Kiedy wróciłam do domu, nadal byłam
półprzytomna. Miałam kompletny mętlik w głowie, z którym nie potrafiłam sobie
poradzić. Na podjeździe stało auto taty, co oznaczało, że załatwił, co chciał –
i to napełniło moje serce nadzieją, ale równocześnie wciąż tkwiło w nim ziarno
niepewności. Aiden tam był, ale mi o tym nie powiedział. Dlaczego? Po co tam
pojechał?
Musiałam się tego dowiedzieć. Biorąc jednak pod
uwagę, że ojciec już o wszystkim wiedział i zapewne nadal planował nie dopuścić
do mojego spotkania z Aidenem, mogło być to dość… utrudnione. Oględnie rzecz
ujmując.
Ale to przecież nie mógł być on. Musiało być
jakieś racjonalne wytłumaczenie, a Aiden musiał mi je podać!
Kiedy tylko trzasnęłam drzwiami wejściowymi,
tata natychmiast pojawił się w przedpokoju; zapewne czekał na mnie w salonie.
Zaskoczył mnie i nie zdążyłam nawet zastanowić się, co powiedzieć mu w związku
z odkryciem, jakiego dokonałam nad Lewis Lake. Tyle co obiecałam sobie, że nie
będę go więcej okłamywać. Ale czy naprawdę mogłam to zrobić? Powiedzieć mu prawdę?
– Dobrze, że już jesteś – zaczął z rozpędu, po
czym przyjrzał mi się uważniej i dodał: – Wszystko w porządku, Maddie?
Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku,
odwracając się do niego tyłem. Chęć wyjawienia mu wszystkiego walczyła we mnie
o lepsze z rozsądkiem. Byłam pewna, że gdy ojciec dowie się, że Aiden był
tamtej nocy nad jeziorem, natychmiast go potępi, ostatecznie zabroni mi z nim
kontaktów i przestanie próbować mu pomóc. Nie mogłam do tego dopuścić. Poza
tym, nie miałam przecież stuprocentowej pewności, że Aiden faktycznie tam był.
Musiałam założyć, że mógł ubrudzić te buty w inny sposób, przynajmniej do
czasu, aż osobiście z nim nie porozmawiam. A niby jak miałam to zrobić, skoro
ojciec nigdy by mnie już do niego nie dopuścił?!
Decyzję mogłam podjąć tylko jedną, chociaż może
po prostu szukałam argumentów, żeby się usprawiedliwić. Nie zmieniało to jednak
podstawowego faktu.
Nie mogłam powiedzieć mu prawdy,
nieważne, jak bardzo cierpiało na tym moje sumienie.
– Tak, wszystko w porządku – odparłam, po czym
potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się sprzed oczu wizji mnie wbijającej ojcu
sztylet w plecy. To naprawdę było nie fair, co robiłam. – Tylko… dowiedziałam
się, że to Wyatt wystawił Aidena policji. Wiesz, że Wyatt był jedyną osobą,
której opowiedziałam o Aidenie? A on… Tak po prostu…
– Nie oceniaj go zbyt surowo, Maddie – poprosił
tata zaskakująco łagodnym tonem, chwytając mnie pod ramię i prowadząc do
kanapy. Pozwoliłam się na niej usadzić, chociaż wcale nie miałam na to ochoty.
– On na pewno chciał tylko powiedzieć policji prawdę, a nie wrobić Aidena. Moim
zdaniem postąpił całkiem słusznie.
– Tato!
– Och, wiem, że czujesz się zdradzona, ale
pomyśl przez chwilę racjonalnie – prychnął, nie dając mi dojść do słowa. – Co
on innego miał niby zrobić? Skłamać, żeby oczyścić go z zarzutów? Wcale się nie
dziwię, że tego nie zrobił.
Przygryzłam wargę. Znaczy się, ojciec nie byłby
zadowolony, gdybym przyznała, że chwilę wcześniej sama skłamałam, żeby chronić
Aidena. Powinnam jak najszybciej się z nim zobaczyć.
– Wiem, ale i tak czuję się… jakby przyjaciel
wbił mi nóż w plecy – burknęłam, myśląc, że sama wcale nie byłam lepsza. Tata
uśmiechnął się pocieszająco.
– Mads, wiem, że bardzo to wszystko przeżywasz.
Nie byłabyś sobą, gdyby tak nie było. Ale posłuchaj mnie. Rozmawiałem z ciotką
Aidena. Wynajęła już dla niego adwokata i jutro, a może nawet jeszcze dzisiaj,
Aiden wyjdzie za kaucją. Póki co nie wiadomo, czy sformułują przeciwko niemu
oskarżenie, ale nawet jeśli, to przynajmniej do tego czasu nie będzie musiał
siedzieć w areszcie.
Odetchnęłam z ulgą. To była pierwsza tak dobra
informacja tego dnia, który zdawał się ciągnąć jak guma. Wydawało mi się, że
ten moment, kiedy przed lekcjami poszłam poszukać Aidena, by zapytać, jak się
miał, miał miejsce jakieś sto lat wcześniej. Udało mi się nawet przywołać na
twarz blady, nieco drżący uśmiech.
– To dobrze. Będę mogła z nim porozmawiać…
– Nie. Nie będziesz z nim rozmawiać, Maddie –
przerwał mi tata stanowczo. Zastygłam z otwartymi ustami, wpatrując się w niego
z oburzeniem. – Nie patrz tak na mnie. Robię tylko to, co na moim miejscu
zrobiłby każdy zatroskany rodzic. Nie musisz się w to wplątywać, a nawet nie
powinnaś, Mads. Trzymaj się od tego z daleka. I trzymaj się z daleka od Aidena,
póki cała ta sprawa się nie wyjaśni. A jeśli okaże się, że nie miał z tym nic
wspólnego, to też najpierw będę chciał go poznać, zanim pozwolę ci z nim
gdziekolwiek wyjść.
– Chyba żartujesz – prychnęłam. Tata pokręcił
głową.
– Nie, absolutnie nie żartuję. Właśnie tak
będzie i nie chcę słyszeć ani jednego słowa na ten temat. Ty chyba sama nie
rozumiesz, jak bardzo bezmyślnie się zachowałaś, Mads. Wiedziałem, że mogę mieć
z tobą pewne problemy, ale tym wszystkim przeszłaś moje najśmielsze
oczekiwania. Nie wiem, jak mam do ciebie dotrzeć, Maddie, ale wiem, od czego
muszę zacząć. Jestem twoim ojcem i będę cię chronił za wszelką cenę, choćbyś
miała mnie za to znienawidzić. Dlatego właśnie nie zobaczysz się z Aidenem,
póki ci na to nie pozwolę, i nie chcę słyszeć ani słowa sprzeciwu. Pójdziesz teraz
do siebie i odrobisz lekcje na jutro, a ja w zamian obiecuję ci, że dam ci
znać, kiedy tyko dowiem się czegoś od ciotki Aidena.
Miałam tak ściśnięte gardło, że przez chwilę nie
mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Z jednej strony czułam potworną niesprawiedliwość,
bo przecież miałam siedemnaście lat i mogłam sama decydować o moim życiu; z
drugiej jednak, rozumiałam trochę perspektywę taty. Dla kogoś postronnego jak
on, cała ta sprawa, w którą się wplątałam, faktycznie mogła wyglądać niezbyt
kolorowo. I na pewno myślał, że gdybym powiedziała mu o wszystkim wcześniej,
jakoś by temu zapobiegł, odwiódł mnie od przynajmniej części kroków, które
doprowadziły do rozmowy z policją, w której zasugerowano mój współudział w
zabójstwie Lucasa.
Jasne, chciał mnie chronić, i kiedy wreszcie
poznał prawdę, musiał poczuć się tak, jakby nie miał nad niczym kontroli. Czy
to jednak znaczyło, że dla jego samopoczucia miałam odpuścić i martwić się, że
Aiden mnie okłamał, zamiast wprost go zapytać i poznać prawdę? Co właściwie miałam
z tym zrobić?
– Dobrze – odpowiedziałam w końcu z trudem,
wyminęłam go i weszłam na schody. – Zadzwoń do mnie, jeśli się czegoś dowiesz.
– Niepewnie się czuję, kiedy tak bez awantury na
wszystko się zgadzasz – odparł tata i gdyby nie fakt, że byłam w podłym
nastroju, zapewne uśmiechnęłabym się na te słowa. – Coś kombinujesz, Maddie?
Wywróciłam oczami.
– Nic nie kombinuję. O Aidenie pogadamy, kiedy
wypuszczą go z aresztu, teraz i tak by mnie do niego nie wpuścili.
Czułam wyrzuty sumienia, kiedy wchodziłam powoli
po schodach i kierowałam się ku mojej sypialni. W końcu to nie była całkiem
prawda. Rzeczywiście zamierzałam dać spokój do czasu, gdy Aiden wyjdzie z
aresztu. Ale potem?
Potem absolutnie nie zamierzałam trzymać się od
niego z daleka. Nie wytrzymałabym, gdyby pomyślał, że uwierzyłam policji i
dlatego go unikałam.
Poza tym musiałam poznać prawdę. Aiden musiał mi
powiedzieć, co tamtej nocy robił nad Lewis Lake.
I w jakim stanie był Lucas, gdy stamtąd
odjeżdżał.
***
– Maddie! Zaczekaj!
Niechętnie odwróciłam się do rudowłosej
dziewczyny, z którą właśnie minęłam się w wejściu do szkoły. Była siódma
czterdzieści pięć i zmierzałam właśnie na pierwszą lekcję, nienawidząc się za
to, że szłam do szkoły, jakby się nic nie stało; ostatnią rzeczą, na jaką miałam
w tamtej chwili ochotę, była pogawędka z Brianną. Nie musiałam jej odbyć, żeby
wiedzieć, że to nie będzie nic przyjemnego. Spodziewałam się raczej, że ta ruda
wiedźma w okularach oskarży mnie o świadome wpakowanie Aidena w kłopoty i wręcz
wsadzenie go do aresztu.
– Cześć, Bree – odpowiedziałam chłodno. –
Przepraszam, ale… spieszę się.
– Nie, zaczekaj! – Brianna chwyciła mnie za rękę
i odciągnęła od wejścia do szkoły; jej zielone oczy błysnęły niepokojem zza
okularów. To jednak nadal nie dało mi do myślenia. – Muszę z tobą pogadać.
Proszę, to zajmie tylko chwilkę…
– O co chodzi? – Założyłam ramiona na piersi w
obronnym geście, bo przecież wiedziałam, o co mogło chodzić. Miałyśmy z Brianną
tylko jeden wspólny temat.
– Chciałam… Nie wiesz, jak czuje się Aiden?
Podniosłam w zdziwieniu brew. No proszę, to nie
miała do mnie pretensji? Nie krzyczała, że to wszystko moja wina? Coś nowego.
Nie taką Briannę pamiętałam z naszych poprzednich spotkań.
– Wiem tylko, że wkrótce ma wyjść z aresztu,
będziesz mogła sama go zapytać – mruknęłam, po czym wyminęłam ją, żeby wejść do
szkoły. Pchnęłam drzwi i znalazłam się w zatłoczonym korytarzu, na którym na
szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Brianna niestety poszła za mną i
zupełnie już nie rozumiałam, o co jej chodziło. Co jeszcze chciała wiedzieć?
– Uważam, że to naprawdę odważne, co dla niego
zrobiłaś – powiedziała znienacka, czym zmusiła mnie do przystanięcia w miejscu
i przyjrzenia się jej ze zdumieniem. Naprawdę, absolutnie się tego po niej nie
spodziewałam, spodziewałam się raczej wymówek i pretensji! – No wiesz, przyznać
się przed wszystkimi, że się z nim spotykasz. I że byłaś z nim w tę noc, kiedy
Lucas… Naprawdę cię podziwiam.
– Nie ma czego, zrobiłam to odruchowo –
bąknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku mojej szafki.
Bree pobiegła za mną, a ja zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodziło. Nie
czułam się dobrze w towarzystwie tej dziewczyny. – Bree, o co ci właściwie
chodzi? Dlaczego…
– Poczekaj, nie idź tam, dobrze? – Chwyciła mnie
za rękę, chcąc najwyraźniej odciągnąć mnie od miejsca, ku któremu dążyłam,
zaparłam się jednak nogami i przepchnęłam się do szafki między grupką
roześmianych uczniów, nie zwracając na nią uwagi. Bree naprawdę zachowywała się
dziwnie. Nigdy wcześniej nie była wobec mnie miła i to było… niepokojące. –
Maddie, zaczekaj, naprawdę nie powinnaś…
Nie usłyszałam reszty zdania, nie byłam nawet
pewna, czy Bree je skończyła, bo kiedy w końcu zobaczyłam, od czego próbowała
mnie odciągnąć, zrozumiałam też, dlaczego chciała to zrobić. Chociaż nie miała
dobrej wymówki. Zatrzymałam się w pół kroku, czując nieprzyjemne pieczenie w
przełyku, i nagle zwróciłam uwagę na wszystkich tych ludzi, którzy szeptali
wokół mnie, i nawet jeśli nie szeptali o mnie, przestałam się czuć tak anonimowo
jak jeszcze przed chwilą.
Pod moją szafką stał woźny, który dość
nadaremnie próbował zmyć sporych rozmiarów napis wykonany na drzwiczkach
czerwoną farbą. Farba spłynęła trochę i cały obrazek wyglądał raczej upiornie,
jak zaschnięta krew. Nie wspominając już o treści napisu, który sprawił, że
krew uderzyła mi do głowy.
DZIWKA
MORDERCY.
Naprawdę. Ktoś napisał coś takiego na
drzwiczkach mojej szafki, i farba nie chciała zejść, chociaż woźny skrobał ją
ostrą szczotką.
Poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w
głowę. Łzy napłynęły mi do oczu, ale pomyślałam, że przecież nie mogłam
rozpłakać się tam, na oczach tych wszystkich ludzi, którzy właśnie tak o mnie
myśleli. Ręce zaczęły mi się trząść, stałam tak przez chwilę w bezruchu,
wgapiając się idiotycznie w ten głupi napis, po czym odwróciłam się gwałtownie
na pięcie i ruszyłam przed siebie, na oślep, popychając kogoś ramieniem i nie
zwracając uwagi na śmiechy, które mnie goniły. Nie wiedziałam nawet, czy
faktycznie śmiali się ze mnie, czy raczej goniły mnie zwykłe odgłosy korytarza
na przerwie przed lekcją; zresztą nie miało to większego znaczenia. Wreszcie
zrozumiałam, co miała na myśli Bree, mówiąc, że byłam odważna.
Problem w tym, że ja nie byłam odważna. Byłam
tylko bezmyślna, dokładnie tak, jak powiedział tata.
Bree pobiegła za mną, wołając mnie, ale nie
zwracałam na nią uwagi. Zatrzymała mnie dopiero w bocznym, mniej zatłoczonym
korytarzu, gdzie uciekłam przed wzrokiem innych uczniów, zagradzając mi drogę i
wyciągając przed siebie ręce. Zatrzymałam się z irytacją.
– Właśnie dlatego nie chciałam, żebyś tam szła –
wyjaśniła. Posłałam jej niecierpliwe spojrzenie.
– Czego ty właściwie chcesz, co, Bree? Nie
lubisz mnie, pamiętasz? Po co w ogóle za mną łazisz?!
– Bo chyba jestem jedyną osobą, która ma na to
ochotę. – Wzruszyła ramionami, po czym poprawiła okulary na nosie. – Widzisz,
Maddie… Naprawdę nie jestem taka okropna, jak myślisz. Ja tylko myślałam, że
powinnam bronić Aidena przed tobą. Dopiero teraz widzę, że to dla ciebie nie
jest zabawa, wystarczy spojrzeć, ile możesz na tym stracić. Nie chcę, żebyś
teraz przez to wszystko się od niego odwróciła.
– Nie zamierzam. – Gardło znowu miałam
ściśnięte, z trudem wykrztusiłam z siebie te słowa. Odchrząknęłam, po czym
dodałam nieco pewniej: – Nie ruszają mnie głupi ludzie, wiesz, Bree? Mogą sobie
malować takie napisy, ile tylko będą chcieli. Ja z niego nie zrezygnuję.
– Oni też nie. Będziesz miała ciężko w szkole.
– Trudno. – Za głęboko już w to weszłam, żeby
się wycofać. Nawet gdybym mogła to zrobić, nie chciałabym. – Co to wszystko
byłoby warte, gdyby było łatwo? Tylko ci ludzie… nie przestają mnie zdumiewać.
Jak można być tak mściwym, tak… bezlitosnym? Dla zwykłego chłopaka, który nic
nie zawinił…
– I dla ciebie, chociaż chciałaś go tylko
bronić.
Wymieniłam z nią spojrzenia i już wiedziałam, że
nie będę mieć więcej problemów z Bree. Rozumiała mnie wreszcie, bo w końcu
uznała, że to z mojej strony było coś więcej niż tylko chwilowy kaprys,
zachcianka. Przynajmniej tyle dobrego.
Szkoda, że potrzeba do tego było aż takich
okoliczności.
– Nigdy tego nie zrozumiem – mruknęłam,
chwytając mocno ramię plecaka. – Słuchaj, muszę iść na lekcję, bo zaraz się
spóźnię…
– Odprowadzę cię.
Nie protestowałam, kiedy to zaoferowała, po
prostu skinęłam głową; sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać, ale
tak łatwo przyszło mi jej zaufać, bo była jedyną osobą, która w tym wszystkim
chciała mi pomóc. Wyatt wydał Aidena policji, a potem zamknął się w swoim
pokoju. Carrie uciekła ode mnie w momencie, gdy tylko przyznałam się do znajomości
ze szkolną persona non grata. A Aiden… Aiden na pewno by
mi pomógł, gdyby tylko mógł. Problem w tym, że chyba nadal nie wypuścili go z
aresztu.
W tym wszystkim każdy, kto okazał mi odrobinę
życzliwości, musiał okazać się moim sprzymierzeńcem. Nie chciałam odpychać od
siebie Bree, zwłaszcza że sama do mnie przyszła. Potrzebowałam jej.
Potrzebowałam kogokolwiek.
Gdy tylko weszłam do sali, w której miałam mieć
angielski, wszystkie rozmowy dookoła konspiracyjnie ucichły. Wywróciłam oczami
i udałam, że nie zauważyłam, po czym przeszłam wzdłuż jednego rzędu ławek,
uważnie wpatrzona we własne buty, po czym usiadłam w przedostatniej ławce, tam
gdzie zwykle, wysoko unosząc głowę. Część uczniów przyglądała mi się mniej lub
bardziej dyskretnie, jakby nigdy w życiu nie widzieli blondynki. Inni po chwili
wrócili do przerwanych rozmów, najwyraźniej nie wiedząc, o co tyle krzyku. Tyle
dobrego, że nie wszyscy zachowywali się tak ostentacyjnie.
Ale i tak wiedziałam, że wszyscy zdawali sobie
sprawę z napisu wymalowanego czerwoną farbą na mojej szafce. I sądząc po braku
poparcia, większość się z nim zgadzała.
Carrie wpadła do klasy spóźniona, zaraz za
nauczycielką. Obydwie spojrzały na mnie, ale w różny sposób: na twarzy panny
Clayton odmalowała się troska, Carrie natomiast patrzyła na mnie niepewnie, z
wahaniem, jakby nie wiedząc, co zrobić. Ostatecznie zawsze siadała obok mnie.
W klasie rozeszły się szmery, gdy w końcu
stanowczym krokiem przeszła przez salę i zajęła swoje stałe miejsce.
Najwyraźniej nie tylko moje poczynania były uważnie śledzone przez większość
uczniów. Zaczynało mnie to powoli irytować.
Swoją drogą, ciekawe, co pomyśleli sobie o
takiej postawie Carrie?
– Cześć – bąknęła przyciszonym głosem, gdy panna
Clayton usiadła przy biurku. Wywróciłam oczami, ale nie odpowiedziałam,
wpatrzona bez sensu w tablicę.
To było głupie, biorąc pod uwagę, że
potrzebowałam pomocy każdego sojusznika, jakiego udałoby mi się znaleźć, a
obecnie mogłam liczyć praktycznie tylko na Briannę, bo nawet Wyatt wydawał mi
się niepewny. Nie potrafiłam jednak puścić w niepamięć tego, co ostatnio mi
powiedziała i jaką postawę wtedy zaprezentowała. Nadal mnie to wkurzało i nadal
miałam ochotę jej przyłożyć. Nawet jeśli Carrie najwyraźniej okazała się
porządniejsza, niż sądziłam.
– Słuchaj, przepraszam – szepnęła po chwili,
pochylając się w moją stronę. Nadal gapiłam się na tablicę. – Nieważne, co
sądzę o Aidenie. To nie w porządku, jak wszyscy z tobą postępują. Zawsze
próbowałam trzymać się do tego z daleka, ale nie tym razem. Nie powinno się tak
szczuć niewinnej dziewczyny.
Nie dałam rady, w końcu na nią spojrzałam. W jej
oczach widziałam, jak mi się zdawało, szczere zmartwienie. Zresztą, po co
miałaby udawać?
– Dzięki – mruknęłam więc, zanim jednak zdążyłam
powiedzieć coś więcej, zorientowałam się wreszcie, że panna Clayton nadal nie
zaczęła wykładu. Kiedy na nią zerknęłam, stwierdziłam, że patrzyła prosto na
mnie i milczała. Zrobiło mi się głupio.
– Teraz, gdy już zwróciłaś na mnie uwagę, Maddie
– odezwała się nieco tylko sarkastycznym tonem – mogę ci powiedzieć, co do
przekazania ma ci dyrektor. Prosi o pojawienie się w jego gabinecie. Teraz.
Otworzyłam usta, nie bardzo wiedząc, co
powiedzieć, co ostatnio zdarzało mi się zbyt często. Po klasie znowu rozeszły
się szmery, które ostatecznie mnie wkurzyły.
– Ale dlaczego? Nie zrobiłam nic złego –
zaprotestowałam z pretensją. Panna Clayton uśmiechnęła się uspokajająco.
– Wcale nie powiedziałam, że zrobiłaś. Po prostu
chce cię widzieć.
Podniosłam się z miejsca i zarzuciłam torbę na
ramię, ignorując coraz głośniejsze szepty innych uczniów, które panna Clayton
nadaremnie próbowała uciszyć. Usłyszałam tylko „Słusznie, idź do diabła,
dziwko” i „Nie chcemy cię tutaj”, i może dobrze, że rozpoznałam tylko tyle. I
że byłam wtedy już przy drzwiach, bo inaczej, pomimo mojego charakteru,
wróciłabym się i przyłożyła tym, którzy to powiedzieli. A tak tylko trzasnęłam
drzwiami od zewnętrznej strony, gdy już wyszłam na korytarz. Ostatecznie, jakie
to miało znaczenie?
Korytarz szkolny był pusty, i całe szczęście, bo
nie miałam ochoty użerać się z kolejnymi wytykającymi mnie palcami uczniami.
Miałam tego wszystkiego serdecznie dosyć. Bez trudu odtworzyłam drogę do
gabinetu dyrektora, którą ostatni raz szłam wraz z Lucasem. Cholera. Nie miałam
wtedy pojęcia, że tak się to wszystko skomplikuje. Gdybym wiedziała… może
postąpiłabym gdzieś inaczej? Powiedziała ojcu wprost, co Lucas próbował zrobić,
by w ten sposób zapobiec późniejszej randce?
Ale czy wtedy w ogóle zeszłabym się z Aidenem?
Potrząsnęłam głową. Nie wolno mi było tak
myśleć. Kochałam Aidena, tego jednego byłam pewna. Niezależnie więc, czy
spotkalibyśmy się wtedy w restauracji, do której zabrał mnie Lucas, czy nie, i
tak w końcu bylibyśmy razem. To ostatecznie to pokomplikowało całą sytuację,
nie mogłam więc żałować niczego.
Nawet jeśli ciągle nie byłam w stu procentach
pewna Aidena.
Sekretarka przywitała mnie skinieniem głowy i
bladym uśmiechem, po czym oświadczyła, że mogłam wejść do gabinetu dyrektora. Z
każdym krokiem czułam się mniej pewnie, może dlatego, że powoli uciekała ze
mnie cała wściekłość.
Pan Whiterby siedział za swoim biurkiem w takiej
samej pozie, jak wtedy, gdy widziałam go pierwszy raz; miał na sobie
kontrastującą z jego ciemną skórą białą koszulę i ciemną marynarkę, która,
sądząc po jej rozmiarach, ledwie zapinała się na jego pokaźnym brzuchu. Kiedy
weszłam do środka, nie podniósł się zza biurka, tylko kiwnął na mnie ręką,
żebym usiadła naprzeciwko, co uczyniłam dość niechętnie, rzucając torbę na
podłogę. Cała moja postawa musiała zdradzać, jak bardzo nie podobała mi się ta
sytuacja.
– Cieszę się, że przyszłaś, Maddie – odezwał się
pan Whiterby tym swoim poważnym, głębokim głosem. – Zapewne domyślasz się,
dlaczego cię do siebie poprosiłem.
– Nie mam pojęcia – prychnęłam. – Bo jeśli
chodzi o to wszystko, co dzieje się teraz w szkole, to raczej powinien pan tu
zaprosić tych, którzy mnie prześladują.
– Prześladują? Tak właśnie się czujesz, Maddie?
Prześladowana? – Dyrektor uniósł brew. – Musisz zrozumieć, że martwi nas cała
ta sytuacja. I nie przejmuj się, na pewno porozmawiamy o tym z wszystkimi, nie
tylko z tobą. Prawdą jednak pozostaje, że sama naraziłaś się na niechęć swoich
kolegów. Zapewne wiesz, jakie uczucia wywołuje tutaj Aiden Montgomery…
– Tak, i nie rozumiem, dlaczego nikt z tym
jeszcze nie zrobił porządku – przerwałam mu dość obcesowo. – Tak nie powinno
być w żadnej szkole. Rozumiem, że nauczyciele też nie pałają do niego miłością,
ale powinniście chyba pozostać bezstronni, nie uważa pan?
– Rozmawiamy teraz o tobie, Maddie, nie o
Aidenie – odparł dyrektor, zupełnie ignorując moje słowa. I dobrze, dzięki temu
nabuzowałam się jeszcze bardziej. – I o tym, że postąpiłaś bardzo lekkomyślnie…
– …próbując ratować niewinnego chłopaka przed
oskarżeniem go o coś, czego nie zrobił? – znowu mu przerwałam. – Dość
nieskutecznie zresztą, biorąc pod uwagę, że i tak go zamknęli, tylko ze względu
na jego nazwisko.
– Swoim wyznaniem zepsułaś atmosferę w szkole,
Maddie – wytłumaczył mi spokojnie dyrektor. – Jesteś punktem zapalnym. Nie
chcemy tu żadnych konfliktów…
– W takim razie dziwne, że jeszcze nie
wyrzuciliście stąd Aidena.
– Nie możemy pozwolić, żeby to się
rozprzestrzeniało – dodał, znowu mi przerywając.
Najwyraźniej czekał na moją odpowiedź, a ja
buzowałam wściekłością, zastanawiając się, co właściwie spodziewał się
usłyszeć. A potem podjęłam decyzję, założyłam ramiona na piersi i
odpowiedziałam:
– Nie czuję się w tej szkole bezpiecznie.
– Słucham? – Po raz pierwszy udało mi się choć
odrobinę wyprowadzić go z równowagi, co poznałam po tym nieco opryskliwym
tonie, którego nagle użył. Triumfowałam w myślach.
– Według statutu szkoły każdy uczeń powinien się
czuć w niej bezpiecznie. To jego podstawowe prawo, a podstawowy obowiązek
szkoły to zapewnić każdemu uczniowi bezpieczeństwo – wyjaśniłam, chociaż tak naprawdę
nie miałam pojęcia, co znajdowało się w statucie szkoły. Słyszałam jednak, że
takie coś istniało w mojej szkole w Austin, więc założyłam, że i w
Elizabethtown. – Nie czuję się tu bezpiecznie. Inni uczniowie mi grożą, a
nauczycieli w ogóle to nie obchodzi.
Przez moment po moich słowach w gabinecie
panowała cisza. W końcu dyrektor pokiwał powoli głową i odparł:
– Może i tak będzie lepiej. Myślę, że powinnaś
na jakiś czas zrezygnować ze szkoły, Maddie. Zostać w domu. Chociaż na kilka
tygodni. Jesteś bystra, na pewno to nadrobisz, a tak będzie lepiej dla ciebie i
dla innych uczniów. Poczekamy, aż sprawa trochę przycichnie i wszyscy się
uspokoją.
Otworzyłam usta, żeby odruchowo zaprotestować,
ale szybko z powrotem je zamknęłam, kiedy dotarło do mnie, że to był naprawdę
dobry plan. Nie miałam ochoty w ogóle chodzić do szkoły i oglądać tych idiotów,
którzy malowali mi szafkę i wyzywali od dziwek. A oni na pewno nie mieli ochoty
oglądać mnie, nawet jeśli obrażanie mnie sprawiało im dziwną przyjemność.
Dlatego w końcu powoli pokiwałam głową.
– Jasne. Jeśli tylko mój tata się zgodzi.
– Zaraz do niego zadzwonimy i poprosimy, żeby po
ciebie przyjechał – odpowiedział dyrektor, po czym wezwał sekretarkę i
przekazał jej tę dyspozycję. – To mądra decyzja, Maddie. Wszyscy dzięki temu
poczują się lepiej.
A zwłaszcza dyrekcja, która zamiecie problem pod
dywan, pomyślałam, ale tego już nie powiedziałam na głos. Miałam dość.
Kiedy później w sekretariacie czekałam na
przyjazd taty, który bynajmniej nie był zadowolony z rozwoju sytuacji,
odebrałam SMS–a z nieznanego numeru. Dopiero po treści stwierdziłam, że nadawcą
była Brianna.
Przed
godziną wypuścili Aidena z aresztu. B.
Wow.. Ludzie to jednak dupki. Serio.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać że nie spodziewałam się, że Bree będzie przyjaźnie nastawiona do Maddie w końcu. To coś nowego!
Ten dyrektor to przepraszam, jakiś chry jest? Nie no, jasne najlepiej zwalić winę na ofiarę i jeszcze twierdzić, że Aiden nie jest mile widziany przez społecznośc szkoły! Ten człowiek to jakiś półgłówek chyba jest! na początku myślałam, że dyrektor raczej przeprosi czy coś za zachowanie uczniów i chodzące po szkole plotki, oraz w ogóle całą tę sytuację z szafką, a tutaj taki psikus. Nie! Lepiej jeszcze podręczmy biedną dziewczynę...
Ale się zbulwersowałam...
Dobrze, że Aiden w końcu wychodzi, pewnie wreszcie pogadają z Mads. Albo jeszcze lepiej... Aiden pozna ojca Maddie!
Dobra, do głupie w takich okolicznościach, ale aż mi się buzia sama cieszy na tę wizję! :P
Pozdrawiam!
Ci ludzie w tym mieście naprawdę maja ogrtomną łatwość do mieszania innych z błotem. Tzn. włąsciwie trudno się dziwić, ze wierzą w winę Aidena, ale mimo wszystko... nie powinni tak robić. to, co zrobił dyrektor, nie dość, że jest moralnie niewybaczalne (w ogóle sugerowanie uczniowi, żeby siedział cicho...)_, ale chyba też niezgodne z prawem -0żeby "doradząć" uczennicy rezygnację z chodzneia do szkoły przez jakis czas... i to ze zwykłego strachu. Boż,e jaki żal. Aiden wyszedł... i cóż,nie dziwię się Mads, że chce się z nim spotkac, ale zupełnie tez nie dziwię sie jej ojcu, że nei chce do tego dopuścić. I nie ma tutaj dobrego wyjsćia. być może gdyby aiden przyszedł i poprosił ohca dziewczyny,żeby mgół z nią porozmawiać... może by przeszło, ale chyba nie dałby im pogadac we dwójkę, a tak to nie wiem, czy coś z tgego by wynikłok... Mam andzieję,że w następnym rozdziale dowiemy się czegos z perspektywy chłopaka, bo ja już nie mogę z tej niepewności wytrzymać. Akcja przybiera tempa... no i jak już się domyslałam, B okaże się by pewnie cnaprawdę w porządku xD szkoda tlyko, ze dopeiro w takich okolicznościach uwierzyła w szczerość zamierzen Maids. z drugeij strony jak mieszka od urodzenia w tym chorym mieście, to trudno się jej dziwić, ze jest ostrożna. Cassie mocno zdziwiła mnie swoim podejśćiem, pozytywnie rzecz jasna, siebie chyba też. Mam nadzieję, że nie zrezygnuje z tej postawy! Zapraszzam do mnie na zapiski-condawiramurs na nowy rozdział, jestem ciekawa Twojej opinii;)
OdpowiedzUsuńDłuższą chwilę myślałam nad Mads, która gdzieś na początku powiedziała, że ma siedemnaście lat i może już o sobie decydować. Zaśmiałam się, a potem stwierdziłam, że wszyscy jesteśmy tak samo durni w wieku 17lat. Matko, ja się starzeję! Chociaż prawda jest też taka, że Maddie jest całkiem dojrzała jak na swój wiek, choć robi głupoty (no ale kto ich nie robi). Przeraża mnie więc ten ostracyzm. To jest chore, że nawet władze szkolne zamiast likwidować i walczyć z problemem, to tak po prostu stają po stronie tych nastolatków. Owszem, to co wydarzyło się przed laty jest straszne, ale dlaczego mierzyć wszystkich tą samą miarą? Niby mamy XXI wiek a czasami odnoszę wrażenie, że przez te wieki nic się nie zmieniło. Ludzie nadal widzą to co łatwiejsze i przyjęte przez ogół. To smutne i bolesne. Przyznaję, że nadal mam wątpliwości, co do tej całej sytuacji, bo jeżeli Aiden tam był, to nie powinien tego ukrywać. Wątpię, by zabił Lucasa. Aczkolwiek niewyjaśnienie tego kładzie ogromny cień na jego niewinność a to z kolei przekłada się na jego relację z Mads.
OdpowiedzUsuńA co do Bree, to kurczę, czekałam na coś takiego. naprawdę liczę, że Maddie i Bree zostaną przyjaciółkami XD
czekam na kolejny :)
Pozdrawiam!
Deszcz za oknem, kakao i Twoje opowiadanie, a człowiek nie może oczu od komputera oderwać. Przeczytałam dopiero dwa rozdziały, a wciągnęłam się jak rzadko. Może to przez to, że ostatnio czytam za mało romansów. ; ) Nie wiem czemu - i nie wiem czy będzie tak nadal - ale główna bohaterka w pierwszych rozdziałach najzwyczajniej w świecie mnie bawi. Nie wiem czy takie było Twoje zamierzenie, ale jest wprost urocza! Ma w sobie coś takiego, co każe czytelnikowi się uśmiechnąć. Zostawiam kolejne rozdziały na jutrzejszy wieczór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Agata z nawiedzony-dwor.blogspot.com
Kiedy czytałam, myślałam sobie, że zachowanie każdego z bohaterów potrafię zrozumieć, nawet uczniów w szkole - wiadomo, dzieciaki/nastolatki potrafią być naprawdę okrutne, szczególnie gdy są w silnej grupie, a już w ogóle biorąc pod uwagę całą społeczność Elizabethtown. A później Mads poszła do dyrektora, zaczęła z nim rozmawiać i... w pierwszej chwili myślałam, że to jakiś inside joke w opowiadaniu XD Jezu, nie wiem, skąd ten człowiek się wziął, ale chyba siedział na niewłaściwym miejscu. Swoją drogą zastanawiam się, czy Aidenowi też zaproponował jakąś "przerwę" od chodzenia do szkoły, kiedy przeszedł do liceum. Mam nadzieję, że jednak ojciec Maddy zareaguje... odpowiednio, o! :)
OdpowiedzUsuńOgólnie jestem pełna podziwu dla Bree, że jest tak miła dla Maddy, wcześniej chyba nie potrafiłabym sobie tego wyobrazić. A teraz? Łatwo jest kogoś ocenić bez poznania go, myślę, że zarówno Bree i Maddy są winne sobie dokładnie to samo. Nawet Carrie miała w tym rozdziale ludzką twarz, wow!
Pozdrawiam!