigdy nie pozwoliłby, żeby Aiden siedział za niego w areszcie i na pewno wcześniej by się do wszystkiego przyznał ;) a co do aut - dobrze na pewno nie będzie, ale wszystko jeszcze przed nią :)

      Usuń
  5. Furiatka z tej Harper. To co zrobiła wcześniej i to co zrobiła teraz spokojnie zapewniłoby jej opinię psychiatry i to niezbyt przychylną. Rozumiem, że sparaliżował ją strach po spowodowaniu śmierci Lucasa, ale tu nie chodzi o to. Samym tym, że tam pojechała i swoją chorą zazdrością. Jakby zwyczajnie nie mogła odpuścić. Nie rozumiem co widziała w Lucasie i na dodatek doskonale zdawała sobie sprawę jaki jest. Po co więc to wszystko? Zepsuła sobie przyszłość, bo zwyczajnie uparła się na jakiegoś dupka. To smutne. I co przerażające, takich miłosnych dramatów jest naprawdę sporo!
    A Aiden i Maddie, ah, przeznaczenie :D
    I ten wypadek, autentycznie bałam się, że to się skończy o wiele wiele gorzej.
    Na miejsu ojca Mads oszalałabym do tego momentu, to musi być straszne mieć taką córkę D:
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno :) ja tam myślę, że obydwoje byli siebie warci i w sumie szkoda, że jednak nie skończyli razem. Ale cóż, nie tak się ułożyło. Dla obydwojga raczej nie najszczęśliwiej, chociaż Harper ma jeszcze przynajmniej jakąś szansę na normalne życie po odbyciu stosownej kary.

      Haha, ojciec Mads pewnie raczej dziękuje niebiosom, że jego córka żyje :D ale coś w tym jest ;)

      Oczywiście, że przeznaczenie :P

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Diaphanerose, Lotus, Dianna Agron, Bastille.